Jesień 1939r., ul. Francuska, Warszawa
Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,
A. Mickiewicz "Niepewność"
Ciepłe, jeszcze letnie podmuchy poranka przemieniły się w przenikającą do szpiku kości, typowo jesienną zawieję, która bezlitośnie pędziła ołowiane chmury, jako niechybny zwiastun przeokropnej burzy. Na schodkach, które już od dawna wymagały porządnego wysprzątania żółtego tramwaju stała Jadzia, smukła dziewczyna lat osiemnastu z kawałkiem, o zamyślonych, zielono-piwnych oczach oraz orzechowych włosach, spiętych wstążką po obu stronach głowy. W drodze powrotnej do domu postanowiła zabrać się za "poważną lekturę", jak to ujęła jej matka, lecz burzowy krajobraz za oknem bardziej nadawał się do rozmyślań, niż do czytania Wergiliusza. Toteż zlekceważony tomik poezji wisiał u ręki dziewczęcia, ledwie odpierając siłę grawitacji.
Blondynka zaś pozwoliła swojej ogromnej wyobraźni bujać, harcować i latać wszędzie, gdzie się jej żywnie podobało. Co chwilę myśl zastępowała inna, a potem kolejna i następna. W tej chwili Jadzia błądziła boso po wyimaginowanej łączce pełnej maków, różnych zbóż oraz gęstej mgły, w niebieskiej sukience, niczym opiekuńcza driada, dopatrująca plonów okolicznych wieśniaków. Pierwsze promienie słońca nie zdążyły się jeszcze przebić przez grubą warstwę chmur, co nadawało ogólnej tajemniczości. Delikatnie dotknęła kłosów po jej prawej stronie. Przymknęła na chwilę powieki, rozkoszując się wczesnym, wilgotnym powietrzem. Po chwili otworzyła je i zatańczyła na palcach, a jej sukienka zafalowała wokół niej.
Do pojedynczych ptasich treli dołączył nagle odgłos kroków, zdecydowanie nie należących do niej. Na horyzoncie dostrzegła zbliżającą się postać. Dziewczyna stanęła w miejscu, dopatrując się detali, które pozwoliłyby jej rozpoznać nadchodzącą personę. Nieśmiały uśmiech, niebieskie oczy, delikatna opalenizna. Z każdą sekundą postać wydawała się coraz bardziej znana, aż w końcu rozpoznała w niej...
- Tadeusz? - wymamrotała zanim zorientowała się, że powiedziała to na głos.
Potrząsnęła głową by do końca wybudzić się z dziwnej wizji. W samą porę, bowiem zbliżała się do odpowiedniego przystanku. Rozejrzała się wokół sprawdzając, czy aby na pewno nikt jej nie usłyszał. Ku zażenowaniu blondynki kilka osób posłało jej zaskoczone, a nawet rozbawione spojrzenia. Kiedy drzwi się otworzyły dziewczyna wypadła z tramwaju nieco skołowana. Jej ciało zadrżało na tak nagłą zmianę temperatury. Dlaczego zobaczyła akurat osobę, którą dzisiaj ledwo poznała?
Z tą myślą dotarła aż pod drzwi swojego mieszkania. Już od samego progu doszły ją znajome dźwięki - serdeczny śmiech brata, bulgotanie zupy ( po zapachu rozpoznała grochówkę ), potok słów matki, a także pomrukiwanie ojca w odpowiedzi na zadawane od czasu do czasu przez małżonkę pytania. Na usta Jadzi mimowolnie wkradł się uśmiech.
Domowe pielesze rodziny Wróblewskich były stale przemeblowywane, a to za sprawą pani domu, której gust oraz pomysły nie dawały pozostawić tego samego wystroju na więcej niż cztery miesiące. Były jednak rzeczy ( nieliczne, acz jednak ), które miały swoje stałe miejsce. Taką rzeczą był na przykład fotel pana domu, bezpiecznie ulokowany w salonie, którego pani Wróblewska nie miała prawa przesunąć nawet o centymetr, chyba że na czas sprzątania. Pomimo wielu protestów niezmienny pozostawał również kolor ścian, a także przedmioty, których po prostu nie można było zmienić - rozmieszczenie okien, kuchenki opalanej węglem i niektórych półek.
Wesołych świąt Wielkanocnych! Dużo samozadowolenia, spełnienia marzeń i mało przeszkód w drodze do celu.
Romanticranger :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top