ROZDZIAŁ 5

-Nie wiedziałem, że flirtujesz z moim pracownikiem. – podskoczyłam delikatnie na krześle, gdy usłyszałam jego cudowny głos tuż obok mojego ucha.

-No nie! Widzisz, Karol? Wydało się! – powiedziałam teatralnie.
Chłopcy zaśmiali się, a zaraz później Adam przysiadł się do stolika. Zaczęli rozmawiać o czymś w pracy, a ja postanowiłam wykonać telefon do Majki w sprawie dnia dzisiejszego. Wyszłam z pomieszczenia przepraszając chłopaków.

-Hej. Zajęta jesteś? – zapytałam gdy odebrała.

-Nie. O co chodzi?

-Klara się zgodziła. Idziemy dzisiaj o szesnastej. Mogę po ciebie przyjechać.

-Super. Dziękuję. Jestem kochana.

-Wiem. – zaśmiałam się.

-W takim razie zaraz po wyborze sukni idziemy na dobre jedzonko. Ja stawiam. – zaświergotała.

-Jasne. Jedzie z tobą ktoś jeszcze? – zauważyłam Adama, który idzie w moją stronę. Za nim wyszedł Karol, który pomachał mi i poszedł w stronę windy.

-Nie. Chcę jechać tylko z tobą. -razem z Adamem kierowałam się
do wyjścia.

-Bardzo mi miło. – uśmiechnęłam się pod nosem.

-Przyjedź na obiad z Adamem...

-Dobrze. Dziękuję za zaproszenie. – pożegnałyśmy się.

-Co moja szanowna siostrzyczka chciała? – zapytał Adam obejmując mnie. Wyszliśmy z budynku i kierowaliśmy się na parking.

-Zaprosiła mnie na obiad do was. – powiedziałam wyciągając kluczyki z kieszeni.

-Nawet nie musi zapraszać. I tak byś z nami zjadła.

-Adam. Proszę cię. Nie chcę was wykorzystywać...

-Jakie wykorzystać! – prychnął.

-Sypiam u was, jem. Nie mam pracy... Wykorzystuję was...

-Dobry Boże... Daj mi siłę do tej dziewczyny.

-Oh, Adam... Nie dasz sobie nic powiedzieć. – przewróciła oczami.

-Ja?! – stanął przy swoim samochodzie.

-Tak! Ty! Czuję się tak jakbym była na twoim utrzymaniu! –
powiedziałam zdenerwowana. Niech ten facet odpuści, bo pokłócimy się trzeci raz w ciągu tygodnia.

-W takim razie znajdź sobie pracę i nie czuj się tak! – powiedział
jakby było to normalne.

-Wiesz co? Mam cię w dupie. – oddałam mu kluczyki do auta. – Nie odzywaj się do mnie. Nawet nie próbuj się do mnie zbliżać. – wysyczałam.

-Kamila! – słyszałam jak Adam za mną krzyczy ale nie
odwróciłam się. Szybkim krokiem szłam w stronę swojego domu.
Miałam łzy w oczach. Zabolało mnie to co powiedział. Zrobiło mi się przykro. Chciałam przytulić się do kogoś. Porozmawiać z kimś zaufanym. Mama.

Wolno szłam w stronę swojego domu. Gdy byłam tuż pod nim, rozkleiłam się. Łzy sprawiły, że mój delikatny makijaż rozmył się, a cała twarz były wilgotna.

Otworzyłam drzwi. Jak się okazało mamy w domu nie było.
Pewnie jest w pracy.

Pobiegłam do swojego pokoju, rzuciłam się na łóżko i zaniosłam rzewnym płaczem, który mieszał się ze szlochem.

Nienawidzę go.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top