ROZDZIAŁ 2

-Podoba mi się tu... – rozejrzałam się po okolicy. Dom był bardzo duży. Średnio każde pomieszczenie miało około dwudziestu pięciu metrów kwadratowych. Oczywiście były te większe jak biblioteka, czy salon. Ale były też te mniejsze jak łazienka. Przynajmniej tak było w planach.

-Powtarzasz to już setny raz. – zaśmiał się. Objął mnie i przyciągnął do siebie. Delikatny, wiosenny wiatr muskał nasze twarze. Z balkonu rozciągał się widok na cały las oraz kawałek podwórka. – Kiedyś będzie tu stała huśtawka dla naszych dzieci. Piaskownica i masa zabawek.

-Kornelia będzie tu szczęśliwa. – uśmiechnęłam się.

-Gosia. – powiedział stanowczo.

-Gosia?

-Gosia.

-No to Gosia będzie tu szczęśliwa. – stanęłam na palcach i ustami musnęłam jego policzek.

-Jedziemy do domu? – zapytał szeptem.

-Tak. Jestem zmęczona... – zaczęłam iść w stronę wyjścia, a Adam szedł tuż za mną.
***

-Przyjadę jutro z samego rana. Mam kogoś idealnego ale nie wiem czy się zgodzi. Tak, tak napiszę do Karola. Wiem. Rozmawiałem o tym z Tomkiem. Idealnie. Dzięki wielkie. Do jutra. – rozmawiał z kimś przez telefon, gdy weszłam do pokoju. Miałam na sobie tylko swój różowy ręcznik i drugi taki sam na głowie.
Adam uśmiechnął się do mnie zadziornie. Wstał z łóżka i przyszedł stanął przede mną. Zaczął gładzić moją szyję. Zaśmiałam się cichutko, gdyż czułam delikatne łaskotki.

-Firma? – zapytałam bawiąc się jego czarnymi włosami, które były mięciutkie niczym jedwab.

-Tak. – Westchnął- Nie ma chwili wytchnienia. Muszę wstać o szóstej.

-Widzisz... Nie masz nawet wakacji. – zaśmiałam się delikatnie.

-Nie mam wakacji ale mam ciebie. – uśmiechnął się i pocałował mnie.

-Skoro jedziesz do firmy to ja jutro pojadę i zrobię te zakupu dla twoich dziadków, dobrze? – Nie odpowiedział nic. Przytulił mnie mocno. Podniósł do góry, a ręcznik delikatnie zsuwał się ze mnie. Pisnęłam.

-Och, kochanie. Zachowujesz się jakbym pierwszy raz miał zobaczyć cię nago. Spójrzmy prawdzie w oczy. Widziałem twoje ciało w pełnej okazałości więcej niż dwieście razy.

-Racja. Postaw mnie proszę. – zaśmiałam się. Jak poprosiłam, tak zrobił. Gdy moje stopy dotykały już ziemi jednym zwinny ruchem podciągnęłam za ręcznik, który po chwili znalazł się na podłodze. Stałam przed nim naga.

-No i w końcu mówisz do rzeczy! – zaśmiał się. Dostałam buziaka. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej moją ukochaną piżamę w jednorożce. Założyłam ją i dołączyłam do mojego chłopaka, który leżał w łóżku w misiowej piżamie. Dostał ją na urodziny. Wyglądał w niej uroczo ale nadal cholernie męsko. Zastanawiałam się jak on to robi.

-Kocham cię. – powiedziałam przytulając się. Nakrył mnie kołdrą.

-Ja ciebie też. Dziękuję, że zrobisz jutro te zakupy. – pocałował mnie w czubek głowy.

-Drobiazg. Przyjemnością jest dla mnie, że mogę pomóc tak cudownym ludziom jakimi są twoi dziadkowie.
– gładziłam mięśnie jego brzucha.

-W ramach podziękowania zabieram cię na tydzień do Paryża. – uśmiechnął się szeroko. Natychmiast moja pozycja zmieniła się w siedzącą.

-Słucham? Żartujesz... – rzekłam niedowierzając.

-Nie. Wyjeżdżamy w poniedziałek. – przyciągnął mnie do siebie.

-Dziękuję. – mocno go przytuliłam.

-To ja ci dziękuję. Wiem, że chciałaś od dawna tam jechać.

-Zaczęłam chcieć po naszym wyjeździe do Los Angeles... Pamiętasz jak było cudownie?

-Doskonale pamiętam. Myślę, że Maja i Karol odwalili niezłą robotę.

-O, tak! – uśmiechnęłam się.

-A teraz dobranoc. Muszę wcześnie wstać. – wyszedł z łóżka, by zgasić światło.

-Jadę do Paryża... Nie wierzę!

-Dobranoc. – przeciągał każdą samogłoskę.

-Dobranoc, kochanie. – wtuliłam się w niego i z niedowierzaniem zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top