Rozdział 26: Apogeum
Rozdział 26: Apogeum
Chwilę przed tym jak Stanisław miał przyjechać do biura, Łukasz wyszedł do łazienki przemyć twarz. Nie wyglądał dobrze, z czego zdawał sobie sprawę, chociaż teraz jego wygląd był dla niego sprawą drugorzędną. Jurek wiedział jednak, że mężczyzna chciał zrobić dobre wrażenie na jego ojcu, którego darzył szacunkiem.
Pokój bez niego zrobił się okropnie pusty, cichy i przerażający. Jurek siedział w nim jak na szpilkach, mając dziwne obawy, że zaraz go tu ktoś przyłapie i oskarży o coś. Nie powinien mieć takich myśli, bo przecież nie miał złych intencji, ale po tym wszystkim, co ostatnio przeżył, nie był w stanie siedzieć tak po prostu, spokojnie i bez nerwów w gabinecie Łukasza. Nie mówiąc już nic o tym, że przez Łukasza też się denerwował i o niego też się denerwował i denerwował się też o to, czy mężczyzna wypocznie dzisiaj tak, jakby Jurek tego chciał.
Łukasz zaprzątał całą jego głowę.
Łukasz, który odgarnął mu włosy z twarzy gestem tak delikatnym, że ledwo zahaczył opuszką palca o jego czoło i przyprawił go tym samym o takie dreszcze, jakich Jurek dawno nie czuł. Łukasz, który ściskał go za biodro, a potem... potem przesunął ręką dalej po jego podbrzuszu, doprowadzając go tym samym do stanu bliskiego zawału...
Przestań.
Jurek wstał z krzesła, chcąc odgonić od siebie te natrętne myśli. Rozprostował się i zaczął przechadzać się w tę i z powrotem. W pewnym momencie usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i odwrócił się gwałtownie.
– To tylko ja – Łukasz stanął w progu i ogarnął wzrokiem całą sylwetkę Jerzego. Przez ciało Gosa od razu przeszła kaskada dreszczy.
Przestań.
– Zachlapałeś sobie golf – wykrztusił, odwracając panicznie wzrok w stronę paneli. Łukasz zmarszczył brwi i spojrzał w dół. Faktycznie, zalał sobie odrobinę wierzch ubrania. Westchnął ciężko.
– Faktycznie muszę się położyć – przyznał, starając się uśmiechnąć delikatnie, ale wcale nie wyszło mu to najlepiej.
– To nie ulega wątpliwości. – Głos Jurka wciąż był zdławiony.
Zależy mi na tobie.
Mi też na tobie zależy, w jakiś dziwny, pokręcony sposób.
– W porządku? – Łukasz podszedł do niego, lecz zanim zdążył zbliżyć się bardziej, Jurek zatrzymał go na wyciągniecie ręki.
– Tak, tak, na tyle na ile może być – mruknął, nie uspokajając tym wcale Nakoniecznego. Odległość między nimi mówiła mu jednak trochę, co mógł czuć Jurek. Tak samo jak jego spuszczony wzrok. Łukasz nie zdobył się jednak by go przeprosić. Być może wcale nie chciał go przepraszać.
Dużo bardziej miałby ochotę pociągnąć go za tę rękę, która dzieliła ich teraz i pocałować.
Z tych myśli wyrwało go jednak ciche pukanie.
Jurek drgnął. Łukasz tak samo, po czym obaj odkręcili się w stronę drzwi, w których stanął Stanisław. Mężczyzna przyjrzał się im oceniająco, przekraczając próg. Rozpinał właśnie pierwszy guzik płaszcza, a jego wilgotne włosy – na dworze musiało zacząć padać – błyszczały w świetle lampki.
– Dzień dobry – przywitał się elegancko. Wyglądał dostojnie, ubrany w granatowy garnitur i białą koszulę.
Łukasz odpowiedział mu niemrawo, przyglądając mu się niepewnie. Zaraz jednak przeniósł spojrzenie na Jurka i rzucił szybko:
– Poczekasz obok? Wrócę, gdy porozmawiamy – zwrócił się do Jerzego, ale na końcu zerknął na Stanisława. Jurek oczywiście się zgodził, chociaż ponownie zabolało go bycie wykluczonym. Niemniej, nie miał powodów, by mieć to za złe Łukaszowi. Jak już mógł mieć pretensje tylko do siebie i o to, jak ostatnio zniszczył jego zaufanie.
Wyszedł bez żadnych innych słów, czując na sobie oceniające spojrzenie ojca i aż przeszły go ciarki. Gdyby ojciec widział ich wcześniejsze zachowanie...
Jurek potrząsnął głową.
Nic się przecież nie stało, a ty nic nie poczułeś.
Kiedy zamknął za sobą drzwi, oddech uciekł mu z piersi. Przez chwilę, bardzo krótką, przeszło mu przez myśl, żeby postać tu moment; zobaczyć, czy byłby w stanie usłyszeć cokolwiek, ale zaraz się za to skarcił i czym prędzej odszedł od drzwi. Przecież on nie podsłuchiwał! Nie był taki.
A Łukasz i ojciec na pewno jakoś się dogadają. Już im to wychodziło, więc teraz na pewno też się uda.
Chcąc jakoś się zając przez kolejne kilka minut, zaczął chodzić w tę i z powrotem po pokoju. Przez dłuższy czas wpatrywał się w okno, na szarzejący świat, ale widok ten szybko go znużył. Podszedł więc do swojego biurka, a gdy tam nic nie zwróciło jego uwagi, przystanął przy szafkach. Popatrzył na swoje lawendowe świeczki, które tak lubił i które kiedyś zdobiły jego stare biuro i poczuł potrzebę, by je odpalić. Ich płomień czasami potrafił go uspokoić. Darował sobie jednak, myśląc o tym, że mogłoby to wyglądać dziwnie, zwłaszcza kiedy Stanisław już wróci z Łukaszem. Zamiast tego więc przesunął spojrzeniem dalej na flakon zapasowych perfum i zastygł na sekundę w bezruchu, by po chwili chwycić je w dłonie.
Przypomniał sobie, co Łukasz ostatnio o nich powiedział, po czym uśmiechnął się gorzko. Bardzo, bardzo gorzko.
Odwrócił się, odrzucając perfumy w głąb szafki.
Ojciec z Łukaszem zjawili się w jego gabinecie dopiero po dwudziestu minutach. Stanisław wyglądał poważnie i surowo, tak jak zawsze, ale minę miał zaciętą, jakby już obrał sobie jakiś cel. Jurek spojrzał mu w twarz, chcąc wyczytać cokolwiek, ale nie bardzo potrafił.
– I co? – rzucił niepewnie, patrząc jak Stanisław podchodzi do jego biurka z pokaźną teczką.
– Chyba będziesz zmuszony podzielić się ze mną pokojem – odpowiedział ojciec rzeczowo, jednak pod koniec uśmiechnął się kącikami ust. Jerzy od razu mu potaknął, czując niewyobrażalną ulgę. Łukasz też się w końcu uśmiechnął, chociaż wciąż był to uśmiech blady i słaby.
– To już druga przysługa, panie Stanisławie. Nie wiem, jak ja się panu odwdzięczę – powiedział z wdzięcznością, kierując się w stronę drzwi prowadzących na korytarz.
– Proszę tym sobie nie zaprzątać głowy. I niech pan odpocznie należycie. Jutro pomyślimy nad wszystkim wspólnie. – Ojciec Jurka odpowiedział łagodnie, niemalże przyjaźnie, co było lekkim zaskoczeniem dla jego syna, bo ojciec zazwyczaj nie uśmiechał się tak i nie mówił miękkim tonem.
Łukasz podziękował mu raz jeszcze, po czum wymknął się z pokoju, zostawiając ich we dwójkę.
Jurek spiął się od razu, pod bacznym spojrzeniem ojca, który przyglądał mu się intensywnie. Miał ochotę się skulić, ale uparcie wytrzymywał to świdrujące spojrzenie jasnych, błękitnych oczu. Pomyślał też o tym, że ojciec ostatnio zadzwonił do niego w Mikołajki, co było z jego strony miłe, więc nie powinien się tak stresować jego obecnością...
– No co ty robisz? – Słysząc to spiął się jeszcze bardziej, oczekując jakiejś reprymendy. – Idź za nim.
– Co? – Tylko tyle Jurek był w stanie z siebie wykrztusić.
– Idź za nim – powtórzył Stanisław, wpatrując się w niego badawczo.
– Ale... – Jurkowi spociły się dłonie.
– Trzy razy przekręcił nazwę firmy, nad której projektem mam się dzisiaj zająć. Myślisz, że będzie w stanie dojechać cały do domu? – zapytał go, wywołując w nim od razu stan lekkiej paniki. Jurek odwrócił się i popatrzył na niedomknięte drzwi. W gardle stanęła mu gula.
– To ja... Pójdę już – wychrypiał, nie patrząc na ojca. Miał wrażenie, że policzki palą go żywym ogniem, mimo to ruszył szybko do drzwi, a kiedy znalazł się za nimi, puścił się biegiem.
Nawet nie chciał myśleć o tym, że Stanisław doskonale słyszał stukot jego butów odbijający się echem po ścianach.
Wypadł na zewnątrz jak szalony. Z rozczochranymi włosami i policzkami czerwonymi jak nigdy, dopadł do Łukasza i złapał go, już delikatniej, za nadgarstek.
– Odwiozę cię – zaproponował, zerkając prosto w czekoladowe oczy. Patrzył w nie z uporem i ze wzburzeniem, które Łukasz zauważył bez problemu i uśmiechnął się łagodnie na ten widok. Uległ Jurkowi bez chwili wahania.
– Dziękuję. – Jurek skinął mu głową jakby nie było to nic wielkiego i wskazał mu drogę do samochodu. Gdy w nim usiedli, od razu włączył radio, bo nie chciał, by zapanowała między nimi przytłaczająca cisza. Łukasz oparł głowę na zagłówku i pozwolił sobie przymknąć powieki.
– Ale nie zasypiaj dopóki nie powiesz mi, gdzie mam jechać. Nie znam twojego adresu.
– Mój dom jest ostatnim miejscem, w którym chciałbym się znaleźć – odparł z ciężkim westchnięciem. Jurek zerknął na niego krótko. Czyli nic się nie zmieniło od ich ostatniego spotkania. – Zawieź mnie do Emilii. Pamiętasz drogę?
– Pamiętam – odpowiedział, odpalając samochód. Wyjechał z parkingu w akompaniamencie świątecznych piosenek i jechał tak przez kolejną godzinę, zerkając od czasu do czasu na przysypiającego Łukasza.
Nie chciał myśleć o tym, co między nimi zaszło. Ani o tym, co mu powiedział, ale jeżeli to zadziałało... to był zadowolony. Teraz mogło być już tylko lepiej, prawda? I wcale nie musiało być... dziwnie.
Nie śpieszył się wcale z jazdą. Zdał sobie sprawę, że czerpał przyjemność z tej spokojnej chwili, w której mógł jechać przed siebie, gdy Łukasz przysypiał na siedzeniu obok, a głowa co chwilę opadała mu na kilka centymetrów. Popielate włosy przysłaniały mu wtedy twarz. Jurek natomiast myślał tylko o tym, że powinien podać mu wcześniej koc z bagażnika, by lepiej mu się spało. Nie zrobił tego jednak, a zatrzymanie się na poboczu i wyjęcie go, a następnie przykrycie nim Łukasza byłoby zbyt dziwaczne.
– Jesteśmy – powiedział, budząc zaspanego mężczyznę.
Łukasz wyprostował się i rozejrzał na boki. Znajome domki i podwórka wywołały w nim nostalgiczny uśmiech, który jednak szybko zgasł.
– Wejdziesz na kawę? – zapytał z ciężkim westchnięciem, przesuwając spojrzenie na Gosa.
– Nie. Wracam do pracy, będę robił nadgodziny za wczorajszą nieobecność.
– Dobra odpowiedź – Łukasz uśmiechnął się szerzej, pochylając się w jego stronę nieświadomie. Jakby coś go do niego przyciągało... Widząc jednak jak Jurek spiął się, jego uśmiech przygasł. Odsunął się z zażenowaniem. – W takiej razie miłej pracy – rzucił dużo ciszej, po czym chwycił za klamkę i wyszedł z auta.
– Hej, czekaj! Przyjechać po ciebie jutro przed pracą?
– Nie trzeba. Emilia mnie przywiezie. Ale dzięki – mruknął, a następnie zatrzasnął za sobą drzwi. Jurek przez chwilę parzył na niego, aż ten zniknął za bramą. Zrobiło mu się ciężej na sercu, ale nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Wrócił do biura, mając w planie dopilnować, by wszystko funkcjonowało tam tak, jak powinno. Pracując z ojcem ramię w ramię miał dziwaczne wrażenie, jakby cofnął się w czasie...
Było już sporo po dziewiętnastej, kiedy w końcu wrócił do domu. Praca skutecznie odwiodła go od wszystkich myśli i wydarzeń tego dnia, ale Gos miał świadomość, że gdy tylko znajdzie się sam w domu, wszystko może do niego wrócić z podwójną mocą. Starając się tego uniknąć poszedł do kuchni przygotować sobie obiad, a kiedy jadł przyglądał się swojemu mieszkaniu. To, wyraźnie zakurzone, aż prosiło się o dokładne posprzątanie. Jurek więc wziął się za to. Wyszorował kuchnie, łazienkę, odkurzył sypialnie i salon, a kiedy jego mieszkanie nadawało się już do użytku, zasiadł przed telewizorem ze szklaneczką whisky w ręku. Potrzebował chwili odprężenia i nic go nie obchodziło, że miał nie pić. Czuł, że dzisiaj po prostu musiał, inaczej jego głowa by wybuchła.
Nie wiedział tylko, że alkohol wcale mu w tym nie pomoże, a jedynie zaszkodzi.
Gdy pił jego ciało odprężało się. Gos, chcąc zrelaksować się jeszcze mocniej, wyłączył telewizor i włączył odtwarzacz, z którego popłynęła jego ulubiona piosenka. Wzdychając, odchylił głowę na oparcie kanapy i przesunął stopami po miękkim obiciu. Zdał sobie sprawę, że koszula i spodnie w kant wyraźnie mu przeszkadzają, więc zaczął mozolnie rozpinać małe, błyszczące guziki. Spod materiału wyłoniła się jasna, pokryta drobnymi włoskami skóra, na którą zerknął obojętnie.
To krótkie spojrzenie, całkowicie niezamierzone i przypadkowe, przypomniało mu jak kilka godzin temu do tej skóry męska dłoń dociskała materiał satynowej koszuli i sunęła w dół aż do jego biodra, do podbrzusza.
Jurek poczuł skurcz w dolnej okolicy brzucha i dopił whisky do końca.
Niemożliwe.
A jednak patrząc w dół na swoje ciało, nie mógł wyrzucić z głowy obrazu tej dłoni. Przypomniał sobie dreszcze, które spłynęły wzdłuż jego kręgosłupa, gdy Łukasz opuszkami palców drażnił jego podbrzusze.
Dolał sobie alkoholu, wpatrując się pusto w bursztynowy, mocny trunek, a dłonie mu się trzęsły, gdy przechylał szklankę do ust. Potem rozebrał się z niewygodnej koszuli i ruszył do sypialni, by wyjąc z niej coś lżejszego. Podkoszulek, w którym by się przespał i jakieś dresy. Lecz gdy ściągał z siebie spodnie, wspomnienie znów w niego uderzyło. Łukasz, który zachwiał się wyraźnie i wsparł się na jego udzie, uśmiechając się tak szeroko, że uśmiech ten aż odbijał się w jego oczach.
Jurek odetchnął drżąco, przejeżdżając palcami po miejscu, w którym tydzień temu spoczęła dłoń mężczyzny i aż zadygotał. Czym prędzej założył na siebie dresy i wrócił do salonu, by ponownie napełnić opróżnioną już szklankę.
Przechylił ją w kilka sekund i wlał od razu kolejną porcję.
Co się z nim działo, zastanawiał się panicznie, czując jak jego własne ciało pali go niesamowitym gorącem. Zacisnął wargi, zaraz potem zacisnął powieki i skupił się na lekkim kołysaniu w głowie. Nie mając więcej siły, opadł na kanapę i pogłośnił muzykę w odtwarzaczu, żeby tylko zagłuszyć te przeklęte myśli. Muzyka jednak nie pomagała mu w walce ze wspomnieniami, a te wydawały się pochłonąć go w całości. Obraz Łukasza, jego ust tuż przed jego ustami i jego pięknych oczu, tym razem takich zmęczonych i zrezygnowanych... A potem jego dłonie, blade ale silne, sunące po jego przedramionach, głaszczących spięte ciało.
Nie, nie, nie.
Jurek napił się, a gorzki smak palący mu gardło spowodował, że w oczach stanęły mu łzy. A może to nie przez alkohol?
Nie, nie, nie.
To się nie działo naprawdę. Śnił. Musiał śnić! Inaczej przecież byłby w stanie się temu oprzeć, zawsze się opierał!
Jest we mnie takie coś..., przypomniał sobie wcześniejsze słowa, z czym ciężko mi walczyć.
Dlaczego powiedział to na głos? Dlaczego w ogóle o tym wspomniał? Przecież przez tak wiele lat to nie istniało, ukryte gdzieś na samym dnie jego podświadomości. Schowane głęboko przez każdym, nawet przed nim samym. A jednak powiedział to, wywlekając to na wierzch. Czego się spodziewał? Że będzie mógł to zignorować? Że zapomni?
To była jego kurtyna, za którą schował tę najgorszą część siebie. Nie mogła teraz pójść w górę!
Dłonie trzęsły mu się tak, że podczas nalewania alkoholu, rozlał go na stolik. Po raz kolejny poczuł, jak jego ciałem targają dreszcze na wspomnienie rąk Łukasza; jak jego ciało budzi się, spragnione tych dłoni oblepionych siatką niebieskich żył...
– Nie – jęknął, czując jak jego członek drga. – Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie – szeptał panicznie zduszonym od alkoholu głosem. – Nie, nie, nie...
Jego odmowa nic nie wskórała na pobudzone, rozpalone ciało. Ciało, które zbyt długo odmawiało sobie przyjemności, by teraz tak łatwo je poskromić.
Jurek zaklął siarczyście, kładąc głowę na zagłówku. Spojrzał w sufit pustym, zrezygnowanym wzrokiem. Czyż nie miał racji? Wiedział, że Łukasz jest jak zaraza. Tyle że Jurek nie miał siły być chorym. Nie znowu.
Dotykając się miał w głowie myśli, które w głównej mierze skupiały się na sprawnych dłoniach Łukasza, jego ustach, zalotnym spojrzeniu... A kiedy skończył wydawało mu się, że smak jego ust jest mu niemalże znajomy.
Krzyknął. To, co pielęgnował tak pieczołowicie od prawie dwudziestu lat osiągnęło apogeum. I pękło.
On również pękł, pozwalając łzom potoczyć się po policzkach. Nie czuł ich gorzkiego smaku, kiedy wpadły mu do ust. Usta miał zbyt wypalone alkoholem, by czuć cokolwiek. Z kolejnymi szklankami, a w końcu i następną butelką, żal, strach i gniew przyblakły. Zostało tylko to okropne, palące uczucie w klatce piersiowej, który doprowadzał go do stanu histerii i wspomnienia. Wspomnienia tak złe, że Jurek doskonale wiedział, dlaczego wolał je wyprzeć i zapomnieć, niż żyć z nimi przez cały czas.
Nie wytrzymując ze samym sobą, sięgnął po telefon. Nie patrzył na to, że była już dwunasta. Zadzwonił.
Obudził go budzik, który zignorował. Następny również i następny, ale kiedy alarm zadzwonił po raz piąty, podniósł się z kanapy. Był obolały i czuł mdłości, było to jednak nic w porównaniu do jego stanu psychicznego. Jak trup powlókł się do łazienki, by wziąć prysznic, a kiedy stał nago pod gorącym strumieniem ze zniesmaczeniem patrzył na siebie samego.
Był obrzydliwy.
Wycierając włosy ręcznikiem z obawą zerknął w lustro. Nic się w nim nie zmieniło, a jednak Jurek czuł, że zmieniło się wszystko i już nie będzie w stanie powrócić do tego, co było. Mimo to starał się wyrzucić nęcące myśli z głowy i nie dopuszczać do siebie tego, co wczoraj zrobił.
Nie, ty taki nie jesteś, przekonywał się w myślach, wpatrując się we własne odbicie. To była tylko chwila słabości, która nigdy więcej się nie powtórzy, myślał, szczotkując zęby bez większej siły.
Wyszedł z łazienki z obwiązanym na biodrach ręcznikiem i skierował się do sypialni, gdzie wybrał strój. Nie zjadł śniadania. Nie był głodny, zresztą cały czas miał mdłości, przez które i tak by nic nie przełknął.
Do biura pojechał taksówką, myśląc o tym, czy nie zrezygnować i nie zaszyć się z powrotem w domu, ale to coś nie pozwalało mu na to. Chciał zobaczyć Łukasza. Chciał wiedzieć, jak ten się czuje i jak wygląda i czy od wczoraj zmieniło się w nim cokolwiek.
Wchodząc do własnego gabinetu, spodziewał się, że może zastać tam ojca, mimo to i tak poczuł się gównianie, widząc go.
– Część – Stanisław przywitał się z nim nie odrywając spojrzenia od dokumentów, które trzymał w dłoniach. Jurek przyjrzał mu się uważnie, czując jak zasycha mu w gardle.
– Cześć – mruknął. Nie zaalarmowało to ojca, co przyjął z ulgą. Wolno rozebrał się z płaszcza, którego wolał nie zostawiać już na portierni i podszedł do własnego krzesła. Stanisław siedział obok przy dostawionym wczoraj fotelu biurowym.
– Spóźniłeś się.
– Trzy minuty.
– Wcześniej nie miałeś zwyczaju spóźniać się nawet trzech minut – odpowiedział, podnosząc na niego swoje chłodne, błękitne spojrzenie.
– To nie wiem, idź złożyć na mnie zażalenie – zakpił, siadając. Ojciec uniósł na to brwi.
– Nie mam takiego zamiaru – odpowiedział tym swoim poważnym tonem. Spojrzał na niego zza dokumentów, na co Jurek automatycznie skrzyżował ramiona w obronnym geście. – Zresztą Łukasza jeszcze nie ma.
– Jemu też wypomnisz spóźnienie? – mruknął, ale bez większej siły i zacięcia. Ojciec nie skomentował tego, jedynie przyjrzał mu się uważniej.
– Wszystko dobrze? – zapytał, a Jurek od razu poczuł się gorzej. Czy on widział to po nim? Tak szybko? Rozgryzł go w minutę? To by było do Stanisława podobne, ale przecież nie siedział mu w głowie, do cholery!
– Tak, tak – odparł, starając się brzmieć lakonicznie. Ojciec przyjął to skinieniem głowy, chociaż nie uwierzył synowi. Pozwolił mu w spokoju przygotować swoje stanowisko pracy, nie odrywając wzroku od lektury, aż tę chwilę spokoju przerwało im ciche pukanie.
– Proszę! – Zawołali obaj w jednej chwili.
– Rozgościłeś się – szepnął Jurek markotnie, lecz nim Stanisław zdążył mu odpowiedzieć, do pokoju zajrzał Łukasz. Jurkowi tętno przyśpieszyło niezdrowo i właściwie zapomniał, że przed chwilą cokolwiek powiedział.
– Łukasz – wykrztusił.
Mężczyzna uniósł brew.
– Jurek. – Uśmiechnął się kącikiem ust. Widać było, że w końcu udało mu się przespać kilka godzin. – Panie Stanisławie – skinął głową, podchodząc żwawo do biurka. – Wiem, że mamy mnóstwo spraw do przedyskutowania, ale jeżeli by pan pozwolił, chciałbym na chwilę porwać Jurka – oznajmił żywiej niż przez ostatni kilka dni, co wywołało rumieńce na policzkach Jerzego.
Resztę rozmowy pamiętał jak przez mgłę – jedyne na czym mógł się skupić, to na myśleniu, jak bardzo nic nie ruszał go widok Nakoniecznego, który uśmiechał się w końcu szczerze; delikatnie i z wdzięcznością, prosto do niego.
– Słuchasz mnie w ogóle? – Łukasz zmarszczył w końcu brwi, gdy mówił coś od dłuższego czasu we własnym gabinecie, a Jurek kompletnie nie reagował.
– Możemy zapalić? – wykrztusił, chcąc jakkolwiek odseparować się od wszystkiego. Łukasz mu w tym nie pomagał. Gos łudził się, że może fajka chociaż pomoże.
Nakonieczny skinął z wolna i odwrócił się, by wyjść razem z Jurkiem. Nie odzywał się już, pozwalając Jurkowi całkowicie zamknąć się we własnej głowie. Mężczyzna i tak mu nie odpowiadał, więc nie chciał strzępić sobie języka. Widział, że coś było z Jurkiem nie tak. Jego bladość rzucała mu się w oczy, tak samo przekrwione, oblepione żyłkami oczy.
Odetchnął głośno, wdychając mroźne powietrze. Dłońmi objął się za ramiona. Dzisiaj też miał na sobie golf, tylko że szary. Jurek natomiast, mimo że w koszuli, nie czuł zimna. Drżącymi dłońmi sięgnął do kieszeni po paczkę fajek, czym prędzej wkładając jedną między usta. Gdy ją odpalał, ręce drżały mu tak, że Łukasz doskonale to widział. Na domiar złego jego zapalniczka nie chciała odpalić, zupełnie tak jak wtedy z Dębą. Jurek zaklął w myślach, przeklinając siebie, że nie wymienił jej wcześniej i jednocześnie starał się wydobyć z niej płomień wściekłymi kliknięciami.
Nakonieczny patrzył na niego z rosnącym zastanowieniem i niepokojem. Kiedy zauważył, że ręce Jerzego trzęsą się coraz bardziej, złapał go za dłoń i zacisnął na niej palce.
– Co się stało? – zapytał, unosząc wzrok na jego oczy. Jurek zastygł, pobladł, a jednocześnie wewnątrz poczuł, jak coś w nim płonie, gdy tylko poczuł na sobie dotyk Łukasza. – Nie rób wymówek, widzę przecież – dodał, przesuwając ręką po jego dłoni. Odpalił mu zapalniczkę wolnym, spokojnym ruchem i ta zaskoczyła.
– N...Nic się nie stało – odpowiedział bez tchu, czując, że już nie tylko ręce mu się trzęsą, ale i cały on dygocze. – Tylko trochę... przesadziłem z alkoholem – powiedział półprawdę, zerkając na bladą, zimną dłoń, która już miała się odsunąć, gdy usłyszeli za sobą donośny, wściekły głos.
Łukasz zacisnął rękę, nie spodziewając się krzyku. Jurek natomiast wystraszy się. Czym szybciej wyrwał się, wyrzucając przy tym papierosa na chodnik i spojrzał za siebie. Widok, który go tam zastał spowodował, że zrobiło mu się słabo.
– Odsuń się od niego, przeklęty degeneracie! – Głos jego matki przeszył ich na wskroś. Jej drobna postać w za dużym futrze, które kiedyś było synonimem jej świetności, wyglądała jak matrioszka. Na policzkach miała duże, niezdrowe rumieńce, które odznaczały się na jej gęsto zdobionej zmarszczkami twarzy. Usta natomiast zacisnęły się w wąską linię, które jak nic innego wyrażały dezaprobatę.
– Słucham? – Ton Łukasza w jednej chwili stał się lodowaty. Mężczyzna wyprostował się, w przeciwieństwie do Jerzego, który skulił się w sobie, marząc o tym, by uciec stąd jak najprędzej.
– Odsuń się od mojego syna! – Jej postać zatrząsnęła się cała. Łukasz zmieszał się. – Jak śmiesz kłaść na nim te przebrzydłe łapska?
– Matko... – Jurek odezwał się słabo.
– Zamilcz! – Rozbiegany wzrok matki na chwilę zatrzymał się na jego twarzy. – Wystarczająco się wczoraj nasłuchałam! – dodała, podchodząc bliżej. Jurek cofnął się o krok. Zaczęła ogarniać go panika. Jak przez mgłę zaczął przypominać sobie, że wczoraj do niej zadzwonił.
– Niech się pani uspokoi. – Łukasz uniósł dłonie, chcąc jakoś załagodzić sytuację. To nie pomogło. Kobieta przyjrzała się mu z nienawiścią i obrzydzeniem jakby był ucieleśnieniem samego diabła.
– Jak śmiesz mówić do mnie? – sapnęła. Jej pucołowate policzki napięły się. – Ty? Nie powinieneś mieć w ogóle prawa głosu! I jeszcze przekabacasz mojego synka?!
– Matko! – Jurek raz jeszcze upomniał kobietę, tym razem głośniej, bardziej histerycznie. Kobieta sapnęła.
– Zamilcz, powiedziałam! Ty też nie powinieneś nic mówić! Nic już nie mów! – wrzasnęła. Jurek cofnął się kolejny krok. Łukasz natomiast zmrużył powieki i wystąpił do przodu, tym samym chowając za sobą mężczyznę.
– To lepiej niech pani się uciszy – warknął, przerzucając wzrok nad kobietę, gdzie zauważył kilka ciekawskich spojrzeń osób stojących przy ulicy. Przez tę chwilę skupił się na nich i stracił czujność. Nie zauważył, kiedy drobna dłoń wystrzeliła w powietrze. Dopiero kiedy poczuł na policzku cios, cięty i piekący, a jego głowa odskoczyła na bok, uświadomił sobie, co się stało.
Wyprostował się.
Jurek patrzył na to w szoku, z szeroko otwartymi powiekami. Mimo że widział jak kobieta bierze zamach, nie był w stanie nawet krzyknąć. Sparaliżowało go. Był tu, widział wszystko, a jednocześnie miał wrażenie, że patrzy na to z boku, kompletnie nie mając wpływu na to, co się działo. Życzyłby sobie, aby zobaczyć wyraz twarzy Łukasza, niestety ten stał przed nim, mógł więc jedynie patrzeć na matkę – czerwoną od gniewu. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko w rytm płytkich oddechów, a jej twarz...
Wyglądała tak, jak wtedy.
Jurkowi wspomnienia stanęły przed oczami, a wraz z nimi świeczki. Pokręcił przecząco głową.
– Jurek, chodź tutaj. Wracamy. – Głos kobiety był stanowczy, nie do podważenia. Gos postąpił krok. Zatrzymała go wyciągnięta ręka Łukasza, która złapała go za przedramię, gdy ten był już na jego wysokości.
– Co ty wyprawiasz? – syknął do niego. Na jego bladym, jasnym policzku niczym farbą wymalowała się czerwień.
– Musisz mnie puścić. – Głos Jurka był cichszy od szeptu, mimo to nawet nie drgnął.
– Oszalałeś? – Łukasz pociągnął go w swoją stronę, ani myśląc spełniać jego życzenia. – Nigdzie cię nie puszczę, nie z nią – dodał zaniepokojony, zerkając krótko na kobietę, do której nie czuł nic ponad pogardę.
– Jurek, natychmiast. – Matka niecierpliwiła się. – Odejdź od niego, na litość boską! Pozwalasz mu na to? Pokaż, że jesteś prawdziwym mężczyzną, to chuchro nie ma z tobą szans!
Gos poczuł jak uścisk na jego ciele zacieśnia się.
Jesteś prawdziwym mężczyzną, Jureczku.
Zadrżał. Zerknął szybko na zaciśniętą na nim rękę, po czym podniósł głowę i spojrzał prosto w czekoladowe oczy. Łukasz nie odrywał od niego wzroku. Patrzył na niego w napięciu, a mimiką pokazywał jak bardzo jest niepewny całej tej sytuacji.
– Jurek.
Gos nie chciał odrywać od niego spojrzenia. Nie chciał odchodzić.
– Jurek, natychmiast. – Kobieta z sekundy na sekundę robiła się coraz bardziej czerwona na twarzy. – Chcesz, żeby dotykał cię ten... ten... homoseksualista? – Słowo to z jej ust zabrzmiało niczym najgorsza obelga. – Jak możesz mu na to pozwalać?! Niewystarczająco cię nauczyłam? – wrzasnęła, ponownie unosząc dłoń. Tym razem podniosła ją na syna, lecz nim zdążyła cokolwiek zrobić, Łukasz puścił Jurka, patrząc jak ten kuli ramiona i złapał ją za nadgarstek. Jego uścisk był jak ze stali. Kobieta sapnęła zdenerwowana, starając się wyrwać, jednak nie była w stanie tego zrobić.
– Puszczaj mnie! Puść mnie natychmiast ty marna, żałosna podróbko człowieka! Dewiancie! Spalisz się w piekle, rozumiesz?! Bóg cię osądzi, wstrętny pedofilu!
– Panią też osądzi. – Głos Łukasza był zimny jak lód. Kobieta zacisnęła wargi, oburzona, że ktoś pokroju Łukasza mógł powiedzieć jej coś takiego. Spróbowała wyrwać się ponownie, jednak jak na takie chuchro Nakonieczny miał sporo siły. Na pewno więcej, niż ona.
– Jak śmiesz...! – sapnęła, miotając się. Jej drobna sylwetka i obsiana zmarszczkami, pucołowata twarz w ogóle nie pasowała, do takiego zachowania. W oczach Łukasza kobieta wyglądała śmiesznie, kiedy miotała się tak, jak ryba bez wody, ale dla Jurka...
Jurka to wszystko przerastało.
– Synku, pozwalasz na to? – Kobieta zachlipała, zmieniając całkowicie zachowanie. To zdecydowanie bardziej pasowało do takiej babci, ale przy tym pokazywało, jak bardzo kobieta chciała namieszać w głowie synowi.
Ile już namieszała? Patrząc po tym wszystkim Łukasz wiedział, że zbyt wiele. Już wiedział, czyje to były słowa, te które Jurek krzyczał do niego w gniewie.
– Nie widzisz, co on mi robi? – chlipnęła. W oczach stanęły jej łzy.
– Nie widzisz, co ona robi? – Łukasz uniósł się. – Manipuluje tobą! Krzywda jej się nie dzieje – powiedział ostro, zerkając na Jurka. Jednak gdy dostrzegł jego pobladłą, niemal pozieleniałą twarz, zgubił gdzieś butny ton.
– Co ja robię?! Ja robię! A co ty robisz z moim synkiem – wrzasnęła na powrót. Jednak nie potrafiła zapanować nad swoimi emocjami tak, jak Łukasz myślał. – Sprowadzasz go na złą drogę, ale nie, o nie, Jureczek nie jest taki jak ty. Nie skusisz go, ty... ty...! On się brzydzi tobą, rozumiesz – powiedziała szyderczo. – Tak jak każdym tobie podobnym!
– Matko – Jurek nie wytrzymał i przerwał jej ten wywód. Cisza zawisła między nimi na moment, wypełniony napięciem i oczekiwaniami.
– Tak, kochanie? – ponagliła go. Jej usta ułożyły się w lekkim uśmiechu. Kobieta była pewna, że właśnie wygrała. Widać było to w jej błyszczących oczach, gdy patrzyła z zadowoleniem na syna.
– Nie powinnaś tutaj tak krzyczeć.
– Przepraszam skarbie. Jednak widzisz, że nie mogłam inaczej przy kimś takim.
– Nie obrażaj Łukasza.
– Obrażać? Toż to nie obraza, kiedy mówi się prawdę. To jedynie stwierdzanie faktów. – Nakonieczny puścił jej rękę z odrazą. Kobieta wyprostowała się. – Zresztą doskonale o tym wiesz, prawda? Nie pozwól namieszać sobie w głowie.
Łukasz pokręcił z niedowierzaniem głową.
– Zawieź mnie do domu, Jureczku. Nie musisz tu być. Nie musisz tu pracować wbrew własnej woli...
– Ja... Nie – zaczął drżąco, zerkając szybko na Łukasza. – Ja chcę tu pracować – wykrztusił. Oczy kobiety zmrużyły się.
– Bzdury. Musiałeś strasznie przemarznąć, chodź synku, pojedziemy do domu. – Klatka piersiowa Jurka zafalowała od urwanego oddechu. Mężczyzna miał wrażenie, że jego ciało jest zrobione z ołowiu. Nie był w stanie zrobić nawet jednego kroku.
Nie chciał go robić.
Patrzył na kobietę, lecz nie widział jej zmarszczek i opadniętych policzków. Nie widział słabości rąk. Pamiętał za to jakie były silne, gdy okładały go skórzanym paskiem ojca, zostawiając na jego skórze czerwone pręgi. Widział jej smukłą szyję okrytą futrem i drogie buciki na obcasie, gdy kazała mu się modlić w kościele. Czuł zapach rumianku – który kiedyś zwykł jej zrywać z pobliskich ogródków – gdy ta wmawiała mu, że jest prawdziwym mężczyzną, żadnym pedałem, żadnym zboczeńcem, jedynie młodym chłopcem, uwiedzionym i wykorzystanym.
To nie twoja wina, Jureczku. To tylko choroba, którą zaraził cię ten mężczyzna, ale każdą chorobę można wyleczyć. Znam lekarza, on ci pomoże, słyszał w głowie jej słodki, kochający głos. Pamiętał, że ufał jej wtedy bezgranicznie. Pamiętał jak zapewniał, że on już taki nie będzie, już nigdy nie spojrzy tak na żadnego mężczyznę, że nie chciał, że nie rozumiał, co robił...
A potem poznał doktora. I zapomniał. Bo wolał nie pamiętać.
– Wróćmy do biura – łagodny szept Łukasza wyrwał go ze wspomnień. Jurek spojrzał na niego szklistym spojrzeniem, po czym cofnął się wystraszony.
– Ja... Nie mogę. – Przełknął ślinę. Matka skinęła głową z aprobatą.
– Bzdura – Łukasz szepnął miękko. – Możesz wszystko. To twoje życie, twoja matka nie ma nad nim kontroli, ona już własne przeżyła – powiedział, doprowadzając tym samym kobietę do kolejnego ataki złości.
– Dosyć! – krzyknęła, już się nie hamując. Jej głos potoczył się po parkingu. Wciąż był silny, wciąż przeszywał Jurka na wskroś. – Wystarczy tego, Jurek natychmiast odejdź od tego mężczyzny. Oczernia on mnie, a z ciebie robi pośmiewisko! Co by powiedziała nasza rodzina?
– Jaka rodzina? – Nikt z nich nie usłyszał nadejścia Stanisława przez wrzaski kobiety. Mężczyzna za to usłyszał doskonale dwa ostatnie zdania byłej żony. Wcześniej, gdy wychodził z gabinetu, chcąc zajrzeć do Jeremiego, zobaczył ich przez drzwi i nie myślał wiele.
Stał tu teraz, poważny i wyniosły, wpatrując się w kobietę zimno. Wzrokiem już wcześniej ogarnął całą sytuację i przeraził się. Najwyraźniej słusznie.
– Ta, którą zniszczyłaś dwadzieścia lat temu? Czy może mówisz o swoich, pożal się Boże, siostrach? Czy ciotkach? A może masz na myśli już sąsiadów, bo z rodziny to ci zbyt wiele nie zostało – powiedział, podchodząc do Jurka i Łukasza. Stanął między nimi, naprzeciwko byłej żony.
Jurek przybrał kolor ściany.
– Ty stary ignorancie – kobieta warknęła, cofając się o krok. Najwyraźniej trójka mężczyzn w jednym szeregu przytłoczyła ją. Stanisław pokręcił głową zawiedziony jej głupotą. – Całkowicie straciłeś rozum!
– Wydaje mi się, że straciłem go w dniu, w którym wziąłem z tobą ślub – odpowiedział poważnie, jak zawsze wiedząc, jak uderzyć w słabe punkty żony. – A odzyskałem go dopiero, kiedy zażądałem rozwodu. Od tamtej pory jest tylko lepiej – dodał, wprawiając kobietę w stan czystej furii. – Tobie jednak zawsze go brakowało.
– Skończ!
– Wynoś się stąd – słowa ojca przecięły powietrze jak ostrze. Łukasz drgnął. Zawsze wiedział, że Stanisław jest oschły i wyniosły, nie spodziewał się jednak, że jednym zdaniem mógł sprawić, by włoski mu się zjeżyły na karku. On czuł tę nienawiść całym sobą, czuł żal i złość... Co musiał czuć Jerzy, patrząc w młodości na swoich rodziców? Ile musiał przeżyć kłótni jak ta?
– Nie bez mojego syna. Nie pozwolę, by twoja głupota sprowadziła go na manowce!
– A ja nie pozwolę, byś wyrządziła mu większą krzywdę niż dotychczas! Już nie – powiedział stanowczo, a mówiąc to położył dłoń na ramieniu Jurka. Spojrzał na niego, sprawdzając, czy ten jeszcze jakoś się trzyma, a kiedy zobaczył, w jak beznadziejnym stanie był, pogłaskał go po ramieniu, mając nadzieję, że chociaż tak doda mu otuchy. – Wynoś się wiec, bardzo cię proszę, zanim zrobię się nieprzyjemny, bo to, co ty zrobiłaś mu byłoby zaledwie namiastką tego, co ja zrobię tobie.
– Stanisław! – kobieta upomniała go, a jej oczy otworzyły się szeroko. Jurek zacisnął pięści, dygocząc. – Nie rozumiesz, co mu grozi, jeżeli tu zostanie. Nie wiesz, co on mi wczoraj powiedział!
– Nie, nie wiem! Mogę się jedynie domyślać, skoro stoisz tu teraz i mogę jedynie powiedzieć mojemu synowi – w tym momencie zacisnął dłoń mocniej na jego ramieniu – że cokolwiek powiedział i cokolwiek czuje, jakkolwiek trudne by to nie było, to jest w porządku. I jest normalne. Nie zawsze to, co inne jest złe – głos Stanisława zadrżał. – I mogę tylko żałować, że kiedyś tego nie rozumiałem. – Jurek pokręcił głową bezsilnie, nie wierząc, że to wszystko się właśnie działo. Coś co tak skrycie pielęgnował od lat zostało wywleczone w jeden moment, całkowicie go demaskując nie tylko przed nim samym, ale i przed Łukaszem.
– Zamilcz, dobrze ci radzę. – W jej oczach błysnęło szaleństwo. – Nie będziesz robił z naszego syna zboczeńca! – Jurek skrzywił się. Nie mógł tego słuchać. Każde słowo było niczym rozdrapywanie starej rany, która bolała jak żadna inna. Cofnął się o krok, kręcąc głową. Nie przyjmował tego do siebie. To się nie działo – to tylko koszmar, z którego zaraz się wybudzi...
Wszystko to jednak było zbyt prawdziwe jak na sen. Ból, wstyd i zimno przeszywały jego ciało, głosy mieszały się, a wspomnienia zaczynały go zalewać jedno po drugim.
Już nie mógł tego wypierać.
Był taki. Był taki kiedyś i był taki teraz. Różnica była tylko taka, że już nie miał siedemnastu lat, a trzydzieści siedem. Był dorosły, a jego matka nie miała nad nim kontroli. Jurek okłamywał ją, oddalał się od niej, nawet z nią nie rozmawiał nie licząc tych przeklętych niedziel, których nienawidził, dlaczego więc miałby teraz pozwalać wejść jej we własne życie z butami? Dlaczego do niej wczoraj zadzwonił? Co mówił? Płakał?
– Wystarczy już. – Głos prawie uwiązł mu w gardle. – Teatrzyk skończony.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na niego. Ojciec przytaknął poważnie, matka zacisnęła wargi, a Łukasz... Łukasz wpatrywał się w niego tak, jakby chciał wywiercić w nim dziurę. Jurek nie miał odwagi oddać mu tego spojrzenia. Bał się, jak mężczyzna mógł wyglądać, co mógł o nim myśleć. Czy go nienawidził? Śmiał się z niego? Uważał, że jest żałosny, czy może litował się nad nim?
Każda z tych opcji byłaby nie do zniesienia.
– Nigdzie z tobą nie pójdę. – Tym razem Jurek był stanowczy. W głowie miał wszystkie te tygodnie, w których matka upewniała się, że cierpiał wystarczająco, by wiedzieć, jak złe było to, co zrobił. – Zostanę tutaj. – Mówiąc to patrzył jej prosto w oczy. Starał się wyglądać pewnie, ale w środku niemalże się telepał. To opanowanie wiele go kosztowało. Mentlik w głowie nie pomagał, jednak Jurek coś zrobić musiał. Mógł z powrotem poddać się i ze spuszczoną głową dać zrobić sobie ponowne pranie mózgu, albo mógł uwierzyć ojcu i pozwolić sobie na myśl, że był dokładnie taki sam jak Łukasz i nie było w tym nic złego.
Nic obrzydliwego. Nic spaczonego. Przecież ostatnio dochodził do takich samych wniosków.
Nie był zboczeńcem, nieważne, co mówiła o nim matka.
Czuł, że mur, który zbudowała, sypie się. Że myśli i słowa, które mu wpajała razem z doktorem tracą moc, już wcześnie traciły, ale teraz przestawały znaczyć cokolwiek.
– Nie możesz tu zostać.
– Mogę. Nie zamkniesz mnie z powrotem w pokoju. Nie masz kontroli nad niczym, co jest dla mnie istotne. Nie masz też już nade mną – powiedział przez zaciśnięte gardło. Poczuł jak ojciec zaciska mocniej dłoń na jego ramieniu i spojrzał na niego krótko.
Serce zabiło mu mocniej, kiedy po raz pierwszy od wielu lat, Stanisław wydawał się być z niego dumny.
– Jurek, nie gadaj takich głupot. Kocham cię, synku! I chcę dla ciebie jak najlepiej, tylko to jest dla mnie ważne. Nikt cię nie kocha, tak jak ja!
Jurek pokręcił głową.
– Kiedyś ci wierzyłem. Ale już nie. Ty nawet mnie nie znasz. A jeżeli kogoś kochasz, to na pewno nie jestem to ja, co najwyżej moje wyobrażenie – odpowiedział z kamiennym wyrazem twarzy. Kobieta pokręciła niedowierzająco głową.
– Jureczku, co oni z tobą zrobili? – zapytała szeptem, zrozpaczona. Jej pucołowate policzki opadły, oczy posmutniały.
W jednej chwili Jurek poczuł, jak przeszywa go żal i smutek. Ona naprawdę wierzyła w to, co mówiła. Wierzyła, że jeżeli Jurek czuje tak jak czuje, to jest gorszy, nienormalny, obrzydliwy.
Jego własna mama.
– Niech już się pani stąd wynosi. – Łukasz w końcu się odezwał, wywołując w nim kaskadę najróżniejszych emocji. Od zadowolenia, po kompletne przerażenie.
Łukasz bowiem był w tym wszystkim najważniejszy, Jurek czuł to gdzieś w środku niebezpiecznie blisko serca. Gdyby nie on, nic z tego by się nie wydarzyło. Gdyby nie on, Jurek wciąż mógłby się oszukiwać, ale nie... Poczuł to wtedy w swoim mieszkaniu i poczuł to wcześniej, gdy widział go w tym klubie z innym mężczyzną. A może czuł to już wtedy na kanapie, gdy w ciszy patrzył na niego, jak spał?
– Jureczku... – Kobieta spróbowała kolejny raz. Jej głos brzmiał tak słabo, jakby kobieta miała się zaraz rozsypać. – Synku... Jeszcze to wszystko można jakoś odkręcić... Przemyśl to sobie, przecież wiesz, że ty taki nie jesteś...
– Nie jestem?! – syknął gorzko. – Nie jestem, bo ty mi to odebrałaś. Tak jak wszystko, co było dla mnie ważne! To też można jeszcze odkręcić? – Podniósł głos, dłonie mu zadrżały.
Odpowiedział sobie sam, kręcąc przecząco głową.
– To było ci potrzebne! – Kobieta znowu krzyknęła.
– Jedyne co było mi wtedy potrzebne to zrozumienie i wsparcie. Teraz się bez tego obejdę – warknął. Strzepnął z siebie rękę ojca, dał krok do przodu. – Nie chcę cię nigdy więcej widzieć na oczy – powiedział, odpychając ją za ramiona.
Kobieta zrobiła dwa kroki w tył, krzywiąc się paskudnie, tak jakby Jurek właśnie wyrządził jej największą krzywdę na świecie. W oczach stanęły jej łzy, które zaraz potoczyły się po jej twarzy. Jurek patrząc na to, poczuł jedynie przerażającą obojętność.
Ile on łez wylał z jej powodu?
Odwrócił się na pięcie, nie chcąc na nią patrzeć. Kątem oka zauważył niepewną minę Łukasza i serce zatłukło mu w piersi.
– Jurek! Nawet się nie waż ode mnie odchodzić! – Zignorował jej wściekły, urwany głos. Stanął przy Łukaszu. Mężczyzna, bez chwili zastanowienia złapał go za ramię i trzymając go tak, zaczął się cofać. Był przemarznięty, przez co Jurek znowu miał ochotę go przeprosić; on sam nie czuł mrozu. Za bardzo nakręcały go emocje, by czuć coś poza nimi. – Nie waż się! – załkała, ale Jurek już jej nie usłyszał. Drzwi właśnie się za nim zamknęły.
Odetchnął. Dłonie mu się trzęsły, tak samo jak i wargi. Bezwiednie dał się prowadzić Łukaszowi do swojego pokoju, wpatrując się pusto w podłogę. Nie miał odwagi się odwrócić. Bał się, że jeżeli by to zrobił nie wytrzymałby. Już teraz było mu wystarczająco ciężko.
Czuł, że zranił ją tym i mimo tego, co mu wyrządziła, było mu z tym źle. Ona chciała dobrze, tak sobie powtarzał.
I być może miała rację. Jurek nie powinien taki być. To było złe i spaczone. Nieakceptowane... Tyle że taki po prostu był, nie będzie z tym walczył ponownie.
– Usiądź. – Nawet nie zorientował się, kiedy Łukasz podprowadził go pod jego biurko. Jurek usiadł, wpatrując się w swoje dłonie. Słyszał, jak Łukasz szura i odchodzi, ale nie miał odwagi podnieść głowy. Jedynie słuchał, jak mężczyzna przechodzi przez próg i w oczach stanęły mu świeczki.
A więc to tak, pomyślał gorzko, zaciskając drżące dłonie. Poczuł się odrzucony i jeszcze gorszy niż chciała mu to wmówić jego matka. Kompletnie niechciany. Jak zepsuta zabawka.
Mimo to wyprostował się. Nie był już w stanie tego odwrócić. Nie cofnie czasu, nie zapomni. To wszystko wylało się z niego w trakcie tej kłótni, wszystkie myśli skrywane przez lata, cały żal i smutek, który czuł gdzieś głęboko w środku... To wypłynęło. I chociaż Jurek bał się tego; bał się tego jak inny był, jaki nienormalny, to wiedział, że mleko już się rozlało i będzie musiał stawić temu czoła.
Inaczej nie da rady. Nie umiał już wmawiać sobie, że Łukasz nic dla niego nie znaczył, bo czuł całym sobą, że to było kłamstwo. A kiedy mówił, że mu na nim zależało... Zależało mu na nim jak na kimś więcej niż na przyjacielu.
Jurek w końcu mógł to przed sobą przyznać.
To wszystko jednak przerażało go. Ciarki przechodziły mu po plecach na samą myśl uczucia, którym obdarzył mężczyznę. Tak bardzo się tego bał. Nawet się brzydził – nie Łukaszem, a samym sobą... W końcu to było takie złe, nienormalne, zboczone i...
I to były słowa matki.
A jego uczucia ostatnio podpowiadały mu, że to było dobre, właściwie i na miejscu. Bo Jurek chciał spędzać z nim każdą wolną chwilę. I nie potrafił patrzeć na niego, gdy ten się smucił. I cieszył się, kiedy ten rozstał się z Marcinem i jednocześnie tak bardzo było mu szkoda, gdy patrzył na jego rozgoryczenie. I nie mógł wytrzymać widoku Łukasza z obcym mężczyzną, gdy ten traktował go jak każdego innego...
A jednak wolał się oszukiwać przez ten czas. Wolał się wściekać i walczyć. Byleby tylko nie przyznać tych wszystkich uczuć, byleby dalej tkwić w kłamstwie. Łukasz jednak go pokonał, wykorzystując jego największe słabości.
A teraz nie było go tutaj.
Jurek złapał się dłońmi za włosy i zacisnął na nich palce. Nie da rady tego wytrzymać. To wszystko spadło na niego zbyt gwałtownie, tak nagle... chociaż Jurek czuł podskórnie, że to wisiało w powietrzu. Czuł to zwłaszcza wtedy, gdy Łukasz wykrzyczał mu to prosto w twarz. Ciężko było spierać się z czymś takim i ciężko było udawać, że mężczyzna nie miał racji, kiedy miał i to stuprocentową.
– Dobrze się czujesz? – Jego głos od razu sprawił, że Jurek wyprostował się gwałtownie i wbił w niego uważne spojrzenie. – Głupie pytanie. – Łukasz uśmiechnął się słabo, podchodząc do niego. W gabinecie musiał trzymać ubrania na zapas, bo miał na sobie teraz jeszcze gruby, szary sweter, a w rękach trzymał koc, który narzucił na ramiona Gosa i usiadł tuż przy nim na krześle jego ojca.
– Przepraszam, że musiałeś słuchać tego wszystkiego. – Głos Jurka był chrapliwy, jakby w gardle miał ogromną gulę. Łukasz wychylił się do niego i w napięciu położył mu wspierająco dłoń na kolanie. Chyba czekał, aż Jurek go odepchnie albo poirytuje się, tudzież zrobi coś innego, co pasowałoby do jego wcześniejszego zachowania, ale Jerzy całkowicie go zaskoczył i położył delikatnie dłoń na jego własnej.
Łukasz uśmiechnął się subtelnie, ledwie kącikami ust.
– Nie przepraszaj.
– Przemarzłeś.
– Ty też, tylko jeszcze tego nie czujesz. – Łukasz wolną dłonią, okrył go bardziej kocem. Spojrzeli na siebie i jak na zawołanie przez ciało Gosa przeszłą fala drobnych dreszczy.
– To wszystko jest takie popieprzone – wykrztusił, odwracając wzrok. Jego szkliste spojrzenie zdradzało Łukaszowi, że mężczyzna był na granicy łez, na które nie wiedział, jak zaradzić. Być może się nie dało.
Pogłaskał delikatnie jego kolano, a potem odwrócił rękę i splótł palce z palcami Jurka. Uścisnął go.
– Ale ty wiedziałeś – dodał drżąco, błądząc rozbieganym spojrzeniem po jego twarzy. Zauważył jak Łukasz kiwa prawie niezauważalnie głową.
– Być może chciałeś, żebym wiedział – zasugerował cicho, jakby bał się wysuwać taką teorię.
Jurek nie odwracał spojrzenia od jego czekoladowych oczu, myśląc o tym.
Być może faktycznie chciał, tylko nie był tego świadomy.
***
No heeeej... I jak wrażenia...? Spodziewaliście się? Nie spodziewaliście się?
Przyznam szczerze, że boję się odbioru tej części. Mamy za sobą tyle rozdziałów, a nikt z Was nigdy nie zgadł, co stało się z Jurkiem, nawet nie wysunął takiej teorii. Oczywiście, że pojawiły się sugestie, coby Jurek był takim homofobem przez matkę, które były słuszne, ale na tym się właściwie kończyło. A tutaj... Tutaj jednak chodziło o coś dużo więcej niż tylko krzywdzące poglądy.
Mam nadzieję, że teraz rozumiecie odrobinę lepiej emocje Jurka i jego zachowanie ostatnimi czasy. Bardzo chciałam pokazać sprzeczności, które czuł, a które finalnie zaprowadziły go do tego miejsca.
Kurcze, ale ja się nie mogłam doczekać tego rozdziału! Chyba nie muszę mówić, że planowałam go już od pierwszych stron tego opowiadania. Najgorsze jest jednak to, że kiedy przyszło mi go napisać, to wcale nie było tak łatwo - rozdział powstawał w bólach i mam to beznadziejne wrażenie, że mogłam coś zrobić lepiej. Cóż, z założenia miał być dużo dłuższy, ale mam deadline, więc musiałam go trochę skrócić, bo znowu byście czekali nie wiadomo ile. A nie chcę, żebyście mi tutaj wszystko pozapominali :)
Więc... Teraz może być tylko lepiej, nie? :D
Jurek w końcu pękł. Przyznał się, co mu się zdarzyło w przeszłości i na dodatek odszedł od matki. Może teraz uda mu się być szczęśliwym :)
A może nie. Zobaczymy.
Swoją drogą... Jest to mój pierwszy post w nowym roku, więc może przydałoby się napomknąć o moim ambitnym postanowieniu - skończyć "Zostań o poranku" do czerwca. Chcę sobie dać taki termin, bo widzę, że z każdym rozdziałem coraz trudniej mi się pisze i jest to bardzo, bardzo zły znak. Nie chciałabym tak często znikać na miesiąc, czy więcej, dlatego też może jak publicznie napiszę, to mi się uda xd (trzymajcie kciuki)
Wspomnę też o tym, że "Zostań o poranku" przekroczyło z tym rozdziałem w moim pliku 300 stron, co czyni z niego moje najdłuższe opowiadanie jakie w życiu napisałam i to w najkrótszym czasie (więc chciałabym to utrzymać). Wiem, że to nic w porównaniu do innych autorów, którzy mogą się pochwalić znacznie większym dorobkiem, ale mimo wszystko jestem z siebie troszkę dumna, że mi się chciało i nie zrezygnowałam gdzieś w połowie.
No i... to chyba tyle na razie. Jestem bardzo ciekawa Waszej opinii, więc byłoby świetnie poczytać w komentarzach, co myślicie.
Trzymajcie się ciepło, powodzenia w nowym roku!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top