Zniknięcie bogów
Właśnie wsiedliśmy do naszego autobusu, aby udać się na Ceremonię Otwarcia Strefy Futbolu. Od rana byłam przybita. Wczoraj Jude od razu mnie odprowadził do domu i czekał aż usnę, jednak mój natłok myśli nie pozwalał mi odpocząć. Sharp to ewidentnie czuł, bo położył się obok mnie zaczynając rozmowę, która na początku kompletnie się nam nie kleiła. Mimo wszystko w końcu coś z tego wyszło. Cieszę się, że w końcu porozmawiałam z kimś tak szczerze. Powiedziałam mu między innymi to, że moje uczucie do Joe'go weszło "na wyższy level" jak to ujęłam. Przyznał, że domyślał się, bo moje reakcje na niego było widać aż na kilometr. Za przykład podał moją zazdrość, gdy rozmawiał z inną. Według jego obserwacji chciałam się zbliżyć, aby usłyszeć co jest ich tematem. Nie mówię, że tak nie było, ale czy to aż tak było widać. Obiecał, że nikomu nie powie, ale ostrzegł mnie, że David coś podejrzewa.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
- Lepiej się czujesz? - zapytał Joe, który siedział obok mnie.
Kiwnęłam głową neutralizując wyraz twarzy. Odruchowo przytuliłam chłopaka co odwzajemnił. Oparł się o szybę i pocałował mnie w czoło. Zamknęłam oczy układając się wygodnie, bo poczułam zmęczenie po prawie całej nieprzespanej nocy. W tym momencie za nami pojawiła się głowa Jude'a.
- Wszystko okej? - popatrzył na nas.
- Jude - zaczęłam - nie mam pięciu lat.
- Idź spać - westchnął i usiadł na swoim miejscu.
- Dobranoc - szepnął cicho Joe przeczesując delikatnie moje włosy. Chwilę później całkowicie odpłynęłam.
✴✴✴
- Yu, wstawaj - obudził mnie głos Josepha. - Za pięć minut będziemy na miejscu.
- Mhm... - mruknęłam powoli otwierając oczy.
King opierał się całkowicie o szybę, a moje ciało leżało idealnie między jego nogami. Sama aktualnie byłam przytulona do klatki piersiowej bramkarza. Spojrzałam na Josepha, a ten, gdy poczuł się obserwowany oderwał wzrok od widoku za oknem.
- Co? - zapytał rozbawiony.
Ja tylko pokręciłam głową i złożyłam na jego policzku szybki pocałunek. Twarz Josepha szybko przybrała rumianego koloru i wkroczył na nią mały uśmiech. Położył dłoń na miejscu, gdzie sekundę temu były moje usta. Wstałam i zaczęłam poprawiać swój strój, który podczas spoczynku trochę się zmiął. Ogarnęłam jeszcze szybko włosy po czym się okazało, że jesteśmy na miejscu. Ustawiliśmy się, aby jak zawsze wyjść z klasą.
- Jak się spało? - spytał Jude, kiedy przechodził obok mnie, aby zająć swoje miejsce.
- Zdecydowanie za krótko - spojrzałam na zegarek. - Godzina mi nie wystarcza.
- Nie dziwię się - zaśmiał się przez ramię i obrócił głowę przed siebie.
- Oj siostro, tobie też jest potrzebny makijaż - obok mnie stanął David, który chyba też przespał całą drogę. Wskazywał na to niewyspany wzrok, włosy rozwalone na wszystkie strony oraz opóźniona reakcja.
- Jeszcze jestem facetem - odpowiedział po chwili, a ja zaczęłam poprawiać jego włosy.
Gdy chyba każdy był już gotowy - nawet fryzura Samforda - cała drużyna się na siebie popatrzyła. Dosłownie przede mną stał Joe, a obok niego Sharp. Spojrzałam jeszcze do tyłu, aby upewnić się, że wszyscy są. Kapitan popatrzył na mnie mówiąc ciche ,,Będzie dobrze" i ruszyliśmy do wyjścia z pojazdu. Weszliśmy na czerwony dywan kierując się w stronę stadionu. Wokół nas stali fotografowie oraz jacyś inni ludzie. Część dziewczyn piszczała na widok któregoś z chłopaków. Jedna z nich się wychyliła i złapała Josepha za rękaw. Joe się szybko wyrwał, a ja posłałam jej mordercze spojrzenie. Jakoś nie miałam ochoty na żadne żarty. David cicho się zaśmiał, ale postanowiłam zignorować ten bezsłowny komentarz. Do wejścia zostało nam jeszcze parę metrów, a ja już miałam dość szczególnie, że jakaś natrętna laska, która biegała za nami - a dosłowniej za Sharpem - wzdłuż całej barierki, a gdy dotknęła kawałka peleryny mojego brata zaczęła piszczeć jak opętana.
- Szybciej! - ponagliłam Joe'go i Jude'a, a oni przyspieszyli kroku.
Szybko wpadliśmy do środka i bez większych trudności dostaliśmy się pod stadion. Tam czekaliśmy aż komentator nas wywoła.
- Jakie te baby są okropne! - westchnęłam opierając się o Kinga.
- Gdyby jej spojrzenie mogło zabijać - zaczął David mówić do Josepha - ta laska, która cię dotknęła już by leżała w kałuży krwi.
- I to mi się podoba! - Joe objął mnie i pieszczotliwie zniszczył fryzurę.
- Podobnie było przy tobie, Jude - zauważył Samford, a ja przytaknęłam.
- Nie dziwię się - zaśmiał się cicho dredowaty - nie oddałaby mnie w ręce pierwszej lepszej.
Tak samo Aphrodiego...
- Masz rację - powiedziałam do Sharpa.
- Witam wszystkich fanów młodzieżowej piłki nożnej z całego kraju! - do moich uszu dotarł głos komentatora. - Nareszcie nadszedł wielki dzień, w którym rozpoczynamy piłkarskie zmagania na najwyższym poziomie! Na naszych oczach rozegra się wojna, z której zwycięsko może wyjść tylko jeden skład! Jesteście gotowi na te emocje?!
- Ustawcie się! - polecenie wydał Jude w trakcie, gdy tłum wiwatował.
Dopiero teraz poczułam na jak wysokim poziomie jesteśmy. Nigdy wcześniej nie brałam udziału w czymś takim, a to jest już krajowy poziom. Wszyscy powróciliśmy na nasze miejsca i przed nami stanęła dziewczyna z tabliczką, na której widniał napis Akademia Królewska. Zacisnęłam dłonie wmawiając sobie, że dam radę i podczas turnieju będę robić to co zwykle.
- Stadion wręcz pęka w szwach, a fani już szaleją z radości. Trybuny wrą niczym jedno futbolowe mrowisko, ale nie tylko oni nie mogą się doczekać! W szatniach nerwowo czeka śmietanka futbolowa z całego kraju. Powitajmy pierwszy zespół - Liceum Shuriken!
- Nic nie widzę! - szepnęłam i wskoczyłam na barana Josephowi.
- Yuzuki! - powiedzieli w tym samym momencie Jude i Joe. - Co ty robisz?! Zaraz my wychodzimy! - dodał ten pierwszy.
- Nic nie widziałam! - poskarżyłam się, a David parsknął śmiechem.
Bacznie obserwowałam jak na murawę wchodzi zespół z liceum. Od razu, gdy się pojawili tłum zaszalał. Na twarzach zawodników było widać albo ironiczne uśmieszki, albo poważne miny. Na pewno bardzo dobrze grają.
- A oto i ich przeciwnicy! - krzyknął komentator. - Gimnazjum Raimona!
Spojrzałam jak obok Shuriken stają dumni zawodnicy z Gimnazjum. Ucieszyłam się na ponowny widok Marka.
- To debiutanci, ale już udowodnili swoją siłę rozgramiając Akademię Królewską! Możliwe, że ten zespół to reinkarnacja dawnej Jedenastki Inazumy! Proszę o brawa dla Gimnazjum Raimona! - skwitował komentator, a ja zeskoczyłam z Kinga. Ustawiłam się na swoim miejscu powoli wypuszczając powietrze z ust.
Teraz my.
- Idziemy! - rozkazał Sharp rzucając mi ostatnie spojrzenie.
- A teraz powitajmy zeszłorocznych zwycięzców - Akademię Królewską! - wyszliśmy na boisko idąc za dziewczyną, która trzymała tabliczkę. - Chociaż przegrali z drużyną Raimona to wieloletnia dominacja zapewniła im w tym roku miejsce w Finałach Mistrzów. Jeśli obie drużyny będą grać przy maksimum swojego potencjału sądzę, że staną przeciw sobie w Finale Finałów!
- Cześć Jude! Jak tam twoja noga? - usłyszałam głos Marka. Spojrzałam w jego stronę i pomachałam nieśmiało. Zauważył to i odmachał.
- Evans - zaczął Sharp - lepiej martw się o los swojej drużyny dobra? Tym razem nie pójdzie wam tak gładko, nie odpuścimy wam.
- Mówiąc szczerze, liczę na to! - zaśmiał się Mark, a Jude popatrzył na niego.
- Jeszcze będziecie błagać o litość... - wtrąciłam z małym uśmiechem.
- Zobaczymy! - odpowiedział Evans.
- Jeśli jednak przegracie i wylecicie z Turnieju zanim się spotkamy, nigdy ci tego nie wybaczę. - powiedział zadowolony Jude.
- To samo się tyczy twojego zespołu! - odpowiedział Mark.
- A teraz czas na prezentację ostatniej drużyny! - przerwał nam głos komentatora. - Ostatniej alfabetycznie, ale nie ostatniej pod względem talentu! Oto Liceum Zeusa!
- A to kto? - usłyszałam głos Marka, a sama wstrzymałam oddech. Z szatni, która była dla nich przeznaczona wyszła dziewczyna z tabliczką, na której widniał napis Liceum Zeusa, jednak za nią nikogo nie było. Wszyscy popatrzyli się zdziwieni, a ja opuściłam głowę.
- Ooo! - zaczął komentator. - Wygląda na to, że Liceum Zeusa nie dotarło na Ceremonię Otwarcia, ale zobaczymy ich już niedługo! - obok nas stanęła dziewczyna bacznie obserwowana przez wszystkich.
- Co jest? - szepnął David w moją stronę lekko mnie trącając. - Dlaczego nie przyszli?
- Tak czy inaczej proszę państwa przed wami kwiat młodzieżowej piłki nożnej z całego kraju!
Spojrzałam na Jude'a, który też się na mnie patrzył.
- A jeśli coś im się stało? - zapytałam cicho. Jeśli wczoraj ostatni raz widziałam Byrona to nigdy sobie tego nie wybaczę, że rozstaliśmy się w kłótni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top