To nie jest randka
Wczoraj Jude mi wszystko wytłumaczył. Ray Dark nie chciał dopuścić do udziału Gimnazjum Raimona w Finale Regionu Strefy Futbolu. Ich trener był podwładnym Darka i majstrował przy autobusie drużyny. Całe szczęście nic nikomu się nie stało. Martwiła mnie jedynie jedna sprawa - skoro Raimon pewnie już nie ma trenera to jak wystąpią w Strefie Futbolu? Jeżeli nie ma takiej osoby to oznacza, że drużyna Evansa nie może brać udziału. Jude mnie zapewnił, że na pewno dadzą sobie jakoś radę, ale mimo wszystko trochę mi ich żal. Naprawdę ich polubiłam.
Sharp przyznał się również do tego, że w Raimonie jest szpieg, który zdobywał dla Królewskich potrzebne informacje. Niezbyt mi się to spodobało, ale dobra wiadomość była taka, że prawdopodobnie drużyna się dowiedziała o jego prawdziwym obliczu. Mimo wszystko Jude nie podał jego imienia i nazwiska. Wiedział o tym tylko on i Dark, a teraz także ja. Po tym co usłyszałam chciałam pójść do Ray'a, jednak Sharp mnie powstrzymał. Powiedział, że sam to zarobi i uważa, że jego działania przekroczyły granice zdrowego rozsądku. A co do siostry Sharpa to powiedziałam tylko, że takim sposobem się jedynie od niej oddala. Zrozumiał to.
Jakiś czas temu zaczął się trening. Dzisiaj jedynie udoskonalaliśmy wszystkie techniki ze względu na to, że jutro miał się odbyć Finał Regionu. Stałam obok Joe'go, był przy nas Jude. Patrzyłam jak David, Daniel i Derek wykonywali Zabójczą Formację.
- Zabójcza Formacja wychodzi nam doskonale - powiedział Joe. - Nie sądzisz?
- Eee... Tak - zająknął się Jude.
- Co się stało? - zapytał King.
- O... Nic takiego.
- Jeszcze raz! - usłyszałam krzyk z głośników.
- Joe - zaczepiłam chłopaka. - poćwiczymy?
- Pewnie - popatrzył się na mnie i uśmiechnął ciepło. Poczułam pieczenie na policzkach i opuściłam głowę.
- Pójdź pod bramkę, a ja jeszcze się napije - wyminęłam chłopaka odchodząc po wodę. - Jude! - zawołałam chłopaka, ale ten nie zareagował. Wymówiłam jego imię jeszcze parę razy i dopiero za którymś razem się odwrócił.
- Tak? - podszedł do mnie, a ja upiłam łyk.
- Gadałeś z nim? - odstawiłam butelkę.
- Tak...
- I jak?
- Po treningu się dowiesz - odwrócił się i wrócił na swoje poprzednie miejsce.
Poszłam w stronę Josepha, który już czekał na mnie dobre parę minut. Nieoczekiwanie on do mnie podszedł i delikatnie złapał moją dłoń. Moje nogi zrobiły się jak z waty.
- Coś się stało? - złapał mój podbródek i podniósł tak żebym patrzyła w jego oczy.
- N-nie - jęknęłam zatapiając się w jego tęczówkach.
Co się ze mną dzieje?!
- A z Jude'm wszystko dobrze? - uśmiechnął się delikatnie.
- N-nie wiem - odpowiedziałam znowu.
- Na pewno?
- Może... - uśmiechnęłam się. - Zresztą i tak się kiedyś dowiesz.
- Macie jakieś tajemnice przede mną? - oburzył się.
- Tak - wyszczerzyłam się, a chłopak się na mnie rzucił i zaczął łaskotać. - P-przestań!
- Nie! - zaśmiał się i dalej kontynuował tortury. Po całym boisku było słychać nasze śmiechy.
- Ekhem! - ktoś nad nami odkaszlnął. Joe mnie puścił, a ja z ziemi popatrzyłam się na Jude'a. - Mieliście ćwiczyć.
- Jude jesteś moim wybawcą! - krzyknęłam wystawiając ręce do góry.
- Miło mi - rzucił oschle i odszedł. Westchnęłam cicho opierając się na łokciach.
- Faceci - prychnęłam przewracając oczami uśmiechem - zupełnie jak kobiety.
- Odezwała się - zaśmiał się Joe.
- Sama prawda! - chłopak podał mi rękę, a ja ją chwyciłam.
King mnie pociągnął do siebie. Wylądowałam na jego klatce piersiowej. Oplótł swoje ręce wokół mojego pasa, a zarzuciłam swoje na jego ramiona. Oparł delikatnie swoje czoło o moje, a ja przygryzłam dolną wargę. Znowu spojrzałam w jego oczy. Poczułam jak tracę grunt pod nogami. Ostatnio zdarza mi się podobnie reagować na choćby na spojrzenie Kinga, nie wspominając już dotyku. Poczułam, że mogłabym tak tam stać z nim godzinami. Bardzo się do niego przywiązałam i może nawet... Poczułam do niego coś więcej niż przyjaźń.
- Spotkamy się dziś po treningu? - zapytał szeptem. - Mieliśmy dokończyć wczorajszy dzień.
- Nie odpuścisz tak łatwo? - powiedziałam cicho.
- No oczywiś... - nie dokończył, bo przerwał mu Jude.
- Joe! Yu! - warknął Sharp na co Joseph przewrócił oczami. - Trening!
- Cicho Jude! - odkrzyknął odrywając się ode mnie. - Na randkę się umawiam!
- Co?! - krzyknęłam patrząc to na Sharpa to na Kinga.
- No pięknie! - usłyszałam krzyk Davida, który puścił mi oczko, gdy na niego spojrzałam.
- Gratuluję! - po raz pierwszy w tym dniu uśmiechnął się Jude.
- To nie jest randka - zaśmiałam się do Joe'go.
- A co zrobiłabyś gdybym cię zaprosił na nią? - puścił mi oczko King.
- Pewnie bym się zgodziła... - powiedziałam niepewnie.
- Dzisiaj mi nie uciekniesz - pocałował mnie w czoło i odszedł pod bramkę.
Stałam jeszcze chwilę jak słup soli i na spokojnie analizowałam to co się właśnie stało. Uśmiechnęłam się jak głupia do siebie napotykając wzrok Josepha.
- Nie obronisz tego! - krzyknęłam wskazując palcem na bramkarza.
- Żebyś się nie zdziwiła! - odkrzyknął w moją stronę, a ja z całej siły kopnęłam najbliższą piłkę.
✴✴✴
- Padam! - warknęłam wtulając się w Josepha. - Po co Jude kazał nam tu przyjść?
- Nie mam pojęcia... - szepnął Joe, który też był zmęczony.
Cała drużyna czekała na Jude'a na korytarzu. Nikt nie wiedział dlaczego kazał nam się tu zebrać. Joe opierał się o ścianę, a ja prawie leżałam na nim. Obejmowałam go w pasie, a on bawił się włosami, które opadały na moje plecy.
- Nareszcie! - usłyszałam zmęczony głos Davida. - Przyszedł...
- Czego chciałeś Jude? - zapytałam prosto z mostu.
- Pogadać - odpowiedziałam krótko.
- Dlaczego nie możemy porozmawiać w szatni? - zapytał Herman.
- Tam ściany mają uszy - powiedział Sharp.
- To co chcesz powiedzieć? - zapytałam odrywając delikatnie się od Kinga. Trochę mnie zainteresował początek jego przemowy.
- Chcę sprzeciwić się rozkazom szefa - warknął Jude. - Chłopaki chcecie grać w prawdziwą piłkę? - nastała cisza. Nikt nic nie powiedział.
- Równouprawnienie! - krzyknęłam do Sharpa ponownie się wtulając w Kinga.
- Wybacz Yu... - przeprosił Jude. - Myślałem, że ty jesteś już w trakcie.
- No niby jestem... chyba - powiedziałam w klatkę piersiową Joe'go. Podniosłam głowę i popatrzyłam na jego oczy. Ten się popatrzył na mnie pytająco. - A jak ja to chciałam zrobić to był problem - szepnęłam. - A teraz nagle to Jude niby sam wpadł na ten pomysł prawda? No właśnie i co ja mam teraz zrobić? Czuje się taka samotna. I do kogo ja teraz mówię? Do siebie, oczywiście. - zaczęłam szybko prowadzić monolog.
- Co ty tam mówisz? - zapytał Sharp.
- Nic! - powiedziałam. - Róbcie co chcecie - minęłam chłopaków i poszłam do szatni - ja już swoje zdanie dawno powiedziałam!
Weszłam do pomieszczenia i ściągnęłam cały strój. Stałam w samej bieliźnie. Skoro Sharp chce się sprzeciwić to znaczy, że coś musi być na rzeczy. Ciekawa jestem jak zareaguje reszta drużyny. No cóż, ich wybór.
Ale jak ja chciałam iść od Darka to nie.
W tym momencie drzwi się otwarły. Popatrzyłam w tamtą stronę i zobaczyłam wszystkich zawodników z Josephem na czele. Zatrzymał się i parę osób uderzyło o niego. Na jego policzkach pojawiły się czerwone ślady i szybko zamknął drzwi. Spojrzałam na mój strój i cicho się zaśmiałam.
Chłopaki...
Ubrałam spodnie z bluzą po czym zabrałam torbę. Podeszłam do drzwi otwierając je.
- Już możecie wejść - powiedziałam puszczając oczko bramkarzowi, który stał najbliżej.
Ja wyszłam, a oni zaczęli wchodzić. Gdy przechodził obok King złapałam go za rękę i przyciągnęłam do siebie.
- Muszę się jeszcze ogarnąć - powiedziałam. - O osiemnastej w parku?
- Eee... Tak. - podrapał się po karku.
- Słodko wyglądasz jak się rumienisz - stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek. Po tych słowach odwróciłam się i odeszłam w stronę wyjścia ze szkoły. To mam jeszcze godzinę...
✴✴✴
Zamknęłam drzwi domu pomimo nawoływań mamy. Zaczęła się dopytywać z kim się umówiłam, a jak powiedziałam, że z Josephem zaczęła się cieszyć jak małe dziecko, które dostało lizaka. Kazała mi się ubrać w coś ładnego a nie bluzę z rurkami. Chciała mi zrobić delikatny makijaż i potraktować włosy lokówką, ale od tego udało mi się uciec - na szczęście. Reakcja taty była całkowicie inna. Popatrzył się na mnie i życzył miłej zabawy. On zrozumiał za pierwszym razem, że to tylko przyjaciel chociaż i ja czasem miałam inne przeczucia. Koniec końców wyszłam w czarnej sukience do kolan i balerinkach. Szłam szybkim krokiem przez ulice, aby dotrzeć do parku na czas. Już coś czuję, że jestem spóźniona...
- Przepraszam Joe! - wpadłam na plecy chłopaka.
- Jejku Yu! - odwrócił się i ucichł. Lustrował mnie wzrokiem przez jakiś czas.
- Wszystko okej? - pomachałam dłonią przed jego twarzą.
- T-tak... - jęknął. - Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję - zaczerweniłam się. - Przepraszam za spóźnienie, ale ledwo udało mi się uciec od mamy.
- A coś się stało?- zaśmiał się pod nosem.
- Chciała, żebym się bardziej wystroiła.
- I tak już wyglądasz idealnie - założył pasemko moich białych włosów za ucho.
- Ojj coś czuję, że już przypominam buraka - uśmiechnęłam się lekko opuszczając głowę.
- Nie jest źle - podniósł lekko moją głowę. - Idziemy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top