Słabość boga
Joseph pov.
Dni cały czas mijały, a Yu dalej leżała w śpiączce. Powoli zaczynało mnie to coraz bardziej dobijać. Pomimo, że Jude cały czas wierzył, że za niedługo ponownie się obudzi, ja byłem bardziej pesymistycznie do tego nastawiony. Codziennie do niej chodziłem i mówiłem z nadzieją, że zaraz wstanie, lecz nic podobnego się nie stało. Parę razy widziałem Byrona z jego przyjacielem. Aphrodi potrafił tam siedzieć nawet godzinami, ale przeszkadzały mu w tym pielęgniarki, które po jakimś czasie zaczęły go wyganiać pod pretekstem zakłócania spokoju. Raz udało mi się podsłuchać co mówił do Yuzuki - przepraszał ją. Głos mu się łamał za każdym wypowiedzianym słowem. Zrozumiałem wtedy po części to, że on naprawdę żałuję tego co zrobił. Obiecał jej, że będzie przychodził co dzień i sprawdzał czy się obudziła. David towarzyszył mi prawie przy każdym wyjściu do Yu. Jude również nawet po kilka razy w ciągu jednego do niej chodził, a w pewnym momencie, gdy byliśmy tam we trójkę, ściągnął swoje gogle.
- Pamiętasz jak chciała mi je zdjąć? - zapytał się mnie dalej wlepiając wzrok w dziewczynę. - Zabroniłem jej. To teraz tego żałuję. - przetarł twarz dłońmi i otarł samotną łzę.
Tamtego dnia nigdy nie zapomnę. Dla każdego z nas wypadek Yuzuki był dla nas stratą. Dla mnie, Jude'a, Davida, państwa Asai i Byrona.
Właśnie siedziałem sam u dziewczyny. Minęło sześć dni, a jej widok za każdym razem doprowadzał mnie do nieopisanego żalu. Niedawno była u mnie Candy, a wcześniej rodzice. Powiedziałem grzecznie fioletowłosej, że chcę jeszcze iść tutaj, a ona przyjęła to bardzo spokojnie. Bez nalegań pożegnała się i odeszła. W sumie to wcale nie jest taka zła jak myślałem. Usłyszałem, że drzwi się otwierają. Spojrzałem w tamtą stronę.
- Czego chcesz? - zapytałem ostro blondyna, który zdążył już podejść jak gdyby nigdy nic do łóżka.
- Nie do ciebie przyszedłem - spławił mnie i spojrzał na twarz Yu.
- Masz szczęście, że jeszcze żyjesz... - rzuciłem wstając z miejsca.
- Bardzo dobrze wiesz, że ona nie chciałaby, żebyś coś mi zrobił.
- Tego nie wiesz - odpowiedziałem zatrzymując się przy drzwiach.
- Wiem to, ale za to chyba ty jej nie znasz.
- Po co ty tu właściwie przychodzisz? - Byron popatrzył na mnie po czym znowu utkwił swój wzrok w dziewczynie.
- Żeby odkupić swoje winy - szepnął. - Chcę, aby mnie chociaż wysłuchała. Jeżeli mi nie wybaczy... to nie mogę jej do tego zmusić.
- Nie możesz przewidzieć co zrobi - odpowiedziałem. - Może cię przytulić lub też zostawić uderzając z liścia.
- Tak... - położył dłoń na jej policzku. - Cała Yu. Dlatego zależy mi jedynie na tym, aby mnie wysłuchała. Tylko ona zrozumie mój problem.
- Skąd wiesz?
- Bo jedynie ona wie co czułem, gdy ją straciłem - przeniósł dłoń na jej rękę, przekładając ją do ust.
- Odzyskałeś ją, ale ponownie straciłeś - powiedziałem szczerze.
- Dlatego nie wybaczę sobie tego jeśli zostanie tu dłużej niż dwa miesiące - pociągnął nosem.
- Ale wiesz, że to może trwać nawet lata i...
- Zamknij się! - krzyknął odwracając się w moją stronę, jego twarz była cała w łzach. - Myślisz, że tego nie wiem?! Staram się jakoś wytrzymać, ale nie daje rady! Każdego dnia myślę, że Yuzuki następnego dnia się obudzi, ale nie wiesz jakie przeżywam rozczarowanie, kiedy widzę, że ona wygląda jakby już umarła!
Zatkało mnie. Nie wiedziałem, że on przeżywa to podobnie do mnie. Chyba po raz pierwszy zobaczyłem jak bardzo byli ze sobą blisko. Właśnie chciałem coś powiedzieć, ale on mi przerwał:
- I do cholery jasnej wiem, że to przeze mnie - odwrócił się opuszczając głowę. - Idź już, proszę.
W milczeniu wykonałem rozkaz. Może on wyglądał na twardego, ale w środku był strasznie miękki. W sumie tak jak każdy. Jude i David też płakali nad nią, wiem to, mimo, że nie zawsze przyznawali się do tego. I to nie była zwykła, męska łezka.
✴✴✴
Drugi raz w tym dniu przyszedłem do Yu, ale tym razem nie byłem sam. Był przy mnie Jude, David i co mnie trochę zdziwiło Mark Evans. Nie do końca wiedziałem, że znał Yuzuki. Gdy się go o to zapytałem odpowiedział mi, że co prawda ich znajomość nie jest zbyt długa i rozwinięta, lecz już ją nazywał przyjaciółką. Evans właśnie zawzięcie opowiadał do nieprzytomnej ich ostatni mecz. Był tym tak zafascynowany, że prawie wywalił kroplówkę przez machanie rękami.
- ... Wiesz Yu? - skwitował. - Jak ty się obudzisz to pogramy razem! Już kiedyś mi to obiecałaś, pamiętasz? - uśmiechnął się szeroko.
- Naprawdę? - zdziwił się Jude. - Ja chyba o czymś nie wiem.
- Nie ciesz się tak... - usłyszałem przy sobie szept. Szybko spojrzałem w stronę Yu. - I tak przegrasz. - rozszerzyłem oczy i spoglądnąłem po wszystkich - każdy był w szoku.
- A-ale kto przegra? - zapytałem cicho.
- Mark - odpowiedziała. - Jeszcze z tobą wygram...
- Yuzuki! - krzyknął Evans chwytając ją za ramiona. - Czy tylko ja to słyszałem?! Ona mówiła!
- Nie, Mark - zaprzeczył Jude. - Każdy z nas to usłyszał.
- Joe... - powiedział David patrząc na mnie.
Nie zareagowałem. Mój wzrok dalej był wlepiony w dziewczynę. Nie byłem w stanie uwierzyć, że przed chwilą coś powiedziała. Chłopaki szybko pobiegli po lekarza, a ja dalej siedziałem na miejscu.
- Nie - odpowiedział stanowczo lekarz. - Ona dalej jest w śpiączce. Możliwe, że miała chwilowe przebudzenie i była w stanie powiedzieć coś, jednak dalej jest w takim stanie jak ostatnio.
- Panie doktorze - zaczepiłem go. - Czy mógł być to jakiś znak na to, że obudzi się wcześniej?
- Niestety nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na to pytanie - odpowiedział po czym odszedł.
Moja euforia, która przez pewien czas zapanowała w moim ciele, szybko się ulotniła. Znowu trzeba czekać.
Byron pov.
Już dzisiaj zagram mecz z Raimonem. Podobno dołączył do nich Jude - przyjaciel Yu. Nie zdziwię się jak będzie chciał mnie w jakikolwiek sposób sfaulować - na boisku jedynie to może zrobić. Jestem gotowy na dosłownie każdy cios, byle nie ucierpiała na tym Yuzuki. Przez tą Boską Wodę straciłem nad sobą panowanie i to nie jeden raz. Dopiero, gdy przestała działać dotarło do mnie to co powiedziałem w stronę tak bardzo ważnej mi dziewczyny, a tym bardziej co zrobiłem. Hera również nie był święty, ale mimo wszystko to ja przegiąłem najbardziej. Zamiast ją chronić przed wszystkim co złe, ja sam byłem dla niej tym najgorszym. Nie wybaczę sobie tego do końca życia.
Właśnie szedłem w stronę szpitala. Chcę jeszcze ją zobaczyć zanim rozegram ostatni mecz Strefy Futbolu. Mam ponad godzinę, więc spokojnie powinienem się wyrobić. Wszedłem na teren budynku i wolnym krokiem udałem się do miejsca drogą, którą w ciągu tego całego tygodnia potrafiłem poznać na pamięć. Nawet starych pacjentów kojarzyłem, nie wspominając o tutejszym personelu. Ale dalej spośród wszystkich, ja widziałem tą jedną osobę. Silną, lecz w tym momencie bezbronną. Żyjącą, lecz sparaliżowaną. Zdrową, lecz poszkodowaną.
- Hej Yu - zamknąłem drzwi pomieszczenia i usiadłem na łóżku szpitalnym łapiąc dłoń dziewczyny. - Nawet nie wiesz jak za tobą tęsknię. Cały czas o tobie myślę. Dzisiaj mam z Herą mecz do rozegrania przeciwko Raimonowi, wiesz? Chyba po raz pierwszy chcę przegrać, naprawdę. Hm... Pamiętasz jak cię straciłem? Chciałem wtedy władzy, myślałem, że dzięki niej znowu cię zdobędę, ale w zamian znowu cię nie mam. Stałem się silniejszy dzięki oszustwu, ale nie przypuszczałem, że ucierpisz. Przepraszam cię... - z mojego oka wyleciała łza, która opadła na rękę dziewczyny, zaraz po niej cały potok. - Wybaczysz mi? - jęknąłem bezsilnie.
- Aphrodi... - usłyszałem czyiś głos. Szybko otarłem znak, który uważałem za słabość. Ukradkiem spojrzałem w tamtą stronę.
- T-tak? - zapytałem cicho czekając na reakcję.
- Spójrz na mnie - popatrzyłem się na mojego rozmówcę. Moje serce zaczęło bić szybciej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top