Szpieg perfekcyjny

Dzisiaj wraz z Davidem i Josephem postanowiliśmy sprawdzić gdzie po lekcjach udaje się Jude. David mówi, że był parę razy z nim na meczach Raimona, ale przecież oni nie grają meczów codziennie. Już kilka razy zadawali mu pytanie gdzie się podziewa, lecz on ich zbywał. Martwię się o niego szczególnie, że nigdy się tak zachowywał. Na pewno coś jest na rzeczy skoro nie mówi nawet swoim najlepszym przyjaciołom. Zapewniłam chłopaków, że się wszystkiego dowiem, dlatego przez wszystkie lekcje opracowywałam plan. W skrócie zakładał on subtelne szpiegowanie osobnika oraz zapamiętania najważniejszych informacji typu gdzie jest, co robi, czy jest sam oraz jakie są jego zamiary.

- Hej Jude! - krzyknęłam do chłopaka, gdy weszłam do szatni męskiej.

Trening się właśnie skończył, a cała drużyna się przebierała i w pół naga patrzyła na mnie stojącą w drzwiach. Spojrzałam na Sharpa stojącego w samych spodenkach. Ten tylko popatrzył się na mnie i westchnął cicho.

- Co jest? - ubrał koszulkę i zarzucił na siebie czerwono-białą kurtkę.

- Odprowadzisz dziś mnie? - przymknęłam drzwi.

- Niezbyt mogę, a co?

- Po prostu nie mam z kim wrócić do domu, a nie chcę iść sama - odpowiedziałam krzyżując palce za plecami.

- Przecież możemy cię odprowadzić... - wtrącił David, a ja posłałam złowrogie spojrzenie pokazując, żeby się zatkał. - A nie. Jednak nie możemy - dodał pospiesznie i zrobił się czerwony na twarzy.

- Przecież zawsze wracałaś sama i ci to nie przeszkadzało. - spakował strój do torby.

- No, ale wiesz... Po tym co się ostatnio stało... - uśmiechnęłam się sztucznie. Przysięgam, że starałam się, aby wyszło to słodko.

- David, Joe, zajmijcie się nią dziś, proszę. Ja nie dam rady, a jeśli faktycznie może coś się stać to lepiej nie ryzykować.

- Ale Jude... - zaczął Joseph.

- Joe proszę! - przerwał mu Sharp. - Muszę załatwić coś ważnego.

- Dobra. Jesteś moim dłużnikiem - odparł King.

- Myślałem, że to będzie dla ciebie przyjemność. - uśmiechnął się pod nosem Jude i wyszedł zostawiając całego czerwonego Josepha.

- No proszę, proszę! - poruszył brwiami David. - Lećcie kochani!

- Rozumiem, że zazdrościsz, ale nie okazuj na razie tego publicznie - podniosłam kąciki ust. - Joe jest mój.

Usłyszałam jedynie cichy gwizd Samforda i mamrotanie Kinga pod nosem, że mimo wszystko nie jest żadną rzeczą. Pociągnęłam bruneta za sobą i wyszliśmy z szatni. Całą drogę do wyjścia szliśmy w milczeniu. Ostatnio zauważyłam jak Jude na przerwach lub po treningach chodzi do gabinetu Darka. Niepokoiło mnie to. Chciałam powiedzieć o tym Kingowi, ale bałam się, że Ray może nas jakoś szpiegować. Parę razy nawet popatrzyłam się na chłopaka, ale gdy tylko miałam coś powiedzieć od razu się powstrzymywałam i cicho wzdychałam.

- Powiesz co się stało? - zapytał Joe, gdy znaleźliśmy się poza terytorium szkoły. - Widzę, że coś cię martwi. - ujął moją dłoń w swoją, aby dodać mi otuchy.

- Jude ostatnio często chodzi do Darka. Wcześniej chyba tego nie robił, prawda? - popatrzyłam na niego.

- Faktycznie - zmarszczył lekko brwi. - Gdy z nim rozmawiał to zazwyczaj przy całej drużynie. Na osobności rzadko. Ale wiesz, można powiedzieć, że ojciec Jude'a dał go pod opiekę Ray'a. To on mu bardziej pomagał.

- Martwię się o niego. Nie chcę, żeby wpadł w kłopoty. Sama się przekonałam, że przy Darku jest to bardzo możliwe.

- Yu, Jude da sobie radę - przejechał kciukiem po wierzchu mojej dłoni. - Jest naprawdę inteligentny i poradzi sobie z tym.

- Tak myślisz?

- Ja to wiem - uśmiechnął się. - To jaki był ten twój plan?

- Miałam go znaleźć, ale teraz to niezbyt mam jak. - oznajmiłam.

- Sądzisz, że przeszkadzam w realizowaniu celów? - zasugerował patrząc się na mnie kątem oka.

- A nie taka jest prawda? - starałam się powstrzymać od wybuchu śmiechu.

- Skoro tak mówisz, to ja już idę - puścił moją rękę i przyspieszył kroku.

- Wracaj! - krzyknęłam i skorzystałam z tego, że stan mojej nogi nie był już taki zły. Zaczęłam biec za nim.

Mimo, że po boisku na biegam więcej to nie byłam ma tyle szybka, aby go dogonić. Po chwili zaczął zwalniać, a ja wykorzystałam to i wskoczyłam mu na barana wtulając się w jego plecy.

- Nie za wygodnie ci? - zaśmiał się i stanął w miejscu.

- Jest idealnie - objęłam go rękami od tyłu. W tym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a. To Joe'go, bo ja mam zawsze wibracje.

- Czyżby David już za mną tęsknił? - podniósł jeden kącik ust do góry, a ja zeszłam z niego i ustawiłam się naprzeciw chłopaka. Ten wyjął telefon, przeczytał wiadomość i schował urządzenie.

- Muszę wracać - spojrzał na mnie. - Mama chce żebym jej coś naprawił.

- No dobra - opuściłam lekko głowę. Joe złapał moją prawą dłoń oraz podbródek, który podniósł do góry tak, żebym teraz na niego patrzyła.

- Jutro dokończymy to spotkanie - uśmiechnął się uroczo. Zbliżył się do mnie i pocałował w czoło.

- To do jutra - mimowolnie odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam go.

- Ogarnij tego Jude'a - poczochrał mi włosy i odszedł.

Szybko poprawiłam fryzurę i ruszyłam przed siebie. Zaczęłam myśleć jak mogę się dowiedzieć gdzie aktualnie jest Jude. Łatwe to nie było, ale do zrobienia to już tak. Dopiero teraz zauważyłam, że przechodzę obok ulicy, na której mieszka Sharp. Dobrze pamiętałam, który dom należy do niego. Zaczęłam iść w jego stronę i gdy byłam już tak blisko z posesji ktoś wyszedł. Szybko schowałam się za pobliską latarnią. Wystawiłam trochę głowę zza niej, aby zobaczyć kto tam jest. Na moje szczęście stał tam Jude. Zaczęłam się modlić, żeby tylko nie szedł w moją stronę. Ten jedynie się rozglądnął i poszedł w przeciwny kierunek. Zaczęłam się teraz zastanawiać jak ja mam go śledzić tak, żeby osoby trzecie nie patrzyły się na mnie dziwnie i zarazem tak, żeby było to skuteczne. Przebiegłam ma drugą stronę ulicy i zarzuciłam na głowę kaptur. Szłam ze spuszczoną głową patrząc jedynie na Sharpa. W pewnym momencie zboczył z drogi i udał się w stronę lasu.

Chyba nie idzie na grzyby co nie?

Mam nadzieję, że ma tam jakiś cel, który jest bardziej konkretniejszy od zwiedzania lasu i zbierania grzybów. W sumie gdyby miał pelerynę to byłby z niego taki Czerwony Kapturek...

Zeszłam na bok tak, że szłam teraz w ukryciu krzewów i pomniejszych drzewek. Co jakiś czas Jude odwracał się do tyłu co skutkowało tym, że musiałam się zatrzymywać. Najgorsze z całej drogi były małe gałązki, które co jakiś czas pękały pod wpływem mojego ciężaru. Po paru minutach wędrówki pojawiła się mała polana. Jude oparł się o mur jakiegoś budynku. Podeszłam bliżej i schowałam się za drzewem.

- Gdzie są dane, które miałeś zdobyć? - usłyszałam wyraźny głos Sharpa.

- Jeszcze ich nie przechwyciłem - odezwał się delikatny głos jakiegoś chłopaka. Niestety nie kojarzyłam go.

- To po co mnie tu wzywałeś? - zapytał Jude.

- Czy na pewno to wszystko jest konieczne? Chyba posuneliśmy się trochę za daleko. Żeby majstrować przy autokarze zespołu? - odpowiedział ten drugi.

Majstrować przy autokarze zespołu? O co im chodzi?

- Co takiego? - zdziwił się Jude.

- A tak, mogłem się spodziewać, że nie będziesz nic o tym wiedział. Czy to są właśnie metody działania Królewskich? Co szefowi strzeliło do głowy? - powiedział. Słychać było, że się martwi. - Nie chce mieć nic wspólnego z czymś takim! Przecież tak nie wolno! Dlaczego jemu tak bardzo zależy na wygranej?! To nie do pomyślenia!

- Dosyć tego Bobby! Nie masz najmniejszego prawa krytykować jego decyzji! - warknął Jude.

- Mogę się założyć, że chodzi im o Darka - szepnęłam sama do siebie.

- Tak, ale... - zaczął, ale ktoś mu przerwał.

- Jude! - usłyszałam krzyk jakiejś dziewczyny. Stała parę metrów przede mną, mam nadzieję, że mnie nie zauważyła. - Przyszedłeś, żeby szpiegować klub piłkarski Raimona? - podeszła do niego i złapała jego rękę. - Wyjaśnij mi to!

Może to jego dziewczyna...

- Zostaw mnie! - Sharp wyrwał się z jej uścisku. - Siostrzyczko nie mam zamiaru się przed Tobą tłumaczyć.

- Siostrzyczko? - powtórzyłam słowa Jude'a i oparłam się plecami o drzewo. On opowiadał mi o niej. Miała na imię Celia, tyle pamiętam.

Dziewczyna została sama. Było mi jej trochę żal. Jeśli Jude chce ją odzyskać to nie może jej tak traktować. Oddala się od niej przez samego siebie. Odwróciłam się, żeby zobaczyć czy teren jest już czysty. Nikogo nie było. Odetchnęłam z ulgą i już miałam ruszać w drogę powrotną przez las kiedy uderzyłam w kogoś. Spojrzałam do góry.

- Jude... - szepnęłam. To mam kłopoty. Jednym ruchem ręki ściągnął mój kaptur.

- Yuzuki - powiedział ostrym głosem. - Co ty tu robisz?

- To samo pytanie mogę zadać tobie - odpowiedziałam starając się ukryć strach jaki teraz we mnie buzował.

- Ja zadałem pierwszy pytanie - zdenerwował się.

- Poszłam się przejść i zobaczyłam ciebie. Nie wiedziałam, że będziesz z kimś rozmawiał. Przepraszam - skłamałam, a Jude to chyba wyczuł.

- Szpiegowałaś mnie? - zapytał ze spokojem, a ja wbijając wzrok w ziemię przytaknęłam. - Nic się nie dzieje. Ale obiecaj, że nie powiesz nikomu tego co usłyszałaś.

- Obiecuję - odpowiedziałam w duchu ciesząc się, że Jude mnie tak łagodnie potraktował.

- Chodź - pociągnął mnie za rękę. - Wytłumaczę ci parę spraw.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top