Numer Dwa...
Lekcje mijały, a ja dalej siedziałam z głową w chmurach. Od paru dni cały czas tak mam. Wczorajsze spotkanie z Byronem znacznie poprawiło mi humor przez co dziś przyszłam z wielkim uśmiechem na twarzy. Dzięki niemu zaczęła się moja przygoda z piłką nożną. Dużo mu zawdzięczam, szczególnie to, że zawsze opiekował się mną jak młodszą siostrą. Wiem, że mogę się do niego zwrócić, a on mi pomoże, nawet jakby się paliło. Dodaje mi siły, odwagi i podnosi, gdy upadam. Kiedy straciliśmy kontakt, co zdarzyło się ponad dwa lata temu, nie byłam w stanie szybko o nim zapomnieć. Pamiętam jak płakałam i byłam wręcz nie do zatrzymania, ale na marne były moje czyny, skoro jego już nie było. Obiecał mi, że się jeszcze spotkamy, a skoro tak powiedział to tak też się stało. Wczoraj siedziałam z nim prawie do nocy i rozmawiałam na wszystkie tematy - te ważne, jak i błahe. Wymieniliśmy się numerami telefonów, więc teraz na pewno będziemy mieli jak się skontaktować. Cieszę się, że mam kogoś w tym mieście i pomimo, że on chodzi do Liceum Zeusa, to i tak czuję, że jest przy mnie blisko.
Spojrzałam niecierpliwie na zegarek i jak na zawołanie zadzwonił dzwonek. Koniec lekcji - nareszcie. Będę miała okazję się wykazać. Ruszyłam spokojnym krokiem przechodząc obok ławki Jude'a, a gdy kątem oka zauważyłam, że ten rzuca mi mordercze spojrzenie, uśmiechnęłam się. Wyszłam z sali z torbą na ramieniu po czym skierowałam się pod szatnię. Droga długa nie była, więc pokonałam ją w krótkim czasie. Z torby wyjęłam strój, który wczoraj dał mi Ray Dark. Zielona koszulka z czerwonymi elementami, numerem siedemnaście na plecach oraz brązowe spodenki. Niezbyt mi się spieszyło, bo miałam jeszcze parę minut do rozpoczęcia treningu, ale mimo to i tak przed czasem wyszłam z szatni. Przeczesałam włosy rękami i skierowałam się w stronę boiska. Otwarłam drzwi i jak się domyślałam nikogo tam nie było, nie licząc kosza z piłkami, ale on się chyba nie liczy. Zabrałam jedną i zaczęłam ją z nudów odbijać. Czas mi się niemiłosiernie dłużył, ale mimo to dalej kontynuowałam swoje zajęcie. Nagle usłyszałam huk otwieranych drzwi i na boisko weszła drużyna Akademii Królewskiej z Jude'm na czele.
- Co tak długo? - zaczęłam i kopnęłam piłkę pod nogi kapitana, a on ją sprawnie zatrzymał. - Już myślałam, że się boisz.
- Jakbym miał czego - uśmiechnął się wrednie. - Zasady są takie:
Gramy we dwójkę i staramy się odebrać sobie piłkę. Musimy zdobyć trzy gole i użyć przynajmniej dwóch technik. Trafiamy do bramki, na której będzie stał Joe - wskazał na chłopaka, obok którego wczoraj usiadłam. - Stoi czy wymiękasz?
- Stoi - rzuciłam. - Przegrany stawia pizze.
- Czekaj... - powiedział zakłopotany. - Żarty sobie robisz?
- A czy wyglądam jakbym żartowała? - zapytałam starając się zrobić najpoważniejszą minę w całym moim życiu.
- No... n-nie - odpowiedział. - Dobra nie ważne!
Odszedł, a ja zaczęłam się rozgrzewać. Chwilę później chłopaki też zaczęli robić podstawowe ćwiczenia, więc nie zwracałam na nich większej uwagi. Już po paru minutach byłam gotowa i czekałam chwilę po środku boiska.
- Gotowy? - zapytałam, gdy ten zaczął iść w moją stronę.
- Jak nigdy - odpowiedział, a ja rozejrzałam się wokoło. Drużyna stała przy murawie, bramkarz na pozycji, ale... dlaczego dwójka zawodników idzie w naszą stronę.
- Czemu tu idą? - pokazałam ręką na zbliżającego się chłopaka z przepaską na prawym oku, tego ze cyjanowym kolorem włosów oraz na drugiego o poważnym wyrazie twarzy z fioletowymi włosami.
- David - zaczął Jude i położył dłoń na ramieniu tego pierwszego - i Daniel - zrobił to samo tylko, że z różowowłosym - będą mi pomagać.
- Chyba kpisz! - popatrzyłam na Sharpa z niedowierzaniem. - Mieliśmy grać sami.
- Tak, ale techniki mam jedynie z nimi. Sam gram zazwyczaj na pomocy, a jak jestem napastnikiem to zawsze razem strzelamy - wytłumaczył, a wszystko w mojej głowie zaczęło układać się w logiczną całość.
- Dobra - powiedziałam po chwili - ale oni mogą być jedynie przy strzałach do bramki. Gdy ja mam piłkę nie mogą się zbliżyć.
- Innej opcji nie ma - uśmiechnął się Sharp po czym Daniel odszedł bliżej obrony. David położył między mną, a Jude'm piłkę i sam również się wycofał.
- Kto zaczyna? - zapytałam z grzeczności.
- Damy przodem - powiedział robiąc parę kroków do tyłu. Położyłam nogę na piłce i spojrzałam przed siebie.
- Gotowi?! - usłyszałam krzyk Davida, a po chwili przyłożył palce do ust po czym głośno gwizdnął.
Jak na zawołanie ruszyłam do przodu kopiąc piłkę. Słyszałam jak peleryna Jude'a powiewa, więc mogłam się spodziewać jak blisko mnie jest.
- Szybka jesteś - rzucił, gdy pojawił się tuż obok mnie.
Próbował zabrać mi piłkę jednak ja przyspieszyłam, wiedziałam, że długo tak nie pociągnę. Zbliżałam się już do pola karnego. Kątem oka zauważyłam, że Jude planuje mi odebrać piłkę wślizgiem, ale na czasie podskoczyłam z nią do góry. Wybiłam wyżej przedmiot, a gdy spadał kopnęłam ją z całej siły. Znowu poczułam ten przyjemny ból, który sprawiał, że tak kocham ten sport.
- Płomienna Strzała! - krzyknęłam, a pocisk, który leciał w stronę bramkarza otoczyły łańcuchy płomieni.
- Tarcza Mocy! - warknął King wyskakując w powietrze i uderzając pięścią w murawę. Wokół niego pojawiło się złote pole, które skutecznie zablokowało mój atak.
- Nieźle - powiedziałam niby sama do siebie, a jednak, gdy spojrzałam na bramkarza ten się uśmiechnął delikatnie w moją stronę.
Spojrzałam w oczy Josepha. Nie wyrażały żadnych emocji, ale tylko przez chwilę. Dosłownie w ciągu paru sekund zobaczyłam jakieś iskierki w jego niebieskich tęczówkach. Nie miałam pojęcia co mogą znaczyć, ale te emocje na pewno były pozytywne. Szybko jednak spuścił wzrok i wyrzucił piłkę w powietrze.
Razem z Sharpem rzuciliśmy się za nią, aby jak najszybciej ją przejąć. Gdy właśnie wyskoczyłam by odbić ją od klatki piersiowej przede mną pojawił się Jude. Zabrał piłkę i zaczął szarżować na bramkę. Biegłam za nim ile miałam sił w nogach, ale trzeba było przyznać, że też jest szybki. Próbowałam zrobić wślizg jednak bez skutku. Miałam jeszcze jedną opcję, ale nie mam zamiaru pokazywać mu teraz tego na co mnie stać - to będzie niespodzianka. Odpuściłam sobie i zatrzymałam się. Stałam teraz w miejscu co chyba zdziwiło Jude'a. Czekałam na jego ruch i mimo, że on z każdym krokiem zwalniał ja dalej stałam. Zmarszczył brwi próbując zrozumieć to co robię jednak po chwili dał sobie spokój i przygotował się do strzału. Przed polem karnym pojawił się David i Daniel. Sharp gwizdnął na palcach, a wokół niego pojawiły się pingwiny.
- Królewski Pingiwn! - krzyknął Jude kopiąc przy tym piłkę.
- Numer Dwa! - zawołał Daniel z Davidem i mocno uderzyli nogami w przedmiot lecący w ich stronę.
- Tarcza Mocy! - bramkarz zrobił ten sam ruch co przy moim strzale.
Pingwiny napierały na pole, ale już po chwili wszystko straciło swoją siłę, a piłka została zatrzymana przez Kinga. Jude opierał się rękami o uda i był nieco pochylony. Widać było, że się zmęczył. Gdy podniósł się do pionu Joe wyrzucił ją daleko w powietrze, a ja byłam jej znacznie bliżej. Ruszyłam pędem za nią i przechwyciłam kiedy była jeszcze w powietrzu. Sharp stanął w miejscu i czekał aż sama przebiegnę. Już myślałam, że uda mi się go wyminąć jednak on swoim wślizgiem odebrał mi piłkę - teraz ja stałam przed nim.
- Iluzja Piłki - szepnął, a ja ujrzałam kilka podobnych piłek. Nie miałam pojęcia która jest prawdziwa, a która jest jedynie kawałkiem techniki Jude'a.
Nim się obejrzałam ten mnie zgrabnie ominął i był przy chłopakach. Podbijając piłkę wyskoczyli w powietrze tworząc fioletowy trójkąt. Zaczęli się obracać wokół własnej osi, a gdy zbliżyli się do siebie z całej siły kopnęli piłkę.
- Zabójcza Formacja! - usłyszałam ich krzyk, a Tarcza Mocy pękła jak bańka pod wpływem uderzenia.
Patrzyłam jak w moją stronę idzie zadowolony Sharp. Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam na bramkarza, który jeszcze się podnosił.
- Pamiętasz jak mówiłaś, że jesteś w stanie zatrzymać mnie pstryknięciem palców? - zapytał, a ja kiwnęłam głową. - Zrób to.
- Czekam na odpowiedni moment, Jude - odpowiedziałam i podparłam dłonie o biodra.
- Jak na razie przegrywasz Yuzuki, może nie być drugiej szansy - próbował mnie sprowokować, ale ja się nie dałam.
- Zaraz się okaże kto przegrywa - odpowiedziałam i przechwyciłam piłkę podaną przez Kinga.
Biegnąc w stronę bramki słyszałam jedynie świst w uszach oraz powiewanie peleryny. Jude dał mi wolną rękę i nie zabierał piłki, więc szybko znalazłam się pod bramką.
- Dawaj mała - powiedział Joe co mnie trochę zdenerwowało.
- Płomienna Strzała! - krzyknęłam odbijając z całej siły piłkę, która zmieniła się w żywy pocisk zostawiający po sobie kłęby dymu.
Na moje szczęście Tarcza Mocy się zniszczyła, a piłka wpadła do siatki razem z bramkarzem. Klęczałam na ziemi wpatrując się tępo w ziemię.
- Numer Dwa... - szepnęłam i uśmiechnęłam się wstając do pionu. - Nowa technika!
- Gratuluję! - rzucił Sharp. - Ale dalej czekam na coś innego!
- Rywalizacja się dopiero zaczyna, Sharp! - pobiegłam w jego stronę i czekałam na podanie bramkarza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top