Nie jestem o niego zazdrosna

- Królewski... - Samford kopnął piłkę otoczoną pingwinami do góry, gdzie wpadła pod moje nogi.

- Chaos... - krzyknęłam odbijając piłkę jeszcze wyżej. Przy okazji obok mnie pojawił się David, który również miał szare skrzydła.

- Numer Dwa! - krzyknęliśmy razem, gdy piłka spadała między nami. Odbiliśmy ją, ale ja poczułam, że nie dałam z siebie wszystkiego.

Leciała z zawrotną prędkością w stronę bramki jednak moje skrzydła znikły, a ja wylądowałam z hukiem na murawie. Przedmiot nawet nie doturlał się pod nogi Josepha.

- Wszystko okej? - pochylił się nade mną David, który bezpiecznie wylądował. - Może dajmy sobie spokój na dziś.

- Nie! - wstałam przy jego pomocy. - Jesteśmy blisko...

- Nie wyglądasz za dobrze - podszedł do mnie Joe, a ja otrzepałam się z kurzu.

- Szybko tak laski nie zdobędziesz - odgryzłam się.

- Żebyś się nie zdziwiła! - zaśmiał się David. - Idę się napić, a wy ćwiczcie to co mieliście. Yuzuki dajemy sobie na dzisiaj spokój - odszedł w stronę ławki.

- Może ty też odpocznij... - zaczął bramkarz.

- Nie - przerwałam mu. Chwyciłam go za nadgarstek i postawiłam przed bramką. - Pamiętaj, skup się na piłce.

Odeszłam ma swoje miejsce, a on rzucił mi piłkę. Odbiłam ją do góry i wyskoczyłam za nią.

- Wieczny Chaos! - zza pleców wyłoniły się szare skrzydła.

✴✴✴

- Ostatni raz! - krzyknęłam, a chłopak pokiwał głową. Przez całą godzinę trenowaliśmy i widać było, że Joe robi postępy.

Wymówiłam nazwę techniki i kopnęłam mój cel, który z ogromną siłą poleciał do bramkarza. W jego oczach można było zobaczyć zdeterminowanie oraz skupienie, ale mimo wszystko po chwili nie wytrzymał i upadł na ziemię zatykając uszy. Piłka uderzyła w jego ramię przez co wywalił się na plecy.

- Joe! - usłyszałam piskliwy głos z tyłu. Gdy spojrzałam w tamtą stronę zobaczyłam jakieś trzy dziewczyny. Dwie z nich niemalże miały łzy w oczach.

- Wszystko dobrze? - podeszłam do niego, a on zaniepokojony spojrzał na mnie.

- Tak, jest okej - odpowiedział i poczułam, że uderzam o ziemię.

- Co jest? - warknęłam czując ból pleców.

Popatrzyłam na miejsce gdzie przed chwilą byłam. Teraz stały tam dwie dziewczyny, które kojarzyłam jedynie z widzenia. Jedna miała jasne, różowe włosy, a druga podobnie, tylko, że niebieskie. Nie ukrywam, że były ładne, jak nie piękne.

- Co ci się stało? - zapytała różowowłosa kładąc delikatnie jego głowę na swoje kolana.

- To ona ci coś zrobiła? - jęknęła niebieskowłosa wskazując na mnie kciukiem.

- Nie! - powiedział King. - Po prostu... źle się poczułem.

- Na pewno? - zapytał w tym samym czasie.

- Tak...

- Potrzbujesz pomocy? - odezwała się różowa.

- Nie.

- To ja ci pomogę! - wyrwała się niebieska i pobiegła po wodę.

Bez słowa wstałam i zaczęłam iść w stronę szatni. Myślę, że reszta chłopaków powinna tam jeszcze być, bo poszli parę minut temu.

- Yu! - krzyknął za mną Joe, a ja jedynie machnęłam ręką.

Mimo, że jedyne co mnie z nim łączy to przyjaźń to jednak poczułam niemiłe ukłucie w sercu. Czy ja właśnie jestem zazdrosna? Otworzyłam drzwi męskiej szatni, w której od ostatniego treningu się przebierałam i zastałam tam jeszcze Davida, Jude'a, Daniela, Hermana oraz Bena.

- Co jest? - zapytał Jude widząc mój krzywy wyraz twarzy.

- Zmęczona jestem - odpowiedziałam po części zgodnie z prawdą.

- A gdzie Joe? - David dorzucił swoje trzy grosze. Odwróciłam się tyłem do niego i zaczęłam wyciągać ubrania.

- Fanki - powiedziałam siląc się na miły ton.

- Już poznałaś? - zaśmiał się Sharp.

- Jak one miały? - uśmiechnął się Samford. - Camila i Jane?

- Nie zapomnij o Candy - Sharp poprawił gogle.

- Mało mnie obchodzi jak się nazywają! - warknęłam ubierając się.

- Zazdrosna jesteś? - zapytał po chwili cyjanowłosy, gdy zostaliśmy w pomieszczeniu tylko we trójkę.

- Przecież nie mam o co - włożyłam bluzę przez głowę i wepchnęłam od niechcenia strój do torby. - Mało mnie obchodzi z kim Joe się zadaje.

- Mhm... - mruknął David i spojrzał na Sharpa. - Jude poczekaj, wrócimy razem!

- Dziś muszę coś jeszcze załatwić - rzucił przez ramię zatrzymując się przy drzwiach.

- Mogę iść z tobą.

- Nie - zaprotestował Sharp - dam sobie radę sam.

- No dobra... - Samford założył koszulkę.

- A i Yuzuki. - powiedział, gdy otwierał drzwi i miał zamiar wyjść - trener chcę z tobą porozmawiać. Pójdź jeszcze dziś do jego gabinetu - wyszedł.

- No to idę... - westchnęłam i otworzyłam z impetem drzwi przez co wpadłam na Josepha.

- Ty! - syknął i wepchnął mnie z powrotem do pomieszczenia. - Jak mogłaś mnie tam zostawić?!

- Normalnie - uśmiechnęłam się sztucznie. - Chciałam, aby zajęły się tobą profesjonalistki - wyminęłam go i opuściłam silnie trzaskając drzwiami.

Warknęłam cicho zła sama na siebie i zobaczyłam, że niedaleko mnie stoją owe 'profesjonalistki' razem z tą, która jedynie się przyglądała sytuacji z boiska. Podniosłam jeden kącik do góry, gdy zabijały mnie wzrokiem i odeszłam w stronę gabinetu Ray'a Darka. Po chwili zapukałam do drzwi i weszłam.

- Dzień dobry panie Dark. Chciał pan ze mną porozmawiać - powiedziałam na wstępie podchodząc do biurka.

- Tak, chciałem - popatrzył się na mnie. - Jak dzisiejszy trening?

- Dobrze... - odpowiedziałam po chwili wahania.

- Zmęczona?

- Jak zawsze - uśmiechnęłam się słabo.

- Otóż mam dla Ciebie propozycję - wstał i podszedł do mnie. - Mam coś, co sprawi, że będziesz silniejsza niż dotychczas. Finał Regionu się zbliża i chcę mieć pewność, że wygramy go właśnie dzięki tobie...

- Niepotrzebne mi nic podobnego.

- Nie przerywaj mi! - warknął. - Chcę ci pomóc. Widzę przecież, że jesteś coraz bardziej słabsza, a twoja forma spada w porównaniu do formy reszty drużyny.

- Ale ja naprawdę czuje się świetnie - powiedziałam niezbyt rozumiejąc o czym mówi Ray.

- Tak ci się zdaje. Z punktu widzenia trzeciej osoby jesteś po prostu słaba. Szybciej się męczysz - oparł się o biurko.

- Obiecuje, że poćwiczę nad tym...

- A nie prościej byłoby Ci przyjąć moją pomoc? Jako jedyna na razie o tym wiesz. Nawet Sharp nie dostał takiej propozycji.

- A co to konkretnie jest? - zapytałam niepewnie.

- Napój, który pomaga zwiększyć siłę i być znacznie silniejszym.

- J-ja chyba podziękuję.

- Pogadamy jeszcze o tym - powiedział spokojnie. - Zastanów się jeszcze nad tym i odpowiedz, gdy będziesz pewna. Niech ta rozmowa zostanie tylko między nami - powiedział z naciskiem ostatnie zdanie.

- Dobrze - odpowiedziałam i odeszłam.

Wychodząc z gabinetu Darka zaczęłam się zastanawiać nad jego słowami. Przecież trenowałam tak jak zawsze, niemożliwe jest to, że nagle spadła mi forma tak z dnia na dzień. Może porozmawiam o tym z Jude'm? Jakoś niezbyt chce mi się wierzyć Darkowi, ale na wszelki wypadek warto to sprawdzić.

Wyszłam z budynku i zauważyłam parę metrów przede mną szły 'fanki Joe'go', a po środku sam King. Poczułam ukłucie w sercu, gdy zobaczyłam, że dwie z nich obejmuje w talii.

Czyli to miał na myśli David...

Na moje nieszczęście musiałam iść za nimi, bo była to najkrótsza droga do mojego domu. Wyciągnęłam telefon i pomyślałam przez chwilę.

Do: Aphrodi
Żyjesz Byron? Odpisz, proszę!

Wysłałam sms-a i schowałam komórkę. Jako, że mój krok jest jak zawsze przyspieszony po paru sekundach byłam niecały metr od czwórki. Gdy oni się gwałtownie zatrzymali, ja uderzyłam w plecy Josepha. Ten się szybko obrócił, a zaraz za nim dziewczyny.

- Yu... - szepnął chłopak.

- P-przepraszam - jęknęłam i szybko chciałam ich wyminąć jednak Joe chwycił mój nadgarstek.

- Czego on od ciebie chciał? - zapytał kiedy spojrzałam na niego. Domyśliłam się, że chodzi o Ray'a.

- Nie ważne. Prywatne sprawy - skłamałam wyrywając się z jego uścisku.

Mimo jego nawoływań odeszłam. Wpadłam na pomysł, żeby spotkać się zaraz z Jude'm. Chcę jak najszybciej się dowiedzieć czy na pewno ze mną wszystko okej. Wyjęłam telefon i wybrałam numer do niego.

- Halo? - usłyszałam głos z słuchawki.

- Jude, możesz się spotkać? - zapytałam szybko.

- Niezbyt teraz mogę...

- Proszę! - przerwałam mu.

- No dobra - odparł po chwili milczenia. - Za dziesięć minut w parku.

Po tych słowach się rozłączyłam i skierowałam się w umówione miejsce. Rzuciłam jeszcze przez ramię, aby się upewnić, że Kinga za mną nie ma. Tak też było, więc odetchnęłam z ulgą.

Do parku dotarłam szybciej niż myślałam. Zauważyłam Jude'a i skierowałam się w jego stronę. Ten również zaczął się do mnie zbliżać.

- Co się stało? - stanął przede mną. Nie odpowiedziałam tylko jak idiotka wlepiłam wzrok w ziemię. - Ej, Yu... powiedz.

- Czy uważasz, że ostatnio na treningach jestem słabsza? - zapytałam cicho patrząc na niego.

- Nie. Dlaczego tak myślisz? - zdziwił się.

- Ja... po prostu tak mi się zdawało, że... za mało z siebie daje. - zakłopotałam się.

- Hmm... - zamyślił się na chwilę i usiadł na ławce, zrobiłam to samo. - A o czym rozmawiałaś z Ray'em Darkiem?

- O niczym ważnym.

- Yuzuki!

Westchnęłam cicho i odpowiedziałam mu całą rozmowę między mną a trenerem. Nawet nie wiem kiedy z moich oczu poleciały łzy. Jude nawet mnie nie uspokajał, tylko trzymał mnie za rękę i wysłuchiwał tego co mówię. Moja głowa leżała na jego ramieniu.

- Obiecaj mi jedno - powiedział jeżdżąc kciukiem po wierzchu mojej dłoni. - Nigdy się na to nie zgodzisz.

- Obiecuję...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top