Mój starszy brat

- Tak. A gdzie konkretnie? - uśmiechnęłam się w jego stronę

- Na lody? - zasugerował. 

- Nie zabrałam pieniędzy - uderzyłam dłonią o czoło.

- Przecież ja stawiam - przewrócił oczami.

- Nie! - oburzyłam się. 

- Tak!

- Nie!

- Tak! 

- Przestań!

- Nie! - oboje wybuchliśmy śmiechem. - Chodź już - popatrzył na mnie roześmianymi oczami i poszliśmy do pobliskiej budki z lodami. 

- Jutro ci oddam kasę - powiedziałam, gdy szliśmy już przez miasto z wcześniej zaplanowanym przysmakiem. Ja miałam jak zawsze waniliowe, a Joe czekoladowe. 

- Daj spokój, proszę. Przyjacielska przysługa. 

- No, ale Joe... - zaczęłam się sprzeciwiać jednak ten mi przerwał. 

- Żadnych Ale. To dla mnie przyjemność - uśmiechnął się i zjadł kawałek loda. 

Po paru minutach zjedliśmy lodową słodycz i chodziliśmy wzdłuż alejek parku rozmawiając na różne tematy. Chłopaki podobno zdecydowali się przeciwstawić się Ray'owi Darkowi. Joseph mnie przeprosił za to, że wcześniej był tak sceptycznie nastawiony, machnęłam na to jedynie ręką. Przeszłość. W pewnym momencie oboje umilkliśmy. Poczułam jak Joe delikatnie łapie moją dłoń i splata nasze palce. Wstrzymałam oddech, ale serce i tak zaczęło bić mocniej. Uścisnęłam jego rękę zbliżając się do niego. Zaczęłam się zastanawiać czy on przypadkiem też nie czuje do mnie czegoś więcej. 

To byłby temat na rozprawkę! 

Zaśmiałam się cicho przez co zwróciłam uwagę chłopaka. 

- Z czego się śmiejesz? - popatrzył na mnie kątem oka. 

- A tak jakoś... - uśmiechnęłam się do niego co odwzajemnił. - Stresujesz się jutrem? 

- Raczej nie. Przecież i tak wygramy. 

- Tak sądzisz? 

- Pewnie. Może i Raimon jest dobry, ale my jesteśmy jeszcze lepsi. A do tego mamy wspaniałą napastniczkę - przejechał kciukiem po zewnętrznej stronie mojej dłoni. 

- I najlepszego bramkarza - dotarliśmy do miejsca, w którym po raz pierwszy spotkałam Marka Evansa.

Gdy usiedliśmy na ławce od razu położyłam głowę na jego ramieniu. Zamknęłam oczy, a on mnie objął. Zaczęłam się robić senna i Joe to zauważył.

- Nie usypiaj mi tu - zaśmiał się cicho i położył dłoń na moim policzku.

- Staram się - popatrzyłam w jego oczy. Pocałował mnie w czoło uśmiechając się przy tym.

- Wracajmy już - powiedział po paru minutach. Joe wstał i podał mi rękę, którą chwyciłam. Wstałam i zaczęliśmy iść w stronę mojego domu. 

- Ale wiesz, że trafię do niego sama? - powiedziałam z uśmiechem.

- Wolę mieć pewność, że dojdziesz do niego w całości - rozczochrał mi włosy, a ja od razu zaczęłam je układać.

- Dzięki! - rzuciłam i też mu zniszczyłam fryzurę.

- Też dziękuję - powiedział z przekąsem i poprawił je szybko.

- Ależ nie ma za co - uśmiechnęłam się szeroko. - Polecam się na przyszłość.

- Chyba podziękuję - puścił mi oczko.

- Będziesz coś chciał! - zarzuciłam włosami i założyłam ręce na piersi.

- No pewnie! - objął mnie ramieniem.

- O to ten! - krzyknęłam, gdy zobaczyłam mój dom. - Szkoda, że tak szybko minęło...

- Ale przynajmniej dobrze się bawiliśmy. Znaczy nie wiem jak ty... - zaprowadził mnie pod drzwi.

- Było super! - stanęłam tyłem drewnianych wrót.

- Naprawdę? - przytaknęłam. - To się cieszę, że ci się podobało - uśmiechnął się.

- To do jutra Joe... - przytuliłam chłopaka co odwzajemnił.

Już miałam się odwracać, żeby nacisnąć klamkę, ale poczułam, że Joseph łapie mnie za rękę. Spojrzałam na niego, a on mnie przyciągnął do siebie. Objął mnie w talii, a ja zarzuciłam swoją prawą rękę na jego ramię - lewą delikatnie położyłam na jego torsie. Podniósł prawą dłoń i zaczesał mój kosmyk włosów za ucho. Przeszedł mnie ciepły dreszcz. Nasze twarze były tak blisko, że czułam jego równomierny oddech. Przeniosłam wzrok z oczu na jego usta. Zapragnęłam ich dotknąć, ale nie chciałam robić zbyt pochopnych ruchów. Zamknęłam oczy i poczułam jak Joe zbliża bardziej swoją twarz. Poczułam jak jego usta dotykają kącika moich. Myślałam, że serce mi zaraz wyskoczy z klatki piersiowej. Pocałował mnie lekko - wręcz musnął, ale długo i przyjemnie. W pewnym momencie nawet poczułam, że chciał zboczyć głębiej, jednak w zamian oderwał się. Spojrzałam na niego. Był lekko czerwony na twarzy, ja pewnie też.

- Dobranoc - uśmiechnął się i odszedł zostawiając mnie samą.

Weszłam szybko do domu i wręcz poleciałam do swojego pokoju. Wpadłam na łóżko głupio się uśmiechając. Chciałam teraz dosłownie skakać ze szczęścia. Przypominając sobie to co się wydarzyło przed chwilą, rozpływałam się. Przymknęłam oczy i zasnęłam. 

✴✴✴

Gdy weszłam na teren szkoły od razu podbiegł do mnie David. Przytuliłam go na powitanie nie do końca wiedząc z czego jest taki zadowolony. Do Finału zostały jeszcze dwie godziny, więc mieliśmy czas dla siebie.

- Jak tam wczorajsza randka? - objął mnie ramieniem uśmiechając się znacząco.

- To nie była randka! - poprawiłam go. - Było... - zaczęłam i momentalnie przypomniałam sobie o wczorajszym zajściu - A co cię to obchodzi?

- Jako twój przyjaciel chyba mam prawo o tym wiedzieć, prawda? - spojrzał na mnie poważnie.

- No niby tak...

- Jak nie chcesz to nie mów - uśmiechnął się. - Joe mi więcej powie!

- No cholera! - schowałam twarz w dłoniach. - Było cudownie!

- Żartujesz! - zatrzymał się i chwycił mnie za ramiona. - Pocałował cię?!

- Nie! - zrobiłam się czerwona na twarzy, a David chyba coś wyczuł.

- Na pewno? - potrząsnął mną lekko.

- No... - zamyśliłam się przez chwilę i pokazałam wskazującym palcem kącik ust. David patrzył się na mnie przez parę minut próbując zrozumieć o co mi chodzi.

- I tak ma już bliżej niż dalej - wyszczerzył się. - Lecę po Jude'a!

- Nie! - krzyknęłam i chciałam za nim pobiec, ale nie zobaczyłam, w który korytarz skręcił.

- Co nie? - usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam Josepha.

- O hej... Joe - wydusiłam z siebie. Ten jedynie podszedł do mnie położył prawą dłoń w moim pasie i pocałował w policzek.

- Hej Yu - uśmiechnął się ciepło. - Powiesz za kim tak krzyczałaś?

- Za Davidem - ruszyliśmy w stronę szatni. - Poszedł po Jude'a.

- I co w tym dziwnego? Oni tak zawsze.

- Wiem, ale... - urwałam myśląc przez chwilę - No nie ważne.

Wyszliśmy do szatni i odłożyliśmy swoje torby. Postanowiliśmy poszukać Sharpa i Samforda. Daleko nie musieliśmy iść, bo byli tuż za rogiem.

- Yu - zaczepił mnie Jude - myślę, że Dark coś kombinuje na przyjazd Raimona, który zbliża się wielkimi krokami. Czy mogłabyś mi pomóc przeszukiwać szkołę?

- Ale, że całą? - zdziwiłam się otwierając szeroko oczy.

- Najlepiej by było tereny boiska i szatni. Prawdopodobnie tam jest coś ukryte. Jakaś pułapka...

- Chyba przesadzasz Jude - wtrącił się David.

- Nie! Zależy mi na tym, aby nic im się nie stało. Dark i tak już za dużo zrobił! - powiedział całkowicie poważnie Sharp.

- Pomożemy ci - stwierdził Joe.

Już po chwili byliśmy podzieleni na dwie grupy. Chciałam iść z Josephem, ale Jude się uparł, że pójdzie z Davidem. Nie pozostało mi nic innego jak się zgodzić. Zauważyłam również znaczący uśmiech Samforda posłany w stronę dredowatego. Przewróciłam oczami i poszłam na boisko. Zaczęłam się rozglądać po suficie, ścianach i wszystkim innym.

- Masz coś? - zagadnął Jude. W odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. - A jak wczoraj było? - podszedł do mnie uśmiechając się lekko.

- Dobrze... - odwróciłam się choć ukryć czerwone ślady na twarzy.

- Podobno wręcz wspaniale! - zaśmiał się cicho.

- Może i tak! - uśmiechnęłam się pod nosem. - A co cię to tak interesuje?

- Jak to czemu? Jestem dla ciebie jak starszy brat - poprawił gogle. Popatrzyłam na niego.

- Dziękuję - szepnęłam i przytuliłam go mocno.

- Zawsze będę przy tobie młoda - oparł podbródek o moją głowę.

- Nie zapomnij o Celii - zwróciłam mu uwagę, a ten pokiwał głową.

- Nie przeszkadzamy? - rozległ się obok nas głos. Spojrzeliśmy w tamtą stronę. Stał tam David i Joe, oboje patrzyli się lekko zdziwieni, szczególnie ten drugi.

- Właściwie to tak - powiedział Jude - właśnie przysięgałem Yu, że zostanę jej bratem.

- Kim? - parsknął David. - Chyba ci to niezbyt wychodzi.

- Daj spokój. - obrzuciłam go nienawistnym wzrokiem. - Stara się!

- To chyba jestem ślepy - odpowiedział David.

- No na jedno oko tak - odgryzłam się, ale od razu tego pożałowałam.

Samford rzucił się łaskocząc mnie przy tym. Na całym boisku było słychać nasze śmiechy, ale głównie mój. Pomimo tego, że szarpałam się ile mogłam nie udało mi się uciec od morderczego ucisku Davida.

- Jude pomóż! - krzyknęłam przez śmiech do niego. - B-bracie!

- Joe - zaczął Sharp - może pójdziemy zobaczyć czy z resztą szkoły jest wszystko okej?

- Pewnie - powiedział z uśmiechem Joseph.

- Widzisz! - wskazał palcem na mnie David. - Mówiłem, że nie nadaje się na brata!

- Jude! - warknęłam rozpaczając przez śmiech w niebogłosy. 

W tym momencie Samford został odrzucony do tyłu. Natychmiast przytuliłam mojego wybawcę, którym okazał się Joe. Ten przejechał dłonią po moich plecach sprawiając, że przeszedł  przeze mnie przyjemy dreszcz. 

 - Kochani! - zawołał Sharp. - Za chwilę przyjedzie Raimon!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top