Boskie spotkanie

Wyszłam z sali i skierowałam się w stronę szatni. W nocy spałam jedynie parę godzin, więc wyglądałam jak zombie. Na lekcjach nie potrafiłam się skupić i co chwilę coś mnie drażniło. Przyczyną tego było ciągle myślenie o propozycji Darka. Pomimo, że minęło tyle godzin dalej nic nie wymyśliłam. Niby obiecywałam Jude'owi, że nie wezmę tego świństwa, ale coraz bardziej się przekonuję do tego, że Ray ma rację. Jeszcze chyba nigdy się tak nie czułam. Nie uszło to uwadze Davida i Jude'a, że coś jest ze mną nie tak, jednak tylko ten drugi nie zadawał mi pytań o mój stan - znał przyczynę. Z Josephem nie wymieniłam ani słowa, sama nie wiem czemu. Ale mimo wszystko często czułam na sobie jego wzrok.

Właśnie miałam skręcić w ostatni korytarz, ale z kimś się zderzyłam. Chwyciłam za koszulkę oprawcy, a on złapał mnie w pasie. Spojrzałam na chłopaka. No tak, Joe.

- Hej - uśmiechnęłam się słabo. Cóż, już kiedyś zdarzyła się podobna sytuacja.

- Hej Yu. Wszystko z Tobą dobrze? - zapytał prosto z mostu.

- Tak, czemu pytasz?

- Jakaś nieobecna jesteś - powiedział, a ja go puściłam i stanęłam na własnych nogach.

- Zdaje ci się... - machnęłam lekceważąco ręką.

- Davidowi też się zdaje? - założył dłonie na klatkę piersiową.

- Może - uśmiechnęłam się niewinnie i poszłam do szatni.

Gdy do niej weszłam zauważyłam, że niektórzy jeszcze się przebierają. Sama też poszłam do swojego ulubionego miejsca w kącie i wyjęłam rzeczy.

- Może sobie dziś odpuść? - usłyszałam szept Jude'a. Pokręciłam przecząco głową i zaczęłam się przebierać.

Paręnaście minut później cała drużyna kończyła swoją rozgrzewkę. Zdawało mi się, że każde ćwiczenie robię dwa razy wolniej, a inni rzucali mi pytający spojrzenia.

- Yu! - krzyknął Joe. - Chodź idziemy ćwiczyć!

- Dobra, ale muszę jeszcze później z Davidem! Królewski Chaos Numer Dwa sam nie wyjdzie.

Skinęłam głową i z piłką pod nogami poszłam w stronę bramki, na której stał już King. Zrobiłam parę spokojnych wydechów i zaczęłam robić swoją technikę.

- Wieczny Chaos! - krzyknęłam i spojrzałam na bramkarza. Momentalnie przypomniała mi się sytuacja z wczoraj. Moja stopa przeleciała tuż obok piłki, która była przede mną, a sama straciłam równowagę i upadłam na ziemię.

- Yuzuki! - usłyszałam krzyk Jude'a. - Nic Ci nie jest? - uklęknął przy mnie.

- Nie - zakryłam twarz dłońmi. - Czy było aż tak źle? - spojrzałam na niego.

- Jak będziesz się tym zadręczać to będzie coraz gorzej - szepnął z naciskiem. - Przestań o tym myśleć. On chyba wcisnął ci to w głąb głowy!

- Wszystko dobrze? - zapytał Joe, który nagle pojawił się obok. Kiwnęłam jedynie głową w jego stronę i przeniosłem wzrok na Sharpa.

- Zauważyłeś chociaż coś innego w moim stylu gry? - zapytałam prawie bezgłośnie.

- Tak! - warknął. - Coraz mniej się skupiasz na tym co robisz!

- Przesadzasz!

- Daj sobie spokój z treningiem. Spróbujesz jutro - powiedział głośniej i pomógł mi wstać.

- Ale mam jeszcze trenować z Davidem! - powiedziałam, jednak pod przeszywającym spojrzeniem Jude'a zrezygnowałam i poszłam w stronę szatni.

Gdy odchodziłam zobaczyłam jeszcze Davida, który rozmawiał z chłopakami. Mam nadzieję, że Jude nie powie o mojej rozmowie z Darkiem. Nie to, że im nie ufam, bo tak nie jest, ale po prostu wolę, aby wiedziała o tym jak najmniejsza ilość osób. To, że Sharp o tym wie to i tak za dużo.  Nikt miał o tym nie wiedzieć.

Weszłam do szatni i zaczęłam się rozbierać. Już chwilę później byłam całkowicie gotowa do wyjścia z tego budynku. Zabrałam torbę i ruszyłam w stronę wyjścia ze szkoły. Nagle poczułam, że coś wibruje w mojej torbie. Szybko zaczęłam szukać źródła, a gdy zobaczyłam, że ktoś do mnie dzwoni spojrzałam natychmiastowo na ekran.

- Byron... - szepnęłam sama do siebie i przy okazji opuściłam teren szkoły.

- Halo? - usłyszałam głos po drugiej stronie.

- Cześć Aphrodi. Mogę wiedzieć co się z tobą działo? - zapytałam  chcąc być spokojna.

- Wybacz. Treningi miałem i za każdym razem wracałem do domu zmęczony.

- Możemy się spotkać? - rzuciłam bez zastanowienia.

- Eee... Pewnie. Tam gdzie ostatnio?

- Jasne - odpowiedziałam i się rozłączyłam.

Szczęście miałam takie, że Akademia Królewska wcale nie leży tak daleko od parku. Dzieli mnie od niego niecały kilometr, który pokonuje bardzo szybko. Stęskniłam się za Byronem. Nie chcę żeby masz kontakt ponownie się urwał - nie teraz. Puki mam go tak blisko siebie, mam zamiar się z nim zadawać. Dalej nie wiem jak bardzo się zmienił po naszej ostatniej rozłące, chciałabym go poznać "od nowa". Na pewno jest tego warty. To przecież Aphrodi!

Stanęłam na mostku, na którym ostatnio widziałam chłopaka. Teraz przyszło mi tylko czekać na niego. Po chwili obraz sprzed oczu mi zniknął, poczułam dłonie na swojej twarzy.

- Zgadnij kto! - usłyszałam głos Byrona na co jedynie się zaśmiałam.

- Byron! - próbowałam się wyrwać z jego uścisku i po chwili mi się udało.

- Hej mała! - powiedział, gdy odwróciłam się w jego stronę. Na twarz opadał mu kosmyk blond włosów, a bordowe tęczówki były roześmiane.

- Nie jestem taka mała! - popatrzyłam się na niego z wyrzutem podnosząc głowę, by spojrzeć w jego oczy. Skłamałam, ja przy nim byłam wręcz malutka.

- Dla mnie zawsze będziesz - uśmiechnął się zadziornie i rozczochrał mi włosy.

- Chciałbyś... - prychnęłam podpierając się pod boki z miną zwycięzcy.

- Takie są realia kotku! - zaśmiał się perliście. - Będziemy tak tu stać czy gdzieś pójdziemy?

- Możemy iść, ale gdzie?

- Sprawdzimy czy forma ci nie spadła? - uśmiechnął się znacząco.

- Spaść to mi możesz ty z nieba! - dałam mu pstryczka w nos.

- Sądzisz, że jestem upadłym aniołem? - zapytał marszcząc brwi.

- Raczej bogiem - puściłam mu oczko.

- A ty moją boginią - pocałował mnie w czoło po czym chwycił za dłoń. - Chodź.

Ruszyliśmy przez park kierując się do jego wyjścia. Wiedziałam, że idziemy na boisko, ale pytanie jakie? No cóż, tą kwestię zostawiam jemu. Po drodze rozmawialiśmy o wszystkim. Najczęściej się kończyło na temacie związanym z piłką. W końcu sobie coś przypomniałam.

- Aphrodi! - krzyknęłam ściskając przy tym jego dłoń, za które dalej się trzymaliśmy.

- Au! - jęknął zaciskając rękę. - Co takiego?

- Opowiadałam ci ostatnio o tym, że miałam pokonać Jude'a Sharpa, pamiętasz?

- Tak. Co w związku z tym? - spojrzał na mnie pytająco.

- Pokonałam go. Wiesz między innymi jaką techniką?

- Nie wiem...

- A pamiętasz może Rajski Czas? - przygryzłam dolną wargę, a w jego oczach pojawiły się iskierki.

- T-ten... Rajski Czas? - chwycił moje dłonie w swoje, stanął naprzeciw mnie i uśmiechnął szeroko.

- Tak ten!

- Dalej go używam! Na każdym meczu! Wymyśliliśmy ją kupę czasu temu! Jak ty ją pamiętasz?!

- Zawsze jej używałam! - krzyknęłam, a w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. - Pamiętam jeszcze co mówiłeś, gdy ją stworzyliśmy!

- Naprawdę?! Bo ja nie! - zaśmialiśmy się cicho, a w jego oczach też zobaczyłam słoną ciecz.

- Powiedziałeś: ,,Rajski Czas jest też wtedy, gdy jesteśmy razem." - zacytowałam, a Aphrodi zamknął mnie w szczelnym uścisku.

Zaczęliśmy z uśmiechami na twarzach płakać jak małe dzieci. Tyle wspomnień, że szkoda gadać. Pamiętam jak na początku Byron kompletnie za mną nie przepadał, ale zmienił zdanie, gdy miałam pewien problem, a on mi pomógł. Od tamtego czasu był dla mnie jak brat. Z jednej strony wyjazd z Korei do Tokio był złym pomysłem, ale skoro w końcu spotkaliśmy się w Inazuma Town, to może było wręcz przeciwnie. Odsunęłam się od blondyna patrząc przy tym w jego oczy. On również utkwił we mnie swój wzrok. 

- Yu? - usłyszałam znajomy głos. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Jude'a wraz z Davidem i Josephem. 

- Hej Jude! - odsunęłam się od Byrona i spaliłam buraka. - Stało się coś? - zapytałam po chwili milczenia. 

- Trener chce z tobą porozmawiać - powiedział po chwili, a ja delikatnie się skrzywiłam. - Znowu...

- Kiedy? - wydusiłam patrząc kątem oka na Kinga, który patrzył na Aphrodiego.

- Chciał dziś, ale powiedziałem mu, że kazałem ci iść do domu - odpowiedział prawie niewidocznie unosząc kąciki ust. 

- Wiesz, umówiłam się z Byronem... 

- To my wam nie przeszkadzamy! - przerwał mi David. 

- Co? - usłyszałam głos Joe'go, ale Samford pociągnął obu chłopaków z sobą wymijając nas z teatralnym uśmiechem. 

- Co im jest... - szepnęłam, a w odpowiedzi usłyszałam śmiech Byrona. - Z czego się śmiejesz? 

- To zabawne! - wydusił przez śmiech. - Ten brunet się w tobie zakochał! 

- Jude?! - prawie krzyknęłam. 

- Nie ten obok! Widać było, że zżera go zazdrość! - zaśmiał się. 

- Joe...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top