Część 25
Julia
Tato?
Mężczyzna , który do nas celuje, jest tatą Krisa? Mojego Krisa?
Jestem tak zaskoczona, że nawet nie będę się odzywać. Nie wiedziałam, że Kris pochodzi z Teksasu. Jezu, jak mało o nim wiem!
— Nie mam syna — mówi mężczyzna , a mnie łamie się serce, zdając sobie sprawę, jak bardzo Krisa muszą boleć te okrutne słowa.
— A jednak tutaj jestem, panie Mitchell — odgryza się Kris ku memu zaskoczeniu. Czyli ich relacje są zdecydowanie napięte.
— Po co wróciłeś?
— Jeśli nie masz zamiaru nas zastrzelić, to opuść broń.
Mężczyzna jeszcze przez chwilę celuje w nas, ale w końcu opuszcza strzelbę, po czym zawiesza ją sobie na pasku na prawe ramię.
— Pytałem o coś.
Kris patrzy na mnie i wyciąga w moją stronę rękę. Podchodzę do niego i ujmuję ją, a gdy spoglądam na pana Mitchell, widzę, że nas uważnie obserwuje.
Jego twarz jest kamienna i nie widać na niej choćby najmniejszego śladu radości z powodu wizyty syna.
— Potrzebujemy pomocy, musimy ukryć się na kilka dni— mówi Kris równie beznamiętnym tonem.
— Potrzebujesz pomocy i wtedy przypominasz sobie o istnieniu ojca?
Kris na moment zaciska mocno usta, zupełnie jakby powstrzymywał się przed powiedzeniem czegoś niewłaściwego.
— Ty o mnie także postanowiłeś zapomnieć.
— To nie ja wyjechałem bez słowa Kris. I co? Teraz znowu uciekasz?
Jego pytanie było przeszyte ironią i kpiną. Żal mi Krisa, który zdecydowanie nie czuje się dobrze, prosząc o pomoc własnego ojca. Jednak przywiózł nas tutaj, głównie ze względu na moje bezpieczeństwo. Jestem mu coś winna, więc się odzywam...
— Nazywam się Julia Kane i to mnie Kris pomaga. To przeze mnie tutaj jest panie Mitchell i to ja potrzebuję pomocy. Nie mamy gdzie się podziać, a grozi nam niebezpieczeństwo. Proszę, aby pozwolił nam pan zostać, chociaż na jeden dzień. Kris prowadził ponad dobę i musi odpocząć.
Pan Mitchell skupia swój wzrok na mnie, a ja ściskam lekko rękę Krisa, starając się mu tym samym dać do zrozumienia, że jestem przy nim i go wspieram.
Mężczyzna schodzi z ostatniego stopnia i zbliża się do nas. Teraz widzę wyraźnie jego opaloną twarz i jasnobrązowe włosy. Wygląda na faceta przed sześćdziesiątką, ale mocna postawa i umięśnione ramiona, zdecydowanie dodają mu atrakcyjności w tym wieku. Już wiem, po kim Kris jest tak przystojny. To wykapany tata.
— Zrobiłaś coś złego? Złamałaś prawo?
— Nie proszę pana, nie zrobiłam nic złego.
— Nie będę trzymać w domu bandytów.
— Zapomnij o całej sprawie, już odjeżdżamy z pańskiej posesji — mówi Kris i zaczyna ciągnąć mnie do samochodu. Zatrzymuję go , odwracam się w stronę seniora i mówię...
— Naprawdę potrzebujemy odpoczynku i nie mamy gdzie się udać. Proszę, wszystko wyjaśnimy...
Kris nadal stoi przy samochodzie, a ja robię kilka kroków w stronę pana Mitchella.
— Przez niefortunny przypadek widziałam, jak kogoś zabijają. Teraz chcą i mojej śmierci, aby na zawsze mnie uciszyć. Zwróciłam się o pomoc do pańskiego syna i nie zawahał się nawet przez chwilę, aby mi jej udzielić. Uratował mnie, zawdzięczam mu życie.
Pan Mitchell odrywa swoje przenikliwe spojrzenie od mojej osoby i kieruje je na Krisa, który nadal stoi przy samochodzie, gotowy odjechać stąd jak najdalej.
Jeśli senior nie pozwoli nam zostać, będziemy zmuszeniu udać się do motelu, a tam szybko mogą nas dopaść. Wystarczy, że zapłacimy kartą i nas namierzą. Nawet jeśli udałoby nam się załatwić fałszywe dokumenty, moja twarz była pokazana pewnie we wszystkich programach informacyjnych i jeśli mnie ktoś rozpozna, mamy przechlapane.
Tutaj , na odludziu, mamy szansę na chwilę spokoju i odpoczynku.
— Jedna noc, jutro wyjeżdżacie — mówi niskim głosem, po czym odwraca się do nas plecami i wspina się po schodach do domu.
Po chwili znika w środku , ale pozostawia za sobą szeroko otwarte drzwi.
Ponownie wpatruję się w Krisa, który zaskoczony zachowaniem ojca, przeczesuje dłonią swoje włosy i zaczyna spacerować przy aucie.
Daję mu chwilę na uspokojenie, a po kilku głębszych oddechach, w końcu podchodzi do mnie, ujmuje moją twarz i składa pocałunek na moich ustach , a potem na czole.
Równie szybko odrywa się ode mnie, chwyta mnie za rękę i prowadzi w stronę domu.
Zanim przekroczymy próg, w środku zapala się światło i zdaję sobie sprawę, że jego ojciec czekał na naszą decyzję w korytarzu. Wchodzimy do środka, a mężczyzna się odzywa...
— Rozumiem, że nie jesteście małżeństwem?
— Nie proszę pana — odpowiadam szybko, aby wyręczyć Krisa z konieczności rozmowy z ojcem. Nie sądzę , aby teraz był w stanie podjąć kolejną słowną potyczkę.
— W takim razie ty zajmiesz pokój gościnny , a on może spać w swojej dawnej sypialni. Pokaże ci , gdzie.
I po tych słowach wychodzi z korytarza, a my stoimy jeszcze chwilę , chyba w podobnym szoku, pomieszanym z niezręcznością.
Pan Mitchell zwracał się tylko do mnie i Kris też musiał to zauważyć. Tak mi przykro z jego powodu...
— Wszystko w porządku Kris? Jeśli chcesz, to wyjdziemy teraz, coś wykombinujemy. Możemy nawet spać w samochodzie i...
— I w końcu ktoś nas zauważy i zapuszkuje. Zostaniemy, a jutro pomyślimy co dalej.
Kris
Nie widzieliśmy się przeszło dziesięć lat, ale nie spodziewałem się po nim niczego innego. Nawet jego kowbojskie wyjście ze strzelbą, było dla mnie czymś naturalnym.
W Teksasie obowiązuje daleko idące prawo do posiadania broni palnej i prawo własności, w ramach samoobrony można strzelać do osoby, która wtargnęła na prywatną posesję.
A my z Julią właśnie to zrobiliśmy, wtargnęliśmy na jego najukochańszą posesję w środku nocy.
Przez chwilę widziałem zaskoczenie wypisane na jego twarzy, ale szybko przybrał jakże znaną mi postawę surowego ranchera.
Pozwolił nam zostać , tylko ze względu na przemowę i błaganie Julii. W innym wypadku, gdybym był na przykład sam, wyrzuciłby mnie na zbity psyk i nie oglądałby się za siebie.
To prawda, że to ja wyjechałem , to ja go zostawiłem, ale on bardzo się do tego przyczynił. Jednak wiedział, gdzie jestem, znał adres, a i tak nigdy się do mnie nie odezwał.
Przez pierwszy rok dzwoniłem i próbowałem z nim rozmawiać, jednak bez rezultatu. Obrażony , zatwardziły i nieznoszący sprzeciwu. Zawsze taki był.
Albo było po jego myśli, albo wcale.
Jako młody chłopak wchodzący w dorosłe życie, miałem tego dosyć i postanowiłem wyjechać jak najdalej, szukając swojego miejsca w świecie. Nie potrafiliśmy się dogadać, a wieczne kłótnie i pretensję, zwyczajnie mnie zmęczyły.
Przechodzimy przez korytarz obity boazerią, a potem ukazuje się przed nami rozległa jadalnia z aneksem kuchennym.
Stary drewniany stół na dziesięć osób nadal stoi w tym samym miejscu. Jedynie obicia krzeseł zmieniły się z zielonych na brązowe.
Zerkam na ciemną kuchnię i jestem prawie pewny, że tam również nic się nie zmieniło. Nadal pewnie w oknach wiszą kolorowe firanki, które tak mama uwielbiała. To było jej królestwo, a ona była prawdziwą królową wypieków i pysznych obiadów, które do dzisiaj pamiętam.
Mijamy jadalnie i wchodzimy do małego salonu, gdzie zawsze z rana oglądałem kreskówki , rozsiadając się wygodnie na ogromnej kanapie. I wtedy w blasku księżyca dostrzegam tę samą poduszkę z wyhaftowanym przez mamę misiem , którą zawsze wsuwałem sobie pod głowę, gdy byłem zapatrzony na przygody kaczora Donalda.
Nadal ma tę staroć?
Za salonem znajdują się dwa korytarze, jeden prowadzi do pierwszej łazienki, gdzie tata zawsze wieczorem po całym dniu na farmie mył się i zostawiał brudne rzeczy oraz mały pokój , w którym od kilku lat spał, zanim wyjechałem.
Drugie rozwidlenie jest krótsze i znajdują się tam schody, prowadzące na piętro.
Wszystko jest obite drewnem i gdy następuję na czwarty stopień , ten skrzypi dokładnie tak , jak to zapamiętałem. Widocznie ojciec nie przeprowadzał żadnych generalnych remontów od mojego wyjazdu.
Podchodzimy do drzwi, gdzie znajduje się przydzielony pokój dla Julii i gdy otwieram, wchodzę pierwszy, by zapalić światło.
Ten pokój należał niegdyś do mojej babci. Zmarła, kiedy miałem siedem lat, ale pamiętam, jak jarała fajki przy oknie , jednocześnie krzycząc na mnie, abym nie wchodził i nie wydychał tego paskudztwa.
Na to wspomnienie uśmiecham się, ale gdy czuję na sobie wzrok Julii, przestaję. Z zaciekaniem przygląda się mi, ale o nic nie pyta.
Zaczyna rozglądać się po pokoju, by na końcu usiąść na wielkim łóżku, pokrytym pościelą w kwiaty.
— Jutro rano przyniosę z samochodu torbę z rzeczami.
— Dobrze Kris.
Wiem, że chciałaby porozmawiać o mojej rodzinnej sytuacji, ale w tej chwili nie jestem w stanie.
Zmęczenie podróżą, a także starcie z ojcem, totalnie zwala mnie z nóg.
Podchodzę do dziewczyny i kolejny raz całuję jej czoło. Nie odsuwa się ode mnie, mimo że nadal musi być zła o to, jak potraktowałem Michaela.
Jednak teraz okazuje mi wsparcie i właśnie dlatego, Julia Kane jest wspaniałą kobietą. Wie, co w danej chwili jest ważniejsze i potrafi swoje jakże słuszne pretensje odłożyć na bok.
— Będę obok, jeśli...
— Wiem Kris. Będzie dobrze, odpocznij.
— Wolałbym zostać z tobą, ale Mitchell to tradycjonalista i jeśli nas przyłapie, na pewno użyje tej swojej cholernej strzelby — mówię z uśmiechem i choć odwzajemnia go, wiem, że zdaje sobie sprawę z mojego parszywego nastroju .
Życzę jej dobrej nocy i wychodzę z sypialni. Podchodzę do drzwi mojego dawnego pokoju i kładę dłoń na wytartym drewnie. Opuszkami palców wyczuwam zagłębienia, które wykonałem w wieku dziesięciu lat. Wyżłobienia liter mojego imienia są już słabo wyczuwalne , ale nadal tam są.
Pamiętam , jak dostałem ochrzan od rodziców, że niszczę drzwi, skoro mogłem zawiesić plakietkę , jednak ja wybrałem lepszy sposób, aby na zawsze zaznaczyć do kogo należy przestrzeń za nimi.
Wchodzę do środka i zamykam za sobą. Następnie zapalam światło i moim oczom ukazuje się pokój, który uwielbiałem.
Widząc nadal plakaty na ścianach z moimi idolami, to samo biurko, przy którym odrabiałem lekcje, ten sam regał z książkami, które otrzymywałem od mamy, to samo łóżko z drewnianym stelażem i zagłówkiem, ten sam bordowy dywan, który uważałem za obciachowy , ale który jednocześnie ogrzewał przyjemnie moje stopy — widząc to wszystko, mam wrażenie jakbym cofnął się w czasie.
Sądziłem , że po moim wyjeździe wszystko wyrzuci i przerobi mój pokój na gabinet, czy coś innego. Nawet gdyby był pusty, mniej by mnie zaskoczył niż teraz.
Podchodzę do szafy na ubrania i otwieram ją. Tam również znajdują się moje stare rzeczy, a gdy dostrzegam moją ulubioną granatową bluzę z logiem drużyny bejsbolowej Texas Rangers, aż ściągam ją z wieszaka i przykładam do swojej klaty. Jest o wiele za mała , ale mam z nią wiele wspaniałych wspomnień i nie byłbym w stanie ją wyrzucić. Taka sentymentalna pamiątka z dzieciństwa.
Gdy odkładam ją na miejsce, mój wzrok pada na górną półkę, gdzie leży pudełko z napisami "nie dotykać". Postanawiam dzisiaj nie zaglądać do środka, jutro przyjdzie na to czas.
Zamykam szafę, a potem podchodzę do biurka. Biorę do ręki zdjęcie w ramce i przyglądam się mamie, która uśmiechnięta trzyma mnie na kolanach. Mam tutaj może z dwa lata i wyglądam jak mały pączek z czerwonymi polikami.
Jednak mama jest piękna. Jasnobrązowe rozpuszczone włosy, ten błysk w oczach , szeroki uśmiech i drobne piegi na policzkach. Ubrana w kwiecistą sukienkę, siedzi na zielonej polanie, a ja wtulony w nią również wyglądam na radosnego. Nie pamiętam tego wydarzenia, byłem zbyt mały, ale z opowieści mamy wiem, że za aparatem stał tata i nas rozśmieszał.
Nadal, trzymając zdjęcie, siadam na łóżku.
— Cześć mamo, wróciłem — mówię szeptem, a w oczach pojawiają się łzy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałem, ale teraz nie mogę tego powstrzymać, choć bardzo bym chciał...
***
Julia
Ściągam dresy, a następnie wskakuję do łóżka w samej bieliźnie sportowej. Zakrywam się puszystą kołdrą, a gdy nastaje cisza w pokoju, słyszę dźwięki dobiegające z otwartego okna. Świerszcze i żaby postanawiają ukołysać mnie do snu, a gdzieś w oddali słyszę szczekanie psa.
Tylko na wsi , z dala od miastowego zgiełku można się w pełni zrelaksować.
Jednak sen tym razem nie chce do mnie przyjść. Cały czas rozmyślam o Krisie, który nie został ciepło przywitany przez swojego ojca.
Serce mi się łamię, myśląc o tym, jak musi mu być teraz ciężko. Nie wiem, co między nimi zaszło, ale musiało to być coś poważnego, skoro Kris postanowił wyjechać stąd wiele lat temu. Z tego, co wywnioskowałam, nie utrzymywali ze sobą kontaktu.
Po raz setny przekręcam się na drugi bok, szukając wygodnej pozycji, ale na próżno.
Wstaję z łóżka i zarzucam na siebie bluzę.
Cicho na paluszkach opuszczam sypialnię i podchodzę do sąsiadujących drzwi. Naciskam na klamkę, po czym wchodzę do ciemnego pokoju.
Kris zakryty pościelą jest odwrócony plecami do mnie, ale gdy tylko zamykam za sobą drzwi, obraca głowę i mnie zauważa.
— Przepraszam, nie chciałam cię obudzić.
— Nie ma za co i tak nie spałem.
Kris przesuwa się na jedną stronę łóżka, przekręca się na bok i unosi kołdrę , abym mogła do niego dołączyć. Przyjmuję jego nieme zaproszenie i prędko zajmuję miejsce obok niego. Zakrywa mnie pościelą, a potem kładzie dłoń na moim brzuchu.
— Czy twój tata naprawdę nas rozstrzela, jeśli nas zastanie w tym samym łóżku? — pytam żartobliwie.
— Tak, zdecydowanie to zrobi — odpowiada równie rozbawiony, ale wiem, że w rzeczywistości jest emocjonalnie rozbity.
Zaczyna powoli masować mój brzuch, aż w końcu wsuwa dłoń pod moją bluzę i czuję jego ciepły dotyk na swojej skórze.
— Myślałem, że jesteś nadal na mnie zła za Michaela...
— Bo jestem, ale w zaistniałej sytuacji postanowiłam odłożyć to na później.
— To znaczy?
— Widzę , że jest ci teraz ciężko. Tutaj, w tym domu. Nie wiem, co między wami zaszło, ale przykro mi, że tak cię potraktował.
— Nie byłem wcale lepszy Julio.
— Jesteś jego synem i cokolwiek by się nie działo, nie powinien temu zaprzeczać...
— Julio nie musisz się martwić. Jestem dorosły i poradzę sobie z Frankiem.
Na chwilę nastaje między nami cisza, a ja delektuję się jego pieszczotami. Nadal dotyka mojego brzucha, delikatnie zataczając kółka i mam wrażenie, że nagle poczułam się senna.
— Frank Mitchell, brzmi jak na prawdziwego ranchera przystało — mówię szeptem, a potem ziewam.
— Taa, jest rancherem z krwi i kości.
— A co z mamą?
— Zmarła , gdy miałem czternaście lat. Przez ponad rok chorowała na stwardnienie rozsiane, miała najgorszy wariant, szybko postępujący. Do tego dołączyła choroba układu krążenia i zmarła na atak serca.
— Tak mi przykro Kris.
Momentalnie przysuwam się bliżej i przytulam się do niego, na co w odpowiedzi szybko obejmuje mnie swoimi ramionami. Całuje mnie w czoło, a ja składam buziaka na jego policzku.
— Czyli na jak długo odkładasz swoją złość? — pyta, a jego klatka piersiowa zaczyna trząść się ze śmiechu. Nie spodziewałam się , że w takim momencie usłyszę jego śmiech.
A może tylko chce zmienić temat?
— Na jedną noc, od jutro znowu będę naburmuszona.
— Zrozumiałem i doceniam, masz słuszność. Ale...
— I się zaczyna — przerywam mu , na co cicho się śmieje. Ja tylko przewracam na niego oczami, chociaż nie jest w stanie tego zauważyć.
— Możesz się złościć, ale wiem, że i tak już mi wybaczyłaś moją głupotę.
— Ależ ty pewny siebie Mitchell.
— A jestem. Ale sama zobacz, byłaś na mnie wściekła...
—...nadal jestem.
— Dobra, jesteś na mnie wściekła, ale widząc mój podły nastrój i tak mnie wspierasz. Jesteś zaangażowana w nasz związek, bardziej niż sądzisz.
— Związek?
— No tak, jesteśmy razem.
— Kolejny raz sam postanowiłeś i przypominam ci, że minęło dopiero kilka dni odkąd...
— Zakochałaś się we mnie?
— Nie to chciałam powiedzieć Kris.
— Ale w końcu powiesz, już ja cię do tego zmuszę.
— Nie uważasz, że tego typu wyznania powinny wyjść bez przymusu?
— Wybacz kochanie, ale w twoim przypadku jest inaczej. Teraz zrozumiałem, że muszę na ciebie naciskać , aby coś uzyskać.
— Ale...
— Asa miał rację. Nie mogę dać ci wyboru, bo przez swój wieloletni dystans do mężczyzn, wybierzesz zwyczajnie złe wyjście.
— Ale...
— Dlatego będzie tak, jak mówię. Jesteśmy razem i dam ci chwilę czasu na wypowiedzenie pewnych słów, ale przysięgam, że je wypowiesz. Od tego akurat nie uciekniesz.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo teraz przypominasz Colettiego.
— Nie obrażaj mnie kobieto.
I jak mam z nim rozmawiać? Postanowił sobie i koniec tematu.
Nie chodzi o to, że gdy sytuacja z Vegas się wyjaśni, nie będę chciała się z nim spotykać. Prawdę mówiąc, po wspólnie spędzonej nocy, wiem, że chcę iść w to dalej. Jednak nie wszystko na raz!
Od kilku dni jesteśmy nierozłączni, ale to nadal kilka dni! Nie chcę się spieszyć z niczym, nie chcę popełnić błędu albo coś zepsuć, ale nie...Kris w gorącej wodzie kąpany wie lepiej!
Nie mam już sił z nim dyskutować, bo zwyczajnie mam wrażenie , że nie wygram w tej dziwnej dyskusji na temat mojego uczuciowego ubezwłasnowolnienia.
Dlatego przytulam twarz do jego klaty i zamykam oczy.
Coś tam jeszcze szepcze na temat różnicy między jego normalnym zachowaniem a porywczością Asy, jednak ja już się powoli wyłączam...niech się wygada do poduszki...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top