Część 27
Kris
Wychodzę z domu , aby rozejrzeć się po ranczu, którego nie widziałem od lat i w końcu porozmawiać z Frankiem na temat naszego dalszego pobytu.
Ewentualnego dalszego pobytu.
Wczoraj w nocy wyraził się precyzyjnie co do swojej gościnności. Pozwolił nam zostać na noc, a następnego dnia mieliśmy opuścić jego przybytek.
Ze względu na Julię , mam nadzieję, że jednak zmieni zdanie. Nie możemy wiecznie podróżować, bo w końcu ktoś nas złapie. Jeśli nie zbiry Haleskina to policja. Tak czy inaczej, będziemy mieć przejebane.
Dwóch nieznanych mi mężczyzn mija mnie z ciekawskimi spojrzeniami, a gdy jeden poprawia swój stetson na znak przywitania, przytakuję i idę dalej w stronę stajni.
Gdy tylko przekraczam próg wielkiej drewnianej konstrukcji, wracają wszystkie wspomnienia. Może zapach nie zawsze jest przyjemny, ze względu na znajdujące się tutaj konie, ale dla mnie to coś , co zawsze będzie się identyfikować z moim dzieciństwem. Uwielbiałem tutaj przychodzić z samego rana i doglądać te piękne zwierzęta. Ich energia, majestatyczność jest czymś wspaniałym.
Potrafią emanować spokojem, który udziela ci się podczas przebywania z nimi. A w następnej chwili buchają niespożytą energią.
Widzę kilka nowych okazów, ale gdy podchodzę do ostatniego boksu, momentalnie się uśmiecham, dostrzegając Ramzesa.
Mimo wielu lat nadal wygląda dostojnie i niebezpiecznie. Jego czarne umaszczenie i czujne spojrzenie nie raz przyprawiało mnie o gęsią skórkę. Jednak to najlepszy i najszybszy koń , jakiego dosiadałem. Niesamowite uczucie wolności , kiedy galopował po pastwisku.
Wsuwam rękę w zagrodę , na co prycha powietrzem i wierzga kopytami.
— To ja Ramzes, nie pamiętasz mnie?
Kolejny raz wypuszcza głośno powietrze z nozdrzy i pyska, a jego baczne spojrzenie nigdy mnie nie opuszcza.
— Nie wierzę własnym oczom...
Odwracam się w stronę znajomego głosu i gdy widzę Miguela stojącego kilka metrów ode mnie, mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerza.
Ściąga swój kapelusz , odkłada go na snopku siana, który leży przy wrotach stodoły i rusza w moim kierunku.
Zanim się obejrzę, przytula mnie mocno, klepiąc przyjacielsko po plecach.
Muszę przyznać , że stary Meksykanin nadal ma siłę w łapie.
— Jezu, jak ty wyrosłeś Kris.
— Cóż...dawno się nie widzieliśmy , już nie jestem nastolatkiem.
— Zdecydowanie jesteś już mężczyzną. Nadal nie wierzę , że mam przed sobą tego małego gnojka — mówi z szerokim uśmiechem, a w jego oczach naprawdę dostrzegam zdumienie, ale także wzruszenie.
Miguel się postarzał . Jego niegdyś czarne wąsy, dzisiaj już są przyprószone siwizną.
I nawet wydaje się mniejszy przy mnie, ale to może być spowodowane faktem, że nabrałem masy po wyjeździe z Teksasu. Lata robią swoje, zarówno w moim przypadku, jak i niestety w jego.
— Byłem z Frankiem rano doglądać bydło na pastwisku i nic nie wspomniał.
Mój nastrój przygasa, gdy słyszę imię ojca, co zdecydowanie nie uchodzi uwadze Miguela .
— Frank nie ucieszył się na mój widok.
— Ale...jesteś tutaj, więc myślałem, że się pogodziliście.
— Na tę chwilę, nie widzę rozejmu.
— Jednak jesteś tutaj, a to już wiele. Nawet jeśli jest to tylko zawieszenie broni.
Chciałbym móc mu powiedzieć, z jakiego powodu tutaj przyjechaliśmy, ale nie chcę mieszać w nasze problemy kolejną osobę.
— Nie wiem, czy Frank pozwoli nam zostać dłużej Miguel. Możliwe, że dzisiaj wyjedziemy.
— Zaraz...my? Z kim przyjechałeś?
— Z moją dziewczyną, Julią.
Miguel gwizda , chyba w ramach uznania, a ja jak nastolatek odczuwam pewnego rodzaju zażenowanie . Odkąd pamiętam, pracuje na farmie ojca i zna mnie od czasów, kiedy biegałem po podwórku w pieluszce. Nie jesteśmy spokrewnieni, ale zdecydowanie należy do rodziny.
— Niech zgadnę, masz zamiar się żenić i postanowiłeś przedstawić wybrankę ojcu.
— To nie tak Miguel...
— Nie mów mi tylko, że należysz do tego pokolenia, które nie uznaje małżeństwa. Jeśli tak, to nie gadam z tobą. O kobietę trzeba dbać i pokazywać , że jest jedyną. Prawdziwy mężczyzna nie boi się zobowiązań...
— Miguel trochę się zapędziłeś. Nie jesteśmy z Julią na tym etapie, ale nie boję się zobowiązań. Przyjdzie czas na ślub.
— Już się czuję zaproszony.
Śmieję się z jego szybkiego postawienia sprawy, ale to jest cały Miguel. Nie pierdzieli się w słowach, zawsze można liczyć na jego szczerą opinię.
— Obiecuję, że dostaniesz zaproszenie na nasz ślub.
— Trzymam za słowo. A teraz powiedz, co z Frankiem?
— A może ty powiedz co u ciebie? Selena nadal z tobą wytrzymuje?
— Tak, wytrzymuje. Co z Frankiem?
— A jak zdrowie? Jesteś już staruszkiem...
— Bo ci staruszek zaraz przypierdoli. Co z Frankiem?
Widzę , że nie odpuści stary pryk, więc nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć prawdę.
— Frank mnie tutaj nie chce.
— Twój ojciec ma w sobie wiele żalu. Nie tylko do ciebie, do siebie także.
— Niemożliwe, on nie popełnia błędów. Według niego to ja byłem wszystkiemu winny.
— Takie stwarza pozory, bo jest uparty i dumny, ale nie wierzę w to, że nie chce cię tutaj. Myślę, że czekał na twój powrót, chociaż nigdy się do tego nie przyzna.
Nie wiem co myśleć o jego słowach. Czy faktycznie Frank czekał , aż przyjadę? Więc dlaczego nie chciał utrzymywać ze mną kontaktu? Dlaczego nigdy nie powiedział mi, że chce mnie zobaczyć?
Podchodzę ponownie do Ramzesa, który tym razem wita mnie spokojniej. W końcu pozwala mi położyć rękę na swoim pysku.
— Pamiętam , jak tata kupił Ramzesa. Bałem się go, wyglądał, jakby chciał zabić wszystkich dookoła- mówię , nadal pocierając jego miłą, błyszczącą sierść.
— Razem z Frankiem kilka tygodni go ujeżdżaliśmy. Skubany był uparty, wiele razy spadłem z siodła przez tego skurczybyka. Ciężko było go ujarzmić.
— Tata pozwolił mi go dosiąść dopiero dwa lata po jego przybyciu.
— Bał się, że zrobi ci krzywdę. Miałeś ile? Dwanaście lat?
— Tak, jakoś tak. Przed chorobą mamy...
Za każdym razem , kiedy pomyślę o mamie, czuję narastającą gulę w gardle. Jestem dorosłym mężczyzną, nie jedno widziałem w życiu, a i tak wspomnienia o niej rozkładają mnie na łopatki.
Zagubiony w swoich bolesnych wspomnieniach, nie spostrzegłem zbliżającego się Miguela . Dopiero kiedy położył rękę na moim ramieniu, postanawiam się otrząsnąć i odgonić łzy.
Przyjazd tutaj wyzwala we mnie nadmiar emocji. I nie do końca mi się to podoba.
***
Julia
Kris jakiś czas temu wyszedł z domu, a ja wyglądam przez okno, aby zobaczyć, co się dzieje na podwórku. Nie wiem tak naprawdę co ze sobą zrobić, ale chciałam, aby Kris miał okazję porozmawiać z ojcem na osobności. Jeśli pozwoli nam zostać na dłużej, będę miała okazję zwiedzić ranczo.
Pierwszy raz jestem w takim miejscu, a takie gospodarstwa widziałam tylko w filmach.
Postanawiam zając czymś ręce , więc wracam do kuchni i zaglądam do drzwi , które do niej przylegają. Okazuje się , że jest to spiżarnia na żywność. Są tutaj warzywa w skrzynkach, ziemniaki w workach, ogromne ilości mąki, kaszy i ryżu.
W kącie dostrzegam miotłę, więc sięgam po nią i postanawiam ogarnąć trochę w domu. Nie potrafię siedzieć bezczynnie i patrzeć w sufit. To zdecydowanie nie dla mnie.
Całkiem spory dom Mitchellów zdecydowanie potrzebuje kobiecej ręki. Jest tutaj zdecydowanie za ciemno, nie widzę żadnych ozdób, choćby kwiatów w doniczkach, czy też w pięknym wazonie, który stoi na małym stoliczku tuż przy oknie w salonie.
Zamiatając, zaczynam nucić piosenkę, którą usłyszałam ostatnio w reklamie jakiegoś auta i nie słyszę, że ktoś wkroczył do salonu.
— Nie musisz tego robić.
Frank Mitchell patrzy na mnie srogo, ale w jakiś dziwny sposób nie odczuwam strachu. Kiedy pomyślę, że stracił ukochaną żonę, a następnie kontakt z jedynym synem, ogarnia mnie smutek.
— Chciałam się odwdzięczyć i jeszcze raz podziękować za możliwość przenocowania.
Frank przytakuje, a następnie podchodzi do komody i przez chwilę czegoś w niej szuka.
Gdy odwraca się w moją stronę, dostrzegam kluczyki w jego dłoni.
Już ma wychodzić z salonu, ale zatrzymuję go słowami...
— Kris szukał pana. Chciał z panem porozmawiać.
Mężczyzna ponownie na mnie zerka, ale tym razem dostrzegam zaskoczenie i może nieco niechęci.
— To słabo szukał, bo nie znalazł- mówi, po czym wychodzi z pomieszczenia.
Co z tymi Mitchellami do cholery! Ojciec nie chce rozmawiać z jedynym synem i na odwrót! Nie mam prawa stawiać się Frankowi, bo ledwo się znamy i jestem jego gościem, ale z Krisem mam zamiar porozmawiać o tej sytuacji.
Kończę zamiatać w salonie i przechodzę do kuchni. Tutaj także nanosiło się trochę piachu z podwórza i zastanawiam się, czemu oni nie ściągają butów. Czy Frank ma pomoc przy prowadzeniu domu, czy też sam wszystkim się zajmuje? Zerkam na okno, które także wymaga umycia, więc postanawiam tym także się zająć.
Kris
Miguel zaciągnął mnie na tyły domu, gdzie znajdują się ogrodzenia dla koni, a także bydła. Z oddali dostrzegam jak na pastwisku jeden z pracowników ojca łapie na lasso małe bydlątko, które odłączyło się od stada . Natomiast w oddzielonej zagrodzie inny mężczyzna trenuje młodego wierzchowca o brązowym umaszczeniu.
— Kika, ma dwa lata, piękna klacz- oznajmia Miguel i opiera się o drewniane ogrodzenie.
— Wygląda na spokojną.
— I taka jest, idealna do azdy dla kobiet i dzieci. Zważywszy, że jest potomkinią Ramzesa, to cud, że jest taka łagodna.
— To córka Ramzesa?- pytam zaskoczony, a jednocześnie zachwycony.
Miguel przytakuje i oboje patrzymy na zjawiskową klacz, która biega z największą gracją, jaką widziałem.
Pamiętam, jak tata próbował skojarzyć Ramzesa z klaczą naszego sąsiada, ale był zbyt agresywny i zdziczały, aby pokryć partnerkę. A teraz przed oczami mam jego wspaniałą córkę.
— Powinieneś pokazać Kikę swojej dziewczynie . Mogłaby na niej nauczyć się jeździć.
— Tak, pomyślę o tym.
Z chęcią nauczyłbym Julię jeździectwa, ponieważ wątpię, aby miała okazję tego doświadczyć. A nie ma nic wspanialszego od jazdy konno. Człowiek jednoczy się z naturą w niewyobrażalny sposób. Wręcz czujesz wolność, gdy galopujący koń niesie cię po rozległej przestrzeni, a dookoła ciebie jest tylko przyroda.
Ale co jeśli spadnie? Co, jeśli coś sobie zrobi?
Cały czas krążą w mojej głowie myśli na temat ewentualnej ciąży. Jeszcze nie poruszaliśmy tego tematu, ale za każdym razem , gdy dotykam jej brzucha , zastawiam się , czy jest tam moje dziecko.
Trochę boję się zapytać Julię o antykoncepcję, chyba jeszcze przez chwilę nie chcę , aby brutalnie rozwiała moje ciche pragnienie.
Kilka minut później zostawiam Miguela i ruszam w stronę domu.
I wtedy dostrzegam Julię zza okna kuchennego. Dlaczego stoi na parapecie do cholery?!
Przyspieszam kroku, no dobra, biegnę tak naprawdę i wpadam do domu. Wlatuję do kuchni i gdy widzę , jak wyciera szmatką szybę okna, zaciskam mocno usta i podchodzę do niej.
Muzyka grająca z radia zagłusza moje kroki, więc dziewczyna nie jest świadoma mojej obecności. Dopiero kiedy kładę dłonie na jej biodrach, podskakuje lekko z krzykiem i wtedy ściągam ją na dół.
Gdy już stoi na podłodze, obraca się w moich ramionach z przerażoną miną, ale kiedy widzi , że to tylko ja, odsuwa się ode mnie i nagle dostaję mokrą szmatką po klacie.
— Przestaniesz mnie w końcu straszyć do cholery?! Co z tobą jest nie tak?!
— Nie chciałem cię przestraszyć, tylko ściągnąć z tego okna. Parapet jest drewniany i wiekowy, mogłaś spaść.
— Jest solidny i nie spadłabym. Chciałam tylko umyć okno Kris —mówi już spokojniej, ale nadal ciężko oddycha.
— Po co myjesz okno?
—To głupie pytanie Mitchell.
— Wiesz, o co mi chodzi. Nie musisz myć okna, po co się za to zabrałaś?
— Nie miałam co robić i chciałam do czegoś się przydać. Dzięki sprzątaniu nie myślę o tym, co się dzieje, potrzebowałam zajęcia.
Julia wygląda na speszoną, ale wcale niepotrzebnie. Chciałbym powiedzieć, że może tutaj robić, co chce, ale musi uważać na siebie i na ewentualną fasolkę, ale ponownie zatrzymuję swoje podejrzenia dla siebie.
Tak , jestem tchórzem.
— Po prostu uważaj i naprawdę nie musisz zajmować się domem. Porozmawiam z Frankiem i jeśli pozwoli nam zostać, wybierzemy się na spacer. Co ty na to?
— Frank chyba gdzieś pojechał. Był tutaj i widziałam , jak zabierał kluczyki od auta.
Julia
Kris ciężko wzdycha, ale chyba trochę ulżyło mu, że Franka teraz nie ma. Chyba odkłada rozmowę na później , jak tylko może. Dwaj dorośli faceci z mocnymi charakterami, a unikają rozmowy jak ognia.
— W takim razie spacer? — pyta z promiennym uśmiechem.
— A może jednak poczekajmy na twojego ojca.
Kris zbliża się do mnie, unosi dłoń i czule dotyka knykciami mojego policzka.
Gdyby nie fakt, że naprawdę powinniśmy martwić się o nasz kolejny nocleg, moje nogi ugięłyby się pod wpływem jego dotyku. Sprawa Michaela także nie jest jeszcze zamknięta. Jeśli mamy w przyszłości się związać , nie może wybuchać zazdrością , tylko dlatego, że ktoś okazuje mi wsparcie.
Jego dłoń przesuwa się na mój kark, a gdy zaczyna go masować, moje ciało się rozluźnia. Zupełnie , jakby znalazł przycisk do mojego odprężenia.
Stoi tuż naprzeciwko mnie,a jego twarda klata wręcz prawie ociera się o moje piersi.
— Pójdziesz ze mną na spacer kochanie?— szepcze, a ja muszę unieść głowę , aby spojrzeć mu w oczy.
To sprawia, że pochyla się na dół, a nasze usta prawie stykają się ze sobą. Jeszcze kilka centymetrów i będę mogła poczuć jego miękkie usta, które wyczyniają cuda w sypialni.
Pragnę go jeszcze bardziej i gwałtowniej, łaknę go, gdy jego idta się odsuwają.
— Odpowiesz mi , czy chcesz się całować?
Pytanie Krisa przywraca mnie do równowagi. Widzę, jak jego wargi drgają na widok mojej desperacji. Ma mnie w garści i doskonale o tym wie.
Mrużę oczy na tego teksańskiego cwaniaczka i oznajmiam...
— Nie mam zamiaru cię całować. Nawet przez myśl mi to nie przeszło Mitchell.
— To dlaczego tak patrzysz na moje usta?
— Bo mam je przed oczami, wręcz wpychasz się na mnie, nie dając mi osobistej przestrzeni.
— Ależ z ciebie kłamczucha Kane. Nie możesz po prostu powiedzieć, że chcesz mnie tak samo mocno, jak ja ciebie?
Ten irytujący uśmieszek pojawia się na jego twarzy, a gdy puszcza mi oczko, postanawiam utrzeć mu nosa. Umieszczam dłonie na jego naprężonej klacie , zaczynam masować jego mięśnie, a na koniec odpycham od siebie.
— Nie wkręcaj sobie Mitchell. Aż taki zniewalający to ty nie jesteś.
— No wiesz co? Jesteś okrutna — mówi z udawaną obrazą, a potem kręci głową , jakby nie zgadzał się z moją wyssaną z palca opinią.
Bo prawda jest taka, że żaden facet tak na mnie nie działał.
Nie chodzi tylko o uczucia, które rodzą się w moim sercu. W tej chwili pochłania mnie niemalże szaleńcze pragnienie, aby ściągnął ze mnie ubrania i udowodnił , jak bardzo mnie chce.
Kris w końcu uśmiecha się szeroko, a następnie ujmuje moją rękę i zaczyna ciągnąć w stronę wyjścia. Damie nie wypada się szarpać, więc nie sprzeciwiam się. I tak naprawdę to mam ochotę na ten jego cholerny spacer.
***
Jestem pod wrażeniem, jak wielkie jest to ranczo. W nocy , kiedy przybyliśmy, niewiele widziałam, a widok z okna także nie ukazywał całości.
Kris tłumaczy mi, do czego służą konkretne budynki, a gdy mówi o stodole pełnej siana, puszcza mi oczko i zapewnia, że tam także mnie oprowadzi. Już ja mu dam igraszki w sianie, żeby tylko nie nadział się na widły!
Natomiast za domem znajduje się wybieg dla koni i zagrody dla bydła. W oddali dostrzegam na pastwisku całe stado, które pilnują mężczyźni na koniach. Prawdziwi kowboje w kapeluszach, są dla mnie niecodziennym widokiem.
Podoba mi się tutaj wszystko. Po jednym dniu śmiało mogę stwierdzić, że chciałabym przyjeżdżać tutaj na wakacje.
Kris przez całą drogę mówi jak najęty i wtedy zdaję sobie sprawę, jak bardzo musiało mu brakować tego miejsca. Co prawda przyznał, że chciał stąd jak najszybciej wyjechać, ale myślę , że gdyby nie konflikt z seniorem, bywałby tutaj tak często, jak to tylko możliwe.
Tęsknił za tym miejscem, widać to gołym okiem i jest mi przykro z powodu oziębłych stosunków pomiędzy Mitchellami.
Jednak teraz wygląda na zadowolonego, mogąc pokazać mi miejsce , gdzie dorastał. Dzięki temu wiem o nim więcej i przyznaję, że podoba mi się myśl o nim na tym ranczu. Nie spodziewałam się, że Kris Mitchell to prawdziwy Teksańczyk. Nawet nie ma charakterystycznego akcentu, ale to pewnie ze względu na długi pobyt w Nowym Jorku.
Mijamy zagrodę, gdzie biega piękny brązowy koń, a następnie przechodzimy przez całkiem sporą polanę, przy której końcu znajdują się drzewa. Gdy tylko wchodzimy do małego lasu, odczuwam przyjemny chłód, który oferują gęste korony drzew i już zapominam, że przed chwilą byliśmy wystawieni na męczący żar słońca.
Trzymając się za ręce , idziemy małą ścieżką, która wygląda na wydeptaną przez okolicznych mieszkańców. Słyszę odgłosy ptaków, a także jestem prawie pewna, że widziałam wiewiórkę na gałęzi.
Mój zachwyt nieco przygasa, kiedy coś mnie gryzie w udo. Cholerny komar! Zaczynam odpędzać od siebie owady, a Kris tylko śmieje się ze mnie.
— To nie jest zabawne, zaraz cała będę pogryziona.
— Mieszczuch. To normalne , że są komary, zwłaszcza że zbliżamy się do jeziora.
— Jest tutaj jezioro?
— Tak, małe, ale za to piękne.
Kilka minut później faktycznie dostrzegam małe jezioro, które jest otoczone dookoła drzewami. Komary już mi nie przeszkadzają, ponieważ to miejsce jest piękne.
Kris ciągnie mnie w stronę małego urwiska i pomaga zejść, aby ustać przy brzegu. Udaje nam się bezpiecznie zejść na maleńką, wręcz miniaturową plażę, a gdy już stoimy przy brzegu, Kris zarzuca swoje ramię na mój kark i przyciąga do swojego ciała.
Już mam mu powiedzieć, że jego łapa trochę waży, ale jest mi tak przyjemnie, gdy przyciskam się do jego boku, że postanawiam przemilczeć maleńki dyskomfort.
— Tutaj łowiłem ryby. A latem, gdy był upał, przychodziłem się wykąpać.
— To świetne miejsce.
— Jezioro jest małe i woda szybko się nagrzewa w takich temperaturach.
— Musiało być przyjemnie.
— Nadal na pewno tak jest — mówi stanowczo, po czym odsuwa się ode mnie i ściąga koszulkę.
Rzuca ją na trawę przy urwisku, następnie ściąga buty sportowe, skarpetki, a potem chwyta za krawędź swoich spodni dresowych.
— Co robisz? — pytam, gdy upuszcza spodnie i staje obok mnie w samych slipkach.
— A jak myślisz?
Jego uśmiech się poszerza, a gdy slipki dzielą los leżących na trawie ubrań , uciekam wzrokiem i zaczynam się rozglądać po okolicy.
— Musisz na golasa?— syczę z niepokojem. Co on wyprawia do cholery!
— Tak jest najlepiej, poza tym nie chce przemoczyć spodni po kąpieli — odpowiada i marszczy nos, zupełnie jakbym to ja zwariowała.
— Ktoś może przyjść!
— Nikogo tutaj nie ma Julio. Dalej , ściągaj ciuchy i wskakujemy do wody.
— Nie mam zamiaru nic ściągać!
Kris parska śmiechem, a potem chwyta za krawędź mojej białej koszulki. Klepię go w dłonie, aby go odpędzić, ale wychodzi z tego mała szamotanina.
— Zostaw mnie Mitchell!
— Nie! Wykąpiesz się ze mną. Zaznasz tutejszej przyrody i będzie ci cholernie przyjemnie!
— Nie rozkazuj mi!
Kolejny raz próbuje unieść moją koszulkę, więc pochylam głowę i gryzę go w prawe ramię.
— Ała! — krzyczy i odsuwa się ode mnie.
—Masz przyrodę, przyjemnie ci baranie?!
Poprawiam wyciągniętą na wszystkie strony koszulkę i zaszczycam go morderczym spojrzeniem. On ponownie marszczy brwi, ale gdy wyciąga ponownie dłoń w moją stronę, ponownie go karcę klepnięciem.
— Co za uparta baba.
— Ty też nie jesteś wcale taki ugodowy — oznajmiam złośliwie, ale on w końcu i tak się uśmiecha.
A raczej na jego twarzy wypływa ten nieznośny uśmieszek, jakby i tak był górą. A to nie prawda!
— Naprawdę nie chcesz się wykąpać w tym pięknym jeziorze? Kiedy będziesz miała taką okazję?
— Nie będę się rozbierać. Każdy może tutaj przyjść i nas zobaczyć, dlatego schowaj koleżkę i przestań się wygłupiać.
— Koleżkę? —pyta rozbawiony.
Zaczyna się śmiać, a mnie ogarnia złość. Odwracam się do niego plecami i ruszam w stronę urwiska. Gdy tylko zaczynam się wspinać, ponownie czuję, jak jego silne ramię owija się wokół mojej talii. Zupełnie tak samo, jak w kuchni, gdy ściągał mnie z okna.
Unosi mnie do góry , a moje plecy stykają się z jego klatą .
— Postaw mnie!
— Nie chce mi się.
— Przestań przenosić mnie jak jakiś przedmiot!
— Oj kochanie, przesadzasz. Ja tylko chcę urozmaicić ci pobyt na łonie natury.
W końcu stawia mnie na ziemi i ponownie jesteśmy blisko brzegu. Mogłabym teraz zadać mu kopniaka w przyrodzenie albo nadepnąć trampkami na jego bose stopy, ale wtedy składa na moich ustach szybkiego całusa i ucieka do wody.
Oczywiście patrzę, jak wskakuje do jeziora, a jego ciało pokrywają kropelki wody. Ciężko nie zwrócić uwagi na jego szerokie, muskularne plecy i cholernie zgrabny tyłek.
W końcu zanurza się cały, a ja czekam, aż wypłynie na powierzchnię i będę mogła podziwiać jego mokrą klatę.
No więc czekam.
I czekam.
I cholera nie widać go nigdzie.
— Kris!
Nie wiem, po co krzyczę, skoro jest pod wodą i tak mnie nie słyszy, ale taki mam odruch, więc ponownie krzyczę...
— Kris do cholery!
Nadal nie wypływa. Tafla wody się uspokaja i teraz cisza dookoła staje się przerażająca.
Na pewno robi sobie żarty, chce mnie nabrać.
Nie powinnam na to reagować.
Jak chce się wygłupiać, to niech znajdzie inną publiczność.
Mnie to nie bawi.
Nie wskoczę za nim do tego cholernego jeziora!
Po moim trupie!
Kuźwa , no gdzie on jest? !
— Zamorduję go, zabiję tę teksańską dupę bez mrugnięcia okiem — mówię do siebie, kiedy ściągam szybko trampki, następnie spodenki i wskakuję do wody w samej białej koszulce i czarnych majtkach.
Nurkuję pod wodą , otwieram oczy, ale nic nie widzę. Płynę dalej i ponawiam próbę znalezienia tego głupka.
Nadal nic.
— Kris! —krzyczę i rozglądam się dookoła, obserwując powierzchnię wody.
Moje serce bije jak szalone, myśląc o tym, czy nie złapał go skurcz, albo czy nie uderzył głową w dno, gdy zanurkował. Mógł przecież natrafić na coś twardego i stracić przytomność.
Nagle coś za mną wynurza się , wzburzając tym samym taflę wody i gdy się obracam, widzę, jak Kris wyciera dłonią twarz i się uśmiecha .
— A jednak miałaś ochotę na kąpiel. Zarąbiście co?
— Coś ty powiedział?!
Widzi moją wściekłość i niedowierzanie, ale układa usta w dziubek i posyła mi całusa.
Nawet fakt, że teraz wygląda tak młodzieńczo i kusząco, nie sprawia, że moja złość słabnie. I co z tego, że jest przystojny, skoro wkurza mnie na maksa!
— Myślałam , że się topisz idioto! Wiesz, jak się bałam?!
— Wychowałem się tutaj, znam to jezioro jak własną kieszeń, nic mi się nie stanie.
— Ty słyszysz, co do ciebie mówię?!
— Chyba krzyczysz, ale do twarzy ci z tą małą złością. Dostajesz wtedy rumieńców na policzkach.
Nie wierzę, w to, co słyszę! Co za bezczelny typ. Nawet nie robi sobie nic z tego, że autentycznie martwiłam się o jego życie.
Płynie w moją stronę, a gdy wyciąga rękę w moją stronę, odpływam od niego i ochlapuję go wodą.
— Nawet mnie nie dotykaj!
— No chodź do mnie kochanie. Woda jednak jest chłodniejsza, niż przypuszczałem, ogrzeję cię.
— Nie waż się mnie tknąć!
Obracam się i zaczynam płynąć w stronę brzegu. Wiem, że mnie ściga, ale gdy czuję już przy stopach dno, jestem pewna , że mu ucieknę.
I znowu czuję to samo ramię wokół talii, które w rezultacie przyciąga mnie to twardych mięśni jego klaty. Kris jest znacznie wyższy ode mnie, więc on już może ustać na dnie i złapać równowagę. Ja natomiast znowu czuję się bezsilna, chociaż walecznie próbuję się uwolnić z jego uścisku.
— Przepraszam kochanie, że się martwiłaś. To był głupi żart — szepcze mi do ucha, po czym składa na moim policzku czuły pocałunek.
— To nie było zabawne Kris.
— Nie było, wybacz.
— A co gdybym ja zrobiła ci taki żart?
Kris
I tu mnie ma. Oszalałbym , gdybym podejrzewał , że coś jej się stało. Nie przemyślałem do końca swojego żartu, chciałem, tylko aby wskoczyła do wody i oderwała się od złych myśli i korzystała z pięknego miejsca oraz wspaniałej pogody.
— Jeszcze raz szczerze przepraszam piękna.
Julia przestaje próbować się ode mnie oderwać, więc rozluźniam uścisk, dzięki czemu może obrócić się w moją stronę.
Nadal nie mam zamiaru jej puszczać, więc moje ramiona oplatają jej pas. Gdy mam już ją przed sobą, patrzę na jej mokre i nadal spięte włosy, a kilka kosmyków przykleja się do jej ślicznej buźki. Odrywam prawą rękę i wyciągam ją na powierzchnię , aby następnie odgarnąć włosy z jej noska i podbródka. Jej dłonie leżą na mojej klacie, a ciepło jej skóry, wyzwala we mnie nowe pokłady podniecenia.
I wtedy opuszczam wzrok i dostrzegam jej koszulkę przylepioną do ciała. Nie ma znowu stanika i mogę teraz podziwiać jej idealne kształty, delikatnie prześwitujące przez mokre ubranie.
Jest seksowna , nawet nie musi być nago, aby podnieść mój apetyt na jej boskie ciało. Kładę dłoń na jej kark i przyciągam do pocałunku.
Julia poddaje się naszej wzajemnej namiętności i z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że to najseksowniejszy pocałunek w całym moim życiu.
Zwłaszcza że jej nogi oplatają mój pas, a jej niestety nadal okryte krocze przyciska się do mojego...gotowego do działania koleżki.
Umieszcza ręce na moich barkach, a ja kieruję swoje dłonie na jej pośladki. Trzymam ją mocno, aby mi nie spadła i zaczynam wychodzić z wody, cały czas całując jej słodkie usta.
Julia pogrążona w naszych pieszczotach nie zauważa nawet , że już jesteśmy na brzegu. Dopiero kiedy kucam i kładę ją na trawie tuż przy urwisku , odrywa ode mnie swoje usta i patrzy zaskoczona na miejsce, gdzie się znajdujemy.
Uśmiecham się jak głupek, po czym wsuwam twarz w zagłębienie jej szyi i zaczynam ją całować.
Jej długie, zgrabne nogi wciąż oplatają moje biodra, zupełnie jakby potrzebowała tej samej bliskości co ja. Ściskam jej pośladki, a następnie wysuwam swoje dłonie spod jej ciała i umieszczam je na jej piersiach. Dzięki mokrej, przylegającej koszulki widzę jej stwardniałe sutki, czekające na moją pieszczotę. Zaczynam masować jej piersi, co przyczynia się do jęku Julii.
Odrywam usta od jej smukłej szyi i ponownie sięgam po jej lekko rozchylone usta. Mój język niczym najeźdźca żąda jej poddania. Julia pochłonięta namiętnością pogłębia pocałunek , kładzie ręce na mojej głowie i wsuwa palce w moje włosy.
Przerywam pocałunek i patrzę , jak kropelki wody spadają z moich włosów na jej twarz. Jej spojrzenie jest przepełnione ogniem i zachwytem. Jestem pewien , że odczuwa dokładnie to samo co ja.
Nie mam dosyć tej dziewczyny, jest moim narkotykiem i nie mam zamiaru się z niego leczyć.
Julia dotyka opuszkami palców moje usta, a kiedy składam pocałunek na nich, uśmiecha się subtelnie i tak pięknie, że aż dech zapiera mi w piersiach.
— Kocham cię Julio.
Moje słowa zatrzymują jej ruchy, a uśmiech znika, zastąpiony czystym zaskoczeniem. Zdecydowanie nie spodziewała się tego wyznania w tej chwili i nie dziwię się jej.
— Kris...
— Nie musisz mi teraz tego mówić. Mogę poczekać, jeśli tego jeszcze nie czujesz. Po prostu musiałem to powiedzieć, nie mogłem się powstrzymać.
Zdaję sobie sprawę, że może ją to krępować i może nie wiedzieć, co powinna teraz powiedzieć, więc przykładam usta do jej ust i w czułym pocałunku, staram się jej pokazać , jak bardzo moje uczucia są szczere.
Kiedy przerywamy pocałunek, przykładam swoje czoło do jej i czuję , jak nasze oddechy się mieszają.
— Kochaj się ze mną Kris.
Jej głos jest cichutki, ale nie ma możliwości , abym nie usłyszał jej słów.
Unoszę głowę , patrzę na kobietę mojego życia i umieszczam dłoń na jej policzku. Jeszcze raz muskam wargami jej usta, a potem ponownie zaczynam całować jej szyję.
Julia
Zamykam oczy, kiedy Kris pieści moją delikatną skórę szyi. Jego pocałunki są niespieszne i delikatne, jak powiew ciepłego wiatru, kiedy jest ci zimno. Coś wspaniałego, a zarazem ulotnego.
Jego ciało przywarte do mojego, daje mi poczucie bezpieczeństwa i komfortu.
Natomiast jego wyznanie...Nie umiem opisać uczucia, które mnie ogarnęło, gdy wyznał mi miłość. Już tak dawno nikt nie powiedział, że mnie kocha . Nawet ostatni raz, gdy usłyszałam to od Trevora, nie mogło być autentyczne. Nie, kiedy w tym samym momencie kończył nasz związek.
Jednak gdy powiedział to Kris, wiem, że jest to szczere wyznanie. Dlatego, kiedy on jest wtulony twarzą w zgięciu mojej szyi, ja czuję łzy w oczach.
Wsuwa dłonie między nasze ciała i odsuwa materiał moich fig na bok. Chwilę później wsuwa się we mnie powoli, wypełniając mnie w całości. Oplatam ramionami jego szyję i przytulam go mocno do siebie, kiedy zaczyna się ze mną kochać .
Jego ruchy są niespieszne i równomierne.
Za pierwszym razem było szybko i namiętnie, emocje nas poniosły wprost do spełnienia. Tym razem jest inaczej. Ogniste pożądanie zastępuje niesamowita intymność i spokój. Jakby dookoła nas nic się nie liczyło. Jakby nic nie miało teraz znaczenia, tylko my we własnych objęciach.
Łzy spływają po moich policzkach. Czuję szczęście i ulgę, że jest ze mną. Że ktoś naprawdę mnie pokochał i kogo ja mogę kochać.
— Dlaczego płaczesz kochanie?
Otwieram załzawione oczy i widzę, jak przygląda mi się z troską. Zatrzymuje swoje ruchy i dotyka palcami mojego mokrego policzka.
—Dlaczego płaczesz Julio? — pyta z nutką zmartwienia, źle odczytując moje emocje.
Więc uśmiecham się do niego, kładę dłonie na jego policzkach i przyciągam do pocałunku.
— Nie przestawaj Kris, zostań ze mną.
Kris przykłada swoje czoło do mojego i ponownie zaczyna się poruszać we mnie.
— Nigdy cię nie zostawię...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top