Rozdział 2

Obudziło mnie pukanie do drzwi. O nie. Jeśli ten ktoś myśli, że wstanę to się grubo myli.

Postanowiłam wziąć go na przetrzymanie.

Nie pomogło.

Pukanie nie ustawało. Zrezygnowana zwlokłam się z łóżka i poszłam otworzyć. Okna w salonie były zasłonięte, więc nie mogłam stwierdzić jaka była pora dnia. Wiedziałam jedno, za wcześnie.

- Hm? - rzuciłam otwierając drzwi i się przeciągając. - Coś mnie omi... - urwałam gdy zobaczyłam przed sobą Avan'a. - Co ty tu do cholery robisz?!

- Przyniosłem ci to. - zamachał mi kluczami przed nosem, głupio się przy tym uśmiechając. - Mam też o taki papierek - drugą ręką wyciągnął z kieszeni koszuli małą, poskładaną karteczkę. - jeden podpis i mieszkanie jest twoje.

- Po co mi one? Żeby twoja twarz dręczyła mnie, za każdym razem gdy tam wejdę?

- Wyjeżdżam w podróż po Europie, więc nie będzie mi potrzebne. A ty rób z nim co chcesz. - wzruszył ramionami bezczelnie się przy tym uśmiechając.

- Jaką mam gwarancje, że cie więcej nie zobaczę?

- To już zależy od ciebie. Wiesz jeśli się stęsknisz, to po prostu zadzwoń.

- Z pewnością tak zrobię.

- Jen mówiła, że lubi trójkąty i ma w tym...

- Dawaj ten papier i się zamknij. - podał mi kartkę i długopis. Przeczytałam pośpiesznie jej treść i podpisałam się w miejscu na to przeznaczonym. Kopie oddałam Avan'owi, a oryginał zatrzymałam.

- A właśnie, spotkałem na dole tego twojego ruskiego gacha.

Podał mi klucze, które razem z kartką odłożyłam na szafkę obok drzwi. Dopiero po chwili dotarła do mnie treść jego słów.

- Że co proszę?!

- No tego jak mu tam... Kovskiego? Nie wmówisz mi, że nic was nie łączyło.

- Zmysły postradałeś? Przecież byłam z tobą, a on ma dziewczynę!

- No i co z tego?! Znając takie jak ty... - nie dałam mu dokończyć.

- Takie jak ja?! To ty zadajesz się z nie wiadomo kim! Od tych ciągłych imprez we łbie ci się pomieszało!

W odpowiedzi przeszkodził mu sztucznie przesłodzony głos.

- Miisiuu. Nie warto. Naprawdę.

Korytarzem w naszą stronę zmierzała krótko obcięta blondynka. Miała na sobie grube futro do pół uda, z tego co było widać na pierwszy rzut oka. Poznałam ją dopiero gdy się zbliżyła i uwiesiła na ramieniu Avan'a.

- Jennifer.

- Zoey, miło cię widzieć.

- Bez wzajemności. Pomyśleć, że cię podziwiałam i wspomniałam o tym na forum. Trzeba będzie to odkręcić. - odgryzłam się, chociaż tak naprawdę wcale nie zamierzałam tego robić, wtedy mówiłam o jej pracy, a nie o stosunkach osobistych.

- Wspomniałaś tam także o Shailene i dziwny zbieg okoliczności, że jesteście w tej samej sytuacji. Obie szalejecie za niedostępnymi facetami. Nieprawdaż?

- Wiesz, że nieładnie tak kogoś obgadywać? Ja mogę ci się odwdzięczyć, a...

- Ciekawe jak, drobinko. - weszła mi w pół słowa i roześmiała się sztucznie, czym jeszcze bardziej mnie wkurzyła. Nie zważając na nic płynnie wróciła do wcześniejszego tematu. - Ona za Theo, ty za tym Rosjaninem, Danielem czy jak mu tam. Mimo wszystko, muszę przyznać, że masz gust dziewczyno...

- Na przykład tak. - wzięłam zamach i zanim się spostrzegła dostała w twarz.

Nie wiem od jak dawna ta dwójka miała romans, ale wyglądało na to, że na pewno nie od wczoraj. Cóż, należało się szmacie. Chociaż muszę jej przyznać, że bystra.

- Aaa! - krzyknęła zaskoczona.

Cofnęła się kilka kroków w tył, z ręką przyłożoną do twarzy. Avan stał tylko jak słup soli przyglądając się całej sytuacji. W tej chwili byłam wdzięczna, za treningi przed pierwszą częścią akademii. Muszę też przemyśleć jakiś kurs samoobrony, przydaje się na takiego bezczelne lale.

 - Wariatka! Walnięta suka!

- Powiedz to jeszcze raz, a sprawie ci limo pod drugim okiem. - warknęłam wkurzona.

Jennifer cofnęła się dalej w głąb korytarza.

- Avan idioto! Nie stój tak barnie, zrób coś!

Chłopak ocknął się dopiero po tych słowach i podszedł do Lawrence. Przyjrzał jej się z bliska po czym odwrócił do mnie. Zamiast wcześniejszego strachu jego twarz wyrażała wściekłość. Podszedł do mnie zdecydowanym krokiem i się zamachnął.

- Co się tu dzieje?

Na dźwięk tych słów, Avan zastygł w z ręką w pół drogi do mojej twarzy. Obrócił się, dając mi widok na przybysza za jego plecami. Posłałam mu przyjazne spojrzenia, a potem, tak jak mnie uczyli, wykorzystał chwile nieuwagi Avan'a i przywaliłam mu prosto w nos. Cios był chyba silniejszy od tego, który zarobiła Jennifer, bo chłopak zatoczył się na ścianę, a z nosa puściła mu się krew, plamiąc jego śnieżnobiałą koszulę. Jogia rzucił się w stronę blondyneczki, wymijając co najmniej zszokowanego Camerona w takim tempie, że ta Jennifer ledwo ustała na nogach gdy brunet w nią wpakował. Jakoś złapali równowagę, a chłopak podtrzymał się jej ramienia.

- Złoże donos na policje i pójdę do mediów! Nie ujdzie ci to płazem!

- Spróbuj tylko sukinsynu, a tak poprawie ci tą twoją śliczną buźkę, że żaden chirurg plastyczny ci nie pomoże!

Ruszyłam w ich stronę w tym samym momencie, w którym oni wzięli nogi za pas i jestem święcie przekonana, że gdyby nie Cameron to pobiegłam bym za nimi i to nie skończyło by się tak dobrze jak teraz.

- Zoey, Zoey, Zoey. Spokojnie. Nie są tego warci.

Wciągnęłam gwałtownie powietrze gdy chcąc mnie zatrzymać, chwycił mnie za prawą rękę.

- Auć.

- Wygląda na to, że sobie coś uszkodziłaś. Choć zobaczymy co ci jest.

Popchnął mnie delikatnie za ramie w stronę otwartych drzwi, uśmiechając się pokrzepiająco. Rzuciłam ostatnie spojrzenie w kierunku, w którym gdzie uciekła dwójka tych idiotów i szczerze mówiąc żałowałam, że dałam się powstrzymać. W końcu, niechętnie skierowałam się z powrotem do pokoju.

- Siadaj. 

Cameron wskazał na sofę, a sam udał się do łazienki, skąd po chwili wrócił z apteczką.

- Pokaż tą rękę.

Wyciągnęłam do niego trochę już ścierpniętą i zaczerwienioną dłoń, którą on delikatnie chwycił i zaczął dokładnie oglądać.

- Skończyłeś studia medyczne?

- Nie, ale kilka kursów owszem. Poruszaj palcami. - nakazał spokojnym tonem. Przewróciłam oczami czym wywołałam jego uśmiech, ale wykonałam polecenie. - Boli?

- Trochę.

- Nie wygląda na nic poważnego, ale i tak powinien zobaczyć to lekarz. - chłopak wyciągnął z apteczki jakąś maść i wtarł w moją dłoń dokładnie wszystko rozprowadzając, po czym zawinął ją bandażem.

- Tak w ogóle to cześć. I dzięki.

- Nie ma za co. A właśnie, przyszedłem po ciebie żeby ściągnąć cię na dół. Fani dorwali Danile, a on zgodził się coś dla nich zaśpiewać. Pomyślałem, że chciała byś to zobaczyć. A tą całą sytuacje mi później wyjaśnisz - wytknął mnie palcem -  i bez wykrętów.

- Okej. - uśmiechnęłam się półgębkiem.

Chłopak wyciągnął mnie z pokoju, zabierając przy okazji klucz i zatrzaskując drzwi. Poprowadził mnie jakimiś bocznymi schodami i nie wiem czemu uśmiech cały czas nie schodził mi z twarzy. W tej sytuacji powinno być chyba na odwrót. Gdy dziewczyna odkrywa, że chłopak ją zdradza to powinna to jakoś odczuć czy przeżywać. Rozpłakać się, załamać, popaść w melancholie, a u mnie po przejściu złości nie nadeszło nic. Jedyne co mogę powiedzieć to, że mi lżej na sercu. Nie wiem dlaczego tak jest. I chyba nie chce wiedzieć. Dobrze mi z tym. Szczerze mówiąc lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Może jestem dziwna, może inna, ale nie obchodzi mnie to.


**************************************************************************************************


Po pierwsze, żeby jakichś gównobórzy nie było czy czegoś podobnego, przepraszam fanów Jennifer Lawrence jeśli ich uraziłam czy cokolwiek, ale ona akurat pasowała mi w to miejsce najbardziej :)

I to chyba tyle z ogłoszeń parafialnych, więc dobranoc, miłego dnia czy tam tego jaka aktualnie jest pora gdy to czytacie :)

Do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top