#5
Haruno otworzyła oczy, ale nic nie ujrzała. Jej wzrok miotał się dokoła, ale czerń przesłaniała wszystko. Przez upadek dość mocno uderzyła się w głowę, która teraz bolała i pulsowała gorącem, ale Haruno skupiła się na ciele na niej leżącym. Granatowe włosy łaskotały jej policzek, a ciężka sylwetka przygniatała do podłogi. Słyszała jego ciężki oddech, ale nie wiedziała czy Sasuke był przytomny, czy omdlał.
Jej dłonie wysunięte przed siebie znajdowały się na gruzach sufitu, który sama nie wiedziała jakim cudem, udało się jej powstrzymać. Głośno westchnęła i postanowiła się dowiedzieć, czy mężczyzna był przytomny.
-Tak... Nic mi nie jest. A tobie? - zapytał, nie zmieniając pozycji. Po krótkiej odpowiedzi, wytłumaczył się: - Nie chciałem się ruszać. Nie mam pewności, że to nie runie zaraz.
Sakura mając wizje śmierci, czując parzący oddech końca, dostała kolejnej siły. Jej krew zaczęła szybciej krążyć, a zawarta w niej większa ilość adrenaliny docierała do każdej komórki w ciele. Jej źrenice rozszerzyły się tak bardzo, że zielone tęczówki prawie niknęły. Nabrała powietrza w płuca i z całej siły odepchnęła ciążący na nich kawał betonu.
Sasuke otworzył oczy, czując większe pole do manewru, nie wspominając, że ściana, na którą upadł sufit, rozwaliła się w drobny mak, tworząc kolejne tumany kurzu.
-O Matko...
Doszedł do niego ciszy szept, po którym to powstał, by zobaczyć co się stało. Patrząc na dzieło swojej towarzyszki, nie wierzył, że dokonała czegoś takiego. Gdy pomógł jej wstać, szybko zabrał ją w kąt sali i schował za plecami. Niczym bestia rozglądał się w poszukiwaniu napastników, ale centrum było tak zniszczone, że ostała tylko Apteka. Cała reszta leżała zawalona pod gruzem. Sasuke powoli obejrzał się na ukochaną, która oświetlona Księżycem wyglądała dla niego jak Bogini.
-Sakura... - Gwałtownie, ale krótko ją pocałował, po czym oparł czoło o jej.
Niestety te nagłe ruchy spowodowały, że kobiecie zakręciło się w głowie i prawie upadła. Ciśnienie chciało rozerwać jej czaszkę i brunet został zmuszony, do położenia kobiety na gruzach budynku. Dopiero wtedy przesunął dłoń na jej włosy i zorientował się, że krwawiła.
Gdy zobaczył jak odpłynęła wystraszył się nie na żarty. Bał się, że piętro w każdej chwili mogło się zawalić, a ciężko byłoby mu skakać z nią na rękach. Wiedział, że muszą udać się do domu, inaczej jej życiu mogłoby grozić niebezpieczeństwo. Sasuke przywrócił Sakurze świadomość, chociaż częściową i wyprowadził ją po resztkach tego, co zostało z holu.
Gdy znaleźli się w budynku obok, który Sasuke sprawdził od góry do dołu, postanowili odpocząć. Znaczy to brunet tak postanowił, bo Haruno już dawno leżała pod ścianą. Sasuke usiadł koło jej głowy, a katanę położył na nogach. Musiał być mega skupiony, by znowu nie dać się podejść. Z jednej strony był wściekły na siebie, że dał skrzywdzić Sakurę, a z drugiej na maxa dumny z jasnowłosej. Nie sądził, że była w stanie za pomocą umysłu przesunąć cały betonowy blok. To było nierealne.
Posłał śpiącej jedno spojrzenie, które zawierało wszystko: miłość, dumę, szczęście. Był przeszczęśliwy, że miał u boku kogoś takiego jak ona.
I zdawał sobie sprawę, że gdyby nie Sakura, możliwe, że by nie wyszedł z tego cało. Albo nawet gorzej.
Westchnął i zamknął oczy, opierając głowę o ścianę.
Ciekawy był jaki był limit jej umiejętności. W ciągu kilku dni udało się jej przekroczyć taką barierę, której bez sytuacji zagrażające życiu, by nie przekroczyła.
~To niebywałe...
Delikatnie położył dłoń na jej głowie i dopiero wtedy przypomniał sobie o ranie. Na jakiś czas jej bezpieczeństwo i chęć wydostania się z ruin była tak wielka, że zapomniał o jej głowie. Odłożył miecz na bok i przekręcił Sakurę na lewy bok. Jej włosy były mocno posklejane i sztywne, ale coraz bardziej suche. Odetchnął z ulgą, wiedząc, że nie krwawiła już. Przynajmniej nie tak intensywnie.
Sasuke czuł się mocno rozchwiany emocjonalnie po tym wszystkim. Zawsze bał się o swoich towarzyszy, ale teraz miał ochotę się popłakać. Niedawno śniła mu się śmierć Sakury, a teraz to mogło stać się prawdą. Szybko chwycił w dłonie katanę i położył się za Haruno tak, by mieć idealny widok na drzwi wejściowe. Zdjął bluzę, którą miał i opatulił nią kobietę, po czym sam objął ją ramieniem. Widział jej dygoczące ciało i w normalnych okolicznościach zmusił by ją i siebie do marszu, ale teraz...
Był nieprzytomna...
Była noc...
Mieli wrogów...
Tego by Sasuke nie pomyślał, ale ostatnio tyle się wydarzyło. Przez tyle lat nie spotkali nikogo! NIKOGO!
A teraz napotykają jednego po drugim.
Sakura.
Kakashi.
Hinata.
Nieznanych, którzy porzucali OBP*.
Nieznanych, którzy chcieli ich zabić.
To dla Sasuke było za wiele. Musiał zgromadzić wszystkich swoich towarzyszy i coś z tym zrobić.
Mając szerszy obraz na to, co miało miejsce, był w stanie stwierdzić, że Gaara nie zginął sam.
#
Weszli do domu.
Sasuke uparł się na to, by prowadzić Haruno za rękę, która czuła lekkie zażenowanie z tego powodu. Była również przeciwna temu, by Sasuke paradował półnago, ale nie miała za wiele do powiedzenia, gdy jego ostatnim zdaniem oznajmił: Jestem przywódcą.
Nigdy nie posuwał się tak daleko, by rozkazywać jej, a jako argument stosować swoje stanowisko.
W salonie zastali Konan, która na widok szwagra i jego dziewczyny ubranej w bluzę Sasuke i z głową owiniętą jego podkoszulkiem, pisnęła wystraszona.
Nie była w stanie powstrzymać swojej reakcji na ich widok. Wystraszyła się nie na żarty i pędem znalazła się przy nich. Obmacała Sakurę od góry do dołu, nie pozwalając im się nawet wytłumaczyć.
-Wiedziałam, że to zły pomysł. No po prostu wiedziałam!
Na jej krzyki i lamentowanie do salonu weszło jeszcze kilka osób. Zrobił się taki szum, że ani Sakura, ani Sasuke nie mogli się wysłowić. Choć bardzo próbowali.
Itachi naskoczył na brata za narażenie życia Sakury.
Temari popłakała się, gdy jej mózg wyobraził sobie także ich stratę.
Hinata stała za grupą i nie wiedziała ani co się stało, ani co zrobić.
Naruto biegał po salonie i przekrzykiwał Itachiego i płacz Tem.
Kakashi stał spokojnie, lecz w środku się gotował.
Konan ciągle sprawdzała stan zdrowia kobiety.
Tylko Shikamaru stał spokojnie i cieszył się, że wrócili cali i zdrowi.
No prawie.
-Do cholery, SPOKÓJ!
Wydarł się brunet przywódczym głosem i poczekał, aż każdy na niego spojrzy, nim zacznie rozstawiać wszystkich po kątach.
-Konan! Zabierz Sakurę do naszego pokoju i opatrz jej głowę. Shikamaru przygotuj mapę miasta. Temari zrób nam coś do jedzenia, a cała reszta niech zaraz zbierze się w salonie. Musimy poważnie porozmawiać.
#
Umyty Sasuke rozejrzał się po towarzystwie. Sakura siedziała u niego na kolanach, całkowicie zmęczona. Jeszcze nie doszła do siebie po tym wszystkim. Sasuke jednak czuł radość, że dziewczyna nie miała większych obrażeń i mogła normalnie z nim posiedzieć. Obok znajdował się Shikamaru, który nachylał się nad pozaznaczaną mapą. Na kanapie zmieściła się jeszcze tylko Temari. Osowiała patrzyła na stół niewidzącym wzrokiem. Sasuke zdawał sobie sprawę, że pojawiając się w takim stanie, kobieta pomyśli o najgorszym. Musiał teraz wszystko opowiedzieć, wyjaśnić i podzielić się spostrzeżeniami.
Na dwóch krzesłach siedzieli Konan i Itachi, a na podłodze cała reszta. Hinata oparta o jakiś regał, Naruto o stół, a Kakashi o ścianę.
-Przeszliśmy się z Sakurą w tamto miejsce. - Wskazał na mapie jedną dzielnicę. - Znaleźliśmy tam jakieś sklepy i Sakura zaciągnęła mnie do Apteki.
-Było pusto...
Odezwała się cicho i zamknęła oczy.
-Tak. Wszystko było poopróżniane. Nim jednak wyszliśmy stamtąd, spotkaliśmy kogoś. Ciężko nawet powiedzieć kogo, bo byli w cieniu, ale...
-Byli ubrani jak Wikingowie – zaczęła Haruno, dokładnie przypominając sobie ich ubiór. - Mieli hełmy z rogami, skórzane odzienie i duże buty z futrem. Byli... przerażający.
-Nie minęła chwila – kontynuował przywódca, gdy jego kobieta skończyła mówić. - Jak wszyscy się zmyli, a budynek zatrząsł się. Chyba był podłożony jakiś ładunek wybuchowy, bo rozwaliło prawie całe piętra.
Sakura kiwnęła głową na potwierdzenie tychże słów.
-Co było dalej.
Sasuke nie wiedział jak opowiedzieć dalszą część, bez uchylania intymnych scen. Intymnych dla jego duszy.
-Schowałem Sakurę, ale dałbym nas zmiażdżyć. - Nie odrywał czarnego wzroku od ukochanej. - Ale komuś udało się zatrzymać cały sufit...
Kątem oka widział, jak Itachi niespokojnie poruszył się na krześle. I znowu zaczęła się debata. Jedni chwalili jasnowłosą, inni rozpaczali, twierdząc, że tak mówili, a jeszcze inni zastanawiali się nad napastnikami.
-Jeśli mam być szczery, Temari. - Posłał współczujące spojrzenie „siostrze”. - Jeżeli Gaara nie żyje... - Wolał użyć słowa „jeżeli”. Nie chciał zakładać tego jako pewniak, przy blondynce, wiedząc jak ją to bolało. - To istnieje duża szansa, że nie umarł sam.
Rozmowa trwała w najlepsze.
Itachi wypytywał o miliony szczegółów, których ani Sasuke, ani Sakura po prostu nie pamiętali przez stresujące sytuacje.
-A pamiętasz ilu mniej więcej ich było?
-Czworo... Może pięcioro. Jeśli chcesz pytać o płeć i wiek. Zapomnij. Było ciemno, a oni stali za daleko. Mam jednak co do tego mieszane uczucia. Przemieścili się tak szybko, że w porównaniu ja czy ty... bledniemy.
Itachi zmarszczył brwi i położył dłoń na kolanie Konan, która kolejna zabrała głos.
-Mówicie, że wszystko było puste? Zero leków, ubrań, broni...?
-Pusto było w aptece. Nie zdążyliśmy iść dalej. Ale uważam, że jeśli byli w stanie wysadzić budynek, to... no raczej nie z zapasami w środku.
-Dlatego właśnie uważam. - Głos zabrał Shikamaru. - Że w tamte dzielnice nie powinniśmy się więcej zapuszczać. Od dawna wiadomo było, że tam jest niebezpiecznie...
-Dlatego mam zamiar tam iść. - Na tą odpowiedź Sasuke, wszyscy skierowali na niego wzrok. Zdezorientowany, wystraszony, wściekły wzrok.
-Czyś ty zdurniał? - Oczy Temari ciskały pioruny. - Mało ci z wczoraj?
-Ale Sasuke ma rację... Może to jedyny sposób, by poznać wroga. By sprawdzić jak wielkim zagrożeniem dla nas są.
-Kolejny idiota!
-Musimy wiedzieć czy zaatakowali Sasuke i Sakurę, bo ci byli na ich terytorium, czy zrobili to, bo ich po prostu spotkali. Jeśli to drugie, to mogli równie dobrze za nimi pójść. Mogą zagrażać nam wszystkim.
-Albo mogą nie wiedzieć o naszym istnieniu. Podejrzewam, że żyją z myślą, że nie żyjemy z Sakurą.
-To smutne, ale to najlepsza opcja.
-Ale proszę nie szukajcie ich... - wybłagała Tem płaczliwym tonem.
-I co dalej? Nie będziemy wcale wychodzili? Co będziemy jeść? - Atakował ją pytaniami, ale widząc łzy, zaprzestał.
-Sasuke...
-Przepraszam...
-Nie. Sasuke ma rację. Przepraszam.
Sakura przez dość długą chwilę się nie odzywała, ale teraz musiała zabrać głos. Odpowiedzieć racjonalnie.
-Uważam... - Poczekała, aż każdy na nią spojrzy. - Że Sasuke ma rację. Nie chcę go wypuszczać, ale nie widzę innego wyjścia. Z jednej strony trzeba szukać jedzenia i broni, na wypadek, gdyby to oni natknęli się na nas. Z drugiej. – Posłała krótkie spojrzenie chłopakowi. – Przydałoby się nowe lokum.
-A jeszcze to... - Westchnął przywódca i położył głowę na jej.
-Jakie lokum? O czymś nie wiem? - Itachi wolał od razu przejść do tego tematu, bojąc się, że powrócą do „Wikingów”.
-No...
-Tak bardzo staraliśmy się uratować ludzi pokroju Sakury czy Kakashiego, a nie pomyśleliśmy gdzie ich przenocować. - Sasuke wskazał głową na Hinatę. - Wystarczyła jedna osoba, a już jest problem.
-Faktycznie.
Shikamaru parsknął śmiechem ze swojej głupoty.
-Więc...
-Więc oprócz wyjścia w celu zbadania wroga, musimy również poszukać nowego lokum. Zwłaszcza, jeśli nie daj boże, nas śledzili...
#
-Bądźcie ostrożni... - mruknęła poważnym tonem blondynka.
Sasuke chcąc, nie chcąc dopiekł jej, mówiąc: - Ostatnim razem jak to mówiłaś, mało nie zginęliśmy.
Na te słowa Temari głośno wciągnęła powietrze, a jej oczy załzawiły się. Stojąca koło niej Sakura wkurwiła się nie na żarty i w ułamku sekundy jej myśli skupiły się na najgrubszej książce, która aktualnie znajdowała się w salonie. Przedmiot przeleciał całe pomieszczenie i z głuchym brzękiem uderzył w głowę czarnowłosego, który jęknął, masując obolałe miejsce.
-Przepraszam... - dodała od niechcenia, patrząc na własne paznokcie. Jawne ignorowanie Sasuke nie leżało w jej naturze, ale dla „siostry” była w stanie to zrobić.
-Brawo, bratowa!
Gdy podniosła wzrok, ujrzała na twarzy Sasuke dwie całkiem sprzeczne emocje, które rozbawiły ją do łez. Podejrzewała, że złość skierowana była za to, że ośmieliła się „podnieść rękę” na przywódcę, a rozbawienie, bo właśnie OŚMIELIŁA SIĘ to zrobić.
-Sakura...
-Macie wrócić cali i zdrowi. JASNE?!
-Taaaak jest! - Zasalutował Naruto i zapiął ostatni guzik w kamizelce kuloodpornej.
Sakura posłała tęskne spojrzenie brunetowi, nim on wraz z bratem, Naruto i Kakashim podeszli do drzwi.
Sasuke szedł jako przywódca, który dodatkowo pierwszy natknął się na zorganizowaną grupę.
Naruto jako jego najwierniejszy towarzysz od najmłodszych lat.
Itachi znając się prawie równie dobrze co Shikamaru w sprawach taktycznych wyruszył także.
A Kakashi, gdyż miał bardzo dobrze opanowane moce i mógł się okazać niezwykle przydatny.
Tak jak Sakura ostatnio.
-Nie będziesz się nudzić – kontratakował Sasuke, patrząc bezczelnym wzrokiem na ukochaną. - Będziesz ćwiczyć z Hinatą. Shikamaru ma przygotowany program nauczania...
Sakura spojrzała na niego posępnie, po czym ponownie uniosła książkę, ale tym razem tylko ją zatrzymała przed jego twarzą.
-Kochanie... Kiedy wrócisz, naprawdę będziesz się musiał dużo zastanawiać zanim coś powiesz...
Itachi ryknął śmiechem na jawną groźbę.
-Właśnie – poparła ją Temari, która ciągle czuła urazę. - Uwierz mi: pomogę jej!
-I taką bojową Temari kocham! - wykrzyknęła Sakura, solidaryzując się z przyjaciółką.
-Boże... Nie wracam – powiedział Sasuke, szybko złożył buziaka na policzku Sakury i pierwszy wyszedł z domu.
Itachi w śmiech i posłał cichej Konan pocieszające spojrzenie.
-Będzie dobrze.
-Wiem... - mruknęła pełna wiary.
Naruto i Kakashi wyszli zaraz za braćmi. Sakura zdziwiła się, że Hinata nie przyszła się pożegnać z Naruto.
~Myślałam, że coś między nimi jest.
Spojrzała niepewnie w stronę byłego pokoju Gaary, ale szybko pokręciła głową.
~To nie moja sprawa...
Zrezygnowana i bez sił ruszyła do kuchni, gdzie miała zamiar zjeść śniadanie, po którym uda się trenować.
~Może to jedyny sposób, by choć na chwilę zapomnieć o zamartwianiu się.
Po sowitym posiłku, chciała się udać do pokoju, by w spokoju móc trenować umiejętności telekinezy, gdy drogę zastąpił jej jedyny mężczyzna w gronie.
-Shikamaru mam swój wypracowany plan i teraz...
-Nie, Sakura. - Pokręcił głową i dał znać, żeby na chwilę zamilkła. - Teraz zrobimy tak, jak wymyśliłem z Sasuke. Potrzebny jest trening w większej grupie, ponadto w terenie.
Na tą wiadomość Sakurze zaświeciły się oczy. Z zainteresowaniem posłała strategowi spojrzenie, czekając na dalszą część przemowy.
-Łącznie jest was czwórka: ty, Naruto, Hinata i Kakashi. Obu w tej chwili nie ma, więc może by najpierw spróbować z wami? Zwłaszcza, że wasze umiejętności przeciwko sobie...? To genialne!
Haruno założyła dłonie na klatce piersiowej ciekawa pomysłu mężczyzny. Chciała wiedzieć coś więcej. Gdzie? Kiedy?
No i jakie są umiejętności Hinaty...
Sakura podrapała się po podbródku i spojrzała na szatyna gotowa do boju.
-Kiedy idziemy?
#
Sakura uważnie rozejrzała się po ogromnej bibliotece, która zabezpieczona na cztery spusty, ciągle przypominała jej miejsce pierwszej, dłuższej rozmowy z Sasuke. Rozmowy, która nie była przesłuchaniem.
Spojrzała najpierw na stojącą naprzeciw Hinatę, której pewność siebie była znacznie niższa od Sakury. Jej białe spojrzenie było niepewne i jakby lekko wystraszone.
Na drewnianych ławeczkach siedziały Konan z Temari, które prócz ciepłych koców, wzięły także przekąski. Postanowiły urządzić tu sobie widowisko ich kosztem.
Shikamaru stał pośrodku i patrzył to na jedną, to na drugą, tłumacząc dokładnie zasady postępowania.
-Hinata. Ty z umiejętnościami przenikania przedmiotów stałych, będziesz unikała ciosów Sakury. - Teraz spojrzał na jasnowłosą. - Ty, Sakura, będziesz za pomocą telekinezy atakować Hinatę. Czy wszystko jasne?
Obie kobiety przytaknęły, choć dość niepewnie. Hinata bała się, że mogła zawieść nowych przyjaciół, Sakura natomiast, że skrzywdzi granatowowłosą.
-Słuchajcie... - odezwał się Shikamaru, widząc zastój kobiet. - Stojąc tak, niczego się nie nauczycie, a bez doświadczenia możecie pomarzyć o wychodzeniu. Ty Sakura też...
Jasnowłosa posłała przyjacielowi wzburzone spojrzenie, dobrze wiedząc, że to Sasuke miał ostatnie zdanie w tej kwestii. Nic jednak nie powiedziała, tylko spojrzała na swoją przeciwniczkę i siłą woli uniosła książkę na wysokość jej twarzy.
Hinata przełknęła ślinę i nieświadomie ustawiła się w pozycji bojowej. Sakura z niewielką prędkością przesuwała rzecz, w każdej chwili gotowa na jej zatrzymanie. Widząc jednak zaciętość na twarzy Hinaty, nie zwalniała tempa, a nawet je zwiększyła.
Sakura czuła jak z każdym centymetrem jej serce biło szybciej. Przecież nigdy tego nie próbowali i wszystko mogło pójść nie tak. Rzecz mogła zostać w Hinacie i wtedy umarł w butach. Pozamiatane.
I gdy Sakura o tym sobie pomyślała, gdy wyobraziła sobie, co by się stało Hinacie, i żal Naruto...
Jej skupiony umysł podsunął obraz martwej Hinaty i w ułamku sekundy książka wylądowała pod nogami ciemnowłosej.
-Nie mogę...
Shikamaru posłał jej zdziwione spojrzenie, tak jak sama Hinata.
-Przepraszam, Hinata, ale nie potrafię.
-Sakura-chan... cieszę się, że nie chcesz mnie zaatakować, ale nie martw się tyle. Już to robiliśmy i za każdym razem wszystko szło jak po maśle.
Sakura posłała przeciwniczce niepewne spojrzenie. Nie wiedziała co robić. Do póki nie ujrzy, jak Hinata sprawnie „pochłonie i wyrzuci” jakiś przedmiot, nie ośmieli się jej zaatakować. Nieważne jaką dostanie gwarancję.
-Dobra... - Konan wstała z ławeczki, na której siedziała z Temari i ruszyła w stronę Hinaty. - Pokażemy ci jak to wygląda. - Podniosła książkę leżącą na podłodze i stanęła koło Sakury. - Hinacie całkiem dobrze idzie unikanie. Patrz.
I jak gdyby nigdy nic rzuciła w ciemnowłosą. Hinata przez sekundę była całkiem zaskoczona gwałtownością Konan, ale szybko przygotowała się na atak.
Książka przeszła przez Hinatę, jakby tej tam wcale nie było. Jakby Hinata była tworem wyobraźni tu zgromadzonych. Konan widząc minę Sakura zaśmiała się i zamknęła jej usta.
-Widzisz? Hinacie nic nie jest.
Sakura czując się pewniej, uniosła tą samą książkę, przeniosła ją nad zaskoczoną Hinatą i również bez ostrzeżenia rzuciła danym przedmiotem. A Hinata bez problemów ją pochłonęła. Jasnowłosa będąc pod ogromnym wrażeniem umiejętności siostry, zaczęła bić brawo. Posłała jej najszczerszy uśmiech i w momencie, gdy ostatni raz uderzyła dłońmi o siebie, podniosła ponad dwadzieścia książek.
-Jaki jest twój limit?
-Tego nie wiemy... - Widząc tyle przedmiotów, skierowanych na siebie, trochę zwątpiła.
-Ja chciałabym poćwiczyć, by podnieść swoje umiejętności i przekroczyć granicę. A ty?
Hinata najpierw niepewnie spojrzała na podłogę, by po chwili podnieść głowę z iskierkami w oczach i bojową miną.
~Zaczynamy...
#
Cała ekipa wracała właśnie z biblioteki po treningu. Dzisiejszego dnia trenowali wszyscy. Hinata ćwiczyła niematerialność, natomiast Temari, Konan i Shikamaru zręczność i szybkość. Wszyscy byli zmęczeni i zadowoleni z siebie. I gdyby nie zamartwianie się o chłopaków, to byłby z lepszych dni.
~Dlaczego ich tak długo nie ma?
Sakura westchnęła i złapała w dłoń klamkę prowadzącą do ich domu. Zdziwiona uniosła brwi na widok zapalonych świateł pod dachem. Przecież gasili wszystko.
Wiedząc dobrze co to znaczyło, gwałtownie nacisnęła klamkę i pewnym krokiem weszła do środka. Nie przeszła jednak dwóch kroków, jak zdębiała na widok całej gromady ludzi.
Ludzi, których cienie widziała podczas ataku w centrum handlowym.
Stojący za nią Shikamaru w geście obrony, wyszedł przed wszystkie kobiety i zwrócił na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych.
-Kim jesteście? - Jego głos nawet przez chwilę się nie zachwiał, nie to co ciało Hinaty, które dygotało wtulone w Sakurę. Temari i Konan z bojowymi minami i bronią w dłoniach stanęły koło Sakury.
Postacie ubrane w stroje wikingów gościli się w salonie jak u siebie. Dwóch rozglądało się po pomieszczeniu, jeden właśnie wyszedł z toalety, czterech siedziało na kanapie, a trzech przeglądało sobie arsenał broni znajdujący się w pomieszczeniu.
-Co do kurwy...? - Temperament Tem dał o sobie znać. Jej mroczny ton dotarł do większej liczby osób, niż pytanie jej chłopaka.
Każdy na widok przybyłych wstał i spojrzał w ich kierunku, na co Hinata mocniej ścisnęła dłoń Sakury, której serce biło tak szybko, jakby chciało uciec.
Było tu dziewięciu facetów i jedna kobieta. Sakura bardzo dobrze rozpoznała dwie postury, które rozmiarem przypominały Sasuke i uczestniczyły w akcji z centrum.
-Wy jesteście Akatsuki, prawda?
-Zgadza się. A może teraz wy przedstawilibyście się?! - warknęła Tem, czując gniew rozchodzący się po całym ciele.
-Jesteśmy Wikingowie. Z północy.
Wtem do salonu wszedł Sasuke, który dotychczas przebywał w kuchni. Widząc całą scenę, pluł sobie w twarz, że zostawił gości samych. Mógł kogoś tam wystawić, na powrót reszty rodziny.
Szybko przeleciał wzrokiem po przybyłych, szukając tej jednej, brzoskwiniowej cery. Gdy ujrzał Sakurę całą i zdrową, jego serce przyspieszyło. Tak bardzo nie chciał jej zostawiać samej, ale bardziej nie chciał jej brać ze sobą na tak niebezpieczny wypad.
Sakura poczuła szczypanie pod powiekami, ale nie pozwoliła na rozklejenie się. Nie przy obcych. Poza tym Sasuke też nie lubił, gdy płakała. Dlatego zdusiła to w sobie i tylko posłała mu uśmiech.
-Chodźcie. Musimy poważnie porozmawiać – powiedział i zawołał ich gestem dłoni. Pragnął jak najszybciej przytulić się do Sakury, poczuć jej zapach, ciepło ciała, miękkie usta. Wikingowie szeptali między sobą i już bez napięcia porozsiadali się w salonie. Shikamaru z ostrożnością podszedł do przywódcy, który w tej chwili zajęty był Sakurą. Kobieta z utęsknieniem wtuliła się w męskie ciało i pozwoliła na chwilę słabości. Sasuke pogłaskał jej włosy i delikatnie ucałował.
-Co oni tu robią?
-Zaraz wszystkiego się dowiecie. To... skomplikowane.
-Zaczynasz mówić jak ja – powiedział szatyn i ruszył w stronę swojej dziewczyny.
-Tak się martwiłam... - wyszeptała i podniosła głowę. Napotkawszy ciemne spojrzenie, jej warga zadrżała, a nowa fala łez spłynęła po twarzy.
-Jestem. Już jestem. I więcej bez ciebie nie wybieram się nigdzie. – Mimo wypowiadanych słów, Sasuke nie czuł się zrelaksowany. Nie lubił publicznie okazywać swoich uczuć, ale nie miał najmniejszego zamiaru skrzywdzić ukochanej.
Para zajęta sobą nie zwracała uwagi na pozostałych, którzy rozpoczęli poznawanie się. Temari i Shikamaru podeszli najbliżej i rozpoczęli rozmowę, w którą wkręcili się wszyscy przybyli. Konan spojrzała na Sasuke, który gdy tylko wyczuł to na sobie, kiwnął bratowej głową w stronę kuchni. Jedynie Hinata stanęła na środku i nie wiedziała co z sobą począć.
-Jesteście cali?
-Tak. Nie martw się. Nikomu krzywda się nie stała... - Sasuke z delikatnością pocałował ją w czoło i złapał za dłoń. - Chodźmy do nich.
Sakura ujrzała, że wszyscy zdążyli się rozgościć, łącznie z domownikami. Gdy tylko brunet usiadł na podłodze koło Itachiego, Sakura nie czekając na nic, zajęła miejsce na jego kolanach. Wtuliła się w niego jak tylko mogła i uważnym wzrokiem spojrzała na wszystkich.
-Nadszedł czas na wyjaśnienia.
-No nareszcie... - warknęła Temari, na co jej chłopak pomasował jej plecy.
-Może najpierw wszyscy się przedstawimy? Od tego chyba powinniśmy zacząć – odezwał się niskim głosem rudowłosy mężczyzna. Odchrząknął i spojrzał najpierw na Sakurę, która jako dziewczyna lidera była najwyżej uplasowana, później na Shikamaru, a potem na resztę kobiet. - Nazywam się Yahiko. Jestem przywódcą grupy, którą udało nam się stworzyć pół roku temu. Naruto wyjaśnił nam jak to było z wami i... Musimy wam wiele rzeczy powiedzieć. - Posłał wszystkim uśmiech, czego żadna z kobiet nie rozumiała.
Mężczyzna założył nogę na nogę i wygodniej oparł o kanapę.
-Nasza grupa, prawie cała, składa się z osób o... ponadprzeciętnych zdolnościach. Takich jakie posiadacie wy. - Sakura zmarszczyła brwi i uniosła głowę, by spojrzeć na Sasuke. Ten tylko dał jej niemy znak, by czekała na dalszą część opowieści. - Ja na przykład posiadam niesamowitą siłę. Mogę bez problemu przesunąć ścianę, wyrwać drzewo lub zburzyć budynek... Deidara. - Kiwnięciem głowy wskazał na długowłosego blondyna, który na zawołanie uśmiechnął się, ukazując całe uzębienie. - Potrafi wysadzić w powietrze każdą materialną rzecz. Jak na przykład ścianę nośną w centrum handlowym.
Sakura zmarszczyła brwi i z rezerwą spojrzała na niebieskookiego mężczyznę.
-Przepraszam... Myśleliśmy, że...
-Czekaj – przerwał mu Yahiko i głośno westchnął. - Do tego dojdziemy. Po kolei. Nasza grupa składa się z ponad stu pięćdziesięciu osób. Nasza siedziba znajduje się niedaleko granicy miasta.
-Może pora przedstawić nas, a potem pogadamy o reszcie? - wtrąciła opanowanym tonem jedyna kobieta w grupie.
-Racja – uśmiechnął się rudowłosy i wskazał na blondynkę. - To jest Ino. - Nagle przystawił dłoń do ust i teatralnie wyszeptał: - Radzę na nią uważać. Potrafi czytać w myślach.
Hinata podniosła na nią zdziwiona wzrok, by po chwili spłonąć rumieńcem. Siedzący obok Naruto przypatrywał się ukochanej nic nie rozumiejąc, natomiast Konan trzymała się ramienia Itachiego i przyglądała się każdemu z osobna.
-Ten wielkolud tutaj to Kisame. - Wskazał na najroślejszego mężczyznę w gronie, który zajmowałby dwa miejsca na kanapie, gdyby tam usiadł. - Ten w siwych włosach to Hidan...
-Są srebrne – warknął, przerywając mu wywód. - Ślepy jesteś?
Tem przyglądała się mu, zastanawiając się jak walczyłoby się jego bronią, którą była kosa z trzeba ostrzami.
-Ten za Hidanem to Sasori – wskazał na czerwonowłosego mężczyznę, który patrzył na wszystkich spod przydługiej grzywki.
-Ja jestem Kiba! - krzyknął szatyn z najszerszym uśmiechem pod słońcem.
-Czyli ten, który wszystko musi robić po swojemu – dodał Yahiko zrezygnowanym tonem.
-Koło Naruto siedzi Gai. Ten w czarnych włosach to Sai, a koło niego Konohamaru. Jest jednym z najmłodszych członków grupy.
-Dobra. Teraz wasza kolej. - Do głosu doszedł Kiba, który z uwagą przypatrywał się paniom z Akatsuki.
Przez chwilę trwała cisza, gdyż każdy oglądał się na Sasuke, który z kolei nie miał ochoty wszystkiego tłumaczyć po raz kolejny. Widząc naciskający wzrok brata, kiwnął mu głową, by ten kontynuował.
-Więc... Hm... Idąc od lewej: na kolanach Sasuke siedzi Sakura, później są Shikamaru i Temari, tu jest moja Konan, a po mojej prawej siedzi Hinata. Resztę znacie.
Itachi streścił wszystko w dwóch zdaniach, czym rozbawił kilkoro członków Wikingów.
-To skoro już wszystko wyjaśnione przejdźmy do ważniejszych spraw. Nasza grupa to są same eksperymenty. Tak jak na przykład Naruto czy Kakashi.
Sakura przeniosła zaciekawiony wzrok na „braci” zastanawiając się o czym konkretnie jest mowa.
-Skąd... Skąd jesteście? - Głos zabrała jasnowłosa, czując rosnący niepokój. Nie wiedziała skąd się wziął, ale miała złe przeczucia.
-Pięćdziesiąt kilometrów na południe od stolicy znajduje się laboratorium. Głównym dowodzącym jest tam Orochimaru i to on przeprowadza badania nad zwykłymi ludźmi. Ludźmi, których połapał, pozabierał, porwał, bądź... stworzył.
-To stąd wszyscy mamy takie, a nie inne zdolności. Jesteśmy eksperymentami.
*Osoby Bez Pamięci.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top