#2
Gdy Sakura podniosła ociężałe powieki w pokoju było wyjątkowo ciemno. Otwór, który był przy suficie, ciężko było nazwać oknem, ale zawsze wpuszczał minimalną ilość światła. Zaciekawiona lokatorka podniosła się z łóżka i zbliżyła do otworu. Ciężko jej był ocenić co znajdowało się na zewnątrz, więc by sprawdzić anomalię przysunęła krzesło, z którego sięgała otworu.
~To tylko deszcz...
Chmury powolnie przesuwały się po niebie, tworząc zasłonę nie do przebicia. Na kobietę nijak zadziałała ta informacja. Zdążyła się już przebrać i chwycić za klamkę, gdy spóźniona wiadomość dotarła do niej i spowodowała gęsią skórkę. Zamarła z dłonią na zimnym przedmiocie zastanawiając się kto dzisiaj szedł na patrol.
-Sasuke - mruknęła próbując sobie przypomnieć jego partnera. Jednak całkowicie na nic zdało się to wysilanie, ponieważ strach zadziałał w tej sytuacji jak tama i przepuszczał tylko znikome myśli. Różowowłosa bez zastanowienia wyszła z pokoju, prawie zbiegła ze schodów i wparowała do kuchni, w której przebywał jedynie Shikamaru. Przeleciała wzrokiem pomieszczenie jakby ktoś miał z kąta wyskoczyć.
-Cześć Sakura. Dobrze się czuję, dziękuję że pytasz. - Zignorowała ironiczny ton i weszła głębiej siadając przy stole.
-Kto dzisiaj ma misję? Kto wyszedł? - zapytała w ostatniej chwili powstrzymując w sobie zadanie innego pytania. Pierwsze, co ślina przyniosła na język to: „Czy Sasuke wyszedł?"
-Spokojnie. Zombie cię gonią? - Shikamaru próbował być zabawny, ale jego żart spowodował odwrotny efekt do zamierzonego. Sakura nie dość, że się nie uśmiechnęła, to zirytowała do tego poziomu, że walnęła w stół. Ciemne brwi bruneta wystartowały do góry w zaciekawieniu. - Dobrze już, dobrze. Na zewnątrz są Konan i Itachi.
~N-Nie Sasuke?
-Nie wiem po co poszli, ale zapowiedzieli, że nieprędko wrócą. Patrol natomiast wziął na siebie Sasuke i Naruto.
Tyle wystarczyło by się upewnić. Przy imieniu przywódcy źrenice Haruno drgnęły, by zaraz zastygnąć jak kamień. Oczy zaszły jej mgłą, a twarz pozostała bez wyrazu. Szatyn przyglądał się reakcjom Haruno znad kubka z kawą i dokładnie je analizował.
Gdy kobieta z ponurym wyrazem twarzy skierowała się do szafki z pokarmem wszystko stało się jasne.
~No kto by pomyślał.
Strateg wiedział, że Sakura była spokojna, opanowana i nie działała pod wpływem impulsów, ale w jednej kwestii musiał się zgodzić z Sasuke: ich misja powinna zostać tajemnicą. Nie mógł się zdradzić.
~Jak można być tak nieodpowiedzialnym. Nie. Nieostrożnym!
Sakurą targała złość na Sasuke, bo wyruszył na zewnątrz mimo panującej pogody. Chmury przysłoniły słońce, zaczął padać deszcz, spadła temperatura... Lepszej pogody zombie nie mogli sobie wyśnić. Ona nawet nie chciała myśleć ilu umarłych było na ulicach.
-Za kwadrans chcę cię widzieć w salonie. Czas na trening.
#
-Wyprostuj plecy, oddychaj przez nos i oczyść umysł...
Polecenia były przez Sakurę słabo wypełniane, gdyż myśli krążące po głowie nie dawały spokoju. Ciągle przed oczami miała zwierzającego się Sasuke i piękny sen, w którym ona była postacią z jednej historii bruneta. W nocy nie spała długo, ale to dlatego, że Sasuke za jej prośbą przytoczył kilka opowieści Konan. Jej ulubiona to „Śnieżka i siedmiu krasnoludków". Do teraz pamiętała śmiech mężczyzny.
„-Dlaczego mnie to nie dziwi... - Skóra ją mrowiła od ciągłego masażu jaki fundował jej Sasuke.
-Co masz na myśli? - Położyła dłoń na jego szyi i zaciągnęła się zapachem.
-Noo... Lubisz ją, bo ona odzwierciedla nas. Zostałaś wygnana tak jak Śnieżka. Śmierć była pewna, a jednak przeżyłaś i, o ironio, trafiłaś do naszej siódemki.
-Śnieżka miała zostać zabita - sprostowała, zaskoczona bezpośredniością mężczyzny.
-Tak jak ty. - Sasuke mimo chęci, nie potrafił być subtelny.
-A krasnoludki mieszkały w lesie - zaatakowała.
-Tokio to miejska dżungla.
-Ale...
-Hm? - zapytał Sasuke ciekawy jej argumentu.
-Nie przypominam sobie by którykolwiek z krasnali uratował królewnę. - Zwątpienie zawładnęło nią.
-Nasza historia przedstawia się trochę inaczej, Śnieżko."
-Trenujecie? - zapytała Temari, która usiadła na kolanach chłopaka. Zielone spojrzenie zawędrowało na parę, dopiero teraz dostrzegając grymas na twarzy szatyna.
-Jeszcze nie zaczęliśmy. I chyba nie zaczniemy - westchnął i zamknął oczy. - Dziś masz wolne, Sakura. Nie ma z ciebie pożytku - zażartował. Kobieta jakby kierowana nieznaną siłą wstała i zostawiając parę samą, udała się do pokoju.
W półmroku przemierzyła pomieszczenie i skonsternowana usiadła na łóżku. Przez krótki moment patrzyła przed siebie nie skupiając się na niczym konkretnym, gdy jednak gniew rodzący się z poczucia bezradności zaczął kiełkować i rosnąć wypełniając żyły, miała ochotę rozwalić pokój. Zacisnęła zęby, a dłonie wczepiła w skórę głowy rozwalając bardziej niesforne kosmyki.
-Aaa - zdusiła krzyk, który chciał się z niej wydobyć, po tym jak uderzyła głową w ścianę. Źle odmierzyła odległość i teraz leżała skulona na pomiętej pościeli ze łzami w oczach.
~Nic mu nie będzie, idiotko. To najsilniejszy facet w grupie! Samiec alfa.
Próbowała przekonać się pięknymi słówkami wiedząc, że zachowywała się jak ostatnia kretynka. Ale już nawet nie oszukiwała siebie jeśli chodziło o uczucia względem bruneta. Lubiła go. Bardziej niż Shikamaru. Bardziej niż Konan. Czuła do niego podziw. I to ją przerażało. Ale wiedziała, że póki dusiła w sobie to dławiące uczucie przyciągania, mogła czuć się bezpieczna.
Póki nikt tego nie wiedział!
Opadnięta z sił przewróciła się na plecy i oczy skierowała na sufit. Gniew spowodował, że zaczęło się jej robić ciepło, więc zdjęła spodnie, niewygodny stanik i zaczęła liczyć pęknięcia.
Nie minęła godzina jak wstała, więc spać się jej nie chciało. Po kilku minutach zastanawiania się nad zajęciem - postanowiła choć na chwilę wyrzucić mężczyznę z głowy - doszła do wniosku, że najbardziej przydatna będzie wtedy, gdy nauczy się posługiwać „mocą" jak to zwykle mawiał Naruto. Oczywiście Sakura nie mogła pominąć zabawnego tonu jakiego używał blondyn.
Sakura stoczyła się z łóżka i wzrokiem ogarnęła pokój. Naprzeciwko niej stała duża, stara i metalowa szafa, która nawet w jednej czwartej nie była zapełniona ubraniami. W rogu pod oknem znajdowały się książki i kartki z biblioteki. Oprócz tego było tu także łóżko, które teraz służyło kobiecie za oparcie. Od jej napadu ustalili, że nie powinna mieć w pokoju małych przedmiotów więcej niż to konieczne. Jeszcze koło drzwi stała lampka nocna, przy której czytała notatki, ale był to mało istotny przedmiot o tej porze dnia. Środek pokoju był pusty, więc kobieta postanowiła zagospodarować tę część. Położyła na podłodze trzy przedmioty w odległości równo trzydzieści centymetrów od siebie. Trzy przedmioty, które były także wyznacznikiem poziomu trudności. Pierwszą rzeczą była niezapisana kartka papieru, później zwinięty w kłębek i obwiązany sznurkiem podkoszulek, aż na końcu był to podręcznik medyczny.
Sakura po dokładnym przyjrzeniu się każdej rzeczy, usiadła w pozycji Kwiatu Lotosu i zamknęła oczy. Wyprostowała plecy i skupiła się na przepływającej przez nią energii. Wyciszyła się do tego stopnia, że poczuła się wręcz obojętnie. Nie myślała o Sasuke, o czyhających zombie, o tym paskudnym świecie. Była tylko ona i jej ciało. Nie wiedziała ile tak przesiedziała, ale nie dokuczała jej presja czasu. Nic się nie liczyło.
Gdy poczuła rozluźnienie od koniuszków palców po czubek głowy, otworzyła oczy. Nic się nie zmieniło w wyglądzie pokoju.
Różowowłosa spojrzała na kartkę i to na niej skupiła całą uwagę. Jej mózg był tak skoncentrowany, że widziała tylko kawałek papieru. Telekineza polegała na sile umysłu i wyobraźni, więc nie była skreślona. Jej mózg podsyłał obrazy, najpierw poruszającej się, dopiero później unoszącej, kartki. I stało się tak, jak to sobie wyobraziła.
Przedmiot unosił się powoli, jakby całkowicie gdzieś miał opór powietrza i siłę grawitacji. Łamał zasady ponieważ tego chciała Sakura. Jej ciało emitowało takie strumienie energii, że papier musiał poruszać się zgodnie z jej wolą. Kobieta szybko nabrała powietrza całkowicie zapominając o tej czynności. Żeby wszystko szło zgodnie z planem musiała oddychać.
Przez chwilę kartka pozostawała nieruchoma na wysokości zielonych oczu, ale zaraz zrobiła jeden pełny obrót wokół poziomej krawędzi. W następnej kolejności obróciła się o trzysta sześćdziesiąt stopni wokół prawej krawędzi. Po chwili odpoczynku i zastania, Sakura postanowiła pójść o krok dalej. To, co robiła do tej pory było rozgrzewką. Ćwiczeniami, które wymyślił jej Shikamaru.
Podwoiła skupienie i wyobraziła sobie jak kartka zaczęła się sama zagniatać. Jakby siła pochodziła z wewnątrz niej i ją wręcz pochłaniała. Jak czarna dziura, tylko nie wliczając znikania.
~No dalej!
Z kilkoma wahaniami, bardzo powoli, ale udało się Sakurze zagnieść papier siłą umysłu. Było to tak wyczerpujące, że musiała odpocząć. Przedmiot zleciał na podłogę z głuchym pacnięciem. Kobieta rozprostowała nogi i z zamkniętymi oczami oparła się o łóżko. Brała głębokie oddechy czując potworne ciepło rozchodzące się po całym organizmie.
~Brawo!!!
Zdopingowała siebie, gdyż pierwszy raz dokonała czegoś takiego. Nabrała duży haust powietrza i dodatkowo zadowolona przystąpiła do powtórzenia czynności, tylko na poziomie: średni.
Przygotowała się tak, jak do unoszenia pierwszej rzeczy i rozpoczęła działania. Najpierw przedmiot drgnął, w następnej kolejności przesunął o pół centymetra w lewo, aż w końcu zaczął wibrować z taką siłą, że przypominał szalejąca huśtawkę dla dwojga, tylko przyspieszoną czterokrotnie, by w końcu w jednej sekundzie umrzeć. Sakura przełknęła ślinę czując wilgotne czoło i kark.
~To będzie trudna walka...
#
Sasuke siedział z Naruto w budynku, który kiedyś musiał służyć za sklep odzieżowy. Teraz jednak zdemolowany nie miał w sobie ani krzty szykowności i zamiast zapraszać, straszył. Brunet siedział oparty o ścianę i z uwagą patrzył przez witrynę na ulicę. Starał się ignorować partnera, który mimo swojej gadatliwości okazał się przydatny.
-Czy ty mógłbyś się zamknąć?! - wysyczał najciszej jak potrafił i posłał blondynowi lodowate spojrzenie, na co ten zacmokał nie czując żadnej urazy. Sklep zabarykadowali dużo wcześniej, dodatkowo zasłaniając szyby ubraniami, ale to nie było gwarancją stu procentowego bezpieczeństwa. Dlatego mimo dobrego humoru postanowił posłuchać kolegi. Jednak nim ucichł dodał jeszcze cztery słowa: „Dzisiaj nam się uda." Pewność zawarta w głosie zmusiła przywódcę do zwrócenia na niego uwagi. Przełknął ślinę widząc radosne, niebieskie oczy.
-Na pewno!
Sasuke tego jednak nie skomentował nawet słowem, tylko wrócił do obserwacji. Droga była na tyle szeroka, że nie sposób było przemknąć niezauważonym, a i zombie znajdowało się tam od groma. Starał się jak mógł, by być bliżej drogi, ale nierozważnym było by wychodzić na otwartą przestrzeń. Zastanawiał się nad powodzeniem „misji", która jego zdaniem miała nie więcej niż dziesięć procent szans. Motorem napędzającym działania był towarzysz i jego przeczucie.
~Humor mu dzisiaj dopisuje.
Spojrzał na przyjaciela, który zadowolony coś rysował.
~Może faktycznie to się stanie...
Aby zwiększyć ich szanse na powodzenie „misji" przygotowali specjalne ubrania, które uchroni ich podczas dotknięcia zombie. Nie jest w stanie obronić ich przed ugryzieniem, ale zanim o n i się do tego zabiorą, to mężczyźni zdążą rozłupać ich czaszki.
Niestety wystarczy, że umarli zadrapią skórę człowieka, a wtedy nic ich nie uchroni od choroby. Ta zaraza przenosi się drogą kropelkową, i może gdyby nie płyny ustrojowe znajdujące się także na zewnątrz potworów, to ich ataki nie byłyby takie groźne.
Towarzysze mieli także broń, która przygotowana została z myślą o takiej sytuacji. Jako, że bracia lubili eksperymentować stworzyli coś na podobieństwo bomby dymnej.
-Głodny jestem - marudził jasnowłosy patrząc w tą samą stronę co przyjaciel. Na ulicach roiło się od zombie, które wyszły jak grzyby po deszczu. Naruto, na to trafne określenie, aż parsknął śmiechem.
-Śmiejesz się z tego, że w końcu uświadomiłeś sobie jak wkurwiający dzisiaj jesteś?
-Nieee. To skoro tak ci przeszkadzam, to może następnym razem weź kogoś innego!
-Wezmę - zagwarantował brunet nawet nie patrząc na towarzysza. Już wiedział kogo...
-Dlaczego mam wrażenie, że pomyślałeś o Sakurze?
Gdy tylko do Sasuke dotarło znaczenie tych słów, napiął mięśnie, a dłoń mimowolnie zacisnął na spodniach.
-Mylisz się - zaprzeczył sam sobie. - Sakura nie jest w stanie walczyć.
-Wczoraj ci to nie przeszkadzało! - kontratakował wskazując na niego palcem. - Poza tym twój argument się kupy nie trzyma. W razie czegoś na pewno byś ją obronił.
-Na misji każdy byłby lepszy niż ty! Bo każdy gada mniej od ciebie.
-O-BRA-ŻAM SIĘ!!! - W końcu udało się Sasuke odwrócić uwagę Naruto od Sakury. Już myślał, że do powrotu będzie o tym gadał. „SAKURA" to temat drażliwy, świeży i niepewny dla Sasuke. To jak stąpanie po kruchym lodzie.
-Słyszysz? - wyszeptał przejęty Naruto, który chwycił w dłoń broń i pędem skierował się do bocznego wyjścia. Sasuke nie trzeba było dwa razy powtarzać. Podążył śladem przyjaciela w lewej dłoni trzymając katanę, a w prawej „bombę". Maski, które znajdowały się na ich szyjach szybko zasłoniły twarze, jeszcze nim mężczyźni zbliżyli się do kontenerów. Zombie nie mieli prawa ich zobaczyć, gdyż całą uwagę skupili na pojeździe, który z ogromną prędkością jechał ulicą.
Auto taranowało umarłych, co było na rękę obydwóm. Sasuke nie mógł uwierzyć we własne szczęście, gdy auto zatrzymało się dokładnie naprzeciw nich. Przyjaciele lekko się uchylili, by nie wystawać ponad stojących do nich tyłem zombie. Kamuflaż to podstawa. Jak tylko usłyszeli otwarcie drzwi, brunet nie czekał i przeturlał „bombę" w stronę auta. Wszystko działo się tak szybko, że Sasuke jak przez mgłę pamiętał, że wraz z Naruto cięli martwe ciała. A wszystko wydawało się brunetowi zdarzyć w jednej sekundzie: trzask drzwi, ogromna chmura dymu wydobywająca się z ich tajnej broni i odsiecz. Ruszyli szturmem w kierunku ofiary.
Było ciemno, gdyż nie dość, że chmury przesłoniły całe niebo, to i zaczęło zmierzchać. Sasuke nie sądził, że ciemność może służyć im na korzyść. Przez zasłonę dymną umarli poruszali się jak w amoku. Brunet kątem oka ujrzał Naruto, który już podnosił z ziemi poszkodowanego. Był to mężczyzna, ale Sasuke nic poza płcią i posturą nie mógł stwierdzić.
Wiedział natomiast, że aby dotrzeć do jakiegoś bezpiecznego miejsca, musiał torować im obu drogę. Ale to sprawiało, że Naruto miał nieosłonięte tyły. Więc aby nie narażać blondyna, co jakiś czas zerkał w tył, a adrenalina napędzająca jego ciało działała jak dodatkowa bateria.
Wpadli za kontenery, blondyn popędził dalej, a Sasuke postanowił zabarykadować wejście. By nie kusić losu woleli przeczekać w bezpiecznym miejscu. Przynajmniej póki nie obudzi się mężczyzna lub oni nie odpoczną. Znalazłszy się w sklepie popędzili na zaplecze, z którego schodami wbiegli na górę. Tam Sasuke dokładnie przejrzał całe mieszkanie nim zamknął je na cztery spusty. Naruto z ciężkim oddechem położył mężczyznę na podłodze, a sam usiadł w fotelu.
Przez całe dwie minuty przywódca patrzył na blondyna, który zasapany obserwował trzecią osobę. W pomieszczeniu było tak ciemno, że jedynie kontury można było dostrzec, a i to z wielkim trudem. Brunet ostrożnie skierował się w stronę mężczyzny, który nawet nie drgnął. Wiedząc czego szukać, od razu przesunął dłoń na szyję. Wyczuwając pod palcami chłód metalowego naszyjnika, przeciągnął po nim dłonią, aż natrafił na nieśmiertelnik. Czuł na plecach palący wzrok przyjaciela, co mu w niczym nie pomagało. Gdy zacisnął dłoń na rzeczy gwałtownie ją szarpnął i odskoczył gotowy na odparcie ataku. Dobrze przewidywał, że jego czyn zbudzi mężczyznę, który ze zduszonym okrzykiem usiadł na tyłku. Przyjaciele widzieli fryzurę, która ruszała się przy każdym ruchu głowy.
-Spokojnie, spokojnie. Jestem Naruto...
Podczas, gdy blondyn uspokajał uratowanego, Sasuke podszedł do okna, pod którym wcześniej siedział jego przyjaciel i lekko uchylił zasłony. Jako, że stał się najwidoczniejszą postacią w pokoju, to oczy mężczyzny skupiły się na nim.
-Kim. Kim jesteście? - Głos miał niski i bardzo przyjemny dla ucha.
-Ja jestem Naruto, a to Sasuke. Uratowaliśmy cię. - Naruto przechodził przez to samo, dlatego nie zadawał żadnych pytań.
-Uratowaliście? Gdzie ja jestem? I dlaczego tu tak ciemno?!
-Proszę, nie krzycz bo ich zwabisz...
-Ich? O kim...
-Cisza. - Władczy ton bruneta przeciął powietrze, w którym była cała masa niezadanych pytań. - Nieśmiertelnik mówi, że nazywasz się Kakashi. Nie wiemy nic, co do tej pory się z tobą działo, ale wiemy co się stanie. Nic nie pamiętasz, prawda?
-P-Prawda. - Po próbie skupienia się, musiał się zgodzić z przywódcą.
-Szczegóły wyjaśnimy ci w domu.
-Czy wiesz kto rządzi światem? - Podstawowe pytanie zadał Sasuke, po którym nastąpiła martwa cisza.
-Kto? Wy?
Na to pytanie blondyn parsknął śmiechem, który zaraz przerodził się w płacz.
-Chciałbym - zawył.
-Zombie. Umarli, którzy jedyne co robią, to jedzą. Najbardziej lubią ludzi. Nie wolno ci się od nich zarazić.
-Umarli? - Kakashi zadał pytanie, które zostało zignorowane, bo do głosu doszedł Naruto.
-Sakurę inaczej przesłuchiwałeś. - Zabrzmiało to jak jedna wielka pretensja.
-Z Sakurą była inna sytuacja... - zawyrokował czując ścisk w klatce piersiowej na wspomnienie jego chłodu. Nie czuł się dobrze z tym, jak ją traktował, ale starał się to tłumaczyć zagrożeniem.
-Jaaasneee...
-Żartujecie sobie ze mnie, prawda?
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Przez chwilkę każdy przetwarzał informacje, i jeden zastanawiał się co chciałby usłyszeć, a drugi co wolno mu powiedzieć. W końcu blondyn zawołał do siebie uratowanego i postawił przy oknie. „Czy to co wygląda na normalny spacer?" rozeszło się, aż ciemnym oczom ukazała się cała horda umarłych.
-Czas wracać.
-A nie sprawdzisz czy... Kakashi nie jest zarażony? - zainsynuował cwanym tonem Naruto.
-To ty go niosłeś.
-C-Cooooo?!?!
#
-Mamy ciut ponad kilometr do domu - powiedział Naruto informując nowego towarzysza. Kakashi kiwnął głową niezbyt zorientowany w sytuacji. Nie mając wielkiego wyboru zaufał Sasuke i Naruto.
-Dlaczego nic nie pamiętam? - wyszeptał i wyjrzał nad ramieniem blondyna, który odwróciwszy się z uśmiechem wyciągnął swój nieśmiertelnik.
-Tego nikt nie wie. Ale ja też pojawiłem się w takich okolicznościach. I Sakura.
-Kto?
-Później. Wytłumaczymy ci wszystko w domu.
-Racja - poparł go Naruto i wskoczył na boczną uliczkę, która zaprowadziła go do budynku naprzeciwko. Postanowili, że w ten sposób najszybszej dotrą do kryjówki. I najbezpieczniej.
Niestety passa nie trwała długo, gdyż jakieś trzy budynki przed domem natrafili na halę produkcyjną, która była „noclegownią" zombie. W pierwszej chwili Sasuke myślał, że mu się dwoiło w oczach, ale ciche przekleństwo ze strony przyjaciela potwierdziło jego myśli. Ich było za dużo.
-Musimy znaleźć inny budynek - wyjąkał Naruto, który uniósł broń dłonią. Umarli już zaczęli podnosić się z podłogi i maszerować w ich stronę.
-Musimy dotrzeć do tamtych schodów.
-To drabina.
-Chcesz się teraz kłócić?!
-Słuchaj Kakashi, my będziemy biegli przodem, a ty masz nadążyć!
Nim dotarli do drabiny, uratowany dwa razy zaczepił o maszynę, raz się przewrócił i prawie palce złamał. To jego też pierwszego wysłali na piętro, zaraz za nim wspiął się Naruto, a przywódca ostatni zobaczył pełnię księżyca. Zmachani zabarykadowali właz - tak na w razie w - i położyli się na dachu.
~Akurat w nocy nie pada. Chujowa pogoda.
-Dokąd teraz?
#
W kryjówce pojawili się pół godziny później, co wprawiło blondyna w konsternacje: „Czy to normalne, taki kawałek iść tak długo, czy to my wyszliśmy z wprawy?"
-Witaj w domu. - Klepnął Kakashiego w plecy i wszedł do oświetlonego salonu, w którym przebywali Temari i Shikamaru oraz Gaara.
-Co tak długo?! - wydarła się kobieta i mimo jej ostrego tonu wiedzieli, że się martwiła. Zdębiała widząc dodatkową osobę, którą okazał się mężczyzna o szarych włosach. Dopiero teraz wyszło, że był zabójczo przystojny.
-Więc jednak się wam udało... - Shikamaru jako jedyny nie był synonimem „szoku" i tylko ciekawość zawitała na jego twarzy.
-O wszystkim wiedziałeś?!
-Poznajcie Kakashiego. To jest...
#
Podczas, gdy Naruto przedstawiał sobie zebranych, brunet uważnym wzrokiem śledził otoczenie. Był głodny, ale najpierw wolał się z kimś zobaczyć.
-Jest u siebie. - Stojący za nim szatyn spowodował ciarki na jego ciele.
~Aż tak bardzo to po mnie widać?
-Nie wychodziła z pokoju od śniadania. Pewnie jest głodna.
Sasuke był jak głaz: nawet nie drgnął na słowa przyjaciela, ale wziął je pod uwagę. Miał bowiem dwa wyjścia: pójść do Sakury, przerwać spotkanie na wizytę w kuchni i wrócić lub pójść do kuchni i dopiero po tym do Sakury. Wybrał drugą opcję.
Z talerzem kanapek stał pod drzwiami pokoju i cicho pukał. Na jego szczęście wszyscy przenieśli się do kuchni, gdzie nowy i Naruto pałaszowali. Brunet podejrzewał, że nawet gdyby zostali w salonie, to i tak nikt nie zwróciłby uwagi, pod którymi drzwiami stał, gdyż całą uwagę skupili na Kakashim.
Mężczyzna zmarszczył brwi i nacisnął klamkę na brak odzewu. W pokoju panowała grobowa atmosfera: cisza, duchota i ciemność. Sasuke łokciem zapalił światło, a dłonią zamknął drzwi. Na widok leżącej na podłodze Sakury jego serce stanęło na sekundę, a źrenice drgnęły. Na miękkich nogach zbliżył się do kobiety, jednocześnie odkładając talerz na podłodze.
-Sakura... Sakura... - Położył dłoń na zimnym policzku i odgarnął włosy, które sklejone były krwią. Gdy ujrzał lekko zaschniętą ciecz, zimne ciarki przeszły mu po plecach. Już się nie patyczkował. - Sakura! - Dość mocnym ruchem uderzył w policzek i uniósł głowę. Gdy jej powieki lekko zadrżały, szybko ją posadził i zaczął próbę przywracania jej do świadomości. Jak usłyszał mruknięcie z twarzy ukrytej za kurtyną z włosów, złapał ją za biodro gotowy posadzić na łóżku i zamarł. Powoli przeniósł tam wzrok i na widok nagich nóg przełknął z trudem ślinę. Zamknął oczy i siłą woli podniósł głowę, by skonfrontować się ze spojrzeniem zielonych, lekko nieprzytomnych oczu.
-Udało mi się, Sasuke. Udało. - Zamknęła oczy i mimo strachu przed odepchnięciem wtuliła się w mężczyznę, który przez chwilę analizował sytuację, a gdy uświadomił sobie, że nic nie rozumiał, westchnął i przytulił Sakurę. Rozciągnął lekko nogi i posadził ją sobie na kolanach. Miał do niej tak dużo pytań, że nie wiedział od którego zacząć.
-Gdzie byłeś?
-Na patrolu - odpowiedział machinalnie czując przyjemne ciepło, gdy Sakura chuchała na jego szyję.
-Tak długo? - Na chwilę go zamurowało, ale zaraz odzyskał rezon.
-A skąd wiesz? Cały dzień siedziałaś w pokoju.
-Skąd wiesz? - odbiła pałeczkę, z czego mężczyzna nie był zadowolony.
-Mam tu zaufanych ludzi - walnął czekając na reakcję. Uśmiechnął się słysząc śmiech. Wystraszył się, gdy ją tu ujrzał nieprzytomną, ale teraz mógł trochę zluzować wiedząc, że wróciło jej dobre samopoczucie.
-A ja poznaję po stroju. Nie widziałam byś chodził w nim po domu - kontratakowała chcąc dowiedzieć się więcej. Zamartwiała się cały ranek i nie pozwoli, by teraz mu się upiekło. Musiał jej powiedzieć gdzie był.
-Masz całkowitą rację. Byłem na długim patrolu... - Sakura podniosła głowę zaskoczona, gdy urwał zdanie.
-I? - Sasuke oblizał wargi zastanawiając się nad odpowiedzią. Znał Sakurę i wiedział, że gdy tylko powie jej o uratowanym mężczyźnie, ona od razu będzie chciała go zobaczyć. A chciał ten wieczór spędzić spokojnie we dwójkę. - Wczoraj zabrałem cię na patrol, prawda? - kontynuował widząc kiwnięcie. - Dużo rozmawiałem z Shikamaru i doszliśmy do wniosku, że skoro i Naruto, i ty pojawiliście się w „takich" okolicznościach, to może być was więcej.
-Nas?
-Osób bez przeszłości. - Sakura otworzyła usta zszokowana, ale nie tym co padło, ale tym co dopiero nadejść miało. - Spotkaliśmy kogoś... Albo raczej uratowaliśmy. To brzmi lepiej.
-Co? - Zduszony ton przyciągnął jego uwagę. - Jak?
-Z Naruto cały dzień... - Nagle jego spojrzenie pociemniało i przesunęło się po twarzy. - Może najpierw idź się umyć. - Wskazał na zaschniętą krew i bardzo się zdziwił słysząc oburzenie.
-Ty też śmierdzisz!
-Ja? - Poziom szoku przekroczył granicę. A on chciał tylko opowiedzieć jej wszystko na spokojnie.
-Nie. Ja! - Wyrwała mu się z agresją wypisaną w zielonych oczach. - Najpierw wzbudzasz moją ciekawość, a później „Idź się umyj"!
-Spokojnie, Sakura! - Mocniej ją przytulił, w ogóle nie czując złości spowodowanej jej wybuchem. Jeżeli już to ekscytacja górowała w jego organizmie. Chyba pierwszy raz widział ją tak oburzoną i to go kręciło. - Jesteś umazana...
-To teraz nieważne - jęknęła chcąc... sama nie wiedziała czy dowiedzieć się wszystkiego od Sasuke, który notabene cały czas jej przerywał, czy spotkać się face to face z uratowanym.
-Ważne. - Mimo iż nie krzyknął jego ton spowodował niechciane ciarki. - Dlaczego krwawiłaś? I co ci się do cholery stało? Dlaczego straciłaś przytomność?!
W końcu wybuchł czując w głowie za duży natłok myśli. Te pytania szukały ujścia już jakiś czas, ale Sakura starannie je przegadywała, co było wręcz interesujące.
-To jest teraz nie-wa... - zamilkła widząc jak Sasuke oblizał kciuk i przesunął nim po jej górnej wardze. Podczas tej czynności, Sakura nie śmiała nawet oddychać. Gdy tylko ciemne spojrzenie zrównało się z zieloną mocą, kobieta rozchyliła wargi, zaczerwieniła się jak pomidor, a jej serce zaczęło wystukiwać rytm marsza wojskowego.
Sasuke zamarł na jej stan. Poczuł ekscytację i bardzo powoli nachylił się nad nią. Napięcie było tak duże, iż myślał, że zaraz eksploduje. Kobieta zmrużyła oczy, co brunet wziął za pozwolenie. Subtelnie musnął jej wargi, czekając na reakcję. Kobieta czując niewyobrażalną przyjemność, zamknęła powieki i złapała wargę Sasuke w zęby. Ten bodziec był dla Sasuke tak silny, że chwyciwszy jej ramię, mocno przycisnął ją do siebie. Euforia eksplodowała w młodych ciałach jak bomba gazowa użyta godzinę wcześniej. Na nieszczęście bruneta, gdy tylko położył kobietę na podłodze, ta odzyskała świadomość.
-Nie, Sasuke.
-Co? - Uniósł się znad jej ciała, które jeszcze chwilę temu leżało rozochocone pod nim.
-Chcę dowiedzieć się kogo uratowaliście! Chcę tą osobę poznać!
-Śnieżka! - zaczął Sasuke tracąc cierpliwość. Dla uspokojenia postanowił usiąść na kobiecie, a jej dłonie uwięził nad głową. - To mężczyzna. Kakashi. Sam niewiele wiem. Inspekcja trwa teraz w kuchni. - Widząc jej chęć zaprzeczenia szybko kontynuował: - Pamiętasz jak ty się u nas znalazłaś? Daj mu chwilę odetchnąć.
-Chwilę? - zapytała, nie wiedząc jaki przedział czasowy miał na myśli Sasuke.
-Do jutra. Jak chcesz opowiem ci całą naszą misję, jak tylko ty odpowiesz na moje pytania. Okej?
Sakura dopiero wtedy zrozumiała sens gorączkowo wypowiedzianych słów. Dopiero wtedy zaczęła racjonalnie myśleć.
-Dobrze. - Powróciła jej cicha powłoka, która skrzętnie ukrywała silny charakter i targające nią emocje.
-Chciałbym wyjaśnić kilka spraw, ale na spokojnie.
-Na spokojnie.
-Na spokojnie - powtórzył po raz ostatni przywódca i zszedł ze spokojnej przyjaciółki.
-Przepraszam, Sasuke. Trochę za dużo rzeczy naraz.
Sasuke kiwnął głową i nie spuszczając wzroku z kobiety położył się na łóżku.
-Chcę porozmawiać, a później pójdziemy się kąpać.
-Co? - Widząc jak szok i zażenowanie mieszało się na jej ubrudzonej twarzy, dotarło do niego znaczenie tychże słów.
-To nie to co myślisz, zboczeńcu - prychnął i odwrócił się na plecy, by uniknąć jej spojrzenia.
-Przecież wiem... - chciała powiedzieć: „rozumiem", ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Zabrzmiałoby to jak jęk zdesperowanej czterdziestolatki, której nie udało się upolować męża.
-Ale najpierw porozmawiamy. Bo nadal nie wiem, dlaczego masz krew na twarzy. - Sasuke postanowił zażartować, by rozładować wiszące napięcie. - Gdybyś nie leżała nieprzytomna na podłodze to jeszcze byłbym w stanie uwierzyć, że kogoś zabiłaś. Temari ma paskudny charakter i to ją polecałbym do odstrzału.
Widząc niedowierzanie wypisane na jasnej twarzy wiedział, że cel został osiągnięty. Sakura otworzyła usta i wgapiała się w rozbawione spojrzenie przywódcy. W pierwszej chwili nie zorientowała się, że to był tylko żart. W końcu Sasuke nigdy nie opowiedział kawału! Gdy jednak to do niej dotarło, zdziwienie tylko się powiększyło.
-Wow... - Sasuke udał, że tego nie słyszał. Idąc tym tempem, to do jutra niczego się nie dowie.
-Za tobą są kanapki. Bierz je i chodź tu do mnie. - Jasnowłosa była lekko zdezorientowana i zaskoczona zachowaniem i bezpośredniością przywódcy. Mówił do niej luźniejszym tonem, czego się nie spodziewała. Była zadowolona, ale i wstrząśnięta.
-A ty odpowiesz mi gdzie byłeś? - zapytała wstając z talerzem. Przysiadła na brzegu łóżka, podczas gdy Sasuke złapał kanapkę w dłoń. Dzisiaj, mimo iż nie opuszczała pokoju zbyt często, to wydarzyło się wiele rzeczy naraz.
-Mówiłem przecież, że tak... Ale daj mi zjeść. Sama też byś zaczęła.
Mężczyzna mówił z pełną buzią nie spuszczając wzroku z kobiety, która jeszcze nie zorientowała się, że nie miała na sobie spodni.
Podczas kilku kolejnych minut całkowitej ciszy oboje jedli. Ku niezadowoleniu Sakury, Sasuke nie odrywał wzroku od niej. To ją peszyło i czuła się dość niezręcznie.
-Dlaczego więc byłaś nieprzytomna? - Sakura przełknęła ostatni kęs kanapki i spojrzała w stronę przedmiotów leżących na podłodze. Wszystko leżało tak, jak widziała je ostatni raz.
-Trenowałam.
-Sama? - Sasuke podążył ja jej spojrzeniem zastanawiając się dlaczego nie pomagał jej Shikamaru.
-Lepiej mi się było skupić. - Używała delikatnego i spokojnego głosu. Gdyby nie cisza możliwe, że mężczyzna nie usłyszałby jej słów.
-Więc... znowu przesadziłaś?
-Znowu? - zapytała patrząc w czarne tęczówki. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek informowała go, bądź mu się pokazywała po treningu z Shikamaru. Nie widział jej jak krwawiła.
Sasuke nie potrzebował więcej wiedzieć. Shikamaru był dla niego bardzo wiarygodnym źródłem informacji.
-Powiedziałaś, że ci się udało. Co?
Haruno wskazała na przedmioty z uśmiechem cisnącym się na usta.
-Udało mi się podnieść książkę. Było trudno i szczerze powiedziawszy trochę bolało, ale było warto.
Na tą wiadomość brwi Sasuke wystartowały do góry, a później usta wygięły się w półksiężyc. Podniósł się do siadu i przenosił wzrok z przedmiotów na Sakurę i z powrotem. Chciał poprosić, żeby zademonstrowała swoje umiejętności, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
-Jutro mi pokażesz. - Jego słowa w żadnym procencie nie brzmiały jak prośba, więc Sakura nie wiedziała co powiedzieć. Kiwnęła jedynie głową i spojrzała na Sasuke.
-Teraz ty.
Na te słowa Sasuke ziewnął i rozłożył się na łóżku. Gdy zamknął oczy poczuł jak materac się ugiął. Nie był zdecydowany czy chciał podnieść powieki. Bezpieczniej dla jego psychiki byłoby nie widzieć jej pół nagiego ciała, ale jego ciało tego pragnęło.
-Więc... Wszystko zaczęło się od tego, że byłem z tobą na misji. Tam też spotkaliśmy kogoś na wzór ciebie i Naruto. Wpadłem z Shikamaru na to, że takich osób mogło, może być więcej...
#
Była już druga w nocy jak Sakura zeszła do łazienki. Ona pierwsza „wywalczyła" prawo do prysznica, chociaż sam brunet się nie wykłócał. Podejrzewała, że albo będzie szedł do swojego pokoju, albo spał na jej łóżku. W głębi serca prosiła o drugą opcję, gdyż liczyła na chwilę przytulania. Strach jaki w niej siedział zmniejszał się z każdym dniem. Nie czuła już takiej obezwładniającej paniki jak na początku, ale też zachowanie przywódcy się zmieniło. Czuła jak jego ciało wysyłało jej pozytywną energię. Był miły i się o nią troszczył. I co ważniejsze - przychodził do niej. A to coś chyba znaczyło.
Gdy wyszła czysta i pachnąca, w salonie spotkała siedzącego Naruto. Uniosła brwi na jego widok, gdyż myślała, że już dawno poszedł spać.
-Cześć, Sakura-chan.
-Witaj, Naruto. Jak się czujesz? - Nie stać jej było na nic innego, więc walnęła dość tandetnym tekstem.
-Dobrze, choć jestem zły, że to akurat ja musiałem wam przekazać tą wiadomość. - Sakura ze zmarszczonymi brwiami patrzyła na wstającego blondyna. - Nie mieliśmy pokoju dla Kakashiego... - W tej chwili kobiecie stanęło serce. Kompletnie nie wiedziała czego mogła się spodziewać. - Więc skoro ostatnie noce Sasuke i tak spędził u ciebie, to jego pokój możecie odstąpić nowemu. Prawda?
Haruno szczęka opadła. Nie tego się spodziewała.
~Skąd on u licha o tym wiedział?!
Myślała, że brunet opuszczał jej pokój jeszcze zanim wstali pozostali.
Zdziwiona, zawstydzona i zdezorientowana ruszyła z Naruto w stronę pokoi.
-Sasuke nie poszedł się kąpać?
-Był zbyt zmęczony - odpowiedziała cicho nasłuchując ziewnięcia przyjaciela. - Dlaczego tutaj siedziałeś?
-Mówiłem przecież. - Posłał jej radosne spojrzenie i błyszczący uśmiech.
-Nie o to mi chodzi... - Przezwyciężyła nieśmiałość i wyszeptała - skoro Sasuke i tak u mnie spał, to co to za różnica, czy dowiedzielibyśmy się o tym wcześniej czy później?
-Nie wiem. Dla mnie żadna, ale Shikamaru się uparł.
-Ale to nie ma różnicy, gdyż nikt nie zapytał nas o zgodę. Tu chodziło o samo poinformowanie.
-Nie wiem, Sakura-chan - wyjąkał zmęczonym tonem. - Ja zostałem, żeby wam to przekazać. Tylko tyle.
-Przepraszam, Naruto. Nie powinnam była tyle naciskać. Dobranoc - odpowiedziała naciskając klamkę i znikając w ciemnościach pokoju.
#
Na rozwalonym piętrze pobliskiego budynku siedział Gaara, który tej nocy pełnił patrol. Nie lubił przebywać w towarzystwie, ale zawsze było do kogo gębę otworzyć. Czuł pewną żałość z tego powodu, że on sobie jeszcze nikogo nie znalazł. Chciał tak jak jego siostra mieć osobę, z którą mógłby dzielić się wszystkim i na niej polegać. Naruto to dobry przyjaciel, ale trochę nierozgarnięty. Shikamaru jest z jego siostrą, Itachi ma Konan, a Sasuke... to przywódca. Nie wypadałoby mu.
Był też trochę zmęczony. Nienawidził tego świata i nie raz, nie dwa przez głowę przechodziły mu myśli samobójcze. Ale nie byłby w stanie ich zrealizować. Głównie ze względu na siostrę. Mimo iż miała chłopaka, nie chciał jej zostawiać. W końcu szatyn mógł zginąć i co wtedy?
~Temari musi być bezpieczna.
Gaara dla siostry był w stanie zrobić wszystko. Nie miała znaczenia cena. Ważne było bezpieczeństwo kobiety.
Nagle usłyszał jakiś hałas za sobą. Zaskoczony gwałtownie się obrócił z uniesionym saiem. Jego zielone oczy starały się wyłapać najmniejszy ruch jaki powstał na tym piętrze, a widząc kilkunastu zombie zwątpił w swoje umiejętności. Na chwilę stracił rezon, ale zaraz zaciętość zakwitła na jego bladej twarzy. Z pewną obawą spojrzał za siebie, ale wiedząc, że źle zniósłby upadek z pierwszego piętra, spojrzał na jęczących umarłych.
W pierwszej chwili doznał szoku i pytał sam siebie: „Jak oni się tu dostali?", ale zaraz pluł sobie w brodę za niesprawdzenie wejścia bocznego na tą ruinę. Gdy światło księżyca oświetliło chociaż część przybyłych, czerwonowłosy przełknął ślinę. Było zbyt ciemno, żeby tam iść, ale niebezpiecznie było zostawać przy rozwalonej ścianie, z której na dół prosta droga.
Kalkulując swoje możliwości i pozytywy, postanowił ruszyć naprzód. Nie chcąc hałasować, by nie zwabić większej ilości zombie, nie otwierał nawet ust, tylko oddychał przez nos. Rzucił się na pierwszego, któremu wbił nóż w oko. Zrobił ten sam trik przy kilku innych, ale w końcu zaszli go od tyłu. By rozbić ten szyk, musiał sam rozpocząć atak. Z pół obrotu walnął dwóch, którzy padli na podłogę i nagle zmienił plany. Zamiast walki, rzucił się do ucieczki. Na schodach napotkał kolejną „porcję" umarłych, którzy zbliżali się na piętro. Wiedział, że w tej sytuacji musiał udać się na górę. Przeklął i w ekspresowym tempie wbiegł na kolejne piętro, które tym razem zabarykadował. Znalazłszy się na dachu, oparł twarz o zimne drzwi i głośno westchnął. Pot spłynął mu po czole do oczu, czym spowodował zamknięcie się powiek.
Gdy chwilę odpoczął i jego serce przestało bić jakby chciało uciec, ruszył w stronę domu. Itachi uczył go jak skakać z budynku na kolejny budynek, więc nie widział problemu. Ułożył się w odpowiedniej pozycji, wziął dwa głębokie wdechy i spojrzał na miejsce, które było celem jego skoku. Przełknął ślinę i skoczył. Już był przy dachu, jego noga zetknęła się z budynkiem i... pośliznął się. Ostatnie co pamiętał, to jak leciał w dół.
Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki. Nawet nie wiecie jak mnie to cieszy!
Buźki :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top