#1
Sasuke zasłonił Sakurę własnym ciałem i w dłoń chwycił miecz. Ogarnął spojrzeniem całe wejście i doliczył się i c h ponad trzydziestu. Ciężko było cokolwiek zobaczyć, bo jedyna paląca się niedawno świeczka, już zgasła przez podmuch wiatru. Zapach zgnilizny dotarł do nich jak fala uderzeniowa, przez co Sakurze zebrało się na wymioty. Już dawno nie czuła tak potwornego swądu i nie wiedziała, czy było to spowodowane ilością umarlaków, czy poziomem ich rozkładu. Zatkać dróg oddechowych nie mogła, bo z ledwością utrzymywała książki i pliki kartek. Było ciemno, ale starała się ogarnąć to, co było przed nią. Stanęła tyłem do bruneta, w pełni mu ufając i poczęła się przyglądać ścianom.
~Jak tu weszliśmy?
Zobaczyła dwie pary schodów. Jedne były nieosłonięte i prowadziły na piętra z regałami, a drugie były za otwartymi drzwiami. Jej mózg nie pracował w stu procentach przez szybką pobudkę, ale starała się skupić na ile mogła. Obróciła się, by powiadomić o tym Sasuke, ale nie ujrzała jego. Zobaczyła za to gromadę potworów, którzy już znajdowali się dwa metry przed nią. Otworzyła usta i wypuściła książki z dłoni, które zagłuszone zostały przez szurający stół. To Sasuke meblem zgniótł część zombie. Wcześniej Sakura nie dostrzegła go, przez zbyt dużą liczbę ruchomych celów.
-Podnieś książki! - warknął do niej, na co kobieta zareagowała alarmowo. W trymiga znalazła się pod drzwiami, za którymi były schody. Zaczęła się po nich wspinać, nie martwiąc się o towarzysza. Jej oddech świszczał, a ciśnienie szumiało w głowie.
~Szybciej! Szybciej!
Słyszała za sobą energiczny bieg Sasuke, więc starając się nie opuścić książek, zaczęła skakać po dwa stopnie naraz. Wybiegła na płaski dach, gdzie chłodny powiew wiatru omiótł jej twarz. Rozdygotana obróciła się szukając wzrokiem ciała Sasuke. Jej świadomość nagle przedarła się przez mgłę strachu i nakazała szukać czegoś, co zabarykadowałoby drzwi na stałe. Tutaj było jaśniej niż w środku, przez księżyc świecący nad ich głowami, więc Sakura miała ułatwione zadanie. Na widok kilku stołów, książki upuściła tak jak stała i podbiegła do mebli. Zastanawiało ją co tutaj robiły, ale nie miała czasu się nad tym głowić. Szybko zaczęła przeciągać metalowo-drewniane przedmioty w stronę, z której wybiegł brunet.
-Co... - zaczął zasapany, ale nie dokończył w mig rozumując postępowanie koleżanki. Zaczął naśladować jej ruchy, aż po kilku minutach oboje usiedli oparci o „klatkę schodową". Ich zasapane oddechy mieszały się ze sobą. Sasuke odchylił głowę do tyłu i zerknął na Sakurę, która zamknęła oczy i objęła nogi rękoma. - Jak się czujesz?
-Dość rozdygotana... ja nie... - zamilkła, gdy uniosła głowę i ujrzała stróżkę krwi płynącą po skroni bruneta. - Co ci się stało? - pisnęła i nie patrząc na dygoczące nogi, uklękła zmuszając Sasuke do wyprostowania się. Nagle cała jej nieśmiałość minęła i nie licząc się z chęciami bądź niechęciami bruneta, przyłożyła swoją małą dłoń do jego głowy. Szybko ściągnęła wierzchnią bluzkę od Temari i zwinąwszy ją w kłębek, przyłożyła do rany Sasuke.
-Dzięki. Sam sobie poradzę. - Nie wiadomo dlaczego, nagle nabrał dystansu, czego Sakura nie chciała przyjąć do świadomości. Nie zdążyła zaprotestować jak mocnym szarpnięciem została odsunięta. Zdezorientowana spojrzała w ciemne oczy.
-Ale...
-Powiedziałem nie! - Jego warknięcie spowodowało, że łzy napłynęły jej do oczu. Tak jak klęczała, tak odsunęła się do tyłu i przysiadła na pośladkach. Poczuła się tak źle, że zabrakło jej tchu, gula zablokowała jej gardło i łzy strumieniami płynęły po twarzy.
-Prze-Przepraszam...
-Zostań! - krzyknął i pociągnął ją za ramię, gdy próbowała wstać. Stłukła się kolanami o nieprzyjemną posadzkę i szybko zasłoniła twarz wolną ręką. - Powiedz mi dlaczego tak łatwo płaczesz? No i dlaczego zawsze starasz się nikomu nie wadzić? W tym świecie musisz walczyć o swoje!
-Ale... Ale ja nie chcę nikogo skrzywdzić. - Na te słowa Sasuke doznał lekkiego szoku. Wiedział, że niewiele pamiętała, ale nie podejrzewał jej o szaleństwo. - Naprawdę, nie chcę... - Jej szloch przybrał na sile, a brunet westchnął i pociągnął ją na swoje kolana. Słyszał jak stado zombie próbowało przedrzeć się przez ich zaporę z mebli, ale wiedział, że to niemożliwe. Zwłaszcza, że łańcuchem zablokował metalowe drzwi. Byli bezpieczni. Mężczyzna miał zamiar powiedzieć jej o ponownym ataku, ale w takim stanie bał się o jej psychikę. Po tym co usłyszał, zmienił zdanie co do zadania. Postanowił nie dołować jej jeszcze bardziej.
-Uspokój się no... - mruknął i nie wiedząc co nim kierowało, wyszeptał: – Ze mną nic ci nie grozi.
~Tylko, to mi grozi niebezpieczeństwo z twojej strony...
Dopiero następnego dnia Sakura i Sasuke mogli w spokoju wrócić do kryjówki. Gdy tylko pojaśniało i pierwsze promienie Słońca odgoniły hordy zombie, para zeszła po drabinie i udała się w pośpiechu do domu. Musieli się pozbyć dwóch stworów, którzy ich podeszli, ale uporali się z tym szybciej niż Sakura zdążyłaby powiedzieć „Brzęczyszczykiewicz".
-Gdzie wyście byli?! - Na starcie parę dopadła Temari wraz z Shikamaru i Itachim. - Czy wyście do reszty rozumy zjedli?! Żeby w nocy się szwędać!
Kobieta nie spuszczała z tonu, na co jej chłopak tylko kręcił głową z przepraszającym uśmiechem. Itachi za to postanowił wejść na grząski grunt i zabawić się młodszym towarzystwem.
-Nie powinnaś się ich czepiać. Młodzież korzysta z chwili prywatności. Ty i Shikamaru też tak robiliście, więc nie krzycz.
Na to stwierdzenie Haruno spaliła buraka i przycisnęła książki bliżej siebie, a Sasuke włożył dłonie do kieszeni.
-Przestań cudować. - I tak szybko jak to powiedział, tak szybko zniknął z bratem w kuchni. Sakura uniosła zawstydzony wzrok na towarzyszy.
-Martwiliśmy się, Sakura. - Jej ton stał się już łagodny, a spojrzenie przestało ciskać pioruny.
-Przepraszam. To moja wina. Całkowicie straciliśmy rachubę czasu.
-Dlaczego nie powiedzieliście, że gdzieś wychodzicie?
Sakura uniosła zdezorientowane spojrzenie na blondynkę, za którą stał zawstydzony Shikamaru.
-Nie pytaliście. - Na głos chłopaka, Temari w mig się obróciła i przystawiła mu palec co twarzy.
-Wiedziałeś?!
-Nie możesz winić mnie... po prostu...
Sakura czuła się nieswojo i zapragnęła stąd jak najszybciej uciec. Zebrała się w sobie i już miała minąć parę, gdy mężczyzna zwrócił na nią uwagę.
-Więc jednak coś znalazłaś? - zapytał, znacząco patrząc na trzymane przez nią przedmioty.
-Yhm... Było tego bardzo dużo. Nie sądziłam, że ta biblioteka może mieć aż tak gigantyczne zbiory. - Shikamaru kiwnął, całkowicie ignorując swoją partnerkę, która pragnęła dowiedzieć się o czym mowa.
-Jak przeczytasz, to podrzucisz mi te notatki? Sam chciałbym się z nimi zapoznać.
Sakura kiwnęła głową i czym prędzej czmychnęła do swojego pokoju. Chciała jak najszybciej zagłębić się w lektury. Dobrze, że w nocy udało się jej przysnąć, więc teraz miała sporą dawkę energii.
#
-A tak poważnie, Sasuke? Gdzie wyście byli? - Itachi oparł się blat kuchennej szafki i posłał bratu pełne powagi spojrzenie. Pod jego maską żartów chował się strach o najbliższych. - Chcę wiedzieć, gdzie wychodzicie, zwłaszcza, że nie macie zamiaru wracać na noc.
-To całkiem nie tak... - Sasuke zabrał się za jedzenie, czując ssanie w żołądku. - Mieliśmy tam iść tylko na godzinę, ale koniec końców przeciągnęło się do późnego wieczora.
-Tam czyli gdzie? Bo ja nawet tego nie wiem. - Rozdrażnienie dało się wyczuć już po samym tonie mężczyzny.
-Do biblioteki.
Na to stwierdzenie, starszy z braci nijak zareagował. Po prostu stał i przetrawiał informacje, a z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.
-Do biblioteki? - Wymówione słowo zabrzmiało jakby mężczyzna pierwszy raz w życiu je słyszał.
-Tak. - Sasuke był nad wyraz spokojny, co wręcz wzbudziło podejrzenia długowłosego.
-Co tam robiliście? - Jego pytanie wydało się Sasuke na tyle głupie, że jedynie skwitował je wymownym spojrzeniem. - Czy te książki mają coś z tym wspólnego?
-Brawo... Sam na to wpadłeś? - Itachi był zły na luźne podejście brata, który jakby nie przejmował się zagrożeniem.
Nagle w drzwiach stanął Shikamaru z dość dziwną miną.
-Możemy pogadać? - Pytanie skierowane do Sasuke normalnie nie wzbudziłoby podejrzeń, ale i tak obaj bracia wiedzieli kogo będzie tyczyć się ta rozmowa.
-Jasne... Tylko daj mi zjeść. A ty Itachi idź się załatw swoimi sprawami.
Shikamaru nastawił ekspres i usiadł naprzeciwko bruneta w chwili, gdy jego starszy brat opuszczał pomieszczenie. Dowódca miał mieszane uczucia względem tej rozmowy. Shikamaru był jego przyjacielem i osobą, która najmniej go irytowała z całej rodziny, a jednak nie spieszno mu było do tej rozmowy. Podejrzewał, że rozdrażnienie brało się z braku snu, a także wiecznym zagadywaniem każdego, więc starał się jak mógłby tylko nikogo nie urazić bardziej niż to przystoi.
-Co się stało?
-Mam pewien... plan. Sam nie wiem jak to nazwać. - Te słowa przyczyniły się do wzrostu ciekawości u bruneta, który starał się jednak nie okazywać tego. Shikamaru wstał i z dwoma kubkami wrócił na wcześniejsze miejsce. - Jeżeli Sakura faktycznie potrafi to, o co ją podejrzewamy... może być genialną bronią.
-Bronią? - Zmarszczył brwi na słowo, które nie pasowało mu do kobiety. Nie, po tym jak powiedziała mu, że nie chce nikogo skrzywdzić. - Sakura?
-Wiesz co ona mogłaby zrobić, gdyby tylko zaczęła to kontrolować!? Nie byłoby nikogo, kto by jej zagroził. - Pewne siebie słowa Shikamaru sprawiły, że Sasuke odłożył jedzenie. - Ona może być naprawdę potężna. Tylko najpierw musi nauczyć się to kontrolować. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego jak groźna ona jest.
-Zdaję – mruknął Sasuke przypominając sobie akcje z biblioteki. Tych drzwi nie wyważyłby z Itachim siłą... - Masz pomysł jak ją tego nauczyć?
-Na razie nie. Ale bez obaw, nie poszła do biblioteki na nic – wyszeptał z uśmiechem licząc na szybką naukę.
#
~Telekineza... od dwa tysiące czwartego (!) roku ezoterycy określają tym terminem różne typy anomalnej perturbacji, także i poruszanie ciałem stałym, płynnym lub gazowym na odległość lub za pomocą myśli i koncentracji, za pomocą kontaktu wzrokowego bezpośrednio z przedmiotem.
Głowa już ją bolała od przetrawianych informacji. Tego było za dużo, by to zapamiętać, bądź przetworzyć. Dobrze, że od Shikamaru dostała ogromny zeszyt i ołówek to mogła tłumaczyć tekst na „ludzki" język. Nie sądziła, że wieki temu używali takich słów.
Zmęczona zamknęła oczy i westchnąwszy rzuciła się na łóżko. Jeżeli to, co przeczytała to prawda, to chciała spróbować. Chciała poczuć tą moc i ją zobaczyć. A nie tylko słyszeć z opisów innych. Zastanawiała się też nad Sasuke. Nie przypominała sobie, by mężczyzna gdziekolwiek się uderzył... Ale widziała krew. Ba! Sama jej dotykała.
~Poza tym te drzwi.
Haruno nie miała czasu dokładniej się przyglądać zombie, więc ciężko jej było ocenić jak udało się i m wedrzeć do środka. Mogła się tylko modlić, by nie pomogła i m w tym ona. W co szczerze wątpiła.
Wtem do jej uszu dotarł dźwięk pukania do drzwi. Podniosła lekko głowę znad pachnącej pościeli, a gdy upewniła się, że to do niej ktoś się dobijał, wstała z zamiarem otwarcia. Nie zdziwiła się na widok Shikamaru, który z delikatnym uśmiechem, zapytał „Mogę wejść?".
#
Tydzień minął zastraszająco szybko. Sakura za ten czas przeczytała wszystkie notatki. BA! Znała je na pamięć i gdyby ktoś poprosił ją o wyrecytowanie ich, nie zawahałaby się. W tym tygodniu jej życie przekręciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Znalazła przyjaciół, głównie Naruto, który służył jej pomocą i rozśmieszał jak nikt inny oraz Konan, którą traktowała jak starszą siostrę. Temari też lubiła, ale to niebieskowłosa miała w sobie te pokłady ciepła, które urzekły serce Sakury Haruno. Reszta traktowała ją przyjaźnie bądź obojętnie, ale nikt nie widział w niej wroga. Nawet Sasuke, co było zastanawiające.
W tym tygodniu także zaczął się jej trening z brunetem, co jej ciało nie przyjęło zbyt dobrze. Miała pełno siniaków, a zakwasy tak jej dokuczały, że ledwo się poruszała, ale nie miała odwagi tego powiedzieć trenerowi. Mimo iż nie traktował jej jak potencjalne zagrożenie, to nadal pozostawał wobec niej chłodny. Sakura zauważyła, że każdego tak traktował, nawet brata, ale i to nie obniżyło jej poziomu strachu.
Była jeszcze jedna rzecz, która się zmieniła. Od wyjścia z biblioteki nie miała napadów. Owszem zauważyła niewielkie przesunięcia (trudno było ich nie zauważyć jak kobieta poukładała wszystko), ale były znikome czego w pierwszej chwili nie potrafiła wyjaśnić.
„-Uważam, że to przez zmęczenie. Ani twoje ciało, ani umysł nie mają siły na taką fatygę. Czyli te treningi z Sasuke i moje ćwiczenia coś jednak dają pozytywnego. - Shikamaru posłał jej uśmiech i zostawił ją samą w salonie."
Tak. Ćwiczyła z chłopakiem Temari, co było jej zdaniem jeszcze gorsze niż treningi z ciemnowłosym. Jej mózg bardzo protestował. Raz była tak przesilona, że dostała krwotoku z nosa. Wystraszyła tym kolegę, który od razu zarządził jeden dzień wolnego. Sakura była mu tak wdzięczna, że od razu poszła spać.
-Sakura... - Nagle do jej pokoju wszedł brunet, na co Sakura spadła z łóżka.
-Ała...
-Co ty robisz? - zapytał i pomógł jej usiąść z powrotem. Spojrzeniem omiótł całą jej sylwetkę, dłużej zatrzymując się na piersiach. Szybko jednak się opamiętał i odsunął na znaczną odległość. Sasuke z każdym dniem potwierdzał wcześniejszą opinię: była ładna. Jego zdaniem miała za małe piersi, ale wiedział, że w tym świecie nie mógł wybrzydzać, więc jego zdaniem BYŁA ŁADNA. Tylko raz się zapędził i było to w bibliotece, gdy jakiś impuls kazał mu ją pocałować. Kobieta jednak nie chciała tego, więc odpuścił. I to był pierwszy i ostatni raz. Nie pozwolił sobie na kolejną porcję nieudanych podejść. Nie chciał się ośmieszyć.
Sakura natomiast całkowicie na opak interpretowała jego odruchy. Tak jak teraz, gdy odsunął się od niej. Ona od razu pomyślała o tym, że nie chciał mieć z nią bliższych kontaktów lub brzydził się nią. Ale niestety nie miała w ogóle doświadczenia – tak podejrzewała – i dodatkowo Sasuke przerażał ją.
Nadal nic nie pamiętała. Mimo iż chciała sobie przypomnieć chociaż jedną rzecz – nic. Kompletnie nic. Po rozmowie z Naruto odpuściła sobie. Jej mózg wystarczająco się wysilał przy ćwiczeniach z telekinezą, więc zrezygnowała z prób przypominania sobie, zwłaszcza, że to i tak było bezskuteczne.
-Wystraszyłeś mnie.
-Nie mów, że próbowałaś sama siebie przenieść.
-Nie! - wykrzyknęła, ale jej twarz jak na rozkaz nabrała czerwieni. Teraz to była dla bruneta norma tak jak jej małomówność. Odzywała się tylko wtedy, kiedy ją o coś pytano, bądź sama miała pytania. Jeżeli istniałby ranking w tej dziedzinie to zajęłaby drugie miejsce. Zaraz za nim. Nawet Gaara częściej się odzywał.
-Wychodzę na patrol. Idziesz ze mną?
Tego Sakura nie spodziewała się usłyszeć. Partol w ciągu dnia miał to do siebie, że nie stali na warcie, a chodzili i obserwowali. Przeliczali zombie. Jeśli było ich na danym kwadracie za dużo to znaczy, że coś było nie tak. Na przykład: potwory znaleźli jakieś zwierzę. Gorzej było, gdy ich pojawienie się nie było skutkiem jedzenia a po prostu liczebności. To nie wróżyło nic dobrego.
-To chcesz iść?
-Naprawdę? - wyszeptała patrząc w czarne oczy, jakby nie wierząc w te słowa. Do tej pory nikt jej tego nie zaproponował. Mimo wiedzy w dobre intencje kolegów i tak wiedziała, że jeśli miałaby paść właśnie ta propozycja, to właśnie Sasuke by to powiedział. I tak się stało.
-Za pięć minut chcę cię widzieć przy wyjściu.
Sakura wiedząc, że cierpliwość Sasuke względem niej była krucha, szybko wskoczyła w buty i nałożyła czarną kamizelkę na niebieski komplet. Do paska przypięła sztylety i migusiem wyleciała z pokoju, po drodze włosy wiążąc w małego kucyka na karku. Jej postura była najmniejsza w rodzinie, więc do wczoraj nosiła ciut za duże rzeczy Temari. Na szczęście Konan podczas wyjścia z Itachim pomyślała o niej i teraz mogła chodzić w ubraniach odpowiednich do jej figury. W salonie ujrzała czytającego Shikamaru, kłócących się Naruto i Temari oraz drzemiącego Gaare. Z tym ostatnim Sakura rozmawiała najmniej i nie wiedziała jak go ocenić. Nie był w stosunku do niej tak chłodny jak Sasuke, ale też nie zależało mu szczególnie na przyjaźni. Był taki... nijaki. Był całkowitym przeciwieństwem siostry.
-Tylko wróćcie na noc. Konan znowu zacznie siać panikę. – Głos zabrał Shikamaru, mimo nieoderwanego wzroku od lektury.
-Postaramy się – powiedział Sasuke, który wyszedł z kuchni z kanapką w ustach. Kobieta pokiwała głową i czym prędzej czmychnęła w stronę drzwi. Od wypadu do biblioteki nie wysunęła nosa poza mury tego budynku. Przez tą nocną eskapadę nikt nie pozwolił jej wychodzić z domu, więc jedyną nadzieją... był Sasuke. On był jedyną osobą, która mogła ją zabrać ze sobą. Sakura nie była do końca pewna, ale uważała, że była to zasada ich rodziny. Nie wiedziała tylko czy pisana, czy może nie
-Gdzie się udajemy? - Spojrzała na jego plecy, gdy wyglądał przez drzwi. Od niego biła aura władczości i pewności siebie. Nikt, nawet jego czarujący brat, nie miał tego co Sasuke.
Haruno nie potrafiła określić co to było, ale wiedziała, że to coś powodowało u niej palpitacje serca. Zawsze, gdy na nią zerkał, gdy chociaż na sekundę jego ciemne tęczówki zatrzymywały się na niej... czuła to. Ciężko jej było określić co dokładnie, ale wiedziała, że to nie był normalny stan. To było coś więcej niż tylko strach. Czasami wszystkie jej mięśnie się napinały, często czuła mrowienie, ale zawsze jej żołądek się ściskał. Tak było od tygodnia. Nie mogła się zdobyć na rozmowę z kimkolwiek, więc skrzętnie ukrywała swój stan. Była małomówna co było jej na rękę. Nie gadała niepotrzebnie, więc nic nie chlapnęła. Bała się reakcji pozostałych, gdyby to wyszło. Nie mogłaby spojrzeć w oczy Sasuke, który mimo tego wszystkiego nadal ją przerażał. Gdy tylko wyobraziła sobie jego spojrzenie pełne pogardy.... miała ochotę zwymiotować i rozpłakać się jednocześnie.
-Na północ. – Z rozmyślań wzbudził ją Sasuke swoją spóźnioną odpowiedzią. Jednak, gdy obejrzawszy się, ujrzał jej zamglony wzrok, coś złapało go za gardło i nie pozwalało się odezwać. By nad tym nie myśleć kiwnął jej w stronę drzwi, co miało być znakiem do opuszczenia kryjówki.
Wiedziała, że na ich wyjście składało się wiele czynników. Oprócz samego treningu były to także wczesna pora dnia i chęć przetestowania jej. Haruno zrobiła ogromne postępy, co zauważyli wszyscy. To była tylko kwestia czasu jak wyszłaby z kryjówki. Jednak nie spodziewała się, że tak szybko. Zwłaszcza, że treningi z Shikamaru były gorzej niż bezowocne. Jak na tydzień ćwiczeń, to na razie udało się jej przesunąć dwukilogramową książkę o dwadzieścia osiem centymetrów. Jedyne co jej wychodziło to kartki. Ale kartką nie zabije zombie.
Chwyciła w dłoń jeden ze sztyletów i uspokajając oddech, wyszła pierwsza. Szybko przylgnęła do ściany i nie oglądając się za Sasuke zaczęła przesuwać się wzdłuż muru. Rozglądając się dokoła, kroczyła wolnym acz pewnym krokiem. Nie musiała się specjalnie starać, żeby wiedzieć o obecności bruneta. Starała się jednak traktować go obojętnie. Tak jakby szła z Naruto lub Shikamaru.
Z wyczulonymi zmysłami przeszła kilkanaście metrów nim zbliżyła się do drogi głównej. Zaułek, którym się kierowali z jednej strony był zakończony murem, a z drugiej metalowym ogrodzeniem osłoniętym kontenerami. Było to dodatkowe zabezpieczenie przed zombie.
W ten upalny dzień zapach zgnilizny dokuczał bardziej niż zwykle i Sakura mało torsji nie dostała koło siatki. Domyśliła się, że umarłych było sporo mimo pogody i trochę zwątpiła w swoje możliwości. Ten krótki moment postoju zauważył brunet i na okazanie wsparcia położył dłoń na jej ramieniu. Gdy ich spojrzenia się spotkały kiwnął jej głową. Sakura przełknęła ślinę i ze świadomością, że najsilniejszy mężczyzna jakiego znała towarzyszył jej, ruszyła między kontenery. Uniosła obie dłonie gotowa do ataku.
Gdy od potworów dzielił ich tylko jeden kontener poczuła szarpnięcie w tył. Silne dłonie zacisnęły się na jej ramionach i przycisnęły ciało do zimnego metalu nierozgrzanego przez słońce. Ciemnowłosy zniżył się tak, że jego usta zetknęły się z uchem jasnowłosej, która na ten gest zadrżała bardziej niż na dotyk metalu.
-Jest ich czterech. Musisz pozbyć się dwóch.
Haruno napięła mięśnie, wstrzymała oddech, ale nie odwróciła wzroku od spojrzenia mężczyzny. Sasuke widząc dla siebie cień nadziei w jej zaróżowionych policzkach subtelnie musnął jej usta. Ten gest trwał zaledwie sekundę, ale tyle wystarczyło by jej źrenice rozszerzyły się i utworzyły dwa duże czarne punkty.
-Nie daj się zabić.
Niby mały gest, krótkie zdanie, nieokreślone uczucie... a jaki efekt. Kobieta czuła się jakby wyrosły jej skrzydła. Musiała się powstrzymać, by jej usta nie wykrzywiły się w uśmiechu. Zabijała zombie, szybko chowała się w ciemnych zakamarkach, wypełniała każde polecenie Sasuke. Ale niewiele z tego pamiętała. Te wspomnienia były jak za mgłą. Jakby dusza opuściła jej ciało.
Wszystko co robiła było jakby kierowane z góry. Czuła jednocześnie zdziwienie, ale i euforię. Brunet cały czas przyglądał się jej i z jednej strony martwił nieobecnością, a z drugiej widząc te rumieńce, błyszczące oczy i błąkający się uśmiech sam poczuł się lepiej. Jego ego zostało w pełni zrekonstruowane po sytuacji w bibliotece.
Radosna atmosfera panującą w tym duecie nie trwała jednak długo.
Pod wieczór, gdy Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a para gotów była na powrót, stało się coś, co zachwiało Sakurą. Kobieta stała w cieniu budynku, przez który chcieli się dostać do domu. Na plecach miała torbę załadowaną po brzegi jedzeniem i ubraniami. Z uśmiechem na ustach spojrzała na brudnego bruneta, który trzymał dla niej odchylone metalowe barierki. Jęki zombie im nie towarzyszyły, bo oboje przedzierali się na piętrze. Schody były rozwalone, a i oni zachowywali szczególną ostrożność. Do czasu.
Za ich plecami rozległ się warkot jakiejś maszyny, co w pierwszej chwili wydało im się tak niewiarygodne, że nawet nie zareagowali. Jak można się było zorientować, to Sasuke pierwszy odzyskał rezon. Szarpnął Sakurę tak, że wpadli do pustego pomieszczenia z zapartym tchem. Teraz już Sasuke nie bawił się w gentlemana, co pewnie narobiło kolejnych siniaków na ciele kobiety. Jednak wolał ją poobijaną, ale żywą. Ciemnooki, który był przeczulony na punkcie bezpieczeństwa rodziny i wszędzie widział zagrożenie przyparł Haruno do ściany, a sam rozglądając się po pomieszczeniu podszedł do okna. Gdy tylko się wychylił od razu w oczu rzucił mu się duży, czarny, opancerzony pojazd, który przyciągnął uwagę zombie. Mężczyzna wyczuł za sobą Sakurę, która zaraz przeczołgała się – wbrew jego woli - pod oknem i stanęła naprzeciw niego. Posłała mu szybkie spojrzenie, na które brunet zgrzytnął zębami, ale zaraz oboje zerknęli za okno. Drzwi auta uchyliły się i z wozu wypadło ciało. Czarne źrenice rozszerzyły się prawie pochłaniając zieleń tęczówek. Po chwili rozszedł się trzask i pojazd odjechał niczym torpeda. Gdy zombie z głośnym rykiem rzucili się na ofiarę, Sakura zatkała usta dłonią. Miała ochotę zwymiotować. Sasuke sam był zszokowany całym zajściem, jednak starał się tego nie okazywać. Gdy spojrzał na Sakurę, na łzy lecące po bladych policzkach, nie liczył się z ukryciem, tylko przedarł prosto na nią. Zepchnął ją spod okna i mocno przytulił. Zrobił coś czego już dawno nie robił.
-Spokojnie. Ćśśśśś... Sakura. – Próby uspokojenia szły na nic.
-O-On... On...
-Wiem Sakura, wiem. - Kobieta jednak zaprzeczyła ruchem głowy i odsunęła się o kilka centymetrów.
-N-Nie... On... – Szlochała próbując złapać oddech. – On miał taki sam naszyjnik jak ja.
#
Pod wieczór oboje dotarli do kryjówki. Po sytuacji z autem Sakura straciła cały zapał. Euforia uleciała z niej jak powietrze z przebitego balona. Brunet był nie tyle przybity, co skonfundowany.
~Spotkać ludzi w dzisiejszych czasach to rzadkość... Ale żeby kogoś mordować?
To Sasuke wiedział na pewno. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której porzuca się człowieka pośrodku miasta pełnego zombie? Śmierć była pewna.
W salonie zastali czytającego Gaarę, który tylko zerknął na nich kątem oka, po czym wrócił do zagłębiania lektury.
Sasuke wszedł do kuchni pierwszy, i gdy tylko ujrzał brata od razu zadał pytanie.
-Gdzie mapa?
Zdumiona Konan odsunęła się od chłopaka i zamarła na widok Haruno.
-Kochanie jesteś strasznie blada... – Ze złością w oczach spojrzała na szwagra, tak jakby to on był temu winny. Ten jednak zignorował kobietę czekając na odpowiedź brata.
-Kraju czy miasta?
-Miasta.
Gdy Itachi szukał potrzebnej rzeczy w salonie, niebieskowłosa przytuliła do siebie dziewczynę. Nim ta zdążyła odwzajemnić uścisk spuściła z jej ramion plecak, który z głuchym łoskotem uderzył w podłogę. Zielonooka czuła zmęczenie, a i mdłości jeszcze nie przeszły. Dobrze, że nie płakała.
-Mam. A teraz powiedzcie o co chodzi? Nie zachowujecie się normalnie. – Zarządził Itachi przywódczym tonem.
-Jeżeli coś zrobiłeś Sakurze, Sasuke... – Pogroziła starsza z kobiet.
-Nic nie zrobiłem. Wypraszam sobie. – Ani myślał wspominać o chwili słabości przy wyjściu. Z powrotem zwrócił się do brata. – Spotkaliśmy ludzi. – Samo stwierdzenie było szokujące, ale ton jakiego użył brunet powalił na kolana. Powiedział to tak, jakby opisywał kolor ściany. Para spojrzała najpierw na siebie, a następnie na roztrzęsioną Sakurę. Konan pogłaskała jasne włosy i zaproponowała jedzenie, gdy Itachi wydobywał informacje z brata.
-Gdzie? Rozmawialiście? Co mówili?
Ciemne spojrzenia zrównały się. Jedno żądające wyjaśnień, drugie chwili spokoju.
-Na północ stąd spotkaliśmy auto. – Młodszy z nich mówił powoli, badając stan Sakury. – Ktoś wyrzucił z niego człowieka... pośrodku miasta... w biały dzień... na pożarcie.
-Dzisiejszy dzień jest wyjątkowo słoneczny. – Zaczął po chwili trawienia informacji Itachi. – Nie powinno być dużo umarłych.
-Pomiędzy NIEDUŻO a WCALE jest zasadnicza różnica, która zabiła tamtego człowieka.
Konan przełknęła ślinę, podając koleżance posiłek.
-Wiesz, że im młodszy zombie, tym więcej może.
-Młodszy zombie. Jak to brzmi.
-Wiesz o co mi chodzi, Konan. O tych, co najkrócej są nieżywi.
-I? – zapytał Itachi, wiedząc co usłyszy.
-Dorwali go zanim auto zdążyło odjechać. – Wskazał na mapie drogę. – Pojechali na północny-wschód. Jeszcze... – Spojrzał na Sakurę, która jedząc tępo wpatrywała się w stół. – Miał przy sobie taki sam naszyjnik co Sakura.
Konan upuściła talerz z jedzeniem i zatkała usta dłonią.
Współczujący wzrok niebieskowłosej nie docierał do Haruno, która podeszła do zlewu, zmyła talerz i bez słowa opuściła kuchnię. Itachi podparł się o stół i westchnął.
-Mocno to nią wstrząsnęło.
#
Gdy późnym wieczorem Sasuke przechodził koło pokoju Sakury, nie widział ani zapalonego światła, ani nic nie słyszał. Wiedział, że była sama, bo pozostali znajdowali się w kuchni, gdzie Itachi przekazywał im zdobyte informacje. Brunet zagryzł wargę zastanawiając się czy wejść, czy może sobie odpuścić. Położył dłoń na klamce, gdy ni stąd ni zowąd powróciły do niego wspomnienia.
„Stojąc w salonie patrzył na skuloną na kanapie Sakurę. Jej wystraszony wzrok latał między podłogą a niebieskowłosą dziewczyną jego brata. Wiedział, że była ona przez Sakurę najbardziej lubianą osobą w rodzinie, on zaś... najmniej. Ale nie winił jej. Gdyby był na jej miejscu też by siebie nie lubił.
-To zaczniecie wreszcie trenować?! – krzyknął Naruto, chcąc zobaczyć ten cyrk na kółkach. Po Sakurze przeszły ciarki i zbladła jeszcze bardziej. Zdaniem Konan zrobiła się nawet półprzezroczysta. Kobieta musiała zareagować.
-Zamknij się, Naruto! – Wstała i lodowatym wzrokiem spojrzała na wszystkich zebranych. – Chodźmy stąd.
-Co?! Dlaczego?!
-Za bardzo peszycie Sakurę!
-Sasuke! – zawył blondyn, nie zgadzając się z Konan. – A ty? Możemy zostać?
-Mi to zwisa. – Obojętność wypisana była w oczach, wyrazie twarzy i postawie.
-Lepiej nie zostawiajmy ich samych, jeśli chcemy by Sakura przeżyła – dodał na zaczepkę Gaara. Sakura poszarzała na twarzy, a Temari uderzyła w stół napominając brata. Ogólne zdziwienie wzbudził śmiech Itachiego.
-Stary! Może być na odwrót! Sasuke już nosi ślady jej przemocy!
Haruno zmieniała kolor twarzy jak kameleon. Z bieli od razu przeszła w czerwień, całkowicie pomijając brzoskwiniowy i różowy.
-Konan ma rację. Zjeżdżajcie."
„Sasuke szedł w stronę swojego pokoju, lecz zaciekawiony przystanął pod drzwiami do pokoju Sakury. Jako, że było po północy palące się światło wzbudziło jego podejrzenia. Od trzech dni tak ciężko trenowała, że niemożliwym było, żeby jeszcze nie spała. Cicho zapukał, oczywiście po upewnieniu się, że nikogo w pobliżu nie było. Nie usłyszawszy odpowiedzi powoli nacisnął klamkę.
Gdy drzwi ustąpiły zerknął do środka. Jego źrenice zwęziły się pod wpływem światła.
Łóżko od razu rzuciło mu się w oczy, tak jak leżąca na nim Sakura. Miała na sobie komplet od Konan, na który składały się białe spodenki i zielono-biały podkoszulek, który podwinąwszy się odsłaniał cały brzuch. Brunet przez chwilę wgapiał się w nią jak oczarowany, ale szybko zamknął oczy i dłonią zaczął macać ścianę w poszukiwaniu zapalnika do światła. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, lecz gdyby tylko został o kilka sekund dłużej mógłby usłyszeć cicho wypowiedziane swoje imię."
Sasuke jeszcze raz spojrzał na trzymaną w dłoni rzecz. Gdy usłyszał odgłos kroków osoby wychodzącej z kuchni, bez zastanawiania (i pukania) nacisnął klamkę i wszedł do nieoświetlonego pokoju jasnowłosej. Najpierw uderzyło w niego ciepło, ale i duszne powietrze, a później ciemność pochłonęła go bez reszty. Stał oparty plecami o drzwi z dłonią na zimnej klamce i patrzył w stronę, gdzie zawsze stało łóżko. Mężczyzna jednak nie mógł stwierdzić czy kobieta faktycznie tu była.
-Sakura? – Jego głos nabrał chrypy, a pytanie było ledwo słyszalne.
-Tak? – Mruknięcie, które do niego dotarło nie zawierało w sobie nawet grama chęci czy optymizmu. Jakby głuchy odgłos uderzonego narzędzia.
-Dlaczego nie śpisz? – Mimo, iż czasami irytowała go jej małomówność, to zwykle tą cechę w niej najbardziej lubił. Tak jak teraz. Mógł być pewny, że z jej ust nie wyjdą żadne niewygodne pytania. Co dziwniejsze przy niej czuł się swobodnie.
-Nie mogę... – wyszeptała ze ściśniętym gardłem, co wyłapał od razu. Kierowany nieznanym impulsem podszedł do łóżka, przy którym przykląkł. Położył dłoń na materacu, po czym sunął nią, aż dojechał do ciepłego ciała Sakury. Pod palcami wyczuł szorstki materiał koszulki i linię kręgosłupa. Jednak ku jego zaskoczeniu kobieta nijak zareagowała na jego dotyk. Nie poruszyła się, nie spięła, nie wytrzymała oddechu. Nie zrobiła nic, na co w głębi duszy liczył Sasuke.
-Jak chcesz... to mogę z tobą posiedzieć.
Trzy sekundy. Tyle Sasuke czekał w absolutnej ciszy na odpowiedź.
-Yhm.
Brunet dopiero wtedy się zorientował, że wstrzymał oddech i napiął mięśnie. Po usłyszeniu potwierdzenia poczuł, jakby na jego ciało spłynęła fala ulgi. Zabrał dłoń z kobiecego ciała, obrócił się i siedząc tyłem oparł o łóżko. Sam nie wiedział, po co tu przyszedł. Owszem, czuł potrzebę wspierania członków rodziny, ale na ogół albo to zagłuszał, albo robił to w brutalny sposób. Teraz jednak siedział i... miał się nie odzywać? Czy może lepiej coś powiedzieć?
Nagle poczucie zakłopotania przebiło ulgę i chęć wsparcia. Zdrowy rozsądek przejął kontrolę i krzyczał: „A co jeśli ktoś tu wejdzie?". Sasuke rzadko działał pod wpływem impulsu bądź zdania innych. Sytuacja, w której się znalazł była mu obca, a wszystko zaczęło się od uratowania Haruno.
-Sasuke? – Poczuł delikatne, prawie bezbolesne szarpnięcie za włosy. – Sasuke?
Wtedy też ocknął się i wyczuł za sobą Sakurę. Już nie leżała zawinięta w kulkę pod ścianą. Sasuke ze zdwojoną siłą wyczuł jej bliskość.
-Co? – zapytał niepewny. Zielonooka rzadko o coś prosiła bądź pytała, więc brunet nie wiedział czego się spodziewać.
-Mógłbyś... Czy mógłbyś mi opowiedzieć waszą historię?
To, o co prosiła Sakura było banalne w wykonaniu. W końcu nie chciała żeby kogoś zabił czy z nią uciekł. Ona tylko pragnęła poznać ich bliżej. Mężczyzna przełknął ślinę, gdy sam przed sobą przyznał, że kobieta nie była zagrożeniem.
Zamknął oczy, gdy Sakura zabrała dłoń z jego włosów. Głupio mu było przyznać, że podobał mu się ten masaż. Tak samo jak nie odważył się prosić, by nie przestawała.
-Od kogo zacząć?
-Jak ty chcesz...
~Aleś mi ułatwiła.
„Dziesięcioletni Sasuke siedział przy palącej się świecy. Chłód i głód doskwierał mu od kilku dni, a od wczoraj także samotność. Jego starszy brat opuścił kryjówkę ze zdaniem na ustach: „Jak tylko znajdę coś do jedzenia, to wracam. Nie wychodź stąd..." Mały chłopiec był bezradny i za to siebie nienawidził. Chciał pomóc, znaleźć pożywienie, obronić, a jedyne co mógł to chować się i nie przeszkadzać.
Jego myśli w sposób niekontrolowany zaczęły wracać do dnia, w którym stracili rodziców. I mimo, że stało się to kilka lat temu, ból jaki temu towarzyszył trwał nadal. Krystaliczne łzy zaczęły spływać po wychudzonych policzkach znacząc je czystymi śladami. Sasuke wiedział, że musiał być silny. Nie tylko żeby przeżyć, ale też by być wsparciem dla brata. Przymknął na chwilę piekące oczy, nie zdając sobie sprawy ze skali zmęczenia."
-Gdy się obudziłem Itachi zdążył wrócić. Ale nie sam. Zgadnij kogo spotkał? – Obrócił twarz ku Sakurze, która na chwilę otworzyła oczy.
-Hmm. Shikamaru? – Musiała odchrząknąć, by odpowiedzieć.
-Nieee...
„-Sasuke... Sasuke...
Czarnowłosy chłopiec uchylił powieki, gdzie napotkał długie włosy brata i uśmiech ciągnący się od ucha do ucha.
-Itachi! – krzyknął i rzucił się na starszego, dusząc go. W tej chwili nie liczyło się absolutnie nic dla młodszego. Radość na widok brata była wszechogarniająca i dopiero stojąca nieopodal postać, była w stanie otrzeźwić, a nawet wystraszyć chłopca, który wypiszczał imię brata.
-Spokojnie Sasuke. Spotkałem ją kawałek od naszej bazy. – Posłał dziewczynie uśmiech i przywołał machnięciem ręki.
-Cześć Sasuke. Miło mi ciebie poznać. Jestem Konan. – Ubrana w długie spodnie i bluzę uśmiechała się przyjaźnie. To jednak nie wystarczyło, by przekonać do siebie chłopca, który przytulony do brata zerkał, co sekundę na nowo poznaną osobę. – Twój brat dużo mi mówił na twój temat.
-Sasuke nie bądź niegrzeczny. Przywitaj się..."
-No. Zjedliśmy. Chwilę pogadaliśmy. O Konan za dużo nie wiem. Jakoś nigdy nie interesowało mnie to.
-A tak naprawdę? – zapytała Sakura wybudzając go ze stanu melancholii. Zdziwiony ponownie na nią spojrzał, jakby to pomogło.
-Co naprawdę?
-Jak naprawdę było z Konan. – Jej głos był spokojny, ale i pewny. Jakby znała prawdę. – Mnie zasypałeś gradem pytań. Jako dziecko może nie widziałeś w niej zagrożenia, ale wtedy pozostaje dziecięca ciekawość.
Brunet nie spuszczał wzroku z zielonych oczu, które ginęły w mroku.
-Kiedyś – westchnął, wchodząc na grząski teren. – Podpatrzyłem jak na brzuchu miała dużą bliznę. Powiedziałem o tym Itachiemu, ale on nie wydał się zaciekawiony czy zaskoczony, a... zły. Opieprzył mnie z góry na dół i od tamtej pory pytam tylko o to, co istotne.
To było wstydliwe wspomnienie, które zakopał głęboko, i do którego nie chciał wracać.
-Sasuke zboczeńcem? – W jej głosie wyczuł zaciekawienie i sarkazm jednocześnie, co skwitował prychnięciem. Zamiast odpowiedzi pociągnął ja za ramię tak, że połowa jej tułowia wisiała nad podłogą, uwieszona na jego ramieniu. Co najbardziej zdziwiło bruneta to niekontrolowany chichot, jaki z siebie wydała oczywiście poprzedzony piskiem.
-Chcesz się przekonać?
-Chcę usłyszeć resztę opowieści – kontratakowała, nawet nie dopuszczając do siebie myśli, że ona i Sasuke...
-Eh. – Pociągnął ją mocniej i posadził sobie na kolanach, czego kobieta nie przewidziała. Haruno spięła się, nie wiedząc co zrobić.
-Wyluzuj. Nie zrobię ci krzywdy. – Te słowa nie przekonały kobiety, która z pewnym oporem oparła głowę na twardym barku mężczyzny. – Chcesz poznać resztę? To siedź.
„Minęło kilka dni, podczas których Sasuke bardzo przywiązał się do nowej „opiekunki". Konan opowiadała mu wiele historii, które zawsze miały dobre zakończenie, przez co Sasuke zaczął wierzyć w lepsze jutro.
-A wtedy wilk zjadł czerwonego kapturka!
-Niemożliwe! – krzyknął chłopiec, poruszony do głębi tą historią. Ze zmarszczonymi brwiami patrzył na Konan, która zrobiła przerażającą minę.
-W całości!
-Ah! – krzyknął i zerwał się z łóżka. – Nie można zjeść człowieka w całości! – protestował Sasuke. – Zwłaszcza, że wilk zjadł wcześniej babcię.
-Ale tak było. – Konan wiedząc, że zbliżał się Itachi dodała: - Bo ten wilk był tak duży jak twój brat.
I jak na zawołanie brunet wszedł do pokoju czym wzbudził panikę Sasuke, który z piskiem schował się pod kołdrą. Konan zaczęła się śmiać, ale Itachi pokręcił głową.
-Sasuke.
-Sasuke nie bój się. Zaraz przyszedł leśniczy, który uwolnił babcię i czerwonego kapturka.
-I przeżyły? – Wyjrzał zza pościeli, gdy jego brat usiadł koło niego.
-Tak. I babcia za to, że leśniczy je uratował upiekła pyszne ciasto.
-Oh...
Itachi pogłaskał Sasuke po ciemnych włosach i spojrzał na Konan, która zaczerwieniła się pod jego wzrokiem. Młody Sasuke patrzył to na jedno, to na drugie, aż w końcu zadał męczące go pytanie.
-Jak mnie zjadłby wilk... pomógłbyś mi? – Szczenięcy wzrok zawsze poruszał twarde serce Itachiego.
-Oczywiście. Ja zawsze ci pomogę. Jesteś moim młodszym bratem. Nie pozwolę, by cokolwiek cię zjadło.
Ostatnie zdanie uspokoiło chłopca, ale wyczuliło zmysły pozostałej dwójki, którzy spojrzeli na siebie poważnym wzrokiem."
-Uwielbiałem historie Konan. To chyba dzięki nim nie zwariowałem. Przez kilka następnych lat powtarzałem je sobie w głowie, poddawałem analizie, przerabiałem. Mam ich w głowie milion różnych wersji. Wyobrażałem sobie siebie w tych opowieściach. W świecie, w którym żaden zombie nie istnieje. To wstyd, ale często marzyłem, żeby w takim świecie mieszkać, żyć, starzeć się... umrzeć. W spokoju. Na łonie natury. Z dala od cuchnących potworów.
-Każdy z nas chciałby tego samego. Chyba nie ma człowieka, który nie chciałby świata wolnego od umarłych.
-Może zabrzmi to głupio, ale zazdroszczę ci.
-Czego?
Dopiero, gdy Sasuke uniósł dłoń by się podrapać po brodzie kobieta zorientowała się, że cały czas bawiła się jego palcami. Zawstydzona złapała się pod boki i zamknęła oczy.
-Tego, że nie pamiętasz.
I jak Miśki? Podoba się historia?? Mam nadzieję, że alternatywna rzeczywistość, w której to zombie są na porządku dziennym przypadła Wam do gustu :D
Buźki i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top