52

Silas

- Ja... Nie chciałem... 

- Domyślam się, że nie tak chciałeś przywitać swoją siostrę. Wiesz, Remi bardzo cierpiała. Jako dobry brat powinieneś zapytać się jej, jak się czuje, ale ty tego nie zrobiłeś, prawda? 

Młody mężczyzna pokręcił przecząco głową. Wbił wzrok w moją spluwę. Och, jak uroczo. 

- Gdybym miał takiego brata jak ty, wolałbym nie mieć rodzeństwa. Remi się na tobie zawiodła. Ja zresztą też. 

Finley przełknął ślinę. Widziałem drżenie jego dolnej wargi. Wyglądał tak, jakby lada moment miał się rozpłakać. Kusiło mnie, aby ostro się z nim podroczyć, a nawet trochę go potorturować, jednak z szacunku do Remi tego nie zrobiłem. Chciałem mu jednak uzmysłowić, z kim miał do czynienia oraz ostrzec go przed konsekwencjami jego lekkomyślnych działań. 

- Nie masz prawa wyżywać się na Remi za to, że wasi rodzice nie żyją. Ona nie miała z tym nic wspólnego. To ja ją porwałem. To ja jej chciałem. Ja odpowiadam za zabójstwo jej rodziców, choć próbowałem pilnować, aby nic złego im się nie stało. Niestety nie udało mi się. Wasi rodzice umarli i zgodnie z prośbą Remi zostali pochowani tutaj, w Bhutanie. Nie martw się, Finleyu. Gdy tylko będziesz chciał wrócić do domu, do Stanów, będziesz mógł to zrobić. Nie mam zamiaru zatrzymywać w swoim domu kogoś, kto nazywa swoją siostrę dziwką. Chcę tylko, aby sytuacja z zabójcą waszych rodziców się uspokoiła. Robię to dla Remi. Chronię cię dlatego, że ona by bez ciebie nie przeżyła. 

Finley spuścił wzrok tak, jakby nagle zrobiło mu się głupio. 

- J-jesteś jej mężem? 

Skinąłem głową. 

- Owszem. To ja kazałem porwać Remi i stałem się jej mężem. Ona za to jest moją żoną i możesz być pewien, że nigdy się z nią nie rozwiodę. Remi jest moja. 

- Ty...

- Zanim nazwiesz mnie w niemiły sposób, zastanów się nad tym dwa razy.

Celowo okręciłem broń wokół palca pokazując mu, jaką miałem wprawę w posługiwaniu się pistoletami i zresztą nie tylko nimi. 

- Dlaczego ją porwałeś? Co ona ci zrobiła? 

Miałem wrażenie, że nagle włączył się w nim troskliwy, opiekuńczy brat. Taki Finley podobał mi się o wiele bardziej niż ten pieprzony dupek, który wyzywał swoją niczemu niewinną siostrę. 

- Poznałem ją jako dzieciak. Byłem bezdomny. Błąkałem się po parku i zobaczyłem najpiękniejszą dziewczynkę na świecie. Od razu się w niej zakochałem. Nie byłem jej jednak godzien. Upłynęło wiele lat, a ja przez cały czas ją obserwowałem. Co za tym idzie, ciebie także obserwowałem, Finleyu. Wiem o tobie więcej, niż przypuszczasz. 

Finley przełknął ślinę, przerażony tymi rewelacjami. 

- Nie mogłem odpuścić sobie posiadania Remi. Wiedziałem, że porywając ją, zrobię jej wielką krzywdę, ale wiedziałem, że w końcu musieliśmy być razem. Dlatego posunąłem się do ostateczności. Nasz ślub był raczej przykrym wydarzeniem, gdyż Remi nie chciała za mnie wyjść, ale ostatecznie mnie pokochała, za co jestem jej niezmiernie wdzięczny. 

Finley pokręcił głową tak, jakby nie rozumiał, o co mi chodziło. 

- Zmusiłeś ją do małżeństwa? 

- Owszem - odparłem nonszalancko. - Zmusiłem ją, a potem zrobiłem jej na twarzy tatuaż. 

- Ty skurwielu. 

Tym razem się na niego nie zdenerwowałem. W pełni zasługiwałem na takie miano. 

- Owszem, Finleyu. Jestem skurwielem. Mam tego świadomość. Jestem jednak także dobrym mężem dla twojej siostry. Jej bezpieczeństwo jest dla mnie priorytetem. Na nikim nie zależy mi tak, jak zależy mi na Remi. Uwierz mi, że jestem dla niej najlepszym mężem, jakiego mogła sobie wybrać. Choć nie, sama mnie sobie nie wybrała. To ja wybrałem ją. 

- Zmusiłeś ją do ślubu!

Proszę, proszę. Odezwał się w nim opiekuńczy braciszek. 

- Tak. Zmusiłem ją do małżeństwa, ale potem wszystko poszło z górki. 

- Jesteś potworem. Jak mogłeś zrobić coś takiego niewinnej dziewczynie? 

Poczułem wyrzuty sumienia, ale szybko upomniałem się w myślach, że nie powinienem czuć wstydu dlatego, że jakiś gówniarz mnie upominał. Nawet, jeśli tym gówniarzem był brat mojej żony. 

- Kocham ją, Finleyu. Twoja siostra jest moim aniołem. Obiecuję ci, że będę jej chronił, ale ty także musisz być dla niej dobry. Nazwałeś ją dziwką i suką. To niepoprawne dla brata. Rozumiem, że jesteś zły. Twoi rodzice zginęli, a ty zostałeś porwany. Twoja siostra wyszła za mąż za człowieka, który wygląda jak trup. Nie masz żadnych powodów do radości, ale uwierz mi, że Remi bardzo czekała na twoje przybycie. Nie mogła się doczekać, aby cię przytulić, a ty potraktowałeś ją jak jakiś pieprzony demon. Mam nadzieję, że ją przeprosisz. 

Finley odwrócił ode mnie wzrok. Westchnął ciężko. Miałem wrażenie, że trochę się uspokoił. 

- Nie chciałem jej tak nazwać. Byłem jednak wściekły. Na ciebie dalej jestem zły. Nienawidzę cię. 

Wiedział, że mówiąc takie rzeczy, mogłem sprzedać mu kulkę w łeb, ale nawet to nie powstrzymało go przed tym, aby być ze mną szczerym. 

- Rozumiem. Ja też nienawidziłbym siebie na twoim miejscu. 

- Po co tutaj jestem? 

- Po to, abyśmy ochronili cię przed człowiekiem, który zlecił zabójstwo waszych rodziców. Zaproponowałem Remi, że cię porwiemy i dopilnujemy twojego bezpieczeństwa, a ona się zgodziła. Dla ciebie jest w stanie zrobić wszystko. Twoja siostra ma złote serce. Za kilka dni planuję zabić człowieka, który zlecił zabójstwo waszej matki i waszego ojca. Potem odstawimy cię do domu, jeśli takie jest twoje życzenie. Musisz jednak wiedzieć, że potem już nigdy więcej nie zobaczysz Remi. Jeśli jednak osiądziesz w Bhutanie, otoczę cię opieką i zapewnię, że będziesz mógł spotykać się z Remi, gdy tylko będziesz miał na to ochotę. Oczywiście w granicach rozsądku. 

Finley miał dużo informacji do przetrawienia. Nie dziwiłem się, że na chwilę zamilkł. 

Brat Remi nie był jednak takim bezdusznym dupkiem, za jakiego go uważałem. Miał wiele grzechów na sumieniu, o czym wiedziałem, skoro obserwowałem go od lat. Głównie moją uwagę skupiała jednak jego siostra. Osoba, za którą byłem gotów oddać życie. Oby moje słowa nie sprawdziły się jutro lub za kilka dni, gdy miałem zabić Fabiano Gottardo. 

- Czy ty ją skrzywdziłeś? 

Przełknąłem ślinę. Nie powinienem czuć wyrzutów sumienia, ale...

- Tak. Zrobiłem to. 

Finley zaklął siarczyście. Ponownie próbował uwolnić się z więzów i kajdan, ale nie miało to najmniejszego sensu. Nie istniał żaden sposób, który pomógłby się uwolnić. 

- Zgwałciłeś ją? 

Głos chłopaka był słaby. Mój za to był jeszcze słabszy. 

- Tak, zrobiłem to. 

- Ja pierdolę, jak ty możesz ją kochać? Zgwałciłeś ją, diable!

Znowu wróciliśmy do wściekłości, jednak była ona w pełni zasłużona.

- Tak. Zrobiłem to, Finleyu. Czuję się z tym koszmarnie, ale czasu nie cofnę. Wierz mi jednak, że gdybym mógł wrócić do dnia naszego ślubu, potraktowałbym Remi inaczej. To złota dziewczyna. Ma dobre serce, a ja ją złamałem. Mogę dać ci jednak słowo, że poświęcę każdy kolejny dzień swojego życia na to, aby się nią opiekować i udowadniać jej, jak wiele dla mnie znaczy. Remi jest moim cudem, o który będę dbał.

Po policzku Finleya spłynęła jedna łza. Jedna, jedyna. 

- Nienawidzę cię, ale zrobiłeś mojej siostrze pranie mózgu i cię pokochała. 

- Nie musiałem nic robić, Finleyu. Byłem sobą. Remi mi zaufała, a ja bardzo się z tego cieszę. 

Chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową. 

- To nie zmienia faktu, że cię nienawidzę. 

- Masz do tego pełne prawo - odparłem spokojnie, ale stanowczo. - Rozumiem cię, Finleyu. Nigdy nie twierdziłem, że jestem dobrym człowiekiem. Będąc z tobą absolutnie szczerym, zabiłem swoich rodziców, gdy miałem jedenaście lat. Jestem niebezpiecznym mężczyzną z mroczną przeszłością. Kryminaliści są groźni, ale ci, którzy mają o co walczyć, są jeszcze bardziej niebezpieczni. Mam Remi, a co za tym idzie, mam także ciebie. Jesteś moją rodziną, czy tego chcesz, czy nie. Będę cię chronił. 

Chłopak pokręcił głową. Nic z tego nie rozumiał. Nie dochodziło to do niego, ale ja byłem w stosunku do niego cierpliwy. W końcu nie codziennie człowiek spotykał mordercę, który w dodatku był wytatuowany od stóp do głów. 

- Jaką mogę mieć pewność, że nie zabijesz Remi i mnie? 

- Stuprocentową - odpowiedziałem pewnie. - Finleyu, chętnie dłużej bym tutaj z tobą porozmawiał, ale mam wrażenie, że wyjaśniliśmy sobie najważniejsze kwestie. Teraz cię rozwiążę i zaprowadzę cię na górę. Mój dom jest otoczony murem, więc stąd nie wyjdziesz. Zostaniesz tutaj tak długo, jak Remi tego zechce. W tej chwili to ona jest twoją królową, rozumiesz? 

- Kurwa, ty naprawdę ją kochasz. 

Uśmiechnąłem się lekko. Cieszyłem się, że wreszcie to zauważył. 

- Owszem. Bardzo ją kocham. To się nigdy nie zmieni. 

- Co z naszymi rodzicami? Czy oni... 

- Cierpieli - odrzekłem, domyślając się, że właśnie o to mu chodziło. - Bardzo cierpieli. Jest mi z tego powodu niezmiernie przykro. 

Finley pozwolił sobie na kilka łez, które spłynęły mu po policzkach.

- Kurwa mać. Nie wiem, co powiedzieć. Tego jest za dużo. 

- Wiem, ale masz czas, aby to wszystko przetrawić. Rozwiążę cię, a ty nie spróbujesz zrobić niczego głupiego, jasne? 

Finley skinął głową. Wstałem i podszedłem do niego, aby najpierw rozwiązać mu nogi. Potem przeszedłem za jego krzesło i uwolniłem jego ręce. Uważnie obserwowałem chłopaka, gdyż doświadczenie życiowe nauczyło mnie, aby szybko nie ufać ludziom. Najlepiej było w ogóle im nie ufać. 

Wziąłem głęboki wdech, gdy Finley wstał. Rozmasował sobie nadgarstki i odwrócił się do mnie. Był ode mnie niższy i o wiele słabszy fizycznie, ale jego spojrzenie miało w sobie dużą siłę. 

- Nie wiem, co mam o tobie myśleć, ale skoro jesteś mężem mojej siostry, chyba będę musiał cię zaakceptować. 

Uśmiechnąłem się lekko, wzruszając ramionami. 

- Raczej nie masz większego wyboru. 

Finley prychnął. Pokręcił głową, wzdychając ciężko. 

- Chcę zobaczyć się z Remi. 

Złapałem go za ramię. Prowadziłem go na górę jak więźnia. Finley jednak nie protestował. Miałem wrażenie, że szybko nauczył się, kto tutaj rządził. Brat Remi miał dominującą osobowość, ale nie była ona tak dominująca, jak moja. Finley miał w sobie siłę i był gotów walczyć o swoją siostrę, co ceniłem. 

Zaprowadziłem chłopaka na górę. Wyszliśmy na korytarz, ale na dole nie było Remi ani Tobiasa. Znajdowali się na górze. 

Trzymając Finleya za ramię, zaprowadziłem go na górę. Szedł tam z wzrokiem wbitym w podłogę. Gdyby planował uciec, rozglądałby się dookoła jak szaleniec, ale on pogodził się ze swoim losem. Chyba dotarło do niego, że nie porwałem go po to, aby go skrzywdzić. 

Usłyszałem głos Tobiasa dobiegający z jednego z większych pokoi na górze, który służył za miejsce w rodzaju niewielkiego kina. Często lubiłem się tutaj zamykać, aby odciąć się od świata, włączyć jakiś film i na chwilę oderwać się od swojego mrocznego życia. 

Zapukałem dwukrotnie w drzwi pokoju, aby dać znać o naszej obecności. Otworzyłem drzwi i ujrzałem Remi, która siedziała w fotelu, a obok niej siedział Toby. Gdy tylko moja żona zauważyła swojego brata, natychmiastowo wstała. Podbiegła do Finleya i przytuliła się do niego z całej siły. 

Moja kruszynka płakała w ramionach brata, który mocno ją przytulał. Razem z Toby'm przypatrywaliśmy się tej scenie zahipnotyzowani. W naszym życiu nie było bliskości, miłości i ciepła, więc taki widok był dla nas niemal egzotyczny. Ja na szczęście odnalazłem miłość swojego życia, ale Toby wciąż swojej poszukiwał. Życzyłem mu jak najlepiej. Nieważne, czy miał zakochać się w kobiecie czy w mężczyźnie. Oby tylko był szczęśliwy. 

- Bardzo cię przepraszam, Remi - zapłakał Finley. - Przysięgam, że nie chciałem tak okrutnie się do ciebie odezwać. Zachowałem się jak najgorszy dupek. Wcale tak o tobie nie myślę. 

Remi wsunęła palce we włosy brata. Płakała tak mocno, że całe jej ciało drżało. 

- N-nic nie szkodzi. K-kocham cię, b-braciszku. 

- Remi, tak bardzo mi przykro. Ja też cię kocham, siostrzyczko. 

Rodzeństwo tuliło się do siebie jeszcze przez jakiś czas. Nie pospieszałem ich jednak. Oboje tego potrzebowali. Może trochę zazdrościłem Finleyowi tego, że miał w swoich ramionach moją żonę, ale szybko się z tego wyrwałem, gdyż przecież nie mogłem zazdrościć jej bratu. To nie było normalne. 

W końcu Remi nieznacznie odsunęła się od swojego brata, ale wciąż trzymała go za ramiona, aby nie tracić z nim kontaktu cielesnego. 

- Silas nic ci nie zrobił? 

Parsknąłem śmiechem. Podszedłem bliżej i poklepałem mocno Finleya po plecach. 

- Obiecałem ci, kwiatuszku, że nic mu nie zrobię. 

- Wiem, ale... 

- Ty za to byłaś grzeczna, prawda? Toby, czy moja żona była posłuszna? 

Toby uśmiechnął się zawadiacko, kiwając głową.

- Grzeczna jak aniołek. 

- Ach, to szkoda. Chciałem dać ci karę, kotku.

Finley patrzył to na mnie, to na swoją siostrę. Chyba nie dochodziło do niego to, co się działo. Miałem jednak nadzieję, że miał szybko przyzwyczaić się do naszych dziwactw. Nie miałem zamiaru z nich rezygnować. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top