48

Silas

Dojechaliśmy na cmentarz, na którym chowałem już kilka swoich ofiar. Pogrzeby urządzałem jedynie tym, którzy mimo swoich niecnych postępków, zasługiwali na ostatnie pożegnanie. Litowałem się również nad tymi, których musiałem uśmiercić, ale którzy mieli swoje rodziny. Nie rozpuszczałem ich ciał w beczkach z kwasem. Pozwalałem im spocząć na cmentarzu, choć na to nie zasłużyli.

Gdyby ktoś mi powiedział, że będę musiał pochować rodziców Remi, nie uwierzyłbym w to. Było mi ciężko, ale mojej żonie było jeszcze trudniej. Remi przechodziła przez piekło, a ja, choć bardzo chciałem ją pocieszyć, nie wiedziałem, jak mogłem to zrobić. 

Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, zdjąłem Remi opaskę z oczu, ale schowałem ją do kieszeni, gdyż byłem pewien, że miała mi się później przydać. Zdjąłem jej również kajdany z rąk i nóg. Ufałem jej. Wiedziałem, że ode mnie nie ucieknie, choć miała ku temu idealną sposobność. Była wolna. Po raz pierwszy, od dnia porwania, znajdowała się na zewnątrz. Ona jednak prędzej wpadłaby z moje ramiona z prośbą o pomoc niż pozwoliła sobie uciec. 

Moja ukochana drżała. Gdy wychodziliśmy z samochodu, od razu złapała mnie za rękę i mocno do mnie przylgnęła. 

- Jeśli chcesz, mogę na razie założyć ci opaskę na oczy. Zdejmę ją w momencie, w którym uznam to za stosowne. 

Remi zastanowiła się nad tym, ale pokręciła głową. 

- Nie, Silasie. Muszę ich zobaczyć. 

- Kurwa, Remi. 

- Czy mogę liczyć na to, że przemyjecie ich rany? Nie chcę, żeby kładli się do wiecznego snu brudni, zlepieni krwią i w tych podartych ubraniach. Gdybym mogła, sama bym się nimi zajęła, ale chyba bym przy tym umarła. 

Nigdy nie zajmowałem się tym aspektem pogrzebów, ale dla niej byłem w stanie zrobić wszystko.

- Oczywiście, aniołku. Jestem nawet pewien, że Toby już kupił dla nich nowe ubrania. 

Remi skinęła potulnie głową. W brzuchu zabulgotało jej z nerwów. 

- Prowadź, Silasie. Sama nie dam rady. 

Wiedziałem o tym, że sama za nic w świecie by sobie nie poradziła. Nie w takiej chwili. Może było to złe, że zamierzaliśmy pochować jej rodziców bez obecności Finleya, ale on by na nic nam tu się nie przydał. Gdyby zależało to ode mnie, raczej nie porywałbym go i nie przewoził do Bhutanu, ale była to jedyna rodzina, jaka pozostała mojej Remi. Dlatego zamierzałem zatroszczyć się o jej brata, choć czułem, że kłótnia między mną i Finleyem tylko czekała w powietrzu. 

Prowadziłem Remi przez aleje cmentarza. W oddali widziałem samochód Toby'ego. Mój przyjaciel wjechał już wcześniej na teren cmentarza. Z oddali zobaczyłem, że dół był już wykopany. 

Im bliżej Tobiasa się znajdowaliśmy, tym większe towarzyszyły mi wątpliwości. Bałem się dopuścić Remi do widoku, jaki miał na nią czekać. Ja łatwo znosiłem śmierć, gdyż otaczałem się nią od kilkudziesięciu lat. Zabiłem własnych rodziców, więc byłem potworem. 

Remi mocno trzymała mnie za dłoń. Gdy Toby nas zobaczył, odwrócił się i skinął do mnie głową na znak, że wszystko było gotowe i mogliśmy podejść bliżej. 

Trzymałem mocno Remi, gdy ta zasłoniła twarz dłońmi i wybuchnęła płaczem. Moja żona patrzyła na swoich leżących w dwóch dębowych trumnach rodziców. 

Mama i tata Remi nie wyglądali już tak źle, jak wcześniej. Musiałem oddać to Toby'emu, że bardzo się postarał. Nie wiedziałem, jakim cudem wszystko tak szybko ogarnął, ale mama Remi miała umyte z krwi włosy i uczesane tak, aby spływały jej delikatnie po ramionach. Ubrana była w czarną sukienkę z długimi rękawami, która kończyła się przed kolanami. Miała wykonany nawet delikatny makijaż, ale to akurat mnie nie dziwiło, gdyż na cel mojego ślubu z Remi, Toby nauczył się podstaw makijażu.

Jej mama wyglądała, jakby głęboko spała. Kobieta nie miała jednej ręki przez to, że Umberto jej ją odciął. Toby jednak sprawnie to zakrył tak, aby nic nie było widać.

Z kolei ojciec Remi wyglądał tak, jakby po prostu zasnął i zaraz miał się obudzić. On również był umyty i ubrany w elegancki garnitur. Podczas tortur Umberto mężczyzna stracił jedną z nóg. Toby jednak również dobrze to zakrył. 

Trzymałem Remi w objęciach, aby nie padła na kolana przy trumnach rodziców. Nie chciałem, aby dotykała ich martwych ciał. Może było to z mojej strony egoistyczne, ale naprawdę tego nie chciałem. Nie powinna mieć związanych z nimi złych wspomnień. Jej rodzice byli dobrymi ludźmi i tak właśnie moja żona powinna ich zapamiętać. 

- Nie! Mamo! Tato!

Toby odsunął się od trumien. Przygotował już wszystko, aby je zamknąć i wprowadzić je do ziemi, aby potem je zakopać. Rodzice Remi mieli spocząć w jednym grobie. Tak, jak powinno odejść z tego świata każde małżeństwo. 

- Proszę, nie! To nie może dziać się naprawdę!

Remi szlochała niemiłosiernie. Moja żona cierpiała, a ja nie mogłem jej pomóc. Czułem się tak, jakbym ją zawiódł. Nie tylko jako jej pan, ale przede wszystkim jako człowiek, który szaleńczo ją kochał. 

- Błagam, nie!

- Remi, musisz pożegnać się z rodzicami. Na pewno nie chcieliby, abyś płakała. Bardzo cię kochali. 

- Silasie! 

Toby skrzywił się i znowu odwrócił wzrok. Bolało go to, co się działo. Nie chodziło mu o rodziców Remi, gdyż ich nie znał, ale mój przyjaciel kochał Remi jak młodszą siostrę i jej ból był jego bólem. 

- Kochanie, czy chciałabyś powiedzieć swoim rodzicom coś jeszcze? 

Remi załkała, ale skinęła głową. 

Nie wypuszczałem jej z objęć, trzymając ją niemal jak więźnia. Nie robiłem tego po to, aby źle się poczuła. Po prostu chciałem ją chronić. Tak bardzo, jak to możliwe. 

- Mamo, tato. Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście. Oddaliście dla mnie życie. Wychowaliście mnie na dobrą dziewczynę i za to z całego serca wam dziękuję. Gdyby nie wy, nie byłabym tą osobą, którą jestem dzisiaj. Nie tak chciałam przedstawić wam swojego męża, ale to jest Silas. 

Remi pogłaskała mnie z czułością po jednej z rąk, którymi ją obejmowałem. 

- Wiem, że nie wygląda tak, jak wasz wymarzony przyszły zięć, ale zakochałam się w nim. Na pewno byłoby wam za mnie wstyd, że zakochałam się w mordercy, ale moje serce tak wybrało. Oddałam mu siebie z własnej woli, choć na początku go nienawidziłam. Dałam mu całą siebie i wierzę, że mnie ochroni. Przykro mi, że nie mogliście go poznać, ale mam nadzieję, że patrząc na nas z nieba, uśmiechacie się. Zaufajcie mi. Poradzę sobie. Mam nową rodzinę. Taką, której sobie nie wybrałam, ale taką, która wybrała mnie. 

Przełknąłem gulę w gardle. Mało rzeczy w życiu mnie wzruszało, ale Remi bez wątpienia była osobą, która potrafiła ścisnąć mnie za serce. Może byłem jej panem, ale to ona trzymała mnie w garści i robiła ze mną, co chciała. 

- Bardzo was kocham. Dziękuję wam za wszystko i z całego serca przepraszam za to, co się stało. Na pewno bardzo cierpieliście. 

Głos Remi się załamał. Moja żona zapłakała. Kurwa mać. Moje serce. 

- Kocham was. Do zobaczenia w kolejnym świecie. Tam, gdzie jesteście bezpieczni. 

Remi obróciła się do mnie przodem i wcisnęła twarz w moją pierś. Przytuliłem ją mocno. Trzymałem w ramionach jej bezradne i bezbronne ciało. Remi była niezwykle silną kobietą, ale od czasu do czasu każdy potrzebował poczuć się bezbronny po to, aby ktoś inny przejął nad nim kontrolę. 

Skinąłem głową do Toby'ego, aby zamknął trumny. Sam musiałem niebawem pomóc mu z wprowadzeniem trumien do wykopanego dołu, ale na to czas miał przyjść za moment. Teraz byłem z moją księżniczką, która straciła rodziców. Z kobietą, która przedstawiła mnie swoim zmarłym rodzicom. Z dziewczyną, która była dla mnie wszystkim. 

Kiedy Toby zamknął trumny, odsunąłem się nieznacznie od Remi i pocałowałem ją w czoło. 

- Musimy pochować twoich rodziców, aniołku. 

Remi zachłysnęła się powietrzem, kiwając głową.

- D-dobrze. 

- Postoisz w miejscu, a ja pomogę Toby'emu, dobrze? 

- Tak, Silasie. Zostanę tutaj. 

Remi stała nad grobem, wpatrując się w nas wprowadzających trumny do dołu. Żaden pogrzeb nigdy nie był dla mnie tak trudny, jak ten. Patrzenie na płaczącą i drżącą Remi łamało mi serce, ale musieliśmy to zrobić. Nie mogliśmy zostawić ciał jej rodziców w lesie, jak robiłem to czasami  z kryminalistami, których zabijałem. 

Kiedy trumny zostały na sobie położone, zakopaliśmy dół. Remi padła na kolana. Mało brakowało, a położyłaby się na grobie. 

- Kurwa - wyszeptał Toby. Może na takiego nie wyglądał, ale był cholernie wrażliwym facetem. 

- Przykro mi, cukiereczku. Bardzo mi przykro.

Trzymałem Remi tak mocno, jakby zależało od tego moje życie. Toby wbił łopatę w ziemię obok grobu i podszedł do nas. Uklęknął przy nas i objął nas, przytulając naszą dwójkę.

Byliśmy popapraną i nienormalną rodziną. Żadne z nas nie było dobre. Ja byłem z wszystkich najgorszy. To ja miałem najciemniejsze grzechy na sumieniu. Toby również miał ich wiele, ale nie był tak zepsuty jak ja. Tylko Remi była dobra. To ona wprowadzała światło do naszego życia. Miała w sobie niezwykły potencjał i wiedziałem, że pewnego dnia, gdy pogodzi się ze śmiercią rodziców, stanie na własnych nogach i pokaże światu, na co ją stać. 

Toby drżał. Śmierć rodziców Remi niesamowicie go przejęła. Nie spodziewałem się po nim, że tak emocjonalnie do tego podejdzie, ale jego to wszystko także kosztowało mnóstwo nerwów. 

- Pójdę na przód cmentarza. Zaczekam tam na was. 

Toby wstał. Skinąłem do niego głową. 

Remi uspokajała się w moich ramionach. Jej ciało miało już dosyć płaczu. Remi potrzebowała odpoczynku, a ja jej go zapewniałem. 

- Śmierć jest straszna, Silasie. To koniec. Po niej nic już nie ma. 

Przygryzłem dolną wargę prawie do krwi. 

- Też tak uważam, kochanie. Niektórzy sądzą, że istnieje życie po śmierci, ale ja w to nie wierzę. Po prostu zasypiasz i nigdy więcej się nie budzisz. 

- Czasami się nad tym zastanawiam - kontynuowała, najwyraźniej czując potrzebę, aby o tym ze mną porozmawiać. - Myślę o tym, po co tak właściwie żyjemy. Skoro wiemy, że i tak umrzemy, po co nam żyć? 

- Może po to, aby przeżyć coś wyjątkowego? Coś niezapomnianego? Coś, co będziemy wspominać na starość i coś, co zostanie z nami na zawsze? 

Remi westchnęła ciężko. Jej dłonie wczepione były w moją koszulkę. 

- Może masz rację, Silasie. To jednak straszne. Kiedy umrzesz, świat pójdzie do przodu. Pewnego dnia wszyscy o tobie zapomną. Ludzie będą przechodzić obok twojego grobu i nikt nie będzie cię pamiętał.

Jej głos zadrżał. Mówienie o śmierci nie było moją ulubioną czynnością. 

- Najważniejsze jest to, abyśmy pamiętali o sobie nawzajem, laleczko. Ty nie zapomnisz o mnie w zaświatach, a ja nie zapomnę o tobie. Nasze dusze pewnego dnia się odnajdą. Może nie nastąpi to od razu, ale wierzę, że się spotkamy. Poza tym, na pewno spotkasz jeszcze także swoich rodziców, Remi. Będą na ciebie czekać, ale nie śpiesz się do nich, dobrze? 

Nie mogłem wiecznie pilnować Remi. Oczywiście zamierzałem sprawować nad nią opiekę, ale nie mogłem mieć jej wiecznie na oku. Gdyby moja ukochana próbowała odebrać sobie życie, nie darowałbym sobie tego. Dlatego musiałem jej pilnować. Chociażby na początku. 

- Nie martw się, Silasie. Nie wybieram się na tamten świat. Nie chcę umierać. Gdybym mogła żyć wiecznie, o to właśnie poprosiłabym bogów. 

- Remi... 

- Chodźmy stąd, panie. Proszę. 

Wstałem i wziąłem Remi na ręce. Oczywiście, mogła iść o własnych siłach, ale była moją królową, a ja byłem zaledwie jej sługą. Wykonywanie jej rozkazów było dla mnie przywilejem. Może Remi nie rozkazała mi, abym niósł ją na rękach, ale ja tego, kurwa, chciałem. 

Zostawiliśmy w spokoju grób jej rodziców. Wiedziałem, że niebawem miałem tu wrócić po to, aby zrobić jej rodzicom pomnik, na jaki zasługiwali. To jednak nie był na to odpowiedni czas. Ziemia musiała osiąść, a ja musiałem pozbyć się człowieka, przez którego moja żona płakała. Śmierć czekała na niego za rogiem. Gottardo jeszcze nie wiedział, co miało go spotkać, ale ja już planowałem jego tortury. Zamierzałem dobrze się bawić. 

Toby, zgodnie z obietnicą, czekał na nas przy bramie cmentarza. Kiedy do niego podszedłem, pogłaskał z czułością Remi po głowie. 

- Będę jechał z wami do domu. Dopilnuję waszego bezpieczeństwa.

- Dobrze, Toby. Jeśli chcesz, możesz z nami zostać. Wolałbym, abyś nie jechał do swojego domu, jeśli to możliwe. 

Toby skinął głową. Teraz musieliśmy trzymać się razem. 

- Oczywiście. Zostanę z wami. To będzie dla mnie prawdziwa przyjemność. 

Skinąłem głową. Pożegnałem się z Tobiasem i wsadziłem Remi do samochodu. Tym razem nie skrępowałem jej nóg, ale ręce owszem. Założyłem jej na oczy opaskę, aby nie poznała drogi do domu i usiadłem na siedzeniu kierowcy. 

Zanim ruszyłem, objąłem dłonią żonę za kark. Remi nie mogła mnie zobaczyć, ale i tak odwróciła do mnie głowę. 

- Twój pan się tobą zajmie. To obietnica. 

Zacisnęła usta i skinęła głową. Miałem nadzieję, że miałem dotrzymać złożonej jej obietnicy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top