47
Remi
Mama i tata zginęli.
Nie miałam już rodziców.
Zostałam na tym świecie sama.
Może to, jak się zachowywałam, nie było fair w stosunku do mojego brata, ale strata rodziców była dla mnie jak cios. Nie mogłam pogodzić się z tym, że nigdy więcej miałam ich nie zobaczyć. Ostatni raz, gdy na nich spojrzałam, był najtrudniejszy. Widok mamy i taty zakrwawionych, w postrzępionych ubraniach i z odciętymi kończynami miał zostać ze mną na zawsze. Było to trudne. Niewyobrażalne. Była to tragedia, której nie życzyłabym najgorszemu wrogowi.
Siedziałam w salonie jak kłębek nerwów. Byłam zgarbiona, a dłonie wciskałam między uda. Trzęsłam się. Szok wciąż nie minął. Byłam zdenerwowana i przestraszona. Ktoś na nas czyhał. Ktoś chciał zemścić się na Silasie i dlatego zabił moich rodziców.
Schowałam twarz w dłoniach, drżąc niemiłosiernie. Byłam otępiała po środku uspokajającym, który został mi wcześniej podany, ale wciąż wszystko wyraźnie czułam. Rozumiałam, co się działo i byłam najzwyczajniej w świecie przerażona.
Miałam nadzieję, że mój mąż miał jak najszybciej sprowadzić tutaj Finleya. Potrzebowałam swojego brata. Wiedziałam, że musiał przechodzić przez piekło. Nie miałam pojęcia, czy w ogóle wiedział o śmierci naszych rodziców, ale z pewnością zauważył ich zniknięcie. To był koszmar, z którego chciałam się obudzić, ale był on jak najbardziej prawdziwy.
Obwiniałam za to wszystko Silasa. Gdyby mnie nie porwał, moja rodzina nie byłaby na celowniku. Wiodłabym z mamą i tatą spokojne życie w Stanach i nic by nam nie zagrażało.
Tak właściwie to nie była jednak do końca wina Silasa. To ja, będąc małą dziewczynką, zaproponowałam mu, aby się ze mną pobawił. Moja opiekunka nie miała nic przeciwko. Może to ona powinna powstrzymać mnie przed zaproszeniem obcego chłopca do wspólnego spędzenia czasu, ale nie zamierzałam nikogo innego winić. To była tylko moja wina. To przeze mnie rodzice zginęli.
- Cześć, kotku.
Usłyszałam głos Tobiasa. Podniosłam wzrok i zobaczyłam go stojącego nade mną z dwoma kubkami z herbatą. Położył kubki na stole i usiadł obok mnie. Tak blisko, że nasze uda się ze sobą stykały.
- Księżniczko, jeśli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, nie wahaj się mi o tym powiedzieć.
Pokręciłam bezradnie głową. Toby westchnął ciężko. Mężczyzna objął mnie ramieniem i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Nie dbałam o to, co pomyśli sobie Silas. Rozpaczliwie potrzebowałam pomocy i czyjejś bliskości. Dlatego objęłam Tobiasa obiema rękami w pasie i cała do niego przylgnęłam.
- Nic nie możesz zrobić. To koniec, Toby.
- Kurwa, Remi.
Mężczyzna przycisnął usta do czubka mojej głowy i zostawił je tam na dłuższą chwilę.
- Bardzo cię przepraszam. Wiem, że to moja wina. To ja zgodziłem się ciebie porwać.
- Nie cofniemy czasu. Chcę tylko, żeby mój brat był bezpieczny.
- O to nie musisz się martwić, skarbie. Silas już wszystko załatwia. Wyśle ludzi po twojego brata i niebawem Finley będzie z nami w Bhutanie. Zostanie tutaj tak długo, jak będzie trzeba. Zagrożenie musi minąć. Potem Finley będzie mógł wrócić do domu, a jeśli zechce tutaj zostać, wszystko dla niego zorganizujemy i mu pomożemy.
Bardzo chciałam, aby Finley został w Bhutanie na zawsze. Znałam jednak swojego brata nie od dziś. Finley kochał nasz dom i nigdzie się stamtąd nie wybierał. Nie wierzyłam w to, że chciałby tu zostać na stałe, choć może miał zdarzyć się cud. Cud, w który chciałam wierzyć.
- Nie wiem, co mam zrobić, Toby. Czuję się taka bezsilna.
Po moich policzkach spłynęły kolejne łzy.
- Nie musisz nic robić, aniołku. Zdaj się na nas. Zajmiemy się tobą.
- To moja wina. To ja zabiłam rodziców. Przeze mnie nie żyją.
- Kurwa, popatrz na mnie. Już.
Toby złapał mnie mocno za podbródek. Nie był przyzwyczajony do delikatności, ale ja nie miałam mu za złe tego, jak mnie traktował. On też nie wiedział, co począć.
Mój przyjaciel-wróg, bo chyba mogłam go tak nazywać, spojrzał mi w oczy.
- Nigdy więcej nie mów, że to twoja wina, iż twoi rodzice zginęli. Nie miałaś z tym nic wspólnego. Zabił ich bardzo zły i bardzo niebezpieczny człowiek. Nie dałabyś rady tego powstrzymać, kochanie. Czy Silas powiedział ci już, jaka jest wasza przeszłość?
Skinęłam głową, przełykając łzy.
- To dobrze. Mam nadzieję, że trochę ci to rozjaśniło, Remi. W każdym razie, śmierć twoich rodziców nie jest w żadnym stopniu twoją winą. Nie mogłaś temu zapobiec. Robiliśmy, co w naszej mocy, aby chronić twoją rodzinę przed niebezpieczeństwem, ale nie udało się. Pamiętaj, proszę, że masz nas. Na pewno nie jesteśmy rodziną, jaką sama byś sobie wybrała, ale będziemy cię chronić przed niebezpieczeństwem. Zawsze, gdy będziesz tego potrzebowała.
Wtuliłam się w jego pierś, płacząc. Nie obchodziło mnie to, że moczyłam łzami jego ubranie. Rozpaczliwie potrzebowałam, aby móc się do kogoś przytulić.
Gdy tylko zamykałam oczy, za każdym razem widziałam przed nimi ciała moich rodziców. Oddałabym wiele, aby móc cofnąć czas i nie zobaczyć tego, co widziałam w bagażniku. Podbiegłam do niego jednak na własne życzenie i dostałam za swoje.
Nie byłam pewna, czy miałam dać radę ruszyć dalej. Przede mną znajdowało się mnóstwo niewiadomych. Kręciło mi się w głowie i chciałam pójść spać, aby choć na chwilę odciąć się od brutalnej rzeczywistości. Wiedziałam jednak, że gdybym zasnęła, przyśniłyby mi się koszmary, na które nie byłam gotowa.
Toby po jakimś czasie odsunął się ode mnie, aby podać mi herbatę. Otuliłam palcami ciepły kubek i piłam herbatę.
Po chwili dołączył do nas Silas. Mój mąż obszedł stół i uklęknął przede mną. Klęczał, choć nie musiał tego robić. Mógł dalej być silnym facetem bez skrupułów, ale on mi uległ. Chciał pokazać mi, że był wobec mnie bezbronny. Przynajmniej w tej chwili.
- Moi ludzie już jadą po twojego brata. Będzie z nami tak szybko, jak to możliwe.
Skinęłam głową. Położyłam dłoń na policzku Silasa.
- Dziękuję.
- Nie masz za co. Choć tyle mogę zrobić. Remi, wiem, że to trudny temat, ale czy chciałabyś poczekać na swojego brata, aby pochować rodziców? Osobiście wolałbym zrobić to jeszcze dzisiaj. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej, ale to jest twoja decyzja.
Przełknęłam gulę w gardle. Gdy rano się budziłam, nie wyobrażałam sobie, że wieczorem będę musiała złożyć swoich rodziców w grobie.
- Z-zróbmy to dzisiaj. Skoro tak jest lepiej...
Silas pocałował mnie we wnętrze dłoni. Spojrzał na mnie przepraszająco.
- Jeśli nie chcesz w tym uczestniczyć, nie zmusimy cię do tego.
- Nie, nie. Muszę tam być. Może nie będę w stanie patrzeć na wszystko, ale nie zostawię rodziców samych. Muszę ich pożegnać.
Silas skinął głową. Spojrzał na Tobiasa tak, jakby bez słów chciał mu coś przekazać.
- Toby, jedź na cmentarz. Wiesz, w które dokładnie miejsce. Ja przyjadę tam z Remi chwilę po tobie.
Tobias zadrżał.
- Dobrze. Wszystko przygotuję.
- W takim razie ruszaj. Im szybciej, tym lepiej.
Toby pocałował mnie w czubek głowy i wstał. Wyszedł z domu, a po chwili usłyszałam, jak odpala silnik. Ogromnie ciekawiło mnie to, w jaki sposób zamierzał wyjechać z posesji Silasa, skoro nie było tutaj żadnej bramy. Może jednak posiadłość mojego męża skrywała więcej tajemnic, niż sądziłam. Może znajdował się tu jakiś podziemny tunel, dzięki któremu samochód mógł magicznie pojawić się na terenie posesji, a potem pojawić się za murem. Na pewno chodziło właśnie o to. Nie rozumiałam więc, dlaczego w takim wypadku Toby nie wjechał pod dom i to tam nie zostawił samochodu, aby Silas mógł zobaczyć ciała moich rodziców. Może jednak chodziło o to, aby odpowiednio zabić Umberto. Może Toby wszystko przemyślał i stwierdził, że lepiej było zaparkować samochód na posesji, a nie pod domem, gdyż wtedy łatwiej byłoby przetransportować nieprzytomnego Umberto do pala, do którego go przywiązano i przy którym umarł.
Na razie nie chciałam dłużej myśleć o śmierci, choć ten temat i tak miał nieuchronnie się przewijać. Spojrzałam w oczy męża i ujrzałam w nich bezradność.
- Przykro mi, ale muszę zawieźć cię na cmentarz. Jestem pewien, że Fabiano Gottardo nie zaatakuje, gdy będziemy chować twoich rodziców. Może jest moim wrogiem, ale gdyby zaatakował nas w takim momencie, świadczyłoby to o jego ogromnej słabości. Gottardo nie pozwoliłby sobie na taką hańbę.
- Ale i tak nas zaatakuje, prawda?
- Ja zaatakuję go pierwszy - wyznał ostro. - Nie ma opcji, że puszczę mu płazem to, co ci zrobił.
- Silasie...
- Poradzimy sobie, Remi. Razem damy radę. Twój brat za chwilę będzie bezpieczny. Nie martw się.
- Jak mam się nie martwić? Moi rodzice nie żyją. Cierpieli. Boże, Silasie. Co oni musieli czuć przed śmiercią? Przecież to był dla nich jakiś koszmar. To wszystko przeze mnie. Gdyby nie ja...
Nagle Silas zrobił coś, o co nie posądzałabym go w tej sytuacji. Mój mąż wstał, podniósł mnie i usiadł na kanapie. Posadził mnie sobie bokiem na kolanach. Zasłonił mi usta dłonią i spojrzał mi w oczy.
- Jeszcze słowo o tym, że to twoja wina, a dam ci karę i nie będzie obchodzić mnie to, że jesteś w żałobie.
Przełknęłam ślinę. Silas mocno przyciskał mi dłoń do ust, ale nie odrywałam jej stamtąd.
- To nie twoja pieprzona wina i lepiej to sobie zapamiętaj, zrozumiano?
Potrzebowałam tego. Potrzebowałam, aby Silas wszedł w tej chwili w rolę mojego dominującego pana. Ktoś musiał przejąć nade mną kontrolę, abym nie oszalała i nie zatraciła się w panice. To, co działo się z moim organizmem, było straszne. Działo się zdecydowanie zbyt dużo, ale musiałam ochłonąć. Mój mąż był przy mnie, aby mi pomóc.
- Teraz zabiorę rękę, a ty ani więcej nie wspomnisz, że śmierć twoich rodziców jest twoją winą. Dobrze?
Pokiwałam głową. Zgodnie z obietnicą, Silas zabrał rękę, a ja znowu mogłam mówić. Albo krzyczeć. Albo płakać.
- Jedźmy na cmentarz, Silasie. Muszę pochować swoich rodziców.
Były to najbardziej bolesne słowa, jakie kiedykolwiek wypowiedziałam. Wiedziałam, że pewnego dnia będę musiała pochować swoich rodziców, ale sądziłam, że stanie się to, gdy umrą ze starości. Oni jednak nie skończyli nawet sześćdziesiątki, a już byli martwi. Zginęli tragicznie. Mimo, że chciałam odejść razem z nimi, aby tak nie cierpieć, nie mogłam tego zrobić. Musiałam dla nich żyć. Oni umarli dla mnie, więc byłoby to z mojej strony nie w porządku, gdybym zaprzepaściła ich poświęcenie i tak szybko się poddała.
Silas zaniósł mnie do piwnicy. Znaleźliśmy się w miejscu, w którym była jego kolekcja samochodów. Zanim wsadził mnie do jednego z nich, skuł mi ręce z przodu ciała za pomocą skórzanych kajdanek. Na nogi również założył mi kajdany. Rozumiałam, że zrobił to po to, abym w czasie podróży niczego nie próbowała. Teoretycznie miałam wolne ręce, więc gdybym chciała otworzyć drzwi w trakcie jazdy, kajdany by mnie przed tym nie powstrzymały. Silas jednak chyba ufał mi na tyle, aby wierzyć, że nie zrobię nic aż tak głupiego.
Mój mąż pomógł mi wsiąść do samochodu. Kiedy już siedziałam na siedzeniu pasażera, założył mi na oczy opaskę, abym nic nie widziała w trakcie jazdy. Silas pocałował mnie w czubek głowy i zamknął drzwi. Okrążył samochód, po czym usiadł na miejscu kierowcy i odpalił samochód.
Gdy jechaliśmy na cmentarz, płakałam. Nie mogłam do siebie dojść. Nie myślałam nawet o tym, że była to doskonała sposobność, aby spróbować uciec od Silasa. Za nic bym od niego nie uciekła. Nie teraz. Chciałam z nim być nawet, jeśli było to złe.
Zakochałam się w nim. W jakiś sposób ten niebezpieczny mężczyzna mnie urzekł. Zaczarował mnie tak, że mu uległam i czułam się z nim bezpieczna. Obecnie moje uczucia do niego stały pod znakiem zapytania z powodu tego, co stało się z moją rodziną, ale ja również byłam temu winna.
Może to była dla mnie kara za to, że z taką łatwością dopuściłam do siebie Silasa? Może zasłużyłam na to, aby tak się stało? Tylko dlaczego karę dostali moi rodzice, a nie ja?
Nagle Silas położył na moim udzie dłoń. Pogłaskał mnie delikatnie.
- Jestem z tobą, Remi. Jestem tutaj dla ciebie.
- Wiem, panie - wyszeptałam, nie wstydząc się tego, że tak go nazwałam.
- Nigdy nie wybaczę sobie za to, że nie dopilnowałem twojej rodziny, ale ochronimy twojego brata. Jestem pewien, że gdy Finley cię zobaczy, będzie bardzo szczęśliwy.
Też miałam taką nadzieję, ale wiedziałam, że mogło być różnie.
- Czy sami pochowacie moich rodziców? Czy ktoś tam jeszcze będzie?
- Zrobimy to sami, kochanie. Chcemy, aby w naszym życiu uczestniczyło jak najmniej ludzi. Nie martw się jednak. Nie chowam człowieka po raz pierwszy.
- Silasie...
Przepłakałam całą drogę na cmentarz. Gdy dotarliśmy na miejsce, nie byłam w stanie przestać drżeć. To był początek czegoś strasznego i czułam, że od teraz miało być tylko gorzej. Nie dość, że czekało nas starcie z niebezpiecznym Fabiano Gottardo, zabójcą moich rodziców, to w dodatku musiałam przejść przez coś, czego nie życzyłam nikomu. Nawet pieprzonemu Fabiano Gottardo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top