45

Remi

- Mama! Tata!

- Kurwa mać! Musimy ją stąd zabrać! - krzyknął Silas, jednak jego słowa dochodziły do mnie jak zza bardzo gęstej mgły.

- Nie! Mamo! Tato! Proszę, nie!

Krzyczałam. Płakałam, wyrywając się z ramion Silasa. Mój mąż mocno mnie trzymał. Wpatrywałam się w martwe i zbezczeszczone zwłoki rodziców jeszcze przez kilka sekund, po czym Toby gwałtownie zamknął klapę bagażnika. Silas próbował mnie stamtąd odsunąć, ale ja się zapierałam. Nie myślałam logicznie.

- Przynieś mi kajdany! Już!

Toby podbiegł do przodu swojego samochodu i wyciągnął kajdanki. Z pomocą Silasa skrępował mi ręce za plecami. To jednak nie powstrzymało mnie przed wyrywaniem się i krzyczeniem aż do zdarcia gardła. 

- Nie! Błagam, nie!

- Na kolana, Remi!

Silas próbował nade mną zapanować. Byłam w szoku i amoku jednocześnie. Nie dochodziło do mnie, co się stało. Nie mieściło mi się w głowie to, że moi rodzice nie żyli. Jakby tego było mało, zostali brutalnie zamordowani. Może nie zdążyłam popatrzeć na rodziców długo, ale zdołałam zauważyć, że moja mama nie miała ręki, a tata nie miał nogi od kolana w dół. Ciała moich rodziców były zakrwawione i w siniakach. Mama miała włosy splątane krwią. Przez cokolwiek przeszli, musiało być to dla nich straszne. Mamie i tacie z pewnością odcięto kończyny, gdy wciąż byli przytomni. 

Wyrywałam się Silasowi jak wariatka. Krzyczałam i szarpałam się, chcąc podbiec do bagażnika, aby jeszcze raz zobaczyć rodziców i pojąć, że ten koszmar wydarzył się naprawdę. 

- Nie, proszę!

- Na kolana!

Silas podciął mi nogi. Nie zrobił tego tak, aby mnie skrzywdzić, ale nie miał również dla mnie litości. 

Gdy wylądowałam na klęczkach, poczułam, jak ktoś wiąże mi nogi w kostkach. Tym kimś musiał być Toby. Szlochałam niemiłosiernie, kręcąc głową. Trzęsłam się okropnie. Gdy człowiek przeżywał szok, jego organizm reagował na różne sposoby. Ja zawsze drżałam ze strachu.

Silas trzymał mnie mocno w pasie tak, abym nie próbowała mu się wyrwać. Miałam skrępowane ręce i nogi, więc o poruszeniu się nie było mowy. 

- Jak to możliwe?! - krzyczałam, dusząc się łzami. - Mama i tata nie żyją! 

- Remi... 

- To twoja wina! - krzyczałam na Silasa, będąc w szoku. - Gdybyś mnie tutaj nie sprowadził, mama i tata wciąż by żyli! Nienawidzę cię! To twoja wina! 

Nie miałam pojęcia, dlaczego moi rodzice zostali brutalnie zamordowani. Byłam jednak więcej niż pewna, że Silas miał z tym coś wspólnego. To nie on bezpośrednio zabił moich rodziców. Zamordował ich niejaki Fabiano, którego nazwiska w tej chwili z powodu szoku nie pamiętałam. Nie miałam pojęcia, dlaczego ten mężczyzna to zrobił. Moi rodzice byli dobrymi ludźmi. Nie mieli wrogów. Byliśmy spokojną rodziną, która zawsze pomagała ludziom w potrzebie. Moi rodzice nie zasłużyli na taki krwawy koniec. 

- Pokażcie mi ich! - krzyczałam, wiercąc się. Silas przycisnął kolano do moich łydek, klękając na nich tak, abym się uspokoiła. - To moi rodzice!

- Toby, podaj mi środek uspokajający. 

Moje serce zadrżało na te słowa, które wypowiedział mój małżonek. 

- Jesteś pewien, Silasie? 

- Tak. Remi sama się nie uspokoi. Potrzebna jej pomoc. 

- Nie! - krzyczałam, choć wiedziałam, że i tak mieli zrobić to, czego chcieli. - Proszę, nie! Nie chcę być nieprzytomna!

- Nie będziesz nieprzytomna, kwiatuszku - wyszeptał drżącym głosem Silas. - To cię tylko uspokoi. Będziesz świadoma, ale nie taka waleczna, jak w tej chwili. 

 Odwróciłam wzrok od samochodu, w którym znajdowali się moi martwi rodzice i spojrzałam na mężczyznę przywiązanego do pala. Ten widok miał zostać w mojej pamięci na zawsze. Był on straszny. Nigdy nie widziałam czegoś tak okropnego, co zobaczyłam dzisiaj. Nie dość, że widziałam, jak Silas torturuje i z zimną krwią zabija człowieka, to w dodatku ujrzałam swoich martwych rodziców. 

Silas przytrzymał mnie za szyję tak, abym nie ruszyła głową. Toby w tym czasie wbił mi igłę strzykawki w ramię i wtłoczył coś w moje ciało. Po krótkiej chwili zaczęłam się uspokajać. Czułam się otępiona i słaba. Byłam pewna, że gdyby ktoś w tej chwili postawił mnie na nogi i kazał iść przed siebie, padłabym na kolana z bezsilności. 

Nie krzyczałam, gdyż nie miałam już na to siły. Wpatrywałam się w samochód Tobiasa i cicho płakałam. 

- Kurwa mać, Remi. Tak bardzo mi przykro. 

Silas objął mnie od tyłu, mocno mnie przytulając. Płakałam cicho, nie wiedząc, co ze sobą począć. Byłam zmęczona. Zdewastowana. Moje serce zostało złamane na milion malutkich części. 

Moi rodzice nie żyli. Umarli przez to, że zostałam porwana. Nie miałam pojęcia, dlaczego ich namierzono i zabito, ale wiedziałam, że była to wina Silasa. 

Byłam głupia, ufając mu. Oddałam mu całą siebie. Pokazałam mu swoje fetysze i nawet całowałam jego stopy. Zaufałam mu. Oddałam się mężczyźnie, który był bardzo niebezpieczny. Na początku ulegałam mu dlatego, że wiedziałam, iż jeśli będę mu nieposłuszna, zabije moich rodziców. Chroniłam ich własnym ciałem. Potem poczułam do Silasa coś więcej i oddawałam mu się dlatego, że tego chciałam, a nie dlatego, że mnie do tego zmuszano. 

- Zabiorę ją do domu. Zajmij się trupem Umberto, Toby. 

- Oczywiście - powiedział spokojnie Tobias. 

Silas wziął mnie na ręce. Zaniósł mnie do domu. Zdziwiło mnie to, że zaniósł mnie do piwnicy. Gdy się tam znaleźliśmy, posadził mnie na materacu, który znajdował się na brudnej ziemi. Siedziałam tam ze skrępowanymi rękami i nogami. Wpatrywałam się w podłogę, płacząc. 

Silas chodził po pomieszczeniu przez dobrych kilka minut. Miał ręce skrzyżowane na piersi. Był wściekły. Buzował złą energią. Na jego przedramionach i dłoniach widziałam ślady krwi zabitego mężczyzny. Dziś ujrzałam swojego męża w innym świetle i nie byłam pewna, czy spodobało mi się to, co zobaczyłam. 

- Dlaczego wybiegłaś do ogrodu, skoro prosiłem cię o to, abyś nie opuszczała sypialni?  

Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego z niedowierzaniem. 

- Moi rodzice nie żyją, a ty pytasz mnie, dlaczego wybiegłam z domu? 

Silas podszedł do mnie. Uklęknął przede mną na jedno kolano. Chwycił mnie za podbródek, zbliżając swoją twarz do mojej. 

- Gdybyś tam nie wybiegła, nie zobaczyłabyś ciał swoich rodziców. 

- Zamierzałbyś to przede mną ukrywać, Silasie? Chciałeś nie mówić mi o tym, że moi rodzice umarli? 

Mówiłam ze spokojem, ale było to spowodowane środkiem uspokajającym, który krążył po moim ciele. W środku nie byłam bowiem ani trochę spokojna. Byłam diabelnie przerażona. Nie dochodziło do mnie to, że straciłam mamę i tatę. Nie miałam już rodziców. Z tego, co usłyszałam, z rozmowy mężczyzn wynikało, że mój brat wciąż żył, ale byłam tak zafiksowana na punkcie tego, że mama i tata nie żyli, że nie myślałam w ogóle o Finleyu. 

Kręciło mi się w głowie z nadmiaru emocji. Miałam wrażenie, że był to pieprzony koszmar. Mama i tata naprawdę nie żyli. Zostali brutalnie zamordowani. Potraktowani tak, jakby zrobili coś złego, choć byli bardzo dobrymi ludźmi. 

Patrzyłam w niebieskie oczy Silasa, chcąc ujrzeć w nich prawdę. Nie byłam pewna, czy mężczyzna miał mi ją kiedykolwiek ofiarować, ale musiałam naciskać. Zasługiwałam na prawdę. 

- Powiedziałbym ci o tym, kochanie. Nie zataiłbym przed tobą prawdy. 

- Wiesz, że z okna sypialni widziałam, jak zabijasz tego mężczyznę? 

Silas zamarł. Jego oczy zrobiły się nienaturalnie duże, gdy patrzył na mnie z niedowierzaniem. 

- Remi... 

- Widziałam wszystko. Na własne oczy zobaczyłam, jak niebezpiecznym człowiekiem jesteś, Silasie. To jednak nic. Nic w porównaniu z tym, co się wydarzyło. Powiedz mi prawdę. Powiedz mi, dlaczego moi rodzice nie żyją. Tylko nie kłam. 

Silas odwrócił ode mnie wzrok. Oddychał ciężko. Moja dolna warga drżała. Ja cała się trzęsłam. Nie dochodziło do mnie to wszystko. 

- Mam wrogów, skarbie. Wielu wrogów. Fabiano Gottardo jest jednym z nich. Jakimś sposobem musiał dowiedzieć się, że mam żonę. Sam nie mam już rodziców, których śmierć miałaby mnie ubodnąć, więc Gottardo skupił się na tobie. Nie wiem, co powiedzieć, Remi. Jestem zdruzgotany. 

To ja byłam zdruzgotana. 

- Co z moim bratem? 

Silas pogładził kciukiem mój podbródek.

- Finley jest cały. Jest bezpieczny. 

Przynajmniej na razie. 

- Skarbie, przysięgam, że do czasu telefonu Toby'ego, nie miałem pojęcia o tym, co przydarzyło się twoim rodzicom. Toby niczego mi nie mówił, nie chcąc mnie denerwować. Ciała twoich rodziców musiały zostać tu przywiezione aż ze Stanów. Obiecuję ci, że pomszczę ich śmierć, dziecinko. Zrobię wszystko, aby Gottardo cierpiał. Wiem, że nie wrócę twoim rodzicom życia, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby pomścić ich śmierć. 

- Czyli ty nie masz nic wspólnego z ich śmiercią? 

Silas spojrzał na mnie tak, jakby zabolało go to, że w ogóle o czymś takim pomyślałam. 

- Oczywiście, że nie mam z tym nic wspólnego, Remi. Nie zabiłbym twoich rodziców. Wiem, że wiele razy cię zastraszałem i mówiłem, że odbiorę im życie, ale przysięgam, że nigdy bym tego nie zrobił. Jesteś moją żoną. Kocham cię. Obserwowałem ciebie od lat, a co za tym idzie, obserwowałem także twoich rodziców. Nie ukrywam, że pewnego dnia chciałem się z nimi spotkać. Oczywiście razem z tobą. Na pewno by mnie znienawidzili za to, co ci zrobiłem, ale chciałem tego przede wszystkim dla ciebie. Nie zamierzałem zabierać ci kontaktu z rodziną na zawsze. Tak bardzo mi przykro, Remi. Kurwa, bardzo mi przykro. 

Silas spuścił wzrok. Po jego policzkach spłynęły łzy. 

On płakał. Płakał za moimi rodzicami. Nie mieściło mi się to w głowie. 

- D-dlaczego mieli tyle ran? C-co on im robił? 

- Remi, nie rozmawiajmy o tym teraz. Obiecuję, że o wszystkim ci opowiem, ale nie teraz, słonko. 

Silas przyciągnął moją głowę do swojej tak, że oparł swoje czoło o moje. Ogarnęła mnie rozpacz. 

- Nie mam już rodziny, Silasie. Zostałam sama. 

- Nie mów tak. Masz mnie. Poza tym, masz swojego brata. 

- Oni mogą go zabić... 

Silas pokręcił głową. 

- Sprowadzę go tutaj, Remi. Zrobię to dla ciebie. 

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Pokręciłam głową. 

- Nie zrobisz tego, Silasie... 

- Zrobię. To twój brat. Jedyna rodzina, jaka ci pozostała. Gdy zagrożenie minie, pozwolę mu wrócić do Stanów. Nie będę trzymał go tu z nieskończoność, skarbie. Jeśli zechce zostać, znajdę dla niego dom i pracę. Wszystko zorganizuję. Teraz jednak się o to nie martw. Wyślę moich ludzi do Stanów, aby zabrali stamtąd twojego brata. Nie dyskutuj ze mną na ten temat, Remi. Zrobię to, aby go ochronić. 

Chciało mi się wyć, gdy zrozumiałam, że niebawem miałam zobaczyć Finleya. Niesamowicie za nim tęskniłam. Myślałam, że już nigdy go nie ujrzę. Finley na pewno miał być na mnie bardzo zły za to, co zrobiłam, ale miałam nadzieję, że mi wybaczy. Chciałam, aby zrozumiał, dlaczego wyszłam za Silasa i stałam się jego niewolnicą, ale i kochanką.

- Silasie, co teraz będzie? 

Czułam się beznadziejnie. Miałam wrażenie, że był to koniec. Nie wyobrażałam sobie mojego życia w tym momencie. Może miałam jeszcze Finleya, ale nie miałam rodziców. Straciłam swoją największą podporę. Już nigdy więcej miałam nie porozmawiać z rodzicami. Z ludźmi, którzy mnie wychowali i sprawili, że stałam się takim, a nie innym człowiekiem. 

Płakałam bezsilnie. Silas ścierał kciukami łzy z moich policzków. Mimo bólu głowy, nie byłam w stanie przestać płakać. Tego było po prostu za wiele. 

- Czy gdybyś mnie nie porwał, oni nie zostaliby zabici? Prawda? 

Silas przygryzł dolną wargę, zduszając cisnące mu się na usta przekleństwo. 

- Kochanie... 

- Czasu nie cofniemy - powiedziałam, choć bolało mnie z tego powodu serce. - Nie wiem, co mam ze sobą zrobić, Silasie. Jestem wściekła.

- Pozwól, abym to ja się tobą zaopiekował, kruszynko - rzekł łamiącym się głosem. - Obecnie przeżywasz szok. Zajmę się tobą. Może nie jestem idealnym panem, ale staram się. Muszę robić, co w mojej mocy, aby moja żona czuła się ze mną bezpieczna. Pozwól sobie pomóc, Remi. Dam ci wszystko, czego potrzebujesz. Przepraszam, że cię skułem i podaliśmy ci środek uspokajający, ale mam nadzieję, że rozumiesz, dlaczego to zrobiliśmy. 

Skinęłam nieznacznie głową. Wiedziałam, dlaczego to się stało, co nie zmieniało faktu, że czułam się strasznie. 

- Co będzie z ich ciałami? 

Ciałami. Jak to okropnie brzmiało. 

- Urządzimy twoim rodzicom godny pogrzeb. O to nie musisz się martwić. Spoczną w Bhutanie chyba, że chcesz, aby ich ciała wróciły do Stanów.

- Chcę, żeby zostali pochowani tutaj - wyszeptałam, nie dowierzając w to, że ten koszmar dział się naprawdę. - Nigdy więcej nie opuszczę Bhutanu, więc chciałabym, aby moi rodzice byli blisko mnie, żebym mogła często ich odwiedzać. Może to z mojej strony samolubne, ale bardzo chciałabym, aby byli tak blisko, jak to możliwe. 

Po tych słowach odcięłam się od tego, co się działo. Nie dowierzałam w to, gdzie doprowadziło mnie moje życie. Wizja tego, że niebawem miałam pożegnać swoich rodziców, była dla mnie prawdziwym koszmarem. Gdyby mama i tata umarli z przyczyn naturalnych, z pewnością nie przeżywałabym tego tak bardzo. Byłoby mi niesamowicie przykro, ale czym innym była śmierć naturalna, a czym innym było świadome sprowadzenie śmierci na swoich rodziców. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top