28

Remi

Słuchałam śpiewu ptaków, rysując samolot. Nigdy wcześniej nie rysowałam samolotu, ale miałam wrażenie, że rysowałam go dlatego, aby pomarzyć sobie o powrocie do domu. 

Zaciskałam mocno palce na ołówku. Pewnie zbyt mocno, ale nie dbałam o to. Nie chciałam połamać ołówka, gdyż nie był niczemu winny, jednak miałam jeszcze mnóstwo ołówków. Mogłam więc łamać je do woli. Szanowałam jednak to, co miałam i nie chciałam niszczyć tych rzeczy. Nawet, jeśli kupił je dla mnie mój porywacz. 

Byłam na siebie wściekła za to, co zrobiłam podczas spaceru z Silasem. Nie powinnam była od niego uciekać. Przecież wiedziałam, że nie dam rady zwiać, ale i tak spróbowałam. To było głupie i nieodpowiedzialne. Miałam szczęście, że mój mąż mnie za to nie ukarał. 

Po chwili poczułam, jak do moich oczu napływają łzy. Mrugałam szybko, żeby się ich stamtąd pozbyć. 

Nagle jedna z łez spłynęła po moim policzku i potoczyła się w dół, spadając na kartkę z rysunkiem. Jedno z okien samolotu się rozmazało. Prędko odsunęłam od siebie rysunek, nie chcąc jeszcze bardziej go zniszczyć. 

Schowałam twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, co powinnam robić. Z jednej strony chciałam pójść do domu, do Silasa i poprosić go, aby mnie przytulił. Na pewno uważałby mnie za słabą, ale potrzebowałam go. Silas był moim pieprzonym mężem. Miał obowiązek się mną zajmować. W szczególności po tym, jak bardzo mnie skrzywdził. 

- Cześć, zwierzaczku. 

Podniosłam gwałtownie głowę. Poczułam, jak moje serce zaczyna bić bardzo szybko. 

Przede mną stał Toby. Mężczyzna, który wczoraj na mnie nakrzyczał, był tutaj. 

- Mogę się do ciebie przysiąść, Remi? 

Skinęłam głową, gdyż nie chciałam być niegrzeczna. Toby był moim porywaczem. To on mnie wybrał. Może był wobec mnie miły, jednak wczoraj przesadził. Choć z drugiej strony, ja również przegięłam. Nie powinnam padać przed nim na kolana i prosić go o pomoc, aby pomógł mi wrócić do domu. Teoretycznie wiedziałam o tym, że już nigdy więcej miałam nie zobaczyć własnych rodziców i ich przytulić, jednak jeszcze to do mnie nie dochodziło. 

Toby usiadł na przeciwko mnie. Ostrożnie sięgnął po mój rysunek samolotu i gwizdnął z podziwem. 

- Piękny samolot, skarbie. Czy to ten, którym tutaj przylecieliśmy? 

Pokręciłam przecząco głową. Gardło zacisnęło mi się tak bardzo, że nie byłam w stanie nic powiedzieć. 

- Chciałem cię przeprosić za to, co powiedziałem i zrobiłem wczoraj, Remi - odrzekł, odkładając rysunek na stół. - Nie chciałem się tak wobec ciebie zachować. Puściły mi nerwy. Wiem, że nie powinienem tak się do ciebie odzywać, zwierzaczku. Zachowałem się jak skurwiel i bardzo cię za to przepraszam. Jesteś dla mnie ważna, Remi. Czy zraniłem cię, gdy cię kopnąłem? 

Pokręciłam przecząco głową. 

- I tak przepraszam. Nie chciałem tego zrobić. Przykro mi. 

- To nic, Toby. Nie musi być ci przykro. Nie traktuj mnie jak kogoś ważnego. Jestem tylko niewolnicą Silasa. 

- Nieprawda. Wcale nie jesteś jego niewolnicą, Remi. Jesteś jego żoną. 

- Czy to ma jakieś znaczenie? - spytałam, wsuwając dłonie między uda i mocno je ściskając. 

- Owszem. Ma. Powinnaś mieć o sobie lepsze zdanie, bo jesteś cudowną osobą. Powinnaś siebie szanować, Remi. Jesteś wspaniała i nigdy w to nie wątp. 

- Łatwo ci mówić - prychnęłam, kręcąc głową ze łzami w oczach. - Dla ciebie to może proste, ale dla mnie nie. Jutro ma się odbyć mój pogrzeb, Tobiasie. Pogrzeb, który tak naprawdę będzie należał do innej dziewczyny. Nie wiem, co mam o tym myśleć. Boli mnie to, że moi rodzice... 

Głos mi się załamał. Toby wstał i przesiadł się na ławeczkę, na której siedziałam ja. Mężczyzna objął mnie ramieniem i przyciągnął do swojej piersi. 

- To zrozumiałe, że martwisz się o rodziców. Kochasz ich i nie chcesz, aby było im przykro. 

- Czasami mam tego dość, Toby. To wciąż do mnie nie dochodzi. Wiem, że nie mam szans na to, żeby wrócić do domu, ale... 

- Pozwól, że coś ci powiem, zwierzaczku - rzekł, głaszcząc mnie po ramieniu. - Wiadomo, że mówi się, iż nadzieja umiera ostatnia. Czasami jednak należy pozwolić nadziei odejść od nas szybciej. Jesteś racjonalną, mądrą dziewczyną. Wiesz, co się tutaj dzieje i na pewno zdajesz sobie sprawę z tego, że stąd nie uciekniesz. Jesteś żoną Silasa, Remi. Wiem, że nie jest on twoim wymarzonym mężczyzną, ale to twój mąż. Uwierz mi, że znam go od lat i wiem, kiedy w jego sercu coś się dzieje. Może Silas jeszcze cię nie kocha, ale niewątpliwie się w tobie zakochuje. Oddaje ci swoje serce. Lata temu jego serce zostało brutalnie złamane, ale Silas się nie poddał. Może sprzedał duszę diabłu, ale to człowiek, który jest wart miłości. Może to ty go uszczęśliwisz, Remi. Proszę cię, daj sobie szansę. Daj szansę również jemu. 

- Nie mogę. Nie mogę... 

- Możesz, Remi - rzekł, przyciskając usta do czubka mojej głowy. - Możesz i jestem pewien, że to zrobisz. Po prostu przestać ze sobą walczyć, bo to nie ma sensu, zwierzaczku. Silas będzie się tobą dobrze zajmował. Pozwól sobie na miłość. 

- Łatwo ci mówisz, wiesz? On mnie... 

Obrazy naszej pierwszej wspólnej nocy uderzyły we mnie jak rozpędzony samochód wyścigowy. To bolało. To wszystko cholernie mocno mnie bolało. 

Pragnęłam być silna. Chciałam być jedną z tych kobiet dumnie chodzących po ziemi. Marzyłam o tym, aby być szczęśliwa, ale bałam się, że moje szanse na szczęście zostały bezpowrotnie przekreślone. 

Silas nie był dla mnie najgorszy. Zajmował się mną. Pomagał mi się myć, robił mi jedzenie, przytulał mnie i trzymał za rękę. Jego wygląd był absolutnie przerażający, ale starałam się dostrzec w nim coś poza tymi paskudnymi tatuażami. Ten mężczyzna sam naznaczył mnie tatuażem i tego nigdy miałam mu nie wybaczyć. Wcale nie musiał tego robić, ale ubzdurało mu się, że jednak to uczyni. 

Zrobiło mi się zimno. Objęłam się rękoma w pasie, wciąż wtulając policzek w pierś Tobiasa. 

- Zanosi się na deszcz. Może weźmiemy twój szkicownik do domu? 

- Nie zależy mi na tym. I tak zapaskudziłam rysunek swoją łzą. 

Toby wziął do ręki rysunek samolotu i przyjrzał mu się, marszcząc brwi.

- Mam wrażenie, że dzięki tej łzie ten rysunek wygląda jeszcze lepiej, kochanie. Pokazuje prawdziwą ciebie. Twoje emocje związane z porwaniem. 

Może miał rację, ale ja i tak nienawidziłam tego rysunku. 

- Jeszcze raz chciałbym przeprosić cię za to, jak się wczoraj zachowałem, zwierzaczku. Obiecuję, że będę nad sobą panował i nigdy więcej tak się nie zachowam. Popełniłem błąd i bardzo go żałuję. 

- Miałeś rację. Zachowałam się głupio. Nie wiem, co sobie myślałam. Przecież i tak nie pomógłbyś mi wrócić do domu, Tobiasie.

Mężczyzna nic nie odpowiedział. Zamiast tego wstał i zebrał w dłonie mój szkicownik, a także ołówki. Wyciągnął do mnie wolną rękę, a ja niepewnie ją złapałam i pozwoliłam, aby Toby zaprowadził mnie do domu. 

Wciąż mu nie ufałam. Toby był dla mnie zagadką. Obawiałam się go. Gdy mnie porwał, byłam w szoku. Początkowo myślałam, że to jakiś żart albo pomyłka. To nie mogła być bowiem prawda, abym została porwana ze swojego osiedla w biały dzień. Byłam wtedy zagubiona po rozstaniu z Ryanem i może dlatego nie uważałam, jak trzeba. Miałam o to do siebie wyrzuty sumienia. Może gdybym była bardziej uważna i ostrożna, nie doszłoby do ostateczności. 

Mleko się jednak rozlało. Byłam niewolnicą Silasa. Jego żoną. 

Wyszłam za mąż za człowieka, który zabijał ludzi. Mieszkałam w Bhutanie, czyli azjatyckim kraju, o którym nie wiedziałam prawie nic. Byłam bardzo daleko od domu. Dowiedziałam się, że moi rodzice tak naprawdę nie byli moimi rodzicami. Jutro za to miał odbyć się mój pogrzeb. Tego wszystkiego było za wiele. 

Może pogrzeb miał być czymś dobrym dla rodziców. Oczywiście żadnemu rodzicowi nie życzyłam morderstwa własnego dziecka, ale życie bywało nieobliczalne. Silas wszystko odpowiednio obmyślił i starannie przygotował plan. Wiedział, co robić. Może na takiego nie wyglądał, ale był cholernie inteligentny. 

Nie chciałam, aby rodzice się ze mną żegnali, ale dzięki temu pogrzebowi mogli mieć szansę pójścia dalej. Nie chciałam, aby mnie opłakiwali, choć wiedziałam, że i tak będą to robić. Miałam kochanych rodziców i wspaniałego brata. Bolało mnie to, że nigdy nie zobaczę, jak Finley bierze ślub. Nigdy więcej nie będę rozmawiała z Denise o chłopakach. Nigdy więcej nie pójdę na studia. Może były to rzeczy, za którymi inni ludzie by nie tęsknili, ale dla mnie był to cios prosto w serce. Serce, które i tak było już złamane. 

- Już jesteście. 

Silas gotował obiad. Podeszłam do niego, a Toby puścił moją rękę. Nie wiedziałam, co miał sobie pomyśleć o moim zachowaniu mój mąż, ale podszedłszy do niego, przytuliłam go.

Zamknęłam oczy. Pozwoliłam, aby mój mąż otoczył mnie ramionami i do siebie przyciągnął. Silas złożył pocałunek na czubku mojej głowy. 

- Wszystko w porządku, Remi? 

Skinęłam głową w jego pierś. 

- Chyba tak. 

- Nie spodziewałem się, że się do mnie przytulisz, ale bardzo się cieszę. Dziękuję ci za to, aniołku. 

- Co robisz? - spytałam, odsuwając się od niego, aby spojrzeć na garnki. 

- Postanowiłem przygotować brokuły, kaszę i mięso na parze. 

- Czy to z mojego powodu? Nie musisz jeść zdrowo dlatego, że ja tak muszę jeść. 

Silas położył dłoń na mojej głowie, lekko mnie głaszcząc. 

- To nie ma nic wspólnego z tobą, żoneczko. Chcę o ciebie dbać, a przy okazji mogę zadbać trochę o siebie. Nic się nie martw. Poza tym to dobre jedzenie, prawda Toby?

- Kurwa, oczywiście, że tak. Mam nadzieję, że coś też dostanę - rzekł Tobias, odkładając na blat pod oknem mój szkicownik wraz z ołówkami. 

- Dla ciebie będą resztki - rzekł Silas, zwracając się do swojego przyjaciela. - Remi, co tam narysowałaś?

Oparłam się plecami o lodówkę i zasłoniłam wytatuowaną część twarzy włosami. Na szczęście Silas nie nalegał na to, abym chodziła po domu ze spiętymi włosami. Nie chciałam tego robić. Wiedziałam o tym, że wyglądałam źle i chciałam móc zakryć się tak bardzo, jak to możliwe. Moja pewność siebie obecnie leżała i kwiczała. Czułam się koszmarnie, ale przez większość dnia po prostu nie myślałam o tym paskudnym tatuażu.

- Samolot, ale zapaskudziłam rysunek. 

Silas zmarszczył brwi. Odłożył łyżkę, którą mieszał brokuły i podszedł do mojego szkicownika. Otworzył go na pierwszej stronie i spojrzał na rysunek. 

- Masz talent, Remi. To piękne dzieło.

- Wcale nie - zaprotestowałam, gdyż nie znosiłam tego, kiedy ktoś mnie chwalił. - Poza tym, i tak zniszczyłam ten rysunek. 

- Nieprawda. Ta łza dużo mówi, kochanie. Uważam, że masz talent i powinnaś ćwiczyć.

Ugryzłam się w język. Nie mogłam powiedzieć tego, co chodziło mi po głowie. 

- Niby po co? - spytałam jednak, nie będąc w stanie zachować milczenia. - Nie mam powodu, aby dbać o swój talent, Silasie. I tak nikt nigdy go nie zobaczy.

- To nie musi być prawda - rzekł mój mąż, odkładając szkicownik na miejsce. Silas podszedł do mnie i objął dłońmi moją twarz. Spojrzał mi w oczy, a ja przygryzłam dolną wargę tak, aby nic nie powiedzieć. - Twój talent może zostać dostrzeżony, Remi. Mam znajomości. Mam pieniądze. Mogę zorganizować dla ciebie wystawy w najważniejszych muzeach na świecie. Widzę, że masz talent. Stworzyłaś ten zachwycający rysunek w pół godziny. Gdybyś miała więcej czasu, zrobiłabyś coś oszałamiającego. Coś, co powaliłoby ten świat na kolana. Jesteś artystką, a ja mogę zapewnić ci zasłużony rozgłos. Wiem, że zapewne się nie zgodzisz, bo taki właśnie masz charakter, ale chcę to dla ciebie zrobić. Chcę, żeby świat cię dostrzegł. Pragnę, żeby ludzie cieszyli oczy twoim talentem. Powiedz mi, czy ty nie chciałabyś tego samego? 

Skinęłam nieznacznie głową, gdyż to właśnie było to, o czym marzyłam. 

- Chciałabym tego, Silasie, ale jak zamierzasz to zrobić, skoro chcesz trzymać mnie tu zamkniętą przed światem? 

- Na pewno wystawilibyśmy twoje prace pod pseudonimem, Remi. Wysłałbym na miejsce wystawy swoich informatorów tak, aby udokumentowali oni reakcje obserwatorów. Wiem, że to nie to samo, co osobiste zwiedzanie galerii, ale zrobię dla ciebie, co mogę. Chcę, abyś była szczęśliwa, kotku. Zrobię dla ciebie wszystko. 

- Chyba prawie wszystko.

Zaśmiał się ze smutkiem, składając pocałunek na moim czole. 

- Masz rację, Remi. Prawie wszystko. 

- Na razie nie chcę o tym myśleć - wyznałam, potrząsając głową. - Mam inne rzeczy na głowie.

- Remi...

- Wszystko w porządku, Silasie - oznajmiłam, choć go okłamałam. Nic bowiem nie było dobrze. - Muszę przeżyć jutro, aby myśleć o tym, co robić dalej. 

Wiedział, co miałam na myśli. 

Mój pogrzeb. 

Coś, czego miałam nie przeżyć bezpośrednio, ale na co i tak nie byłam gotowa. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top