26

Remi

Po prysznicu, który wzięliśmy razem, zeszliśmy na dół na śniadanie. Silas uparł się, że zrobi dla mnie posiłek, choć nie chciałam być przez niego tak traktowana. Może inna dziewczyna znajdująca się na moim miejscu czułaby się jak księżniczka, ale ja czułam się jeszcze bardziej jak niewolnica. 

Nie walczyłam jednak z Silasem, gdyż nauczyłam się już, że walka z nim była jak walka ze ścianą. Nie było sensu prosić go o coś, na co on i tak nie miał się zgodzić. Nie miałam na myśli tylko kwestii przyrządzenia śniadania, ale także tego, że nie mogłam wrócić do domu. 

Siedziałam przy kuchennym stole i bawiłam się obrączką. Byłam zdenerwowana spacerem po okolicy. Miałam nadzieję, że uda nam się kogoś spotkać, a wtedy będę mogła poprosić o pomoc. Byłam w stanie zrobić wszystko, aby wrócić do domu. Do rodziców, którzy już jutro mieli mnie na zawsze pożegnać. 

Nie chciałam myśleć o tym fikcyjnym pogrzebie, aby się nie załamać. Musiałam być silna. Jeśli nie dla siebie, to dla mamy i taty. Dla ludzi, którzy może nie byli moimi biologicznymi rodzicami, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Kochałam ich. Byli dla mnie wszystkim. Nawet, jeśli nigdy więcej miałam ich nie zobaczyć, to byłam wdzięczna za spędzone z nimi lata. 

Wracając jednak do spaceru, miałam szansę na to, aby sprawdzić zabezpieczenia panujące w domu Silasa. Mogłam dowiedzieć się, jakim sposobem on i Toby wjeżdżali na teren posiadłości i z niej wyjeżdżali. Wszystko kryło się za drzwiami prowadzącymi do piwnicy. 

Silas postawił na stole dwa talerze z jajecznicą na szynce. Zrobił nam także herbatę. Usiadł na przeciwko mnie i uśmiechnął się lekko. 

- Smacznego, żono. Mam nadzieję, że będzie ci smakowało. 

Byłam głodna, więc zjadłam wszystko. Musiałam przyznać, że Silas był naprawdę dobry, jeśli chodziło o przygotowywanie jedzenia. 

- Proszę, weź potem leki - rzekł, wstając na moment i przynosząc mi starannie podzielone na każdy dzień lekarstwa i szklankę wody. 

- Silasie... 

- Tak, kotku? 

- Dlaczego tak się mną opiekujesz? Czy to normalne dla mordercy? 

Mój mąż wybuchnął śmiechem. Pokręcił z niedowierzaniem głową. 

- Od zawsze chciałem mieć kogoś, kim będę mógł się opiekować, aniołku. Podobała mi się wizja troszczenia się o kogoś i cieszę się, że nareszcie mogę spełnić swoją małą fantazję. 

Zdziwiłam się. Zwykle to ludzie chcieli, aby to im usługiwano i się nimi zajmowano, a nie odwrotnie. Może jednak Silas postrzegał świat trochę inaczej. Może w jego mniemaniu opieka nad kimś słabszym była czymś interesującym. Nie oceniałam go za to. Nauczyłam się już, że zrozumienie Silasa było niemożliwe. 

Po śniadaniu mój mąż posprzątał, a ja popiłam leki wodą. Obiecałam sobie, że będę je regularnie przyjmować, aby zadbać o swoje zdrowie. Nie chodziło tylko o możliwość posiadania dzieci w przyszłości, ale po prostu o to, abym czuła się ze sobą tak dobrze, jak to możliwe. Planowałam długie życie. Choć nie byłam pewna, czy miałam możliwość długo pożyć przy kimś takim jak mój mąż. 

Kiedy Silas wrócił do stołu i przy nim usiadł, wziął w dłonie kubek z herbatą. 

- Na spacerze będą obowiązywać zasady, o których chcę z tobą porozmawiać. 

- Zasady? - spytałam, czując się jak w szkole. 

- Tak, kochanie. Muszę zapewnić ci bezpieczeństwo. Będziesz ze mną skuta. Będziemy mieli skute nadgarstki tak, abyś ode mnie nie uciekła. Zanim to jednak nastąpi, będę musiał zaprowadzić cię do piwnicy, abyśmy mogli wyjść tamtędy z domu. W piwnicy znajduje się mnóstwo zabezpieczeń, Remi. Z oczywistych względów nie będę ci o nich mówił. Nie mogę jednak pozwolić na to, abyś cokolwiek zobaczyła lub usłyszała. Dlatego do piwnicy zniosę cię na rękach. Będziesz miała opaskę na oczach i słuchawki wygłuszające na uszach. Po wyjściu z domu to z ciebie zdejmę. Potem skuję nasze nadgarstki i pójdziemy na spacer, dobrze? 

Zaskoczyło mnie to, ale rozumiałam jego obawy. Silas sprawił, że poczułam się źle. 

- Nie ufasz mi? 

Mój mąż westchnął ciężko. 

- Skarbie... 

- Rozumiem cię - powiedziałam, machając lekceważąco ręką. - Naprawdę, Silasie. Cieszę się, że i tak mnie ze sobą zabierzesz. Możesz robić, co chcesz. 

Starałam się ukryć ból w swoim głosie. Nie miałam jednak pretensji do Silasa. Mój mąż mnie nie znał. Nie miał pojęcia, kim byłam i jak zachowywałam się w konkretnych sytuacjach. Nie znałam go dobrze, ale już miałam przed sobą pewien jego obraz. 

- Nie gniewaj się na mnie, kwiatuszku. To kwestie bezpieczeństwa. 

- Nie gniewam się. Dobrze, że nie chcesz założyć mi obroży na szyję i tak wziąć mnie na spacerek.

Silas parsknął śmiechem. 

- Kochanie, dałaś mi świetny pomysł. Nie pogniewałbym się, gdybyśmy to zrobili. 

- Silasie, nie... 

- Spokojnie - powiedział, wstając od stołu i podchodząc do mnie, aby podać mi rękę. - Nie zrealizujemy tej fantazji teraz, laleczko. Mam jednak pojemną głowę, w której znajduje się mnóstwo pomysłów na to, jak moglibyśmy się pobawić. Teraz chodź ze mną. Mamy przed sobą piękny dzień. 

Mój mąż zaprowadził mnie do salonu. Tam założył mi na oczy opaskę, a potem założył mi słuchawki wygłuszające. Nie słyszałam absolutnie nic. Nie chciałam panikować, ale i tak oddychałam ciężko i nieznacznie drżałam. Bałam się, ale nie wiedziałam czego. Może martwiłam się o to, że na zewnątrz, poza domem, Silas stanie się wobec mnie inny. Może obawiałam się tego, że mężczyzna mnie komuś odda albo sprzeda. Bałam się i miałam ku temu podstawy. 

Silas wziął mnie na ręce. Zarzuciłam mu ręce na szyję i mocno się w niego wtuliłam, aby nie spaść. Poczułam, jak mój mąż całuje mnie w czubek głowy. Nagle poczułam, jak zaczyna schodzić niżej. 

Trzymałam się go mocno w obawie, że mnie puści. Silas jednak trzymał mnie bardzo mocno. 

Przejście przez jego piwnicę zajęło sporo czasu, a może po prostu mi się to tak ciągnęło. Silas ciągle się gdzieś zatrzymywał i się kręcił. Byłam ciekawa, czy chodziło o zabezpieczenia, czy może celowo chciał mnie ogłupić, abym nie wiedziała, jak opuścić jego dom. To znaczy więzienie. 

W końcu poczułam na twarzy powiew świeżego powietrza. Silas postawił mnie na ziemi. Zdjął mi słuchawki, a ja ściągnęłam sobie opaskę, gdyż byłam zniecierpliwiona. 

Rozejrzałam się po okolicy. Przed moją twarzą znajdował się mur. Mur, za którym był dom.

Ekspresowo rozejrzałam się po tym miejscu. Okazało się, że dom Silasa otaczał gęsty las. Widziałam tutaj jednak jedną wąską dróżkę, którą można było pójść w głąb lasu. 

- Nie szukaj ucieczki, kochanie. 

Po chwili poczułam, jak wokół mojego nadgarstka zaciska się bransoleta. Silas spiął nasze nadgarstki za pomocą kajdanek, po czym złapał mnie za rękę. 

- N-nie wiem, czy to dobry pomysł. 

- Mówisz o kajdankach, skarbie? One są konieczne. 

Potrząsnęłam głową. Wbrew temu, co myślał, chodziło mi o coś innego. 

- Ten las. Ja...

- Nie bój się. Może jestem mordercą, ale nie prowadzę cię do lasu po to, aby cię zabić. 

Zaśmiał się, jednak mi nie było wcale do śmiechu. 

Silas pociągnął mnie w stronę lasu. Poszłam tam za nim. 

Weszliśmy w głąb lasu. Bałam się, że będzie tutaj ciemno i potwornie, ale słońce świeciło przez korony drzew i było nawet przyjemnie. Słyszałam śpiew ptaków i cieszyłam się ich wolnością. Miały prawdziwe szczęście. Na swoich skrzydłach mogły odlecieć daleko. Tam, gdzie nikt by ich nie znalazł. Ptaki były wolne, ale ja byłam zniewolona. Jakie to było przykre. 

Trzymałam mocno Silasa za rękę. Mój mąż podśpiewywał sobie pod nosem. Co jakiś czas na niego zerkałam. Uśmiechał się. Wydawał się być szczęśliwy.

Nie dziwiłam mu się. Dopóki mnie tu sobie nie porwał, był samotny. Miał Tobiasa, ale to nie to samo co towarzystwo kobiety. Nie rozumiałam jednak, dlaczego Silas postanowił porwać akurat mnie. Cóż, tak właściwie to Toby mnie porwał, ale Silas musiał zaakceptować jego wybór. 

Gdybym była na jego miejscu i gdybym zdecydowała się na porwanie człowieka, wybrałabym kogoś do bólu atrakcyjnego. Nie, żebym kiedykolwiek kogoś porwała, gdyż był to okrutny czyn. Wchodząc jednak w umysł Silasa, wybrałabym kogoś pięknego. Śliczną, wysoką i smukłą kobietę. Silas bowiem był przerażający i nie miałby szans z taką kobietą w prawdziwym życiu. Chyba każda by od niego uciekła. Chyba, ale mogłam się mylić. 

- Opowiedz mi o swojej pracy. 

Mój mąż spojrzał na mnie jakby z niedowierzaniem.

- Naprawdę mam ci opowiedzieć o swojej pracy teraz, gdy prowadzę cię do lasu? Remi, czy ty aby na pewno nie jesteś wielbicielką horrorów? 

- Nienawidzę horrorów. Muszę z tobą porozmawiać, bo zaraz oszaleję. 

- Boisz się, Remi? 

Oczywiście, że się bałam, a on o tym z pewnością wiedział. Mój mąż pogłaskał mnie pocieszająco kciukiem po wierzchu dłoni. 

- Nie musisz się bać, Remi. Nie przywiążę cię do drzewa i cię nie zostawię. 

- Nawet tak nie mów, bo zaraz wrócimy do domu!

- Ach, czyli wolisz wrócić do domu, niż tutaj być? 

- Silasie, nie drocz się ze mną! 

Krzyknęłam na niego. Kilka ptaków znajdujących się w koronach drzew uciekło. Spuściłam głowę ze wstydem, gdy dotarło do mnie, że nawet ptaki ode mnie uciekały. Nikt już mnie nie chciał. 

Silas zatrzymał się w miejscu. Objął wolną dłonią mój policzek i delikatnie mnie pogłaskał. 

- Tylko sobie żartuję, skarbie. Mam wiele fantazji, ale nie spełnię ich z tobą, dopóki nie wyrazisz na to zgody. Jeśli w ogóle kiedykolwiek się na to zdecydujesz. Chciałbym dać ci wszystko, co najlepsze, ale niektóre z moich fantazji są trochę mroczne. 

- Jak bardzo? 

Mój mąż parsknął śmiechem. 

- Bardzo, kochanie. Nie będę ci jednak o tym opowiadał, aby cię nie stresować. Ty raczej wolisz delikatne pieszczoty, prawda? 

Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam bowiem, jakie były moje fantazje. 

W mojej głowie znajdowało się mnóstwo fantazji dotyczących delikatnych, romantycznych pieszczot. Byłam jedną z tych dziewczyn, które marzyły o tym, aby chodzić na randki z ukochanym na plażę, aby całować się w promieniach zachodzącego słońca. Marzyłam o tym, aby mój chłopak przynosił mi kwiaty i abyśmy żyli długo i szczęśliwie. Chciałam czegoś prostego, ale jednocześnie czegoś, co było dla mnie nieosiągalne. 

Było mi smutno, że moje fantazje nigdy nie miały się spełnić. Jednak Denise, moja przyjaciółka, była bardzo otwarta w sprawie seksu i eksperymentów. Lubiła klapsy, wiązanie i klękanie przed partnerem. Czasami zazdrościłam jej tej pewności siebie i tego, że nie wstydziła się mówić o tym, czego pragnęła. Ja jednak taka nie byłam. 

Czasami myślałam jednak o tym, co by było, gdyby chłopak mnie związał i zdał na swoją łaskę. Robiło mi się mokro, gdy zastanawiałam się nad tym, co by było, gdyby mój ukochany przełożył mnie przez swoje kolana i sprał mi tyłek. 

Jednak po kilku dniach z Silasem dotarło do mnie, że to nie było to. Aby się komuś oddać, należało ufać tej osobie. Należało ją kochać i czuć się przy niej bezpiecznie. Może więc chodziło właśnie o to. 

- Sama nie wiem, co lubię. Chyba nic. 

- Nic? - spytał, przysuwając się tak blisko, że poczułam jego oddech na swoim czole. - Musisz coś lubić, Remi. Życie jest po to, aby dobrze się bawić. 

Przygryzłam dolną wargę, aby nie powiedzieć tego, co siedziało z tyłu mojej głowy. 

- Silasie... 

- Nie popisałem się jak do tej pory, ale się zmienię. Będę dla ciebie dobry, Remi. 

- Jak możesz być dla mnie dobry? - spytałam drżącym głosem. - Przecież ty... 

Moje ramiona zaczęły się trząść. Nie chciałam płakać. Naprawdę nie zamierzałam się rozpłakać, ale to było takie trudne. 

Bałam się go. Cholernie mocno bałam się Silasa. Chciałam wrócić do domu. Do bezpiecznego miejsca, w którym nikt by mnie nie skrzywdził. Gdyby nie została porwana, wydarzyłoby się mnóstwo pięknych rzeczy. Mogłam mieć cudowne życie. Moje marzenia miałyby szansę się spełnić, a teraz? 

- Remi? Popatrz na mnie. 

Potrząsnęłam głową. 

- Kochanie, proszę.

Po moich policzkach spłynęły łzy. Przeklęłam cicho. Byłam na siebie wściekła za to, że nie mogłam nad sobą zapanować. 

- Kurwa. Wrócimy do domu, dobrze? Następnym razem pójdziemy na dłuższy spacer, słońce. 

- Silasie, nie. Ja tylko... 

Uniósł mój podbródek wolną ręką i spojrzał mi w oczy. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie smutku. 

- Nie przejmuj się mną, Silasie. Jakoś sobie poradzę, wiesz? Staram się być silna, ale mi to nie wychodzi. Chciałabym być bohaterką swojej własnej powieści, ale sądzę, że to mi się nie uda. Nigdy nie będę na prowadzeniu. Zawsze będę tą drugoplanową bohaterką, która była zbyt słaba, aby o siebie zawalczyć. Szkoda, że tak jest, ale nie zmienię się. Jestem przegrana. Po prostu muszę się z tym pogodzić. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top