19

Silas

Remi wierciła się na fotelu. Istniały dwa powody, dla których to robiła. Moja ukochana mogła czuć ból pośladków po klapsach, które jej zafundowałem, a może po prostu obawiała się ze mną porozmawiać. Istniała także możliwość, że chodziło o obie te rzeczy.

Moja księżniczka patrzyła na leki, które rozłożyłem na stole. Byłem na nią zły, ale jednocześnie nie. Tak naprawdę nie dałem Remi możliwości do powiedzenia mi, co jej dolegało. Powinienem na początku zapytać ją o ewentualne choroby, ale tego nie zrobiłem. To była moja wina. To był mój błąd, czego bardzo żałowałem.

Było mi wstyd, że nie zadbałem o swoją żonę tak, jak trzeba, ale miałem zamiar to naprawić. Już nigdy więcej nie zamierzałem jej zaniedbywać. 

Było mi przykro, że Remi chorowała. Po jej lekach nie wywnioskowałem do końca, o co chodziło, ale miałem swoje przypuszczenia. Poprosiłem więc ją o to, aby wszystko mi wyjaśniła. Komunikacja w każdym związku była podstawą zdrowej relacji. Ja to zaniedbałem. To była tylko moja wina, że nie zatroszczyłem się o leki dla Remi, ale ulżyło mi, że nie powiedziała mi o tym dopiero za kilka dni. Gdyby dłużej trzymała przede mną w tajemnicy swoją chorobę, byłbym wściekły. 

Gdy moja żona powiedziała mi, że być może nie będzie mogła mieć w przyszłości dzieci, moje serce chyba przestało pracować. Być może umarłem. Tak przynajmniej się czułem. 

- Słucham?

Remi nie była w stanie usiedzieć na pośladkach. Moja dziewczynka zsunęła się z fotela. Nie chciałem, aby dzielił nas ten pieprzony stół. Dlatego go przestawiłem i uklęknąłem na przeciwko Remi. 

- Kochanie? Opowiedz mi, co się z tobą dzieje. 

Moja żona potrząsnęła głową. Chwyciłem ją delikatnie za ręce. 

- Księżniczko, muszę wiedzieć, o co chodzi. 

- Mam insulinooporność - wyznała, a ja zmarszczyłem brwi. - To stan przed cukrzycą. Istnieje szansa, że nie zachoruję na cukrzycę, ale muszę stosować odpowiednią dietę i brać leki. Osoby z cukrzycą i insulinoopornością mogą zachodzić w ciążę, ale mój przypadek jest szczególny. Mam jeszcze inne dolegliwości, które niosą ze sobą ryzyko, że nie zajdę w ciążę. Jeśli jednak zaszłabym w ciążę, byłaby ona zagrożona. Dziecko mogłoby umrzeć na początku ciąży. Nie mówiłam o tym nikomu. Nawet mój brat o tym nie wiedział. Nie chciałam, aby inni się o mnie martwili. 

Pogłaskałem ją po dłoniach. Było mi przykro widzieć ją w takim stanie. 

Przyciągnąłem dłonie Remi do ust i złożyłem na nich pocałunki. Było mi smutno, ale to nie był koniec świata. 

- Potrzebujesz opieki lekarza, prawda? 

- Na razie nie - odparła, oddychając z trudem. - Mój stan jest stabilny. Nic złego mi się nie dzieje, ale w przyszłości będę potrzebowała wizyt. Nie wiem, czy mogę cię prosić o ich załatwienie, ale... 

- To nie podlega dyskusji. Oczywiście, że załatwię ci lekarza. Załatwię ci wizyty u tylu lekarzy, ilu będziesz potrzebowała, moja kochana Remi. Wszystko dla ciebie zorganizuję. Czy te leki to wszystko, co musisz brać? Czy mamy kupić ci coś jeszcze? 

- To na razie wystarczy - oznajmiła, wciąż uparcie wpatrując się w podłogę. - Chciałabym tylko porozmawiać z tobą o mojej diecie. Wiem, że nie powinnam prosić cię o specjalne produkty, ale... 

- Wszystko dla ciebie załatwię - oznajmiłem, naciskając na swoje słowa. - Wszystkim się zajmę. Rozpiszesz mi na kartce wszystko, co mam dla ciebie kupić, a ja wyślę Tobiasa do sklepu. Niczym się nie przejmuj, Remi. Nie traktuj swojej choroby jako obciążenia dla nas. Jesteśmy tutaj po to, aby ci pomóc, a nie po to, aby ci szkodzić. Wszystko będzie dobrze, księżniczko. 

- Nie gniewasz się na mnie?

Remi w końcu odważyła się spojrzeć mi w oczy. Moja księżniczka wyglądała na załamaną. Było jej przykro, choć nie wiedziałem, z jakiego powodu. To nie była jej wina, że zachorowała. Z doświadczenia wiedziałem, że cukrzycy czasami nie dało się powstrzymać. Na szczęście Remi nie miała jeszcze cukrzycy, a stan przedcukrzycowy, więc istniała szansa na to, że wszystko wyjdzie na prostą. 

- Dlaczego miałbym się na ciebie gniewać? 

Po jej policzku spłynęła samotna łza. Jedna, malutka łza. 

- Być może nie dam ci dzieci. 

- Naprawdę myślisz, że mnie to obchodzi? Kochanie, pozwól, że coś ci powiem. Ty jesteś dla mnie najważniejsza, Remi. Nie dzieci, które moglibyśmy mieć. Oczywiście, że chciałbym mieć potomstwo, ale nie oszukujmy się. Wiem, jak wyglądam. Żadne dziecko nie chciałoby mieć takiego ojca jak ja. Każde dziecko się mnie boi. Dlatego unikam pojawiania się w mieście. Nie chcę, aby inni mnie widzieli. To dla mnie zbyt wiele. 

Remi skinęła lekko głową. Była naprawdę smutna. Nie mogłem patrzeć na nią w takim stanie, dlatego objąłem ją nieznacznie. Przyciągnąłem ją do siebie i zaczekałem na to, co zrobi. Moja księżniczka również mnie objęła. Zaskoczyło mnie to tak bardzo, że przez chwilę nie oddychałem. 

Moja żona wtuliła twarz w zagłębienie między moją szyją i ramieniem. Trzymała się mnie mocno. Tak, jakbym był jej deską ratunkową. 

Każdy, znajdując się na jej miejscu, zachowałby się podobnie. U ofiar porwania najczęściej występowały dwa skrajnie różniące się od siebie zachowania. Niektóre ofiary walczyły z tym, co je spotkało. Osoby te próbowały uciekać, walczyły z więzami i próbowały walczyć ze swoimi oprawcami. Z kolei inne osoby zaczynały sympatyzować z porywaczami w nadziei, że dzięki nawiązaniu nici porozumienia, porywacze się nad nimi zlitują i ich wypuszczą. Często druga opcja przeradzała się w syndrom sztokholmski. W historii porwań było mnóstwo opowieści o tym, że ofiary porwania często zakochiwały się w swoich porywaczach i mimo możliwości powrotu do domu, nie chciały tam wrócić. 

Nigdy nie popierałem syndromu sztokholmskiego i uważałem to za dziwne zjawisko, lecz miałem nadzieję, że Remi się we mnie zakocha. Wiedziałem, że miało czekać nas mnóstwo pracy, ale byłem gotowy włożyć każdy wysiłek w to, aby Remi oddała mi swoje serce.

- O której godzinie powinnaś wziąć leki, kochanie? 

- Rano, popołudniu i wieczorem.

Skinąłem głową. 

Wstałem. Wziąłem w dłonie ręce Remi i pomogłem jej wstać. Poszliśmy razem do kuchni. W dłoni trzymałem jej leki. 

Kiedy dotarliśmy do kuchni, zrobiłem dla Remi kanapkę. Nie chciałem, aby brała tabletki na pusty żołądek, a bez wątpienia musiała przyjąć swoją dawkę leków. 

Gdy wcisnąłem jej do rąk kanapkę, spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Wzięła ją jednak i zaczęła jeść. 

Przygotowałem dla swojej żony szklankę wody. Kiedy Remi zjadła kanapkę, wyjąłem po jednej tabletce z każdego opakowania, przygotowując je dla swojej żony. Z dumą patrzyłem na obrączkę znajdującą się na jej palcu. 

Remi popijała lekarstwa wodą. W czasie, gdy to robiła, znalazłem dla niej kartkę i długopis. Położyłem te rzeczy na stole kuchennym, a gdy Remi wzięła już swoje leki, postukałem końcówką długopisu o kartkę. 

- Napisz mi, proszę, jakie rzeczy możesz jeść. 

- Jesteś pewien? To dla ciebie nie problem? 

Przewróciłem oczami. Ona była zbyt dobra dla kogoś takiego jak ja. Remi miała gołębie serce. Nie nadawała się dla kogoś takiego jak ja. Ja byłem mordercą, a ona była niczym bajkowa księżniczka. Remi była spełnieniem moich najskrytszych fantazji. Zakochałem się w niej do szaleństwa. Była wyjątkowa, inteligentna, ambitna, rodzinna, kochająca, współczująca i miała ciekawe pasje. Mogłem mówić o niej godzinami, choć nie znałem jej długo. Była jednak cudowna i oszalałem na jej punkcie. 

Stanąłem przy swojej żonie. Położyłem dłoń na jej głowie i pogłaskałem ją. Widziałem, że powoli zaczęła spisywać na kartce produkty, które powinna jeść. 

- Moim obowiązkiem jest troszczenie się o ciebie, aniołku. Nie mam nikogo oprócz ciebie. Jesteś moją jedyną rodziną. Nie wyobrażam sobie, abym miał o ciebie nie dbać. Jesteś dla mnie wszystkim. 

Pocałowałem Remi w czubek głowy. Odsunąłem się od niej i postanowiłem zacząć robić dla nas późny obiad. Zostawiłem ją samą przy stole, aby mogła spisać wszystko, co powinna jeść, aby jej zdrowie się polepszyło. 

Czułem się jak skurwiel, patrząc na to, że Remi nie mogła usiąść na pośladkach. Musiała stać, gdyż tyłek musiał mocno boleć ją po moich klapsach. Było mi z tym cholernie źle. Remi nie zasłużyła na to, jak ją potraktowałem, ale byłem zły. Nie chciałem, aby więcej wspominała o powrocie do domu. Pewnie powinienem traktować ją z większą łagodnością. Niestety zrobiłem to, co zrobiłem. Nie tylko Remi dostała nauczkę. Ja również ją dostałem.

- Silasie? 

Zdziwiłem się, gdy mnie zawołała. Podszedłem do niej i objąłem ją nieznacznie ramieniem. 

- Tak, kochanie? 

- Czy...

Przełknęła ślinę. Cholera jasna. To było przykre, że tak bardzo bała się ze mną rozmawiać. 

- Powiedz mi, co się dzieje, laleczko. 

- Nic. Chyba nic. 

- Wydaje mi się, że jednak po coś mnie zawołałaś, kwiatuszku. 

- Źle się czuję. 

Od razu się zmartwiłem. W mojej głowie pojawiły się same najczarniejsze scenariusze. 

- Chodzi o leki? Źle na ciebie działają? Może to dlatego, że nie pochodzą one z twojego kraju? Cholera, Remi. Mam zabrać cię do lekarza? Ktoś ma tutaj do ciebie przyjechać? Mogę kogoś dla ciebie załatwić. 

Remi odłożyła długopis na stół. Odwróciła się do mnie całą sobą. Niepewnie położyła dłonie na mojej piersi. 

- Remi... 

- Nie o to chodzi, Silasie. Nie miałam na myśli mojego zdrowia fizycznego, a moje samopoczucie. Nie wiem dlaczego, ale czuję się tak, jakby zaraz miało wydarzyć się coś złego. Ogarnia mnie dziwny lęk, którego nie powinnam czuć. Bo czy może zdarzyć się coś jeszcze straszniejszego niż to, co już się stało? 

Nie zważając na to, co powie albo zrobi, przyciągnąłem ją do siebie i mocno uściskałem. Przytulałem Remi, nie wiedząc, czy to sprawi, że poczuje się bezpieczniej. Wcale nie chciałem, aby się bała, ale to ja dałem jej wszelkie powody do strachu. To przeze mnie się bała. Wcześniej miała spokojne i w miarę normalne życie. Żyła biednie, ale z tego, co powiedział mi Toby, nie narzekała. 

Pocałowałem moją ukochaną w czubek głowy i kołysałem ją w ramionach. Remi obejmowała także mnie. Nie chciałem, aby ta chwila kiedykolwiek się kończyła. Potrzebowałem mojej księżniczki. Kurwa, ona była taka cudowna, a ja byłem dla niej taki zły. 

- Remi, czy... 

- Cześć, kochani!

Na dół zszedł Tobias. Mój przyjaciel wszedł do kuchni i zobaczył nas tulących się do siebie. Jego mina wyrażała wszystko. On sam nie wiedział, co się właściwie działo, a ja w pełni go rozumiałem. 

- Jeśli wam przeszkadzam, to mogę sobie pójść. 

- Nie, nie. Wszystko w porządku - powiedziałem, niechętnie odsuwając się od Remi. Ona jednak, abym nie poszedł za daleko, złapała mnie za rękę. Kompletnie się tego nie spodziewałem, ale moje serce zostało otoczone przez przyjemne ciepełko. Nigdy się tak nie czułem. Tak, jakby ktoś mnie potrzebował. To było miłe. Wręcz niezwykle miłe. 

- Spisałam rzeczy, które mogę jeść - powiedziała niepewnie Remi, wskazując Tobiasowi na kartkę. - Nie wiem, czy mogłabym cię prosić, abyś je dla mnie kupił. 

Toby podszedł do nas bliżej i wziął do rąk kartkę. 

- Pewnie, zwierzaczku. Wszystko dla ciebie kupię, kochanie. Pojadę do sklepu po obiedzie, dobrze? Czy możesz na obiad zjeść coś innego niż to, co jest tutaj napisane? 

- Tak. Nic mi się nie stanie. 

- To świetnie - ucieszył się Toby, po czym spojrzał na mnie porozumiewawczo. Problem polegał jednak na tym, że nie byłem w stanie odczytać, o co mu chodziło. - Czy mogę porwać Remi do ogrodu, Silasie? 

- Do ogrodu? 

- Chcę posadzić z nią kwiatki - wyjaśnił, a mi zrobiło się ciepło na sercu. 

- Oczywiście. Idźcie, proszę. 

Remi spojrzała na mnie niepewnie tak, jakby nie wiedziała, czy był to dobry pomysł. 

- Mogę tam iść? 

- Jasne, skarbie. Przecież to twój dom i możesz robić w nim wszystko, co ci się podoba. Oznacza to również chodzenie do ogrodu. Pilnuj się tylko przed słońcem. Nie chcę, aby zadziałało na twój tatuaż. 

Remi odruchowo objęła dłonią wytatuowany policzek. Posmutniała automatycznie. 

- Och, ja... 

- Mam dla ciebie kapelusz. Chodź, Remi. 

Toby puścił mi oczko. Objął moją żonę ramieniem i zaprowadził ją na korytarz. Kątem oka widziałem, jak Toby zakłada na głowę Remi jeden z moich kapeluszy, w których chodziłem, gdy wychodziłem do miasta. Chciałem wtedy ukrywać się tak bardzo, jak to możliwe. Nie dlatego, że się siebie wstydziłem, ale dlatego, że nie zamierzałem straszyć niewinnych obywateli swoim wyglądem. 

Kiedy moja żona i mój przyjaciel wyszli do ogrodu, usiadłem przy stole. Oparłem łokcie o blat i schowałem twarz w dłoniach. 

Myślałem, że sprowadzenie sobie pięknej żony do domu będzie tym, czego potrzebowałem, ale okazało się, że nie było to takie przyjemne, jak wcześniej zakładałem. Czułem się jak ostatni skurwiel, niszcząc jej życie, ale wiedziałem, że nie było możliwości, abym pozwolił jej wrócić do domu. 

Remi należała do mnie i nic nie było w stanie sprawić, abym kiedykolwiek pozwolił jej się ze mną rozwieść. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top