18

Remi

Poszłam do ogrodu. Silas był ze mną mimo moich usilnych próśb o to, że chciałam zostać sama.

Klęczałam na trawie, nie przejmując się tym, że miałam pobrudzić sobie legginsy. Przez bolące pośladki nie byłam w stanie usiąść na kanapie w altanie, obok Silasa. Musiałam więc klęczeć na ziemi jak jakaś niewolnica.

Zajmowałam się wkładaniem znaczków do klasera. Okazało się, że Toby kupił dla mnie trzy komplety znaczków. Jeden miał motyw morski. Widziałam tam znaczki z delfinami, konikami morskimi, żółwiami i innymi obrazkami. Kolejny komplet był związany z największymi naukowcami, a ostatni z przyrodą. Były tam znaczki przedstawiające liście, drzewa, a nawet zwierzęta takie jak jelenie, sarny, jeże czy gekony.

Nie tak wyobrażałam sobie kompletowanie swojego nowego klasera. Nie chciałam klęczeć na trawie i w ten sposób zajmować się znaczkami, które wymagały szacunku. Może przesadzałam, ale dziadek sprawił, że kolekcjonowanie znaczków było dla mnie bardzo ważnym hobby.

Starałam się nie płakać, aby łzy nie spadały na znaczki i piękny klaser. Kiedy jednak jedna łza wymknęła mi się z oka i spadła na znaczek z lisem, odłożyłam klaser. Nie chciałam go zniszczyć, a łzy niewątpliwie sprawiłyby, że klaser nie miałby takiej wartości, jak przedtem.

Nagle obok mnie pojawił się Silas. Mój potworny mąż usiadł przy mnie na trawie. Wziął na kolana klaser. W pierwszym odruchu miałam ochotę wyrwać mu ten klaser z rąk. Nie chciałam, aby jego skalane krwią i tuszem dłonie dotykały czegoś tak delikatnego jak znaczki. Nie mogłam jednak mu tego zrobić.

- Podobają mi się te ze stworzeniami morskimi. Mogę włożyć kilka na swoje miejsce?

Nie rozumiałam, co chciał osiągnąć tym sposobem, ale skinęłam głową.

Patrzyłam na to, jak Silas wkłada znaczek z żółwiem morskim na miejsce obok znaczku z delfinem. Kiedyś mój dziadek powiedział mi, że chciałby, aby mój przyszły chłopak interesował się znaczkami. Wybuchnęłam wtedy śmiechem i powiedziałam, że po ziemi raczej nie chodzili mężczyźni, którzy lubili znaczki. Chyba, że mieli oni ponad pięćdziesiąt lat.

- Całkiem miła pasja. Nigdy nie rozumiałem kolekcjonerstwa, ale może coś w tym jest.

Nie skomentowałam tego.

- Jeśli chciałabyś samodzielnie powsadzać te znaczki do klasera, powiedz mi o tym. Nie chciałbym psuć ci zabawy.

- Wcale nie bawię się dobrze.

Silas zamknął klaser i odłożył go na bok. Mój mąż zmienił pozycję. Uklęknął przede mną i wziął moją twarz w dłonie.

- Mogę kupić ci więcej znaczków.

- Wcale ich nie chcę. Chcę...

Ugryzłam się w język. Nie mogłam przecież powiedzieć, że chciałam do domu. Nie mogłam otrzymać kolejnej kary. Moje ciało by tego nie zniosło.

- Remi.

Spojrzałam mu w oczy. W te oczy, które widziały morderstwa. W te oczy, które widziały rzeczy, których żaden człowiek nie powinien zobaczyć.

- Chciałabym być kochana. Nie wiem, czy proszę o zbyt wiele, ale to moje małe marzenie. Chciałabym, aby ktoś mnie szanował.

- Ktoś? Czy twój mąż?

Silas objął dłonią mój wytatuowany policzek. Westchnęłam ciężko, kręcąc głową.

- Boję się ciebie. To się nigdy nie zmieni. Jeśli będziesz mnie karał, nigdy ci nie zaufam. Nigdy. Ja...

Pozwoliłam, aby kosmyki włosów opadły mi na twarz. Czasami zapominałam o tym, że miałam na policzku odpychający, obrzydliwy i potworny tatuaż. Tatuaż, który symbolizował moją przynależność do Silasa. Byłam pewna, że już nigdy nie opuszczę tego domu. Nawet jeśli Silas by mi na to pozwolił, nie byłabym w stanie pokazać się ludziom z tym obleśnym tatuażem na twarzy. Małe dzieci krzyczałyby na mój widok. Dorośli kręciliby głowami z niedowierzaniem. Ja za to chętnie zapadłabym się pod ziemię.

- Czy możemy usunąć ten tatuaż laserem?

Silas wciągnął powietrze w płuca. Zamknęłam oczy obawiając się jego reakcji na moją prośbę.

- Nie.

Cóż, szybko poszło.

- Nie chcę na siebie patrzeć. Brzydzę się sobą.

- Może w takim razie zdejmę wszystkie lustra znajdujące się w tym domu i je wyrzucę?

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Nie zrobiłbyś tego.

On jednak wzruszył ramionami.

- Jeśli miałoby to poprawić ci humor, zrobiłbym to.

- Trzeba było myśleć wcześniej! To przez ciebie mam ten obrzydliwy tatuaż! Już żaden mężczyzna mnie nie zechce!

- Bardzo dobrze. Należysz do mnie i żaden inny facet nie miałby nawet prawa na ciebie spojrzeć, laleczko.

- Jesteś taki podły! Dlaczego Bóg dał mi takiego męża?!

- Bóg nie miał w tym swojego udziału, kwiatuszku - powiedział łagodnie, gdy ja drżałam. - To była moja decyzja. To dla mnie tutaj jesteś. Nie wiem, dlaczego wierzysz w Boga, jeśli w ogóle w niego wierzysz, ale on nie miał tutaj słowa do powiedzenia. W świecie, w którym rządzą pieniądze, Bóg nie istnieje. To ja jestem tutaj Bogiem, skarbie. To mnie powinnaś słuchać. Wiem, że teraz wydaje ci się to nienormalne, ale czasami w życiu zdarzają się chwile, gdy jesteśmy bezbronni. Wtedy powinniśmy albo walczyć o swoje, albo iść z prądem. Chyba wiesz, jaka opcja byłaby dla ciebie najbardziej rozsądna, dziecinko.

Nagle drzwi domu się otworzyły. Odwróciłam się i ujrzałam Tobiasa. Mężczyzna miał w dłoni siatkę. Siatkę z lekami.

Powoli wstałam, krzywiąc się z powodu bólu pośladków. Podeszłam do Tobiasa. Gdy znalazłam się przy nim, sięgnęłam po torbę.

- Kupiłem dla ciebie wszystko, czego potrzebowałaś, zwierzaczku. Na szczęście wszystkie leki są w naszych aptekach, więc nie musimy martwić się na przyszłość. Wiesz, jeśli potrzebujesz czegoś jeszcze, możesz mi o tym powiedzieć. Nie krępuj się.

Tobias podał mi leki. Objęłam siatkę i przytuliłam ją do piersi. Robiłam to tylko z jednego powodu. Nie chciałam, aby Silas dowiedział się, na co chorowałam.

- Dziękuję, Toby.

Mężczyzna skinął głową.

- Nie ma problemu. Co robiliście, jak mnie nie było?

Zanim zdołałam odpowiedzieć, przy mnie znalazł się mój potworny mąż. Silas wyciągnął do mnie rękę. Wiedziałam, czego oczekiwał. Chciał, abym dała mi siatkę z lekami.

- Remi, podaj mi to. Proszę.

Pokręciłam przecząco głową. Nie mogłam tego zrobić. Nie chciałam, aby uważał mnie za słabszą niż byłam. Choć i tak byłam słaba i chyba obaj mężczyźni już o tym wiedzieli.

- Nie.

- Remi, nie chcę wyciągać ci tych leków z rąk siłą. Proszę, podaj mi je, abym mógł dowiedzieć się, o co chodzi.

- Nie rób mi tego, Silasie. Nie chcę.

Silas cierpliwie czekał, aż podam mu leki.

- Nie wiem, o co ci chodzi, Remi. Jeśli jesteś chora i potrzebujesz przyjmować leki, muszę ci je zapewniać. Cieszę się, że poszłaś po rozum do głowy i napisałaś Toby'emu, jakich leków potrzebujesz, ale ja, jako twój mąż, także muszę wiedzieć, o co chodzi. Byłem cierpliwy, ale nie ma mowy, żebym miał dłużej na to pozwalać. Podaj mi te leki.

Byłam wściekła. Miałam obnażyć się całkowicie przed Silasem. Może moja choroba nie była śmiertelna, ale była moją słabością. Nie znosiłam tego, że podczas gdy inni byli zdrowi, ja musiałam zmagać się z czymś takim. Czymś, co przeszkadzało mi w życiu, ale czymś, co na szczęście nie było nowotworem.

Wcisnęłam siatkę z lekami w ręce Silasa i poszłam do domu. Nie obchodziło mnie to, czy potem mój mąż ukarze mnie za nieposłuszeństwo. Byłam bardzo zła.

Kiedy szłam do domu, słyszałam za sobą czyjeś kroki. Odwróciłam się i ujrzałam Tobiasa. Nie miałam prawa prosić go o to, aby za mną nie szedł, skoro specjalnie dla mnie pojechał do miasta i kupił dla mnie leki, które nie należały do tanich. Nie byłam jednak również w dobrych stosunkach z Tobiasem, gdyż to on stał za moim porwaniem. To on mnie wybrał. To przez niego straciłam wolność, rodzinę i szacunek do samej siebie.

Udałam się do kuchni. Nalałam sobie wody do szklanki i wypiłam wszystko za jednym razem.

Czułam obecność Toby'ego w kuchni. Mężczyzna stał za mną. Nic nie mówił, ale czułam, że miało to się to szybko zmienić. Jak się wkrótce okazało, nie musiałam długo czekać.

- Remi?

- Dziękuję za leki, Toby. Oddałabym ci pieniądze, ale ich nie mam.

- Daj spokój - rzekł, podchodząc bliżej. Po chwili położył dłoń na moich plecach, głaszcząc mnie uspokajająco. - Jeśli potrzebujesz lekarza, możesz mi o tym powiedzieć. Wiem, że na razie boisz się Silasa, ale jemu nie zależy na twojej krzywdzie. Jesteś jego żoną.

- Mąż nie powinien bić swojej żony!

Tobias zamarł. Moje ramiona drżały, gdy on niepewnie mnie po nich głaskał.

- Remi? Czy Silas cię uderzył?

- Dał mi karę - wyznałam, zaciskając mocno palce na szklance. - Kiedy poprosiłam go, aby pozwolił mi wrócić do domu, ukarał mnie. Związał mnie i dał mi dwadzieścia klapsów. Jestem na niego wściekła.

- Remi, popatrz na mnie, dobrze?

Odwróciłam się niepewnie w stronę Tobiasa. Spojrzałam w jego brązowe oczy. Jego tatuaż wyglądał niemal dokładnie tak, jak mój. To do niego bardziej pasowałam, jeśli chodziło o wizualność. Gdybym miała pasować do Silasa jako jego żona, ten musiałby wytatuować całe moje ciało.

Toby położył dłonie na moich przedramionach. Stał stanowczo zbyt blisko. Byłam na niego wściekła za wszystko, co mi zrobił, jednak rozpaczliwie chciałam się do niego przytulić. Marzyłam o tym, aby ktoś wziął mnie w swoje ramiona i uściskał tak, jakby od tego zależało jego życie.

- Zwierzaczku, to była kara. Silas ostrzegał cię, że jeśli będziesz wspominała o powrocie do domu, zostaniesz ukarana. Nie była to kara, na którą nie byłaś przygotowana. Sama się o nią prosiłaś, skarbie.

- Jak możesz być wobec tego taki obojętny? Jak...

- Tak jestem skonstruowany, Remi. Nie znasz mnie. Nie masz pojęcia, przez co przeszedłem w życiu. Czasami mam siebie dość, ale wiem, że muszę się trzymać. Mam dla kogo żyć.

Ugryzłam się w język, aby nie zapytać go, kogo miał na myśli. Byłam jednak prawie pewna, że nie chodziło mu o Silasa. Miałam przeczucie, że Toby kogoś kochał, ale po prostu o tym nie mówił. Zachowywał się tak, jakby bał się oceny.

- Dziękuję za znaczki, kwiaty i przybory do rysowania - powiedziałam, celowo zmieniając temat. - Nie musiałeś tego dla mnie kupować.

- Może nie musiałem, ale chciałem i cieszę się, że to zrobiłem. Podobają ci się twoje nowe rzeczy?

Skinęłam lekko głową.

- Tak. Jednak nic więcej nie musisz dla mnie kupować, Toby. Wolałabym, aby pieniądze, które miałyby zostać przeznaczone na mnie, trafiły do potrzebujących zwierząt.

Tobias zmarszczył brwi, przechylając głowę lekko na bok.

- Mówisz poważnie? Nie chciałabyś dostać kosmetyków? Czegoś dziewczęcego? Nowych butów?

- Nie - odparłam, kręcąc stanowczo głową. - Moim największym marzeniem od dzieciństwa jest to, aby każde zwierzę na świecie miało dom. Wiem, że jest to niemożliwe, ale chciałabym pomóc jak największej liczbie potrzebujących zwierząt. Moim drugim marzeniem było to, aby mieć kochającego chłopaka, ale skoro to marzenie się już nie spełni, może przynajmniej uda mi się pomóc zwierzątkom.

Toby uniósł wyżej brwi i westchnął ciężko.

- Jesteś za dobra, Remi. Kurwa, ty naprawdę jesteś zbyt dobra.

Wcale nie uważałam siebie za dobrą. Było wręcz przeciwnie. Wierzyłam, że to, iż trafiłam do Silasa, było dla mnie karą. Może gdybym do niego nie trafiła, miałabym szansę znaleźć tego jedynego. Pozostało mi jednak tylko pogodzenie się z tym, że był to koniec i ruszenie do przodu. Choć nie byłam pewna, czy w ogóle miałam jeszcze po co żyć.

Nagle drzwi zostały gwałtownie otwarte. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam rozjuszonego Silasa. Mój mąż podszedł do nas z siatką leków w dłoni. Widziałam, że były one otwarte. Silas musiał grzebać w ulotkach.

Mój porywacz podszedł do mnie. Stanąwszy przede mną, uniósł w górę leki.

- Musisz mi wszystko wyjaśnić. Nie ma innej opcji.

Przełknęłam ślinę. Nie miałam wyboru. Musiałam to zrobić.

- Toby, nie chcę cię wyganiać, ale czy...

- Pójdę do ogrodu. Rozłożę kwiaty tak, aby potem łatwiej było nam je posadzić.

Kiedy Toby wyszedł z domu, poczułam się zagrożona. Wiedziałam, że mój mąż mnie nie zabije, ale nie zmieniło to faktu, że się obawiałam.

- Chodź do salonu.

Poszłam za Silasem do salonu. Zachowywałam się jak grzeczna niewolnica. Byłam zbyt posłuszna. Stanowczo zbyt posłuszna, jednak strach robił swoje.

Silas usiadł na kanapie. Celowo zajęłam miejsce na przeciwko niego, siadając w fotelu. Gdy tam usiadłam, mój mąż rozłożył na stole leki. Przyjmowałam siedem tabletek dziennie, ale wiedziałam, że niebawem powinnam zwiększyć dawkę.

Mój mąż chwycił w dłonie twarz. Westchnął ciężko, kręcąc głową z niedowierzaniem. Miałam wrażenie, że był na mnie zły, ale nie miał powodu, aby się na mnie wściekać. Nic złego mu nie zrobiłam. Nie powiedziałam mu o swojej chorobie, ale nie miałam nawet kiedy o tym wszystkim go poinformować. Jakby na to nie patrzeć, wszystko działo się zbyt szybko, aby zrobić coś sensownego.

- Wytłumacz mi to, proszę.

Otworzyłam usta, aby zacząć. Może nie powinnam zaczynać w tak dramatyczny sposób, ale czułam, że musiałam powiedzieć mu o wszystkim. Zaczęłam więc od tego, co najbardziej mogło zaważyć na naszej wspólnej przyszłości.

- Nie wiem, czy będę mogła mieć dzieci.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top