16

Silas

Myjąc naczynia po śniadaniu, zastanawiałem się nad tym, co działo się obecnie w głowie Remi. 

Co jakiś czas odwracałem się do dziewczyny, aby sprawdzić, czy wszystko było w porządku. Nie umknęło mojej uwadze, że moja żona bawiła się włosami, chcąc jak najmocniej zakryć swój tatuaż. Wiedziałem, że czuła się z nim okropnie i było mi z tego powodu niezwykle przykro. 

Remi była zaskakująco spokojna. Miałem nadzieję, że nie była to cisza przed burzą. Nie zniósłbym tego, gdybym Remi za jakiś czas objawiła mi się jako demon. Musiałem jej pokazać, że mimo, iż ją szanowałem, byłem od niej silniejszy. Nigdy nie zabiłem żadnej kobiety, oprócz swojej wyrodnej matki, i chciałem to zatrzymać. Nigdy nie zraniłbym Remi, choć obawiałem się, że w najbliższej przyszłości miały czekać ją jakieś karne klapsy. Byłem jedna prawie przekonany, że miały jej się one spodobać. 

Kiedy umyłem już naczynia, które mogłem oczywiście wsadzić do zmywarki, ruszyłem do Remi. Moja żona siedziała spokojnie. Zauważyłem, że wypiła już herbatę i mogliśmy ruszać dalej. 

Wyciągnąłem do Remi rękę. Ujęła moją dłoń i powoli, jakby niepewnie wstała. Bała się. Rozumiałem ją. Byłoby dziwne, gdyby się mnie nie bała. 

Podszedłem z Remi do drzwi. Otworzyłem je i wyszliśmy na zewnątrz. Byłem ciekaw, czy miała jej się spodobać niespodzianka, którą tak właściwie w nocy skombinował dla niej Toby. Należał mu się ogromny szacunek za to, jak wiele wysiłku wkładał w porwanie Remi i to, co nastąpiło później. Miałem wrażenie, że Toby polubił Remi i nie miał zamiaru urywać z nią kontaktu. Nie było się jednak czemu dziwić. Remi była jedyna w swoim rodzaju. Każdy facet, nawet taki fetyszysta jak Toby, zasługiwał na tak cudowną kobietę. 

Ruszyłem przed siebie. Remi niepewnie rozglądała się po ogrodzie tak, jakby się bała, że zaraz ktoś wyjdzie z krzaków i ją zaatakuje. 

- Mam nadzieję, że się ucieszysz. To dopiero pierwsza część twojej niespodzianki, kwiatuszku. 

Nie bez powodu nazwałem Remi kwiatuszkiem. Bowiem gdy poszliśmy za altanę, ujrzała tam kilka kartonów kolorowych kwiatów, które w nocy kupił dla niej Toby. 

Spojrzałem na Remi, uważnie śledząc ją wzrokiem. Na jej twarzy zobaczyłem wzruszenie, co ścisnęło mnie za serce. 

- Kiedy... 

- W nocy. Toby je kupił. Specjalnie dla ciebie pojechał do największej firmy zajmującej się kwiatami. Mam nadzieję, że ci się spodobają. 

Puściłem dłoń Remi. Patrzyłem na to, jak moja ukochana klęka przed kartonami z kwiatami w różnych kolorach. Delikatnie pogłaskała je po płatkach. Zachowywała się tak, jakby się bała, że mocniejszy ruch mógłby zniszczyć niewinne kwiaty. 

Moja księżniczka spojrzała na mnie z łzami w oczach. Wstała i złapała mnie za rękę. 

- Dziękuję. 

W tym momencie powinienem się cieszyć, że mojej kruszynce spodobały się kwiaty i mogliśmy sprawić jej przyjemność. Zamiast tego poczułem jednak nienawiść do samego siebie. 

Było mi cholernie wstyd za wszystko, co jej zrobiłem. Patrzyłem w oczy Remi i obserwowałem jej paskudny tatuaż. To była moja wina. Smutek na jej twarzy był moją winą. Moją winą było to, że ta słodka iskiereczka straciła radość z życia. 

Przyciągnąłem dłoń Remi do ust i złożyłem na niej pocałunek. 

- Możemy posadzić te kwiaty dzisiaj. Wszystkim się zajmiemy, skarbie. Nie mam dużej wiedzy, jeśli chodzi o kwiaty, ale poczytam w książkach. 

- Książkach? Nie masz tutaj Internetu? 

Zaśmiałem się. Musiałem udawać. Dla jej dobra. 

- Nie, kruszynko. Nie mam Internetu. Jesteśmy odcięci od świata. 

Nie mogłem pozwolić na to, aby Remi miała nadzieję na powrót do domu. Moje serce się łamało, gdy musiałem ją okłamywać, ale nie mogłem postąpić inaczej. Musiałem być surowy i czasami musiałem kłamać. Choćby po to, aby jej pomóc. 

- Mam dla ciebie coś jeszcze. Chodźmy do altany. 

Chwyciłem ją za rękę. Nie chciałem, aby się rozpłakała, więc czym prędzej poszedłem z Remi do altany. Kiedy weszliśmy do środka, dziewczyna na moment przystanęła. Domyśliłem się, że zobaczyła to, co chciałem, aby ujrzała. 

Na stoliku, który znajdował się między dwiema kanapami, znajdowały się szkicowniki. W nocy Toby przeszedł samego siebie, gdyż kupił dla Remi kwiaty, szkicowniki, ołówki, kredki, farby, a także klasery. 

Chciałem, aby Remi czuła się tu jak w domu. To bowiem był jej nowy dom. Remi musiała się do niego przyzwyczaić, a żeby jej w tym pomóc, chciałem kupić dla niej rzeczy, które sprawiały jej radość. Gdy wczoraj Remi podzieliła się ze mnie swoimi pasjami, chciałem je wszystkie spełnić. Na razie nie mogłem ziścić tylko jednego z jej marzeń, a było to podróżowanie po świecie. To jednak nie oznaczało, że w przyszłości mieliśmy się tym nie zająć. 

Remi stała i patrzyła na rzeczy, które dla niej kupiliśmy. Była w szoku. Miałem nadzieję, że nie miała mi za złe tego, że chciałem spełnić jej marzenia. Zamierzałem jej pomóc. Chciałem sprawić, aby na jej pięknej twarzy pojawiał się uśmiech. Tak często, jak to możliwe. 

- Remi? 

Moja żona podeszła bliżej stołu. Ostrożnie wzięła do ręki szkicownik i zważyła go w dłoniach. Potem wzięła do rąk zestaw ołówków i inne przybory, które w nocy kupił dla niej Toby. 

Następnie moja księżniczka wzięła do rąk klaser. Otworzyła go i jęknęła w zaskoczeniu, gdy w środku zobaczyła trzy pakiety znaczków. Nawet nie wiedziałem, że istniały takie pakiety, ale jak było widać na załączonym obrazku, Toby naprawdę się postarał. 

- Dlaczego to zrobiliście? 

Remi odłożyła klaser na stół. Odwróciła się do mnie, patrząc na mnie pytająco. 

- Chciałem cię uszczęśliwić. Mówiłaś mi o swoich pasjach. Chyba nie myślisz, że nie pozwolę ci się tutaj rozwijać, co? 

Moja ukochana objęła się rękoma tak, jakby chciała zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa. 

- Silasie...

- Nie podobają ci się te rzeczy? Możemy je wymienić na inne, słoneczko. Może wolałabyś inne pakiety ze znaczkami? Inny klaser? Inny szkicownik?

- Nie o to chodzi - odrzekła, potrząsając głową. - Ja po prostu... 

- Aniołku, proszę. Powiedz mi, o co chodzi. Muszę wiedzieć. 

Chwyciłem ją za ręce. Musiałem ją przy sobie przytrzymać. Potrzebowałem tego. Kiedy nie dotykałem Remi, czułem się tak, jakbym był w piekle. 

Moja ukochana nie miała pojęcia, że do tej pory każdy dzień bez niej był dla mnie piekłem. 

- Nie powinieneś być dla mnie taki miły. Nie masz powodu, abyś był dla mnie taki uprzejmy. 

- Czy to dziwne, że chcę ci pomagać, kochanie? Czy to niezrozumiałe, że chciałbym cię uszczęśliwić? 

- Gdybyś chciał mnie uszczęśliwić, pomógłbyś mi w inny sposób.

- Remi... 

- Dziękuję wam za te rzeczy - powiedziała łagodnie, patrząc na klaser i szkicowniki. - Nie rozumiem, dlaczego Toby pojechał po te rzeczy w nocy, ale bardzo to doceniam i się cieszę. Po prostu... 

W jej oczach ujrzałem łzy. Nie chciałem, aby Remi płakała. Ostrożnie wziąłem w dłonie jej twarz i niejako zmusiłem ją do tego, aby spojrzała mi w oczy. 

- Remi, kochanie. Nie płacz, proszę. 

- Dlaczego jesteś taki dziwny? Dlaczego masz w sobie dwie różne osobowości? 

- O czym ty mówisz? 

- Jesteś mordercą. Zabijasz ludzi. Torturujesz ich. Znęcasz się nad nimi. Nie boisz się konsekwencji. Zabiłeś swoich rodziców, gdy byłeś nastolatkiem. Jesteś bardzo niebezpieczny. Kazałeś mnie porwać. Wziąłeś ze mną na siłę ślub i wytatuowałeś mi połowę czaszki na twarzy. Jednocześnie jesteś dla mnie delikatny. Troszczysz się o mnie, przytulasz mnie i kupujesz mi rzeczy, których nie potrzebuję, ale które bardzo lubię. Nie rozumiem cię, Silasie. Nie rozumiem, co siedzi w twojej głowie. 

Remi patrzyła mi w oczy tak intensywnie, że poczułem się przy niej nagi. Było mi źle. Nie chciałem, aby odczytała, kim tak naprawdę byłem. Nie miałem takich intencji, aby pokazać jej prawdziwego siebie. Byłem bowiem pewien, że Remi nie chciałaby poznać prawdziwego mnie. Wtedy nic by z tego wszystkiego nie zrozumiała. 

Wziąłem głęboki wdech. Pocałowałem ją delikatnie w czoło. Remi położyła dłonie na moich biodrach. Nie spodziewałem się tego po niej. Może zachowywała się w ten sposób, gdyż była w szoku. Byłem bowiem prawie pewien, że nie zachowałaby się tak, gdyby miała czysty umysł. 

Nie ruszałem się. Stałem jak słup soli w obawie, że gdy chociaż trochę się poruszę, ona zabierze ze mnie swoje ręce. Bardzo tego nie chciałem. Gdybym mógł poprosić o cokolwiek Boga, jeśli ten w ogóle istniał, byłoby to, aby Remi nigdy nie przestała mnie dotykać. 

- Czasami sam siebie nie rozumiem - wyszeptałem, gdy ona sunęła dłońmi wyżej. Przesunęła swoje ręce na moją pierś. Kurwa, ona wsadziła mi dłonie pod koszulkę. 

Zamknąłem oczy. Nikt nigdy nie dotykał mnie tak od... 

Zawsze. 

Moja mama bardzo mnie kochała. Była opiekuńcza i kupowała mi tyle, ile mogła ze swoim stanem finansowym. Moja mama jednak miała to do siebie, że nie umiała pokazać mi, czym była miłość wyrażana za pomocą dotyku. 

Mama mnie nie przytulała. Tata również. Byłem dzieckiem, które stroniło od dotyku. Nie pamiętałem, aby ktokolwiek mnie przytulał. 

Gdy poznałem Toby'ego i ten objął mnie po przyjacielsku, składając mi życzenia urodzinowe, zesztywniałem ze strachu. Nie wiedziałem, co zrobić. Toby się jednak ze mnie nie śmiał. Mój przyjaciel nauczył mnie, że dotyk był dobry. Czułość była normalna. 

Czułem ręce Remi na swojej piersi. Oddychałem ciężko. Nie chciałem przerywać tej pięknej chwili. Była cudowna. Oszałamiająca. Nierealna. 

- Silasie, co ja wyprawiam? 

Nagle Remi już mnie nie dotykała. Odsunęła się ode mnie i wpadła tyłkiem na stolik.

- Kochanie, nic się nie stało.

- Właśnie, że się stało! Nie powinnam tego robić!

Zanim Remi by oszalała, objąłem ją. Przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem. Nie zwracałem uwagi na to, że się rzucała i biła mnie po piersi swoimi pięściami. Była ode mnie o wiele, wiele słabsza, a jej ataki nie robiły na mnie wrażenia.

Przełknąłem ślinę, gdy kopnęła mnie w jaja. Przyciągnąłem ją do siebie jeszcze mocniej, aby nie zrobiła tego po raz drugi. Może byłem silny, ale nie miałem jąder ze stali. 

Po jakimś czasie Remi zaczęła się uspokajać. Jej oddech zwolnił. Niepewnie wypuściłem ją ze swoich ramion. Spodziewałem się, że czym prędzej ode mnie ucieknie. Moja żona zaskoczyła mnie jednak tym, że gdy ją puściłem, ona została przy mnie. 

- Przepraszam. Zachowuję się nierozsądnie.

- Nie masz za co przepraszać, księżniczko. Nic złego się nie stało. 

- Właśnie, że się stało. Głaskałam po brzuchu swojego gwałciciela. 

Kurwa. 

Jak to mnie zabolało.

Nie mogłem jednak kłócić się z Remi, gdyż taka właśnie była prawda. Zgwałciłem ją. Odebrałem jej dziewictwo w trakcie naszej nocy poślubnej. Może byłem dla niej delikatny i po wszystkim ją wymyłem, ale jakie to miało znaczenie? 

- Przykro mi, kochanie. Wiem, że nigdy wystarczająco cię za to nie przeproszę. Powinienem tkwić w więzieniu. 

- Prawda. Powinieneś.

Zgadzała się ze mną. Nie, żebym jej się dziwił. 

- Chciałam bardzo poprosić cię o to, abyś mi pomógł - powiedziała, a ja zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, co miała na myśli. 

- W czym chciałabyś, abym ci pomógł, aniołku? 

Remi spojrzała mi w oczy. Kurwa, jaka ona była śliczna. 

- Chciałabym, abyś pozwolił mi wrócić do domu. 

- Remi, jeszcze słowo, a... 

Moja piękna żona uklęknęła przede mną. Spojrzała mi w oczy, patrząc na mnie z dołu niczym posłuszna niewolnica. Miałem różne fantazje, a jedną z nich było to, abym założył Remi obrożę na szyję i dopiął do niej smycz tak, abym mógł uczynić z mojej ukochanej moją niewolnicą seksualną. Owsem, miałem dziwne marzenia, ale każdy miał jakieś fetysze, prawda? 

- Błagam cię - wyszeptała, składając dłonie jak do modlitwy. Modliła się o mnie jak do Boga. - Proszę, Silasie. Zrobię dla ciebie wszystko. Nie mam wiele, ale i tak oddam ci wszystko, co mam. Bardzo cię proszę. Bardzo. 

Moja dziewczynka objęła rękoma moje łydki. Wciąż patrzyła mi w oczy. Nie mogłem nic poradzić na to, że mój kutas zaczął robić się pobudzony.

- Nie, Remi. 

- Proszę... 

- Nie dyskutuj ze mną. Przysięgam, jeszcze jedno wspomnienie o powrocie do domu, a bardzo mocno zbiję twój tyłek. Nie będę miał dla ciebie litości. 

Remi mocniej objęła moje nogi. Kurwa, czułem, jak dociskała do nich swoje piersi. To był koszmar, ale i cudo. 

- Silasie... 

- Nie. 

- Błagam... 

- Jeszcze słowo. Kurwa, jedno słowo. 

Remi postanowiła nic już więcej nie mówić, za co byłem jej niezmiernie wdzięczny. Okazało się jednak, że moja cwana żoneczka miała inny pomysł na to, jak mogłaby spróbować mnie przekonać do tego, abym jednak jej pomógł. 

Patrzyłem na to, jak Remi chwyta za gumkę moich bokserek. Dziewczyna zsunęła mi z bioder bokserki i spodenki. Nie tracąc czasu, wzięła do ręki mojego fiuta. Przez pierwszych kilka sekund byłem zbyt oszołomiony, aby cokolwiek zrobić. Gdy jednak dotarło do mnie, co robiła, postanowiłem wkroczyć do akcji. 

Nie zważając na to, że od pasa w dół byłem nagi, chwyciłem Remi w biodrach. Zarzuciłem ją sobie na ramię i dałem je ostrzegawczego klapsa. Takiego, który miał być początkiem kary. Kary, która miała zacząć się zaraz. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top