11

Remi

Znajdowałam się kilkanaście tysięcy kilometrów od domu. Od Stanów dzieliło mnie wiele krajów, a także cały ocean. Byłam niesamowicie daleko. W miejscu, o którym nie wiedziałam praktycznie nic. W miejscu, w którym nie miałam ze sobą dokumentów, pieniędzy ani jakiejkolwiek pomocy. 

Drżałam ze strachu. To, co czułam, było dla mnie zbyt potężne. Siedziałam na krawędzi wanny i pozwalałam, aby łzy spływały po moich policzkach. 

Mój przerażający mąż klęczał przede mną na obu kolanach. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale sama się na niego nie patrzyłam. Za bardzo się go obawiałam.

Silas gładził mnie dłońmi po udach. Głaskał mnie uspokajająco, gdy nie wiedziałam, co powinnam ze sobą zrobić. Miałam dość. Tak bardzo dość, ale nie mogłam przecież...

- Chciałbym, żebyśmy poszli do sypialni, kochanie - powiedział miękko mój kat. - Przygotowałem dla ciebie jedzenie. Chciałbym, abyś się posiliła.

- N-nic od ciebie nie z-zjem - odparłam, jąkając się, co bardzo mnie denerwowało. 

- Skarbie, nie ma innej możliwości. Aby żyć, musisz jeść.

- K-kto powiedział, że chcę żyć? 

- Twojej rodzinie byłoby bardzo przykro, gdybym podrzucił im twoje zwłoki pod drzwi ich domu, wiesz? Gdybyś popełniła samobójstwo, tak właśnie bym postąpił. 

Spoliczkowałam go. To było nagłe i zupełnie tego nie przemyślałam, ale właśnie tego potrzebowałam. Czułam, że było to słuszne i właściwe. 

Poczułam niewyobrażalny strach, gdy Silas nawiązał ze mną kontakt wzrokowy. Spojrzałam w jego niebieskie jak morze oczy i przełknęłam ślinę. 

- Nie ukarzę cię za to, Remi. Wystarczająco wiele dzisiaj przeszłaś. Chciałbym jednak, abyś zrozumiała, że nie życzę sobie, abyś w ten sposób się wobec mnie zachowywała. Rozumiem, że jesteś na mnie zła, ale nie masz prawa mnie bić. Ja cię nie pobiłem i nigdy cię nie uderzę. 

- Zrobiłeś mi coś o wiele gorszego - wyznałam, zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że poraniłam sobie skórę własnymi paznokciami. - Nigdy ci tego nie wybaczę. 

Silas wstał z podłogi. Wyciągnął do mnie ręce. W panice zamknęłam szybko oczy, gdy poczułam, jak mężczyzna mnie łapie. 

Mój mąż wziął mnie na ręce jak pannę młodą, którą przecież byłam. Żadnej pannie młodej nie życzyłam jednak tego, przez co przeszłam ja. Żadnemu człowiekowi nie życzyłam porwania i poślubienia mordercy. Wiedziałam, że i ja na to wszystko zwyczajnie nie zasłużyłam, ale nie miałam wyjścia. Musiałam poszukać drogi ucieczki. Z pewnością nie zamierzałam się poddać. 

Silas zaniósł mnie do sypialni. Posadził mnie na łóżku i na kilka minut wyszedł z pokoju. W tym czasie, kiedy go nie było, podeszłam do okna. Skrzyżowałam ręce na piersi. Wpatrywałam się w ciemną noc, ale nie mogłam zobaczyć tam absolutnie nic. Może rolety były zasłonięte do końca i dlatego było tak diabelnie ciemno, ale czułam, że w jego ogrodzie, czy cokolwiek znajdowało się poza tym potwornym domem, było po prostu niewiarygodnie ciemno. 

Nigdy nie bałam się ciemności, ale teraz zaczęłam się jej obawiać. Bałam się jej w szczególności dlatego, że byłam sama z domu z dwoma mordercami. Nie znałam Silasa i Tobiasa. Nie miałam pojęcia, jakimi w rzeczywistości byli ludźmi. Wystarczyło jednak na nich spojrzeć, aby zrozumieć, że nie mogli mieć wobec mnie dobrych intencji. 

Drżałam przy oknie. Usłyszałam, że Silas zbliża się do sypialni. Nie odwróciłam się, gdy wszedł do środka. 

Niespodziewanie mój oprawca podszedł do mnie i stanąwszy za mną, objął mnie obiema rękami w pasie. Mężczyzna oparł podbródek na moim ramieniu i westchnął ciężko. 

- Nie chcę na siebie patrzeć - wyszeptałam, widząc w oknie nasze odbicie. Wyglądaliśmy jak żywe trupy. Moje ciało nie było tak okropnie naznaczone, jak ciało Silasa, ale wystarczył w zupełności ten paskudny tatuaż na połowie twarzy. Twarzy, na którą nigdy więcej nie chciałam spojrzeć. 

- Jesteś przepiękna, Remi. 

- Nie - odrzekłam, kręcąc głową. Poczułam, jak Silas mocniej mnie do siebie przytula. Zamknęłam oczy. Spod moich powiek wypłynęły łzy. 

- Musiałem cię oznaczyć jako moją własność. 

- Jestem paskudna. Jestem teraz taka brzydka, że... 

Nie powinnam perorować o swoim wyglądzie podczas, gdy miałam o wiele ważniejsze sprawy na głowie. Każda dziewczyna jednak chciała być ładna. My, kobiety, porównywałyśmy siebie do innych. Często robiłyśmy to nieświadomie. Tak jednak byłyśmy skonstruowane. 

Miałam wiele kompleksów i ogólnie nie przepadałam za sobą, ale teraz było ze mną jeszcze gorzej. Nosiłam na sobie cząstkę Silasa. Byłam żywym trupem. Zupełnie jak on. 

- Kochanie, wcale nie jesteś brzydka. 

Silas odwrócił mnie przodem do siebie. Zanim zdążyłam zauważyć, co robi, on chwycił mnie za biodra i podsadził mnie tak, abym usiadła na parapecie. Sam wsunął się nieznacznie między moje nogi. Nie chciałam obejmować go udami w biodrach, ale i tak to zrobiłam. 

Wbiłam wzrok w swoje kolana. Bawiłam się nerwowo palcami. Starałam się za wszelką cenę unikać spojrzenia Silasa. Bałam się go. Chodziło jednak nie tylko o to. Po prostu nie byłam w stanie na niego patrzeć. 

- Aniołku. 

- Nie nazywaj mnie tak. Jestem paskudą. Nie jestem żadnym aniołkiem. 

Westchnął ciężko. 

- Nigdy nie będę twoim Ryanem, choć nawet nie chciałbym nim być, wiesz? Ten twój skurwiel, którego nazywałaś swoim chłopakiem, zdradzał cię. 

- On przynajmniej mnie nie zgwałcił!

Krzyknęłam na Silasa, ale szybko tego pożałowałam. Stało się to w chwili, w której on złapał mnie za szyję i odchylił mi głowę do tyłu. 

Zamknęłam oczy. Zacisnęłam powieki, szykując się na cios. Bałam się, że Silas mnie uderzy. Bardzo tego nie chciałam. Nikt nigdy mnie nie pobił i nie chciałam, aby to się zmieniało. 

- Nie uderzę cię, Remi. Nigdy tego nie zrobię. 

Niepewnie rozchyliłam powieki. Napotkałam spojrzenie Silasa. Wiele bym dała, aby nie wyglądał tak strasznie. Jego tatuaże były po prostu odpychające. Wiedziałam, że nie powinnam tak o nim myśleć, ale jak mogłam mieć dobre zdanie o kimś, kto był po prostu potworem? 

- B-boję się ciebie. 

- Mam tego świadomość - rzekł, rozluźniając uchwyt na mojej szyi. - Boisz się, ale nie masz czego. Nic złego ci już nie zrobię. Teraz chodź coś zjeść. Proszę. 

Silas się ode mnie odsunął. Mężczyzna podał mi rękę. Niechętnie ją złapałam i zsunęłam się z parapetu. Kiedy to się stało, Silas zaprowadził mnie do stolika. Na nim widziałam talerz pełen spaghetti bolognese. Może nie była to bardzo wykwintna potrawa, ale byłam głodna. Nie myślałam o tym, czy Silas może zatruł makaron. Po prostu usiadłam i zaczęłam w milczeniu jeść. 

Mój mąż siedział na przeciwko mnie. Unikałam jego spojrzenia, ale czułam, że się na mnie patrzył. Nie podobało mi się to, ale nie mogłam nic zrobić. 

Zjadłam spaghetti w ekspresowym tempie. Czułam się najedzona, ale wciąż osłabiona. Wzięłam do rąk kubek z herbatą i zaczęłam ją pić. Zastanawiałam się nad tym, czy może nie powinnam chlusnąć herbatą w twarz Silasa, ale ostatecznie tego nie zrobiłam. 

Odłożyłam pusty kubek na stół i poczułam, że mój żołądek był zadowolony. Jak miło, że chociaż on się cieszył. 

- Widzę, że ci smakowało, kochanie. 

Nie odezwałam się. Nie miałam zamiaru dziękować mu za posiłek. 

- Czy chciałabyś się teraz umyć, słoneczko? Jesteś po ciężkim dniu. Pomogę ci, abyś nie zamoczyła twarzy. 

- Nie chcę - pokręciłam głową. Wiedziałam, że powinnam się umyć, aby lepiej się poczuć, ale nie miałam zamiaru znowu się przed nim rozbierać. 

- Remi... 

- Chciałabym wyjść na zewnątrz. 

Spojrzałam na mężczyznę, gdy przez dłuższy czas się nie odzywał. Wyglądał na zdziwionego. 

- Na dwór? Jesteś pewna? Jest ciemno. 

- Chcę tego. 

Silas westchnął ciężko i wstał. Podał mi rękę, abym również wstała. Wahałam się, czy powinnam złapać go za tą wytatuowaną dłoń. 

- Jeśli nie chcesz trzymać mnie za rękę, wówczas będziesz musiała chodzić po domu w kajdanach łączących nogi i ręce łańcuchem, aby dodatkowo krępował ci on ruchy.

Nie chciałam mieć już nigdy więcej na sobie kajdan. Dlatego chwyciłam Silasa za rękę i pozwoliłam, aby wyprowadził mnie z pokoju. 

Ciężko mi się chodziło. Bolało mnie podbrzusze i kobiecość. Stawiałam się małe kroki, a Silas na szczęście mnie nie poganiał. Szedł powoli przez długi korytarz, aż w końcu dotarliśmy do schodów. 

Po dwóch schodkach poczułam się pokonana. Nie umiałam samodzielnie zejść z powodu dyskomfortu. Niemal miażdżyłam dłoń Silasa w swojej ręce, gdy prowadził mnie na dół.

Mój mąż chyba w końcu poczuł się sfrustrowany i wziął mnie na ręce. Zniósł mnie na dół, a gdy postawił mnie na podłodze, rozejrzałam się nerwowo. Na dole znajdowała się niewielka kuchnia, a także salon. Dom Silasa nie był duży. 

Od teraz był to także mój dom. 

- Jestem pewien, że nie spodoba ci się to, co zobaczysz na zewnątrz, Remi. Jesteś pewna, że chcesz tam wyjść?

Pokiwałam głową. 

Silas podprowadził mnie do drzwi, które były zabezpieczone kłódkami, kodami i innymi dziwnymi zabezpieczeniami, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Wciąż trzymając mnie za dłoń, wyprowadził mnie na zewnątrz. Gdy się tam znaleźliśmy, zostałam otulona przez mrok. Było tutaj tak przeraźliwie ciemno, że odruchowo przylgnęłam do boku Silasa. Brzydziłam się sobą, gdyż nie powinnam tak się zachowywać, ale byłam przerażona. 

Nagle zamknęłam oczy, gdyż zauważyłam, że wszystko się oświetla. Silas włączył lampy, które zaatakowały moje oczy swoim światłem. Powoli otworzyłam oczy i gdy zobaczyłam, co działo się na zewnątrz, zamarłam. 

Silas puścił moją dłoń. Pozwolił, abym podeszła bliżej. Bliżej tego, co znajdowało się przede mną. 

Silas miał piękny ogródek. Nie był duży, ale był zadbany. Znajdowało się tutaj mnóstwo kwiatów, drzew i krzewów. Była tutaj kamienista ścieżka, która prowadziła do uroczej altany. Zupełnie niepodobnej do mordercy. Widziałam tutaj także basen, a także cztery leżaki. Było tutaj naprawdę ładnie i nawet profesjonalny ogrodnik nie miałby się do czego przyczepić. Problem polegał jednak na tym, co otaczało posiadłość mojego porywacza. 

Mur. Wysoki mur. Bardzo, bardzo wysoki. 

Podeszłam do muru z niedowierzaniem. Zaczęłam szybko oddychać. Poczułam, jak w moje ciało wkrada się panika. Znajdując się blisko muru, położyłam na nim dłoń. 

Zostałam zamknięta w więzieniu. W więzieniu, z którego nie było ucieczki. 

Zaczęłam iść wzdłuż muru, szukając wyjścia. Na pewno musiała znajdować się tutaj jakaś brama. Przecież jakimś cudem wjechaliśmy na teren posiadłości. Silas jakoś musiał wchodzić do domu i z niego wychodzić, prawda? 

Obeszłam całą, niewielką posesję. Wróciłam w miejsce, w którym stałam na początku i z niedowierzaniem pokręciłam głową. 

- To niemożliwe. 

Na pewno istniał jakiś wjazd, ale domyślałam się, że znajdował się on pod domem. Może pod ziemią biegły tunele, dzięki którym można było wydostać się z tego miejsca. Aby jednak trafić do takiego tunelu, należało znać kody albo specjalne szyfry do zabezpieczeń godnych mordercy. 

Opierałam drżące dłonie na murze. Było mi zimno. Bardzo zimno. 

Zamknęłam oczy i oparłam czoło o zimny mur. Miałam na sobie tylko długą koszulkę, a pod spodem nie miałam absolutnie nic. Byłam łatwą ofiarą dla swoich oprawców. Silas mógł zrobić ze mną wszystko i to właśnie zrobił. 

Załkałam, gdy poczułam dłoń męża na swoim ramieniu. Silas głaskał mnie uspokajająco, ale nie istniała żadna siła, która mogłaby mi w tej chwili pomóc. 

- Remi... 

- Zamknąłeś mnie w więzieniu. 

Cmoknął z niezadowoleniem. 

- To wcale nie jest więzienie. Musiałem odpowiednio się zabezpieczyć. Za tym murem znajdują się kolejne dwa. Między nimi znajdują się druty pod napięciem tak, aby ktokolwiek, kto zechce wejść tu lub wyjść stąd bez pozwolenia, został popieszczony prądem na śmierć. 

Nogi ugięły się pode mną w kolanach. Padłam na ziemię i drżałam. Nie płakałam, bo nie miałam już w sobie łez. Wszystkie wylałam wcześniej. 

- Remi, wracajmy do domu. Noce tutaj są zimne. Nie chcę, abyś się przeziębiła. 

- Nie wrócę do środka. Chcę do domu. 

- Kochanie, nie wrócisz już do Stanów. Jesteś moja. 

- Nie jestem twoja! Nie jestem! Nigdy nie będę twoja, ty potworze!

Krzyczałam jak wariatka. Nie obchodziło mnie to, co pomyśli sobie o mnie mój mąż. To on zniszczył mi życie. To przez niego znalazłam się w tym piekle. Dziewczyny w moim wieku mogły wieść normalne życie. Mogły chodzić na studia, pracować, chodzić na randki i się spełniać. Ja za to już nigdy więcej miałam nie iść na studia. Nigdy miałam nie znaleźć pracy. Nigdy miałam nie iść na randkę i już nigdy więcej nie miałam spełnić żadnego ze swoich marzeń. 

Silas wziął mnie na ręce. Szarpałam się z nim i krzyczałam na niego. Nie chciałam wracać do domu. Do tego zimnego, bezosobowego i morderczego domu. Chciałam wrócić do siebie. Do Stanów. Do mamy. Do taty. Do Finelya. Do Denise. 

Myślałam, że na ten dzień wyczerpałam już swój limit nieszczęść. Jednak w momencie, w którym usłyszałam głos Tobiasa, dotarło do mnie, że to jeszcze nie był koniec. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top