Rozdział V
- Kuro-san, ta chusta zniknęła! - zawołała Sadao, wbiegając do salonu, w którym jeszcze przed chwilą spałem.
Otworzyłem oczy, usiadłem i się przeciągnąłem, kierując wzrok ku dziewczynie.
- Spałaś w niej czy co? - zapytałem się jej, ziewając. Pokręciła głową.
- Nie, położyłam ją na stoliku nocnym. Ale gdy się przed chwilą obudziłam, to jej nie było.
- Ech... Spójrz na swoją szyję...
Błyskawicznie chciała zrobić to, co powiedziałem i schyliła głowę, ale chyba sobie uświadomiła, że to bez sensu, bo podeszła do lustra. Zdziwiła się, widząc coś na kształt czarnego tatuażu, oplatającego jej szyję dookoła.
- To jest właśnie twoja chusta - wyjaśniłem, widząc jej zdziwione spojrzenie. - Schowała się na twoim ciele.
- Nawet fajnie wygląda - stwierdziła po chwili dziewczyna, patrząc się na odbicie swojej szyi.
Westchnąłem i znowu się położyłem. Spaaać...
- O nie, Kuro-san, wstawaj. Idziemy dzisiaj gdzieś.
Usłyszawszy znienawidzone słowo, otworzyłem oczy. Idziemy... Ale po co? Nie lepiej zostać w domu, w tym miłym, chłodnym mroku?
- Ale dzisiaj ma być upał... - oponowałem, przypominając sobie słowa prezenterki pogody. Na próżno.
- Trudno, jakoś to przebolejemy. Razem. Umówiłam się z koleżanką, z którą mam zrobić projekt. Będziemy w jej domu, więc nie powinno być tak źle.
Znowu westchnąłem z bólem i nadal leżałem, nic nie robiąc sobie z zapewnień mojej eve.
Usłyszałem oddalające się kroki, po których nastąpił dobrze mi znany dźwięk. Sadao rozsunęła zasłony, przez co od razu zamieniłem się w kota. W pomieszczeniu zrobiło się nagle nieznośnie jasno. Zrezygnowany zeskoczyłem na podłogę i podreptałem w stronę kuchni, gdzie nalałem sobie wody do szklanki. Wypiłem ją jednym łykiem i napełniłem naczynie jeszcze raz. Usiadłszy przy stole, oparłem brodę na rękach i patrzyłem na krzątającą się dziewczynę.
Po jakiejś godzinie Sadao wyszła z domu ze mną w swojej torbie. Ułożyłem się dosyć wygodnie i próbowałem zasnąć, co mi jednak nie wychodziło. Leżąc tak, myślałem o tym, co spotkało nas wczoraj wieczorem. Kim byli ci ludzie? Dlaczego chcieli zabrać Sadao?
To w ogóle byli ludzie? A może to wampiry? Ciężko orzec, było ciemno. Niemożliwym było zobaczenie, czy mieli czerwone oczy i długie kły...
Miałem wrażenie, że coś podobnego już się kiedyś wydarzyło. To nie była przyjemna myśl. Sprawiała, że robiłem się smutny i bezsilny.
...nie mogłem wtedy nic zrobić...
- Kuro-san - usłyszałem nagle głos, który przerwał moje rozmyślania. Westchnąłem z ulgą w duchu, a już na głos miałknąłem, sygnalizując tym, że słucham. - Myślałam, że będziesz spał.
- Jakoś nie mogłem... Hej, Sadao... Wiesz coś o tamtych ludziach z wczoraj? - zapytałem się jej, wystawiając łepek z torby, ale zaraz znowu go chowając. Nieznośne słońce...
- Nie, pierwszy raz w życiu ich widziałam... A może ty coś o nich wiesz, Kuro-san? - jej głos brzmiał pogodnie, jak zwykle, ale jednak można było wyczuć w nim poważniejszy ton. Chyba się tym jednak trochę przejęła, a nie wyglądała...
- Mam wrażenie... - zacząłem po chwili. - ...że już kiedyś byłem w podobnej sytuacji... Ale za czorta nie mogę sobie tego zupełnie przypomnieć.
- Hmmm... - dobiegł mnie jedynie ten trochę przytłumiony dźwięk.
- ...ta twoja koleżanka nie będzie się pytać o ten znak na twojej szyi?
- Jeśli tak, to powiem jej po prostu, że to choker. Nawet tak wygląda, co nie?
Za cholerę nie wiedziałem, czym jest ten cały "czoker", ale jakoś nie odczuwałem potrzeby, by o tym wiedzieć, więc się jej o to nie pytałem. Nic nie powiedziałem i zamknąłem oczy.
Drobna dłoń przypadkowo dotknęła moich pleców, przez co się obudziłem. Spojrzałem w górę i zobaczyłem duże, brązowe oczy wpatrzone we mnie.
- Przepraszam, obudziłam cię? - szepnęła Sadao, nachylając się w moją stronę. Ziewnąłem i położyłem głowę na przednich łapach, nie odpowiadając na jej pytanie.
Dziewczyna chwilę czegoś szukała, aż w końcu to znalazła i wyjęła rękę. W tym samym czasie usłyszałem obcy głos należący najprawdopodobniej do jej wspomnianej rano koleżanki:
- Co tam masz?
Tleniona, ciemnooka blondynka popatrzyła prosto na mnie ze zdziwieniem i ciekawością. Jej oczy zabłyszczały, gdy tylko mnie zobaczyła. Skuliłem się, a Sadao próbowała odciągnąć swoją torbę od koleżanki, by mnie przed nią uchronić, jednak na próżno. Poczułem chłodne palce łapiące mnie za brzuch i już po chwili znajdowałem się w ramionach tejże lasencji, która miała na twarzy trochę za dużo makijażu. Po co w ogóle się malowała, jeśli nie wychodziła z domu? Tylko niepotrzebnie się męczyła. Nie zrozumiem tej logiki...
Czułem się, jakbym był duszony, ale nie wiedziałem co z tym zrobić, więc nie zrobiłem nic. W efekcie nadal byłem duszony. No kto by się spodziewał...? Haha...
Sadao, dobra dziewczyna, uwolniła mnie z morderczego uścisku swojej znajomej. Byłbym jej nawet za to wdzięczny, ale... To zbyt upierdliwe i męczące. Położyłem się na jej kolanach, na których mnie trzymała. Było mi nawet wygodnie, więc od razu zwinąłem się w kłębek i leniwie zacząłem patrzeć się na blondynę, która także mi się przyglądała.
- Co to za kot, Sada? Nie wiedziałam, że masz jakiegoś.
- Przygarnęłam go kilka dni temu. Należał kiedyś do mojego sąsiada - odpowiedziała moja eve, przy drugim zdaniu ściszając głos. Po co to zrobiła? Żebym tego nie usłyszał? Przecież to bez sensu... Westchnąłem w duchu i zamknąłem oczy.
Dziewczyny jeszcze coś o mnie mówiły, po czym przeszły na temat prezentacji multimedialnej, nad którą pracowały. W ogóle mnie to nie zainteresowało, więc sobie odpłynąłem w niebyt.
- Może i mam ten znak na szyi, który jest tamtą chustą, ale... Niby co mam z nim zrobić? I dlaczego chusta ma być bronią? - Sadao nie przestawała gadać, odkąd opuściliśmy dom jej starej przyjaciółki, która nazywała się Kanami, czy jakoś tak. Zadawała mi takie pytania, na które raczej powinna znać odpowiedzi, tak więc jej ich udzielałem.
- Każda broń od servampa przybiera taką postać, jaka pasuje do charakteru eve... I posiada jedyne w swoim rodzaju zdolności. Musisz nauczyć się jej dobywać, a także używać. Znaczy... Nie, jednak nie... - chciałem powiedzieć, że nie musi tego robić, ale jednak zmieniłem zdanie, stwierdzając, że lepiej by to umiała. Nigdy nic nie wiadomo...
- Więc... niby jak mam "dobyć" tą chustę? - dopytywała się dziewczyna. Westchnąłem, szukając wygodniejszej pozycji na jej ramieniu.
- Pomyśl o tym po prostu...?
- Czy to było pytanie?
- No tak. Bo niby skąd mam wiedzieć jak eve mają dobywać swoich broni? Jestem servampem, jakbyś nie zauważyła...
Po tym Sadao zatrzymała się i zamknęła oczy. Wyglądała na skupioną, oddychała głęboko i spokojnie. Nagle znak na jej szyi zaczął świecić i już po chwili uformował się w duży czarny materiał, który sam z siebie zawiązał swoje dwa przeciwległe rogi na kokardę.
W jednej chwili uwaga wszystkich, idących obok nas, ludzi została skupiona na mojej eve, która najwidoczniej nie zdawała sobie z tego sprawy.
- Może byś już stąd poszła...? - zapytałem ją cicho, na co ona popatrzyła się najpierw na mnie, a potem dookoła siebie. Po tym szybko zaczęła iść w kierunku swojego mieszkania.
W końcu się udało coś napisać! :D
Przepraszam za taką dwutygodniową nieobecność, ale coś mi się wena zeżarła, hehe (*°▽°*)
Nie rzeknę, że już tak nie będzie, ale... Postaram się! (A przynajmniej spróbuję się postarać ;))
Mam nadzieję, że się spodobało~~
Do przeczytania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top