Rozdział II
Nastał ranek. Powoli otworzyłem oczy i spojrzałem na sufit. Przez chwilę nie wiedziałem, gdzie jestem, ale wtedy zobaczyłem Sadao. Stała przy zasłoniętym oknie i patrzyła się na mnie z wyrazem twarzy, którego najbardziej na świecie nienawidziłem - ciekawością. Już chciałem zakląć i zerwać się z sofy, na której leżałem, gdy nagle padło na mnie światło słoneczne. To ta upierdliwa dziewucha - moja nowa eve - jednym ruchem odsunęła zasłony, wpuszczając do pomieszczenia horrendalne ilości światła. Czemu ten pokój musiał mieć okna wychodzące na wschód...?
Pod postacią kota szybko wsunąłem się pod cienki koc i powiedziałem, miaucząc:
- Miejże litość nad biednym wampirem, Sadao...
- Chciałam tylko zobaczyć czy znowu zmienisz się w kota - odparła dziewczyna z uśmiechem, idąc w stronę kuchni. - A poza tym zasłony nie mogą być cały czas zaciągnięte, bo grzyb narośnie. Chodź na śniadanie, niedługo idziemy.
Jej ostatnie słowo sprawiło, że wysunąłem głowę spod koca.
- Gdzie "idziemy"? - zapytałem, mając złe przeczucie.
- No jak to gdzie? Do szkoły, do szkoły! Nie możemy się za bardzo od siebie oddalać, co nie? Więc musisz ze mną wszędzie chodzić.
- Co za utrapienie...
Niechętnie zeskoczyłem na podłogę i poczłapałem w stronę zapachu smażonych jajek. Gdzieś po drodze zmieniłem formę na ludzką, nadal idąc takim samym krokiem. Usiadłem przy stole i od razu oparłem o niego czoło, przez co kaptur mi się zsunął i zakrył całą moją głowę.
- Podnieś się, Kuro-san - powiedziała Sadao stając obok stołu. Trzymała talerze, które najprawdopodobniej chciała postawić w miejscu, w którym znajdowały się moje włosy. Posłusznie się wyprostowałem i bez słowa zapatrzyłem się na stawiane przede mną naczynia. Ryż, omlet jajeczny i jakieś warzywka...
- Zjadłbym ramen - powiedziałem, wbijając wzrok w miskę z ryżem. Dziewczyna spojrzała się na mnie i zapytała:
- Nie smakuje ci moja kuchnia...?
Już miałem zdobyć się na bardzo szczerą odpowiedź, która w części składała się z potwierdzenia, ale się powstrzymałem, widząc zasmuconą twarz Sadao.
- Nie, nie... Po prostu bardzo lubię błyskawiczny ramen a dawno go nie jadłem, odkąd... - przerwałem, nie chciałem dokończyć. Słowa, które powinny znaleźć się w dalszej części tego zdania, były słowami, które trochę bolały i nie lubiły być przepuszczane przez moje usta.
Trochę przygnębiony złapałem pałeczki i zacząłem jeść ryż. Dziewczyna nic nie powiedziała, chociaż na pewno bardzo chciała. Nieświadomie podziękowałem jej za to w duchu. Gdy się na tym przyłapałem, upuściłem pałeczki, które narobiły hałasu, uderzając o naczynia i o siebie nawzajem. Przez moment nie wiedziałem, co myśleć o moim zachowaniu w ostatnich dniach. Siedziałem bez ruchu, patrząc się tępo przed siebie. Po chwili jednak znowu złapałem pałeczki i w milczeniu dokończyłem posiłek.
Wstałem od stołu i zebrałem wszystkie talerzyki i miseczki. Poszedłem do kuchni, czując na sobie wzrok dziewczyny. Zignorowałem go i podszedłem do zlewu, chcąc umyć naczynia. W tym czasie usłyszałem, jak Sadao wstała i poszła do swojego pokoju, najprawdopodobniej chcąc spakować się do szkoły.
Skończyłem mycie i odkładanie wszystkiego na suszarkę, po czym powoli wytarłem ręce w ręcznik. Poszedłem na korytarz przy drzwiach, by ubrać buty, po czym zamieniłem się w kota i czekałem, aż przyjdzie moja eve. Czekać długo nie musiałem; przyszła po jakiejś minucie. Podczas gdy ubierała buty i żakiet, wszedłem do jej torby i położyłem się na niewygodnych książkach. Westchnąłem w duchu, szukając lepszej pozycji. Nagle poczułem, że torba się unosi oraz usłyszałem otwieranie drzwi. W pewnym momencie wszystko się zatrzymało, a moich uszu dobiegł głos:
- Kuro-san! Gdzie jesteś? - to Sadao zaczęła krzyczeć w głąb mieszkania.
Miauknąłem w odpowiedzi, przez co klapy torby zostały rozsunięte i okryła mnie jasność dochodząca zza otwartych na oścież drzwi. Zobaczyłem uśmiech, który zaczynał mnie już irytować, mimo że pierwszy raz widziałem go zaledwie wczoraj.
- No to idziemy - powiedziała dziewczyna, znowu się uśmiechając. Przeszła przez próg, zamknęła drzwi i ruszyła w stronę swojej szkoły.
Przez całą drogę do budynku edukacyjnego leżałem w torbie, zwinięty w kłębek, lecz wyjrzałem z niej, gdy dotarliśmy na miejsce. Znałem to liceum. Ludzie idący w jego kierunku poubierani byli w pomarańczowe marynarki, a niektórzy jeszcze mieli na szyjach czerwone niby-krawaty albo kokardy z dwoma krzyżującymi się liniami w ciemnym kolorze - znane mi ubranie, które niegdyś często widziałem.
Sadao weszła do szkoły i skierowała się ku swojej klasie. Po drodze moją uwagę zwróciła tabliczka wisząca nad jednymi z drzwi, na której było napisane "3-6". Wyskoczyłem z torby, przez co moja eve się zatrzymała i na mnie popatrzyła.
- O co chodzi? - zapytała. Chyba zauważyła, że patrzę się na drzwi do konkretnej klasy, bo podeszła do nich i je otworzyła na tyle, bym mógł przez nie zajrzeć. Tak też zrobiłem.
Otworzenie się drzwi zwróciło uwagę osób znajdujących się w pomieszczeniu za nimi. Kilka z nich znałem z widzenia, innych nie pamiętałem w ogóle.
Wysoki chłopak z brązowymi włosami, o imieniu Koyuki czy jakoś tak, spojrzał się na mnie i zapytał z niedowierzaniem:
- Kuro...?
Cicho miauknąłem w odpowiedzi, po czym powoli zrobiłem kilka kroków do przodu. Podszedł do mnie i kucnął, ciągle się na mnie patrząc. Tak minęła dość długa chwila, w której więcej osób podeszło w moją stronę. Cofnąłem się trochę, nie spodziewając się od nich takiej reakcji.
- To naprawdę kot Shiroty-kun - stwierdziła jakaś dziewczyna, schylając się w moim kierunku. Nie pamiętałem jej imienia, zresztą jak większości tu zgromadzonych osób. Złapała mnie i podniosła. Spojrzała na moją szyję i zapytała ze zdziwieniem:
- Nie masz już tego dzwoneczka?
- Zamiast niego ma gwizdek - powiedział jakiś blondyn. Chwilę mi zajęło, zanim przypomniałem sobie jego imię. Był to Ryusei, jeden z przyjaciół Mahiru. Wcześniej cały czas nosił opaskę, która trzymała w górze jego grzywkę, a teraz jej nie miał, dlatego miałem problem z jego rozpoznaniem.
Popatrzył się na Sadao, stojącą za na wpół otwartymi drzwiami.
- Teraz ty jesteś jego właścicielką? Myślałem, że wujek Mahiru się nim zajmie - jego głos lekko zadrżał, gdy kończył drugie zdanie.
Dziewczyna szerzej otworzyła drzwi i przeszła ze dwa kroki do przodu.
- Tak, nazywam się Shirizaki Sadao. Miło mi was poznać! - powiedziała, energicznie kłaniając się w pas.
- Mnie również - odpowiedział blondyn, drapiąc się po głowie. Kilka innych osób również coś powiedziało.
W tym momencie zadzwonił dzwonek. Przeszywający dźwięk, nieodpowiedni dla moich wrażliwych uszu. Ktoś wepchnął mnie w ręce Sadao, mówiąc jej, by jeszcze kiedyś do nich przyszła. Ona znowu się ukłoniła, po czym pobiegła do swojej klasy, wkładając mnie po drodze do torby. Zasnąłem, gdy tylko przestało trząść. Lecz jednak przed tym jedna myśl nie dawała mi spokoju: Dlaczego tam w ogóle wszedłem...?
-|-|-|-|-|-|-|-
Patrzyłem na leżącego przede mną Mahiru. Z obrzydliwej rany na jego piersi nieustającym strumieniem sączyła się krew, która wciąż uparcie wypływała, mimo że próbowałem tamować ją moją kurtką.
- Przepraszam cię... Kuro... ale nie... - powiedział urywanym głosem mój eve, uśmiechając się smutno, w odpowiedzi na usłyszaną przed chwilą propozycję ode mnie. - I... dzięku... ję...
- Czemu...? - cicho zapytałem, patrząc się w dół, nadal uciskając otwartą ranę. W pewnym momencie zauważyłem, że zaczęło wypływać z niej mniej krwi. Już miałem uśmiechnąć się z nadzieją, lecz właśnie w tym momencie poczułem, jak słabnie więź pomiędzy mną a Mahiru.
Więź łącząca servampa i jego eve zniknęła.
Powoli rozluźniłem ręce i roztrzęsiony odwróciłem głowę w stronę twarzy Mahiru. Była blada i nieruchoma. Otwarte oczy nie patrzyły się na nic. Odwróciłem od nich wzrok i zobaczyłem, że moje pole widzenia zrobiło się niewyraźne. Ciepłe łzy zaczęły spływać po moich policzkach, a z mojego gardła wyrwał się szloch. W jednej chwili ogarnęła mnie nieopisana pustka, a serce wypełnił ból po utracie najbliższego przyjaciela.
-|-|-|-|-|-|-|-
Otworzyłem oczy, z których leciały mi łzy. Chyba śniło mi się coś smutnego, ale zupełnie nie pamiętałem co. Albo po prostu nie chciałem pamiętać, więc nawet nie próbowałem sobie tego przypomnieć.
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał wpół do czwartej. Westchnąłem i przykryłem dłonią oczy. Leżałem tak przez chwilę, po czym wstałem i poszedłem do kuchni, by napić się wody. Później wróciłem do salonu, włączyłem telewizor i przed nim usiadłem, uprzednio ściszając dźwięk. Zmieniałem programy, szukając czegoś, co mnie zainteresuje. Znalazłem jakiś melodramat, w którym właśnie ktoś kogoś postrzelił. Oglądałem go przez chwilę, po czym stwierdziłem, że zaczął mnie dołować. Znowu zacząłem przeskakiwać programy, lecz akurat na każdym leciało albo coś, co mnie dobijało albo było reklamą, więc wyłączyłem telewizor.
Zapatrzyłem się przed siebie, opierając ręce o podłogę za mną.
Po chwili zamieniłem się w kota i wyskoczyłem przez otwarte okno, chcąc się przejść. Z gracją zeskoczyłem na dość wysoki murek, stojący pod drzewem i zacząłem po nim iść. Szedłem tak przez jakiś czas, po drodze zeskakując na chodnik. W końcu dotarłem do niewielkiej polanki otoczonej drzewami. Położyłem się pod jednym z nich i dosyć szybko zatonąłem w objęciach Morfeusza.
-|-|-|-|-|-|-|-
- Czołem, nii-san! - usłyszałem nagle znajomy głos. Spojrzałem prosto na Lawlessa, który się nade mną pochylał. Był sam, bez tego swojego brutala, nazywającego samego siebie aniołem.
- Co tu robisz, Lawless? Znaczy, eee... Hyde? - zapytałem, opierając się łokciami o trawę. Było już jasno, ale padał na nas cień, przez co mogliśmy być w naszych ludzkich formach.
- Nie widzieliśmy się przez aż pół roku, a ty się mnie po prostu pytasz, co tu robię? - uniósł się Bezprawy, prostując się. Po chwili jednak się uśmiechnął. - Lich-tan zatęsknił za japońskim karaoke, więc chciał tu przyjechać, a ja musiałem z nim. Teraz sobie wyszedłem na poranny spacerek.
Nagle coś mnie olśniło. Usiadłem bez podpierania się i zapytałem się:
- Wiesz może, która godzina, Hyde?
- Wyszedłem z hotelu jakoś o 9:07, więc teraz powinna być chyba 9:21?
- Chol... - urwałem w pół wyrazu, zrywając się na nogi. Zaraz minie sześć godzin i odległość między mną a Sadao da o sobie znać. - Muszę spadać - powiedziałem do Lawlessa, zamieniając się w kota, po czym zacząłem biec w kierunku mieszkania mojej eve.
- Cze... Nii-san! - usłyszałem krzyk za mną, lecz go zignorowałem, biegnąc dalej.
Po jakichś dwunastu minutach byłem przed mieszkaniem Sadao. Zadzwoniłem do drzwi, ale nie usłyszałem za nimi żadnego dźwięku. Po chwili sobie przypomniałem, że przecież dzisiaj jest środa, a co za tym idzie - dziewczyna poszła do szkoły. Szybko ruszyłem w jej kierunku.
Na miejsce dotarłem po dziesięciu minutach. W tym samym czasie zobaczyłem, jak ktoś znika w drzwiach z wiszącą mu na ramieniu Sadao ubraną w strój na w-f. Poszedłem za nimi, lecz ich zgubiłem. Zmieniłem się w człowieka i zacząłem się rozglądać, lecz nie zobaczyłem ich więcej.
- Przepraszam, szukasz kogoś? - usłyszałem nagle czyjś głos. Odwróciłem się w kierunku jego źródła i zobaczyłem drobnego chłopaka, wyglądającego trochę jak dziewczyna, który ubrany był w szkolny mundurek.
- Yyy... Tak. Shirizaki Sadao. Widziałeś ją może? - zapytałem się go, wykorzystując okazję do szybszego odnalezienia mojej eve.
- Przed chwilą poszła do gabinetu pielęgniarki - odpowiedział. - Chodź, zaprowadzę cię. Sam tam właśnie szedłem.
Pokiwałem głową i ruszyłem za chłopakiem. Myślałem, że będziemy iść w ciszy, ale widać się pomyliłem, bo już po chwili musiał się zapytać:
- Jak masz na imię?
- Kuro - odpowiedziałem niechętnie, ziewając.
- Tak po prostu Kuro? Nie masz nazwiska? Dziwne... A powiedz, Kuro-san... Po co chcesz się spotkać z Shirizaki-san? Jesteś jej chłopakiem?
Spojrzałem się na niego, po czym westchnąłem i zaprzeczyłem:
- Jestem jej... znajomym...? Tak, chyba tak to można nazwać... - ostatnie zdanie bardziej powiedziałem do siebie niż do niego. Gdybym powiedział, że jestem wampirem, z którym zawarła kontrakt, to wziąłby mnie za jakiegoś wariata, więc to przemilczałem. - Długo jeszcze będziemy iść? Trochę mi się śpieszy.
- Nie, już jesteśmy - odpowiedział dziewczęcy chłopak, stając przed drzwiami. Otworzył je i wpuścił mnie przodem.
- Kuro-san?
Sadao leżała na łóżku, przykryta cienką kołdrą. Patrzyła się na mnie ze zdziwieniem.
- Gdzie byłeś? Szukałam cię. - Po chwili chyba sobie coś uświadomiła, bo powiedziała: - Dziwne... Nagle zrobiło mi się lepiej.
Dziewczyna odrzuciła kołdrę i wstała. Przeciągnęła się, po czym zrobiła dwa skłony. Wyprostowała się i się uśmiechnęła.
- No, mogę wracać na w-f. Chodźmy, Kuro-san - chyba chciała coś jeszcze dodać, ale umilkła, gdy zauważyła chłopaka stojącego za moimi plecami.
Poszła w stronę drzwi, po drodze łapiąc mnie za rękaw. Przeszła przez nie, rzucając jedynie "cześć" w stronę kolegi i ruszyła ku wyjściu ze szkoły.
- To było to "coś", co się dzieje, gdy servamp i jego eve są przez długi czas od siebie oddaleni? - zapytała się mnie nagle. Potwierdziłem mruknięciem. - Poczułam się przez chwilę, jakbym miała zaraz zemdleć i prawie nie mogłam się ruszać... Gdzie byłeś?
- Na jakiejś polance. Obudziłem się w nocy i chciałem się przejść, a potem tam zasnąłem - odpowiedziałem, wkładając ręce do kieszeni. Zacząłem iść trochę wolniej, przez co Sadao także zwolniła.
- Co by się stało, gdybyś nie przyszedł?
- Za jakieś dwanaście godzin zamienilibyśmy się oboje w koty, a po upływie doby od mojego odejścia chyba byśmy umarli...
- Aha... - tylko to powiedziała, słysząc informację, która normalnego człowieka by raczej zszokowała. Spojrzałem się na nią, lekko zdziwiony. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Czyli jednak nie jest normalna.
Pomyślałem o tym już wtedy, kiedy zobaczyła, że tuż na jej oczach zamieniłem się w kota, a także wtedy, kiedy powiedziałem jej, że jestem wampirem. Jej reakcje były nienormalne, a więc i ona sama była nienormalna. Prosta logika.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top