11
Todoroki Shoto zarzucił na ramiona beżowy płaszcz i szybko wyszedł z gabinetu. Asystentka siedząca w pomieszczeniu, przez które musiał przejść aby wyjść z biura rzuciła mu zdziwione spojrzenie szybko wstając. Mężczyzna zbył ją machnięciem ręki na co ta kiwnęła głową i spowrotem usiadła wbijając wzrok w monitor komputera
- Jak długo pana nie będzie?- czarnooka beta poprawiając loki nierówno rozkładające się po jej głowie przez dwa spore rogi zdążyła zadać mu pytanie zanim jeszcze nacisnął na klamkę. Mężczyzna odwrócił się do niej z zamyśloną miną i cicho mruknął
- Hmm... Nie wiem - odparł szybko przeczesując palcami włosy i wiążąc pasek od płaszcza. Taka była prawda. Nie wiedział. Nie wiedział czy w ogóle dzisiaj wróci do biura. Za to doskonałe zdawał sobie sprawę z tego, że jako dorosły odpowiedzialny bohater z pełnoprawną tym razem już nie tymczasową licencją nie powinien tak nagle znikać z pracy. Jednakże czuł, że musi. Musi zobaczyć swoją omegę, musi z nim porozmawiać, musi przeprosić. Potrzebuje tego. Chce naprawić swój błąd. Jak mógł się tak zachowywać. To fakt, że to co zrobili było błędem. Nie powinni się tak zachowywać. W końcu on ma narzeczoną, a Deku nie zasługuje by być tak traktowany. Ich chwila uniesienia była jak nastoletni wiedziony impulsem błąd i nie było co do tego wątpliwości. Jednakże nikt ich do tego nie zmuszał. Todoroki poszedł tam z własnej woli. Nawet pomimo sprzeciwów Momo. Gdyby nie ich długa rozłąka, ruja i oznaczenie pewnie do niczego by nie doszło. Z drugiej zaś strony gdyby nie ich rozłąka pewnie dalej byli by razem i szczerze mówiąc Shoto nie miał by nic przeciwko temu. Nie żałował tamtej nocy. I nigdy żałować nie będzie nawet jeśli już to wszytko wyjdzie na jaw. Ich seks był niesamowity i gdyby mógł powtórzyłby to jeszcze nie raz, ale nie może. Co nie zmienia faktu, że omega jest w ciąży, a on jako bohater i jego przeznaczony musi się nimi zaopiekować chociaż w pewnym stopniu. Przy małych dzieciach, a zwłaszcza przy pierwszych ciążach wsparcie jest dla omeg bardzo ważne. Nigdy nie spodziewał się że kiedykolwiek to powie czy nawet pomyśli, ale Bakugo ma rację. Musi wziąć odpowiedzialność nawet jeśli tego nie chce, a tak nie jest. Cieszy się na to dziecko podobnie jak jego wewnętrzna alfa, która wyzywała go siarczystymi przekleństwami prawie że bardziej niż Katsuki od momentu gdy miał czelność kazać Izuku usunąć ciążę. Sam nie widział czemu to powiedział. Przecież nie chciałby żeby jego dziecko umarło, a tym bardziej z jego polecenia. - Nie wiem czy dzisaj jeszcze tu wrócę
- A co mam powiedzieć jeśli ktoś o pana zapyta?- westchnęła kobieta marszcząc brwi i podnosząc wzrok na przełożonego. Jeszcze nigdy nie widziała go w takim wzburzeniu, a była pierwszą osobą, którą zatrudnił po przejęciu agencji bohaterskiej od ojca.
- Nie wiem. Muszę coś załatwić. Sprawy prywatne. Wymyślisz coś- mruknął szybko wychodząc z pomieszczenia i trzaskając drzwiami. Nie ma teraz czasu do stracenia na jakieś głupoty.
Idziemy do naszej omegi! I do dziecka! Nareszcie!
- Ale..?- kobieta zerwała się z miejsca, ale po chwili przypominając sobie wzrok szefa odpuściła spowrotem siadając na miejscu
Todoroki szybko opuścił budynek i ruszył w stronę parkingu. Padało już od dobrych kilku godzin, a widoczność była znacznie ograniczina, ale nie dbał o to. Wsiadł za kierownicę swojego ukochanego sportowego samochodu z przyciemnianymi szybami i włożył kluczyki do stacyjki. Czuł ekscytację i zarazem strach
Będzie trzeba wymienić! Na rodzinny!
Alfa w jego głowie zaśmiała się co o dziwo tym razem nie wywołało u niego irytacji. Uśmiechnął się pod nosem
- Może i trzeba będzie- szepnął do siebie wyjeżdżając z parkingu sprzed biura. Szybko przemierzał ulice miasta. Było późno, zimno, a pogoda nie sprzyjała przez co na ulicach Tokyo nie było nawet w połowie tak dużo osób jak zazwyczaj. Skręcił w małą uliczkę prowadzącą na jedno ze spokojniejszych osiedli i zatrzymał samochód przy krawężniku. Wyszedł z auta zatrzaskując drzwi za sobą i szybko ruszył w stronę klatki schodowej. Sam nie wiedział dlaczego się tak bardzo spieszy. Po prostu chciał już być przy swojej rodzinie i móc ich mocno do siebie przytulić bez słowa. Tak po prostu. Wiedział jednak, że to nie będzie możliwe. Czeka go nieprzyjemna rozmowa i próba odzyskania zaufania Izuku. Miał nadzieję, że pójdzie mu lepiej niż ostatnim razem. Wbiegł na piętro skacząc co drugi stopień i stanął przed drzwiami. Już miał zapukać do mieszkania gdy one lekko się uchyliły ukazując ubraną już w kurtki parę alf
- To my uciekamy. Do zobaczenia jutro - Kirishima uśmiechnął się promiennie przytulając do siebie omegę na pożegnanie. Blondyn cicho prychnął i spojrzał na Shoto, który korzystając z okazji wszedł do środka
- Może jednak jeszcze chwilę zostaniemy - powiedział obojętnie Katsuki widząc alfę mierzącą ich wzrokiem i prychnął gdy jego chłopak wreszcie odsunął się od omegi chywitajac go za dłoń
- Bakugo, Kirishima... Bylibyście tak mili i zostawili nas samych?- mruknął cicho patrząc w szeroko otwarte zachodzące łzami zielone oczy, które zawsze tak kochał, a których zwyczajowy blask gdzieś znikł
- No nie wiem... Zapowiada się ciekawie - prychnął bohater numer jeden krzyżując ręce na piersi - Mieszaniec przyszedł chyba po wpierdol - zaśmiał się strzelając palcami zaciśniętymi w pięść
- Katsuki idziemy- Kirishima szybko złapał chłopaka za rękę i pociągnął go w stronę wyjścia mijając kolegę ze szkolnych lat w drzwiach - A zrób mu tylko krzywdę to zginiesz od razu - warknął ukazując swoje ostre zęby w dziwnie niepokojącym uśmiechu
- Cześć Izuku - zaczął heterochromik drapiąc się po karku gdy tylko para opuściła mieszkanie omegi
- Czego chcesz? Teraz sobie o nas przypomniałeś?! - pisnął równie zły co zszokowany. Kogo jak kogo, ale swojej alfy to się tu akurat nie spodziewał. W głębi duszy miał, nadzieję, że to początek ich własnego szczęśliwego zakończenia, ale sam szybko ugasił tę iskierkę nadziei. Położył dłoń na brzuchu czując niespokojny ruch -Chcesz udawać przykładnego ojca?! Przez instynkt czy może dlatego, że Kacchan ci kazał?! - w jego oczach pojawiły się łzy, które już po chwili ciekły po jego policzkach. Miał dość. Ile jeszcze będzie cierpiał zanim zazna spokoju i zwykłej prawdziwej miłości. Miał dość miotania się pomiędzy samotnością, a nadzieją. Wyższy podniósł powoli dłonie w geście poddania i wyciągnął jedną z nich w stronę omegi. Blada ręka została odtrącona czemu towarzyszył nieprzyjemny dźwięk i piekący ból dłoni -Nie dotykaj mnie! Ty... Ty... Zostaw mnie! Wolę żeby MOJE dziecko nie miało żadnego ojca niż takiego jak ty!
- Izuku... Daj mi dojść do słowa. Chce porozmawiać na spokojnie przecież wiesz...- szepnął błagalnie powoli podchodząc nieco bliżej. Wiedział, że tylko on jest winny tej całej sytuacji i właśnie chciał to wszystko naprawić
Pozwól Alfie mówić! Alfa chce dobrze dla nas i dla szczeniaka...
- Zamknij się i mnie nie wkurwiaj bo zaraz dostaniesz w ten fałszywy ryj! Idź sobie do swojej narzeczonej udawać, że wcale jej nie zdradziłeś! No idź! Ja sobie bez ciebie poradzę! Zawsze sobie radziłem... Ała!- pisnął zginając się w pół. Złapał się za brzuch i upadł na kolana. Przesunął dłońmi w dół i z przerażeniem stwierdził, że na jego rękach widnieje krew. Ciepła, lepka, świeża krew
Szczeniak!
- Midoriya... - alfa szybko znalazł się obok swojej omegi obejmując go ramieniem. Był równie przestarszony co zielonowłosy. Dopiero co dowiedział się o istnieniu tego dziecka, a już miał je stracić? - Wezmę cię do szpitala - szepnął biorąc na ręce omegę, która już nawet nie stawiała oporu - Będzie dobrze. Słyszysz?- warknął czując słone krople płynące po jego policzkach jak i łzy należące do Izuku opadające mu na ramię
- Proszę... Nie pozwól naszemu maleństwu umrzeć...- jęknął ze strachem i schował twarz w zagłębieniu szyi ukochanego.
Ja wiem. Zabijecie mnie za to. Nie sprawdzone. Mam nadzieję, że się podobało
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top