Część XXVIII

N.P.W Michi Akane

Następnego ranka obudziło mnie ćwierkanie ptaków. Podnosząc lekko głowę do góry, dostrzegłam zwierzę siedzące na zaśnieżonej gałęzi.

Zrywając się do lotu strzepało śnieg z igieł, którego kilka kawałków spadło na moją głowę.

Odruchowo wytarmosiłam ręką kudły, a później westchnęłam wiedząc, że i tak już dawno się stopił i zmoczył końcówki moich długich, jasnych włosów.

Spojrzałam na Mikę, który ciągle spał. To było dość nie podobne do niego, gdyż to ja zwykle budziłam się ostatnia, ale jego zachowanie jest uzasadnione.

W końcu stracił wczoraj sporą ilość krwi. W tym momencie przypomniało mi się, że powinnam zmienić mu opatrunek.

Sięgnęłam ręką do torby, która wciąż spoczywała na moim barku i wyciągnęłam z niej czysty bandaż.

Urwałam kawałek i podeszłam do Miki. Na początku chciałam go obudzić, bo i tak by się to stało, lecz spał tak słodko, że nie miałam serca mu tego zrobić.

Starałam się zrobić to szybko, ale także w taki sposób, żeby się nie obudził.

Kiedy już skończyłam byłam pewna, że mi się udało. Opadłam na tyłek i sapnęłam patrząc w górę, potem zaś przed siebie.

Wzdrygnęłam się lekko słysząc burczenie brzucha, a później otwarcie oczu chłopaka.

Patrzył na mnie przez chwilę tym samym spojrzeniem co zawsze i przemówił.

- Strasznie długo śpisz, a no i wiesz.. sam też potrafię zadbać o własne rany. - Poczułam jak lekki rumieniec pojawia się na mojej twarzy, więc gwałtownie odwróciłam swoją głowę, mówiąc.

- Och.. r-racja! - Wstałam otrzepując się ze śniegu i przeciągając.

On również to zrobił, a wtem znów zabrzmiał odgłos warczenia żołądka. Tym razem to jednak byłam ja.

- Przydałoby się coś zjeść. - Zasugerował rozglądając się po lesie.

- Na zachód stąd znajduje się dobra knajpa. Jeśli będziemy iść w miarę szybkim tempem powinniśmy zajść tam przed południem.

- W końcu zjemy jakiś dobry obiad! - Uśmiechnęłam się po chwili trochę robiąc się nieco bardziej ponura.

- Ale.. jak zdobędziemy pieniądze? - Patrzyliśmy się na siebie, ale nikt nic nie mówił.

Wiedziałam w jaki sposób on to robi, ale nie preferowałam takiego rozwiązania.

- Domyślam się, że nie chcesz widzieć tony krwi moich ofiar, więc po prostu ogłuszę pierwszą lepszą osobę, która opuści budynek i zabierzemy mu kasę. - Wyjaśnił zakładając kaptur i wysuwając chustę na twarz. Następnie schował ręce do kieszeni bluzy i ruszył przodem.

Nie komentowałam tego, ponieważ odpowiadał mi ten sposób.

Oczywiście nie jestem w żaden sposób za kradzieżą, lecz również umierałam z głodu. Ten raz nic się nie stanie.

Po mniej więcej trzydziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Schowaliśmy się za wysokimi krzakami, których gołe gałęzie dobrze nas maskowały.

Restauracja wyglądała na sporą, a co jakiś czas ktoś z niej wychodził. Pierwszy był tęższy mężczyzna, ale on już był trochę za daleko oraz nie byliśmy gotowi. Dlatego poczekaliśmy za kolejnym.

Czarnowłosy wyciągnął mniejszy czysty nóż, którego jeszcze nie widziałam, a potem skupił się na tylnym wyjściu.

- Zostaniesz tu. Nie jesteś mi do tego potrzebna. - Dodał szczerze, a nie mając nic innego do roboty oparłam się o pień drzewa i obserwowałam.

W końcu wyszła młoda kobieta. W pierwszej chwili tego nie zauważyłam bo Mika szedł przede mną szybkim krokiem, lecz tuż za nią wybiegła mała, na oko pięcioletnia dziewczynka.

Poczułam jakby ból w sercu, ponieważ nie mogłam patrzeć na cierpienie niewinnych dzieci.

Chciałam pobiec za nim i powiedzieć, żeby zaczekał na staruszkę czy jakąkolwiek inną osobę, ale on był już za daleko i nie wycofał się.

Był już dawno w zasięgu wzroku starszej pani, która wyglądała na szczęśliwą, a także jej dziecko biegało wokół całe w skowronkach.

Po chwili zatrzymała się wyczuwając, że Mika idzie wprost na nią. Nawet nie zauważyła momentu, w którym chłopak wyciąga rękę, w której trzyma ostrze i robi jeden szybki ruch. Idąc cały czas do przodu.

Kobieta upada z impetem, a zaraz po tym mała dziewczynka.

- Hej Ty. Chodź, przydasz się teraz do czegoś. - Powiedział do mnie i wskazał oczami na ciała.

Nie miałam nic do gadania więc nie chętnie chwyciłam za nogi dziecka i wrzuciłam go w krzaki równocześnie z czarnowłosym, trzymającym starszą panią.

Po chwili weszliśmy normalnym wejściem do środka. Wyglądało całkiem przyzwoicie, jak przystało na knajpę.

Od razu usiedliśmy przy stoliku i przeglądaliśmy menu. Było całkiem sporo do wyboru, ale jedno przykuło moją uwagę.

Ryba z sałatką owocową brzmiała całkiem dobrze, a skoro mogłam brać co chce to dorzuciłam do tego także kompot.

- Skoro już tu jesteś to się chociaż przydaj po raz drugi i weź zamów to. - Wskazał palcem, a na to chciał. Był to kotlet, ale jakiś o na prawdę dziwnej nazwie plus dodatki.

Westchnęłam pod nosem, że co chwila muszę mu usługiwać, ale w końcu on był jakby moją tarczą, więc cóż.

Mogłam się ten raz poświęcić.

Podeszłam do baru siadając na wysokim krześle i czekałam, aż przyjdzie ktoś komu mogę podać nasze zamówienie.

Słyszałam, że kobiecy głos pochodził za drzwi dla personelu. Ewidentnie w tej chwili ktoś rozmawiał przez telefon więc znudzona oparłam ręką głowę, czekając.

Po krótkiej chwili jakichś dwóch typków podeszło do mnie, siadając obok po obu stronach.

Wyglądali na całkiem silnych, w grubych kurtkach. Uśmiechali się dość dziwnie, patrząc na mnie. W końcu blondyn zbliżył się do mnie mówiąc.

- Co tam mała? Chcesz się zabawić? - Posłał mi łobuzerski uśmieszek, a jego kumpel zaczął się we mnie intensywnie wpatrywać.

- Yyy przepraszam, ale jestem zajęta. - Dodałam lekko speszona. Czułam się mocno nie komfortowo w tej sytuacji.

- A to szkoda. Mieliśmy nadzieję, że poświecisz nam chwilę. - Zbliżył się, obejmując mnie ramieniem.

- Na prawdę nie chce państwa towarzystwa. - Zaalarmowałam lekko poddenerwowana.

- Ależ zwracaj się do nas na ''ty'', nie jesteśmy w końcu tacy starzy! - Zaśmiał się jego kumpel, a chłopak o jasnych włosach po chwili dopowiedział.

- Chociaż podobno im człowiek starszy, tym nabiera większego doświadczenia. - Odwarknęłam i wyrwałam się spod uścisku, a w tym momencie w końcu złożyłam swoje zamówienie, które po chwili zostało do mnie dostarczone.

- Energi jak widać Ci nie brakuje, tym lepiej. - Jego kolega o ciemnych oczach złapał mnie za podbrudek i przysunął, przez co wróciłam na swoje miejsce.

- To jak, pobawisz się z nami? Ładnie prosimy. - Dałam mu z liścia w twarz, po czym biorąc tace powoli odchodziłam. Słyszałam jak się śmieją i chyba im to zaimponowało.

Na moje nieszczęście blondyn od razu chwycił mnie za rękę, co spowodowało moją utratę równowagi. Wyrzuciłam jedzenie do góry, a taca upadła na ziemie i nim jakoś na to zareagowałam on znów przyciągnął mnie do siebie. Trzymał zgiętą rękę przy mojej szyi.

Świeżo przygotowany posiłek nie upadł jednak na podłogę, lecz spowrotem na talerz, gdzie powinno być ich miejsce.

Mika wszystko złapał w oka mgnieniu. Co prawda, nieco się to rozsypało i poprzewracało, ale nadawało do jedzenia. Stał z tym i patrzył na całą tą niezręczną sytuację.

W końcu blondyn mocniej ścisnął mi szyję, przez co zaczęłam się trochę dusić.

- No proszę. Koks się znalazł, ha? - Powiedział pogardliwie wybuchając śmiechem. Niższy od niego kumpel wystąpił przed nas i stojąc twarzą w twarz z czarnowłosym dopowiedział.

- Wybacz gnojku, ale nie przeszkodzisz nam w naszych planach. - Mika wyglądał jakby chciał się roześmiać, ale nigdy nie słyszałam, żeby to zrobił. Teraz też nie, po prostu patrzył dalej obojętnie i przerwał całe to napięcie.

- Jedyne co za chwilę zrobicie to ją udusicie. - W tym momencie blondaś łaskawie spojrzał na moją, bledszą już od jakiegoś czasu cerę i zareagował na moje szarpanie się. Gdy pozulował uścisk udało mi się uciec i stanąć za kruczo włosym.

- Chcesz się bić koleś? Dopiero co odebrałeś nam ładną sukę! - Położył mu na ramieniu rękę jego kumpel, odpychając go lekko do tyłu i poparł go słowami.

- Jak takiś mocny w gębie to pokaż co potrafisz, kozaczku! - Wybuchli śmiechem, a cała ludność zwróciła na nas swoją uwagę.

- Nie szukam problemów. - Powiedział odsuwając się do tyłu, kiedy zaczęli do niego podchodzić i walić ręką w pięść. Na znak, że są gotowi do boju.

- Ja się nim zajmę. - Oznajmił blondaś, a jego kolega zaczął mu kibicować. Po paru sekundach przywlekł go do ściany, więc Mika nie miał za bardzo swobody ruchu.

Wyciągnął rękę i uśmiechając się sadystycznie, zamachnął się w stronę jego twarzy.

- Czas pokazać, gdzie miejsce takich szumowin. - Wyszczerzył zęby i uderzył prosto w jego twarz, ale Mika zrobił unik nawet się nie wysilając. Co bardziej go sprowokowało, więc złapał go za bluzę i podniósł. Wszyscy zaczęli panikować, a mnie nagle ktoś złapał od tyłu.

Nim się obejrzałam znalazłam się poza budynkiem. Ten drugi, brunet ciągnął mnie w jakąś roślinność. Próbowałam się wyrwać, ale nic to nie dało.

Był zbyt silny.

W końcu popchnął mnie na drzewo i trzymał.

- Skoro mój ziomuś zabawia się z tamtym kolesiem, to pora, abym i ja się zabawił. - Po tych słowach zaczął łapać za zamek od spodni, ale wykorzystałam moment, kiedy mnie nie trzymał i odepchnęłam go uciekając.

N.P.W Mika

Złapałem frajera za kurtkę obok ramion i rzuciłem nim o stół. Pod takim naciskiem i siłą rozwalił się, a wszyscy rzucili się do ucieczki. Właściciel knajpy zaczął wzywać policję, co nie wróżyło niczego dobrego.

Eh, dlaczego ja nawet nie mogę w spokoju zjeść?

Nie chciałem ich prowokować, ale nie miałem wyjścia.

Ledwo podniósł się z gruzów, ale ktsuił się krwią więc na dobitke uderzyłem go mocno w nos. Z niego również zaczęła sączyć świeża czerwona posoka.

W końcu szykowałem się do wyjścia, ale nie widziałem w środku irytującej blondynki. Nie bez powodu tak na nią mówię.

Same z nią problemy.

Opuściłem restaurację i próbowałem zlokalizować jej miejsce pobytu.

Nie mogła być daleko, a skoro tamtego gnojka również brak to mogło wskazywać tylko na jedną rzecz.

Mianowicie jest z nią gdzieś w lesie.

N.P.W Michi Akane

Oczywiście moja niezdarna strona dała o sobie znać i potknęłam się o korzeń drzewa.

Przewróciłam się, lecz śnieg troszkę zamortyzował upadek.

Chciałam się podnieść, ale tamten koleś zrobił to za mnie. Byli w podobnym do mnie wieku, bo było to widać po ich twarzach, ale ich zachowanie było skandaliczne.

Przyciągnął mnie do siebie i trzymając moją twarz przy swojej odrzekł.

- Nie ładnie tak uciekać. - Chwycił moją szyję i próbował zbliżyć do siebie nasze usta, ale nagle podskoczył bardzo gwałtownie i wręcz stracił czucie. Gdy tak nagle mnie puścił znów obiłam sobie tyłek, a on do mnie dołączył schylając się i łapiąc najpierw za krocze.

Tuż za nim stał czarno włosy, który bezemocji wyciągnął niewielki pistolet i pociągnął za spust celując w niego.

Rozległ się głośny huk, a później przerzucił wzrok na mnie tłumacząc.

- Wolałem nie hałasować, ale skoro psy i tak tu przyjdą to co mi tam. - Chwilę siedziałam dalej w szoku, ale później uśmiechnęłam się chichocząc.

W pewien sposób mnie to rozbawiło, a jego trochę zdziwiło.

Skoro już siedziałam to zdążyłam ulepić śnieżynkę i rzucić w niego.

Idealnie trafiłam w jego twarz, ale nie tam chciałam trafić.

Złapałam się za wargi, ale później wybuchnęłam śmiechem widząc jak śmieszne strzepuje z siebie śnieg.

- Wybacz, nie mogłam się powstrzymać! - Gdy już się uspokoiłam widziałam, że sterczy jak słup i pomyślałam, że może go to za bardzo wkurzyło, więc lekko spiętym wzrokiem wydukałam.

- M-Mika..? - Ale zrozumiałam, że po prostu się zamyślił. Ba, pogrążył się tak mocno w swoich myślach, że nawet nie zareagował. Sprowokował mnie do powtórnego wypowiadania jego imienia.

Także znów spróbowałam i znowu, ale to nie działało.

- Mika.. Mika! - Już miałam się mocniej wydrzeć, ale musiałam do tego zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.

N.P.W Mika

*Mroźny dzień, jak każdy inny. W końcu taka jest zima. Minusowa temperatura również witała nas każdego ranka. Tym razem jednak wyszliśmy wcześniej od innych do ogrodu. Spadła taka góra śniegu, że nie mogliśmy się powstrzymać jej zobaczyć.

Dlatego już od kilku minut staliśmy w tak pięknej i mieniącej się białej powłoce. Spoglądałem w niebo, które przykuło najbardziej moją uwagę. Kochałem odetchnąć świeżym powietrzem. Tak odleciałem, że nie zauważyłam dostania kulką śnieżną w przód twarzy.

Zimna woda szybko osiadła na mojej buzi, przez co nie widziałem chwilę niczego. Wytarłem oczy rękawem bluzy, a gdy mi przeszło ujżałem ponownie jej radosną buźkę, która wciąż się śmiała.*

- Mika!!! - Dopiero po sekundzie od skandowania mojego imienia. Dotarło do mnie, że chwilę bujałem w obłokach. To dość rzadki przypadek, nigdy mi się to dotychczas nie zdażało. A tym bardziej nie w taki sposób.

Popatrzyłem na dziewczynę, która widząc, że wróciłem na ziemię wydawała się spokojniejsza.

- Idziemy. - Oznajmiłem, ruszając się w końcu z miejsca.

- Eh, dajże spokój! To tylko jedna śnieżka, nie bądź zły! - Mówiła pogodnie blondynka podnosząc się i radośnie za mną drepcząc.

Nagle gwałtownie się zatrzymałem. Ta cała sytuacja była dziwna, nie miałem wcześniej wspomnień z przeszłości, które by się pojawiały tak nagle.

Odkąd ona tu jest, wszystko dzieje się nie tak jak powinno.

Wiedziałem to, ale nie zwracałem uwagi, lecz kiedy zaczynam mieć wspomnienia z Tomoko, to chyba zły znak dla mnie.

Nie chcę się znów do nikogo zbliżać...

N.P.W Michi Akane

Po raz kolejny się tak nagle zatrzymuje. Mogły chociaż ostrzegać, cokolwiek! W końcu na niego wpadnę. Wiem, że tak będzie!

Gdy znów szliśmy w ciszy coś spostrzegłam. Przecież zawołałam na niego Mika, a dawno temu zakazał mi tak na siebie mówić, dlatego powstrzymywałam się.

Chyba, że koniecznie musiałam to powiedzieć. On też wtedy to ignorował, lecz teraz mogłam po prostu to zignorować, a nie wykrzykiwać jego imię tyle razy. Nawet gdy się ocknął nic o tym nie powiedział. Jednak jego zachowanie troszkę jest podejrzane.

No cóż, nie oszukujmy się.

On to jedna wielka zagadka.

Nagle dało się usłyszeć coraz to głośniejsze syreny policyjne. Nie wróżyło to niczego dobrego. Spostrzegłam, że Mika przyśpieszył więc ja także, lecz wciąż miałam problemy z utrzymaniem tak intensywnego tempa jak jego.

Szybko mnie ono męczyło, ale już jeden kłopot mu dziś sprawiłam więc nie chciałam jeszcze bardziej mu tego utrudniać.

Gdy zagłębiliśmy się w głąb gąszczu, dźwięki te były praktycznie nie słyszale. Zdziwił mnie jeden widok faceta w mundurze przed nami, celującego w nas z broni.

- Ręce do góry! - Wykrzyczał i skupiony patrzył na chłopaka, a nie mnie.

Nie wydawał się być zadowolony widząc funkcjonariusza policji, jednak to nie wszystko. Potem zaś syrena ponownie zaczęła dawać po uszach.

- Nie będę się powtarzał Shitai. - Pot leciał mu z czoła, a ręcę lekko drżały. Nic dziwnego, też bym się bała jakbym miała walczyć z kimś takim jak kruczowłosy.

Ale Mika mówił, że go nie rozpoznają, a przecież nie miał na sobie chusty, więc jak?

N.P.W Mika

Też mnie to zastanawiało, ale myślę, że za chwilę się dowiem.

Wystrzeliłem na przód i wytrąciłem mu broń z dłoni, a następnie przycisnąłem go ramieniem do drzewa i trochę ściskałem mu krtań.

- Skąd mnie znasz? - Jasne i przejżyste pytanie, lecz niestety nie miał ochoty mi na nie odpowiadać. Wystraszony uśmiechnął się lekko, więc złapałem go za mundur i rzuciłem kilka razy o gruby korzeń rośliny.

Zaczął kaszleć i powoli tracić świadomość, dlatego złapałem za jego podbrudek i skierowałem w swoją stronę.

Patrzyłem na niego pustym wzrokiem powtarzając się.

On tylko zakasłał i nic więcej nie wypowiedział. Nie miałem czasu się z nim bawić więc jeszcze raz nim uderzyłem, a następnie przeszukałem.

- Weź jego broń. - Wydałem rozkaz dziewczynie, która tylko stała nie wiedząc co ma zrobić.

Posłuchała mnie, czym zaoszczędziłem trochę na czasie.

W jego bocznej kieszeni kurtki znalazłem jakiś świstek papieru, otworzyłem go. Był trochę pognieciony, ale wyraźnie dało się na nim zobaczyć moją twarz.

List gończy, a to ciekawe. Tylko jedna osoba, mogłaby mnie tak dokładnie opisać psom.

Co oznacza, że Konosuke przewidział, że do niego nie dołącze i wydał mnie psiarni.

Mogę już zapomnieć o swobodnym przemieszczaniu się po miastach.

Ba, gdziekolwiek.

Lecz wtedy popatrzyłem na blondynkę. Jej jeszcze nie znają, więc teraz jeszcze bardziej może się przydać. Co jest trochę ryzykowne, bo jeśli skapną się, że mi pomaga to również będą polować na jej głowę.

Ale czym ja się przejmuję. Nie po to ją oszczędzam, żeby nie ryzykować w takich chwilach.

Zgniotłem papier i rzucając na ziemie zdeptałem. Akane podbiegła do mnie trzymając pistolet i zapytała.

- Co to? - Zrobiłem wydech i biorąc od niej spluwę odpowiedziałem.

- List z nagrodą za moją gębe. - Wyglądała na mocno zszokowaną, zaś ja nie miałem powody by jej podawać szczegóły.

- Czy to znaczy, że dalej mnie potrzebujesz? - Lekko mnie zdenerwowało określenie ''potrzebować''. Ja nie potrzebuję nikogo, choć faktycznie czasem jest przydatna to nie oznacza, że bez niej sobie nie poradzę.

- Przydasz się, ale bez takich. Nie uważaj się za cenną dla mnie rzecz. - Odparłem i wysunąłem chustę na twarz oraz kaptur.

Zaczęło mocno wiać, a nas ciągle gonią kundle.

- Ruszamy. Nie wiadomo kiedy pojawi się reszta. - Właściwie, trzeba było darować sobie całą te gadkę, bo usłyszałem zamykanie drzwi wozu i szelesty liści.

Zacząłem więc szybko uciekać, a ona biegła za mną.

- Omijaj drzewa slalomem, wtedy cię nie trafią. - W sumie nie wiem po co zdradzam jej moje taktyki na te cholerną psiarnie, ale faktycznie to pomocne. Albo ci mężczyźni to łamagi.

Po chwili można było za sobą usłyszeć krzyki, oraz strzały.

Celowali w nas, a bardziej to we mnie więc trzeba było się bronić.

- Biegnij dalej, teraz będziesz przeszkadzać. - Zatrzymała się trochę nie chętnie, a potem zrobiła co jej kazałem. Chyba się z tego nie cieszyła, ale jeśli zacznie się mi plątać pod nogami to nikt z tego nie wyjdzie żywy.

Wychyliłem się zza krzaków i zdjąłem jednego. Później drugiego, aż po kolei wszyscy padali jak muchy.

Jeśli chodzi o tereny leśne to nie mają ze mną żadnych szans.

Mam świetną orientacje w terenie.

Przeskoczyłem roślinność i mogłem w spokoju poruszać się do przodu.

To by było na tyle. Popodrzucałem jeszcze bronią, a później spojrzałem w dal słysząc jakieś hałasy.

Zatrzymałem się widząc dwóch policjantów rozmawiających z dziewczyną. Wyglądało to na kłótnie, aż jeden złapał ją za nadgarstek, a ona zaczęła się wyrywać.

Chcieli ją zaciągnąć do radiowozu.

Cholera, czemu musiała dać się złapać?

Popatrzyłem na czarny pistolet. Wciąż miałem trochę amunicji, lecz mimo to zrobiłem krok do przodu.

Dlaczego miałbym jej pomagać?

N.P.W Michi Akane

Nie chciałam z nimi iść. Nie, nie chcę siedzieć na tym durnym posterunku. Błagam nie.

Próbowałam jakoś zwrócić ich uwagę, by się zatrzymali, ale pociągnął mnie mocno i wrzucił do samochodu.

Jeden z nich otwierał drzwi po stronie kierowcy, lecz rozległ się głośny huk, a w okolicy jego włosy rozprysnęła krew. Upadł na kolana, a później spoczywał na ziemi.

Z jego łba sączyła czerwona posoka, co sprawiło, że zainteresował się nim ten co mnie wrzucił do środka.

Rozglądał się nerwowo i szukał czegoś do obrony, ale również został zdjęty w oka mgnieniu.

Stało się z nim to samo. Nic nie widziałam przez krew, która ufaćkała całą szybę.

Skłoniło mnie to do otworzenia ich, lecz nim to zrobiłam one same się otworzyły, a po drugiej ich stronie stała dobrze mi znana sylwetka.

N.P.W Mika

Właśnie, dlaczego...

- Wysiadasz czy oczekujesz, że podam ci dłoń? - Powiedziałam, przez co ona się zaśmiała. Wcale nie chciałem brzmieć śmiesznie, więc to zignorowałem.

Wyszła z wozu, a ja zatrzasnąłem drzwi.

Moglibyśmy nim jechać, gdyby nie ta krew to mogłoby wydawać się lekko podejrzane.

Ruszyłem kawałek do przodu, wkładając ręce do kieszeni. Pora było opuścić już te miejsce, ale znów lekko chichotała.

Odwróciłem się, bo już miałem mówić, że za chwilę mogą się tu zjawić posiłki, ale zamknąłem się widząc jej pogodną twarzyczkę.

Gdy zauważyła, że znów się zagapiłem przestała, mówiąc.

- Przepraszam, coś mnie dzisiaj wzięło na śmiech. - Posłała mi swój przyjazny uśmiech podchodząc do mnie. Dała mi znak, że możemy iść dalej.

Ale ja wciąż stałem patrząc na nią.

Chyba coś sobie uświadomiłem, nie cieszyło mnie to wcale, ale taka była prawda.

- Hej, teraz to ty nas spowalniasz. - Położyła ręcę na biodrach i popatrzyła groźnie, ale jej to nie wyszło więc znów wybuchła śmiechem.

Wciąż się na nią patrzyłem, lecz tym razem całkiem inaczej.

Można by rzecz jak normalny człowiek, który po prostu wyszedł rano na poranny spacer i zwiedza okolicę.

Jej spostrzegawczość mnie wcale nie zdziwiła.

- Mika..? - Westchnąłem. Wygląda na to, że nie mam wyjścia.

- Wiesz - Zacząłem, troche się wahając. Nigdy bym nie pomyślał, że kiedykolwiek znów porusze ten temat. Nie znosze go, ale uważałem to za słuszne, więc dokończyłem nabierając pewności siebie.

- Wiesz czemu cię nie zabiłem?

C.D.N

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top