Część XXV
Przepraszam, ale ten rozdział będzie wyjątkowo krótki.
Zaczął się rok szkolny, a jestem w takim wieku, że muszę skupić się głównie na szkole.
W wyniku czego rozdziały będą pojawiać się rzadziej. Oczywiście drugim tego powodem jest mój brak pomysłów.
Mam tylko zarys fabuły, ale szczegółowych informacji nie mogę na razie wymyślić.
Mam nadzieję, że zostaniecie mimo wszystko ze mną.
Młodym czytelnikom życzę powodzenia w nowym roku szkolnym ^^
N.P.W Mika
Podniosłem drewnianą klapę przykrytą warstwą liści.
Odkąd wyruszyliśmy z miasteczka zmierzaliśmy prosto do jednej z moich kryjówek. Jeśli pamięć mnie nie myliła to w tej zostawiłem najwięcej jedzenia, które jeszcze nadawało się do spożycia.
Nie zastanawiając się długo wskoczyłem do dziury. Stając na równe nogi popatrzyłem do góry na blondynkę, dając jej znak ręką, że jej pora.
Z początku trochę nie chętnie wskoczyła do środka, a ja zamknąłem za nami wejście. W środku naturalnie, że było ciemno, ale to tylko na czas przejścia korytarzem.
Dalej znajdowała się większa przestrzeń oświetlana przez dużą szparę z zewnątrz. Jeśli ktoś by ją zauważył mógłby pomyśleć, że w niej znajduje się na przykład nora lisa.
Podszedłem do kąta, ale w torbie znalazłem za ledwie jedną kanapkę w folii.
- Może zjemy to co dała nam tamta przemiła pani? - Zasugerowała uśmiechając się. - Puściłem reklamówkę, wyjmując z niej grzankę.
- Możesz to wziąć. Mi wystarczy to co mam tutaj. - Nie potrzebna mi była łaska tamtych ludzi. Radziłem sobie sam w nawet najgorszych chwilach życia i chcę, żeby tak zostało.
Dziewczyna posłuchała mnie i wyjęła z torby zapiekankę.
Kiedy już się najedliśmy, zabrałem tylko lepszy nóż, bo tamtej już się stępił i wyruszyliśmy w drogę.
Standardowo mijaliśmy pola, rzeki, lasy i wszystko co z naturą związane, aż wreszcie natrafiliśmy na jakieś stoisko z warzywami i owocami.
- Zatrzymamy się w tu. - Rozkazałem i podszedłem do sprzedawcy. Otwierał już usta, żeby coś powiedzieć, ale ja nawet nie patrząc na niego uderzyłem go w jedno miejsce, a on natychmiast zemdlał.
Nie miałem ochoty bawić się w płacenie i udawanie grzecznego i milusiego. Tym bardziej, że nie byłem w nastroju.
Blondynka non stop się do mnie uśmiechała, a ja nie wiedziałem o co jej chodzi.
Zaczynało mnie to irytować.
Jest weselsza niż zwykle.
- Weź trochę marchwi, jabłek i kapusty. - Wskazałem gestem ręki na wymienione produkty, a Akane zaczęła latać od jednego pudła do drugiego.
W końcu, gdy już wszystko zapakowała, położyła torby na śniegu obok mnie.
Bieganie między straganami nieco ją zmęczyło, wytarła pot z czoła i skierowała na mnie wzrok, będąc wciąż szczęśliwą.
- Z czego ty się tak ciągle cieszysz? - Spytałem biorąc reklamówki. Jeszcze je opuści i wszystko wyrzuci. Z nią wszystko możliwe, a widząc jej słabą kondycję wole nie ryzykować.
- Przestań być taki skromny. - Poklepała mnie po ramieniu i kontynuowała.
- To wielki wyczyn jak na ciebie. Nigdy bym się nie spodziewała, że ty - Nie dałem jej dokończyć słysząc znów ten temat.
- Ile razy mam powtarzać. Gówno obchodzi mnie ten szczyl, więc przestań się w końcu szczerzyć. Wkurzasz mnie. - Przyśpieszyłem, a ona zostając przez chwilę w tyle, zaczęła do mnie biec.
- Po co te nerwy, nie każdy może być bohaterem. - Nic już nie odpowiadałem, skoro nie docierały do niej moje słowa.
- Jeśli tak bardzo nie chcesz widzieć mnie zadowolonej to przestanę. Nic nie poradzę, że mam dobry humor. W końcu pomogliśmy tej rodzince, a oni nam. Z czego tu się nie cieszyć? - Jednym uchem wleciało, drugim wyleciało. Nie skupiałem się bardzo na tym co mówiła.
Nie byłem tym zainteresowany. Kiedy nie odpowiadałem przez dłuższą chwilę, zachichotała przerywając ciszę.
Nie długo potem w oka mgnieniu znaleźliśmy się przy mojej kryjówce.
Wszedłem do środka tak samo jak poprzednim razem i zostawiłem tam jedzenie.
Składniki przydadzą się w najbliższej przyszłości na kanapki.
Złapałem się brzegu rowu i wdrapałem się z powrotem na górę. Założyłem kaptur, który mi tym ruchem spadł z głowy i poprawiłem swoją chustę.
Dziewczyna była tym najwyraźniej lekko rozczarowana. Prawdopodobnie bez błędnie odczytywała moje emocje, ale ja też znałem te sztukę. Nie było w tym nic trudnego, wystarczyło parę lat praktyki, by w zwyczajnym tonie głosu usłyszeć choćby cień napięcia.
Właściwie, gdy tak się przemieszczaliśmy z miejsca do miejsca. Zdawało mi się, że czułem czyjąś obecność.
Bardzo słabo, prawdopodobnie ta osoba starała się ją jak najbardziej zamaskować.
W pełni jej się to nie udało, albo po prostu mi się zdaje.
Nie raz już tak miałem, ale postanowiłem być bardziej czujny.
Wędrowaliśmy dalej w kierunku miasta, lecz w połowie drogi musiałem załatwić swoją potrzebę.
- Zatrzymujemy się. - Wydałem jasny rozkaz, ale blondynka była tym bardzo zdziwiona.
- Tu? W środku lasu? - Rozglądała się w poszukiwaniu moich kolejnych baz, ale musiałem ją rozczarować ich brakiem.
- Idę w krzaki, a ty tutaj zaczekasz. - Czym prędzej ruszyłem przed siebie odgarniając liście i stanąłem w pierwszym lepszym miejscu.
N.P.W Michi Akane
Nie spodziewałabym się, że nawet z takimi rzeczami obchodzi się szybko.
Dosłownie chwilę później wyszedł zza krzaków podchodząc do mnie.
- A już myślałam, że się zdrzemnę. - Zażartowałam podchodząc do niego, a on w dość nietypowy sposób szedł prosto na mnie, jakby nie miał zamiaru się zatrzymać.
Zwolniłam nie pewnie i chcąc nie chcąc wydusiłam z siebie szybko.
- Coś nie ta...? - W tym samym momencie czarno włosy podniósł na wysokość mojej szyi sztywną dłoń i uderzył w nią szybko, ale nie z całej siły.
Nie mogłam zrobić uniku, a jedyne co czułam to utrata panowania nad ciałem i zamglony obraz.
Sekundę później ciemność oraz utratę świadomości.
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top