Część XXII
N.P.W Mika
Szliśmy prosto przez las znajdujący się przed nami. Oddaliliśmy się kawałek od kryjówki łowcy nagród Kuro Neko.
Jednak to nie był powód, żeby zwolnić lub świętować.
Oni po nas wrócą, czuję to.
Tak swoją drogą rzadko jakakolwiek rzecz potrafi mnie zaskoczyć. Nawet przeciwnicy, z którymi się mierzyłem przez tyle lat nie potrafili wywołać u mnie takiego wewnętrznego zdziwienia, jak ta blondynka obok mnie.
Widocznie bardzo chce zginąć, albo nie ma nic do roboty skoro ciągle do mnie wraca.
Kto by pomyślał, że przyjdzie taki kawał drogi tylko po to, aby mnie odbić?
Tylko co ona będzie z tego mieć.
Chciałbym to zrozumieć.
Do tej pory ludzie ani trochę mnie nie obchodzili, ale ona jest od nich wszystkich inna.
Wiedziałem to już od momentu, w którym się poznaliśmy. Jednak miałem nadzieję, że zginie łatwo i się pomylę.
Niestety tak się nie stało, lecz tak jak podpowiadał mi instynkt.
Mianowicie, że jeszcze się spotkamy.
Nie chciałem wierzyć w takie brednie, w końcu wszystkie moje ofiary padają jak muchy, ale ona.. jakimś dziwnym cudem przeżyła mój atak.
Zbieg okoliczności, że jechała tamtędy policja, a nie daleko bił szpital?
Cóż to wielce prawdopodobne, bo jaka inna odpowiedź mogłaby być?
Chciałem zapomnieć o tym, ale to nie daje mi żyć. Do tej pory nikomu się nie udawało uniknąć śmierci spod moich rąk.
Jakby tego było mało to jeszcze ktoś taki musi za mną łazić.
Zgodziłem się na to tylko z własnych korzyści, ale kiedy się rozdzieliliśmy. Uwierzyłem, że już się nie zobaczymy i to by mnie usatysfakcjonowało.
Nie przejmowałbym się tym, czy wyda mi psom. Oni i tak nie wiele zdziałają przeciwko mnie.
Ale ona wróciła.
Wróciła i wciąż tutaj jest.
Oprócz tego jeszcze mi pomaga, ale z jakiego powodu.
Nie okazałem jej żadnej łaski i nie mam zamiaru robić nic z tych rzeczy.
Chciałem i chce nadal tylko się jej pozbyć, zaś ona dalej chce przy mnie trwać.
To się zaczyna robić irytujące. Tym bardziej z takiego powodu, że po prostu nie potrafię tego zrozumieć.
Mógłbym tak rozmyślać o tym w nieskończoność, ale w końcu musiało mi się poprawić.
Więc kiedy stanąłem na nogi o swoich siłach, rozejrzałem się dookoła czy nikt nas nie śledził.
Ku mojemu zdziwieniu tych imbecyli jeszcze tu nie było.
Co za nudziarze.
Mogliby się pośpieszyć bo mam już dość powstrzymywania się.
Trzymam od początku tą nienawiść tylko po to, że jak się znów zobaczymy to się im odpłacić.
I tak zrobię, ponieważ oni tutaj przyjdą. Ścigają nas, chociaż ich nie wyczuwam.
Muszą być daleko, albo...
Cholera.
Jak o wilku mowa.
Chwilę po moim zrozumieniu sytuacji wyskoczyli z krzaków prosto na nas.
Używali techniki Konosuke.
Oczywiście domyśliłem się od początku, że to on im to wszystko rozkazał.
Ludzie dla pieniędzy to wszystko zrobią. No.. może oprócz mnie.
Te bezwartościowe papiery nic dla mnie nie znaczą.
- W końcu się ujawniliście. Strasznie długo nas doganialiście, wolni jesteście wiecie? - Powiedziałem patrząc w górę. Czar reakcji dziewczyny znacząco się od mojego różnił.
Dlatego odepchnąłem ją, tylko by przeszkadzała.
To moja zemsta.
Skopie im szybko tyłki, a później dotrę w końcu do miasta.
Żadna banda idiotów mnie nie powstrzyma.
Stanąłem w rozkroku i łapiąc końcówkę nietypowej broni zielonowłosego bachora przekręciłem ją i wygiąłem w taki sposób, że ponownie się rozleciała.
Pamiętam wszystkie szczegóły oraz je zauważam podczas bitew.
Mogła sobie naprawić narzędzie mordu, lecz co zostało złamane raz.
Już nigdy nie będzie takie samo.
Następnie odskoczyłem do tyłu stanąłem na rękach. Robiąc szybki szpagat odepchnąłem obu atakujących na raz.
Brunet i czarnucha.
Marne ścierwa, które myślą, że atakując w grupie coś zdziałają.
Niestety tak pięknie być nie mogło. Mała szmata zaczęła biec do dziewczyny i się z nią szarpać.
Postanowiłem nie ingerować i skupić się na dwóch tutaj.
Bez swojej broni nic jej nie zrobi. W końcu pokazała na co ją stać wtedy w piwnicy.
Chyba tego nie widzi, ale jest bardzo zdeterminowana.
Nie patyczkując się z tym podbiegłem do dziewczyny i próbowałem ją zaatakować.
Czarno włosa, zaś robiła na prawdę dobre uniki. Nie zlekceważyłem jej ani na chwilę, ale ona to zrobiła.
To był jej błąd. Kopnąłem ją w brzuch, a gdy się zgięła w pół szybkim ruchem sztywnej ręki pacnąłem ją w szyję.
To był jej koniec.
Upadła bezwładnie na biały śnieg, a jej kumpel z tyłu zaczął się denerwować z wrażenia.
- Ojej, czyżbyś stracił kolejnego człowieka? Nie martw się, ten bachor podzieli jej los. - Zapewniłem go i ruszyłem do smarkatej, którą trzymała Akane.
- Teraz, Mika! - Krzyknęła, ale nie zwracałem na to uwagi.
Obserwowałem ją cały czas kątem oka. Tamta laska była tak słaba, że nie musiałem skupiać się w pełni na jej atakach. Jednak bez przesady, ponieważ mogłoby ją to zdenerwować, a wtedy ja bym popełnił okropny błąd.
Czym prędzej zaatakowałem w locie Milly, a ona wyczuwając to rzuciła mi spojrzenie grozy.
Dopiero sekundę później z tyłu złapał mnie za rękę jej szef, ciągnąc do tyłu i rzucając na ziemię.
Położyłem ręce za głowę i robiąc przewrót w tył uniknąłem jego ciosu w brzuch. Blondynce wymknęła się dziewczyna rzucając się na mnie w furii.
Zastanawiam się co ona robi w tej grupie.
Morderca nie może okazywać emocji, a ona robi wręcz przeciwnie.
Chyba trzeba jej to uświadomić.
Zablokowałem jej wysokiego kopniaka, odrzucając go dwiema rękoma podniesionymi na wysokość głowy.
Następnie kontratakowałem piszczelem w czuły punkt. Otworzyła szeroko oczy upadając na kolana.
Wystarczyło jedno uderzenie w okolice twarzy i byłaby martwa, ale na to nie pozwolił mi brunet.
Ku mojemu zdziwieniu od tyłu z kołkiem w ręku zaszła go Akane wbijając mu go w przeponę.
Odsunąłem się kawałek, a on kaszląc krwią powiedział ze złością.
- Ty mała... - Nim dokończył również skończył na ziemi.
Zielono włosy bachor podbiegł do niego ze łzami w oczach.
- Nie wysilaj się stary i tak nie długo będziesz wąchać kwiatki od spodu. - Dodałem złośliwie, żeby go sprowokować.
Nie ruszaj się, a rany ci się nie otworzą.
Stałem i cierpliwie czekałem, aż do mnie dojdzie. Oczywiste było, że w połowie po raz kolejny padnie na ziemie i tak zrobił.
Przeszedł zaledwie kilka kroków, a już przywitał się z glebą.
Dziewczyna wykorzystując sytuacje uderzyła Milly w twarz, a ona łapiąc się za policzek zapomniała, że jej pierwotnym przeciwnikiem jestem ja.
Czyli bezwzględny zabójca.
Chwile później podzieliła losy całej drużyny. Jej czerwone oczy spojrzały na mnie po raz ostatni.
Nawet się nie rozkręciłem, a oni wszyscy już padli jak muchy.
Bez białowłosej laski byli bardzo słabi. Właściwie brunet wtedy nie walczył.
Włączył się pod koniec powalając mnie jednym ruchem.
Rzadko się zdarza, że tak mną ponoszą emocje, jednakże to się już nie powtórzy.
Ja w przeciwieństwie do nich uczę się na własnych błędach, oni najwidoczniej nie. W przeciwnym wypadku wiedzieliby, że ze mną nie mają żadnych szans.
- Cóż. Wygląda na to, że to by było na tyle z tej walki. - Powiedziałem pod nosem i przeciągnąłem się.
Niby spałem kilka dni, ale miałem ochotę na drzemkę.
- Znajdźmy w końcu te kryjówkę. Chce mi się spać. - Poinformowałem i poszedłem przed siebie, a dziewczyna za mną.
- Czy ty przypadkiem nie dawno się nie obudziłeś? - Burknęła pod nosem zdziwiona, a ja jej odpowiedziałem kończąc temat.
- Spostrzegawcza jak zawsze. - Przyznałem jej rację idąc dalej.
Kilka godzin później znaleźliśmy się w opuszczonym autobusie.
- Rozpoznaję to miejsce! - Powiedziała nagle podekscytowana blondynka.
Rzuciłem jej tylko przelotne spojrzenie i usiadłem w kącie.
Mało mnie interesowało co mówi.
Gdyby nie fakt, że nie sprzątano tu od roku dałoby się spać, ale mi to nie przeszkadza.
Przywyknę do każdych warunków. No może kurz był tutaj problemem. Co kilka minut swędziało mnie w nosie, więc ciągle się w niego drapałem.
Po jakimś czasie stało się to irytujące, dlatego postanowiłem zamienić drzemkę w zwykły odpoczynek.
Później się wyśpię.
Akane jednak zasnęła bardzo szybko. Nawet nie zwróciłem uwagi, gdy przytuliła się do siedzenia fotela.
- I kto jest tutaj śpiochem. - Powiedziałem sam do siebie, nie zdając sobie sprawy, że to usłyszała i się uśmiechnęła.
N.P.W Michi Akane
Po raz pierwszy Mika się ze mną trochę podroczył. To chyba dobry znak, bo w końcu kto się czubi ten się lubi, nie?
Udawałam, że śpię, lecz tak na prawdę nie dawałam rady. Byłam szczęśliwa, że znów mogę być z Miką, ale trochę się obawiałam tego co będzie potem.
Mimo wszystko dalej nie ma powodu by mnie nie zabijać, a ja dalej nie znalazłam tego kogo szukam. Musze z nim zostać choćby z tego powodu.
Znajdę tamtego psychopatę.
Ale jeśli to chłopak naprzeciwko zakończy moją egzystencje, to nici z mojego planu.
Często zastanawiam się czy po tym wszystkim on na prawdę tak po prostu mnie zabije?
Chcę wierzyć, że tak nie będzie. W końcu mogę mu się przydać, przynajmniej tak myślę.
Tak czy siak pomogłam mu i to nie raz, mógłby się chociaż odwdzięczyć darowaniem mi życia.
Nawet jeśli bym miała z nim nie zostać co dałoby mi wydanie go? Czy on serio myśli, że bym to zrobiła? Przecież chce dla niego dobrze, a nie źle.
Zresztą co policja by zrobiła.
W moim mieście to tylko jedzą pączki, zamiast pracować.
Miałam tyle okazji, aby uciec, ale ja wolałam te ścieżkę. Być może najtrudniejszą w moim całym życiu. Ponieważ już niebawem stanę na granicy życia i śmierci.
Nie wiedząc jak, jakoś udało mi się chwilę przespać. Później obudził mnie Mika mówiąc, że idziemy.
Podniosłam się leniwie z oparta krzesła i przeciągnęłam ziewając. Zaczekał chwile na zewnątrz, a później szliśmy obok siebie przez gąszcz.
Zdziwiło mnie, że przechodząc przez pole, na nie wielkiej dróżce stał jakiś mężczyzna ze stoiskiem z kwiatami.
Nie mogłam się powstrzymać i podeszłam do niego.
Znajdowały się różne rośliny od kolorowych do białych lub szarych. Jednak moją szczególną uwagę przykuł biały kwiat z długą łodygą.
Może dlatego, że sprzedawca machał mi nim przed twarzą.
Posiadał bardzo wiele płatków, więc był dosyć spory.
- Witaj młoda damo. Byłabyś zainteresowana kupnem tej roślinki? - Powiedział sympatycznym głosem niski zgarbiony facet w czarnej czapce z daszkiem.
Pomarszczoną cerą oraz laską, którą się podpierał.
- Przykro mi nie mam pieniędzy. - Powiedziałam próbując wrócić do Miki, który szedł dalej.
Jak zwykle nic go nie obchodziło, lecz u niego to norma.
- Ależ nic nie szkodzi. Dla takiej pięknej księżniczki mogę dać jednego za darmo. Mam dużą hodowle na działce, dlatego nic się nie stanie jeśli jednego pani dam. - Zdziwiona zatrzymałam się i zrobiłam zwrot w jego stronę.
- Och na prawdę? Skoro tak to mogę go wziąć. - Wzięłam kwiat w doniczce w ręce. Był przepiękny, zanim go jednak powącham chciałam się zapytać jak się nazywa.
- Czy mogę wiedzieć, jaka nazwa tej przecudnej roślinki? - Nie dostrzegłam nic dziwnego w lekkim zawahaniu się przed odpowiedzią mężczyzny.
N.P.W Mika
Irytująca dziewoja zatrzymała się przed stoiskiem z kwiatkami. Jeśli ma pieniądze i chce mieć roślinkę na swoim grobie, nic mi do tego, ale mogłaby nie przedłużać naszej drogi.
Nie mamy czasu na takie pierdoły.
Oczywiście rozmowa przedłużała się i już miałem się do niej odwracać i mówić, żeby skończyła te konwersacje, lecz nie musiałem.
Usłyszałem tylko dwa słowa, które aż mnie sparaliżowały.
- Szczwół plamisty. - Wypowiedział facet, który wpatrywał się w stojąca przed nim kobietę.
Odwróciłem się, a wtedy Akane uśmiechnęła się i przykładała nos do kwiatka.
Wyciągnąłem nóż z kieszeni i w mniej niż sekundę rzuciłem nim w doniczkę roślinki.
Roślina z ziemią i szkłem rozbiła się na drodze.
- M-Mika!? Co ty- Zaczęła Akane, której refleks był wystarczający by wyjść z tego zdarzenia. Nie zależało mi na zbytnim zranieniu jej, bo mogłaby się przydać jeszcze przez te ostatnie godziny. Na szczęście mądrze zareagowała i uniknęła wszelkich obrażeń. Zdziwienie oraz przerażenie malowały się na jej twarzy.
Podszedłem do kupki szkła z nawozem i zabrałem z niego swoje narzędzie chowając je.
Sprzedawca ani drgnął od całego zdarzenia. Blondynka tylko mi się przyglądała.
Nie czekając dłużej wyciągnąłem go bardzo szybko przykładając do gardła mężczyźnie.
Zero reakcji.
Tak myślałem.
Zwykła osoba by się przestraszyła takiego ruchu, który nie byłby dla niej zauważalny, a dopiero potem ostrza przy własnej szyi.
- Myślisz, że w co ty z nami pogrywasz dziadku? - Powiedziałem z pogardą patrząc uważnie na przeciwnika.
- M-Mika o co ci- Zaczęła zmartwionym głosem, jednak ogrodnik przerwał jej szczerząc się i podnosząc głowę.
Dało się zauważyć jego oczy. Nawet głupi by wiedział, że nie jest to przyjazne spojrzenie.
- Shitai... tak długo na ciebie czekałem. Nie sądziłem, że tak sławny zabójca ma pomocniczkę. No cóż, to wyjaśnia dlaczego jesteś tak rozpoznawalny. Ah.. te kocie ruchy i oczy. Nie ma piękniejszego dnia niż ten.
- Co się.. dzieje? - Wymamrotała wystraszona nastolatka odsuwając się kawałek.
- Szczwół plamisty - znany także jako najniebezpieczniejsza roślina na świecie. Jakbyś to powąchała to definitywnie byłby twój koniec.
- C-co!? - Podskoczyła z wrażenie kierując spojrzenie na bałagan na śniegu.
Nim się obejrzałem koleś wykonał serie dziwnych ruchów, prawie wyrywając przy tym moją broń.
Gdybym nie uczył się o sztukach walki, prawdopodobnie spoczywałbym teraz w piekle.
Powaliłem gościa jednym uderzeniem w szczękę i dobiłem go jeszcze parę razy. Dostał ostro po mordzie, ale jeszcze się trzymał.
Wyciągał z kieszeni spluwę mierząc do mnie.
Zignorowałem to i uderzyłem go głową w czoło. Jęknął i upadł, wtedy wykopałem mu pistolet, który poleciał na koniec szosy.
- To koniec twoich oszustw. - Nim go zabiłem zdążył coś jeszcze wybełkotać.
- Pokonany przez Shitai'ego, toż to zaszczyt. - Później tylko krew ubrudziła mi kawałek bluzy, przez co zostałem zmuszony pójść nad rzekę i to zmyć.
Do ludzi tak nie pójdę.
Złapałem go za te krwawiące gardło i ściskając uderzyłem o kąt stoiska.
Podszedłem do Akane i spojrzałem przelotnie.
Ona cała w szoku wymamrotała pod koniec.
- D-dziękuję. - Nie odwracając się zmierzałem dalej w kierunku w jakim zamierzałem iść wcześniej przed akcją z debilnym kwiaciarzem.
Nie ma mi za co dziękować, w końcu wszystko co robię jest tylko na moją korzyść. Gdy tylko spiorę te krew nad rzeką i umyję dłonie, naszym następnym przystankiem będzie miasto.
Dążę do kupienia w nim lepszej broni. Czuje, że jeszcze się spotkam z Konosuke.
W końcu powybijałem mu ziomków, na pewno się wkurzy.
Jednakże z tą różnicą, że nasze kolejne spotkanie to będzie jego koniec.
Koniec końców dotarłem do jeziora i wykonałem wszystkie czynności, o których wspominałem. Teraz tylko do miasteczka, które już było widać.
Wreszcie to wszystko się skończy i będę mógł dalej robić to co robiłem wcześniej.
► Mam nadzieję, że ci się podobało ^^
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top