Część XVIII

Wiatr muskał moje włosy, które falowały w powietrzu. Czuć było spaleniznę, kiedy zbliżaliśmy się do polany niedaleko lasu.
Po jakimś czasie wybiegliśmy wprost na nią, lecz nie nazwałabym jej tak jak przed chwilą powiedziałam.
Kępy trawy nie były gęste, a wręcz przeciwnie. Ziemia zamiast mocnej zieleni pod śniegiem miała czarny kolor popiołu, a sam biały puch był stopiony i praktycznie nie dało się go tam znaleźć.

Pies spowolnił tempo do stepu i zatrzymaliśmy się na chwilę, aby dokładniej przyjrzeć się temu
przerażającemu obrazowi.
- Co tu się stało? - Zapytałam.
- Nie mam pojęcia. Daje słowo, że kiedy go tutaj widziałam, przełęcz była cała w pięknym puszystym śniegu. - Odpowiedziała Hasha. Wzdrygnęłam się na te słowa i na ciele poczułam ciarki.
- Myślisz o tym samym co ja, prawda?
- Tak, pośpieszmy się. - Dodałam, patrząc na głowę spokojnego bernardyna. Chciałabym być tak
opanowana jak ten pies. Widać po kim to odziedziczył. Myśląc o tym, przed oczami przeleciały mi wszystkie chwile z Niko.
W skutek czego ścisnęłam pięść. Powstrzymałam łzy, które wylewały mi się spod powiek.

Słyszałam chrupanie gleby pod łapami zwierzęcia i patrzyłam w zbliżający się do nas pagórek. Gdy dobiegliśmy do niego, za nim dało się zauważyć kilkanaście drewnianych domków. Drogę, rzekę oraz sklepy.
Wyglądało to na pobliską wioskę.
- Zatrzymamy się tam? - Spytałam, czując jak pot spływa mi po czole.
- Pewnie. - Odparła szybko dziewczyna i przyśpieszyliśmy. Dopiero gdy znaleźliśmy się w jej centrum, spostrzegliśmy leżące na ziemi trupy.
Starszych osób, młodszych, a także dzieci. Od widoku takiej ilości krwi i tego okropnego zapachu rozkładających się szczątek, zrobiło mi się nie dobrze. Podniosłam rękę i dłonią zasłoniłam buzie i nos.
Tomoya wzięła mnie pod ramie i szepnęła do ucha.
- To robota twojego kolegi? - Dało się usłyszeć w jej głos nutkę przerażenia, dlatego ściszyła głos.
Chciała to zamaskować, lecz świetnie wiedziałam, kiedy ktoś się boi.
Prawdopodobnie. - Odpowiedziałam, choć miałam nadzieję, że nie ma z tym nic wspólnego. Szliśmy drogą. Co chwila mijaliśmy stare, rozwalające się domy.
Zniszczone ściany, zaś głębiej dało się widzieć jeszcze paląca się trawę oraz budynki blisko niej. Zatrzymałyśmy się równo wstrzymując oddech ze strachu.

W tej samej chwili dało się usłyszeć płacz dziecka, oraz czyjeś krzyki. Nic nie mówiąc ruszyłam w tamtą stronę.
Biegnąc dróżką z kamieni, która nie płonęła. Zbliżałam się w stronę małej zagrody. W środku
siedziała z podkulonymi nogami, pięcioletnia dziewczynka. Miała czarne włosy, zaplecione w warkocza opadającego na plecy. Związany był w niebieską wstążkę. Małe buciki oraz skromne ubrania. Zasłaniał ją średniego wzrostu beagle. Szczekał i warczał, aby zwrócić na siebie uwagę.

Drewniany płot palił się, a dymu było bardzo dużo. Teraz rozumiem, czemu polana była cała spłonięta.
To od tej strony dostał się ogień. Zakryłam rękawem od kurtki buzie i ostrożnie przemieszczałam się w jej stronę. Pies agresywnie na mnie reagował, lecz ja kucnęłam i wyjęłam dłoń aby ją obwąchał. Jego ogon stopniowo opadał w dół, a mięśnie przestały się napinać. Schował również śnieżnobiałe zęby. Nie czekając dłużej chwyciłam dziewczynkę za rękę. Oprócz płaczu również dostrzegłam jak się dusi więc czym prędzej wyniosłam ją stamtąd. Zmartwiłam się, że jej rodzina może nie żyć. Ale nie czas myśleć o tym w takiej chwili. Przed sobą miałam prostą drogę, kiedy to ziemia zapaliła się. Syknęłam pod nosem i wyskoczyłam z obu nóg. Przeskoczyłam mały płomień, który tuż za mną. Zmienił się w ogromny nie do
przejścia mur.
Poczułam jego ciepło na swoich plecak i wstałam. Przed moimi oczami ukazała się
znajoma sylwetka. Przyśpieszyłam i pokasłując puściłam dziecko, które przytuliło się do mojej nogi w szoku, ze łzami w oczach.

- Masz nawet czas ratować dzieci? - Dodała Tomoya po czym kontynuowała, głaszcząc dziewczynkę po głowie. - Teraz żałuje, że Rose zgodziła się na ciebie polować.
- Nie szkodzi. - Wykrztusiłam z trudem i upadłam na ziemie.
- Wynośmy się stąd, taka ilość czadu nie zrobi nam dobrze. - Mruknęłam potwierdzająco i w czwórkę oddaliliśmy się od wioski. Z dalekiej odległości, można było tylko dostrzec jak zostają z niej gruzy.
Spojrzałam na dziewczynkę na swoich kolanach. Hasha zatrzymała bernardyna i rozpoczęła
konwersację, zsiadając ze zwierzaka.

- Jak masz na imię mała? - Podeszła od przodu i uśmiechnęła się. Dziewczynka niestety nie
współpracowała, płakała cicho pod nosem, a na jej pytanie szlochała mocniej.
- Nie musisz się mnie bać, nie zrobimy ci krzywdy. - Dodała.
- M..Mi..Mina..ko - Wymamrotała prawie nie słyszalnym tonem dziecko.
- Cóż za prześliczne masz imię, a więc gdzie są twoi rodzice Minako? - Odwróciła głowę, a łzy kapały na moje nogi. Przytuliłam ją i szepnęłam do ucha.
- Spokojnie, już nic ci nie grozi.
- Demon.. - Wyszeptała nagle dziewczynka.
- Demon? co za demon, Minako? - Spytała zdziwiona Hasha.
- On... on ich zabił.. ja, wi-widziałam! - Jąkała się i ledwo dało się ją zrozumieć.
- Demony nie istnieją. - Musiałam skomentować.
- Akane. - Dodała szorstko Hasha.
- A..ale on miał oczy.. oczy demona.. - Skierowałam wzrok na jej małą twarzyczkę i zamarłam wraz z Tomoyą.
- Michi - Zaczęła.
- Wiem. - Dokończyłam zdanie koleżanki.
- Zostań tutaj i poczekaj na nas. Obiecuje, że po ciebie wrócimy. Tylko nigdzie nie odchodź dobrze? - Wytarła nos i kiwnęła głową. Podałam ją Tomoyi, a ona postawiła ją na ziemi. Pędziliśmy na psie przy okazji machając dziewczynce. Gdy oddaliliśmy się znacząco od niej weszliśmy do lasu.
- Nie daleko znajduje się rzeka, biegniemy tam. - Poinformowała mnie Hasha.
- Robi się późno, czy damy radę? - Zmartwiłam się.
- Niczym się nie martw, dopóki nie będziesz się wahać. Wszystko będzie dobrze.
- Chciałabym, żeby tak było. - Odparłam i w milczeniu patrzyłam na mijające drzewa. Za kilka minut,
Franek nagle zwolnił, aż zatrzymał się. Wychyliłam się. Jego język praktycznie sięgał ziemi, prócz tego strasznie dyszał i drżał.
- Zróbmy przerwę. - Zasygnalizowała Tomoya.
- Ok. - Odpowiedziałam i razem zeszłyśmy z psa. Zmierzałyśmy przed siebie, a za nami szedł pies, regenerujący siły. Usiadłyśmy pod drzewem. Był spokój, lecz nie na długo.

Bernardyn leżał obok mnie i strasznie śmierdziało mu z pyska. Pomyślałam, że musi mu się bardzo chcieć pić.
- Może chodźmy nad rzekę, żeby Franek się czegoś napił? - Zaproponowałam.
- Jasne. - Odpowiedziała dziewczyna.
Kilka kroków i przed nami znalazła się kolejna polana. Rosło na niej kilka drzew liściastych, a obok rzeki znajdował się pagórek, stykający się z rzeką. Wzdrygnęłam się na jej widok, miałam fobię do wody.
Nienawidziłam jej i wzbudzała we mnie lęk. Stałam przy drzewie patrząc jak Tomoya przemywa rany wodą, oraz ochlapuję się wesoło z Frankiem. Oparłam się o korę i skrzyżowałam ręce. Na nie więcej jak sekundę przymknęły mi się oczy, wtem głowa również opadła na roślinę. W tym samym momencie usłyszałam cichy tupot. Zanim jakkolwiek zareagowałam, otwierając oczy widziałam kilka centymetrów
ode mnie twarz Tomoyi.
Rzuciła się na mnie całkowicie mnie przewracając. Upadłam, a drzewo obok mnie zostało przecięte w pół. I cienka kora wraz z liśćmi spadła do wody zanurzając się czubkiem do wody.
Zerwałam się i podniosłam, w cieniu sąsiednich brzóz ujrzałam długo wyczekiwaną postać.
Zimny dreszcz przebiegł mi po karku. Tomoya wstała i wysunęła z krótkie, cienkie ostrza zaostrzone i wygięte na końcu.
Posługiwała się inną, obcą mi bronią od tej, której używała ich szefowa i bliźniaczki.

W tej chwili przypomniało mi się, że on również ma broń. Franek zaczął piszczeć, a następnie gdzieś pobiegł.
- Tomoya uważa - Krzyknęłam, lecz połowę zdania zagłuszył mi odgłos uderzenia dwóch narzędzi.
Niko mocno trzymał katanę której ostrze znajdowało się milimetr od szyi Hashy. Ona blokowała je swoją bronią. Niestety jej narzędzia chwiały się, a trzymając ich rękojeść dłonią, która posiadała mniej siły, ledwo wytrzymywała tak duży nacisk.
- Niko przestań! - Wykrzyczałam gdy opanowując strach, który ponownie mnie sparaliżował gdy
spojrzał na mnie tymi swoimi oczami.
Demon
Od samego początku wiedziałam o kim ona mówi.
Gdy byłabym na jej miejscu tak samo bym na niego powiedziała, głownie przez ten jego przeszywający wzrok.
Odwrócił z powrotem wzrok na przeciwniczkę i odskoczył do tyłu, gdy Hasha wycofała się nie
wytrzymując nacisku. Stanęła obok mnie wysuwając prawą nogę do przodu i zasłaniając się bronią.
Obserwowałam ją w bezruchu jak mam się do niego zbliżyć, jeśli podejdę to przetnie mnie na pół. Tak jak to drzewo za mną. Wzdrygnęłam się na te myśl i usłyszałam słowa dziewczyny.
- Jakim cudem, dlaczego on ma tak ostrą katanę! Tylko jedna osoba jaką znam owe posiada. - Dodała drżącym głosem.
- Och, to znowu ty. Przynajmniej tym razem przyprowadziłaś koleżankę. - Powiedział Hitomi, przez co
wycofałam nogę, którą wysunęłam z zamiarem przemieszczenia się. Nie chciałam słyszeć tego głosu i patrzeć na te przerażające oczy. Ale musiałam, musiałam zmierzyć się ze strachem.

W lewej dłoni ściskał rzecz, w której chował katanę. Miała czerwony kolor i spoczywały na niej czyjejś inicjały. W skrócie znajdowały się również na katanie. Wyrzucił to do tyłu, a w tej samej chwili wzrok dziewczyny utkwił w tym punkcie.
Gdy upadło na ziemie, a Niko przygotował się do ataku. Tomoya spuściła nagle głowę. Hitomi wyskoczył i chwilę później znajdował się tuż nad nami. Wystraszona odskoczyłam w bok i upadłam na brzuch.
Odwróciłam szybko wzrok. Hasha nawet nie podnosząc głowy zablokowała tą katanę krzyżując ponownie obie bronie.
Miała styl walki podobny do tego białego psychopaty, jednak znacząco się różnił atakami i unikami. Jedno ostrze blokowało drugie, zaś drugie podtrzymywało to pierwsze.
Tamten chłopak blokował obydwoma na raz. Do rzeczywistości przywrócił mnie niski ton dziewczyny.
Nadal z podbródkiem ku dołu przemówiła jeszcze normalnym tonem, lecz dało się usłyszeć ogromną złość.
- Do jakiej cholery - Dokończyła podnosząc głowę z oczami, wypełnionymi gniewem, a jej głos zamienił
się w krzyk wściekłości. - Ty masz w rękach własność Rose!!! - Rzuciła lewitującego w powietrzu Niko, gwałtownie w stronę sąsiednich drzew. W czasie lotu, zrobił przewrót w tył i odbił się od ziemi z lewej ręki w podskokach zbliżając się ponownie w naszą stronę. Nie czekał ani chwili po prostu do nas biegł.
Choć nie można było tego tak nazwać. Odbijał się z jednej ręki do drugiej i robił przy tym przewroty w lewo lub prawo. Dopiero gdy był blisko nas, wybił się z jednej nogi i uśmiechnął mocno wbijając czubek katany, w pozostałość po pniu brzozy. Głowa Tomoyi znalazła się centymetr od niej. Kopnęła go, lecz on odsuwając się kawałek nic sobie z tego nie robił. Czekał, aż dziewczyna się na niego rzuci.
Wyczułam to.
- Tomoya nie! - Krzyknęłam ruszając się w jej stronę.

Jednak nie zrobiłam ani kroku kiedy Niko trafił jej w ramie przebijając je. Sączyła z niego czerwona posoka. Hasha syknęła, lecz próbowała go rozszarpać. Nie taki był plan, jednak ja ją doskonale rozumiałam.
Próbowałam coś zrobić, lecz to działo się tak szybko. Ledwo znów się ruszyłam, a Niko
rzucił ją na pozostałość z drzewa. Zakrztusiła się krwią. Ściskała zęby ze złości, a przy okazji trzymała się drugą ręką w bolące miejsce.
Krew kapała na biały śnieg. Patrzyła na jego szyderczy uśmiech, z którego zaczęły wydobywać się dźwięki. Śmiech, nic innego jak po prostu śmiech. Miał zamiar ją dobić, kompletnie mnie zignorował.
Wykorzystałam to. Podbiegłam do dziewczyny, on również ruszył wprost
na nią. Nic z tego. Nie potrafiłam biec tak szybko jak oni. Prawdziwy Niko też nie. Ich ostrza ponownie się zderzyły, jednak ramie dziewczyny nie wytrzymało i katana Hitomi'ego przebiła jej brzuch. Upadła na kolana i zaczęła krzyczeć. Chłopak wyjął narzędzie i patrzył na czubek, z której kapała świeża ciecz.
Podniecał się tym faktem, co przerażało mnie cholernie. Jednak przypomniałam sobie słowa Tomoyi.
Dopóki się nie zawahasz - wszystko będzie dobrze
Przygryzłam wargę i zasłoniłam Tomoye rozstawiając ręce na przeciwne strony, krzycząc z zamkniętymi oczami.
- Zostaw ją! Ona nic ci nie zrobiła, proszę! - Bałam się, nie chciałam zobaczyć ani jego uśmiechu, ani jego spojrzenia. I nie zobaczyłam.
Widziałam dużą i morką od śniegu podeszwę buta, która uderzyła mnie z taką siłą, że poleciałam na brzeg rzeki.
Próbowałam się podnieść, lecz czułam słone łzy, oraz ogromny ból w mięśniach.

Dziewczyna zaczęła uciekać, lecz w końcu opadła na śnieg, płacząc.
- Co za nuda. - Dodał i podchodził w jej stronę.
- Nie! - Krzyknęłam, i ścisnęłam pięści. O nie wiadomo jakich siłach doszłam do niego i złapałam go za rękaw wchodził na pagórek, na którego końcu po prawej stronie leżała krwawiąca Hasha.
- P-proszę, przestań.. Niko! - Powiedziałam z lekkim zająknięciem wreszcie kwestie, którą już dawno chciałam powiedzieć.
Nie miałam sił upadłam przy nim, a on nadal się uśmiechając po prostu kopnął mnie przybliżając mnie do krańca pagórka.
Gdy się obejrzałam zobaczyła silny nurt rzeki, znajdującej się tuż pod końcem pagórka.
Podszedł do mnie i chichocząc złapał mocno katanę, podnosząc do góry.
Zerwałam się i ze łzami w oczach rzuciłam przewracając go. Katana wypadła i spadła wprost do
głębokiego i szerokiego zalewu. Chłopak jęknął z niezadowoleniem, lecz psychopatyczny uśmieszek z jego ust nie znikał.
Zrzucił mnie z siebie. Więc sturlałam się z pagórka. Podniósł się w tym samym czasie co ja.
Mięśnie mnie bolały, kręciło mi się w głowie, lecz mimo wszystko skoczyłam na niego. Nie wyszło to tak, jak planowałam.
Zaskoczyłam go i spojrzał na mnie, mniej przerażającym spojrzeniem. Miałam go uderzyć czy sprawić by się ''obudził'' więc chciałam, żeby upadł na kamień czy nawet ziemie, jednak
potknęłam się z braku sił i zamiast go przewrócić. Popchnęłam go i upadłam na ziemie, a on tracąc równowagę przechylił się i spadał w dół z pagórka do rzeki.
To zajęło niecałą sekundę, a usłyszałam głośny plusk.
Chciałam przeczołgać się w stronę rosnących brzóz, lecz sturlałam się z małej górki i leżałam na brzuchu sapiąc.
Słyszałam w oddali, chlupanie przeźroczystej cieczy i kaszlenie.
Niko na pewno umiał pływać, jednak ta rzeka miała tak silny nurt, że nie dałoby rady się z niej wydostać w pojedynkę.

Wystraszona widziałam jak wynurza się i zanurza. Łzy napłynęły mi do oczu, lecz nie mogłam mu
pomóc. Nie dam rady wejść do wody, a już na pewno nie do tej. Zbliżał się do zanurzonych liści brzozy, którego cienki pień wciąż spoczywał na śniegu. Chwycił się ich i zaczął szybko oddychać, próbując się wydostać, niestety mocny prąd wody przechylał go i ciągnął w przeciwnym kierunku.
Gdy zaczął się wdrapywać, ja stopniowo podnosiłam się w przypływie adrenaliny. Wtedy dojrzałam jak pień drzewa, z całą resztą zaczyna wpadać.
Nie miałabym szans dobiec, ani sił by go utrzymać. Szybko podniósł się do góry i zanurzył pionowo do wody. Z taką siłą, że chłopak od razu wypuścił gałęzie i wpadł z powrotem
pod powłokę cieczy. Strach mnie sparaliżował, gdy cała ta wielka brzoza wpadła do wody pod takim kontem, że nie dałoby się rady z pod niej wypłynąć.
Zbliżyłam się do krawędzi i ignorując fakt, jak blisko mnie znajduje się owa ciecz.
Wpatrywałam się w nią i widziałam jego rozmazane ciało, które walczy by wyjść, lecz zniknął mi z zasięgu wzroku.
Tak jak tamto drzewo.
Upadłam z wrażenie i zaczęłam się drzeć, wtedy usłyszałam czyjeś kroki.

W tej chwili nie obchodziły mnie, bo skupiłam się tylko na swoim szlochu. Przed oczami miałam tylko swoje dłonie, które zasłaniały moje całe czerwone oczy od płaczu. Ocknęłam się dopiero gdy poczułam, ślinę z języka zwierzęcia na swoich rękach. Podniosłam głowę, a bernardyn do mnie wrócił.
Był wtedy taki wystraszony, lecz teraz zaczął szczekać i jak rakieta podbiegł do krawędzi rzeki. Chciał wskoczyć, ale tego nie robił. Szczekał jakby próbował mi zakomunikować, że to mam być ja.
Wzdrygnęłam się orientując tym samym, że klęczę tak blisko znienawidzonej przeze mnie wody. Cofnęłam się w strachu do tyłu.
Wtedy Franek zaczął piszczeć i poszczekiwał cicho. Skupiłam wzrok na rzece tuż przede mną.
Rozejrzałam się, nigdzie go nie widziałam. Co oznaczało, że nie mam czasu, bo w każdej chwili Niko może umrzeć. Złapałam się za głowę. Nie chciałam takiej presji, ale ponownie usłyszałam gdzieś w oddali dobrze znane mi słowa.
Dopóki się nie zawahasz...
Nagle podniosłam się patrząc skupiona przed siebie. Ten widok sprawił, że serce prawie wyskoczyło mi z piersi, a dłonie mi drżały.
Ściągnęłam kurtkę i rzuciłam obok, następnie biorąc rozpęd wskoczyłam do wody.
Czując zimną ciecz wszędzie, wszystkie moje kończyny zrobiły się jak z waty. Krew buzowała mi
w całym ciele, i zrobiło mi się tak strasznie słabo, ale otworzyłam oczy.
Widziałam głębiej powoli opadającą roślinę. Machałam rękami i nogami, synchronizując się z resztą. Im dłużej się tu znajdowałam tym miałam wrażenie, że zaraz zemdleje i to będzie mój koniec.
Ale przed oczami miałam te wszystkie wspaniałe chwile, które sprawiały, że machałam. Machałam i jeszcze raz machałam, aż wreszcie go znalazłam.
Nie przytomnego pod pniem brzozy. Leżał na samym dnie, powoli zaczynało brakować mi
powietrza, ale płynęłam dalej.
Szybko złapał go za nadgarstek i próbowałam wyciągnąć.
Włosy latały mi na wszystkie strony od siły jaką w to wkładałam, ale ani drgnął. Zabrałam się więc za roślinę.

Przesunęłam ją tylko kawałek, a Hitomi się poruszył. Szybko odbiłam się butem od gałęzi i chwytając go mocno zaczęłam płynąć w górę.
To było prawie nie możliwe. Nurt rzucał mną na wszystkie strony, a on
był strasznie ciężki.
Chciałam płakać, ale nie miałam sił bo zabrakło mi tchu. Postanowiłam więc, że wyrzucę go w górę i tak zrobiłam.
Popchnęłam go dodatkowo, a sama zaczęłam spadać nie mając już więcej sił. Widziałam jak coś lub ktoś na powierzchni nim poruszyło.
Więc Franek umiał pływać,co za podły pies. Jednak dzięki niemu pokonałam strach, szkoda tylko, że będę musiała tak zginąć.

Po kilku sekundach, gdy obraz zaczynał mi się rozmazywać oraz kiedy się dusiłam widziałam jak futrzak dzielnie do mnie dopływa i mocno łapie mnie za rękaw kurtki. Pół przytomnym wzrokiem widziałam jak zbliżam się do góry.
Złapałam się jego włosów na karku i wreszcie wzięłam ogromny oddech czując
powietrze. Później zaczęłam mocno kaszleć, a gdy wyrzucił mnie za brzeg, złapałam za jego obroże i również mu pomogłam.
Ponieważ, nikt nie dałby rady wyjść sam. Wciągnęłam ciężkiego psa i regulując oddech patrzyłam na mokrego Niko, który nieprzytomny leżał cały przemoczony na śniegu.
Przysunęłam się słysząc psa, który otrzepywał się z wody i położyłam mu rękę na klatce piersiowej, jego serce biło.
Wypuściłam gwałtownie powietrze, ulżyło mi. Przypomniałam sobie o Tomoyi, jednak nie
miałam sił by iść, mogłam się tylko czołgać jeśli była taka potrzeba.
Poczułam jak coś spada mi na nos, spojrzałam w górę.
Było już za pewne po dziewiętnastej i śnieg zaczął przyjemnie prużyć. Było mi
strasznie zimno więc zarzuciłam na siebie swoją suchą kurtkę. I tak strasznie drżałam, mimo wszystko popatrzyłam na chłopaka i wtedy gwałtownie zaczął kaszleć. Franek zerwał się i zaczął szczekać.
Nie był to jednak dźwięk ostrzegawczy, jak poprzednim razem. Wystraszyłam się, a on poruszył ręką i przewrócił się na bok, krztusząc się wodą. Przez chwilę się zawahałam, lecz mimo wszystko poklepałam go po plecach, a wtedy odwrócił się.
Ciarki przeszły mnie po całym ciele i odruchowo cofnęłam się do tyłu, ale nie było powodu.
Nie mogłam na początku uwierzyć w to co widzę, zaś po chwili usiadłam gwałtownie wypuszczając powietrze.
Ujrzałam normalny wzrok Niko, który dopiero po chwili w pełni otworzył oczy. Podniósł się, lecz nadal siedząc chciał coś powiedzieć.
Przeszkodził mu jego zwierzak, który rzucił się tak szybko, że o mały włos i ja bym dostała zawału.
Zaczął go lizać po twarzy i nie chciał przestać. Hitomi próbował go z siebie zrzucić i krzyczał, żeby przestał, lecz po czasie zaczął się śmiać.
Tym razem było to normalne zachowanie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, aż nieświadomie ciepła ciecz poleciała mi po policzkach. Wytarłam twarz i uśmiechnęłam się lekko.
Wtedy pies zszedł z właściciela. Niko zaczął go głaskać, gdy on leżał mu na kolanach. Normalny widok, Hitomi zawsze tak robił.

W tej samej chwili odwrócił się i rzucił mnie wesołe spojrzenie, następnie mówiąc.
- Akane? Co się dzieje? - Spytał rozglądając się dookoła.
Znów musiałam go okłamać, przecież nie mogę mu powiedzieć prawdy, skoro on tego nie pamięta, to niech lepiej tak zostanie. Nie chce, żeby się obwiniał za bycie mordercą, skoro to nie jest jego wina.
- Um.. przepędziliśmy tych złych gości i.. wrzucili nas wszystkich troje do tej rzeki. Ty straciłeś
przytomność, a ja z Frankiem cię wyciągnęłam. - Powiedziałam, spuszczając wzrok. Nie chciałam kłamać mu prosto w oczy, na szczęście ostatnie zdanie nie było kłamstwem więc spojrzałam.
- Rozumiem, wygląda na to, że mamy spokój. Najrozsądniej byłoby się teraz wysuszyć skoro zaczyna padać. - Kichnął i przetarł nos ze swoim prawdziwym i nie przerażającym uśmiechem. Odpowiedziałam tym samym i poszliśmy. Zapomniałam, że w dokładnie za pagórkiem leży ta dziewczyna. Na szczęście skręciliśmy w przeciwną stronę. Zresztą, jej i tak nie dałoby się uratować. Myśląc o niej przypomniałam sobie o tej dziewczynce. Zatrzymałam Niko przy okazji upewniając się.
- Na prawdę nic nie pamiętasz?
- Tylko moment, w którym chciałem być jak bohater, lecz mi nie wyszło. - Zażartował, cicho się przy tym śmiejąc.
- Rozumiem. - I co teraz, jak mam mu powiedzieć o dziewczynce. Nie umiałam kłamać, spuściłam głowę i zaczęłam się denerwować, co on szybko zauważył.
- Znajdźmy jakąś chatkę i schowajmy się tam przed śnieżycą. - Zaproponował.
- Ja.. muszę komuś pomóc. Znaczy, my musimy. - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Dziewczynka, jej rodzice zginęli w pożarze i kazałam jej poczekać.
- Troszkę się pogubiłem. - Zachichotał i popatrzył na moją zmartwioną miną. Próbowałam to
zamaskować, lecz nie jest tak łatwo jak obok masz osobę, która kilka chwil temu mierzyła do ciebie z katany i przeszywała tym przerażającym wzrokiem. Wolałam o tym nie myśleć.
- Nie daleko, jest małe miasto. Może tam zaprowadzimy tą dziewczynkę? - Spytał.
- Pewnie, jednak zostawiłam ją na tamtej polanie, więc chodźmy tędy. - Wyciągnęłam rękę i wskazałam drogę. Wesoły bernardyn cały czas podążał w tyle za nami.

Za jakiś czas pojawiliśmy się we wspomnianym przeze mnie wcześniej miejscu. Minako siedziała skulona na trawie, a na jej kapturze osadzały się płatki śniegu.
- To o tamtą wioskę ci chodziło? - Zapytał.
- Tak. - Odpowiedziałam krótko, nie patrząc na niego. Nie chciałam, żeby zrozumiał, że coś jest nie tak.
Daleko od nas znajdowało się to piekło. Dosłownie, lecz dla tej dziewczynki, nie dla mnie. Spojrzała na mnie. Niko szedł za mną, więc nie zauważając go rzuciła się na mnie i objęła mnie w pasie. Przytuliła zamykając oczy, które były pełne łez.
- Więc to dziecko miałaś na myśli. - Dodał, wychodząc naprzeciw mnie. Patrzył na Minako, która
oderwała się ode mnie i odwróciła. Skierowała wzrok ku jego twarzy i gdy zaczęła krzyczeć, olśniło mnie, że to był zły pomysł, aby go tu przyprowadzać. Ale, co miałam go zostawić? Przecież to by było jeszcze bardziej podejrzane.
- D...De..Demon! - Wyjąkała po czym, krzyknęła. W przypływie strachu zaczęła się cofać, a potem
upadła. Niko podbiegł do niej we właściwym momencie i chwycił ją za nadgarstek.
- Oj, uważaj. - Dodał w tej samej chwili, czując na sobie jego uścisk. Dziecko zaczęło się miotać, a jej źrenice znacznie się zmniejszyły. Wyrwała się dlatego, ja wypuścił.
Krzyczała jakby ktoś ją torturował.
- N...Nie!! odejdź.. zos... zostaw mnie.. niee.. ja nie chce, nie chce, nie .. nie zabijaj mnie! - Cofała się, aż uderzyła o moje nogi. Wstała łapiąc się za moją kurtkę i stanęła za mną, cała się trzęsąc. Hitomi stał tylko jak wryty i nic nie mówił, musiał coś zrobić.
- Chyba dzieci cie nie lubią. - Próbowałam poprawić atmosferę, lecz jemu nie było w tym momencie do śmiechu.
Pogłaskałam ją po głowie odwracając się w stronę Niko.
Przestała krzyczeć, cały czas chowając się za moimi nogami.
- Zabierzemy cie do pobliskiej wioski, dobrze? - Rzuciłam jej wielki uśmiech, uspokoiła się kiwając potwierdzająca głową.
Złapałam ją za rączkę i szłam. Niko również za nami szedł wraz z Frankiem.

Mam nadzieję, że ci się podobało ^^  

C.D.N

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top