Część XVII
Uniosłam zaspane powieki i przetarłam je dłonią. Następnie rozejrzałam się dookoła siebie, zauważyłam tuż obok wielkiego kudłatego psa, którego pysk zwisał z mojej chudej nogi. Leżałam na śniegu, a przed sobą miałam niebo, na które nachodziły ogromne chmury. Przypomniało mi się jak Niko mówił o tym, że wieczorem ma padać. Właśnie Niko! Zerwałam się ale nie ujrzałam niczego innego jak pusty las przed sobą. Kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem, poczułam przez to słone łzy. Szybko otarłam twarz, pies podniósł głowę i patrzył na mnie, przez moją gwałtowną reakcję. Pogłaskałam jego miękkie i ciepłe włosie. Wiedziałam już, dlaczego było mi tak ciepło.
Skierowałam wzrok ponownie w górę i przypominałam sobie stopniowo wszystko co się stało. Ile czasu minęło? Która jest godzina? Nie wiedziałam tego. Psy nie mówiły, a chciałabym go spytać o miejsce położenia. Musiał mnie zabrać daleko, ale jak ja teraz wrócę? Czy zostanę w tym lesie na zawsze? Niko.. on znał te tereny wiedział gdzie iść, miał bardzo dobrą orientacje w terenie, tak jak Mika, lecz ja nie miałam. Objęłam się w pasie i pociągnęłam nosem. Wyglądało na to, że się przeziębiłam, głowa mnie bolała i czułam zmęczenie ale nie mogłam znowu zasnąć, mając przed sobą widok zmasakrowanych dzieci. Myślałam o tym, o całym zdarzeniu i doszłam do pewnego wniosku. Choć mogę się mylić, lecz to działo się nagle. Nie zwróciłam uwagi co było czynnikiem, które wywołało te całe zamieszanie. Ale wiem jedno, on na pewno by tego nie zrobił. Czy zabił by kogoś w samoobronie, tego nie wiem, lecz to nie była samoobrona. To tylko bezbronne dzieci, które zostały zmuszone wykonywać polecenia starszych osób. Analizując to powoli i dokładnie wygląda mi to tylko na jedno. Na rozdwojenie jaźni. Problem tkwi w tym, że dawno temu słyszałam o tym, oglądając jakiś amerykański film. Nie czytałam o tym, ani nie znam się na tej chorobie. Pamiętam jedynie z filmu, że powodem jej najczęściej są traumatyczne przeżycia. Nie znamy się długo więc nigdy nic mi o swojej przeszłości nie wspomniał, a może nie pamięta tego? Wątpię, lecz obecnie nie mam jak się tego dowiedzieć. Zależy mi na nim i nie tylko dlatego, bo może mi pomóc znaleźć Mikę. Ale dlatego bo strasznie go polubiłam i nie zostawiam nikogo w potrzebie. A on potrzebuje pomocy i nawet o tym nie wie. Jestem pewna, że nie jest świadomy tego co robi więc nie obwiniam go za zabicie tych osób, ani za próbę morderstwa mnie. Jednakże nawet jeśli znalazłabym go to nie mam pojęcia co mam zrobić. Czy mam przemówić mu do rozsądku, usłyszy mnie? Nie, to chyba tak nie działa.
Pochyliłam głowę w dół, dając pojedynczym łzą swobodnie płynąć. usłyszałam dziwny dźwięk, na który odruchowo się wyprostowałam. Ogon Franka zrobił się sztywny i wyglądał jak antena, podniósł się i zaczął cicho powarkiwać. Głosy tupania jakby spowolnione nasilały się. Po chwili widziałam kawałek czyjejś głowy. Włoski na karku najeżyły mi się, gdy pomyślałam, że może to być Niko. Jednak można było dostrzec, że owa osoba porusza się bardzo ociężale. Coraz wyraźniej widziałam jak wchodzi na niewielki pagórek, na którym znajdowałam się z bernardynem. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałam młodą kobiecą twarz. Zdawało się, że to rówieśniczka, kiedy weszła prawie na górę jednak upadła bezwładnie na śnieg. Zerwałam się i podeszłam do niej. Franek przestał warczeć i natychmiast złapał ją za rękaw ubrania. W tej chwili przyjrzałam jej się dokładnie i wystraszyłam zarazem. Ten strój, to był ten sprawiający wrażenie obcisłego stroju czarny kostium. Miała także tego samego koloru buty jak i rękawiczki. Obuwie miało grubą podeszwę, lecz najbardziej moją uwagę przykuła twarz dziewczyny. Dotknęłam jej i była cała rozpalona. Z jej czoła spływał pot, a oddech był strasznie nie równy. Włosy miała ciemnego granatu długie i uczesane. Ułożone tak, aby zwisały na jej plecy. Figura nastolatki była młoda i szczupła. Leżała brzuchem do śniegu. Została ranna w okolicy brzucha, co dopiero dostrzegłam, gdy czerwona ciecz zabarwiła biały śnieg. Trzymała się tam lewą dłonią, a prawą wykonywała jakiś drobny ruch. Franek ciągnął ją po śniegu przybliżając do pnia drzewa, pod którym odpoczywałam. Przewróciła się pod wpływem ruchu psa, na plecy i straciła przytomność.
Chwilę wahałam się czy jej pomóc, skoro należała do osób, które chciały mnie i Niko zabić, a przynajmniej tak to odebrałyśmy. Z drugiej strony może mogłabym się czegoś dowiedzieć. Jeżeli jest sama to istnieje choć jeden procent szans na to, że mnie nie zabije. Argumentował to fakt, że ocaliłam jej życie. Sięgnęłam do kieszeni swojej kurtki. Trzymałam w niej swój długi wełniany szalik, który kiedyś podarowała mi moja babcia. Podczas gdy kudłaty zwierzak odsunął się od nieznajomej, podeszłam powoli i kucając obwiązałam ranę jedynym przedmiotem, jaki obecnie posiadałam. Ścisnęłam mocno, by nie straciła więcej krwi. Rana nie była wielka, jednak dziewczyna musiała się bardzo zmęczyć, prawdopodobnie walką. Jestem ciekawa tylko, ile jeszcze osób ma ta organizacja. Jeśli jest ich więcej to nie dadzą mi i Niko spokoju. Martwię się o niego i brzuch mnie ściska, z powodu pogodzenia się ze świadomością, że jest chory na tak rzadką chorobę. Zgaduje, że nie zdawał sobie z niej sprawy, ale nie czas teraz o tym myśleć. Możliwe, że ona mogłaby wiedzieć coś więcej na ten temat. Myśląc w ten sposób, poczułam, że zrobiłam dobrze ratując wroga. Zresztą nie byłaby moim wrogiem i możliwe, że wcale nim nie jest skoro ich szefowa została zabita. Westchnęłam i oparłam się o pień drzewa. Patrzyłam na coraz bardziej zachmurzone niebo. Nawet nie poczułam jak powieki stają się ciężkie i zasnęłam. Obudziło mnie znajome szczekanie, zerwałam się gdy dotarło do mnie, że oznacza to zagrożenie. Spojrzałam na lewo mając przed sobą, jeszcze nie dość wyraźny obraz. Franek szczekał na dziewczynę, która siedziała i bawiła się z nim kawałkiem patyka. Pies merdał ogonem i próbował go złapać. Fałszywy alarm, odetchnęłam z ulgą, a wtedy owa osoba odwróciła się.
- Ojej nie chciałam się obudzić, przepraszam. - Powiedziała rzucając patyk daleko. Bernardyn od razu pobiegł w głąb lasu go szukać, jest niesamowicie silna. Nawet nie oderwała ode mnie wzroku. Głośno przełknęłam ślinę uświadamiając sobie to. Kobieta uśmiechnęła się widząc moją reakcje i dodała.
- To ty musiałaś mnie uratować, dziękuje Ci, nie musisz się mnie bać. - Dodała odwracając się, słysząc obok siebie tupot. Franek posłusznie przyniósł patyk, wzięła go z jego pyska i rzuciła ponownie. Tym razem wzięła większy rozmach i rzuciła o wiele dalej.
- Nie zły rzut. - Skomentowałam.
- Dziękuje. - Odpowiedziała uśmiechając się.
- Masz świetnie wytresowanego psa. - Dodała uśmiechając się i patrząc w stronę, w którą rzuciła kawałkiem gałęzi. Zasmuciło mnie to zdanie i nie chcąc tego po sobie pokazać, ona jednak to wyczuła. Czy na prawdę jestem taka czytelna?
- Coś się stało? - Zapytała, poważnym tonem.
- To nie tak.. - Ciągnęłam odwracając od niej wzrok.
- Więc jak? - Zapytała po chwili uzupełniając. - Przepraszam, nie powinnam zadawać ci pytań, w końcu mi pomogłaś więcej nic od ciebie nie chce, jednak chciałabym ci się odwdzięczyć, jeżeli byłaby taka możliwość.
- To miłe, lecz musisz wiedzieć, że to nie jest mój pupil. - Kontynuowałam.
- Skoro chcesz powiedzieć mi coś więcej o sobie, może najpierw się przedstawię? - Zapytała odwracając się w pozycji siedzącej, bardziej w moją stronę z uśmiechem. Wyciągnęła dłoń i dokończyła.
- Nazywam się Tomoya, Hasha Tomoya i przybywam z północnego wschodu. Mówiąc dokładniej wielkich gór, w których ja i cała organizacja mamy osadę.
- Organizacja? - Przerwałam jej, odsuwając się kawałek do tyłu.
- Och, powiedziałam za dużo, no ale nic się nie stanie jeżeli jedna osoba się dowie. Szczególnie taka hojna jak ty dziewczyna. - Rzuciła mi promienny uśmiech, na co próbowałam odpowiedzieć.
- Służę łowcom nagród. Jest ich wiele, nie którzy działają parami, inni mają swoje organizacje. My mamy czteroosobową, w tym ze mną grupę, która łapie groźnych przestępców i otrzymuje za nich nagrodę pieniężną.
- Łapię. - Parsknęłam ukrywając zdenerwowanie. Czego w takim razie chcą od nas!
- Jestem Michi Akane, zwykła dziewczyna, trochę zagubiona. - Na moją odpowiedź, kobieta zerwała się ale czując mocne ukłucie, syknęła i usiadła ostrożnie. W tym samym momencie podniosłam się i zamierzałam wycofywać. Cholera mogłam skłamać, ale jest ranna może mi nic nie zrobi, a może tak?
- Michi Akane, hm? Jak mniemam jesteś moim celem i chyba dobrze o tym wiesz, lecz skoro tak to nie uratowałabyś mnie.
- Wiem o tym, jednak pomogłam ci. - Dodałam niepewnie odsuwając się od niej.
- Dlaczego? czyż moi ludzie nie chcieli Cię złapać? - Powiedziała. Poczułam jak krew mnie zalewa i wybuchłam.
- Złapać?! prawie zabiliście mojego przyjaciela! - Krzyknęłam regulując oddech i cofnęłam się o krok.
- Czego ode mnie chcą łowcy nagród, nie jestem przestępcą! - Wykrzyknęłam kolejne zdanie w przypływie ogromnej frustracji.
- Spokojnie, możliwe, że zaszło nie porozumienie, lecz czy znasz osobę o pseudonimie Shitai? - Spytała opanowanym głosem. Pomyślałam o Mice, ponownie się zdenerwowałam, lecz stłumiłam to w sobie.
- Więc chcecie go złapać, tak? - Zadałam pytanie.
- Pewna osoba wyznaczyła za pomocniczkę owej osoby sporą sumę dla nas. - Odpowiedziała.
- Więc obchodzą was tylko pieniądze cholerni materialiści! - Krzyknęłam i otrzepując tyłek ze śniegu miałam zamiar odejść.
- Zaczekaj, to nie tak. - Dodała po chwili, spuszczając wzrok.
- Więc jak? - Spytałam zatrzymując się. Słyszałam za plecami jej słowa.
- Działamy od niedawna, ze względów na nasze rodziny, my.. tylko chcieliśmy im pomóc, ja.. Aniko i Seiko - Wypowiedziała ich imiona z ogromnym bólem w środku. Odwróciłam się gdy złość we mnie zniknęła. - Nie mieliśmy wystarczająco odwagi by coś na to zaradzić, gdy spotkałyśmy się wszystkie trzy myślałyśmy co mamy zrobić i wtedy pojawiła się Rose. Piękna czerwonowłosa dziewczyna, która przygarnęła nas i obiecała pomoc. Przystałyśmy na jej propozycje dołączenia do jej grupy. Zrobiłyśmy wszystko by pomóc rodzicom. Moja matka została brutalnie otruta przez ojca, który wlewając jej coś do herbaty. Wcześnie rano opuścił mieszkanie, demolując sypialnie. Gdy wróciłam z noclegu od koleżanki zastałam chorą matkę, która wymiotowała się i miała duszności. Nie mieliśmy pieniędzy na leczenie, gdyż mój tata nas okradł. Napisał mi karteczkę, że jeśli zgłoszę to na policje to zabije moją matkę, więc chciałam poszukać pomocy i tak natknęłam się na pozostałą dwójkę.
Młodsza Seiko i starsza Aniko były siostrami bliźniaczkami, które straciły ojca w pożarze, a kilka lat po tym mieszkając tylko z matką, popadła w nałogi przez to wydarzenie. W skutku spożywania takiej ilości alkoholu, ich mama zachorowała na okropną chorobę wątroby, żeby przeżyła lekarze powiedzieli, że potrzebują ogromnej sumy pieniędzy, dalsza rodzina odwróciła się od nich widząc taką sumę, jedyne co mówili to tekst, aby przestała walczyć i umarła bo taki jest jej los. Zaś córki nie mogły się z tym pogodzić i postanowiły te sumę zdobyć. Dołączyliśmy do dobrej osoby, jesteśmy dobrą grupą. Widziałam jak Rose ratuje chore ptaki, jak buduje im domy oraz jak się o nas troszczy. Potrafi być czasem bardzo chłodna i stanowcza, jednak w środku również walczy o coś ważnego. Jeszcze nigdy nie powiedziała nam o co, lecz musi być to ważniejsze od niej samej. Kiedyś widziałam w jej portfelu zdjęcie chłopaka w jej wieku, więc musi to być ta osoba, co się z nią stało tego nie wiem. Jednak ten chłopak musi być dla niej bardzo ważny. Możliwe, że zaginął lub zostali rozdzieleni przez los. - Po całej tej historii łzy spłynęły mi po policzkach, lecz otarłam je i dodałam.
- Rozumiem, w takim razie przepraszam za przykre słowa.
- Nie szkodzi, Rose na pewno, nie chciała źle dla Twojego przyjaciela. - Dodała uśmiechając się do mnie.
- Jeśli trzeba unieszkodliwiamy opierające się osoby, lecz nigdy nikogo nie zabijamy, musisz mi uwierzyć. - Usiadłam z powrotem.
- Rozumiem i wierzę po całej tej historii. - Tomoya patrzyła na Franka, który smutny wrócił bez zdobyczy. Podszedł do niej blisko. Ona objęła jego pysk i uśmiechnęła się szczerze.
- Ten pies jest na prawdę cudny, lecz nie mogę tu zostać całe wieki. - powiedziała, próbując się podnieść.
- Dziękuje jeszcze raz za ratunek. - Dodała po chwili, na co ja zareagowałam również wstając.
- Porozmawiam z Rose i powiem, żeby zostawiła cię w spokoju, ale chwila wspomniałaś, że prawie zabiła Twojego przyjaciela, racja? Czy to znaczy, że już się spotkaliście? Jeżeli tak to przepraszam cię, za jej zachowanie jednak, czasami jest zbyt brutalna. Nie było mnie przy tym, bo poszły beze mnie, martwiłam się i poszłam ich szukać. Mimo ich spotkałam na swojej drodze młodego bruneta, który próbował jak to ujął, zabawić się, ze mną. Na szczęście udało mi się uciec. - Wytrzeszczyłam wzrok i nabrałam powietrza do ust.
- Niko! - Po chwili jednak zatkałam dłonią buzię.
- Tylko mi nie mów, że to twój przyjaciel? - Powiedziała zmartwionym tonem, na co ja spuściłam wzrok. Franek zaczął ganiać swój ogon, a ja patrzyłam na niego i odpowiedziałam jej.
- Tak, a to jego pies Franek. - Hasha uniosła brwi i lekko otworzyła usta, które zamknęła i powiedziała ze spokojem widząc w moich oczach łzy.
- Możesz powiedzieć mi coś więcej? - Uśmiechnęła się próbując mnie uspokoić.
- Czy mogę ci zaufać? nie jestem pewna tego jak zareagujesz słysząc jedną wiadomość. - Wystraszyła się i powiedziała głośniej.
- Jaką wiadomość? - Po chwili jednak opanowała nerwy i oparła się o pień drzewa.
- Nie musisz już szukać Rose, ani swoich przyjaciółek. Nie masz też po co wracać do organizacji bo - Zawiesiłam się i bałam kontynuować, a oczy Tomoyi zaszkliły się. - Ona nie istnieje. - Dokończyłam, patrząc na dziewczynę ze współczuciem. Gdyby do tego nie doszło, jeśli bym tylko go powstrzymała. Chciałam obwiniać za to siebie, bo niby czyja to jest wina. Jeślibym nie wciągała w to Niko.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Przyciągnęła mnie na ziemie dziewczyna swoimi słowami.
- Wszyscy nie żyją. - Powiedziałam dalej bez większych szczegółów, a wtedy widziałam ogromną złość w nastolatce. Zacisnęła pięści i wzięła głęboki oddech, a następnie wydech.
- Twój przyjaciel, on.. on jak śmiał! przecież nie chcieliśmy wam nic zrobić! - Krzyknęła powstrzymując łzy.
- Oddać mnie w ręce złego człowieka to nic? Mieliśmy zamiar uciec, nic wam nie robiąc jednak - Przerwał mi odgłos uderzenia o pień drzewa. Tomoya trzymała na korze swoją dłoń kontynuując.
- Ale woleliście ich zabić, tak? - Czułam jej zdenerwowanie, więc pora powiedzieć jak to było na prawdę.
- Czy jeśli zabiłabyś kogoś wbrew swojej woli to była by twoja wina? - Zadałam dość dziwne pytanie, które zaskoczyło ją i po krótkiej ciszy rozbrzmiał jej głos.
- A co to ma do rzeczy!
- Dużo, ponieważ Niko nie zdaje sobie sprawy z tego co robi. Czy przyjaciel zabił by przyjaciela? - Ukoiłam jej nerwy i zaczęła mówić ze spokojem.
- Rose razem z Aniko i Seiko zaatakowali nas. Myślałam, że chcecie nas zabić dlatego próbowałam się bronić. Niko chciał obronić mnie więc ostrze go zraniło. Rana nie była bardzo duża jednak po chwili zemdlał. Teraz wiem, że taka nie była, lecz wtedy tak dużo się działo, że odebrałam to jako próbuje zabójstwa. Musze przyznać, nie umiem się bronić, choć znam się nieco na medycynie więc zanim spotkałam ciebie i przeanalizowałam te całe zdarzenie na spokojnie, jeszcze raz. Dotarło do mnie, że nie mógłby stracić przytomności tak szybko. Krew wypływała wolno, a dopiero gdy upadł strumień zmniejszył się. Nie trwało to długo, ale starałam się nie dać złapać, a wtedy gdy Rose chciała przeciąć Franka na pół, ostrze złapał Niko. Jednak już nie ten sam, którego poznałam. Który uratował mi życie, tak jak ja tobie i ten, który się mną opiekował i zaoferował mi pomoc. Ja również kogoś szukam, niestety musiałam go okłamać więc nic dla niego nie zrobiłam, dlatego nie mogę go teraz zostawić. Zaczął zachowywać się od tamtego momentu jak psychopata, którym nie jest. - Dodała zauważając słuszny fakt.
- Cierpi na rozdwojenie jaźni. - Uniosłam brwi i dokończyłam.
- Dokładnie tak, skąd o tym wiesz?
- Właśnie mi się przypomniało, że widziałam kiedyś o tym sporawą książkę. Mieliśmy w naszej drobnej osadzie dużo wolnego czasu, więc nie ukrywam, że w wolnych chwilach sięgałam po interesującą mnie literaturę.
- Błagam, pomóż mi skoro się znasz na tej chorobie! - Krzyknęłam do końca nie przemyślając tego co mówię.
- Mam pomóc osobie, która zamordowała moją rodzinę? Dobra to nie była moja rodzina, lecz mimo wszystko tak się traktowaliśmy, dlatego jest nią.
- Więc co zamierzasz zrobić? Nie masz już Rose więc nie masz rozkazów, masz wolną rękę.
- Masz rację, to Rose miała kontakt z tajemniczą osobą, która wydała nam rozkaz schwytania ciebie, za rozsądną cenę. Dlatego zostawię cie w spokoju. - Odetchnęłam z ulgą, lecz jej następna wypowiedź przyprawiła mnie o dreszcze.
- Ale zamierzam ich pomścić, nie mogę tego znieść. Nic nie zrobiły, chciały dobrze jak ja. Nie zasługują na śmierć! - Po raz drugi walnęła pięścią o korzeń rośliny.
- To nie jego wina, on jest nie winny! - Zaprotestowałam.
- Nie winne osoby, nie zabijają z przyjemności. - Dodała.
- Przestań kłamać! Dobrze wiem co czujesz, jednak sama mówiłaś, że czytałaś o tej chorobie więc doskonale wiesz, że on nie jest tego świadomy prawda? - Patrzyła nic nie mówiąc, nie dałam jej szansy kontynuowałam swój przekonujący argument.
- Podobno jesteś człowiekiem z dobrej organizacji, może i już nie istnieje. Ale czy to oznacza, że musisz posuwać się do morderstw?! - Dziewczyna dalej milczała, pewnie rozważała co ma zrobić. Uspokoiłam się i mówiła dalej, czując w ustach słoną ciecz, która kapała na śnieg coraz intensywniej.
- Może i straciłaś ważne osoby, ja też straciłam ale nie chce stracić kolejnej, tylko dlatego, że jakaś osoba daje się pomiatać przez nienawiść! - Spojrzała na mnie otwierając usta.
- Ja - Przerwałam jej ściskając dłonie i patrząc na nią z oburzeniem.
- Myślałam, że chcesz mi się odwdzięczyć! Sama tak powiedziałaś, pomogłam ci. A teraz ty chcesz zabić jedyną ważną dla mnie osobę. - Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale zdziwił mnie jej wrzask. Tak mocny, że zrozumiałam się, że pojechałam po niej zbyt mocno.
- Co ty możesz wiedzieć! - Dało się usłyszeć tylko jak szlocha i pada na kolana. Franek podbiegł i pisnął, przygryzłam wargę i podeszłam do niej.
- Od początku wiedziałam, że nie uratuję rodziców, ale miałam jakąś rodzinę, a teraz jej już nie mam. - Dotknęłam jej włosów, a ona podniosła głowę patrząc na mnie.
- Ja również nie mam rodziny, mimo wszystko idę dalej. Nie poddaje się i nie oglądam się wstecz. To co się wydarzyło. Nie odwrócisz tego, nie można się załamywać. Popadać w depresje czy nienawiść. Takie działanie jest złe, wiesz co najbardziej uszczęśliwi twoją mamę? Fakt, że będziesz dobrym dzieckiem. Na pewno tego chciała, zresztą moi tak samo. - Patrzyła na mnie w milczeniu, a jej potok łez ustabilizował się.
- Zginęli w wypadku lotniczym trzy lata temu, nie mogłam się z tym pogodzić i zostałam sama. Jakiś czas później gdy przestałam chodzić do szkoły dwie koleżanki z mojej klasy, zaczęły mnie odwiedzać. Ale w ich towarzystwie zawsze czułam się jak piąte koło u wozu. Mimo wszystko jednak jedną z nich bardzo lubiłam. Nie mogłam jednak się do niej zbliżyć. Jej przyjaciółka mnie nienawidziła i nie dopuszczała do niej. Dlatego byłam sama, do czasu spotkania pewnej osoby. Wydaje się, jakby była samotna i zagubiona bardziej ode mnie. To dziwne, ale czuje, że jestem w stanie go zrozumieć. Dlatego gdy został porwany chce mu pomóc. Pragnę by mi zaufał, otworzył się na mnie. Jeżeli poznam jego przeszłość będę mogła mu pomóc. Myślę, że w głębi serca również chce zrozumienia. Kogoś kto go wysłucha, ale nie ma takiej osoby. On również popadł w złe nawyki, lecz ja go przez to nie opuszczę bo nie mam już nikogo. Lepsza taka osoba niż żadna. Zmierzam do tego, że nigdy bym nie znalazła gdyby nie Niko. Uratował mnie bo zostałam ranna gdy jego uprowadzono. Cieszyłam się na początku z faktu, że mi pomaga. Ale teraz mam ogromne wyrzuty, że go w tą całą historie wplątałam. Bardzo go lubię i martwię się o niego, a żołądek wykręca mi na wszystkie strony gdy myślę, że komukolwiek z nich może się coś stać. Więc jeśli nie chcesz mi pomóc - Wysunęłam nogę do przodu i ustawiłam lewą rękę przy twarzy, drugą wysuwając do przodu i kontynuowałam. - To lepiej nie próbuj mi przeszkodzić bo chce pomóc im obojgu! - Tomoya przestała płakać, a na koniec uśmiechnęła się i wytarła oczy dłonią.
- Musiałaś przejść dużo, więcej niż ja. Dlatego nie zamierzam wchodzić ci w drogę, no i obiecałam, że ci się odwdzięczę. Już postanowiłam, masz rację i tylko rację. Nie poddam się złym emocją i pomogę ci z Niko. Musi być dla ciebie tak samo ważny jak dla mnie Aniko, Seiko, mama, Rose. I jak dla nich wszyscy ich bliscy. Przepraszam, że cie tak zdenerwowałaś. Pomogłaś mi chociaż nie musiałaś, a ja zamiast od razu się zgodzić, protestowałam. Czy zaufasz mi i przyjmiesz moją pomoc? - Po tych słowach, po raz kolejny poczułam ciepłą substancję na skórze i uśmiechnęłam się szeroko.
- Oczywiście, że tak. - Patrzyłyśmy na siebie, do póki bernardyn nie zaszczekał. Zwróciłyśmy na niego uwagę. Wpatrywał się w niebo, a dokładnie ciemno szare chmury, których było bardzo dużo.
- A właśnie, wiesz która jest godzina? - Zdziwiło ją to pytanie, ale rozejrzała się dokoła i odpowiedziała.
- Wyczuwam, że już po osiemnastej. - Wystraszyłam się, po słowach Niko zwiastuje, że będzie okropna pogoda.
- Och nie, musimy się pośpieszyć! - Wrzasnęłam niespokojnie, a Tomoya położyła mi swoją dłoń na ramieniu podchodząc do mnie.
- Spokojnie, co się dzieje?
- Rano powiedział mi, że wieczorem może padać. Widząc takie chmury czuję, że zapowiada się na mocną śnieżycę.
- Możesz mieć rację. - Zgodziła się dziewczyna. - Ale to nie powód, żeby go teraz nie szukać. Możliwe, że w tej chwili odbiera komuś życie, musimy się pośpieszyć, aby więcej niewinnych osób nie padło jego ofiarą.
- Gdzie go ostatnio widziałaś? - Rzuciłam szybkie pytanie.
- To było przy polanie obok tego lasu - Wyciągnęła rękę przed siebie i wskazała palcem gąszcz, naprzeciwko nas. - Byłam na samym jego końcu.
- To dość daleko. - Uspokoiłam się, zauważając.
- Bardzo. - Potwierdziła.
- W takim razie, może być w tym lesie obok jeziora. Powinniśmy się udać najszybszą drogą nad jezioro, aby wyjść mu naprzeciw. Usłyszałyśmy szczekanie ogromnego psa, który kręcił ogonem. Tak jakby chciał nam podsunąć pewną myśl i podsunął.
- Wsiadaj. - Powiedziałam szybko i pewnie do dziewczyny chwytając ją za rękaw ubrania. Usiadłam na psie, jednak czy dwie osoby to nie będzie dla niego za ciężko? Spojrzałam na Tomoye, a ona parsknęła śmiechem zapewniając mnie.
- Spokojnie, ważę bardzo mało, a jego pies musi być tak samo wytrwały jak ty. - Rzuciła komplementem, utwierdzając mnie dodatkowo w moich obawach.
- Ja wcale nie jestem wytrwała, a to tylko pies. - Mimo wszystko usiadła, a pies zaszczekał radośnie ruszając tak szybko, że o mało co z niego nie zsiadłam.
- Haha! kto by pomyślał, że pies okaże się być koniem! - Zaśmiałam się razem z nią i czułam, że wreszcie jestem w stanie coś zrobić. Już nie będę stać z boku i się przyglądać. Tym razem komuś pomogę. Tak zrobię to, zrobię!
Sunęliśmy przez grubą warstwę śniegu niczym rozpędzona motorówka, po wielkich falach na jeziorze. Tomoya sterowała psem, szczypiąc go za włos, albo po lewej. Jeśli miał skręcić w te stronę. Albo po przeciwnej stronie. Bernardyn doskonale nas rozumiał i wystawiając swój długi jęzor, pędził co sił w łapach. Trzymałam mocno jego, brązowej obroży ze skóry. Czułam się świetnie, jednak słowa dziewczyny, wywołały na mnie dużą presję.
- Nie zawahasz się go uderzyć? - Odwróciłam się zdziwiona.
- O czym ty mówisz, dlaczego mam to zrobić? - Dodałam zaniepokojona.
- Osobowości zmieniają się, jeśli jedna zostanie uśpiona. Kumasz mój przekaz? - Spuściłam głowę i patrzyłam z powrotem przed siebie.
- Jasne. - Ogromny stres mnie ogarnął. Jednak myśl, że mu pomogę i znów ujrzę mojego Niko, którego poznałam dodawała mi otuchy. Poczułam dłoń nastolatki na swoim barku i uśmiechnęłam się lekko. Nie widziałam jej twarzy, a ona mojej. Ponieważ siedziałam do niej plecami. Ale mimo wszystko czułam, że zrobiła to samo. Wierzyła we mnie, a ja musiałam uwierzyć w siebie. Już nie długo ponownie się spotkamy Hitomi.
► Mam nadzieję, że ci się podobało ^^
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top