Część XIX
N.P.W Hitomi Niko
Zaczynało robić się późno, a oprócz tego śnieg coraz mocniej sypał.
Przemieszczaliśmy się w stronę pobliskiego miasteczka. Co chwilę czułem na sobie wzrok tej
dziewczynki. Wychylała się zza nóg Akane i patrzyła na mnie zniesmaczona. Nie rozumiałem co miała wtedy na myśli. Nie wiem także, czemu musimy zajmować się tym dzieckiem. Choć domyślam się, że po prostu nie chciała zostawić jej bez opieki. Michi zawsze starała się być dla wszystkich dobra. Te cechę lubiłem w niej najbardziej.
Uśmiechnąłem się, kiedy wystraszone dziecko, po raz kolejny na mnie spojrzało. Gapiła się przez dłuższą chwilę. Wyglądała na mniej zaniepokojoną, lecz gdy ją obserwowałem nerwowo ściskała kolano dziewczyny. Odwróciłem więc wzrok, nie chciałem jej denerwować. Trochę mnie to wszystko zastanawiało, lecz gdy próbowałem poukładać myśli w głowie, łapał mnie w niej ogromny ból.
Po kilku minutowym marszu. Z daleka wynurzały się dachy drewnianych domków. Te okolice były skarbnicą małych osad. W końcu doszliśmy do celu. Przed nami ukazała się, nie wielka chatka. Stała przy drodze prowadzącej w głąb wioski. Drzwi otworzyła sympatyczna staruszka, która z zaciekawieniem się nam przyglądała.
- Witam młodą parę. W czym mogę wam pomóc? - Powiedziała z lekko ochrypniętym głosem.
- T..to nie tak! - Zaprotestowała Akane, której twarz cała się zaczerwieniła. Spojrzałem na nią, trzymała dziewczynkę za rękę. Zaśmiałem się, a ona po chwili kontynuowała.
- Te dziecko się zgubiło i miałam nadzieję, że może ktoś stąd by się nią zaopiekował. - Babcia podrapała się po podbródku, trzymając w drugiej dłoni fajkę.
- Mamy pod opieką już jedną ranną osobę z pobliskiego miasteczka. - Poinformowała nas kobieta.
- Rozumiem. - Posmutniała, spuszczając głowę w dół.
- Jestem pewna, że inni nie odmówią wam tego aniołka. - Staruszka uśmiechnęła się. Po tych słowach Akane rozpromieniała i kiwnęła twierdząco.
Nagle zza niej wychyliła się czyjaś sylwetka. Była podobnej budowy co osoba przede mną. Nie widziałem jej dobrze - stałem z tyłu.
- A cóż to? Goście? - Zakaszlała, drapiąc się po głowie tajemnicza babcia.
- Proszę odpocząć pani Hashino. - Odpowiedziała poważnie starsza kobieta.
- Cóż za piękny mały brzdąc. - Zignorowała znajomą i uszczypała w policzek dziewczynkę. Kiedy ją puściła, pomasowała bolące miejsce. Ah te babcie, zawsze tak robią.
- To jest Minako. Obecnie szukamy dla niej opiekunów. - Po jej słowach, zrobiłem kilka kroków do przodu, przecież nie będę ciągle stał z tyłu. Uśmiechnąłem się do Hashino, która dopiero co mnie dostrzegła. Skupiła na mnie swój wzrok i wytężyła go do granic możliwości. Poczułem się dość nieswojo, ale to nie było najgorsze.
W tej samej chwili, spojrzała na mnie jakby spostrzegła obok ducha. Przyglądałem jej się i zauważyłem, że jest owiniętą długim i grubym bandażem. Ma strasznie pokaleczone stopy, które dało się zobaczyć przez japonki. Opatrunek zasłaniała długa spódnica. Mimo wszystko dostrzegłem ten szczegół.
Już miałem powiedzieć: Czy coś się stało? Ale uniemożliwił mi to, jej gwałtowny ruch. Z impetem
cofnęła się do tyłu, ruszając ustami jakby chciała coś powiedzieć. Akane z Minako odsunęły się kawałek, a babcia stojąca obok, przyglądała się zdarzeniu.
- Ty.. ty... - Wymamrotała po chwili, wystraszona Hashino. Spojrzałem na nią krzywo w lekkim
zakłopotaniu.
Co tu się dzieje? - Pomyślałem, bo bałem się zapytać.
- Matko boska, to jesteś ty! Teraz pamiętam! - Wykrzyczała. Odwracając się wbiegła do przed pokoju, przez otwarte na szerz drzwi. Złapała za pierwszy stojący tam taboret, następnie wymachując nim w moją stronę, krzyczała:
- Odejdź, giń i przepadnij ty nie czysta duszo! - Próbowała trafić mnie małym stołkiem, ale ja unikałem ciosów. Po jakimś czasie, jej słowa bardzo mnie zaniepokoiły, a latające we wszystkie strony krzesło, zaczęło się rozmazywać.
- Uspokój się Hashino! - Krzyknęła, obejmującą ją w pasie staruszka.
- Co ty do licha wygadujesz! Odłóż natychmiast to krzesło i zostaw w spokoju te dzieci! - Dodała ze spokojem, ale starsza kobieta jej nie słuchała. Zaczęła nieregularnie oddychać i strasznie się miotała.
Michi podbiegła do niej, wyrywając jej z rąk przedmiot. Odłożyła go i postawiła z powrotem w pokoju.
- Ginka! Puszczaj mnie i dźwoń na policję! - Tłumaczyła przerażona Hashino. Cofnąłem się, wypuszczając gwałtownie powietrze, nie wiedząc co powiedzieć.
- Co w ciebie wstąpiło, Hashinoo! - Próbowała utrzymać wyrywająca się, spod jej uścisku staruszkę.
- Byłam tam! Uciekłam i go widziałam! Oczy.. te oczy diabła! To ten dzieciak spalił całą moją rodzinę, wioskę. Wyrżnął wszystkich mieszkańców, a mnie drastycznie zakatował! - Krzyczała, po chwili opadła z sił.
Po jej słowach, obraz przede mną zaczął wirować. Widziałem jak wszyscy na mnie patrzyli, po chwili babcia odpowiedziała na jej oskarżenia.
- Słucham? Dobrze się czujesz Ginko? Może idź - Więcej już nie usłyszałem.
Śnie, sny o bogatych barwach, jednak kiedy się budzę widzę tylko swoje czarne dłonie.
Tylko ja rozdzieram się na strzępy, głos śpiewający tak radośnie.
Słyszałem w oddali swoje imię, które z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze.
- Niko!! - Krzyknęła zdenerwowana Akane. Zamarła, gdy zobaczyła jak otwieram oczy i patrzę na nią. Leżałem na łóżku w prawie pustym pokoju.
- Niko, wszystko w porządku? Poznajesz mnie? - Wychwyciłem w jej głosie, nutkę przerażenia.
- Co się stało? - Zapytałem zdezorientowany. Skierowałem wzrok w miejsce, gdzie spostrzegłem ruch.
Wzdrygnąłem się widząc tą babkę. W jednej chwili przypomniałem sobie.
- Nagle zemdlałeś. Wystraszyłeś mnie. - Dopiero zauważyłem jej piękne oczka, które zaczerwienione były od płaczu.
- Ona mnie chyba nie lubi. - Skinąłem głową w tamtym kierunku. Michi obejrzała się za siebie, a o róg drzwi opierała się babcia z niezadowoloną miną.
Warknęła pod nosem i zniknęła.
- Wybacz jej. Nadal ci nie ufa. Pozwolili nam tu zostać, ponieważ na zewnątrz szaleje śnieżyca. -
Spojrzałem na oko. Na prawdę mocno sypało, ale to dopiero jej początek. Spuściłem głowę, patrzyłem na koc, którym zostałem okryty. Miałem tyle myśli, że ledwo co wytrzymywałem.
- Zaczekaj, przyniosę ci coś gorącego do picia. - Uśmiechnęła się i wyszła.
To nie może być prawda, gdyby była to... W sumie nie chce wiedzieć. - Pomyślałem i położyłem się wygodnie, patrząc w sufit. W tym samym momencie, usłyszałem krzyki dochodzące z kuchni.
- Jak to wyszła! - To był głos zdenerwowanej Akane.
- Zostawiłam ją samą w salonie z Ginko. Miałaś się nią zająć. - Spojrzała gniewnie na ową osobę.
- No co? Powiedziałam jej tylko, że na jej miejscu od razu bym stąd uciekła. Nie oszukujmy się. Ten chłopak nas wszystkich pozabija! - Słysząc to któryś raz z rzędu, oprócz bólu skroni od myślenia.
Dołączył smutek.
- Przestań! Ubzdurałaś sobie coś! - Protestowała Akane.
- Uspokójcie się wszystkie. Ginko, przez twoje niekompetentne zachowanie ta mała dziewczynka, teraz prawdopodobnie błąka się sama po lesie. Chcę zaznaczyć, że na dworze jest taka pogada, że za jakiś czas zamarznie. - Widziałem całą trójkę, wychylając się zza rogu pokoju. Przyszedł mi do głowy pomysł, że jeśli ją uratuje, może przestaną mówić o mnie tak przykre rzeczy.
Nadal nic z tego nie rozumiałem, a może nie chciałem zrozumieć? Kto chciałby wierzyć, że jest mordercą nawet niczego takiego nie pamiętając. Albo nie móc sobie przypomnieć.
Ruszyłem w stronę wieszaka.
Zabrałem swoją kurtkę i zapiąłem ją. Wszyscy spojrzeli na mnie, podszedłem do drzwi i chwyciłem za klamkę.
Wtem rozbrzmiał głos blondynki.
- Hitomi? Gdzie idziesz? - Spytała zmartwiona.
- Znaleźć Minako. - Odpowiedziałem. Krótko i na temat. Zamknąłem za sobą drzwi i wyszedłem na zewnątrz.
Franek ciepło mnie przywitał, pogłaskałem go i zabrałem ze sobą.
Przede mną rósł ogromny i gęsty las. Było cholernie zimno, śnieg prószył z ogromną prędkością, przez co ledwo widziałem gdzie idę. Ale musiałem zaryzykować. Z moich obliczeń wynika, że jeśli się pośpieszę może zdarzę przed zamiecią. Szedłem ostrożnie, ale Akane próbowała mnie zatrzymać krzycząc coś w drzwiach.
- Niko! Nie idź sam w taką pogodę! To niebezpieczne! - Olałem jej prośbę. Nie byłem w stanie w kółko słuchać słów tej babci.
Znosić tego wzroku jakby chcieli mnie poćwiartować. Tak, spojrzenie pełne strachu, a zarazem nienawiści.
Miałem tego dość, może Akane coś wiedziała, ale przede mną ukrywała?
Bardzo możliwe, lecz nie chciałem tak o tym myśleć. Była moją jedyną przyjaciółką, więc nie miałem zamiaru jej stracić.
Przemierzałem las, co chwilę wołając ją po imieniu. Wątpię, że do mnie przyjdzie jeśli mnie usłyszy.
Skoro się mnie boi, to powinienem się raczej uciszyć. Dałem Frankowi sygnał aby zaczął szukać. Po jakimś czasie, temperatura obniżała się w znaczącym tempie, a w oddali ledwo można było coś dostrzec.
Musiałem więc polegać na słuchu. Stanąłem i wsłuchałem się w szum lasu. Wtedy coś
usłyszałem. Płacz dziecka, nie szloch oraz szczekanie mojego wiernego kompana. Pobiegłem w tamtym kierunku. Wreszcie pod wielkim pniem drzewa, na śniegu. Siedziała Minako, skulona i cała zapłakana.
Była cała przemoczona od padającego śniegu.
- Minako, co ty tu robisz. Wracajmy szybko! - Powiedziałem wyciągając w jej stronę swoją dłoń. -
Zobaczyła mnie oraz bernardyna. Przestała płakać, widząc mój gest z impetem wstała i zaczęła
krzyczeć.
- Nie! - Przeciągając ten wyraz, uciekała w przeciwną stronę. Chyba zrobiłem coś źle, albo na prawdę się mnie bała.
Tylko dlaczego, co ja takiego zrobiłem? Może się dowiem, jeżeli zapytam. Ale, czy na pewno chce to wiedzieć?
Goniłem ją wraz z moim kumplem. Cwałowała na wprost urwiska. Zatrzymała się i obracając, cofała do brzegu. Nie dobrze, jeśli ziemia się osunie przez temperaturę.
- Aaa!!! - Wydarła się, spadając w przepaść. Przyśpieszyłem w ostatniej chwili ściskając jej nadgarstek.
Zahaczyłem butami o ziemie, lecz w każdej chwili. Ten kawałek również mógł się załamać. Franek złapał mnie za nogawkę i mocno ścisnął. Przybliżyłem się do dziewczynki.
- Właź, szybko! - Wydałem polecenie. Posłusznie, wdrapała się przy mojej pomocy na górę i odsunęła się od klifu. Obróciłem się dostając zamiecią prosto w twarz. Zakryłem oczy ręką, nic nie widziałem. Ale słyszałem. Dziewczynka krzyczała:
- Tutaj, tutaj! - Podążałem za tym dźwiękiem, aż poczułem jak łapie mnie za rękę. Po chwili znów
mogłem coś zobaczyć. Zdziwiłem się, patrzyła na mnie o wiele pewniej niż przedtem. Uśmiechnąłem się do niej, a ona to odwzajemniła. Trochę nie pewnie, jednak to zaliczam.
- Nie rób tak więcej. Zdajesz sobie sprawę z tego, że o mało co nie zginęłaś? - Sapnąłem, podążając w stronę wioski. Futrzak nas prowadził, doskonale orientował się w terenie. Lepiej ode mnie.
Ona tylko mruknęła pod nosem w odpowiedzi na moją przestrogę. Szliśmy tak dłuższy czas w milczeniu, aż w końcu któreś z nas przemówiło.
- Ano.. - Zaczęła nie pewnie.
- O co chodzi? - Odpowiedziałem. Wciąż obserwując punkt, do którego zmierzaliśmy. Trzymała mnie za rękę, żeby się nie oddaliła.
- Nie.. nie jesteś zły, prawda? - Spojrzałem na nią w lekkim szoku.
- Jasne, że nie. Skąd w ogóle ten pomysł. - Próbowałem się śmiać, ale marnie mi to wyszło. Mimo wszystko, przez moją odpowiedź na jej twarzy zagościł duży uśmiech. Po chwili przybliżyła się do mojej nogi.
Patrzyłem jeszcze chwilę, aż w końcu wziąłem ją na ręce. Widziałem jak zasnęła od jedynego źródła ciepła. W takiej pozycji wróciłem do staruszek i Akane. Wszedłem, ale drzwi otworzyły się same nim złapałem klamkę. Stał w nich nikt inny jak Michi. Franka zostawiłem na zewnątrz. Kochał takie klimaty.
- Niko! Ty - Przerwałem jej, zanosząc dziewczynkę do jedynego pokoju. Pomieszczenia, w którym spałem. Ułożyłem ją pod kocem. Była lodowata. Ja również, lecz nie tak jak te dziecko.
Wziąłem głęboki wdech i usiadłem ze zmęczenia. Obie staruszki podeszły do mnie, jedna mówiła do drugiej.
- Mówiłam ci, że to dobre dzieciaki. - Odeszła pociągając fajkę. Babcia stojąca obok niej, warknęła i nadal złowrogo na mnie patrzyła.
Podeszła i wściekle zaczęła się na mnie wyżywać.
- Nie nabierzesz mnie na swoje sztuczki zabójco! - W tym momencie, wstałem i powiedziałem
stanowczo. Mierzyliśmy się wzrokiem. Stałem na przeciwko niej obok łóżka, na którym spoczywała Minako.
- Przestań mnie tak nazywać babciu. Mam już tego dość. - Zagryzła zęby i ścisnęła ręce w pięść na moją odpowiedź.
Po chwili wskazała palcem na Akane, która weszła do pomieszczenia.
- Nie oszuka mnie ani ta podejrzana laska, ani ty! - Odeszła mocno zdenerwowana, omijając blondynkę.
Usiadłem nie zbyt w nastroju, na łóżku. Patrzyłem na te dziewczynkę, a potem zapytałem się Akane.
- Znalazł się już dla niej dom? - Michi uniosła kąciki ust, odpowiadając.
- Tak, ktoś z sąsiednich domów powiedział, że chętnie ją zaadoptuje. - Poinformowała mnie ze
spokojem.
- Co się stało z jej rodzicami? - Spytałem z ciekawości, a wtedy wyraz twarzy Akane, trochę mnie
zaniepokoił.
- Nie żyją. - Powiedziała szczerze, wbijając wzrok w podłogę.
- Chodzi o te wioskę, tak? - Odpowiedziała krótko - Tak. - Skinąłem głową i popatrzyłem na ścianę przede mną.
- Dlaczego ta wariatka, mówi, że ja to zrobiłem? - Drążyłem temat dalej.
- Nie wiem. - Skłamała, tłumiąc płacz.
- Rozumiem. - Dodałem.
- Powiedz mi coś. - Zaskoczyła mnie pytaniem blondynka.
- Dobrze, ale co? - Usiadła na łóżku obok mnie, patrząc w dół, a potem na mnie.
- Wiem, że nie powinnam o takie rzeczy pytać, ale czy przydarzyło ci się coś okropnego w przeszłości? -
Patrzyła zaniepokojona. Zszokowało mnie to pytanie. Nie wiedziałem, że będę musiał sięgać pamięcią tak daleko, lecz jeśli chce wiedzieć to jej opowiem.
- Dlaczego chcesz wiedzieć? - Spytałem.
- Z ciekawości. - Dodała.
- Nie kłam, o takie rzeczy nie pyta się z ciekawości. - Zamurowało ją. Siedziała milcząc.
- Chcę.. coś zrozumieć.
- Co chcesz zrozumieć? - Zaczynałem się gubić w tej całej sytuacji.
- Ciebie. - Popatrzyłem chwilę zszokowany, a później wybuchłem śmiechem.
- No skoro tak, to dobrze. - Nadal nie rozumiałem powodu, ale nie chce nalegać skoro to takie trudne.
Podniosłem głowę i patrzyłem w sufit.
- Coś traumatycznego, co? Chyba było coś takiego. - Odpowiedziałem.
- Na prawdę? - Wyrwała z impetem, później kładąc dłonie na ustach.
- Tak.. - Przeciągnąłem starając sobie przypomnieć.
7 lat temu. Gdzieś na odludziu Londynu 13 Maj godz. 18:55
W środku lasu znajdował się mały, letni domek. Dość dobrze zbudowany, dwupiętrowy. Wykonany z solidnego drewna, płytek i cegieł. Spacerują leśną dróżką dwoje dzieci. Pierwszy brązowo włosy chłopiec z zielonymi oczami, a druga dziewczynka. Włosy związane w dwa kucyki po przeciwnych stronach - mocną niebieską gumką. Były koloru kasztanowego oraz długością sięgały mniej więcej do ramion.
Młoda panna podskakiwała radośnie i zatrzymała się przed domem. Rozejrzała dookoła.
- Niko? Gdzie jesteś braciszku? - Wtem z krzaków wyskoczył wspomniany wcześniej chłopiec rzucając się na swoją siostrzyczkę.
- Raaa!! - Upadła na tyłek, a on siedział obok niej. Wybuchnął śmiechem, a ona mająca załzawione oczy również się śmiała.
Gdy wstali, chłopiec wyciągnął do niej rękę.
- Ale jesteś nie uważna, gdy dorosnę będe żołnierzem, wiesz? - Wyszczerzył zęby, dosięgając do klamki od drzwi.
- A ja.. ja będę księżniczką w pięknym zamku! - Wywyższyła się brunetka, wyciągając język.
- Już nią jesteś. - Dotknął jej głowy i uśmiechnął się szeroko. Jej twarzy pokryły, dwa czerwone
rumieńce. Zniknęły, kiedy brat zdjął rękę z jej włosów. Popchnął drzwi.
- Mam nadzieję, że rodzice nie będą źli, że wracamy tak późno. - Jego siostra mruknęła twierdząco i weszła do kuchni. Chłopak udał się do salonu. W całym domu było ciemno, więc podszedł do włącznika światła w owym pomieszczeniu.
- Mamo, tato już wróciliśmy. - Pstryknął i żyrandol się zapalił. Rozbrzmiał w absolutnej ciszy głośny huk.
~~~~~~~~~~
Odgłos upadnięcia na podłogę. Po zapaleniu światła, można było dostrzec wyraźnie wszystkie
szczegóły. Rozbity telewizor, szafki zgniecione, porysowane oraz ze zdrapaną farbą. Dywan, ściany i podłogę, która przesiąkała ogromnymi plamami krwi, które ciągnęły się nawet do korytarza.
Obejrzał się i poczuł coś mokrego. Wrzasnął i wstał. Był cały w czerwonej posoce. Przytulił się do ściany, która w tym miejscu była sucha. Obrócił głowę w stronę pokoju. Kanapa była rozdarta i wszystko się z niej wypruwało. Leżała przewrócona na ziemi, szafki ze zdjęciami oraz inne meble zostały zbite i zdemolowane. Na środku dywanu leżały dwa ciała. W rozświetlającym pomieszczenie źródle światła, widać było ich twarze. Całe pokaleczone, igłami, ostrzami. Zdarta skóra, która zwisała z ich ciał. Brak oczu był zauważalny. Wydłubane jakimś wielkim narzędziem, które zostawiły w ich miejscach tylko wielkie dziury.
Owe osoby spoczywały opierając się wzajemnie o siebie. Spod powiek chłopca wylewał się strumień łez, cały się trząsł. W końcu jego siostra przybiegła zmartwiona.
- Bracie, co się stało? - Spojrzała na przerażonego członka rodziny, który zamarł i nie odpowiadał.
Uśmiechnęła się do niego, ale stał w szoku. Pacnęła go, powtarzając w kółko jego imię, ale bez skutku.
Wtedy do jej oczu napłynęła słona ciecz i zaczęła nim szarpać. Obróciła się widząc to samo. Obraz, którego nie wyobraża sobie żadne dziecko. Zapiszczała tak mocno, że jej brat lada chwila się ocknął.
Rozcięte brzuchy. Pocięte kończyny w każdych miejscach, z niektórych jeszcze odpadała skóra. Poderżnięte gardła, tak mocno, że dało się zobaczyć tkanki.
Ramiona lub nogi zwisające z sufitu. Flaki walające się po dywanie, oraz wypadające z wnętrza ofiar.
- Nie patrz Rokie! - Wykrzyczał zakrywając jej narządy wzroku. Czuł tylko wodospad ciepłej cieczy, wylewającej się spod jego palców. Przytulił ją mocno, choć drżał ze strachu. Patrzył w podłogę. Tam nie dał rady.
- Mamo! tato! nie! - Zaczęła się wyrywać jego siostra.
- Rokie, przestań się szarpać, musimy stąd uciekać! - Tłumaczył Niko. Nacisnął klamkę od drzwi. Żołądek mu się wykręcił, a nogi zrobiły jak z waty. Upadł na kolana, ponieważ drzwi nie dało się otworzyć. Przez to jego siostra pobiegła do innego pomieszczenia. Chciał wstać, ale nie mógł. Zamiast tego usłyszał
ponownie wrzask swojej siostry. Tym razem stłumiony, ale nie przez nią. Ruszył w tamtą stronę. Upadł znów, nie mógł iść. Kończyny odmawiały mu posłuszeństwa. Zaczął oddychać powoli chcąc spowolnić oddech. Czołgał się, aż wreszcie wstał. Opierał się o ścianę i wszedł do pokoju. Serce biło mu jak szalone, na ten widok prawie wyleciało z piersi. Wszystko było zniszczone, okno wybite. Ale zamiast stołu, na którym stawiano posiłek, leżał inny. Mrożący krew w żyłach. Spoczywała na nim jego siostra, miała przypięte nogi i ręce. Rozciągnięte do maksymalnych możliwości.
Przedmiot był ustawiony pionowo, żeby móc swobodnie dotrzec do każego punktu ofiary.
Cofał się, nie potrafił na to patrzeć. Nie chciał tego widzieć. Powoli odsuwał się do tyłu, póki w coś nie wpadł.
Podniósł głowę, ujrzał umięśnioną sylwetkę, oraz młodą twarz. Średniego wzrostu chłopaka,
który patrzył tak przeszywającym spojrzeniem, że trudno mu było nawet złapać oddech. Osoba ta, była praktycznie nie widoczna w cieniu. Podniósł dziecko i ścisnął mu gardło, wybuchając psychicznym śmiechem.
- Nie! Zostaw go! Puść Niko! - Krzyczała jego siostra. Po chwili z braku sił, zemdlała. - Cały czas go trzymając,uderzył nim o próg wejścia. Chłopak natychmiast osunął się na ziemie i podzielił los swojej siostry.
Obudził się w dziwnym, ciemnym pomieszczeniu. Nie było drzwi, nie było okien. Tylko takie same urządzenie. Jak te, które widział w kuchni. Złapał gwałtownie powietrze i odrywając głowę od krzesła, do którego obwiązali mu taśmą, nogi i dłonie. Spojrzał przed siebie. Nie przytomna siostra, dalej leżała na upiornym stole. Do pomieszczenia weszła ta sama osoba. Widać było więcej niż u góry. W rogu pokoju paliły się nie wielkie pochodnie. Naciągnął gumowe rękawiczki na ręce i z psychopatycznym uśmiechem, wrzasnął.
- Wstawaj! - Zaraz po tym, nacisnął jakiś przycisk na maszynie stojącej obok stolika. Niebieskie fale przeszły przez ciało jego siostry, po czym zerwała się tak gwałtownie, że nie mogła wrzasnąć z bólu.
- Witamy śpiącą królewnę. Skoro wszyscy się obudzili to możemy zacząć! - Powiedział z podnieceniem.
- Zostaw ją, szczylu! - Wykrzyczał mały chłopiec, próbujący wyrwać się spod uścisku taśmy. - Psychopata skierował na niego wzrok. Wysłał mu spojrzenie rządzi krwi. Zaśmiał się biorąc z teczki - leżącej obok maszyny. Różne narzędzia. Trzy rodzaje noży, kosę, siekierę, piły, łańcuchową i jeszcze inną. Wreszcie złapał dziwnie wygięty ostry nóż, którym odcinał po kolei wszystkie palce ofiary.
W pokoju wrzaski, piski i płacz Rokie były nie do wytrzymania. Niko również płakał i błagał, żeby ta osoba przestała.
Wiedział, że to bezsensu.
Sam nic nie mógł zrobić, przybijało go to. Jego bezużyteczność.
Wiercił się. Wyrywał, lecz wszystko na nic. Wstrzyknął dużą strzykawką jakąś żółtą substancje jego siostrze do jej żył.
Krzyczała i nie mogła przestać płakać. Zrobił to samo u drugiej dłoni. Powtórzył wcześniejszą czynność. Nafaszerowana dziwną substancją dziewczyna, zaczynała mieć zwidy, trząść się wyrywać.
Drzeć do zdarcia gardła. Rozciął jej brzuch - brunetka darła się w niebo głosy.
Wstrzyknął jej inny, bardziej rzadszy środek. Potem zaczął ciąć ją i masakrować piłą oraz innymi przyrządami. Wreszcie poderżnął jej gardło.
Cały stół, ten facet oraz pomieszczenie tonęło w jej krwi.
A biedny Niko nie mógł już zidentyfikować własnej siostry. Została tylko czerwona ciecz, resztki zmasakrowanego ciała, oraz ludzkie wnętrzności.
Gdy psychol popatrzył w stronę chłopca w ochronnej maseczce. Jemu zrobiło się nie dobrze od zapachu i widoku ludzkich wnętrzności.
Bordową posokę było czuć tak mocno, że zwymiotował całe śniadanie. Nie miał już sił płakać. Wreszcie przyszła na niego kolej. Przeciwnik sięgnął do skrzynki po piłę i włączył ją.
Zaczęła hałasować, a w rytm jej buczenia, dało się usłyszeć psychiczny śmiech. Chłopiec już nie wytrzymywał psychicznie i na chwilę odleciał.
Morderca zmartwił się tym i podszedł do swojego urządzenia przygotowując zastrzyk. Gdy się odwrócił, trochę dziwnej cieczy wyprysnęło ze strzykawki.
Z tak oto gotową porcją zbliżał się do chłopaka. Gdy przysunął igłę do jego skóry, obudził się. Kątem oka na niego patrzył, zdziwił się. Wręcz odsunął z wrażenia.
Niko spojrzał na niego przez pierwsze sekundy bez żadnej reakcji, lecz potem zagościł takim sam szyderczy uśmiech, jak u zabójcy.
Zdjął maskę i zaśmiał się z podniecenia. Podszedł bliżej, a wtedy taśma zerwała się. Cofnął się o kilka kroków.
Chłopiec stanął i powolnym krokiem pruł przed siebie. Szaleniec co sił w nogach biegł, aby uzbroić się w piłę, żeby poodcinać mu wszystkie kończyny, lecz nic to nie dało.
Uniknął wszystkich ciosów, a nawet oberwał od niego w twarz. Powalił go na ziemie. Psychopata w kieszeni miał skalpel.
Zaatakował chłopca, a ten przechwycił mu go i rozciął cały biały kitel. Odsłoniło się jego prawe ramie.
Ramie, na którym znajdowało się ogromne znamię. Kopnął go w brzuch i Niko uderzył o ścianę znajdującą się za nimi.
Podniósł się zanim psychol do niego dobiegł, wybuchł śmiechem, co nie zadowoliło atakującego.
- Teraz ty będziesz cierpieć. - Wypowiedział i złapał za krzesło ukryte w rogu pokoju. Ruszył na
człowieka w fartuchu, siłował się z nim. Wiedział, że w kwestii siły nie wygra. Popchnął przedmiot, a następnie podskoczył robiąc salto w przód. Zniszczył dziwną maszynę, a skrzynkę przewrócił.
Psychopata wybuchł histerycznym śmiechem.
- To ja tu ustalam zasady. - Powiedział. Chuj mnie one obchodzą. - Odpowiedział Hitomi.
- Razem możemy torturować innych. - Zaproponował, zaś chłopak tylko parsknął śmiechem i wbił mu nóż prosto w brzuch.
- Skończ pieprzyć i zdychaj. - Skończył z psychopatycznym uśmiechem. Wreszcie odszedł, zostawiając go na wykrwawienie.
Zmierzał w stronę miasta.
Znajdował się w swojej piwnicy więc przeszedł przez salon.
Spojrzał na rozkładające się w pokoju ciała rodziców.
Uśmiechnął się szyderczo.
- Ciekawe jak inni ludzie by tak wyglądali. - Pomyślał i wyszedł na zewnątrz.
Szedł dalej przed siebie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Niko? - Zapytała zmartwiona Akane.
- Dobrze się czujesz? Hej! słyszysz mnie? - Tryknęła mnie w ramię.
Siedziałem pochylony do przodu na brzegu kanapy.
Próbowałem spowolnić oddech, ale ledwo mogłem oddychać.
- Jeśli to dla Ciebie taki wysiłek, to nie będę nalegać. - Powiedziała łamiącym się ze smutku głosem.
Po chwili podniosłem się przykładając lewą dłoń do czoła i patrząc na nią. Ukrywając gnębiący mnie ból w skroni.
- Jest dobrze. Przepraszam, że zamiast ci odpowiedzieć tylko jęczę z bólu. - Skłamałem. Zrobiłem głęboki wdech i wydech.
- Ostatnio wszystko jest takie trudne. - Dodałem.
- Pamiętam jak przez mgłę, swoich zmasakrowanych rodziców, siostrę i.. - W tym momencie syknąłem ponownie łapiąc się w te same miejsce. Uderzyłem plecami o łóżko i patrzyłem w sufit.
Mój nagły ruch, obudził leżące na nim dziecko. Przetarło zaspane powieki i przewróciło się na drugi bok, śpiąc dalej. Mi również zamykały się powieki, lecz nie mogłem przez to wszystko spać. Czemu właściwie o to pyta i dlaczego nie pamiętam czegoś takiego? Głowa bolała mnie tak mocno, że ledwo już wytrzymywałem.
- Myślę, że powinieneś odpocząć. Nie martw się, ta wariatka nie odważy się ci czegoś zrobić. -
Pocieszyła mnie z uśmiechem.
- Nie to mnie martwi. - Zamknąłem oczy i odpłynąłem.
N.P.W Michi Akane
Już dłużej tak nie wytrzymam.
Teraz znam powód jego rozdwojenia jaźni. Nie koniecznie ze szczegółami, ale skoro coś takiego przeżył to się nie dziwie.
Nie chce go ciągle okłamywać, może przez to tak boli go głowa. Od zbyt wielu myśli, sama tak czasem mam.
Nie chce ryzykować, że znów obudzi się jego druga strona.
Nie chce znów cierpieć i z nim walczyć!
Co powinnam zrobić? Powiedzieć mu prawdę? Nie potrafię.
Następnego dnia, wstałam wcześniej patrząc na padniętego Niko.
Przemieściłam się do kuchni. Piłam w niej herbatę, gdy do pomieszczenia weszła dziewczynka, zaś w lodówce grzebała ta głupia starucha.
Podeszła do mnie.
Miała smutny wyraz twarzy.
- Dlaczego - Spojrzałam zdziwiona.
- Czemu on mi pomógł. Przecież to on zabił mi mamusię i tatusia. Widziałam to! Więc.. dlaczego.. on..-
Przerwały jej łzy, które spływały po jej twarzy. Szybko przytuliłam ją i uciszyłam. Wtem drzwiczki od lodówki zatrzasnęły się i zagłuszyły tupot czyichś stup. Obie skierowałyśmy wzrok w tamto miejsce.
- Wiedziałam! Wiedziałam od początku! Kryjesz go cały czas, ale tak na prawdę sama dobrze wiesz, że jest mordercą! - Wskazała na mnie palcem, wredna podsłuchiwalska baba. Zaczerpnęłam powietrza, aby coś powiedzieć, ale dziewczynka mi to uniemożliwiła.
- Ty! - Popatrzyła w stronę drzwi. Spojrzałam tam, a oczy prawie wypadły mi z orbit. Chyba to samo poczuł Niko, który stojąc w przejściu wyglądał jakby wszystko słyszał.
- Niko ja... to nie tak! - Zerwałam się z krzesła. Na początku stał jak wryty, teraz wyglądał na
przybitego bardziej od dziewczyny, którą rzuci chłopak.
Wzrok utkwił w podłodze, następnie obrócił się do nas plecami. Poczułam się tak źle, że nie mogłam się ruszyć.
Nie, znów wszystko zepsułam. Tak nie może być, muszę mu powiedzieć prawdę. Bo to nie do końca tak.
Racja ukrywałam to, ale jest coś jeszcze co chce, żeby wiedział.
Pobiegłam za nim, ale on tylko zabrał swoją kurtkę i wyszedł.
Otworzyłam drzwi, które głośno przede mną trzasnęły. Zaraz po tym z trudem je otworzyłam, poczułam zapach papierosów i zakaszlałam. Po prawej stała sympatyczna staruszka. Rzuciłam się do niej.
- Babciu! Gdzie poszedł Hitomi! - Wykrzyczałam.
Płakałam, bo po raz kolejny wszystko moja wina. Nie chciałam, żeby to tak wyszło. Ta baba... to przez jej wścibski nos!
- Hm.. niech no pomyśle.
Przed sekundą poszedł w głąb lasu. Rozejrzałam się. Całą noc padało, a teraz piękny puch iskrzył od słabego słońca, które chowało się za chmurami.
Dziewczynka is stara jędza wyszły na zewnątrz.
Popatrzyłam w ich stronę.
Franka również nie widziałam. Czyli na prawdę odszedł bez słowa.
- Trzymaj się Minako. Mam nadzieję, że będzie ci dobrze w nowym domu.
Dziękuje za wszystko, do widzenia! - Pomachałam do dziecka, odmachała mi.
- Akane, już nie wracasz? - Spytała babuszka.
- Przykro mi, może kiedyś się jeszcze zobaczymy. Do widzenia i dziękuje za wszystko!
- Poczekaj chwilę dziecko. Weź to, może ci się przydać. - Podała mi długą torbę. Założyłam ją przez pas. Jeszcze nie wiedziałam co znajduję się w środku.
- Do widzenia, szerokiej drogi! - Wykrzyczeli wszyscy równocześnie, machając mi. Odpowiedziałam na to i szybko pobiegłam w głąb gąszczu.
Niko, znajdę cie i wszystko naprawie.
Obiecuje.
► Mam nadzieję, że ci się podobało ^^
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top