Część XI
Była późna noc. W oddali można było dostrzec dwie czarne kropki, idące po śniegu w kierunku niewielkiej góry.
Wokół niej rósł gęsty las. Dziewczyna szła całkiem spory kawał odstępu od chłopaka, który szedł szybciej przed siebie.
W pewnym momencie zatrzymał się w niewielkiej opuszczonej stodole. Otworzył szeroko drzwi i poczuł jak musnął nim ciepły wiatr. Wszedł do środka, a blondyna razem z nim.
Siadając na sianie, położył się na plecy i przeciągnął. Nastolatka zamknęła drzwi i oparła się o ścianę, gwałtownie upadając na słomę tyłkiem.
Spojrzała na Mike, który nadal leżał w tej samej pozycji.
Zamknęła oczy i również odpoczęła.
Następnego dnia, obudził ją głośny trzask. Zerwała się i odruchowo wstała, patrząc przed siebie. Dostrzegła wysokiego chłopaka stojącego przed nią, który tupał nogą w drewnianą podłogę stodoły. Przeszedł ją lekki dreszcz na myśl, jak silny on jest. Przetarła oczy i podeszła bliżej niepewnie pytając.
- O co chodzi? - Nie czekając długo. Odpowiedział jej.
- Wychodzimy. - Pchnął drzwi i opuścił pomieszczenie.
N.P.W Michi Akane
Nie było nawet szóstej rano, a ten już każe i gdzieś z nim iść. Czy on w ogóle śpi? Jeśli tak to skąd ma tyle sił, żeby prawie przełamać deskę w stodole nogą.
Podążałam za nim, ale denerwował mnie fakt, że stawiał tak ogromne kroki. Śniegu było dużo i znacznie utrudniał poruszanie się. Jednak on chodził tak jakby go tam wcale nie było. Wspomniał wcześniej, że jeśli będę problemem, to zmieni zdanie. Nie wątpię w to, lecz z jakiegoś powodu cieszyłam się, że dał mi szansę. Właściwie to dokąd mam iść. Do swojego pustego domu? Trochę adrenaliny chyba nikomu nie zaszkodzi. Poza tym, to jego ma na celowniku tamten białowłosy, więc nie ma się czym martwić.
Mika stał na zewnątrz oparty o ścianę. Ze skrzyżowanych rąk na piersi, wyciągnął jedną i w otwartej dłoni ujrzałam mały kawałek papieru.
Na kartce od myślników były wypisane produkty spożywcze. Spojrzałam na niego zdziwiona i podniosłam to niepewnie.
- Pójdziesz do miasta i to kupisz. Jeśli spróbujesz uciec i wezwać pomoc, spodziewaj się bolących konsekwencji. - Poinformował mnie szorstko. Szkoda, że nie jest milszy, ale nie mogę tego od niego oczekiwać, może jednak jest w nim trochę dobra. Jakby tak się zastanowić ciekawe dlaczego taki normalny i przystojny nastolatek zabija ludzi. Fajnie by było się czegoś o nim dowiedzieć, ale jeśli kiedykolwiek bym go spytała - to i tak mi nie odpowie. Jest to mało prawdopodobne, lecz nie zmienia to faktu, że spróbuje kiedyś odkryć tego przyczynę.
- Dlaczego ty nie pójdziesz.? - Spytałam z czystej ciekawości.
- Masz zamiar się sprzeciwiać, czy posłusznie wykonywać polecenia? - Zapytał ironicznie. Przygryzłam wargę i ściskając karteczkę, odwróciłam się maszerując w stronę, w którą wskazał mi ruchem ręki.
Po kilku godzinach dotarłam do najbliższego miasta. Moim celem była apteka. Musiałam kupić opatrunki oraz lekarstwa, których nazw ledwo byłam w stanie przeczytać. Ku mojemu zdziwieniu pismo miał wyraźne, czytelne oraz na swój sposób ładne. Myślałam, że mordercy piszą jak kura pazurem, a tu proszę kolejny dowód na to, że on jedyny się czymś od nich różni. Może kiedyś nie miał wyjścia i musiał podążać tą drogą, lecz wcale nie chce? Powodów mogłam wymyślać setki, lecz prawdy mogę nigdy nie poznać. Jeśli będę się tak zamyślać co chwila to nigdy tego nie kupię, a przez to udowodnię, że nawet z tak prostą rzeczą nie umiem sobie poradzić.
W końcu znalazłam to co chciałam i wyszłam chowając resztki pieniędzy do kieszeni kurtki. Leżały one pod skrawkiem papieru, którą mi podarował.
Wychodząc z budynku usłyszałam cudzy krzyk. Zmierzałam w jego stronę i skręcając w boczną uliczkę ujrzałam dwóch, na oko licealistów, kopiących bezbronnego dzieciaka.
Siedział pod ścianą i płakał, a oni go tylko dobijali. Krzyczeli jakieś wyzwiska i inne takie. Nie znoszę takiego zachowania, pastwienia się nad słabszymi. Miałam swoje zasady, wiec słuchając się ich powinnam zareagować, ale przez to mogę się spóźnić z dostarczeniem tych rzeczy Mice. W końcu i tak to zrobiłam, ponieważ sumienie by mnie zeżarło. Ukryłam się za kawałkiem płotu, a wtedy jeden z nich złapał małego za bluzę krzycząc.
- Trzeba było nie zaczynać skurwielu! - Podniósł rękę ściśniętą w pięść i nim uderzył chłopca w twarz, rozbrzmiał zdeterminowany kobiecy głos tuż za jego plecami.
- Czy to powód, aby bić słabszych? - Zapytałam ironicznie, a ten tylko odwrócił się. Jego kumpel, również do mnie podszedł. Atakują w grupie. To takie typowe, jednak nie lekceważyłam ich to muszę przyznać, że w podstawówce chodziłam na kilka lekcji jiu jitsu. Sporo z nich zapamiętałam, byłam bardzo dobra i przez to nikt nie chciał ze mną ćwiczyć. Zrezygnowałam. Nie miałam po co się tak poświęcać. Teraz widzę, że te lekcje się jednak do czegoś przydadzą.
- A ty kto, że będziesz nam rozkazywać? Nasza mamusia? - Wybuchli śmiechem. Wychyliłam się i przyjrzałam chłopczykowi. Miał twarz całą we krwi, co łatwo dało się zauważyć przez jego bladą cerę. Włosy miał proste - zwisające do ramion, a ich kolor przypominał zgniły kasztan. Uwagę przyciągały jego mocno bordowe oczy.
Próbował uciec, a wtedy jeden z nich chciał go kopnąć. Zamiast tego ujrzał ośnieżonego i przemoczonego glana na swojej twarzy. Byłam usatysfakcjonowana, że noszę tak ciężkie obuwie.
- Pożałujesz, dziwko! - Wyzwał mnie jego przyjaciel. Ah, ''dziwka'' takie typowe teksty nie wyżytych gnojków z ulic. Podszedł do mnie i zadał cios prosty. Odsunęłam się na lewo i oparłam cios blokując jego rękę zewnętrzną stroną swojej dłoni. Następnie odwracając ją, wewnętrzną stroną ścisnęłam ją i podniosłam do góry. Ustawiłam się przy jego brzuchu i stając na palach wyrzuciłam w górę, nagle gwałtownie pochylając się w dół i ciągnąc go w stronę ziemi. Tak owym sposobem, powaliłam go z niezłym hukiem na beton. Zaczął jęczeć, a tamten drugi zatrzymując krwawienie spojrzał na mnie gniewnie i uciekł. Zostawił swojego towarzysza, który również po chwili, czołgał się by zwiać jak najdalej stąd.
- D-dziękuję Ci! - Wyjąkało wystraszone dziecko.
- Nie ma za co. - Uśmiechnęłam się i pogłaskałam go po głowie.
- Jak się nazywasz, chłopcze? - Zadałam proste pytanie, na które odpowiedział z radością.
- Jestem Kyo! Bardzo nie lubię przebywać w domu dlatego uciekłem i.. natrafiłem na tą dwójkę.
- Teraz już wiesz, że nie warto uciekać z miejsca zamieszkania bez wiedzy rodziców, prawda? - Uśmiechnęłam się ponownie, a on spuścił głowę.
- Tylko, że ja ich nie mam. - Pociągnął nosem.
- To dlaczego nie mieszkać w domu dziecka? - Odrzucił to pytanie tłumacząc się dalej.
- W okolicy mojego domu grasuje wściekły pies. Mogłabyś go wypędzić?
- Pewnie, ale nie masz nikogo znajomego. Ani chociaż cioci, bądź wujka? - Wyszczerzył zęby.
- Oczywiście, ale śpią i nie chce ich budzić. - Zachowywał się bardzo dziwnie, ale przymknęłam na to oko i wzdychając dodałam.
- Gdzie mieszkasz, mały? - Wskazał palcem na las, z którego przyszłam.
- Tam nie daleko jest mój dom. - Uśmiechnął się szeroko chichocząc.
- No dobrze. W sumie to po drodze do mojego ''domu'' dlatego pomogę ci. - Podskoczył klaszcząc w ręce i pobiegł do przodu. Chciałam coś wykrzyczeć, ale nie zatrzymasz wesołego szkraba.
Po jakimś czasie znaleźliśmy się na miejscu. Ku moim oczom ukazał się dość stary dom z drewna.
Wielkością na pewno wyróżniał się w tak małym gąszczu drzew. Bardziej bym powiedziała, że wygląda na dawno opuszczony, aniżeli ktokolwiek tutaj jeszcze mieszka.
Był w gorszym stanie niż jakakolwiek kryjówka Miki, w której miałam okazję się jak do tej pory znaleźć.
- No dobra, mały. Powiedz, gdzie ten okropny zwierzak? - Chciałam się uśmiechnąć, aby podnieść go na duchu, ale zobaczyłam tylko pustą trawę przykrytą grubą warstwą śniegu.
- K-kyo..? - Zapytałam sama siebie, ponieważ nikt nie odpowiedział. Imię te zniknęło w głuchej ciszy tego lasu. Wreszcie obróciłam się w stronę domu, a wtedy poczułam tylko mocny ból głowy, a przed moimi oczami zastałam ciemność.
► Mam nadzieję, że ci się podobało ^^
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top