Część XV

Do moich oczu docierały promienie światła z okna naprzeciwko kanapy.
Odwróciłam się na bok wtulając w oparcie fotela. Nagle chwilę spokoju przerwał gwałtowny dźwięk stukania o podłogę, a następnie tuż na mnie leżało kilka kilogramowe zwierzę. Zakrztusiłam się i zaczęłam spychać psa z mojego brzucha. Nie mogłam złapać powietrza, a wtem do pokoju wszedł Hitomi. Trzymający dwa kubki w ręku.
Położył je na stole, następnie odciągając futrzaka ode mnie. Usiadł na fotelu obok stolika i skarcił psa po czym wytarmosił jego miękką i długą sierść.

Chyba nie umie się na niego długo gniewać. Ja wcale nie byłam zła, ale żyć bym jeszcze chciała.
Podniosłam się z impetem łapiąc oddech i przetarłam zaspane oczy.

- Dzień dobry, która godzina? - Spytałam jeszcze zaspanym głosem.
- Dopiero dziewiąta rano, więc nie mamy co się śpieszyć z poszukiwaniami. - Dodał tarmosząc swojego kompana za uszkiem.
- A więc nadal chcesz mi pomóc. - Uświadomiłam sobie czując wielką ulgę w sercu.
- Gdyby było inaczej to spałabyś teraz na zewnątrz. - Zachichotał i wziął łyka gorącej czekolady. Po chwili ostawił kubek i wstał patrząc na mnie z uśmiechem.
- Pójdę nakarmić Franka. Lepiej, żeby nie biegał po podwórku z pustym żołądkiem. - Kiwnęłam twierdząco głową i wstałam.

Przeciągając się myślałam o czym wczoraj rozmawialiśmy. Byłam trochę nie w formie na tak długie spacery, więc postanowiliśmy przeczekać do rana. Trochę mnie jeszcze zabolały plecy, gdy jego kupel tak na mnie skoczył, ale jest dobrze.

Pośpiesznie podeszłam do wieszaka. Wisiały na nim moje ubrania: Czarna pikowana kurtka, błękitna czapka oraz szary szalik. Pod nim, zaś stały buty - glany.
Zakładając na siebie te wszystkie rzeczy. Przez moją głowę przepływało wiele myśli. Czy Mika jeszcze żyje, co teraz robi, albo gdzie jest.
Mam nadzieję, że jednak go znajdę. To dziwne, ale coś sprawia, że chce z nim zostać. Może znajdę morderce moich rodziców? To dość niedorzeczny pomysł, ponieważ jest to pewne, że zginęli w wypadku lotniczym, ale pilot wcale nie był pijany, a oni lecieli z bardzo zaawansowaną w tej dziedzinie osobą

Z rozmyślań wyrwał mnie krzyk Niko. Zawiązałam ostatniego buta i zrywając się na równe nogi wybiegłam z domu.
Brunet zamknął mieszkanie i wskazał ręką abym do niego podeszła. Zaczęliśmy schodzić z góry w stronę lasu. W drodze towarzyszył nam jego pies. Długą i nudną cisze postanowiłam w końcu przerwać pytaniem.
- Więc, gdzie najpierw idziemy? - Spojrzałam na niego ciekawa.
- Do podziemi. - Dodał krótko, wydawał się być skupiony. Po chwili spojrzał w niebo, a ja także to zrobiłam. Było zachmurzone i zgadywałam, że może zacząć mocno sypać śnieg.
- Czym są podziemia? - Drążyłam temat dalej.
- Jeśli twojego brata porwali przestępcy to mogą się ukrywać tylko w dziwnych miejscach. Pierwszym takim na mojej liście są właśnie podziemia. - Przerwałam mu nagle wystraszona.
- Chwila! Więc to znaczy, że może natknąć się na innych groźnych gości przy okazji? - Przeszedł mnie zimny dreszcz. Wypowiedzenie tego na głos sprawiło, że zabrzmiało to jeszcze groźniej.
- To prawdopodobne, ale nie martw się. Jest z nami Franek. Zaufaj mu, jest dobrze wytresowany i świetnie walczy. Zresztą, ja też co nieco umiem. - Biorąc głęboki wdech odetchnęłam z ulgą idąc dalej.

Zatrzymał się przed wejściem do szerokiego i ciemnego tunelu.
- Najpierw powinniśmy się uzbroić. Franek! Szukaj! - Wydał jasny rozkaz, a wesoły bernardyn pobiegł w głąb lasu.
Zaraz po tym wybiegł z niego, niosąc w pysku dwa zaostrzone na rogach kije. Wzięłam jeden, a Niko drugi.
- Patryki mogą się przydać. W końcu przezorny zawsze ubezpieczony, co nie? - Wysłał mi szeroki uśmiech i razem weszliśmy do środka.
Chłopak kazał Frankowi zaczekać na zewnątrz, a ja nic praktycznie nie widziałam w tych ciemnościach. Bałam się, że zaraz się zgubie albo ktoś na mnie wyskoczy.

Idąc dalej doszliśmy do bardziej widocznego miejsca. Było to skrzyżowanie dróg. Wkrótce po tym znaleźliśmy się w tam, gdzie dokładniej zmierzaliśmy.
Nic się tam nie znajdowało oprócz białych, obleśnych ścian oraz betonu.
- Nic tu nie ma, wracajmy. - Westchnęłam, a odwracając się zesztywniałam słysząc dźwięk upadania czegoś na ziemię.

Zwróciłam się z powrotem stojąc przodem do Niko, a wtedy zobaczyłam jak jakaś postać na nim siedzi.
Wysoka, ubrana w ciemne kolory. Postać miała na sobie kaptur, a spod niego widać było krótkie szarawe włosy. Po chwili zobaczyłam jej twarz. Oczy - pomarańczowe jak pomarańcza. Wlepiały się we mnie te kilka sekund, a miałam uczucie jakby parę godzin.
Słysząc głosy duszenia się, dotarło do mnie, że Niko ma kłopoty, ale nim cokolwiek zrobiłam on wbił patyk w jej kolano. Jęknęła dosyć mocno puszczając go, a następnie odsuwając się.
Hitomi wstał kaszląc, a później obaj się jej przyglądaliśmy. Wyrzuciła badyl z dala od nas i warknęła pod nosem. Krew mocno sączyła z jej dolnej kończyny, na co zwrócił szczególną uwagę brunet.
- Niko! szybko wiejmy! - Powiedziałam, ale on nie odpowiedział. Podbiegłam więc szybko łapiąc go za ramię, a on dopiero wtedy obudził się jakby z jakiegoś transu. Zignorowałam to, bo nie było na takie rzeczy teraz czasu.
Szybko pobiegliśmy w stronę wyjścia. 

Mam nadzieję, że ci się podobało ^^  

C.D.N

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top