Część VII
Obaj chłopacy stali w niewielkiej odległości od siebie mierząc się wzrokiem. Po zaledwie ułamku sekundy tajemniczy przybysz wyszedł z cienia drzewa. Tak jak myślał na początku Mika, nie dało się go nie rozpoznać. Jego sylwetka była charakterystycznie szczupła, lecz nie za chuda, a w nie których miejscach dobrze umięśniona. Konosuke - bo tak miał na imię, zeskoczył z gałęzi drzewa, tak jakby ukrywał się tam od dłuższego czasu.
N.P.W* - Mika
- Śnieżno włosy. - Powiedziałem.
Nie spuszczałem z niego oczu analizując fakt, że skoro przeżył to musiał chcieć zemsty. To tylko moje domysły, ale prawdopodobnie tego chciał. Bo niby z jakiego innego powodu śledził mnie całą tą drogę. Pewny być nie mogłem. W tej jego głowie, mogły narodzić się różne, dziwne pomysły. Udawałem na początku, że go nie wyczułem i chyba dał się nabrać. Wpadłem na pomysł, żeby go zaskoczyć, lecz nie do końca mi to wyszło przez te wnerwiająca nastolatkę. Z przemyśleń wyrwał mnie jego niski i irytujący psychiczny głosik.
- Jak zwykle jesteś bardzo uprzejmy, może byś się przywitał zamiast tak wlepiać we mnie gały, hm? - Parsknął śmiechem i skierował wzrok na dziewczynę, leżącą pod pniem dębu. Przeleciał oczami z powrotem na mnie, kompletnie ją ignorując.
- Więc od teraz nazywasz się ''Shitai'' ciekawe kto wymyślił taką beznadziejną nazwę, dla takiego ścierwa - Nim coś jeszcze dodał na mój temat przerwałem mu, zadając bezsensowne pytanie, na które miałby niby odpowiedzieć szczerze.
- Czego chcesz?
Za słabo mu wtedy przywaliłem...
Uśmiechnął się przerażającym wzrokiem rządnym zemsty, gdy się opanował odpowiedział na moje pytanie.
- Pora sprawdzić jak dobra jest moja zabaweczka. - Uniosłem lekko brwi nie rozumiejąc co mam przez to zrozumieć, lecz kto by się zastanawiał nad słowami jakiegoś durnia, który powinien już dawno leżeć w grobie.
Ale miałem przeczucie, że już to kiedyś mówił..
Znów z moich przemyśleń wytrącił mnie jego okropny głos.
- Myślisz, że nie pamiętam jak chciałeś mnie zabić? Wygląda na to, że ci trochę nie wyszło. - Skończył lekkim chichotem.
W tej samej chwili odsunął także lewą nogę do tyłu odbijając się z niej przed siebie. Przewidziałem jego ruch więc stałem spokojnie, dopóki nie zbliżył się do mnie na dwie stopy.
Z impetem odchyliłem się w prawą stronę, podczas gdy podniósł na mnie rękę. Miałem czas, żeby sprawdzić czy ma przy sobie broń. Jeśli miał to była ona dobrze ukryta, lecz nie pomyślałem o tym, żeby go przeszukać wzrokiem. Wtedy, kiedy stał wcześniej tak długo na przeciw mnie.
Po ominięciu jego nie celnego ciosu, odskoczył kawałek do tyłu, szybko skacząc w górę. Obrócił się w powietrzu, wyciągnął wyprostowaną prawą nogę, próbując trafić w moją czaszkę. Zaczęły mnie lekko niepokoić, jego powolne i łatwe do przewidzenia ruchy.
Później stało się to na co czekałem, mimo wszystko zlekceważyłem go za bardzo.
Wysunąłem prawą nogę do przodu podnosząc ręce do góry. Ścisnąłem je w pięści i naparłem na jego nogę. Odebrałem jej energie i stracił równowagę. Kopnąłem go w krocze, lecz zdążył tego uniknąć. Podbiegłem, a on ruszył na mnie z ciosem prostym. Zablokowałem go przesuwając się na lewo, dotykając sztywną wyprostowaną dłonią jego ręki. Złapałem za jego nadgarstek lewą ręką, a łokciem u drugiej wymierzyłem szybki cios w szczękę. Jęknął, lecz uśmieszek nie znikał z jego ust. Przeszedłem pod trzymaną kończyną i rzuciłem nim w najbliższe drzewo.
Trafił w gąszcz korony rośliny. Podczas gdy wpadł w multum kolorowych liści, one spadły z drzewa z wielką łatwością. Trudno się dziwić kiedy zaczynała się zima, a on jeszcze rąbnął w nie z taką siłą. Dopiero potem, gdy upadł na ziemie spostrzegłem obok niego te dziewczynę, którą olałem na czas tego pojedynku. Wtem dotarło do mnie, że jeśli ją zauważy to mogą być dwie opcje. Pierwsza zabije ją, która jest mi na rękę. Lub druga, wymyśli jakiś dziwny plan i jeszcze ją wykorzysta przeciw mnie. Cóż, nie to, że jej się boje. Lecz po tym co widziałem za chwilę, to jego lekko się obawiałem. Konosuke nie siedział bezczynnie długo, szybko wstając zaśmiał się pod nosem i patrząc swoimi okropnymi zielonymi ślepiami, powiedział z zachwytem.
- Wygląda na to, że nie muszę się już powstrzymywać.
Widać kompletnie zignorował spoczywające obok niego ciało. Zrobił to na pewno umyślnie, gdyż nie ma bata, żeby jej nie zauważył. Przynajmniej przez te jeszcze kilka chwil. Po jego ponownie nie zrozumiałych słowach, zaczynałem mieć złe przeczucia, które się sprawdziły w stu procentach. Odszedł od drzewa, pod którym stał.
Wydawało się jakby absolutnie nie czuł bólu. Powinna mu lecieć krew, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Nie miał także śladu po moim ciosie w okolice ucha. Celuje przecież w witalne punkty. Podchodził do mnie, jakby szedł do kasy w sklepie spożywczym. Trzymając w ręku batonika, za którego chce zapłacić. Mam namyśli, że beztrosko i nie przewidywanie.
Tym razem, więc to ja zrobiłem pierwszy ruch. Podbiegłem wyciągając z kieszeni kurtki nóż i będąc blisko, starałem się trafić nim w jego żebra. Kiedy byłem dość blisko niego, zatrzymał się i zupełnie mnie zaskoczył. Wyciągnął pistolet, z małej kieszonki płaszczu i podniósł spluwę na wysokość mojej głowy. Gdybym nie miał tak dobrego refleksu, prawdopodobnie byłbym martwy.
Kucnąłem gwałtownie i przeturlałem się w bok. W tym samym czasie, gdy podnosiłem się z ziemi Skierowałem wzrok na białowłosego, który zaczął się śmiać. W tym samym momencie, wyciągnął dwa sztylety.
Skrzyżował je i w takiej postawie, odepchnął się nogami od ziemi. Wystrzelił szybciej w moją stronę, niż prędkość światła.
Wreszcie zrozumiałem, że nie walczył wtedy na poważnie, tak jak przypuszczałem. Coś było wtedy nie tak.
Uniosłem ręce będąc gotowy na blok, kiedy on zniknął tuż przed moją twarzą. Rozejrzałem się kątem oczu dookoła, lecz nie widziałem go. Nie byłem w stanie go wyczuć, więc wcześniej robił to specjalnie, chciał, żebym wiedział, że za mną podąża.
Sprawdzał mnie?
O co mu do cholery chodzi. Czując silny podmuch wiatru uniosłem głowę ku górze. Jego ubranie powiewało i znajdowało się tuż nade mną, wraz z nim.
Ruchem nadgarstka, chciał przeciąć mi szyję. Jego broń była trudna do blokowania, samym nożem. Nie byłem przygotowany na takie spotkania.
Spróbowałem i udało mi się. Ręka zaczęła mi się trząść, pod wpływem jego siły. Podskoczyłem lekko z lewej nogi, a drugą kopnąłem go przed siebie. Upadł kilka metrów przede mną.
Leżał z szyderczym uśmiechem, na trawie robiąc na niej aniołki. Takie same, jakie robią dzieci w zimę. Wybuchnął psychicznym śmiechem, który przyprawiał mnie o ból głowy. Był o wiele szybszy niż przed chwilą, w sumie wcześniej był lepszy niż na początku, naszego spotkania po latach.
Dlatego nie chciałem uwierzyć, że tak słabo atakował.
Miał na początku zapewne zamiar, zobaczyć jaki ja jestem szybki. Nie rozkręciłem się jeszcze, niech nie myśli, że mnie zabije bo to on zginie z moich rąk.
Nagle, przestał się śmiać. Zamknął oczy i spoczywał w bezruchu.
Kiedy wiatr rozwiał moje włosy, on dalej spoczywał na trawie. Zaczynał mnie już irytować swoją osobą. Nie mam czasu na niego, przynajmniej nie teraz. Kiedy nie jestem przygotowany. Gdybym był, zakończyłbym to w kilka chwil.
Bacznie go obserwowałem. Stanąłem w lekkim rozkroku i oczekiwałem jego kolejnych ataków.
Po chwili zerwał się tak gwałtownie, że można by rzec, że ledwo co nadążałem za nim wzrokiem. Leciał na mnie wprost, atakując na przemian swoimi sztyletami.
Miały długą i mocną rękojeść, dzięki czemu łatwiej i stabilniej mógł trzymać broń.
Do tej pory noże i tym podobne ostrza, mi wystarczały. Skoro on żyje, muszę uzbroić się w coś innego.
Wróg przyśpieszył swoje ruchy i zmienił ich kolejność, raz atakował jednym, potem drugim, a później na odwrót lub zaczynał obiema na raz.
Śnieżno włosy nie robił żadnych przerw, cały czas zbliżał się do mnie. A ja odsuwałem się do tyłu w skupieniu, blokując jego szybkie i już nie przewidywalne ruchy. Na początku było w miarę łatwo, potem już zaczynało robić się to uciążliwe.
Czy on wie czym jest zmęczenie?
Zaczynał mnie serio przerażać. On nie jest człowiekiem, to potwór. Zamiast zwalniać Konosuke stale przyśpieszał, nie tak szybko, lecz było to dla mnie odczuwalne.
Widziałem, że chce mnie zagonić do drzewa, plecami. Nie mogłem ani uciec, ani zrobić uniku.
Gdy coraz bardziej zbliżałem się, do wyznaczonego przez niego miejsca, mój nóż był coraz mniej ostry. Był praktycznie cały zarysowany i zniszczony.
Czekałem tylko na moment, aż użyje swojej broni równocześnie.
Blokowałem jego ciosy, tak jak wcześniej. Znał już te ruchy i oto mi chodziło. Odsłonił się, więc chciałem dźgnąć go w brzuch.
Niestety, po raz kolejny zaatakował impulsywnym ruchem.
Ciekawi mnie cóż to za technika i gdzie się jej nauczył.
Rzucił mi tylko swój szyderczy uśmiech, w którym wyraźnie było widać jego żółte zęby i tak śmierdzący oddech, że o mało co nie udusiłem się od niego.
Przejechał swoim narzędziem po moim. Mało brakowało, a wytrąciłby mi go z ręki. Zaraz potem celował w moją twarz.
Szybko zareagowałem, podniosłem do góry rękę.
Trafił w nią, nie tam gdzie chciał, lecz przebił ostrzem moją nową bluzę. Zrobił dużą ranę, która ciągnęła się od nadgarstka do łokcia. Sączyła z niej krew, ale zignorowałem te okropne pieczenie i ból. Wymierzyłem mu wysokiego kopniaka i trafiłem mu w nos. Odsunął się łapiąc w to miejsce. Zaczęła lecieć mu z niego krew. Wykorzystałem okazje i uciekłem w lewo za drzewo. W oddali słyszałem tylko jego śmiech.
- Znów uciekasz? - Patrzył na mnie swoimi psychopatycznymi gałkami ocznymi.
Jakie znów, nigdy przed nim nie uciekałem.
Używając resztek mojego noża, zacząłem podcinać ten dziwnie wygięty pień.
Białowłosy rozejrzał się dookoła. Po kilku chwilach, wyczułem jak idzie w moją stronę. Zdążyłem, ledwo, lecz zdążyłem. Czerwona posoka kapała na trawę, więc znalazł mnie bez problemu. Przeciąłem zniszczony rękaw bluzy i użyłem go jako bandaża. Ścisnąłem mocno miejsce krwawienia, ból powoli stawał się na tyle silny, że nie mogłem używać tej ręki z taką samą siłą i prędkością, co przedtem. Widziałem jego palce oplatające korę.
- Tutaj jesteś! - Wykrzyczał z podnieceniem.
Podnosząc nogę zahaczył o coś, skierował wzrok w dół. Wtem w kilka sekund dąb przewrócił się prosto na niego, a on nie mógł ruszyć się z miejsca.
Słychać było głośny huk.
Wyruszyłem w przeciwnym kierunku. Zapomniałem dodać, że na moje szczęście leżała za tym pniem długa i cienka lina od jakiegoś przedmiotu.
Pewnie ktoś tu się wcześniej dobrze bawił.
Nawet jeśli jest tak silny, nie możliwe, żeby przeżył zgniecenie przez tak gruby konar rośliny.
Ten dźwięk obudził leżącą Akane. Otwierała powoli powieki i mając jeszcze trochę rozmazany przed sobą obraz, rozejrzała się, aby określić gdzie się znajduje.
Spojrzała w prawo, siedząc ze związanymi rękami i zauważyła Mikę, który przeszedł obok. Nawet na nią nie spojrzał, po prostu zmierzał przed siebie. Dostrzegła jak trzyma się w ramie obwiązanej ręki. Zaraz po tym zza drzew z daleka, wyszedł jakiś typek o białych włosach. Podążał za nim, z szyderczym uśmiechem.
Wstała z impetem.
Konosuke przemieszczał się bezszelestnie obok Miki, podczas gdy on nadal nie mógł go wyczuć. Oddalał się, nie zdając sobie sprawy, że owa osoba go śledzi.
Używał pochodzącego z krajów azjatyckich chodu. Nanby, dzięki niej mógł całkowicie cicho się poruszać. Pozostając nie wykrytym przez przeciwnika.
W końcu wychylił się, pobiegł do niego w pewnym momencie, przekraczając niesamowitą prędkość. osiągając swoją przerażająca prędkość. Mika szedł do niego tyłem, lecz w pewnym momencie usłyszał go i odwrócił się z impetem.
To jednak potwór.
Przecież to nie mogło być takie proste. Trzymał swoją broń, którą szybko wymierzył w jego stronę, Mika dopiero co się odwrócił i widząc jak ta jego okropna psychiczna twarz. Znajduje się od niego zaledwie pięć centymetrów, poczuł jego ogromną rządzę krwi, która nawet jego sparaliżowała.
Nagle z krzaków wyskoczyła znajoma blondynka i podniosła związane ręce, zasłaniając swojego oprawce.
Narzędzie białowłosego szybko przecięło grube liny, uwalniając dziewczynę. Chłopak odsunął się tym samym od dziewczyny z wyrazem twarzy przypominającym zdezorientowanego.
N.P.W* Mika
Po tej chwili, znów mogłem się ruszyć. To także jedna z jego technik, ten gość jest na prawdę niebezpieczny. Z samym, na dodatek tępym, nożem nie dam mu rady. Musze się wycofać.
Ta dziewczyna, po raz kolejny ratuje mi dupę.
Tylko jaki ma powód.
Po chwili, z przemyśleń wyrwał mnie tym razem nie irytujący głos tego dekla, lecz miły i przyjemny dla uszu kobiecy ton.
- Co mu robisz ty... kimkolwiek jesteś! - Krzyknęła, zgrzytając zębami, zacisnęła dłonie.
Chce mu się postawić? Ona nawet nie umie poprawnie złożyć dłoni w pięść. Kciuk nie może leżeć przy palcu wskazującym. Tak na prawdę to musi być schowany i przylegać do palca serdecznego.
Konosuke stał zdziwiony, ściskając rękojeść swojej broni. Później na jego twarzy zagościł szyderczy uśmiech.
- Kto by pomyślał, że masz jeszcze pieska obronnego. Tylko dlaczego był związany, czyżby dostał od ciebie karę? - Mówiąc to wybuchł śmiechem łapiąc się za brzuch.
Akane warknęła pod nosem i zaczęła się drzeć.
- Co?! nie jestem żadnym psem ty posra - Nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż przysunąłem się do niej i uciszyłem ją. Położyłem na jej ustach swoją dłoń. Poczułem jak ręka mnie cholernie boli, ale powiedziałem ze spokojem.
- Ucisz się, bo to nie jest osoba, którą pokona zwykłe dziecko. - Zsunąłem dłoń, a ona krzyżując ręce na tułowiu, dodała lekko podirytowanym głosem.
- Nie jestem dzieckiem! I może byś podziękował, że znowu uratowałam ci tyłek! - Krzyknęła odwracając się do mnie plecami, usatysfakcjonowana ze swojej wypowiedzi.
Pierwszy raz widzę kogoś, kto ze spokojem by zażartował do mordercy. Jakby tego było mało, to jeszcze go chronił. To jakiś podstęp? Ta nastolatka zaczyna mi działać na nerwy, lecz gdzieś w środku czułem pewne zainteresowanie.
Westchnąłem cicho pod nosem i dodałem.
- Posłuchaj - Przerwał mi śnieżno włosy.
- Jaka piękna skłócona para. Wybaczcie, że przeszkadzam, lecz mam tu parę nie dokończonych spraw. Dlatego lepiej się nie wtrącaj głupia suko! - Poklaskał na początku, lecz później jego ton się zmienił, na bardziej przerażający. Wlepiając w nią swój przeszywający wzrok. Kompletnie go olała i warknęła pod nosem ponownie.
- Nie jestem su - Nie dałem jej skończyć zdania. Uciszyłem ją i ciągnąc za nadgarstek zacząłem się wycofywać.
Cóż za dziwna kobieta.
Konosuke nie pozwolił mi na to, odepchnął mnie od dziewczyny. Upadłem na brzuch, szybko po tym wstając. Gdy przerzucałem ciężar ciała na lewą ręką, ścisnąłem zęby.
- Masz bardzo wyszczekanego pieska. Wypadałoby go uciszyć. - Poszerzył swój szyderczy uśmiech.
Wstałem ściskając zdrową dłoń w pięść. W kilka sekund znalazłem się przy nim. Zaskoczyłem go swoją szybkością pomimo takich obrażeń. Kopnąłem go mocno w twarz, zablokował to śmiejąc się. O to chodziło, pokazałem mu mój nie dawno wyuczony ruch. Podskoczyłem i z drugiej nogi oberwał tak mocno, że wypuścił mnie lada moment, a sam poleciał w głąb gąszczu.
Podszedłem do nastolatki i złapałem ją za nadgarstek. Wlekła się za mną, podczas gdy ja szybko uciekałem. Przed nami znajdował się ciemny las, drzewa straciły już liście. Dodawało mu to strasznego klimatu.
Można było się z nim zgubić, ale dla takiej osoby jak ja to nie problem. Za tym lasem znajduje się kolejny. Idealne miejsce, żeby zgubić tego świra. Wyróżnia się swoim nie równym terenem.
- Pójdziesz ze mną, przynajmniej do czasu aż pozbędę się tego psychola. Potem zajmę się tobą. Kiedy będziesz ze mną, będę miał pewność, że nie przysporzysz mi kłopotów.
Moje słowa widocznie trochą ją zatkały, lecz nic mnie to nie obchodziło, biegłem tak szybko jak mogłem mimo, że powoli mój opatrunek z bluzy zaczął przeciekać. Po jakimś czasie galopowania przez gąszcz, dziewczyna masakrycznie spowolniła.
Chyba i tak będę miał przez nią problemy
N.P.W Akane
Mogłabym po prostu uciec. Widziałam, że był ranny i to ostro. Ale miałam swoje głupie powody. Wtedy w szpitalu poczułam między nami, jakąś dziwną więź. Czyżby może przeczucia się nie pomyliły? Mam wrażenie, że to wszystko może mieć dobre zakończenie dla nas obu. Chce w to wierzyć.
Poza tym mamy wspólnego wroga. Wolałabym, żeby to właśnie on mnie zabił niż ten psychopata z białymi włosami. Zainteresowało mnie także kim on jest i czego chce ode Miki. Może dowiem się czegoś o nim dzięki niemu? Cicho na to liczyłam.
Dostaliśmy się na jakąś drogę prowadzącą przez inny busz. Dokładniej, gdzieś w nieznane dla mnie tereny. Miałam nadzieje, że Mika wie dokąd zmierzamy. Pewnie głupie pytanie, ale jeszcze go nie znałam. Czy jest impulsywny, czy potrafi myśleć w sytuacjach zagrożenia? Wyglądało na to, że to drugie. Byłam tego pewna widząc jego opanowany wyraz twarzy. Wywoływało to u mnie jakieś wrażenie. Nie, nie wrażenie, a uczucie.
To uczucie, przypominało pewien rodzaj ukojenia.
Usiadł na wystającym korzeniu dębu, a wiatr rozwiał jego włochatą czuprynę. Chwilę później wyruszyliśmy dalej.
N.P.W* - Neutralny Punkt Widzenia.
► Mam nadzieję, że ci się podobało ^^
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top