7
Gabriel.
Wiedziałem, że zanim Cassie się naszykuje może minąć trochę czasu ale chyba nigdy w życiu nie miałem takiego turbo. Wziąłem szybki prysznic. Założyłem spodnie jeansowe i czarną koszulkę na krótki rękaw. Oczywiście ulubione czarne adidasy i kurtkę skórzaną bo wieczorami było już chłodno. Włosy jak zwykle zostawiłem w nieładzie bo nie chciało mi się z nimi walczyć i tym bardziej iść do fryzjera.
Dlaczego ogarnąłem się tak szybko? Bo nie chciałem pominąć kiedy Cassie wychodzi z domu. Wolałem mieć ją od początku na oku. Tym bardziej po tym co usłyszałem od Ivy.
Dałem jeść Borysowi który był wyjątkowo spokojny. Przynajmniej w porównaniu do cyrku który odpierdolił z samego rana. Wziąłem kluczyki samochodu i chwyciłem za jeszcze czystą popielniczkę która leżała na stole. Wyszedłem na zewnątrz, zamknąłem dom. Położyłem popielniczke na jednym schodku i usiadłem na drugim. Wyciągnąłem paczkę fajek, wsunąłem papierosa między usta i odpaliłem. Patrzyłem na dom na przeciwko. Jeszcze miała włączone światła więc wiedziałem, że jest w środku.
Gdyby ktoś patrzył na mnie z boku śmiało mógłby stwierdzić, że jestem pojebany bo ciągle patrzyłem się w jej okno.
W końcu światło zgasło. Po niedługiej chwili Cassie wyszła na zewnątrz. Zatrzymała się w półkroku jak tylko mnie zobaczyła. Zgasiłem papierosa w popielniczce cały czas na nią patrząc. Uniosła brew ku górze, spojrzała na popielniczkę i zaraz znów na moją twarz, a ja tylko wzruszyłem ramionami.
- Zamówiłam ubera.
Usłyszałem. Przewróciłem oczami i podniosłem się ze schodów.
- Możesz przestać? Nie będę za tobą chodził, po prostu daj się podwieźć i tyle.
Oczywiście, że będę za nią chodził i miał ją na oku ale wiedziałem, że jeśli jej to powiem to uprze się na swoim. W końcu ruszyła w moim kierunku, a ja dopiero teraz mogłem dokładnie zobaczyć w co jest ubrana. Lampa rzuciła światło na jej sylwetkę. Zacisnąłem szczękę widząc krótką, obcisłą czarną sukienkę. Miała mocniejszy makijaż i czerwoną szminkę na ustach. Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim wydaniu ale zdecydowanie podobała mi się za bardzo.
Stanęła przede mną, uniosła głowę. Wsunąłem dłonie do kieszeni spodni i patrzyłem na jej twarz.
- Pamiętaj.. Mogę robić co chcę i to, że z tobą pojadę wcale nie oznacza, że masz do mnie jakiekolwiek prawo.
Skinąłem głową i nawilżyłem językiem usta na które od razu zjechała wzrokiem. Uśmiechnąłem się kącikiem ust i kiwnąłem głową w stronę auta.
- Wsiadaj bo tak zarzekasz się, że nie mam do ciebie żadnych praw, że zaraz pomyślę, że mnie podpuszczasz i..
Przewróciła oczami i ruszyła w stronę samochodu.
- Jesteś nienormalny.
Powiedziała obrażona. Nacisnąłem przycisk na pilocie samochodu, od razu wsiadła na miejsce pasażera gdy drzwi się odblokowały. Zająłem miejsce kierowcy i ruszyłem w stronę adresu który mi podała.
- Za szybko poszło.. Wcale nie zamówiłaś ubera, prawda?
Spojrzałem na nią kątem oka. Zrobiła lekki dziubek z ust i przygryzła policzek od wewnętrznej strony. Już znałem odpowiedź.
- Nie.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Jej gesty wcale się nie zmieniły w przeciągu tych kilku lat.
- Sukienkę wybierałaś specjalnie dla Setha czy..
- Mógłbyś się zamknąć?
Zapytała poirytowana, a ja się zaśmiałem. Bawiło mnie jak szybko się irytuje i jak łatwo wyprowadzić ją z równowagi. Chociaż z drugiej strony jak pomyślę, że faktycznie mogła ubrać tę sukienkę dla Setha to krew mnie zalewa.
- Jeśli będziesz chciała wrócić to daj znać.
Odezwałem się gdy dojeżdżaliśmy na miejsce. Zatrzymałem się przed domem w którym odbywała się impreza.
- Jeśli będę chciała szybciej wrócić to faktycznie zamówię ubera, nie chciałabym ci przeszkadzać.
Zmarszczyłem czoło nie do końca rozumiejąc co ma na myśli.
- Przeszkadzać? W czym?
Dopytałem bo chciałem by doprecyzowała. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się uroczo. Za uroczo, w jej oczach widziałem błysk i już wiedziałem, że coś dopierdoli.
- Podrywaniu takiej którą jesteś w stanie dotknąć na trzeźwo, bez kija i szmaty pod ręką.
Wyjaśniła i nie czekając na moje słowa wyszła z samochodu. Wziąłem głęboki oddech, przejechałem dłonią po twarzy, wyszedłem z auta i oparłem się o jego maskę.
Wyciągnąłem papierosy. Odpaliłem jednego. Pojebie mnie. I tak nie będzie słuchała moich tłumaczeń nawet jeśli bym się na nie zdecydował.
W tamtych latach codziennie powtarzałem sobie, że nie będę dalej w to brnął. Ona na to nie zasługiwała. Cassie była z porządnej rodziny, a ja? Ja byłem wychowany w patologii. Ojciec alkoholik, matka dawała dupy na prawo i lewo za pieniądze. Jedyną osobą na którą naprawdę mogłem liczyć była Clara którą też w jakiś sposób zawiodłem. W dzień w którym się najebałem razem z Cassie i wylądowaliśmy w łóżku, Clara dowiedziała się, że kradnę dla Setha i sprzedaje jego towar. Od razu wykupiła lot do Nowego Yorku bym zamieszkał z jej siostrą. Nie chciała bym skończył jak jej syn, a mój ojciec. Nie było żadnego biznesmena i ona doskonale o tym wiedziała. Zapierdalałem jako mechanik samochodowy i o tym też wiedziała. Nie przyjeżdżałem bo nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy. Nie przyjechałem na pogrzeb bo wiedziałem, że jestem na to zbyt słaby, że tego nie udźwignę. Ba, boję się nawet iść do sam na cmentarz bo wiem, że to mnie złamie i sam sobie z tym nie poradzę.
Nie potrafiłem skończyć z Cassandrą te kilka lat temu, z dnia na dzień zatracałem się w niej coraz bardziej. Tamtego wieczoru byłem najebany, ona również nie była do końca trzeźwa. Piliśmy razem, ona pominęła kilka kolejek by nie zaliczyć zgona. Miała słabą głowę. Wylądowaliśmy w łóżku. A gdy rano dotarło do mnie co zrobiłem zachowałem się jak tchórz. Nie potrafiłem powiedzieć jej prawdy. Nie potrafiłem powiedzieć co robię dla Setha, do jakiej rodziny należę, że wylatuje wieczorem do NY. Po prostu skłamałem i zraniłem ją w najgorszy możliwy sposób doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jeśli te słowa wypłyną z moich ust to ona mnie znienawidzi. I tak się stało.
Nienawidzi mnie do teraz.
Wypaliłem chyba z trzy papierosy zanim ruszyłem do środka. Od razu uderzył mnie zapach alkoholu, papierosów i potu. Ludzi było dość sporo. Zmarszczyłem lekko czoło i ruszyłem dalej przed siebie. Zwykle to w kuchni jest alkohol więc ruszyłem w jej poszukiwaniu bo mogłem się domyślić, że gdzie będzie alkohol tam będzie Cassie. Wcale się nie myliłem. Stała oparta o blat kuchenny, trzymała w dłoni czerwony plastikowy kubek i rozmawiała z Sethem ale coś było kurwa nie tak. Nie musiałem być blisko, żeby wiedzieć, że zaczyna plątać się jej język. Zwykle duże oczy były teraz zbyt małe, jakby ciągle je mrużyła albo chciało jej się spać.
Nie było mnie z dwadzieścia minut. Nie jest możliwe by w tak krótkim czasie doprowadziła się do takiego stanu.
Widziałem jak Seth rozbiera ją wzrokiem i wiedziałem, że to jego sprawka. Musiał jej coś dosypać. Chwycił ją pod ramię i chciał wyjść z kuchni. Niewiele myśląc podszedłem do niego, zacisnąłem dłoń na jego szyi i przyszpiliłem do ściany.
- Jeśli jeszcze raz ją dotkniesz albo chociaż na nią spojrzysz to upierdole ci ręce i wydłubie oczy.. Tym razem to ja tu rządzę, pojebie.
Wychrypiałem do jego ucha pochylając się nad nim. Poczułem kobiecą dłoń na ramieniu.
- Zabierzesz mnie do domu? Źle się czuje..
Wymamrotała Cassie i lekko się zachwiała. Puściłem Setha. Chwyciłem Cassie która od razu wtuliła się w mój bok.
- Co jej podałeś?
Zapytałem, a on prychnął czym mnie niesamowicie wkurwił. Spojrzałem na Cassie, wziąłem głęboki oddech. Chwyciłem ją w talii i posadziłem na krześle za sobą.
- Daj mi chwilę i nie zasypiaj.
Spojrzałem w jej oczy, skinęła głową więc odwróciłem się na nowo do mężczyzny. Zacisnąłem dłoń w pięść i przyjebałem mu prawego sierpowego w szczękę. Od początku chciałem to zrobić jak tylko zobaczyłem na siłowni jego mordę.
- Co jej podałeś?
Powtórzyłem pytanie, wypluł ślinę pomieszaną z krwią na podłogę.
- Miała tylko rozłożyć nogi i nie protestować. Nic jej nie będzie, rano będzie czuła się jak gówno ale przeżyje. Nie będzie nic pamiętać.
Uderzyłem go raz jeszcze tym razem w przeponę przez co zaczął się dusić. Odwróciłem się na nowo do Cassie, wziąłem ją na ręce w stylu panny młodej i ruszyłem w stronę wyjścia. Będąc na zewnątrz otworzyłem samochód i posadziłem ją na miejsce pasażera. Zapiąłem pas i usiadłem na miejsce kierowcy.
- Wyszłam raz na ruski rok na imprezę i musiałam tak szybko się upić.. Tylko ja mogę mieć takiego pecha.
Wyrzuciła ręce do góry i zaraz splotła je pod piersiami. Ruszyłem w drogę powrotną co chwilę na nią zerkając. Nie miałem zamiaru jej teraz tłumaczyć co się stało i, że to nie jej wina. Nie powiedziałem nic, za to ona stwierdziła, że to świetny moment by się wygadać.
- Jestem zmęczona, Gabriel..
Spojrzałem na nią raz jeszcze jednak zaraz wróciłem wzrokiem na drogę.
- Prześpij się, zaniosę cię do łóżka.
Powiedziałem zgodnie z prawdą, jednak ona pokręciła głową na boki.
- Jestem zmęczona udawaniem.. Byłeś jedyną osobą w moim życiu której zaufałam, jedyną osobą której pozwoliłam się dotknąć poza..
Przełknęła ślinę, a ja od razu przyśpieszyłem bo czułem, że to co ma mi do powiedzenia rozpierdoli mnie na kawałki.
- Ale.. Ale jemu nie pozwoliłam, nie chciałam żeby mnie dotykał.. A ciebie chciałam, a potraktowałeś mnie jak gówno.
Zamarłem. Dosłownie zamarłem. Zatrzymałem się z piskiem opon na środku ulicy. Spojrzałem na nią, łzy spływały po jej policzkach.
- O czym ty mówisz, Cassie?
Zapytałem bo musiałem wiedzieć więcej. Potrzebowałem konkretów. Zabiję tego który zrobił jej krzywdę.
- Myślisz, że zawsze byłam gruba?
Zaśmiała się gorzko i zaraz kontynuowała.
- Byłam szczupła cały czas ale jedynym sposobem by on więcej tego nie robił było przytycie.. Stałam się gruba, a on już na mnie nie patrzył.. Nie dotykał mnie. Jeden koszmar się skończył, a zaczął kolejny w szkole gdy wszyscy się ze mnie naśmiewali. Tylko nie ty. Tobie zaufałam, mogę nawet stwierdzić, że chyba cię kochałam, twoje dłonie były inne dlatego pozwoliłam się dotknąć i dlatego chciałam z tobą uprawiać seks.. Myślałam, że jestem dla ciebie ważna tak samo mocno jak ty dla mnie.. A ty? Ty wyrwałeś mi serce. Nie, nie roztrzaskałeś. Wyrwałeś je i zabrałeś ze sobą.
Mówiła spokojnie, bez uczuć, a łzy płynęły po jej policzkach. Sam też zacząłem płakać bo nie potrafiłem uwierzyć w to co mi powiedziała. A wiedziałem, że mówiła prawdę. Nawet po narkotykach nie byłaby w stanie skłamać. Nigdy nie płakałem ale to co mi powiedziała zniszczyło mnie od środka.
- Kto ci to zrobił?
Zapytałem gdy nie miała zamiaru więcej powiedzieć. Zacisnęła usta jednak widziałem jak jej klatka piersiowa drży od wstrzymywanego szlochu.
- Cassie, błagam.
Powiedziałem zalewając się kolejną porcją łez.
- Jeśli ci powiem.. Oddasz mi to co zabrałeś? Oddasz tę cząstkę mnie którą ukradłeś?
Wyszeptała ledwo słyszalnie.
- Oddam Cassie, nie pozwolę by stała ci się krzywda..
Uśmiechnęła się słabo i skinęła lekko głową.
- John Honses, najlepszy prawnik w Chicago i mój stryj jednocześnie.
Zacisnąłem szczękę i dłonie w pięści. Odpięła pas bezpieczeństwa, spojrzała na mnie niepewnie.
- Mógłbyś mnie przytulić?
Skinąłem tylko głową, rozpiąłem swój pas, a ona od razu usiadła bokiem na moich udach i wtuliła się w moją klatkę piersiową. Przytuliłem ją do siebie, a twarz schowałem w jej włosach.
- Przepraszam Cassie, tak bardzo cię przepraszam..
Wyszeptałem mocząc jej włosy słoną wodą która wypływała spod moich powiek. Nie powiedziała nic, oddychała spokojnie, głęboko. Gładziłem dłonią jej plecy.
Dopiero po dłużej chwili gdy upewniłem się, że śpi posadziłem ją na miejscu pasażera i zapiąłem pasem. Wytarłem mokre policzki i ruszyłem dalej. Zatrzymałem się dopiero pod domem. Wyszedłem z auta, obszedłem i wziąłem ją na ręce w stylu panny młodej. Wszedłem z nią do swojego domu, Borys od razu przybiegł ale na szczęście nie szczekał.
Wiedziałem, że nie będę dziś spał więc ruszyłem z nią w stronę swojego pokoju. Położyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą. Ruszyłem do łazienki. Namoczyłem wodą ręcznik i wróciłem do sypialni by pozbyć się jej makijażu. Chociaż śladów po płaczu bo wiedziałem, że samą wodą nie zmyje go całego, a nie miałem tego płynu do demakijażu.
Pocałowałem jej czoło i wziąłem głęboki oddech. Nigdy nie bawiłem się w Boga. Nie w ten sposób ale osoba która skrzywdziła Cassie powinna umrzeć. I to też miałem zamiar zrobić. Miałem zamiar zabić Johnego.
Wyszedłem z pokoju. Spojrzałem na Borysa który stał przy drzwiach.
- Masz jej pilnować i być cicho.
Wpuściłem go do pokoju, a on od razu położył się na łóżku obok niej. Wyszedłem z mieszkania, odpaliłem papierosa. Włączyłem telefon i wyszukałem miejsca zamieszkania prawnika. Wsiadłem do samochodu i od razu pojechałem pod wskazany adres.
Bogata dzielnica. Nic dziwnego. Zaparkowałem pod domem Honsesa. Wyszedłem z auta. Wyciągnąłem z bagażnika dwa pełne kanistry z benzyną które miałem na wszelki wypadek gdyby brakło mi paliwa w drodze z Nowego Yorku do Chicago. Chwyciłem za wytrych. W tym momencie w myślach dziękowałem Sethowi, że nauczył mnie otwierać drzwi. Ruszyłem do wejścia.
Jeśli ma alarm jestem w czarnej dupie.
Bez problemu poradziłem sobie z drzwiami. Wszedłem do środka i czekałem na alarm jednak go nie usłyszałem. Nie widziałem też panelu który mógłby wskazywać, że alarm jest. Ruszyłem w głąb domu wraz z kanistrami. Zacząłem otwierać kolejno drzwi chcąc upewnić się, że jest sam. W internecie nie było żadnej wzmianki o dzieciach czy o żonie.
W końcu trafiłem na jego sypialnie. Spał w najlepsze. Poszedłem do kuchni. Wziąłem największy nóż jaki miał i wróciłem do jego sypialni. Odłożyłem kanistry na podłogę.
Chciałem wiedzieć wyraz jego twarzy gdy to zrobię. Poklepałem go po twarzy.
- Pobudka.
Odezwałem się, a on faktycznie zaczął się budzić. Dopiero po chwili zorientował się, że nie jest sam. Widziałem strach w jego oczach i dezorientację.
- Cassandra Honses, mówi ci to coś?
Zapytałem, a wyraz jego twarzy od razu stał się wkurwiony.
- Nie wiem co ta mała szmata ci naopowiadała i kim jesteś ale obiecuję, że oboje pójdziecie siedzieć. Ona za oskarżenia, a ty za..
Przewróciłem oczami, wziąłem zamach i wbiłem mu nóż w krocze. Zaczął wyć i się wydzierać.
- Lubisz dzieci czy tylko ją tak polubiłeś, hm?
Uniosłem brew, a on darł się dalej. Wziąłem głęboki oddech. Chwyciłem małą poduszkę, ściągnąłem poszewkę i włożyłem mu do ust by się zamknął. Spojrzał nerwowo w stronę jednej z komody co od razu zarejestrowałem. Zmarszczyłem czoło i ruszyłem w jej kierunku. Otworzyłem i zacząłem szukać. Nie miałem pojęcia czego szukam ale coś musiało tutaj być. W końcu znalazłem coś czego się kurwa nie spodziewałem. Były to nagie zdjęcia dzieci od 7 do 14 roku życia. Na każdym z nich na odwrocie było imię, nazwisko i data.
- Wiem kim jesteś i jakie masz znajomości, więc mało prawdopodobne, że pójdziesz siedzieć.
Położyłem zdjęcia na komodzie i wróciłem do tego złamasa. Położyłem dłoń na jego ustach, tym samym dociskając materiał w jego gębie. Zatkałem mu nos i patrzyłem jak się dusi.
- Mam nadzieję, że spłoniesz w piekle.
Puściłem go dopiero w momencie gdy przestał oddychać. Wróciłem po zdjęcia. Schowałem do kieszeni spodni. Wylałem benzynę w jego sypialni, wyszedłem na korytarz. Odpaliłem papierosa, zaciągnąłem się i rzuciłem przed ciebie. Sypialnia od razu zaczęła się palić, a ja szedłem w stronę wyjścia. Wsiadłem do samochodu, ruszyłem z piskiem opon.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i wybrałem numer do Maxa.
- Wiesz która jest godzina?
Wymamrotał sennie.
- Twój ojciec nadal jest w prasie?
Zapytałem, a on chyba od razu się obudził.
- No.
Uśmiechnąłem się.
- Wyślij mi adres, mam coś o czym powinien usłyszeć każdy.
Słyszałem jak bierze głęboki oddech.
- Co zrobiłeś?
- Przysługę światu.
Rozłączyłem się i faktycznie zaraz dostałem adres. Poznałem Maxa jeszcze za gówniarza. Przyjaźniliśmy się i wiedziałem, że jego ojciec to dobry człowiek więc zrobi z tym co naprawdę trzeba.
Zatrzymałem się po paru minutach pod jego domem. Przejrzałem raz jeszcze zdjęcia i wyciągnąłem zdjęcie Cassie które również się tam znalazło. Schowałem do schowka, mam zamiar je spalić. Ona by nie chciała by prasa o niej mówiła czy ktokolwiek widział ją nagą, tym bardziej gdy była jeszcze praktycznie dzieckiem.
Wziąłem resztę zdjęć i wyszedłem z samochodu. Ruszyłem do drzwi, zadzwoniłem dzwonkiem kilka razy, aż w końcu otworzył mi starszy mężczyzna w piżamie.
- Przepraszam za tę porę..
Zacząłem, a on widząc mnie od razu się uśmiechnął.
- Gabriel.. Co cię do mnie sprowadza?
Odsunął się i kiwnął dłonią w stronę korytarza. Wszedłem do środka, odchrzaknąłem nie mając pojęcia jak delikatnie zacząć.
- Parę minut temu zabiłem człowieka, panie Woods..
Wypaliłem z grubej rury. Widziałem jak zbladł. Przełknął ślinę, a ja mówiłem dalej.
- Ale nie dlatego, że miałem takie widzi mi się.. Wiem, że pan zrobi z tym co trzeba.. A ja naprawdę nie chciałbym pójść siedzieć bo mam tu kogoś kim muszę się zaopiekować więc..
Podałem mu zdjęcia, a on jak tylko je zobaczył od razu odwrócił je przodem w dół by widzieć tylko tył.
- Są nazwiska, daty, na niektórych też adresy.. To były jeszcze dzieci więc te osoby na pewno potrzebują pomocy psychologa.. Nie chciałbym by zdjęcia i nazwiska trafiły do prasy ale chcę by to pan się tym zajął bo jest pan jedyną osobą której mogę zaufać w tej sprawie.
Skinął lekko głową.
- Kim jest osoba która to zrobiła?
Zapytał ze ściśniętym gardłem.
- John Honses, prawnik o którym zawsze mówiło Chicago.
Ruszyłem w stronę wyjścia bo uznałem to za koniec rozmowy. Jednak nim wyszedłem za drzwi, męska dłoń przytrzymała moje ramię.
- Ją też skrzywdził, prawda?
Zacisnąłem szczękę czując jak do oczu napływają mi łzy. Państwo Woods też wiedzieli o Cassie i wiedzieli jak ma na nazwisko więc mężczyzna musiał połączyć fakty.
- Tak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top