25
Maksymilian Woods.
W pewnym momencie telefon Gabriela zaczął tak okropnie piszczeć, że aż zabolały mnie uszy. Każdy z nas był zdezorientowany jak cholera. A on? On jak tylko spojrzał na wyświetlacz nie powiedział nic, zerwał się na równe nogi, ubrał w pośpiechu buty i wybiegł na zewnątrz. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Każdy z nas wiedział, inaczej nie zareagowałby w taki sposób. Ruszyłem do wyjścia, ubrałem buty, chwyciłem kurtkę, wyszedłem z domu i pobiegłem w stronę w którą prowadziły ślady butów Gabriela.
Usłyszałem strzał. Zamarłem. Zatrzymałem się dosłownie na chwilę bo gdy dotarło do mnie, że to faktycznie był strzał z pistoletu, a nie fajerwerki zacząłem biec dalej.
Widziałem go, widziałem też czerwoną plamę krwi na śniegu. Wytrzeźwiałem od razu. Gabriel trzymał w objęciach Cassie, mówił coś do niej. Nie trwało długo jak z gardła Gabriela wydobył się okropny, wręcz przeraźliwy krzyk jakby obdzierali go żywcem ze skóry ale to jego serce zostało w tym momencie wyrwane. Zatrzymałem się bo jego brzmienie nie pozwoliło mi biec dalej, jakby mnie sparaliżowało. Wiedziałem, że tego krzyku nie zapomnę do końca życia, czułem wibracje w klatce piersiowej, czułem jego ból dokładnie tak jakby miał go czuć każdy kto go usłyszał.
- Peter idź po samochód!
Krzyknęła moja matka, która mnie minęła i dopiero zatrzymała się przy tej dwójce. Wróciłem na zimę i sam ruszyłem w ich kierunku.
- Posłuchaj mnie, Gabriel.. Zawieziemy ją do szpitala, ale musisz cały czas uciskać ranę żeby się nie wykrwawiła, rozumiesz?
Mówiła Anna, sprawdzając przy tym puls Cassie. Wydawałoby się, że zachowała zimną krew i jako pielęgniarka podchodzi do tego bezuczuciowo ale byłem jej synem. Widziałem jak walczyła sama ze sobą by się nie rozpłakać. Gabriel nie powiedział nic, płakał i ogarniał włosy z czoła Cassie. Skierowałem wzrok na Borysa który caly czas warczał i był gotowy do ataku. Spojrzałem w kierunku w którym on patrzył i dopiero teraz zorientowałem się, że Ivy wciąż tam stoi. Trzęsła się i płakała, od momentu strzału nie poruszyła się chyba nawet o milimetr bo wciąż miała uniesione dłonie z pistoletem. Przełknąłem ślinę i już miałem ruszyć w jej kierunku jednak ojciec podjechał samochodem, wyszedł z auta i się odezwał.
- Max ty kieruj, wypiłeś mniej, ja zajmę się psem i później do was dołączę.
Skinąłem tylko głową.
- Mama nie piła, dlaczego ona nie moż..
Kobieta przerwała mi w połowie zdania.
- Nie jestem pewna czy do Gabriela w ogóle docierają moje słowa, dlatego wolałabym kontrolować sytuację z miejsca pasażera.
Przytaknąłem tylko. Gabriel podniósł się i wciąż patrząc na Cassie usiadł z nią na tylnych siedzeniach samochodu, a moja rodzicielka na miejscu pasażera. Wiedziałem, że karetka nie zdąży, na pewno nie wróciliby tak szybko do szpitala bo w drodze powrotnej trafiliby na wystrzał fajerwerk o północy, co za tym idzie na masę ludzi na ulicach. Wsiadłem na miejsce kierowcy i od razu ruszyłem. We wstecznym lusterku widziałem tylko światła radiowozu policyjnego który zatrzymał się koło Ivy. Ojciec musiał po nich zadzwonić. Moja rodzicielka od razu zaczęła grzebać w torebce, wyciągnęła telefon, wybrała numer i przyłożyła urządzenie do ucha.
- Rana postrzałowa, szykujcie sale operacyjną, będziemy za pięć minut. Macie już czekać na zewnątrz by ją wziąć bo nie pozwolę żeby ta dziewczyna umarła.
Powiedziała od razu i się rozłączyła. Spojrzała na mnie, a ja od razu przyśpieszyłem.
***
Matka od razu poszła się przebrać by móc wejść na salę operacyjną. Nie mieliśmy żadnych wiadomości od trzech godzin. Gabriel nie odezwał się ani słowem, po prostu siedział na krześle z opartymi łokciami o kolana i patrzył pusto w podłogę.
Wiedziałem, że zdążył znienawidzić sylwester i nowy rok, nie będzie istotnym czy ona z tego wyjdzie czy nie. Wiem, że co roku dla niego to będzie zwyczajny dzień i nie będzie świętował zakończenia jednego roku, a rozpoczęcia drugiego. Wiem, bo swoich urodzin też nienawidził. Jego ojciec w dniu jego szóstych urodzin pobił go do tego stopnia, że wylądował na sorze. To moja mama się nim zajmowała na czas pobytu w szpitalu i to wtedy się z nim zaprzyjaźniłem, bo przychodziłem do niej niemal codziennie po szkole by poczekać aż tata skończy pracę. Wtedy powiedziała mi o Gabrielu i trzymamy się do dziś. Swoich urodzin nie obchodzi do teraz, a minęło sporo już lat. Ale nie jestem pewien, czy pobicie go jako dziecka można porównać do postrzału miłości jego życia. Nie jestem pewien, czy wystarczy mu brak świętowania tych dwóch dni czy będzie znacznie gorzej. Nie chcę się teraz nad tym zastanawiać skoro wiem, że on mnie potrzebuje. Już zbyt długo oboje siedzimy cicho.
- Pójdziemy zapalić? To jeszcze może trochę potrwać, a oboje potrzebujemy się przewietrzyć.
Nie wiedząc dlaczego ale papieros w tej chwili wydawał się być dla mnie odpowiednią i jedyną propozycją jaką mogłem rzucić. Podniosłem się z krzesła i poklepałem go po ramieniu.
- Chodź.
Gabriel wziął głęboki oddech i podniósł się z krzesła. Ruszyliśmy w stronę windy, a zaraz drzwi prowadzących na zewnątrz.
- Nie mam fajek.
Odezwał się. Wyciągnąłem paczkę papierosów z kieszeni spodni i wysunąłem w jego stronę wraz z zapalniczką. Wyciągnął jednego, odpalił. Zrobiłem to samo.
- Jeśli ona..
Zaczął jednak nie pozwoliłem mu dokończyć.
- Moja matka jest słowną kobietą, więc jeśli powiedziała, że nie pozwoli by umarła to nie umrze. Poza tym, z tego co mówiłeś to Cassie jest cholernie silną osobą więc nie podda się tak łatwo ale..
Zaciągnąłem się papierosem.
- Ale musisz wziąć się w garść bo jak już się obudzi to będzie cię potrzebować.
Byrne prychnął na moje słowa, dlatego przeniosłem na niego wzrok. Patrzył przed siebie jakby w ogóle mnie tutaj nie było, jakby był w swoim świecie ale i tak się odezwał.
- Łatwo ci mówić.. Nie wiesz jak uczucie bezsilności jest okropne gdy ona walczy o życie, a ja nie mogę nic zrobić.
Skinąłem głową i ponownie zaciągnąłem się papierosem który przyjemnie drapał moje gardło.
- Gdy byłeś w Nowym Yorku zakochałem się na zabój.. Przyszła do mojego warsztatu bym naprawił jej samochód. Od razu widziałem, że była trochę zacofana, nieśmiała.. Ale zaufała mi, zaczęliśmy się spotykać, ona zaczęła się na mnie otwierać, a ja przepadłem. Rosa walczyła z depresją od kilku lat ale nie chciała powiedzieć co się stało, że tak to ją dotknęło. Raz chciałem ją w końcu pocałować po kilku miesiącach, pocałunek by mi wystarczył, nie robiłbym nic dalej jeśli ona by tego nie chciała ale.. Nie pozwoliła mi na to. Wystraszyła się i uciekła, nie widziałem jej przez kilka dni, z klepsydry pogrzebowej dowiedziałem się, że nie żyje. Popełniła samobójstwo..
Powiedziałem beznamiętnie bo po czterech latach nauczyłem się z tym żyć. Gabriel od razu przeniósł na mnie wzrok, widziałem, że żałował swoich poprzednich słów.
- Od jej rodziców dowiedziałem się, że została zgwałcona gdy była nastolatką ale nie chciała powiedzieć przez kogo. A gdy przyszedłeś do mojego ojca, pomagałem mu dotrzeć do wszystkich dziewczyn które skrzywdził John.. Było tam jej imię i nazwisko.. Może gdybym wiedział wcześniej, gdybym wiedział te kilka lat temu, poczekał bym aż sama będzie chciała mnie pocałować i by była wciąż ze mną? Może wciąż by żyła?
- Max..
Odezwał się Gabriel, a ja jedyne co zrobiłem to wzruszyłem ramionami.
- Weź się w garść bo ona naprawdę będzie cię potrzebować.
Skinął jedynie głową, a ja poklepałem go po ramieniu.
- Matka zapewne zadba o to by Cassie miała osobną salę i by było też miejsce dla ciebie. Pojadę spakować ci kilka rzeczy i przyjadę.
Znów przytaknął, wyciągnąłem drugiego papierosa i odpaliłem. Wysunąłem paczkę wraz z zapalniczką w jego stronę.
- Tobie bardziej się przydadzą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top