14

Mimo jego niedoskonałości, życzę każdemu by w swoim życiu znalazł taką osobę jak Gabriel.

Cassandra.

Dziś był pogrzeb Johna więc matka wydzwaniała od rana bym jednak się pojawiła. Ale miałam ją kompletnie gdzieś. John nie zasługuje na łzy żalu i rozpaczy. Mogę płakać ale jedynie ze szczęścia, że ten chuj dostał to na co zasłużył. W pracy włączyłam tryb samolotowy bo nie miałam zamiaru się wkurzać jej dzwonieniem czy wiadomościami.

Myślałam o Gabrielu. O tym co wydarzyło się poprzedniego wieczoru. Po prysznicu, posprzątaliśmy kuchnie i salon. Zjedliśmy gotowca bo byłam zbyt głodna by czekać na pizzę. Po zjedzeniu poszłam spać do pokoju Gabriela, a on jeszcze z czymś "walczył" w kuchni. Rano gdy jeszcze spał po cichu przetransportowałam się do siebie by móc się naszykować do pracy.

Wiedziałam, że może się do mnie dobijać na komórkę ale zanim włączyłam tryb samolotowy napisałam mu wiadomość, że to robię bo matka mi nie daje spokoju, a mam dziś mnóstwo pracy. I też tak było. Nie kłamałam.

Wróciłam do domu dopiero po osiemnastej bo jedna z klientek się spóźniła. Wyszłam z samochodu.

- Hej królewno!

Krzyknął Gabriel. Odwróciłam się w jego kierunku. Wracał z Borysem ze spaceru.

- Pizza?

Zmarszczyłam lekko czoło.

- Przecież jej nie zrobiliśmy.

Odpowiedziałam gdy wraz z psem zatrzymał się obok mnie. Wzruszył lekko ramionami.

- Zrobiłem gdy spałaś. Ale czekam z jej zjedzeniem na ciebie bo wiem jak może być okropna. Chociaż zmieniłem trochę przepis i może być trochę lepsza, albo i nie. Więc..?

Uśmiechnęłam się na jego słowa. Stanęłam na palcach i pocałowałam jego usta.

- Pójdę się przebrać i zaraz przyjdę.

***

Normalnie odgrzana pizza nie smakuje dobrze, ale ta była naprawdę okropna. Była jeszcze gorsza niż pamiętam. Ciasto tak twarde, że gdybym nią w kogoś rzuciła to bym zabiła. Dosłownie, plus smakowała jak stare skarpety. Nie to, że próbowałam starych skarpet ale tak właśnie wyobrażam sobie ich smak. Gabriel ją jadł ale z każdym kęsem robił się coraz bardziej zielony. W końcu rzucił kawałek na talerz i wycelował w moją stronę palec wskazujący.

- Jest obrzydliwa, nie jedz tego.

Odłożyłam kawałek na talerz i wyplułam też na talerz to co miałam w ustach. Napiłam się coli którą wcześniej nalał do szklanek.

- Całe szczęście bo jeszcze chwila i bym zwymiotowała.

Powiedziałam, a on zmarszczył brwi.

- To dlaczego ją jadłaś?

Wzruszyłam lekko ramionami.

- Nie chciałam by było ci przykro skoro robiłeś ją gdy ja spałam..

Wziął głęboki oddech jednak nic nie powiedział. Podniosłam się z krzesła i zaczęłam sprzątać ze stołu. Taka już byłam, nie ważne czy smakowało coś źle i tak próbowałam jeść by nie zrobić komuś przykrości. Tym bardziej jemu.

- Zrobię chociaż kanapki.

- Okej.

Odpowiedziałam i wyrzuciłam pizzę do kosza. Zaczęłam zmywać brudne naczynia gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Spojrzałam na niego lekko zdezorientowana.

- Nie mówiłeś, że ktoś przyjdzie.

Fakt faktem, nie musiał mnie o tym informować ale byłoby miło gdyby to zrobił.

- Nie zapraszałem nikogo.

Ruszył w stronę drzwi wejściowych, a ja umyłam brudne talerze.

- Cassie to do ciebie!

Zawołał i chyba był zdenerwowany. Od razu skierowałam się w kierunku drzwi. Zmarszczyłam brwi gdy zobaczyłam swoich rodziców. Chyba zorientowali się, że jeśli nie ma mnie u siebie to będę tutaj. Już miałam się odezwać jednak mój ojciec zrobił to pierwszy.

- Jak mogłaś nie przyjść na pogrzeb? Wiesz jak się za ciebie wstydziliśmy?! John zawsze był dla ciebie dobry, gdy byłaś mała zawsze kupował ci zabawki i zawsze odrabiał z tobą lekcje!

Darł się, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię bo robił cyrk przy Gabrielu.

- Chyba mi nie powiesz, że wierzysz w to co mówią o nim w telewizji? To bzdury, on by nie mógł czegoś takiego zrobić, a ty naiwna pewnie w to uwierzyłaś.

Odezwała się moja rodzicielka, a ja czułam jak moja warga drży. Nie płacz, nie płacz..

- Uwielbiałaś Johna, a uwierzyłaś w te bajki. Mogłaś przyjść i chociaż udawać.

Rzucił mój ojciec, a ja się zaśmiałam i odpowiedziałam gorzko.

- Nie będę udawać, już nie. John nie zasługuje nawet na wymuszone łzy, był zbokiem i jeśli ktoś go faktycznie zamordował to kurwa na to zasłużył i ten który się odważył to zrobić powinien dostać pierdolony medal.

Wysyczałam. Mój ojciec uniósł dłoń, zamknęłam oczy szykując się na policzek jednak nic takiego nie nadeszło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak Gabriel wykręca rękę mojemu ojcu.

- Jeśli jeszcze raz, podniesiesz na nią rękę to ci ją kurwa upierdole przy samej dupie.

Wychrypiał wkurwiony, a za sobą usłyszałam warczenie Borysa. Gabriel puścił mojego ojca i podszedł do psa chcąc go uspokoić jednak czułam, że oboje cały czas obserwują moich rodziców.

- Powinnaś mieć trochę więcej szacunku do zmarłego.

Odezwała się matka, bo ojciec był w takim szoku, że nie potrafił nic z siebie wydusić. Naprawdę.. Naprawdę nie chciałam by Gabriel dowiedział się w ten sposób ale musiałam to z siebie wydusić.

- John molestował mnie przez lata, a wy nie zrobiliście kurwa nic bo byliście ślepi. Taki człowiek jak on nie zasługuje na szacunek. Ale wiecie co? Pójdę na cmentarz, wezmę Borysa tylko po to by naszczał na jego grób.

- Ty mała kłamczucho, jak możesz!

Wydarła się kobieta. A ja tylko skinęłam głową bo czułam jak gula rośnie w moim gardle. Nie wierzyli mi. Kiwnęłam dłonią w stronę drzwi.

- Nie chcę was już więcej widzieć.

Odezwałam się zrezygnowana. Stali jeszcze przez chwilę.

- Jeśli chciałabyś nas przeprosić to wiesz gdzie nas szukać.

Odezwał się ojciec, a ja nie mogłam w to uwierzyć. To ja miałabym przepraszać ich? To oni mi nie wierzyli. Jak mogłabym kłamać w takiej sprawie?

- Albo wyjdziecie teraz albo każe Borysowi was zeżreć, a kurwa zrobi to z miłą chęcią.

Usłyszałam głos Gabriela. Wyszli od razu jak tylko Borys zaczął szczekać. Oparłam się plecami o drzwi i osunęłam się na podłogę. Borys od razu znalazł się obok mnie, a Gabriel kucnął przede mną i wytarł dłońmi moje mokre już policzki.

- Chcesz o tym porozmawiać?

Zapytał, a ja pokręciłam głową na boki i pociągnęłam nosem.

- Nie ale jakbyś mógł pożyczyć mi swoje ramię bym mogła się wypłakać..

Usiadł na podłodze obok, posadził mnie na swoich udach i przytulił. Jak tylko poczułam jego ciepło szloch wydobył się z mojego gardła bo nie potrafiłam już dłużej wstrzymywać płaczu.

- Nic ci już nie grozi, Cassie.. Nikt więcej nie zrobi ci krzywdy, obiecuję..

Wyszeptał i pocałował czubek mojej głowy.

- Nie chodzi o to co robił mi John, przez te lata zdążyłam się z tym pogodzić i w jakiś sposób zapomnieć.. Płacze dlatego, że gdy w końcu powiedziałam im prawdę to oni mi nie uwierzyli.. Faktycznie mi nie uwierzyli.. Nie raz chciałam im powiedzieć.. Ale się bałam, bałam się, że mi nie uwierzą i..

Wytarłam świeżą porcję łez.

- I dobrze, że im nie powiedziałam wtedy bo gdybym to zrobiła podczas tego piekła i też by nie uwierzyli to z pewnością bym tego nie przeżyła.

Nie powiedział nic tylko gładził moje plecy. Milczałam dłuższą chwilę i się uspokajałam.

- Nie zostawisz mnie, prawda? Przez to czego się dowiedziałeś..?

Wyszeptałam ledwo słyszalnie. Nie chciałam by mnie zostawił, nie przeżyje gdy odejdzie drugi raz.

- Jestem tutaj, tulę cię, daje swoje ramię i chcę żebyś wiedziała, że zawsze będę. Nie zostawię cię.. Nie mógłbym, Cassie..

Odpowiedział cicho ale pewnie. Skinęłam lekko głową.

- Po tym jak przytulał mnie John, to jest aż przytulanie, Gabriel.. Nigdy nikomu nie pozwoliłam się dotknąć poza tobą..

Czułam jak napiął swoje mięśnie i jego dłoń się zatrzymała.

- Nie używaj jego imienia z moim w jednym zdaniu.

Wyszeptał po chwili, tak jakby zarejestrował tylko pierwsze zdanie które wypowiedziałam.

- Dlaczego?

Zapytałam cicho.

- Bo nie chcę mieć nic wspólnego z osobą która cię skrzywdziła..

Szeptał dalej, a moje serce automatycznie zrobiło fikołka. Do tej pory miałam cały czas głowę położoną na jego ramieniu. Wyprostowałam się i spojrzałam w jego oczy. Uniósł dłoń i wytarł raz jeszcze moje mokre policzki.

- Ubrudziłam ci koszulkę.

Powiedziałam zmieniając temat nawet nie zerkając w tamto miejsce, bo nie musiałam patrzeć by wiedzieć, że jest umazana od tuszu i eyelinera. Skinął lekko głową wciąż patrząc w moje tęczówki.

- Ubrudziłaś.

Przytaknęłam lekko.

- Wyglądam pewnie jak panda..

Znów skinął głową.

- Wyglądasz jak panda.

Potwierdził jednak pochylił się lekko.

- Ale całkiem urocza panda.

Szturchnął czubkiem nosa mój nos i zaczął się przybliżyć do moich ust. Położył obie dłonie na moich policzkach i delikatnie pocałował moje wargi, a ja zamknęłam oczy.

Nawet mimo tej paskudnej pizzy smakował cholernie dobrze.

Po chwili musnął delikatnie ustami moje czoło, czubek nosa, jedną powiekę i policzek. Drugą powiekę, drugi policzek i zaraz znów pocałował usta. Oparł czoło o moje i wyszeptał po dłużej chwili.

- Nikt nie zasługuje na twoje łzy, Cassie.. Tak samo jak ty nie zasługiwałaś na tą krzywdę i domyślam się, że nikt ci tego nie powiedział więc powiem to ja.. To nie była twoja wina, Cassie.

Czułam jak znów do moich oczu cisną się łzy dlatego zacisnęłam powieki jeszcze bardziej. Nie myślałam, że tak proste słowa mogą tak mnie ruszyć ale ruszyły bo często się zastanawiałam, czy może ja go jakoś prowokowałam czy dawałam jakieś znaki..

- Powtórzysz?

Wyszeptał, a ja zacisnęłam usta.

- Powtórz, Cassie.. Chcę usłyszeć to ostatnie zdanie.

Pokręciłam lekko głową na boki.

- Proszę.

Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.

- To nie była moja wina..

Wyszeptałam zaczynając powoli w to wierzyć. Nie musiałam na niego patrzeć by wiedzieć, że na jego usta wkradł się delikatny uśmiech.

- Jeszcze raz, trochę głośniej..

- To nie była moja wina..

- Dokładnie tak, ostatni raz, Cassie..

Otworzyłam oczy, on już wpatrywał się w moje.

- To nie była moja wina.

Powiedziałam pewnie i w tym momencie wielki kamień spadł mi z serca. Uśmiechnął się szeroko, pocałował moje czoło.

- Oczywiście, że nie.

Przytulił mnie do siebie i na nowo zaczął gładzić moje plecy.

TO NIE BYŁA TWOJA WINA.
TO NIE BYŁA MOJA WINA.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top