12

Cassandra.

Weszłam do domu i nie miałam zielonego pojęcia co ze sobą zrobić. Powinnam faktycznie zacząć się szykować do pracy bo za półtora godziny powinnam być w salonie ale nie potrafiłam się na niczym skupić. Miałam sieczkę w głowie, zdecydowanie zbyt duży natłok myśli. Ale nie mogę wziąć wolnego.. Pójdę do pracy, zajmę się czym trzeba i dzień jakoś zleci. Przestanę na kilka godzin myśleć o Gabrielu albo jakimś cudem uda mi się poukładać wszystko w głowie.

Dlaczego nie zorientowałam się wcześniej? Dlaczego nie pytałam dlaczego znika? Faktycznie czasami rozpływał się w powietrzu na kilka dni.. Ale nigdy nie pytałam bo właściwie nie byłam pewna czy mogę pytać. Nigdy jasno nie określiliśmy naszej relacji. Nie miałam pojęcia o jego rodzicach i o tym, że pracował dla Setha.. Nie wiem też dlaczego Clara mnie oszukiwała. Co próbowała tym ugrać? Dobrze wiedziała, że nie należę do tych które lecą na pieniądze. Nie one są ważne w życiu. Na pewno nie najważniejsze.

Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam na piętro by się ubrać. Wciąż miałam na sobie tylko koszulkę Gabriela.

Ubrałam jeansy, szpilki i cienki sweterek. Zrobiłam delikatny makijaż, włosy zostawiłam rozpuszczone. Już miałam ruszyć w stronę wyjścia by pojechać do pracy jednak mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałam na telefon i zmarszczyłam się lekko widząc, że to Mia - moja szefowa. Odebrałam i przyłożyłam urządzenie do ucha.

- Właśnie wsiadam do samochodu i wyjeżdżam, potrzebujesz czegoś?

Zapytałam od razu. Mimo, że była moją szefową byłyśmy koleżankami i zawsze też tak rozmawiałyśmy.

- Twoje dwie klientki odmówiły dzisiejsze wizyty bo muszą się wstawić na komisariacie, jedna moja też odmówiła więc pomyślałam, że mogłabym wziąć tę ostatnią twoją bo bez sensu byś musiała przyjeżdżać dla jednej klientki.

Byłam zdezorientowana jak cholera. Mało kto u nas umawiał wizyty bo naprawdę ciężko było się do nas dostać. Zawsze miałyśmy full.

- Jakim cudem odmówiły w sumie trzy klientki jednego dnia?

Słyszałam jak Mia bierze głęboki oddech. Odchrząknęła i zaraz usłyszałam:

- Muszą złożyć zeznania w sprawie twojego str..

- W sprawie Johna Honsesa.

Poprawiłam ją.

- Dokładnie tak. Jutro jest pogrzeb, chcesz wolne?

- Nie, będę w pracy normalnie.

Nie wyobrażałam sobie bym miała iść na ten pogrzeb. John nie zasługiwał nawet na wymuszone łzy.

- Więc do jutra.

- Jasne, do jutra.

Rozłączyłam się i westchnęłam.  Ściągnęłam szpilki, ruszyłam do kuchni by zrobić sobie coś do jedzenia. Nie chciało mi się kombinować więc postawiłam na zwykle kanapki i kawę. Oparłam się o blat kuchenny, wgryzłam się w kanapkę i zaraz napiłam się kawy. Spojrzałam w kierunku okna z którego widok był na ulicę i dom na przeciwko. Gabriel siedział na ganku i palił papierosa.

Co ja mam z nim zrobić do cholery?

Nie mógł kłamać w takiej sprawie, wiedziałam, że powiedział mi prawdę. Ale dlaczego ta prawda musi tak boleć? Czy nie ufał mi na tyle by podzielić się tym co się u niego dzieje? Czy naprawdę się tak wstydził?

Z drugiej strony, ja nigdy nie powiedziałam mu o tym co robił John i nie wiem czy kiedykolwiek powiem. Nie chcę widzieć w jego oczach współczucia. Zniosę wszystko ale nie to.

Gabriel uniósł głowę i spojrzał w moją stronę jakby dokładnie wiedział gdzie jestem. Wyciągnął telefon i zaczął coś w nim stukać. Nie trwało długo gdy przyszedł SMS. Spojrzałam na urządzenie.

Gabriel: Nie jedziesz do pracy?

Ja: Dzwoniła szefowa, trzy klientki odmówiły bo muszą złożyć zeznania na komisariacie więc nie.. Nie jadę.

Spojrzałam w jego kierunku, widziałam jak lekko marszczy brwi.

Gabriel: W sprawie Johna?

Ja: Tak.

Nie odpisywał dłuższą chwilę, jednak zaraz znów stukał w telefon.

Gabriel: To głupie. Mieszkamy na przeciwko, a piszemy SMSy.

Wzięłam głęboki oddech. Nawet gdybym chciała, nie potrafię trzymać się od niego z daleka.

Ja: Pizza na obiad?

Gabriel: Na kolację bo muszę jechać do sklepu po produkty, a biorąc pod uwagę fakt, jakie są korki mogę wrócić dopiero pod wieczór.

Parsknęłam śmiechem. Coś w tym jest ale dopiero zaraz jest dziewiąta więc niech sobie nie dodaje. Nie odpisałam. Wsunęłam telefon w kieszeń spodni, wsunęłam tampki na stopy i wyszłam z domu. Zmierzył mnie wzrokiem i uniósł brew.

- Mówiłaś, że nie jedziesz do pracy.

Zgasił papierosa w popielniczce, którą swoją drogą zrobił na mnie większe wrażenie niż przypuszczałam, że mógłby. Wzruszyłam lekko ramionami i ruszyłam w jego kierunku.

- Ale mogłabym jechać z tobą na zakupy.

Jęknął żałośnie na co od razu się zatrzymałam.

- Co?

Zapytałam.

- Pamiętam doskonale jak wyglądają z tobą zakupy, nie jestem pewien czy to zniosę, Cassie..

Powiedział z grymasem na twarzy, a ja otworzyłam lekko usta w szoku. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam z powrotem do domu. Nie to nie. Momentalnie poczułam jak obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie.

- Droczę się tylko.

Wyszeptał do mojego ucha, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam głowę w bok by móc spojrzeć na jego twarz.

- Myślisz, że tym razem nas nie wywalą ze sklepu?

Zapytałam, a on się zaśmiał.

- Oby nie, bo naprawdę nie mam produktów na tą pizzę.

***

- Wskakuj.

Powiedział Gabriel wskazując na metalowy wózek.

- No nie wiem.. Nie jesteśmy trochę za starzy?

Zapytałam niepewnie, a on uniósł brew ku górze.

- Żartujesz? Nawet jak już będziemy starzy i pomarszczeni, to nie pozwolę ci wziąć ze sobą na zakupy balkonika tylko właduje cię to tego wózka byś nie musiała się za bardzo męczyć.

Wyszczerzył się, a ja się zaśmiałam melodyjnie. Gabriel wziął mnie na ręce i posadził w dużym wózku zakupowym. Ruszył przed siebie przez parking, a ja już czułam wzrok innych na sobie. Tak zawsze zaczynały się nasze zakupy, a zwykle kończyły ostrzeżeniem. Chociaż ostatnim razem nas wywalili zanim zdążyliśmy zrobić zakupy.

- Chciałam zauważyć, że jesteś starszy więc będąc staruszkiem możesz mieć problem z wiezieniem mojej dupy.

Gabriel zatrzymał się na chwilę, zamrugał kilka razy, wyszczerzył się jak mysz do sera i ruszył dalej. Nic nie powiedział co nieco mnie zdezorientowało.

- Co?

Zapytałam bo nie miałam pojęcia jaka myśl przeszła właśnie przez jego głowę, że zareagował tak a nie inaczej. Wzruszył lekko ramionami i odpowiedział z uśmiechem na ustach:

- Chwilę temu potwierdziłaś, że myślisz w jakiś sposób o naszej przyszłości więc się cieszę bo naprawdę bym tego chciał.

Przygryzłam policzek i zrobiłam lekki dziubek na co się zaśmiał.

- A spadaj.

Rzuciłam i zaczął się rechotać głośniej niż chwilę wcześniej.

- Może nasza przeszłość była zepsuta i w jakiś sposób zniszczona ale chciałbym wszystko naprawić by teraz i później było lepiej.. Byśmy zaczęli wszystko od nowa, bez kłamstw, ukrywania prawdy o sobie.

Przełknęłam ślinę bo poczułam się jakby ktoś dał mi w twarz. On się przede mną otworzył. Powiedział mi wszystko, a ja? Ja nie potrafiłam się przyznać do tego co robił mi John i jak brudna się czuje do tej pory gdy jestem sama ale.. Będąc z nim jest zupełnie inaczej.

Nie ważne co robi czy mówi.. Z nim jest inaczej. Lubię jego towarzystwo, lubię jego dotyk. Teraz też jestem w stanie zrozumieć, dlaczego wtedy padły takie, a nie inne słowa. Wiem, że gdyby mnie nie skrzywdził w ten sposób to na pewno nie pozwoliła bym mu odejść i drążyła bym temat. Może nawet bardziej bym przeżywała jego odejście co tylko pogorszyłoby moją sytuację psychiczną. Jednak nie mogę myśleć "co by było gdyby?" nie chcę myśleć w ten sposób.

Gabriel wrócił. Powiedział mi prawdę i chciałabym zacząć z nim na nowo. A z tego co mówi, on również by tego chciał..

- Żyjesz?

Zapytał, a ja zamrugałam kilka razy i skinęłam głową.

- Zamyśliłam się.

Odpowiedziałam i spojrzałam na jego twarz. Uśmiechnął się delikatnie i przytaknął.

- Chcesz się tym podzielić?

Zaprzeczyłam ruchem głowy bo chyba jeszcze nie byłam gotowa na jakiekolwiek wyznania.

- Zgoda.. Więc bierzemy standardowe produkty?

- Tak, ale weźmy jeszcze jakiegoś gotowca bo podejrzewam, że ta pizza będzie tak samo okropna jak kilka lat temu.

Zaśmiał się i zaczął wrzucać produkty do wózka.

- Jeśli chcesz, możemy zmienić przepis.

- Nie.

Powiedziałam od razu, na co lekko zmarszczył brwi.

- Lubię ją bo jest nasza.. Może mało zjadliwa ale nasza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top