5

Gabriel.
Kilka godzin wcześniej.

Dojechałem do centrum. Chciałem najpierw załatwić notariusza bo coś mi podpowiadało, że jeszcze dziś się wkurwię. Nie wiem w którym momencie dnia ale jednak. A jeśli będę wkurwiony to nie będę miał sił wysłuchiwać faceta w garniaku. Dojechałem na miejsce, złożyłem podpis gdzie trzeba, odebrałem niezbędne papiery. Na szczęście wszystko poszło sprawnie więc mogłem jechać do marketu.

Zaparkowałem na dużym parkingu. Wyszedłem z auta, chwyciłem za metalowy wózek i wszedłem do budynku. Robiąc zakupy miałem dziwne wrażenie, że ktoś mi się przygląda.

- Gabriel Byrne?

Usłyszałem kobiecy głos za swoimi plecami. Czyli miałem dobre odczucie, że ktoś się na mnie gapi. Zacisnąłem dłonie na rączce wózka i odwróciłem się w stronę Ivy. Jej głos poznam wszędzie był tak paskudny, że nie można było go pomylić nawet po latach.

- Kiedy przyjechałeś? I dlaczego tak nagle zniknąłeś? Nie dawałeś znaku życia od lat, a teraz proszę.

Wskazała na mnie dłonią i zmierzyła od góry do dołu. Nie mogla zobaczyć nic wyjątkowego. Czarne spodnie, tego samego koloru adidasy i bluza. Ciemne potargane włosy ale ona i tak wyglądała na zachwyconą. Ta pizda zawsze śliniła się na mój widok i najwidoczniej jej nie minęło.

- Wróciłem dosłownie kilka godzin temu, więc chciałbym skończyć zakupy i jechać do domu trochę odpocząć.

Skinęła głową w geście zrozumienia więc odwróciłem się do niej tyłem bo uznałem rozmowę za zakończoną. Ruszyłem alejką przed siebie. Czułem, kurwa czułem, że to nie koniec.

- Wiesz, że gruba kujonka Cassie już nie jest gruba?

Wypaliła na co się zatrzymałem. Ivy była w gronie tych którzy naśmiewali się z Cassie. Wziąłem głęboki oddech, odwróciłem się w jej kierunku.

- Myślałem, że w przeciągu tych lat przeszło ci naśmiewanie się z innych i plotkowanie.

Brunetka wzruszyła ramionami i się uśmiechnęła pod nosem.

- Przeszło ale chodzimy na tę samą siłownię i mój brat do niej startuje. Nie wiem co on w niej widzi ale..

Mówiła dalej ale ja tylko zarejestrowałem jak powiedziała o swoim bracie i Cassie. Zmarszczyłem brwi bo za cholerę mi się to nie podobało.

- Seth startuje do Cassandry?

Dopytałem by mieć pewność, że o nim mowa. Skinęła głową i  uniosła brew do góry.

- No a co?

- Nic, po prostu myślałem, że raczej gustuje w blondynkach.

Stwierdziłem, a ona machnęła dłonią.

- Ponoć kogoś chce wkurwić ale ta osoba ma dowiedzieć się po fakcie, że ją przeleciał by za dużo nie mieszała. Normalnie każda inna by mu się znudziła, a na nią już ma parcie kilka lat więc.. Znając jego jak sama nie będzie chciała to sam sobie weźmie.

Znów wzruszyła ramionami jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. "Jak sama nie będzie chciała to sam sobie weźmie." Oni wszyscy byli pojebani za nastolatka i jak widać do tej pory im zostało. W tym momencie dziękowałem Bogu, że Ivy miała tak długi język i mówiła wszystko wszystkim. Doskonale wiedziałem, że Sethowi chodzi o mnie bo on wiedział, że łączyło mnie coś z Cassie lata temu. A, że go wystawiłem to będzie próbował utrzeć mi nos.

Ale wróciłem kurwa, nie oddam mu Cassie i będę jej pilnował jak oka w głowie mimo, że może to być trudne.

- Gdzie chodzą na siłownię? Z tego co pamiętam Seth zawsze lubił porządny sprzęt więc i siłownie musiał wybrać najlepszą, a sam mam zamiar wykupić gdzieś karnet.

Ivy była głupia, więc nie mogła połączyć faktów.

- Dwie krzyżówki dalej, na rogu na samej górze. Tam masz na każdym piętrze co innego, wiesz, sklepy i takie tam i..

Zaczęła się rozkręcać więc szybko to przerwałem.

- Dziękuję ale naprawdę się spieszę.

Odwróciłem się i zacząłem robić dalej zakupy.

Na szczęście na Ivy już nie trafiłem. Zakupy poszły sprawie i myślałem, że równie sprawnie wrócę do domu. Jednak postanowiłem obadać "teren" gdzie znajduje się siłownia bo nie przypominam sobie by tam była te kilka lat temu. Ale sporo rzeczy zmieniło się przez te lata więc to było normalne.

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Dosłownie, bo wpierdoliłem się w gigantyczny korek.

Zacząłem się zastanawiać czy podryw Setha działa na Cassie. Zacząłem się też zastanawiać czy miała przez te lata faceta, czy była z kimś na poważnie, a może zaliczyła z kimś jednorazowy numerek? Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej moje wkurwienie rosło.

Byłem wkurwiony. Na siebie, na nią, na Setha. Na moich starych - bo poniekąd to przez nich potraktowałem Cassie tak a nie inaczej. Byłem wkurwiony na cały pierdolony świat.

Zaparkowałem na podjeździe i od razu zobaczyłem przez okno Cassie która była w mojej kuchni. Zacisnąłem dłonie na kierownicy, wyszedłem z samochodu i ruszyłem w stronę drzwi. Już miałem chwycić za klamkę jednak one się otworzyły. Spojrzałem na kobietę.

- Ja..

Zaczęła ale przerwałem jej od razu. Powinienem zabrać jej te pierdolone klucze by nie mogła więcej tu wejść.

- Co tutaj robisz?

Zapytałem. Nie dostałem odpowiedzi przez dłuższą chwilę więc odezwałem się ponownie.

- Pytam co tutaj robisz. Może gdy mieszkałaś z rodzicami to oni mieli w dupie to co dzieje się pod ich dachem i mogłaś robić wszystko ale mnie obchodzi co i kto robi w moim domu.

Wypaliłem wkurwiony i poirytowany jednocześnie. Cały czas miałem przed oczami ją i Setha. Brała mnie kurwica jak tylko pomyślę, że oni mogliby coś razem kręcić czy ktokolwiek inny mógłby ją dotykać.

- Borys był głodny, dałam mu jeść.

Odpowiedziała cicho i widziałem na jej twarzy, że moje wcześniejsze słowa w jakiś sposób ją zabolały. Minęła mnie i ruszyła przed siebie. Spojrzałem na Borysa i odwróciłem się w jej kierunku. Jestem debilem.

- Cassie..

Wymamrotałem pod nosem jednak na tyle głośno by mogła usłyszeć. Odwróciła się i patrzyła prosto na mnie.

- Nie będę więcej przychodzić. Jeśli będę w domu, a Borys nie będzie miał z kim zostać możesz go przyprowadzić ale z całym zestawem, wolałabym uniknąć takich sytuacji jak ta.

Zaraz na nowo ruszyła w stronę domu, a ja uderzyłem pięścią w ścianę obok drzwi.

Jestem kurwa idiotą, skończonym idiotą.

Zmierzwiłem włosy i spojrzałem w jej kierunku. Akurat zamykała za sobą drzwi frontowe. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na Borysa który - daje słowo - patrzył na mnie z politowaniem.

- Spierdalaj, nie patrz się tak bo ci łeb ukręce.

Rzuciłem i ruszyłem w stronę samochodu by wyciągnąć zakupy z bagażnika. Wszedłem z siatkami do mieszkania, zacząłem rozpakowywać produkty. Kątem oka zobaczyłem ruch po drugiej stronie ulicy.

Spojrzałem w tamtą stronę, Cassie chowała sportową torbę do samochodu. Zacisnąłem szczękę doskonale zdając sobie sprawę, że pewnie jedzie na siłownię. Spojrzałem na Borysa i wziąłem głęboki oddech.

- W chuju mam, że nie chcesz zostać sam. Muszę wyjść, a Ty zostajesz.

Od razu poszedłem na piętro. Wyciągnąłem sportową torbę. Spakowałem buty, spodnie dresowe i koszulkę na grubszych ramiączkach oraz mniejszy ręcznik. Przewiesiłem przez ramię i ruszyłem w stronę kuchni. Chwyciłem butelkę z wodą i kluczyki samochodu.

- Zostań.

Powiedziałem do psa i wyszedłem z domu zamykając od razu drzwi na klucz by nie zdążył skoczyć i nacisnąć klamki. Wsiadłem do samochodu, odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę siłowni na którą prawdopodobnie jechała Cassie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top