06. Nie rób z domu bunkra

78 dni do poznania prawdy

Esteban

— Czy pomożesz mi w odkryciu prawdy?

Milczał. Nie miał pojęcia, jaką powinien podjąć decyzję. Z jednej strony chciał dowiedzieć się prawdy, co tak naprawdę stało za śmiercią Néstora. Natomiast z drugiej było to bardzo ryzykowne. Za dużo mógł stracić. Jednocześnie chciał sobie zaoszczędzić rozczarowania, co byłoby najbardziej pewnym rozwiązaniem. Skoro ich bracia polegli, i to w trumnach, to istniała mała szansa, że on i Reina wyjdą z tego żywi. Analizował wszystko, jakby podejmował jedną z ważniejszych decyzji. Mózg mówił jedno, a serce całkowicie coś innego. Poszedł za tym drugim, mimo że było to mało odpowiedzialne.

— Tak, spróbujmy odkryć, co kryje się za ich śmiercią.

W momencie wypowiedzenia jednego z ostatnich słów, usłyszał szelest ze środka domu i odwrócił głowę w tamtym kierunku. Zobaczył w drzwiach balkonowych Salvadora, swojego przyjaciela z miną sugerującą, że za moment padną słowa, które wszystko zmienią. Za dobrze go znał, żeby mógł temu zapobiec.

— Jak możesz być tak głupi, Esteban! Zgadzasz się na pomoc obcej dziewczynie! — powiedział podniesionym głosem Salvador i założył ręce na klatce piersiowej.

Zobaczył, jak Reina odwróciła się za siebie, żeby spojrzeć na osobę stojącą za nią. Robiła to w skupieniu i całkowitej ciszy, a on wstrzymywał powietrze, jakby nastawiał się na zbliżającą się awanturę. Nic takiego się nie wydarzyło, więc odetchnął z ulgą.

Wstał od stołu i wszedł do salonu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego przyjaciel mocno przesadzał. Był przez niego, jak i większość rodziny chroniony ze względu na zespół Tourette'a, a on jedynie potrzebował zwykłych relacji. Bez tej otoczki, w której wszyscy się nad nim trzęśli, jakby był malutkim kurczaczkiem. On dorósł, a najbliżsi o tym zapomnieli. Dlatego wziął swojego przyjaciela za ramię i zaprowadził go wprost do kuchni.

— O co ci chodzi? — zapytał Esteban z pretensjami w głosie.

— Chcesz pomagać całkowicie obcej lasce. Zaangażujesz się i poświęcisz swój czas. Skończy się jak zawsze. Ponownie będę musiał cię ratować i sklejać twoje połamane serce.

— Nie chcę z nią wchodzić w relację romantyczną, a jedynie pomóc w odkryciu prawdy o śmierci jej brata.

Esteban zaczął wymachiwać rękami. Do tego wszystkiego doszedł tik w formie uderzenia się z liścia w twarz. Zrobił to raz i syknął z bólu. Rozmasował miejsce uderzenia. Opuścił koszulkę z nadrukiem Iron Mana w dół, która lekko podniosła się do góry. Robił to nieświadomie.

— Mówisz jedno, a zrobisz całkowicie, co innego. Wyjdzie jak zawsze.

— Dlaczego robisz aferę z niczego? — zapytał Esteban, kiedy zaczął krążyć po kuchni, niczym maratończyk przygotowujący się do biegu. — Oceniłeś ją. Nie próbowałeś jej poznać, a od razu przypiąłeś jej łatkę. Bez porozmawiania i dowiedzenia się, co kryje się za prośbą w moim kierunku.

— Nie podoba mi się, że pojawiła się w twoim domu przez taki przypadek. Mogłeś ją zawieść do najbliższego pensjonatu, a ty dajesz jej pokój. Jest to mocno podejrzane...

— Odpuść! — krzyknął i walnął pięścią w blat wyspy kuchennej. — Salvador, o co tak naprawdę chodzi?

— O nic, Esteban.

— To zacznij być moim przyjacielem, a przestań zachowywać się, jak moja starsza siostra. A to osądzanie ludzi jest zagraniem poniżej pasa. Nie jest to w twoim stylu.

Chłopak wyszedł z kuchni i zostawił swojego przyjaciela samego sobie. Nie mógł uwierzyć, że Salvador stał się osobą, która postanowiła złamać jedną ze swoich fundamentalnych zasad. Za bardzo był jej wierny i ciągle powtarzał, jak mantrę, że nie wolno oceniać ludzi bez wcześniejszego poznania, a teraz robił coś całkowicie odwrotnego, jakby za tym wszystkim kryło się coś naprawdę ważnego. Niestety zostało to ukryte przez przyjaciela, tak samo, jak kierowanie się w życiu pewnymi regułami, które zaczął łamać jedna po drugiej.

Kiedy wchodził do salonu, usłyszał dźwięk zatrzaskiwanych drzwi zewnętrznych. Odwrócił się za siebie i w momencie usłyszenia jedynie tykania zegara, podszedł w stronę tarasu. Bardzo dobrze wiedział, że będzie musiał przeprosić za zachowanie przyjaciela. Nie chodziło o samą wymianę zdań w kuchni, których strzępy mogły dochodzić do jej uszu. Dużo bardziej było mu wstyd za postępowanie Salvadora, gdyż doskonale wiedział, w jaki sposób mogło to być odebrane.

— Przepraszam za mojego przyjaciela. Jest nadwrażliwy, jeśli chodzi o obce kobiety w moim domu.

— Dobry przyjaciel, ale zachowuje się, jak matka-kwoka, która boi się o swoje potomstwo.

Zaśmiał się. Nie spodziewał się usłyszeć takiej odpowiedzi. Jednak zastanawiając się nad tym dłużej, zaczynał dostrzegać, że jego przyjaciel faktycznie był nadopiekuńczy. Nie widział tego wcześniej tak wyraźnie, ale po usłyszeniu słów przez Reinę, to mógł spojrzeć na Salvadora z nowej perspektywy.

— Coś w tym jest — rzekł Esteban, kiedy dotknął jej ramienia, żeby wstała i weszła do domu. — Kiedyś był inny. Przeszłość bardzo go zmieniła.

— Jasne — powiedziała Reina i pokiwała głową ze zrozumieniem.

Carrasco obserwował dziewczynę, jak podnosiła się z krzesła. Robiła to dość szybko, żeby stanąć naprzeciwko niego i ręce wzięła za plecy, żeby je spleść ze sobą. Patrzył na każdy jej ruch i w momencie, kiedy oderwał od niej spojrzenie, to zaprosił Reinę dłonią, żeby za nim wyszła z salonu. Robił to w nieskazitelnej ciszy, żeby dojść z nią do drzwi frontowych. Zatrzymał się i przejechał dłonią po boku głowy. Wydał z siebie kilka dźwięków, które można było porównać do wciągania taśmy kasety magnetofonowej, a w rzeczywistości okazały się jednym z wielu tików.

— Chciałbym ci pokazać urządzenie, które ma wiele funkcji — powiedział Esteban, kiedy podszedł z nią do ściany dzielącej salon z korytarzem.

— O co chodzi z tym wideodomofonem?

— Takie urządzenie posiada opcję otwierania bramy i furtki. Możemy zobaczyć na monitorze, kto nas odwiedził — mówił Esteban i pokazywał na ekranie dotykowym poszczególne znaczenie ikonek. — Cały dom został wyposażony w funkcje działające za pomocą głosu lub urządzeń elektrycznych.

— Ale czad! — krzyknęła Reina w ekscytacji, jakby do końca nie kontrolowała swoich reakcji.

Uśmiechnął się. Bardzo dobrze wiedział, że takie informacje mogły zaskakiwać. Zupełnie inaczej funkcjonowało się w domu z tak rozbudowaną technologią. Można było się pogubić. Dlatego chciał pokazać dziewczynie w ciągu dnia działanie Lety, ale przy konkretnych czynnościach.

— W domu możesz komunikować się za pomocą Lety — zaczął swoją wypowiedź i dodatkowo pokazał dłonią, że chodzi o każde pomieszczenie. — Możesz jej wydać polecenie, ale krótkimi zdaniami.

— Czy to samo mogę wykonać bez działania L-lukr... Leny?

— Lety. Odpowiadając na twoje pytanie, to tak.

Spojrzał na Salinas i dostrzegł na jej twarzy ulgę. Nie umiał tego logicznie wytłumaczyć, czy chodziło o zaawansowaną technologię, która ją przerastała, a może po prostu wolała wszystko wykonywać ręcznie. Bez względu, co było przyczyną, to sprawił jej przyjemność.

— Jestem słaba w zapamiętywaniu imion — rzekła ze śmiechem.

— Moje imię znasz. — Esteban mówił bardzo spokojnie i puścił w jej kierunku oczko.

— Przypadek.

Odwrócił głowę w bok i zobaczył na ustach Reiny delikatny uśmiech. Odwzajemnił ten gest, jakby milczenie było najlepszą formą odpowiedzi.

Przeszli równo przed schodami i skręcili w prawo. Szli z boku schodów bocznym korytarzem, a na ścianie wisiały fotografie w ramkach. Pochodziły one z różnych okresów jego życia.

— Widzę, że lubisz robić zdjęcia — stwierdziła Reina, kiedy na jej twarzy można było zobaczyć różne emocje, w zależności, na które zdjęcie patrzyła.

— Niekoniecznie — odpowiedział z przerwą na wzruszenie ramionami, mimo że zrobił to bezwiednie.

— Jak to?

— Mój brat był fanem uwieczniania na kawałku papieru wyjątkowych momentów z wyjazdów. Zdarzały się sytuacje, że pstrykał zdjęcia przy wykonywaniu takich codziennych obowiązków. Robił je niespodziewanie — mówił takim tonem, który idealnie sugerował, że coś było na rzeczy.

— A ty?

— Nie bardzo. Nie lubię siebie na zdjęciach i... Mam podobny stosunek do ich oglądania. Dużo bardziej wolę rysować, co powoduje u mnie mniej stresu.

— Nie znam osoby, która lubi być fotografowana. Zawsze istnieje podobny schemat — powiedziała, jakby starała się to wszystko wytłumaczyć najbardziej zrozumiale — gdzie zakrywamy się rękoma lub uciekamy przed obiektywem. W najgorszej sytuacji zawsze pada jedno, i to samo zdanie...

— Nie rób mi zdjęcia — dokończył Esteban z powagą w głosie, co idealnie współgrało z zobaczeniem obiektywu, który niebezpiecznie zbliżał się do niego, ale na szczęście jedynie w jego myślach.


18 lipca 2017 roku

Siedział na podłodze u Néstora w salonie. Obok niego leżały zdjęcia, a po pomieszczeniu roznosił się dźwięk gry na pianinie. Takiej skocznej, jakby tańczyło się wokół ogniska i śmiało z dowcipów starszego brata.

— Esteban, co widzisz? — zapytał Néstor, jednocześnie sunąc palcami po klawiszach instrumentu i widząc na kartce ostatnie nuty utworu.

— Wąsy z bitej śmietany i zajadamy się rurkami z kremem. Jest to chyba kawiarnia.

Esteban uwielbiał słuchać, jak starszy brat gra na pianinie. On sam był beztalenciem muzycznym, mimo że granie komuś na nerwach wychodziło mu perfekcyjnie.

Usłyszał ciszę, jedynie w pomieszczeniu. Zupełnie inaczej działo się w jego głowie. Ciągle pomrukiwał fragment piosenki, który usłyszał kilka dni temu. Ten dźwięk nie mógł dać mu spokoju, jakby został zakorzeniony głęboko w nim, w jakimś konkretnym celu.

Niespodziewanie pierwsze nuty piosenki przerwały spokój panujący w pokoju. Zostało to zastąpione dźwiękami, które tak intensywnie zaprzątały jego głowę. Nie mógł się wyzbyć przekonania, że brat to wszystko zaplanował. Mimo że nie mógł wiedzieć o jego ciągłym myśleniu o przypadkowym brzdąkaniu po klawiszach pianina.

— Co to za utwór? — Esteban zadał pytanie, które nie dawało mu spokoju.

Uśmiechał się sam do siebie, kiedy przeglądał kolejne zdjęcie.

— Marsz Turecki Mozarta. Czy spodobała ci się ta piosenka?

Wsłuchiwał się w kolejne dźwięki, które idealnie można porównać do muzyki wojskowej. Jednak to żywe tempo sprawiało, że chciało się tego słuchać w zapętleniu. Tak było i tym razem, gdzie brzmienie piosenki powodowało, że nic mu nie zajmowało jego myśli. Jedynie nieświadomie przekładał kolejne zdjęcia.

— Tak, ciągle ją nucę — odpowiedział dość szybko i pomrukiwał dość cicho przy bardziej energicznych momentach.

Esteban zaczął przekładać zdjęcia z jednego miejsca na drugi. Robił to dość chaotycznie, jakby nie końca chciał się skupić na powierzonym przez brata zadaniu. Zaczęło go to nudzić, przez co robił w zbiorze zdjęć jeszcze większy bałagan, jakby miało to ścisłe powiązanie z granym utworem przez Néstora.

Wstał z podłogi i podszedł do brata. Stanął równo za nim i położył na ramionach swoje dłonie.

— Będzie mi brakowało tych momentów. Zawsze będziesz moim idolem, który gra na instrumencie muzycznym jakąś piosenkę do opisywanej fotografii — powiedział młodszy z braci, jakby docierało do niego, że kiedyś mogą się skończyć takie spotkania.

— Przestań zachowywać się jak nadwrażliwy młodszy brat. — Néstor przejechał po klawiszach pianina, kiedy skończył utwór.


— Jaki był twój brat? — zapytała Reina ze spokojem w głosie.

Obserwował dziewczynę, która oglądała zdjęcia. Jej twarz zmieniała się przy każdej fotografii wiszącej na ścianie, jakby uczestniczył w jakimś przedstawieniu. Dlatego stał i układał sobie w głowie każde zdanie, które chce wypowiedzieć na głos. Ręce włożył do kieszeni spodni.

— Inny — zaczął i postukał palcem wskazującym o ścianę, po czym kontynuował: — Uwielbiał grać na pianinie o piątej rano. Kiedy jeszcze mieszkaliśmy w domu rodzinnym... Néstor grał na pianinie, a ja gotowałem i słuchałem klasyków. Naszą mamę to doprowadzało do szału. Kiedy się wyprowadziłem, to...

— To? Nadal byliście tacy zżyci?

— Tak. Czasami myślę, że za bardzo — mówił i zamrugał kilka razy, żeby odgonić ze wspomnień momenty związane ze starszym bratem, które były dla niego dość mocno raniące. — Spędzaliśmy ze sobą wspólnie czas na gotowaniu, śmianiu się, słuchaniu klasyków i planowaniu kolejnych wypadów poza Salabrię. Byliśmy dość nietypowym rodzeństwem.

Docierały do Estebana wspomnienia związane z Néstorem. Nie chodziło o to, że starszy brat czynnie uczestniczył w jego życiu, ale o sam fakt, że w jakiś sposób został czegoś pozbawiony przez jego śmierć. Coraz bardziej dochodziły do niego informacje, w których Néstor się poświęcił, żeby jemu samemu zapewnić namiastkę czegoś idealnego, i to w obliczu takiego zaburzenia.

— To był wyjątkowy czas — odpowiedziała i przeniosła swoje spojrzenie na chłopaka. — Mieliśmy ogromne szczęście, że trafiliśmy na braci, dla których byliśmy jednymi z najważniejszych osób. Oczywiście pomijając tajemnice, które teraz się pojawiają w tak niespodziewanych momentach.

Nie skomentował tego. Jedynie pokiwał głową i odchrząknął niewidzialną gulę z gardła. Bał się powiedzieć cokolwiek, jakby nadmiar emocji mógł spowodować niekontrolowany wybuch płaczu.

Chłopak pokazał gestem ręki, że powinni pójść do końca korytarza. Zatrzymali się przed dwoma parami drzwi obok siebie.

— Otwierałaś, któreś drzwi? — Esteban zadał pytanie ale bez osądzania, że coś zostało zrobione bez jego wiedzy.

— T-tak, te białe.

— Jasne — odpowiedział i przytknął brodę do klatki piersiowej.

Podszedł do białych drzwi, w które postukał palcami, żeby w rezultacie otworzyć te brązowe. Za nimi kryła się szklana winda.

— Winda? — zapytała i otworzyła buzię w zaskoczeniu.

— Tak — rzekł ze śmiechem i przejechał dłonią po boku głowy. — Mam zespół tourette'a, który objawia się różnymi rodzajami tików. W momencie zamontowania windy... cóż... miałem jeden z gorszych momentów w życiu, gdzie przez tiki miałem trudności z normalnym funkcjonowaniem. Były to różne ich odmiany, które mnie atakowały z każdej strony, gdzie przejście z jednego pomieszczenia do drugiego stanowiło nie lada problem. A o pracy mogłem zapomnieć.

Dziewczyna słuchała go w skupieniu i pełnym zainteresowaniem. Nie zauważył na jej twarzy, nawet grama oceniania. Bardziej współczucia.

— Tak bardzo mi przykro. — Reina mówiła z takim smutkiem w głosie i przejechała po ramieniu chłopaka, jakby pokazywała dotykiem swoje wsparcie.

Machnął na to ręką. Nie lubił, kiedy mu współczuli. Zaakceptował swojego brata tourette'a, i to sprawiło, że stał się bardziej samodzielny.

— Nie ma potrzeby. Nauczyłem się żyć i współpracować z tym zaburzeniem w taki sposób, że mogę żyć w miarę normalnie. — mówił spokojnie i bez zbędnego pośpiechu, jakby nauczył się funkcjonować ze swoim zaburzeniem. — Chciałbym wspomnieć o jeszcze jednych drzwiach, które znajdują się na ścianie obok i za nimi kryje się piwnica. Schodami zejdziesz na poziom minus jeden i niedaleko jest pomieszczenie siłowni. To tak informacyjnie. Jednak wracając do naszej wędrówki... Chcesz wejść na pierwsze piętro schodami czy wjechać windą?

— Wolę schodami.

Chciał zamknąć drzwi, za którymi kryła się winda, ale poczuł, że dziewczyna próbuje przejść bez naruszania jego przestrzeni osobistej. Dlatego podszedł bliżej drzwi, żeby ona mogła wyjść z korytarza. Zaczął wchodzić za nią po drewnianych i zakręcanych schodach. Niespodziewanie zatrzymali się w połowie schodów, gdzie na ścianie wisiał obraz jednego ze znanych malarzy.

— Kojarzysz ten obraz? — zapytał Esteban, kiedy oparł się plecami o balustradę.

— Oczywiście — odparła dość automatycznie. — To są Słoneczniki Vincenta van Gogha.

Esteban uśmiechał się sam do siebie, jak dziewczyna nachylała się nad malunkiem, żeby obejrzeć każdy detal.

— To jest doskonała kopia. Kto ją wykonał? — zapytała i odwróciła głowę w bok, żeby spojrzeć na chłopaka.

— Ja. — Esteban wskazał palcem na siebie i puścił oczko w jej stronę.

Zaczęli wchodzić po kolejnych schodach i stanęli na szklanym podeście, skąd mogli pójść w dwóch różnych kierunkach. Skręcili w prawo i pokonali trzy stopnie, żeby dostać się do miejsca, które pełniło funkcję biblioteczki. W pierwszej kolejności zwracało się uwagę na stojące podwójne regały z książkami, które przesuwano na szynach zamontowanych na podłodze, w zależności od szukanej pozycji. Równo na środku stało kilka foteli typu uszak i okrągły stolik, pod którym leżał puchaty dywan. Jednak później dostrzegało się trzy okna umieszczone na dwóch przeciwległych ścianach, przez które wpadało światło i miejsce wydawało się dużo jaśniejsze, niż było w rzeczywistości.

— Miejsce robi wrażenie — stwierdziła Reina, kiedy podchodziła do regałów z książkami i przeglądała poszczególne tytuły. — Przeczytałeś wszystkie?

— Nie — odpowiedział ze śmiechem. — Zdarzyło się kilka pozycji, które sobie odpuściłem.

— Naprawdę? — zapytała i odwróciła głowę w stronę Estebana.

— Tak. Nie lubiłem chodzić na imprezy, gdyż powodowały u mnie nasilenie tików, więc musiałem... więc musiałem... — Esteban odchrząknął, jakby coś mu zalegało w gardle — więc musiałem znaleźć sobie takie zainteresowanie, które będę mógł wykonywać w domu. Tak padło na czytanie książek i gotowanie.

— Książki kucharskie?

— Zdarzyło się, ale częściej eksperymentowałem lub przerabiałem przepisy po swojemu.

— Widzę, że nie lubisz robić, jak wszyscy.

Chciał jakoś na to odpowiedź, ale Reina przeszła obok niego tak szybko, że jedynie zarejestrował jej uśmiech. Zostawił to bez odpowiedzi, jakby w jakimś stopniu zgadzał się z jej słowami. Nie był osobą, którą działała według ściśle ustalonych zasad. Raczej częściej je łamał i robił wszystko, żeby wpasowywało się w jego wyobrażenie.

Schodził po trzech stopniach, żeby wrócić na podest. Widział dziewczynę, która trzymała dłonie na barierce, więc podszedł do niej i zapytał:

— Co obserwujesz?

— Estrellę — powiedziała. — Twój pies uwielbia wchodzić do kuchni. Wiedziałeś o tym?

— Tak, czuje się tam bezpiecznie. — Chłopak mówił dość spokojnie, jakby wyważał każde słowo, które chce powiedzieć na głos. — Kiedy Estrella była malutka, okropnie piszczała. Tęskniła za matką i jedynie uspokajała się przy włączonym piekarniku lub zmywarce. Z dobry miesiąc lub troszkę dłużej spędziłem z nią czas na podłodze w kuchni. Zawsze siedziała obok mnie, jakby czuła, że nic jej nie grozi i zawsze może na mnie liczyć.

— A później?

— W pewnym momencie to minęło. Chociaż istnieją takie dni jak dzisiaj, kiedy chodzi z salonu do kuchni.

Esteban tiknął. Wykonał ruch głową poprzez odchylenie jej do tyłu i powrócenie do poprzedniej pozycji. Zrobił to kilka razy bardzo szybko, co spowodowało, że poczuł delikatny ból, więc spróbował delikatnie rozmasować kark. Kiedy wszystko wróciło do normy, odwrócił się do dziewczyny i zobaczył jej zmartwione spojrzenie. Nie chciał się tłumaczyć ze swoich tików, więc jedynie powiedział:

— Nie musisz się martwić. Wszystko jest dobrze.

Pokiwała głowę, co uznał za zaakceptowanie jego wypowiedzi, dlatego wskazał kierunek, w którym powinni pójść. Lekko skręcili w lewo na półpiętrze i poszli w kierunku schodów, na które zaczęli się wspinać. Szli w ciszy, przez co atmosfera panująca między nimi całkowicie się zmieniła. Stała się bardziej napięta, jakby niewypowiedziane słowa osiadły na końcu języka i czekały na odpowiedni moment, żeby zostały usłyszane.

Esteban podszedł w kierunku lewej strony. Otworzył pierwsze z trzech par drzwi. Za białymi kryła się ogromna łazienka. W pierwszej kolejności zwracało się uwagę na kabinę prysznicową i wannę w jednym miejscu. Dopiero później dochodziło, że pomieszczenie swoim metrażem przypominało niejedno mieszkanie w kamienicy.

— Niezły kaprys — powiedziała Reina, kiedy wetknęła głowę głębiej do pomieszczenia i poprawiała rozpadającego się koka.

— Taki ze mnie rozpuszczony chłopak — stwierdził Esteban z wyczuwalnym rozbawieniem w głosie.

Zostawił Reinę przy pierwszych drzwiach. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nasuwało się kilka pytań, po których mogło być jeszcze dziwniej. Próbował się powstrzymać przed zaczęciem tego tematu, ale robiła się między nimi coraz bardziej napięta atmosfera, więc kontynuował:

— W pokojach na piętrze znajdują się łazienki.

— W takim razie, czegoś nie rozumiem. W jakim celu została wybudowana łazienka tak nowoczesna i co najważniejsze takich rozmiarów?

— Nie mam pojęcia — mówił w tym swoim stylu, żeby skrócić swoją odpowiedzieć do minimum, nawet jeśli było mało zrozumiałe. — Poprzedni właściciel był fanem wszystkiego, co wykraczało poza typowe standardy.

— Co masz na myśli?

— Zobaczysz. Troszkę cierpliwości.

Podszedł do środkowych drzwi w odcieniu ciemnego orzecha. Jedynie w nie zabębnił palcami kilka razy i przeszedł do ostatnich z tej strony.

— Znowu łazienka? — zapytała ze śmiechem.

— Jest taka opcja. — Carrasco powiedział to w takim stylu, jakby brał udział w jakiejś grze. Wszystko wykonywał spokojnie i bez zbędnego pośpiechu.

Otworzył drzwi na oścież. W oczy rzucał się dość ciemny pokój. Mahoniowe biurko w kształcie podkowy i regały, na których stały książki prawnicze. Skórzany fotel w jasnym kolorze mocno odznaczał się od całości. Jednak szczególną uwagę zwracało się na miejsce, w którym miały się znajdować dwie części okien. Zostały one zamurowane i we wnęce namalowano obraz przedstawiający stadion Camp Nou.

Wszedł głębiej do pomieszczenia i podszedł do obrazu ze Sagrady Familii, który znajdował się na bocznej ścianie.

— Wejdziesz? — zapytał Esteban i odwrócił głowę, żeby spojrzeć na dziewczynę.

Zobaczył na jej twarzy przerażenie. Nie chodziło o długość pokazywania poszczególnych miejsc, a o coś więcej. Przeczuwał, że mogło mieć to związek z jej starszym bratem, jakby jakieś trybiki w jego mózgu weszły na odpowiednie miejsce i przypomniał sobie rozmowę Reiny, kiedy odpowiadała, jak zmarł Samuel. Jednocześnie dostrzegł, jak pokiwała przecząco głową.

— N-nie. Nie wchodzę do pomieszczeń, które są pozbawione okien.

Pokiwał głowę. Rozumiał jej postępowanie, ale tym samym musiał ją przekonać do zmiany decyzji. Chodziło o kwestię bezpieczeństwa, gdyby zaszła taka okoliczność i Reina była zmuszona z niej korzystać, musiała wiedzieć, gdzie szukać pomocy.

Podszedł do dziewczyny i wyciągnął w jej kierunku rękę. Nie naciskał, a jedynie czekał na dalszą jej reakcję. Wpatrywał się w nią niebieskimi oczami, w których czaiła się chęć wyciągnięcia w stronę drugiego człowieka pomocnej dłoni. Tik-tak, tik-tak, tik-tak.

Obserwował Reinę, jak podeszła do niego bliżej i złapała go za rękę. Poprowadził ją do środka pokoju, żeby mogli stanąć przed obrazem pokazującym widok Sagrady Familii, która była budowana od tak długiego czasu.

— Czy ma to związek ze śmiercią Samuela? — Jego głos był pozbawiony jakichkolwiek emocji, jakby za długo to wszystko trzymał w sobie i za późno zdecydował się powiedzieć na głos.

— T-tak. Jestem przerażona, kiedy sobie pomyślę, że mój starszy brat mógł być przetrzymywany w podobnym miejscu... — Reina zaczęła gestykulować w nadmiarze emocji — może znęcali się nad nim fizycznie, żeby na samym końcu mógł zginąć, jako prawo łaski.

— Czy coś jeszcze powoduje w tobie strach?

— Tak, nienawidzę zamkniętych drzwi w takich pomieszczeniach, gdyż p-powodują... p-powodują we mnie paniczny strach, nad którym nie umiem zapanować.

— Jak sobie z tym radzisz?

— Na samym początku w takich sytuacjach słyszałam kojący głos Samuela. Zawsze mówił mi takie słowa, które w innej sytuacji mogło nie mieć znaczenia, a tu i teraz sprawiało, że negatywne emocje zaczęły opadać — opowiadała w taki sposób, jakby w swojej duszy postawiła ołtarzyk na cześć starszego brata. — Później zaczęłam stosować metodę kilku zdań kierowanych w swoją stronę, jakby miały mnie podbudować. W niektórych momentach miałam spróbować w nie uwierzyć, mimo że były pustymi słowami.

Odchrząknął. Nadal wsłuchiwał się w jej słowa, jakby próbował zakorzenić w swoim umyśle informację, co powinien zrobić, gdyby taka sytuacja wydarzyła się w jego obecności. Wolał wiedzieć, co powinien robić, zamiast stać jak kołek z opuszczonymi rękoma wzdłuż tułowia i paniką w oczach.

Położył dłoń na obrazie Sagrady Familii i dodał:

— Za obrazem kryje się przejście. Najpierw idziemy schodami w dół, a później podziemiami przez długi korytarz. Na samym końcu znajduje się kratka, która kryje się tuż przed miejscem, w którym było zrobione zdjęcie naszych braci.

— Czy można otworzyć do niego przejście?

— Tak, możesz to zrobić w dwojaki sposób.

Esteban wyswobodził swoją dłoń z uścisku dziewczyny. Chciał jej pokazać rękoma miejsca, od którego był zamontowany system pozwalający na otwieranie ukrytych pomieszczeń, dodał:

— Możesz nacisnąć na jakikolwiek element Sagrady Familii, gdzie w momencie otworzenia będzie słyszalne takie kliknięcie, ale wymogiem będzie dostęp do niektórych funkcji na wideodomofonie łącznie z działaniem systemu Lety.

— Gdyby ktoś chciał się dostać bez dostępu w wideodomofonie, to coś się zadzieje?

— Tak, jedno wielkie nic — odpowiedział i uśmiechnął się w jej kierunku.

Nacisnął na środkowy element obrazu, gdzie dało się usłyszeć wspomniany dźwięk. Drzwi automatycznie się otworzyły i dostrzegało się schody idące w dół. Jednak szczególną uwagę zwracało się na ciemność i kiedy zobaczył na twarzy dziewczyny przerażenie, odezwał się:

— W momencie zamknięcia drzwi, światło się zapala automatycznie — mówił spokojnie i takim łagodnym głosem. — Gdyby coś się stało, że światło, by się nie zapaliło, można to zrobić ręcznie poprzez pociągnięcie sznurka.

Dziewczyna pokiwała głową, jakby próbowała przyswoić całkowicie obce informacje.

— A drugi sposób?

Zamknął drzwi i przesunął w dół malutkie osłony, które znajdowały się po dwóch stronach obrazu. Za nimi kryły się dwie białe drewniane róże.

— Trzeba pokręcić różami w odwrotnym kierunku do wskazówek zegara. Wyjdą dwa haczyki, które trzeba odblokować.

— Za dużo jest ukrytych skrytek w tym domu — powiedział Reina i zaczęła powoli się wycofywać z tego miejsca. — Nie wiem, czy zapamiętam wszystko. Będziesz mi musiał rozrysować mapę.

— Dobrze, narysuję specjalny poradnik krok po kroku, i to specjalnie dla ciebie.

Obserwował ją, jak próbuje wyjść z gabinetu. Robiła to bardzo powoli, więc zrobił to samo. Poszedł za dziewczyną, i to bez żadnego skomentowania.

Kiedy wyszli z gabinetu, to skierowali się na drugą stronę, gdzie znajdowały się dwa pokoje. Jedne z drzwi były lekko uchylone, więc je popchnął, żeby się otworzyły na całą szerokość. Jednak zatrzymały się przed stoperami, żeby nie uderzyć w ścianę.

Zaprosił dziewczynę gestem ręki, a sam stanął tuż przy wejściu. Włożył ręce do kieszeni spodni.

— Jeden i drugi pokój jest dla gości. Chciałem, żebyś zamieszkała w pokoju, który wcześniej zajmował Samuel — powiedział z takim zawstydzeniem, jakby nie do końca był pewny swojej decyzji.

Obserwował dziewczynę, jak przechodziła się po pokoju. Potakiwała głową i co chwilę poprawiała niesfornego koka na czubku głowy. Niespodziewanie odwróciła się do niego z uśmiechem wymalowanym na twarzy, co odwzajemnił, jakby został do tego zmuszony. A było to kłamstwo.

Dziewczyna pociągnęła za gumkę do włosów i rude włosy opadły falami na ramiona, w które wplotła swoje palce. Wszystko robiła powoli, przez co wzrok Estebana uciekał w jej kierunku, jakby coś go blokowało przed odwróceniem oczu w drugą stronę.

— Samuel długo tutaj mieszkał? — zapytała, kiedy wyplątała swoje dłonie z włosów i zacisnęła w pięści.

— Przyjeżdżał kilka razy do roku na kilka dni, ale... — Esteban próbował sobie przypomnieć, jak było przy ostatnim spotkaniu, które nie należało do najłatwiejszych — ostatnim razem było coś dziwnego. Przyjechał dość niespodziewanie i przez dobre kilka tygodni siedział w Salabrii.

— Co jest w tym dziwnego?

— Twój brat, pojawiając się w miasteczku, stawał się duszą towarzystwa. Wszędzie go było pełno, ale nie tym razem. Teraz siedział u mnie w domu i wychodził z pokoju jedynie na posiłki. No i wyjątkiem były długie rozmowy na tarasie z Néstorem.

Reina zamrugała kilka razy, żeby odgonić łzy czyhające w kącikach oczu, a chwilę później usiadła z bezsilności na łóżku.

— Dlaczego... d-dlacz... ekhm... dlaczego Samuel nie mieszkał u twojego brata?

— Wolał mieszkać z dala od centrum — mówił Esteban ze spokojem, gdzie ostatnie słowo wypowiedział, jakby coś do niego dotarło. — Samuel nazywał ten dom prywatną twierdzą, do której trudno było się dostać. Może się mylę, ale miałem wrażenie, że chciał na krótką chwilę zrzucić z barków ciężar, który zaczął go przerastać.

— Stary, a głupi jak but!

— Słucham?

— Wybacz, chodziło o mojego starszego brata, który miał niezwykły dar przekazywania informacji w formie zagadek. Nie jest to najgorsze... jego największym osiągnięciem było wplątywanie się w sytuacje, które najczęściej kończyły się porażką, i to opłakaną w skutkach.

Zaśmiał się. Tak po prostu. Dochodziły do niego słowa Reiny, które były tak mocno powiązane z określeniem Néstora. I Samuela. Miało się takie wrażenie, jakby obaj mieli w swoim DNA element, który ich w jakiś dziwnie pokręcony sposób ze sobą połączył.

— Obaj wplątywali się w najbardziej szalone akcje, z których trzeba było ich ratować — mówił Esteban i doskonale wiedział, co widział na własne oczy.

Klasnął w dłonie kilka razy. Bez większego ostrzeżenia, jako kolejny rodzaj tiku. Starał się to zatuszować przed dziewczyną, żeby uniknąć niewygodnych pytań. Dlatego wyciągnął w jej kierunku dłoń, żeby móc z nią wyjść z pokoju. Dostrzegał w jej spojrzeniu czające się niewypowiedziane pytanie, które zaczynało krążyć po pomieszczeniu i powodować narastający stres. Zdawał sobie sprawę, że zespół Tourette'a wcześniej lub później pojawi się w rozmowie. Chociaż osobiście wolał, żeby to nastąpiło w dalszej przyszłości.

Dziewczyna podeszła do niego i zamknęła jego rękę w piąstkę, na którą położyła swoją dłoń. Był to krótki gest, który spowodował, że poczuł takie wsparcie, i to bez wypowiedzianych słów. Jednocześnie nachodziły go myśli, że mógłby położyć swoją drugą rękę na jej dużo mniejszą, ale zatrzymał się na poziomie jedynie rozmyślania. Nie poszedł w stronę żadnego działania.

Wychodził razem z Reiną z pokoju. Pokazał jej dłonią, że przepuszcza ją w drzwiach. Zrobił to odruchowo, jak był wychowywany od najmłodszych lat. Było to dla niego tak naturalne, niczym mycie zębów po posiłku. Dlatego wpatrywał się w jej plecy, kiedy podążał za dziewczyną, kiedy stanęła przed drzwiami, za którymi kryła się winda.

— Teraz pojedziemy na krótką wycieczkę — powiedział Esteban, kiedy otwierał drzwi do windy i nacisnął srebrny przycisk.

Puścił w kierunku dziewczyny oczko, co zostało odwzajemnione poprzez cichutkie się zaśmianie. Dostrzegał, jak na jej policzki wkrada się rumieniec, który próbowała zakryć rudymi włosami.

— Wycieczkę? — zapytała ze strachem w głosie, i to w momencie, kiedy szklane drzwi windy otworzyły się cichutkim kliknięciem.

— Tak i obiecuję, że nie zatrzaśniemy się w tej puszce.

Esteban mówił dość spokojnie, co spowodowało, że dziewczyna pokiwała głową dość niepewnie, ale wsiadła do środka. Wybrał z panelu przycisk minus jeden. Drzwi się zamknęły i winda cichym pomrukiwaniem zjeżdżała na sam dół. Kiedy zatrzymała się, to ich oczom ukazał się długi korytarz.

— Na samym końcu znajduje się moja pracownia, sala do gry w bilarda i przejście do garażu, gdzie stoją samochody.

Mówił bez jakichkolwiek emocji, jakby wiedza o przechowywanych autach w tym miejscu była mu zbędna. Dużo bardziej zastanawiał się, dlaczego Néstor zostawił mu w spadku swój samochód. Nie miał prawo jazdy, a to wszystko miało w sobie ukryty cel. Jednak otrząsnął się, żeby skupić się do końca na pokazaniu wszystkich miejsc.

Szedł z Reiną w ciszy. Było słychać jedynie dźwięk ich kroków na kafelkach. Kiedy doszli do połowy korytarza, z lewej strony pojawiły się szklane drzwi, przed którymi się zatrzymali.

— Co to? — zapytała Reina. Podeszła bliżej drzwi i nacisnęła na klamkę, ale nic się nie zmieniło.

— Siłownia. Dźwiękoszczelna i otwierana na odcisk dłoni.

Esteban otwierał drzwi, kiedy usłyszał za sobą słowa Reiny:

— Następny bajer.

Uśmiechnął się z miną sugerującą, że chce coś odpowiedzieć na te słowa, ale jedynie otworzył przed nią drzwi. Podeszła bliżej tego miejsca, ale zatrzymała się tuż w progu. Prześledziła wzrokiem każde urządzenie i wielkość całego pomieszczenia, po czym cofnęła się o kilka kroków. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest to dla niej za dużo elektroniki i mechanizmów, które otwierały mniej lub bardziej ukryte drzwi.

— Uwielbiam zabawki dla dużych chłopców — odpowiedział i puścił w jej kierunku oczko.

Usłyszał jej dźwięczny śmiech, który odbijał się od ścian, niczym echo. Głośność została zwiększona kilka razy, przez co wszystko wydawało się mało naturalne. Dlatego odwrócił się do Reiny i pogroził jej palcem z uśmiechem na twarzy. Chwilę później podszedł przed siebie i pokazał dłonią, żeby dziewczyna zrobiła to samo.

— Nie gubisz się w tych labiryntach? — zapytała Reina, kiedy przyspieszyła kroku, żeby znaleźć się niedaleko chłopaka.

— Nie, chociaż zdarzało mi się na początkowo pomylić piętra, pokoje i nie wiedzieć, jak wrócić z punktu b do a.

Podeszli do ostatniego pomieszczenia, które znajdowało się po przeciwnej stronie. Nie miało specjalnych zabezpieczeń lub innych ukrytych zamków. Weszli przez szklane drzwi, za którymi krył się basen. Ściany pomalowano na piaskowy kolor z delikatnie zauważalnymi defektami, a kafelki wokół basenu zachowano w tonacji biało-niebieskiej.

Esteban usiadł na poduszce z opuszczonymi nogami przy brzegu pustego basenu. Poklepał miejsce obok siebie, żeby przekazać dziewczynie, że może zrobić to samo. Usiadła obok niego i splotła razem dłonie.

— Podnieś głowę do góry. — Esteban pokazał palcem wskazującym na sufit.

— Po co? — zapytała Reina z powątpiewaniem, mimo że delikatnie podnosiła głowę ku górze, a jeszcze szybciej ją opuszczała.

— W celach zachwytu malarskiego.

Podniósł głowę i zobaczył obraz Sandro Botticellego. Milczał, jakby podświadomość mu podpowiadała, że Reina spróbuje w jakiś sposób skomentować namalowany obraz. Za bardzo była zafascynowana na tym punkcie.

Wiosna Botticellego — zaczęła z taką radością, jakby dostała prezent, którego się nie spodziewała. — Sandro Botticelli pokazał na obrazie grupę osób w gaju pomarańczowym i świętują z powodu nadejścia wiosny. Drzewo pomarańczowe jest nawiązaniem do symbolu rodzinnego Medyceuszy[1].

Niespodziewanie Esteban dwukrotnie zagwizdał. Nie próbował tego zatuszować, a jedynie pokiwał głową, żeby dziewczyna mogła kontynuować swoją wypowiedź.

— Nie czujesz się samotny w tak ogromnym domu? Masz różnego rodzaju ułatwienia w codziennym funkcjonowaniu, ale brakuje w tym wszystkim ludzi.

— Ostatnimi czasy, nawet za często — mówił dość spokojnie, a trzęsące dłonie położył po obu stronach na brzegu basenu, żeby troszkę obniżyć poziom nagromadzonego stresu. — Po śmierci Néstora odizolowałem się od bliskich mi osób. Zrobiłem wszystko, żeby mnie znienawidzili do takiego stopnia, że sami odeszli.

Spuścił głowę. Nie próbował odgrywać roli silnego, jakby głęboko skrywane uczucia nagle znalazły swoje ujście. Po policzkach leciały słone łzy, które kapały wprost na bluzkę. Niespodziewanie poczuł dotyk dziewczyny na swojej ręce, co spowodowało, że dodało mu namiastkę pewności siebie. A słowa były zbędne.


~~

[1] Medyceusze — florencki ród kupiecki i bankierki.


Dzień dobry w 2025 roku!

Miałam malutki poślizg z pisaniem i publikacją. Zabrakło mi czasu na pisanie w grudniu, więc musiałam sobie odrobić w styczniu.

Do 12.04. będą malutkie poślizgi do max. 1,5 tygodnia. Będę się starała, żeby publikacja przebiegała zgodnie z planem, ale chciałam uprzedzić. Rozpoczęłam kurs, więc troszkę mi się zmniejszył czas na pisanie.

Jeśli chodzi o rozdział, to napisałabym go drugi raz troszkę inaczej. Mam troszkę do niego zastrzeżeń, ale to będę naprawiała przy drugim drafcie, jeśli po pewnym czasie uznam, że coś mi zgrzyta w całej historii. Teraz jest on dobry, żebyśmy przeszli do luźnego siódmego rozdziału i od ósmego będę wprowadzała troszkę wątków związanych z listami i zagadką w sprawie śmierci ich braci. Esteban troszkę opowie o czasach szkolnych, nękaniu przez rówieśników i w którymś rozdziale pojawi się rozmowa o zespole tourette'a.

Możecie napisać, co Wam się podobało w rozdziale lub jakie rzeczy powinnam poprawić.


Dedykacja ląduje u Justine_Hale, bo pierwsza pokochała dom Estebana. Pakuj plecak, żeby zamieszkać w domu Estebana ❤️


Znalazłaś/eś błąd? Popraw. Dziękuję!


Możecie mnie znaleźć na:

Instagram: i.j.piotrowska_autor

Twitter/X: barcelonowa07

Hasztag do reakcji na Twitterze/X: #ZniszczeniPL


Aktualizacja: 28.01.2025

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top