04. Kiedy grasz w karty z niewidomym

79 dni do poznania prawdy

Esteban

Siedział z Reiną w jadalni. W powietrzu unosił się zapach Gazpacho i soczystych pomidorów, które pozostawiały na języku niepowtarzalny smak. Mógł to porównać do pierwszego tańca, kiedy niespodziewanie usłyszał:

— Czy wszystkie dziewczyny przyprowadzasz do domu i dokarmiasz? — zapytała Reina i przesunęła głęboki talerz na środek stołu.

— Oczywiście. Stoją przed wejściem i czekają na swoją chwilę sławy — odpowiedział ze śmiechem w głosie. — A tak poważnie... jesteś pierwszą osobą, która pojawiła się w moich skromnych progach, i to nie będąc nikim z rodziny lub znajomych. — Esteban zacisnął usta i je otworzył, przez co dało się usłyszeć krótki dźwięk.

Każde słowo wypowiadał niczym melodię. Taką dźwięczną i zakotwiczoną w pamięci. Jednak dużo bardziej skupił się na ukradkowych spojrzeniach na dziewczynę. Robił to przypadkowo, jakby niewidzialna siła przyciągała jego wzrok do jej osoby, a jeszcze bardziej skupiając się na rudym kolorze włosów.

— Mam coś na twarzy?

— Co? Nie wiem... chyba... zdecydowanie nie.

Esteban zarumienił się i zaczął plątać w swojej wypowiedzi. Poczuł się, jak małe dziecko, które zostało przyłapane na gorącym uczynku, mimo że nie zrobił nic złego. Jednak odniósł wrażenie, jakby było to coś nieodpowiedniego, co mogłoby zostać odebrane w podobny sposób przez dziewczynę. Dlatego próbował przekazać w niemy sposób, że nie chciał jej zrobić nic złego.

— Nic się nie stało. Każda osoba reaguje w podobny sposób, jeśli chodzi o mój kolor włosów lub oczu — rzekła z radością w głosie. — Patrzą na mnie jak zahipnotyzowani. A czasami próbują odwrócić wzrok, kiedy zostaną przyłapani.

Uśmiechał się, żeby nie wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że było to nawiązanie do jego zachowania i podsumowane w dość zabawny sposób.

— Przepraszam, jeśli mogłaś poczuć się mało komfortowo...

— Nic się nie dzieje. — Dziewczyna bez żadnego pośpiechu, jakby chciała przekonać chłopaka, że wszystko było w porządku. — Dlaczego zaprosiłeś mnie do domu? Czy miało to jakieś głębsze znaczenie niż jedynie pokazanie zdjęcia?

— Tak. Miałem wrażenie, że znam cię od dawna, mimo że poznaliśmy się na żywo zaledwie kilka godzin wcześniej. A takim prawdziwym powodem jest to, że... ż-że jesteś młodszą siostrą Samuela. Był dla nas jak rodzina. W podobny sposób chcemy cię traktować.

Reina słuchała jego słów w niezwykłym skupieniu, a do Estebana dotarło, że odbierają na tych samych falach. Niby oboje byli dla siebie obcymi ludźmi, a rozmawiali ze sobą jak para dobrych znajomych.

— Czy Samuel często przyjeżdżał do Salabrii? — zapytała dziewczyna z ciekawością w głosie.

— Nie. Na samym początku pojawiał się w miasteczku jako fotograf na festiwalach lub innych imprezach masowych.

— A później?

Wstał od stołu i dziewczyna zrobiła to samo. Zeszli po schodach do salonu i podeszli do półki z książkami. Esteban wyciągnął dłoń po ramkę ze zdjęciem, którą podał Reinie.

— Zaczął przyjeżdżać do miasteczka dość niespodziewanie. Zawsze zamawiał ten sam pokój, jadł w tych samych miejscach, ale odwiedzał całkowicie nowe miejsca.

— Z kimś się spotykał?

— Tak, z moim bratem Néstorem.

Esteban usiadł na kanapie i zaczął stukać palcami o kolano. Jednocześnie obserwował dziewczynę, jak wyjęła z torebki fotografię, podeszła do stolika kawowego i usiadła na piętach.

— Często się spotykali?

Dziewczyna otworzyła ramkę, skąd wyjęła malutką karteczkę złożoną na pół, którą odłożyła na bok. Jednak to zdjęcie wzięła w dłonie i zaczęła je porównywać ze swoim, jakby chciała doszukać się znaczących różnic.

— Raczej tak — rzekł dość niepewnie. Nie do końca wiedział, czy odpowiedział zgodnie z prawdą. — Umawiali się na placu świętej Eulalii i odwiedzali miejsca, które znajdowały się z dala od centrum. — Chłopak mówił spokojnie, ale zacisnął usta, żeby zmienić tik wzruszenia ramionami na zagwizdanie.

— Na placu świętej Eulalii? Przecież... przecież było to miejsce, gdzie spotykali się zakochani.

— Zgadza się, ale... ale w ich przypadku była to przyjaźń. Tylko albo aż tyle.

Spojrzał na dziewczynę, żeby zobaczyć, jak pokiwała głową, jakby układała sobie w myślach, co tak naprawdę łączyło jej brata z miasteczkiem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że przyjaźń Néstora i Samuela była dość mocno pokręcona, mimo że opierała się na bezinteresownym wsparciu. Niespodziewanie usłyszał głos Reiny, która zapytała:

— Nie przychodzi ci do głowy żadne miejsce, do którego mogli chodzić?

— Nie bardzo.

Skłamał. A może powinien powiedzieć, że nagiął prawdę. Nie czuł się z tym dobrze. Miał wrażenie, że popełniał najgorszą zbrodnię, mimo że postępował zgodnie z prośbą starszego brata.

— Kompletnie nie znałam mojego brata. Jego tajemnic i gdzie znikał, mimo że zawsze określał to wyjazdami służbowymi.

Esteban słyszał w głowie cichutki głosik, który ciągle powtarzał: Kłamczuch, kłamczuch, kłamczuch. Doskonale zdawał sobie sprawę, że działał wbrew swoim zasadom. Mimo wszystko zgodził się na prośbę Néstora. A teraz czuł się z tym wszystkim jeszcze gorzej, jakby zawiódł nie tylko siebie, ale również dziewczynę. Potrzebowała wsparcia, a on po prostu milczał.

— Myślałem w podobny sposób, kiedy dowiedziałem się o śmierci Néstora.

— Jak sobie z tym poradziłeś?

— Nie poradziłem — stwierdził, a broda zaczęła mu drżeć, więc zagryzł usta, jakby próbował powstrzymać pojawienie się łez. — Momenty, kiedy brakuje mi Néstora, przychodzą do mnie falami. Nie umiem pogodzić się z jego odejściem.

— Zostaliśmy zniszczeni przez śmierć naszych najbliższych.

Usłyszał słowa Reiny i podszedł do półki, gdzie zaczął poprawiać równo ułożone książki. Zdawał sobie sprawę, że śmierć Néstora była bolesna, ale słowa dziewczyny uruchomiły w jego organizmie mało znane emocje. Ręce zaczęły mu się trząść, więc przejechał dłonią po boku głowy, żeby ustabilizować nagromadzone emocje.

— Esteban? Esteban, słyszysz mnie?

Ocknął się, jakby usłyszał głos dziewczyny z bardzo daleka.

— T-tak — odpowiedział i usiadł przy stoliku kawowym naprzeciwko dziewczyny.

— Zdjęcia są kopiami, które zostały wydrukowane na dość kiepskim urządzeniu — rozpoczęła Reina i na moment zamilkła, jakby układała w głowie zdania, które chce powiedzieć na głos, po czym kontynuowała: — Nie jest to najważniejsze. Jedno i drugie zdjęcie posiada kropki.

— Same kropki?

— Nie, z kreskami.

Spojrzał na Reinę z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Wziął w dłonie zdjęcia. Połączył je ze sobą poprzez położenie jednego na drugim i dostrzegł na nich znaki.

— Początkowo myślałam, że są one defektem wydruku. Kiedy przyjrzałam się temu bliżej, zauważyłam, że zostały narysowane odręcznie. Na każdej fotografii zostało to zrobione w innym miejscu.

— Wiadomo — zaczął. Jednocześnie dochodziło do niego, że to wszystko było powiązane w jakiś sposób z ich braćmi. — W zdjęciach zostały ukryte dwa znaczenia.

— To znaczy?

— Po połączeniu ze sobą zdjęć, a tym samym kropek i kresek, tworzy się słowo.

Zobaczył, jak dziewczyna bierze do ręki długopis, ale dotknął jej dłoni. Dawał jej niemy komunikat, żeby jeszcze tego nie robiła, kontynuując:

— Można utworzyć z tych znaków zdanie, które zostało zaszyfrowane w alfabecie Morse'a.

— Czy jesteś w stanie to odczytać?

— Pewnie.

Wysunął szufladę, która znajdowała się na samym dole stolika. Wziął kartkę i długopis. Zaczął wypisywać kropki i kreski, żeby nad nimi dopisać litery. Wszystko robił powoli i bez zbędnego pośpiechu. Przeczytał po cichu zdanie, czy litery w wyrazach stoją w odpowiednim miejscu. W momencie, kiedy wszystko się zgadzało, przeczytał na głos:

Kiedy za horyzontem zachodzi słońce i milkną krzyki dzieci, to uciekaj, ile sił w nogach, nim poczujesz na karku oddech potwora.

— Nie słyszałam bardziej pokręconego zdania — powiedziała ze śmiechem.

Pokiwał głową i spojrzał na dziewczynę. Obserwował jej poczynania, jak uśmiecha się sama do siebie lub z jaką swobodą odrzuca dwa dobierane warkocze na plecy. Robił to nieświadomie. W momencie, kiedy napotkał błękitne oczy Reiny, po prostu przeniósł swój wzrok na jakiś punkt przed sobą. Skupił całą swoją uwagę na przejrzeniu w pamięci map Salabrii, które pasowałyby do odkrytego zdania.

— Czy istnieją w miasteczku miejsca, które byłyby wystarczająco słoneczne — rozpoczęła swoje wyliczanie — i dostępne dla dzieci?

— Nie do końca — odpowiedział dość szybko, jakby cały czas się zastanawiał, czy coś takiego istnieje w miasteczku.

Zaczął sobie przypominać miejsca, do których przychodził razem z mamą lub starszym bratem. Czasami były to punkty w wędrówce, prowadzące do upragnionego miejsca. Dostrzegał w nich elementy związane z zagadką, ale w bardzo delikatny sposób. Nie pomagało, nawet widzenie tych obiektów na żywo. Za dużo rzeczy tam się nie zgadzało, żeby mógł o nich wspomnieć z czystym sumieniem.

— Czy mógłbyś o nich powiedzieć coś więcej?

— Oczywiście — odpowiedział Esteban. — Każde z nich mają jakiś punkt wspólny. Jedno jest domem dziecka, który od dawna przestał funkcjonować.

— Dlaczego?

— Nie znam do końca historii. Wiem, że miało to związek z podopiecznymi. Więcej szczegółów możesz się dowiedzieć od osób w wieku moich dziadków lub starszych.

Zaczęło do niego docierać, że budynek po domu dziecka od zawsze był zamknięty. Mieszkańcy tworzyli różne wersje opowieści o tym miejscu.

— A drugie jest placem zabaw...

— Plac zabaw?

— Tak. Jest na totalnym odludziu.

— Czy dom dziecka i plac zabaw są w bliskiej odległości między sobą? — zapytała Reina, kiedy podpierała brodę na dłoniach.

— Tak i nie. — Esteban odpowiedział dość wymijająco i został zaatakowany przez tik w postaci mrugania, który wykonał kilka razy. — Oba miejsca widać na jednym obszarze, ale znajdują się na dwóch różnych końcach.

Wstał i zaczął krążyć po pokoju. Robił to szybko, a nagromadzone emocje przejęły nad nim kontrolę. Dlatego wyszedł z pomieszczenia i skierował swoje kroki w kierunku kuchni. Stanął nad zlewem i krzyknął, ale bezgłośnie.

— Dlaczego? — zapytał sam siebie.

Wziął do ręki kubek stojący obok i rzucił nim prosto w zlew. Przedmiot rozbił się na drobne kawałeczki, a po policzkach poleciały słone łzy. Wpatrywał się w to wszystko zamglonym spojrzeniem. Znowu przychodziła do niego przeszłość związana z Néstorem. W klatce czuł ucisk, jakby jego serce zostało przygniecione ilością wspomnień. A odpowiedzialność wisiała nad nim niczym nieproszony gość, który stoi przed drzwiami i czeka na wpuszczenie do środka.

— Esteban, musisz się uspokoić — szeptał sam do siebie, jak mantrę. Uderzył się z otwartej ręki w oba policzki, jakby chciał sobie dodać pewności.

Dotknął nieświadomie drobnych kawałków kubka. Czuł pod palcami ostre krawędzie, które pozostawiały na opuszkach malutkie szpileczki. Spojrzał na zlew i swoją dłoń, która próbowała zacisnąć jeden z kawałków szkła, ale odpuścił. Wytarł ręce w ścierkę leżącą obok i podszedł do wyspy kuchennej. Wziął z blatu tacę z Sangrią bezalkoholową i dwie małe szklanki. Z tym wszystkim skierował się do salonu.

Kiedy postawił to na stoliku kawowym, wlał owocowego napoju do szklanek. Usiadł naprzeciwko Reiny i usłyszał z jej ust:

— Kiedy zmarł twój brat?

— Yyy... piątego czerwca dwa tysiące osiemnastego roku. A Samuel?

— Ta sama data.

Otworzył buzię w zaskoczeniu. Zaczynało do niego docierać, że się pomylił. To, co wcześniej wydawało się mało prawdopodobne, teraz zaczynało mieć sens.

— Jesteś tego pewna?

— Tak — odpowiedziała i zaczęła coś klikać w telefonie.

Nie mógł uwierzyć, że sprawa śmierci jego brata i Samuela była ściśle powiązana. Chodziło w tym wszystkim o coś większego, niż jedynie popełnienie błędu, który mógł go wiele kosztować. Jednak w porę się opamiętał i zrozumiał swoje postępowanie. Coraz częściej dochodziło do niego, że życie na odludziu miało swoje plusy. Niestety zapomniał o minusach, które pozbawiały go otwartego umysłu i próby uwierzenia w słowa drugiego człowieka.

Wypił duszkiem napój ze szklanki i zobaczył, jak Reina przysuwa do niego telefon z włączonym wyświetlaczem. Przeczytał tekst na zdjęciu, które okazało się aktem zgonu. Jednak szczególną uwagę zwrócił na godzinę śmierci, która była wyjątkowo krótka w stosunku do śmierci Néstora.

— Nie wiedziałem... nie wiedziałem, że godzina śmierci naszych braci jest tak małą różnicą między sobą — powiedział Esteban z tym swoim smutkiem w głosie i zagwizdał.

— Ile? — zapytała Reina z zaciekawieniem i pokazała palcem na dwa zdjęcia, po czym powiedziała na głos: — Czy masz oryginalne zdjęcia? Nie chcę zniszczyć ostatnich kopii.

— Piętnaście minut — powiedział i do końca nie mógł uwierzyć, że jest to prawda.

Pokiwał głową. Obserwował, jak dziewczyna nakłada jedno zdjęcie na drugie, a później zaczęła ze sobą łączyć wszystkie kropki i kreski. Robiła to bardzo powoli i dokładnie. W momencie, kiedy doszła do końca, usłyszał, jak pada z jej ust słowo:

— Socorro[1]. — Reina przeczytała cały wyraz i spojrzała na chłopaka.

Wpatrywali się w siebie i milczeli. Słowa były zbędne, mimo że osiadły na końcu języka. A silne emocje, jeszcze bardziej chciały wyjść na światło dzienne.

— Czuję się, jakbym został przeczołgany emocjonalnie w piętrzących się tajemnicach mojego brata — mówił Esteban. Zobaczył, jak Estrella kładzie się między nimi, ale głowę oparła na jego kolanach. Zaczął ją głaskać, żeby troszkę rozładować nagromadzony stres.

— Mam podobnie, ale w nieco inny sposób. — Reina zaczęła swoją wypowiedź, która kryła w sobie tyle osobistych odczuć. — Brat mnie kochał nad życie i jest to niepodważalne. Jednak sprawy, o których mógł ze mną porozmawiać, wolał zataić. Nie wiem, czego jeszcze mogę się dowiedzieć.

Skakał wzrokiem po różnych przedmiotach w pomieszczeniu. W głowie miał istny chaos, a na ustach błądziło zdenerwowanie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że przyswojenie jeszcze jednej informacji byłoby ponad jego możliwości. Wszystko go przytłoczyło, dlatego dotknął Estrelli. Oprócz miękkiej jej sierści poczuł jeszcze dłoń Reiny. Spojrzał na dziewczynę i napotkał jej duże, błękitne oczy. Uśmiechnął się do niej, co odwzajemniała, żeby chwilę później spuścić głowę z zawstydzenia.


♛♛♛


Esteban wziął z parapetu w salonie jeden z dwóch słoików, który był wypełniony małymi karteczkami. Podszedł do dziewczyny i powiedział:

— Wylosuj.

— Co? Po co? — zapytała Reina z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, a w spojrzeniu nadal czaił się strach, jakby ponownie przed czymś uciekała.

— Mam w domu dwa słoiki — rozpoczął swoją opowiastkę, którą można było skrócić do kilku słów. — W jednym trzymam karteczki z dobrym słowem, kiedy ktoś mnie odwiedzi. A drugi jest na awaryjne sytuacje, kiedy ja lub ktoś inny potrzebuje takiego podniesienia na duchu.

— Ciekawy pomysł — podsumowała Reina. Wyjęła ze słoika karteczkę. Rozwinęła ją i przeczytała na głos: — Kiedy największe problemy kładą kłody pod nogi, to uwierz w siebie. Dasz radę i sobie z nimi poradzisz. Nie jesteś słaba!

— Ładny i taki... bliski.

Esteban zagwizdał. Zaczynało do niego dochodzić, że cytat odblokował w jego pamięci wspomnienia, które wolał zakopać w swojej prywatnej trumnie. Za dużo było w nim bólu związanego z Néstorem i jego odejściem. Czuł się, jakby go stracił po raz drugi, a jeszcze bardziej miał ochotę zaszyć się w najciemniejszym kącie w domu.

— Esteban, słuchasz mnie?

Usłyszał w oddali głos Reiny. Taki przytłumiony jakby dochodzący z dużej odległości.

— Tak? — odpowiedział dość automatycznie i bardziej w formie pytania, jakby nie był pewny samego siebie.

— Chciałabym już wracać. Czy odprowadzisz mnie do samochodu?

— Pewnie.

Chłopak odłożył słoik na swoje miejsce i stanął tuż przed schodami do wyjścia z salonu. Czekał na dziewczynę, a mowa jego ciała mówiła jedynie o spokoju. Nic nie sugerowało o zniecierpliwieniu, nawet jego tiki minimalnie się wyciszyły, jakby zaczęły z nim współpracować. Kiedy poczuł na ramieniu dotyk dłoni, odwrócił głowę w stronę Reiny. Spojrzał na jej twarz, na której zobaczył duże błękitne oczy, wpatrujące się w niego dość czujnym wzrokiem. A później przeniósł swoje niebieskie oczy na jej usta, na których błąkał się delikatny uśmiech i odwzajemnił ten sam gest.

Poszedł w kierunku drzwi wejściowych. Usłyszał stukot butów na kafelkach i zatrzymał się w połowie drogi. Odwrócił się za siebie i zobaczył promienie słoneczne, które padały pod różnym kątem. W pewnym momencie dostrzegł mężczyznę, który zbliżał się do niego z włożonymi rękoma w kieszeni spodni. Rozpoznał w nim swojego starszego brata Néstora. Stał sparaliżowany, jakby do końca nie mógł uwierzyć, co się dzieje. Milczał i czekał na moment, kiedy wyobrażenie brata przemówi.

— Nie jesteś słaby — powiedział tym swoim mocnym głosem, który był tak odmienny od jego własnego. — Byłeś w stanie przezwyciężyć swoje lęki, mi amigo[2]. W pojedynkę, mimo że upadałeś na kolana. Nie zapomnij o Labiryncie Horta, kiedy znowu zaczniesz odgradzać się od ludzi.

Poczuł w miejscu serca lekki uścisk, jakby ktoś położył tam dłoń. Zrobił to samo, jakby chciał oddać ten gest, mimo że było to irracjonalne.

— Esteban, idziemy?

Usłyszał głos dziewczyny, ale przebijający się z bardzo daleka. Miał wrażenie, jakby został zamknięty w bezpiecznej bańce, do której dźwięki przedostawały się lekko zniekształcone. Próbował zrozumieć sens pytania, ale nie do końca mu to wychodziło. Dlatego potrząsnął głową, odwrócił się w kierunku Reiny i zapytał:

— Czy możesz powtórzyć?

Pokiwała głową.

— Idziemy?

— Tak, tak.

Podszedł do drzwi i otworzył je przed dziewczyną. Jednocześnie kotłowało się w jego głowie od nadmiaru myśli. Został przytłoczony ilością informacji o Néstorze. Miał wrażenie, jakby stał w środku burzy i był malutkim punkcikiem, który jest ciągnięty na wszystkie strony. Nie umiał skupić myśli, a żadne zdanie nie było na tyle dobre, żeby je wypowiedzieć na głos. Dlatego milczał.


♛♛♛


Przechodził razem z dziewczyną przez miasteczko w ciszy. Zachwyt na widok obrazów na budynkach zaczął blaknąć, a rozmowy osób mijanych na uliczkach cichły. Wszystkie tematy wydawały się mało ważne w obliczu takiej tajemnicy, jaką zaserwował mu Néstor. I Samuel od Reiny. Jakby to wszystko stanowiło coś niezwykle cennego w uporządkowaniu tych myśli.

— Może chcesz sok z mango? — zapytała Reina z uśmiechem skierowanym w kierunku chłopaka.

— Czy to jest jakaś zaszyfrowana wiadomość? — odpowiedział Esteban w formie pytania i z takim rozbawieniem w głosie.

Podszedł w kierunku jednego ze stoisk przyłączonych do budynków. Sprzedawali w nim zamrożony sok, którego konsystencja przypominała rozdrobnione kostki lodu. W wykazie smaków znalazło się mango. Od razu zamówił dwa i wyjął z kieszeni kilka monet euro. Jeden z napojów podał dziewczynie.

— Oczywiście. — Dziewczyna kiwnęła głową w momencie udzielania odpowiedzi.

— Wkręcasz mnie — zaśmiał się i puścił w jej kierunku oczko. — A tak naprawdę, jaka kryje się historia za sokiem z mango?

— Kiedy zamieszkałam razem z Samuelem, mieliśmy pewną zasadę. Codziennie wieczorem opowiadaliśmy, co się u nas wydarzyło. A w momencie przyjścia z dwoma szklankami z sokiem mango, był to... był to moment, w którym działo się coś złego. Chcieliśmy o tym opowiedzieć i w sytuacjach kryzysowych dostać jakieś rady.

Esteban szedł razem z dziewczyną od drugiej strony do centrum. Przechodzili obok nowych obrazów na budynkach, które nadal zachwycały. Jednak szczególną uwagę przykuwał szyld z nazwą lokalu i odręcznie narysowanym jeżem.

— Najlepsza kawa w miasteczku. — Chłopak wskazał na konkretne miejsce. — Cudowne uczucie, kiedy można się komuś wygadać. Nie być osądzany, a wysłuchany. Robiłem podobnie z moim bratem, ale zamiast soku z mango, włączałem piosenkę Elvisa Jailhouse Rock.

Esteban zajadał się zamrożonym sokiem z mango, który pozbawiał go czucia w większej części ust. Uwielbiał ten moment, mimo że za każdym razem miał wrażenie, jakby znalazł się na fotelu dentysty i został mu podany jakiś środek znieczulający. O ile wizyta u specjalisty była dla niego wielkim stresem, o tyle zajadanie się smakową zamrożoną wodą stanowiło dla niego moment kosztowania najlepszej rzeczy na świecie.

— Dokładnie. — Reina piła sok z mango, który zdążył się rozmrozić. — Chciałabym cię o coś poprosić...

— Tak?

— Wujek wynajął dla mnie pokój w malutkim pensjonacie. Niestety mam kiepską orientację w terenie, a brak zasięgu w telefonie nie działa na moją korzyść. Czy pojechałbyś ze mną? Wiem, że wiele od ciebie wymagam.

Walnął się otwartą dłonią w czoło. Nie mógł uwierzyć, że zapomniał. W tym momencie mógł się porównać do tej rybki z bajki dla dzieci, której pamięć nie należała do najdłuższych. Wyjął z kieszeni luźnych spodni do kolan malutką kopertę, którą podał dziewczynie i powiedział:

— Oczywiście. Nie będzie to żaden problem. — Esteban przejechał dłonią po boku głowy i wykonał tik poprzez odchrząknięcie.

— Co to jest? — zapytała i wypiła do końca napój, po czym opakowanie wyrzuciła do najbliższego śmietnika.

— Pewnie zauważyłaś, że dostęp do sieci komórkowej jest ograniczony. Nie jest to sytuacja przejściowa — zaczął mówić Esteban i również wyrzucił kubek po napoju. Patrzył, jak dziewczyna go słucha w skupieniu. — Nie wiadomo, co jest przyczyną. Może to być związane z terenami, na których powstało miasteczko lub jakieś blokady ogólnodostępnych sieci, ale jest to zwykłe gdybanie. W kopercie masz kartę do telefonu, która będzie działać w Salabrii i okolicach. Dodatkowo masz karteczkę z moim numerem telefonu i dostępem do darmowego wi-fi w centrum miasteczka.

Spojrzał na dziewczynę, która pokiwała głowę, ale nie wypowiedziała żadnych słów na głos. Jedynie pokazała brodą na budynek restauracji, więc odwrócił wzrok w tamtym kierunku. Skręcił razem z Reiną w boczną uliczkę. Nie musieli wchodzić do środka lokalu, żeby dostać się na parking. Przechodzili ścieżką od strony morza i słyszeli dźwięki fal obijających się o skały. A przed oczami widzieli schody prowadzące bezpośrednio na plażę. Zrobili pół okrążenia i stanęli na parkingu przed czarnym samochodem. Doskonale kojarzył markę samochodu i tak mocno go korciło, żeby zadać to jedno pytanie. Próbował się powstrzymać, ale w końcu zapytał:

— Czy to jest Mercedes-Benz 190 SL?

— Yyy... T-tak — odpowiedziała, kiedy otwierała drzwi samochodu i zaprosiła gestem ręki, żeby wsiedli do środka.

Usłyszał dźwięk włączonego silnika i pokazał dłonią, w którym kierunku powinni jechać. Jednocześnie dochodziło do niego, że znał każdy detal znajdujący się na desce rozdzielczej. Miał wrażenie, jakby ponownie znalazł się ze starszym bratem w aucie. Nie było to możliwe, dlatego obserwował widoki przez przednią szybę.

— Dostałam samochód po Samuelu — powiedziała. Uśmiechała się do siebie, jakby przypominała sobie momenty, kiedy jeździła samochodem razem z bratem.

— Ja też, ale... nie mam prawa jazdy. Samochód stoi w garażu u brata w domu.

Wskazał dziewczynie, gdzie powinna skręcić, żeby dostać się na uliczkę prowadzącą do pensjonatu. Nie było to daleko od centrum, ale pojawiało się kilka zakrętów, na których większość turystów się gubiło. Kiedy zobaczyli nazwę, zatrzymali się po drugiej stronie ulicy. Widział, że chce wysiąść z samochodu. Złapał ją za rękę, ale na krótko, żeby zatrzymała się przed opuszczeniem pojazdu.

— Czy jesteś pewna, że chcesz tutaj spędzić noc? — zapytał Esteban, jakby do końca nie wiedział, jak powinien zasugerować dziewczynie, że jest to zły pomysł.

— Tak, jestem pewna. Zdaję sobie sprawę, że zdjęcia w Internecie w stosunku do rzeczywistości, różnią się od siebie dość znacząco. Chcę dać szansę temu miejscu. Czy coś się dzieje?

— Częściowo. Nie jest to najlepsze miejsce do spędzenia nocy. Dostaniesz uczulenia i robactwo wielkości kotów chodzi po korytarzach.

Usłyszał śmiech Reiny. Doskonale zdawał sobie sprawę, że mógł zostać odebrany w całkowicie inaczej, niż to sobie początkowo zakładał. Spojrzał na nią swoimi niebieskimi oczami.

— Możesz zamieszkać u mnie. Wynajmę ci pokój. Co ty na to?

— To miłe, ale chcę spróbować przespać się w miejscu, które wcześniej zarezerwowałam. Nie lubię wydawać pieniędzy, jeśli z czegoś nie skorzystam.

— Ale...

— Domyślam się, że opinie mieszkańców są kiepskie, ale chcę spróbować, nawet jeśli poniosę porażkę. — Reina powiedziała wszystko na spokojnie, żeby zobaczyć zachowanie chłopaka. — Jeśli będziesz spokojniejszy, zadzwonię do ciebie, gdyby coś się działo.

— Jasne.

Ostatni raz spojrzał na dziewczynę i wysiadł z samochodu. Nie chciał robić niepotrzebnego zamieszania w kwestii odmiennego zdania. Szanował jej decyzję, dlatego postanowił odejść od tego miejsca. Kiedy znalazł się kilka domów od pensjonatu, spojrzał za siebie. Zobaczył Reinę, która wpatrywała się w jego plecy, a chwilę później ich wzrok się spotkał. Był to krótki moment, ale mający w sobie tyle różnych emocji.

~~

[1] Socorro (hiszp.) — pomocy, ale w kontekście ratunku.

[2] Mi amigo (hiszp.) — mój przyjacielu.

*Wszystkie tłumaczenia znajdują się w komentarzach przy danym fragmencie.


Dzień dobry!

Przybywam z nowym rozdziałem. Kto jest zaskoczony?

Jest to pociągnięcie rozmowy Reiny i Estebana z poprzedniego rozdziału. Mamy pierwsze odkrywanie kart, jeśli chodzi o starszych braci. Jestem bardzo ciekawa, co sądzicie.

Czy uważacie, że zmienił mi się styl pisarski? Widzę, że piszę w troszkę inny sposób. Nie wiem, czy sobie to wkręcam czy jest to widoczne przez moich czytelników.

Rozdział będę wrzucała raz w miesiącu. Będzie to 29 każdego miesiąca. Kiedy będę miała więcej zapasów rozdziałów, wtedy będę informowała o częstszej publikacji rozdziałów.

Dedykacja ląduje u xsnookix, bo jest wierną fanką Estebana. Chciała pomóc przy... nie powiem, bo to tajemnica. I Esteban dostał od niej list. Czekam na kolejny ❤️


Zauważyłaś/eś błąd? Popraw! Dziękuję ❤️


Aktualizacja: 28.01.2025


Możecie mnie znaleźć na:

Instagram: i.j.piotrowska_autor

Twitter/X: barcelonowa07

Hasztag do reakcji na Twitterze/X: #ZniszczeniPL

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top