03. Zamknij oczy w Salabrii
TRIGGER WARNING: przemoc domowa, fizyczna
79 dni do poznania prawdy
Reina
Reina prowadziła samochód. Z głośnika przenośnego leciała piosenka Elvisa Presleya Houd Dog. Spoglądała przed siebie i widziała, jak pojedyncze drzewa przeobrażają się w gęsty las. Niespodziewanie usłyszała ciche pikanie, więc zerknęła kątem oka na telefon, który był przymocowany na uchwycie do deski rozdzielczej. Zobaczyła brak sieci, a później komunikat o braku Internetu i wykonywaniu jedynie telefonu alarmowego.
— Serio?! — krzyknęła w przestrzeń. Stukała palcami o kierownicę w rytm muzyki.
Spojrzała na tatuaż znajdujący się na prawym nadgarstku i odtwarzała w pamięci, jak wkładała list do torebki. Doskonale pamiętała scenę rozgrywającą się w równą rocznicę śmierci Samuela.
5 czerwca 2019 roku
Siedziała na kanapie w sukience z bankietu. Na bosaka i z kokiem na czubku głowy. Położyła list na kolanach, a wzrok utkwiła w punkcie przed sobą.
— Zaczniemy? — zapytał Leonardo.
Usłyszała głos przyszywanego wujka, jakby znajdował się na drugim końcu mieszkania i za zamkniętymi drzwiami. Czuła jego bliskość, jak roztaczał wokół siebie niewidzialną aurę dobroci. Jednak dla Reiny największy problem stanowiło uporządkowanie myśli, które krążyły wokół Samuela i listu, gdzie dodawano do jej połamanego serca jeszcze jedną rysę. Dlatego wzięła głęboki oddech i je wypuściła. Spojrzała na kopertę, którą otworzyła. Wyjęła z niej kartkę i zaczęła czytać:
Reina,
nie powinienem odchodzić z Twojego życia tak szybko. Dopiero wkraczałaś w dorosłość, kiedy Cię opuściłem. Za bardzo chciałem zawalczyć o prawdę, która mnie przerosła. Próbowałem różnych sztuczek, żeby wydostać się z tego bagna. Niestety poległem. Za bardzo kochałem życie, żebym umiał ze sobą skończyć. Może jestem tchórzem, ale miałem tę szansę, żeby decydować sam za siebie.
Zawsze będziesz moją malutką siostrzyczką. Nie mogę zapomnieć niedziel, które spędzaliśmy w Labiryncie Horta. Znowu byliśmy dziećmi, które zostały pozbawione jakichkolwiek problemów i zakazów. Wygłupialiśmy się i śmialiśmy, gdzie Twój śmiech zarażał wszystkich dookoła.
Przerwała czytanie. Początkowo myślała, że list stanowił formę pogodzenia się ze śmiercią Samuela. Zamiast tego, dotarło do niej, że stanowiło to jedną, wielką zagadkę.
— Nigdy nie byłam w Labiryncie Horta — rzekła.
Spojrzała na przyszywanego wujka, w którego spojrzeniu zobaczyła zaskoczenie.
— Na pewno? Może zapomniałaś? — zapytał i przeniósł wzrok na jakiś mało znaczący punkt przed sobą. — Czasami spotykam się z ludźmi w całkowicie obcym miejscu i dużo później sobie o tym przypominam. Może z tobą jest podobnie.
Pokręciła przecząco głową, jakby nie do końca zgadzała się ze słowami wujka. Przecież nie można odkryć niespodziewanie, że odwiedzało się dane miejsce, skoro miało się problem z ustaleniem, gdzie się ono znajdowało.
— Może... może coś pomyliłam.
Pamiętasz, jak spotykaliśmy się w samym sercu labiryntu? Jak wymachiwałaś czerwoną apaszką? Nie mogę zapomnieć Twojego uśmiechu, który widzę cały czas przed oczami. Nawet teraz, kiedy umieram, dochodzi do mnie jedynie wspomnienie o Tobie. Nie mogę jej wyrzucić ze swoich myśli, dlatego będzie ostatnią, która zostanie ze mną w momencie śmierci. A może powinienem powiedzieć ostatniego oddechu... ale jest to za bardzo melodramatyczne, a Ty nienawidziłaś takich zakończeń. Byłaś jedyną osobą, o którą dbałem do końca.
Chciałbym Ci tyle powiedzieć, ale jedyne, co mi przychodzi do głowy, to Festival del Sendero de las Luces[1] w Salabrii. To niezwykłe miasteczko, które powinnaś odwiedzić. Pokochasz za widoki i miejsca do robienia zdjęć — doskonale zdaję sobie sprawę, jak uwielbiasz je robić. Nie ma nic piękniejszego, kiedy dzień dopiero budzi się do życia. Czujesz ten spokój, kiedy nikt Ci nie truje nad uchem (usłyszałaś mój śmiech?). Jednak do brzegu... Wyjedź do Salabrii i odnajdź Estebana Carrasco Raya. Jest dość wycofany, ale może spróbujesz go do siebie przekonać. Namów go, żebyście przeszli się uliczkami miasteczka. Będziesz miała namiastkę, jakbyśmy chodzili po tym miejscu wspólnie. Powinnaś wiedzieć, że tam wszystko się zaczęło, kiedy...
Zobaczyła przedartą kartkę w miejscu niedokończonego zdania. Odwróciła kartkę na drugą stronę, ale zobaczyła, że tekst był do góry nogami. Przekręciła ją i zorientowała się, że nie był to charakter pisma Samuela. Jedynie fragment listu, ale napisany przez kogoś obcego.
Usłyszała w oddali trąbienie, a chwilę później dostrzegła na sąsiednim pasie samochód osobowy. Kątem oka zobaczyła mężczyznę, którego skądś kojarzyła. Nie umiała sobie przypomnieć, kiedy go spotkała i gdzie — jedynie powodował w niej strach, jakby podświadomość igrała z nią samą, że może stać się jej krzywda. Dlatego wróciła spojrzeniem na drogę przed sobą. Zacisnęła mocno dłonie na kierownicy, a twarz zachowała bez jakiegokolwiek wyrazu. Przyszło to jej z trudnością, gdyż mimika stanowiła dla niej coś wyjątkowego. Miała wrażenie, jakby ją czegoś pozbawiano.
Gdy zobaczyła tablicę z nazwą miejscowości, skręciła w prawo. Wyjechała z gęstego lasu. Cały czas go widziała z prawej strony, ale z dala od drogi. A z lewej zaczęły pojawiać się domy wolnostojące, ale w sporej odległości między sobą. Jednak zupełnie inaczej to wyglądało, kiedy zbliżała się do centrum miasteczka. Budynków przybywało i dość ściśle przylegały do siebie.
Przejechała przez środkową część Salabrii i kierowała się wskazówkami, które zostały jej przekazane w dość mdły sposób. Coraz bardziej miała wątpliwości, czy faktycznie znalazła się w odpowiednim miejscu, mimo że nazwa pasowała. Jednak najgorsze stanowiło to, że jechała na oślep — bez nawigacji i zasięgu w telefonie, jakby co najmniej to miasteczko nie istniało.
Zatrzymała się na krótkim podjeździe obok restauracji. Wyłączyła muzykę i wyjęła kluczyk ze stacyjki. Z miejsca pasażera zabrała aparat z obiektywem i resztę swoich rzeczy. Wysiadła z samochodu i zamknęła go. Podeszła w stronę drzwi, a chwilę później wyciągnęła z małej torebki na ramię karteczkę z koślawo narysowanym logiem i nazwą lokalu. Spoglądała raz na jedno, a raz na drugie, jakby coś miało się magicznie zmienić. Nic takiego nie nastąpiło, więc weszła do środka.
Stała w kwiecistej sukience pomiędzy drzwiami i ladą barmańską. Obracała głowę, jakby znajdowała się, co najmniej na meczu piłki nożnej. Doskonale zdawała sobie sprawę, że w Hiszpanii ta dyscyplina była porównywana do drugiej religii. Jednak to odtwarzanie wspomnień z przeszłości, kiedy Samuel siadał przed telewizorem i oglądał mecz swojej ulubionej drużyny, było czymś wyjątkowym. Teraz to wszystko schodziło na dalszy plan, kiedy usłyszała za sobą melodyjny głos:
— Kawa czarna czy z mlekiem?
— Co? — zapytała z zaskoczeniem w głosie.
Odwróciła głowę w stronę lady barmańskiej. Przebiegła wzrokiem po miejscu. Wydawało się puste, ale do momentu, kiedy niespodziewanie zatrzymała swoje spojrzenie na mężczyźnie. Dość młodym, ale nadal płci przeciwnej.
— Ekhm — odchrząknął i zaczął kontynuować: — Czego chcesz się napić? Mogę zaproponować...
— Kawy — odpowiedziała, ale dostrzegła w wyrazie twarzy chłopaka pytanie, żeby doprecyzować, więc dodała: — Poproszę kawę czarną z jedną łyżeczką cukru.
Nie powiedziała więcej, niż wymagała tego sytuacja. Za bardzo się zestresowała poznaniem osoby, o której wspominał Samuel w połówce listu. Niby wymieniła z chłopakiem kilka sms-ów zawierających informacje dotyczące jej przyjazdu do miasteczka i opisania siebie nawzajem, żeby mogli się rozpoznać na żywo. Czuła, jak drżą jej dłonie, które zacisnęła na pasku torebki. Nogi same ją poprowadziły bliżej lady, na której odłożyła aparat i usiadła na jednym z hokerów. Przełknęła ślinę i ze ściśniętym gardłem powiedziała:
— Przyjechałam do Salabrii, bo szukam...
— ...Estebana Carrasco Raya? — zapytał, po czym odwrócił się w kierunku dziewczyny, żeby postawić przed nią filiżankę z kawą.
— S-skąd?
Zobaczyła, jak wyciągnął w jej kierunku rękę, którą uścisnęła.
— Witaj. Esteban we własnej osobie.
— Reina — odpowiedziała z uśmiechem, a w jej policzkach pojawiły się dołeczki.
Spoglądała na kawę i na chłopaka. Opuszczała i podnosiła głowę. Robiła tak kilka razy, żeby w rezultacie napić się napoju zawierającego kofeinę, której tak bardzo potrzebowała, jednocześnie skupiając uwagę na chłopaku, który stał naprzeciwko niej. Słyszała, jak wystukiwał palcami jakiś rytm, więc jedynie milczała, zamiast rozpocząć rozmowę, jak to na dorosłą osobę przystało.
— Domyśliłem się, ale... — powiedział Esteban — ale nie wszystko się zgadza.
— To znaczy? — zapytała, po czym próbowała odstawić pustą filiżankę na spodek, ale minimalnie zadrżała jej dłoń.
Esteban wyprostował się i wyciągnął z kieszeni telefon. Poklikał kilka razy w wyświetlacz i zaczął czytać:
— Jestem ruda, nawet bardzo. Mam błękitne oczy. Nie posiadam figury modelki. Pewnie znajdzie się kilka kilogramów nadwagi, ale kto by się tym przejmował, kiedy w grę wchodzi dobre jedzenie. Nie jestem ani niska, ani wysoka. Taki karzeł w kapeluszu, ale bez kapelusza. Taka ze mnie przeciętna kobieta.
— Czy coś nie pasuje?
Esteban wpatrywał się w jej twarz, jakby studiował każdy detal. Robił to powoli i przenosił swoje spojrzenie na inną część twarzy, żeby na samym końcu spojrzeć bezpośrednio w błękitne oczy.
— Brakuje piegów i może wzmianki, że uśmiechasz się całą sobą — odpowiedział i puścił w jej kierunku oczko.
Spuściła głowę z zawstydzenia. Zaczęła obracać filiżankę na spodeczku i zaczęło do niej docierać, że podobnymi słowami opisywał ją starszy brat. Nie powiedziała tego na głos, a jedynie wydukała cichym głosem:
— Jesteś dobrym obserwatorem. Zauważasz cechy, które umykają zwykłym ludziom.
Poczuła na sobie wzrok chłopaka. Podniosła głowę i spotkała się ze spojrzeniem Estebana. Próbowała z nim utrzymać kontakt wzrokowy, ale w pewnym momencie usłyszała chrząknięcie. Nie skomentowała tego w żaden sposób, ale przeskakiwała wzrokiem po jego twarzy. Robiła to bezwiednie, ale dostrzegła, jak chłopak zacisnął usta i napiął mięśnie.
— Ekhm... — odchrząknął i się odezwał: — Powinniśmy się zbierać, jeśli chcemy wszystko zobaczyć.
— Jasne — odparła zawstydzona i zeskoczyła z krzesła barowego.
Zabrała z blatu aparat, który zawiesiła na szyi i podeszła w kierunku wyjścia. Wyciągnęła rękę w stronę klamki. Natknęła się na czyjąś dłoń, więc swoją bardzo szybko cofnęła. Przekręciła głowę i zobaczyła Estebana, który otworzył przed nią drzwi, żeby mogła szybko wyjść na zewnątrz.
Stanęła w sporej odległości od restauracji. Jej oczom ukazał się widok kolorowych domów zwisających ze zbocza wzgórza i otoczonych rozłożystymi drzewami. Wąskie uliczki wiły się w górę i dół niczym labirynt. A w oddali słyszała dźwięki Morza Kantabryjskiego, którego fale uderzały o skały. Skupiła uwagę na jednym puncie, gdzie problemy całkowicie ulatywały w powietrze, a harmider rozmów ucichł. Odczuwała wewnętrzny spokój, jakby znajdowała się pod wodą, skąd głosy były mocne przyciszone.
— Jestem na miejscu, braciszku — wyszeptała, gdzie jej słowa były prawie niedosłyszalne.
Zaczęła stukać nerwowo butem o kostkę brukową, w rezultacie czego przechadzała się wzdłuż ulicy. Cały czas chodziła tą samą ścieżką. Raz lekko podłoże się obniżało w stronę morza, a chwilę później szło ku górze. Robiła to niezwykle szybko, jakby cały czas prowadziła rozmowę ze swoim bratem w głowie. Nie zwracała uwagi na przechodniów, przez co prawie wpadła na Estebana. Stanęła zaledwie kilka kroków od jego klatki piersiowej i zacisnęła usta, żeby zatuszować swoje zażenowanie zaistniałą sytuacją.
— Miałaś minę, jakbyś rozwiązywała skomplikowane zadanie matematyczne — powiedział Esteban ze śmiechem w głosie.
Zaśmiała się dość nerwowo. Zrobiła to bardziej pod wpływem chwili. Nie do końca umiała zrozumieć swoje postępowanie, ale z tyłu głowy dochodziły do niej myśli, że jej zdolności matematyczne były na poziomie, który pozwalał rozwiązywać zadania bez większego problemu i umiała policzyć pieniądze. A to wystarczało jej w życiu.
— To przypadek. Matematyka nigdy nie była moim ulubionym przedmiotem. Bardziej ciągnęło mnie do zajęć kreatywnych — stwierdziła i mówiła to w taki sposób, jakby oczami wyobraźni widziała samą siebie w trakcie takich lekcji.
Odwróciła się, żeby stanąć przodem do kierunku, z którego przyszła. Obserwowała chłopaka, jak gestykulował rękoma. Pokazywał kręte uliczki i rysował budynki w powietrzu. Robił to tak umiejętnie, że w momencie, kiedy poszedł kilka kroków do przodu, zobaczyła, jak odwrócił w jej stronę głowę i poruszał ustami. Wiedziała, że coś do niej mówi, ale słyszała jedynie ciszę. Potrząsnęła głową, żeby odgonić od siebie myśli związane z Samuelem i wszystkie dźwięki wróciły.
Przyspieszyła kroku, żeby zrównać się z Estebanem. Czuła na plecach delikatny wiatr połączony z unoszącym się w powietrzu zapachem słoności od morza. A zaczerwienione policzki były muskane przez promienie słońca.
— Salabria powoduje, że ludzie przypominają sobie o największych tragediach, które skrywali przed światem przez tak długi czas — odpowiedział Esteban z powagą w głosie.
— Co?
— Nie wiem, czy to powietrze, a może bliskość Morza Kantabryjskiego, ale wszyscy, bez wyjątku, zaczynają analizować swoje życie, ale jedynie w tych ciemnych barwach.
Pokiwała głową i nic nie odpowiedziała. Obserwowała wszystko z zapartym tchem, gdzie po jednej stronie nadal znajdowały się wzniesienia z domami w każdym kolorze tęczy, a poniżej budynki z kolorowymi wystawami, które wręcz zapraszały do wejścia. Jednak szczególną uwagę przykuwały obrazy znanych malarzy, które widziano w galeriach sztuki na całym świecie. A teraz je widziała na własne oczy na elewacjach budynków, dlatego zatrzymała się przed jednym z nich.
— Czy to jest...? — Reina próbowała sklecić zdanie, ale w głowie miała totalną pustkę.
Wpatrywała się w obraz, którym zachwycała się od najmłodszych lat. Jednak równie mocno, jak był piękny, z taką samą siłą go nienawidziła. Za bardzo był związany z przeszłością.
TRIGGER WARNING: przemoc domowa, fizyczna
20 czerwca 2008 roku
Siedziała wyprostowana razem z bratem na środku przy stole. Szczytowe miejsca zajmowali rodzice. Dało się wyczuć napiętą atmosferę, że nawet mucha bała się pokazać swoje przybycie. Jednak dwie rzeczy były niezmienne... Po pierwsze, obraz „Ostatniej Wieczerzy" Leonadro da Vinci wisiał na honorowym miejscu. Wpatrywała się w niego przy każdym posiłku i od tylu lat, jakby był zatrutym owocem. A po drugie, notes ojca. Zawsze w nim zapisywał każde potknięcie.
— Reina jak w szkole? — zapytał ojciec bez zbędnych emocji i z tym swoim mocnym akcentem w głosie, który tak mocno się wyróżniał wśród osób mieszkających w Madrycie.
— D-dobrze, tato — powiedziała z zająknięciem i spojrzała na ojca, z którym złapała kontakt wzrokowy.
Położyła ręce na kolanach. Poczuła na dłoni, jak Samuel przejechał kciukiem po zewnętrznej jej części. Zawsze tak robił, jakby miało to być formą bezpieczeństwa.
— A zajęcia dodatkowe?
— W p-porządku.
— Reina, przestań odpowiadać półsłówkami. Jesteś już na tyle dużą dziewczynką, żeby mówić pełnymi zdaniami i przestać się jąkać.
Przeniosła swoje spojrzenie na obraz. Spoglądała na każdy jego element, tym samym odcinając się od rzeczywistości.
— Ona się ciebie boi, dlatego się jąka! — wykrzyknął Samuel.
— Jeszcze jedno słowo, Samuel! — powiedział ojciec podniesionym głosem i grożąc synowi palcem. Za każdym razem był to zwiastun zbliżającej się kary.
— Samuel, odpuść — wyszeptała i złączyła swoją dłoń z jego dużo większą.
— Pierwszy minus, Samuel — obwieścił Ramiro i zapisał w notesie adnotację o starszym z dzieci. — Reina, odpowiesz?
— Dzisiaj na zajęciach z baletu ćwiczyliśmy nową figurę. Pani mnie pochwaliła. Nie spodobało się to koleżance, która zawsze była najlepsza. Popchnęła mnie, więc jej oddałam. — Reina zaczęła płakać i ścierała malutkimi rączkami spływające po policzkach łzy. Spuściła głowę i odpowiedziała: — Przepraszam, tatusiu.
Usłyszała dźwięk przesuwanego krzesła. Zamknęła oczy i mocno zacisnęła powieki. A dłoń starszego brata jeszcze mocniej chwyciła, jakby podświadomość jej podpowiadała o strachu przed nieznanym.
— Idziecie! Oboje! — Ojciec dotknął ramienia jednego i drugiego dziecka.
Reina wstała z krzesła, ale cały czas trzymała dłoń starszego brata. Bała się, co może się wydarzyć. Jednak dużo bardziej obawiała się o Samuela.
— Ja to załatwię, Reina — wyszeptał Samuel.
Wchodziła do salonu razem z bratem. Puściła jego dłoń, kiedy musieli uklęknąć. Wyciągnęła przed siebie dłonie, które ułożyła w malutki koszyczek. Wpatrywała się w jeden punkt przed sobą, jakby to wszystko stanowiło normalną sytuację, mimo że daleko do niej było.
— Każde z was popełniło błędy przy kolacji. Mógłbym odpuścić karę, ale... — zaczął ojciec z zadowoleniem wymalowanym na twarzy — nie bylibyście w stanie ich zrozumieć, dlatego sami wybierzcie, które z was poniesie karę.
— Ja chcę... — odezwała się, ale jej wypowiedź została dość szybko przerwana.
— Nie ma mowy, siostra! Poniosę karę podwójnie — odpowiedział i zamilkł. Skierował swój wzrok na Reinę i przejechał delikatnie dłonią po jej policzku, dodał: — Wszystko będzie dobrze. Ty musisz być bezpieczna.
Pokiwała głową i opuściła ręce wzdłuż tułowia. Zobaczyła, jak ojciec do nich podchodzi i ciągnie Samuela za ubranie na środek salonu. Chciała opuścić głowę, żeby nie musieć patrzeć na wydarzenia dziejące się w pomieszczeniu. Niestety dłoń matki dość szybko ją podniosła i usłyszała:
— Wylosuj i przeczytaj — zarządziła matka i podsunęła pojemnik ze zwiniętymi karteczkami.
Wyciągnęła drżącą dłonią jedną z nich i przeczytała na głos:
— Bicie.
Reina zacisnęła mocno ręce w pięści, aż paznokcie wbijały się we wnętrze dłoni. Zobaczyła każdy szczegół, niczym na zwolnionym filmie. Ojciec podniósł Samuela do pozycji stojącej, ale zrobił to w taki sposób, jakby ten ważył tyle, co szmaciana lalka. Dostrzegła, jak starszy brat dygotał ze strachu, a jeszcze bardziej unikał każdego ciosu ojca. Jednak robił to tak nieporadnie, że potykał się o własne nogi. Próbował uciec przed oprawcą, a co najważniejsze: przed ciosami, które były niezwykle celne.
— Masz czternaście lat, więc zacznij walczyć, jak facet! — krzyknął ojciec i policzkował syna. Miało się wrażenie, że dawało mu to satysfakcję, że miał nad kimś przewagę.
Obserwowała wszystko z otwartymi ustami, jak wykonywał cios za ciosem. Robił to dokładnie, jakby wiedział, w które miejsce uderzyć, żeby zabolało najbardziej. W momencie, kiedy Samuel upadł na podłogę, pojawiła się seria kopniaków przez ojca. Widziała na twarzy brata grymas bólu pomieszany z płaczem. Był to dźwięk niczym konającego zwierzęcia. Nie mogła dłużej na to patrzeć, więc zamknęła oczy. Czuła się winna, że pozwoliła mu pójść za nią, mimo że miała zaledwie osiem lat.
— Otwórz oczy albo dołączysz do braciszka — wyszeptała matka i ścisnęła ją za brodę.
Wykonała polecenie, ale bardziej ze strachu. Jednocześnie spojrzała kątem oka na kobietę i zobaczyła na jej twarzy zadowolenie. Poczuła, jakby wewnętrznie umarła, a jej serce łamało się na malutkie części.
Wróciła wzrokiem na środek salonu. Zobaczyła ojca, jak przyciskał Samuela do ściany. Trzymał go za szyję i policzkował. Ciągle powtarzał na głos jedną i tę samą wypowiedź:
— Oddaj mi! Wiem, że masz na to ochotę! Samuel, nie bądź tchórzem!
— Tato! Puść go! Zrobisz mu krzywdę! — krzyknęła z rozpaczą w głosie.
Wyswobodziła się z uścisku matki. Podbiegła w kierunku brata, ale dość szybko została przez nią złapana w pasie. Wyrywała się i uderzała rękami na oślep. Próbowała w ten sposób uwolnić się, a tym samym pomóc Samuelowi.
— Puść mnie! Chcę mu pomóc! — Reina próbowała oderwać od swojego ciała ręce kobiety. Niestety w momencie, kiedy próbowała się od nich uwolnić, one zaciskały się na jej skórze jeszcze mocniej.
Walczyła, i to dość zaciekle. Kiedy myślała, że poniosła porażkę, została uwolniona z matczynych więzów. Podbiegła do brata, który został wyswobodzony z mocnego uścisku ojca. Leżał obok ściany i ciężko oddychał. Usiadła obok niego na piętach, ale na ułamek sekundy odwróciła głowę i zobaczyła, jak rodzice wychodzą z salonu. A na ich ustach zauważyła błąkające się uśmiechy.
— Przepraszam, że nie mogłam ci pomóc — wyszeptała i położyła swoją dłoń na jego klatce piersiowej, w miejscu bijącego serca.
— Tak, Ostatnia Wieczerza jest jednym z...
— ...z najsłynniejszych obrazów Leonardo da Vinci.
Reina spoglądała na obraz z drugiej strony ulicy, który coraz bardziej wzbudzał w niej niechęć. Miała wrażenie, że dawne emocje nadal krążyły w jej organizmie, niczym sępy czyhające na swoją ofiarę. Zaczęła się cofać, a oddech stawał się mocno urywany. Poczuła opór i spojrzała za siebie. Spotkała się z niebieskimi oczami Estebana i powiedziała bez jakichkolwiek emocji:
— Obraz przedstawia reakcję apostołów, gdy Jezus powiedział, że jeden z nich go zdradzi.
Zobaczyła zaskoczenie na twarzy Estebana. Otwierał i zamykał usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale żadne słowa nie wychodziły na zewnątrz.
— Znawczyni malarstwa?
Uśmiechnęła się i pokręciła głowę. Układała sobie w myślach, co chce powiedzieć na głos. Zawsze tak robiła, jakby strach ją blokował przed działaniem pod wpływem impulsu, dlatego rzekła:
— Ojciec uwielbiał otaczać się dziełami Botticellego, Caravaggio, da Vinci, Santiego i wieloma innymi znanymi malarzami, mimo że były to kopie.
Odsłoniła obiektyw i włączyła aparat. Pstryknęła i nagle znienawidzony malunek dostał całkowicie nowe życie. Przestała w nim widzieć przeszłość, a zaczęła dostrzegać każdy detal, jakby robienie zdjęć odkrywało przed nią całkowicie odmienny świat.
— Czasami miałam wrażenie, jakbym mieszkała w galerii sztuki. Musiałam znać historię obrazu i mieć w najmniejszym paluszku informacje o danym artyście.
Nogi same ją poprowadziły na brzeg chodnika. Ukucnęła na jedno kolano i całe swoje zainteresowanie skupiła na robieniu zdjęcia. Wstrzymała oddech i nacisnęła spust migawki.
— Znam to uczucie. — Esteban stanął obok dziewczyny, ale w takiej odległości, że nadal dawał jej przestrzeń. — Miałem podobną sytuację, kiedy zacząłem interesować się rysowaniem. Dowiadywałem się nowych rzeczy, które chciałem zastosować w praktyce. Byłem mocno zafiksowany na tym punkcie, ale... ale to nie to samo, co u ciebie. Robiłem to z przyjemności, a nie obowiązku.
Spojrzała na Estebana z wymalowanym zaskoczeniem na twarzy. Nie umiała pojąć, jak osoba całkowicie jej obca potrafiła tak swobodnie rozszyfrować jej przeszłość. Dlatego skomentowała to w taki sposób, jak to zawsze robiła, kiedy jej coś nie do końca pasowało.
— Początkowo denerwowałam się, że muszę czytać o rzeczach, które mnie kompletnie nie interesują. Jednak później zaczęłam dostrzegać plusy takiego działania. Chodziłam po muzeach i galeriach sztuki, żeby zachwycać się obrazami, o których mogłam opowiadać godzinami. Do dzisiaj mam słabość, jeśli chodzi o takie miejsca.
— Chciałbym kiedyś zobaczyć na własne oczy te wszystkie obrazy, które widuję na budynkach w miasteczku — odpowiedział chłopak, ale w taki sposób, jakby to była jedyna rzecz do zrealizowania w najbliższym czasie.
Uśmiechnęła się. Wolała przemilczeć wypowiedź chłopaka, gdyż każde zdanie wydawało się mało dobre. Chciała przekazać słowami swoje wsparcie w spełnieniu upragnionego celu, nawet w stosunku do osoby, która była dla niej całkowicie obca. Zdecydowała się na temat zastępczy, jak to miała w zwyczaju i powiedziała:
— Tak się zastanawiam...
Podniosła się do pozycji stojącej. Spoglądała na ludzi w poszukiwaniu osób, którzy byliby podobni do niej, ale pod względem wrażliwości na sztukę. Niestety nic takiego się nie zadziałało. Widziała jedynie turystów, którzy przechodzili obok niej bez żadnych emocji, jakby mieli listę miejsc do odhaczenia. Była zawiedziona, przez co opuściła ramiona, a na jej twarzy zagościł smutek. Jednocześnie zobaczyła, jak Esteban pokazywał w powietrzu, że powinni przedostać się na drugą stronę ulicy i kierować się chodnikiem.
— Dlaczego ludzie przechodzą obok takich obrazów bez żadnej refleksji? Czy oni tego nie widzą? — zapytała Reina, kiedy wchodziła na pasy i wymachiwała rękoma na wszystkie strony w nadmiarze emocji.
— Rzadko. Ludzie są skupieni na swoich telefonach, a nie obserwacji otoczenia — odpowiedział Esteban.
— To prawda — rzekła i pokiwała głową.
Przemierzała razem z Estebanem kręte uliczki. Obracała głowę na boki i podziwiała kolorowe budynki. Chciała powiedzieć coś więcej, ale w momencie, kiedy skręciła w prawo, jej oczom ukazał się widok rosnących winorośli. Zostały one uformowane w formie żywego dachu i rozciągały się przez całą długość ulicy. Szła tuż nad nimi i czuła, jakby znalazła się w całkowicie innym świecie.
— Czy obrazy pojawiają się na wszystkich budynkach w miasteczku?
— Yyy... Nie, zdecydowanie nie. Takie dodatki na elewacjach mają jedynie stare budynki lub takie, których uliczki w jakiś sposób dochodzą do głównego placu.
Słuchała słów Estebana w skupieniu. Czuła wewnętrzny spokój pomieszany z melodyjnym głosem chłopaka.
— O ja cię kręcę! Caravaggio! To jest naprawdę Caravaggio! — mówiła z zachwytem w głosie.
Wpatrywała się w obraz Złożenie do grobu, który został namalowany na rogowym budynku. Cała jej twarz wręcz promieniała. Doskonale kojarzyła malunki Caravaggio, które wisiały w charakterystycznych pomieszczeniach w domu rodzinnym. Miała wrażenie, jakby ponownie znalazła się w miejscu, o którym wolała zapomnieć. Słone łzy leciały po policzkach i złapała chłopaka za rękę, nawet sobie tego nie uświadamiając.
— Każdy reaguje w taki sam sposób na ten obraz. — Esteban mówił tym swoim uspokajającym głosem, przy którym czuła się spokojnie. — Wszystko w porządku?
Pokiwała głową. Zobaczyła, jak chłopak pokazywał ręką kierunek ich dalszej wędrówki. Ruszyła z Estebanem wzdłuż uliczki i widziała, jak gestykulował dłońmi, żeby pokazać bardziej charakterystyczne elementy. Opisywał wszystko w niezwykle obrazowy sposób, a słowa same wychodziły z jego ust. Nie próbowała wchodzić z nim w żadną dyskusję, wolała milczeć. Jedynym źródłem dźwięku z jej strony okazał się odgłos migawki w aparacie. Jednak w momencie, kiedy widziała zbliżający się główny plac, postanowiła się odezwać:
— Święta Eulalia była patronką przewoźników, żeglarzy i marynarzy.
— Widzę, że przygotowana do lekcji zwanej Salabria. — Esteban wypowiedział ostatnie słowo dość szybko. Poczuł zbliżający się tik poprzez odchylenie głowy do tyłu i chwilę później przyciśnięcie brody do klatki piersiowej.
— Też.
— Też?
— Zaskoczyło mnie w tym miasteczku, że nigdzie nie można znaleźć postoju dla taksówek. Jest tak cicho, że czasami... że czasami chciałoby się poczuć taki spokój w większych miastach.
— Nie znajdziesz — odchrząknął i kontynuował: — Zostały zlikwidowane. Było za głośno, szczególnie w porach nocnych. Taksówki jeździły z szybkością, niczym pogotowie na sygnale. Dlatego została podjęta decyzja o ich zlikwidowaniu.
Pokiwała głową, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Cały czas przetwarzała w głowie, co usłyszała od Estebana. Z jednej strony rozumiała punkt widzenia mieszkańców, że chcieli mieć ciszę i spokój. Natomiast z drugiej zaprzeczało to temu wszystkiemu, co widziała, kiedy przechodziła obok ludzi w Barcelonie. Wielokrotnie dostrzegała, jak walczą o przetrwanie, więc w jakiś sposób ściskało jej się serce, kiedy pomyślała sobie o osobach, które zostały pozbawione zarobienia nawet tych kilku euro.
— Ludzie nie zostali bez pracy. Dostali nową, jeśli się o to martwisz. I widzę po twoim wyrazie twarzy, że wszystko przeanalizowałaś w głowie. Określiłaś plusy i minusy.
— Skąd?
— Robię tak samo. — Esteban uśmiechnął się do dziewczyny, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki.
Zaśmiała się. Widziała w nim swoje własne odbicie, analizując i przejmując się losem osób przypadkowo spotkanych na ulicy. Jednak najbardziej widoczną cechą okazały się dołeczki w policzkach, których u siebie nienawidziła, a jemu dodawały uroku.
Potrząsnęła głową, aby odgonić niechciane myśli i skupić się na elementach, które miała przed oczami. Zwróciła całą swoją uwagę na główny plac, który okazał się dwoma przylegającymi do siebie trójkątami. Na środku stała fontanna, z której wychodził pomnik świętej Eulalii, jako element ozdobny.
— Salabria została stworzona z dwóch malutkich miasteczek. Punktem łączącym te dwa miejsca jest fontanna. — Esteban zaczął opowiadać i obejrzał się wokół siebie, żeby zobaczyć, gdzie znajduje się dziewczyna.
Reina przechodziła przez ulicę, żeby znaleźć się na głównym placu. Zachowywała się jak małe dziecko, przebierające nogami z podekscytowania. Jednak w momencie, kiedy postawiła swoje kroki przed fontanną, dostrzegła łączenia na chodniku, więc ustawiła stopy w taki sposób, że stała pomiędzy nimi. Włączyła aparat, a chwilę później zrobiła zdjęcie. Swoim butom i w przenośny sposób również historii tego miejsca.
— W połowie lat trzydziestych wybuchł pożar. Rozpoczął się od strony wjazdu do Salabrii i szedł wzdłuż głównej ulicy. Palił za sobą wszystkie domy, ale... ominął wszystkie budynki z obrazami.
— A fontanna? Została oszczędzona?
— Nie do końca. Został z niej jedynie pomnik świętej Eulalii, a woda płynęła po chodnikach. — Chłopak spoglądał na Reinę, jakby chciał ocenić swoje możliwości, jeśli chodzi o zainteresowanie przez turystów. — Mogę powiedzieć taką ciekawostkę. Dla mieszkańców to wszystko posiadało magiczną moc. Wierzyli, że miasteczko ocalało w wybuchu pożaru, a to wszystko za sprawą świętej Eulalii.
— Zawsze słyszałam od mojego brata, że powinniśmy w coś wierzyć. Nie musi to być związane typowo z wiarą, a na przykład dążenie do czegoś, żeby na samym końcu to zrealizować. I szanować poglądy drugiego człowieka, jakbyśmy sami chcieli być traktowani.
Podniosła głowę i spojrzała na chłopaka. Próbowała powiedzieć coś więcej, ale zamilkła, jakby dodatkowe słowa były zbędne.
♛♛♛
Reina przechodziła z Estebanem przez las. Pod stopami było słychać dźwięk łamanych gałęzi, a w konarach drzew rozlegał się śpiew ptaków niczym arie operowe. Promienie słońca przedostawały się przez konary drzew i tworzyły niezwykle tajemniczy klimat. Jednak szczególną uwagę przykuwała polana umiejscowiona na wzniesieniu, skąd rozciągał się widok na okolicę.
Spoglądała na to wszystko z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Nie mogła uwierzyć, że znajdowała się w miejscu, które kojarzyła ze zdjęcia. Miała przed oczami fotografię przedstawiającą jej brata z innym chłopakiem, którzy stali obok siebie. Złączyli ze sobą dłonie zaciśnięte w pięści.
— Mam wrażenie, jakbym cofnęła się w czasie — rzekła w przestrzeń, a nie do jakiejś konkretnej osoby.
Czuła, jak po policzkach lecą słone łzy, a dłonie zaczynają drżeć. Opadła bezsilnie na ławkę, która stała tuż za jej plecami.
— Kojarzysz to miejsce, prawda?
Pokiwała głową. Spojrzała na Estebana, jak zaciskał dłoń na oparciu ławki. Dostrzegła, jak drżała mu broda i zaciskał usta, żeby nie wybuchnąć płaczem.
— Widziałam to zdjęcie w gabinecie mojego brata. Zawsze stało na honorowym miejscu, niczym najcenniejszy podarunek z podróży. — Reina mówiła dość spokojnie, choć pociągając nosem.
Wyjęła z torebki zdjęcie i dotknęła palcami twarzy Samuela, mimo że jedynie tej papierowej. Wyciągnęła dłoń z fotografią przed siebie i porównywała miejsca, które wyglądały podobnie. Kiedy natrafiła na charakterystyczny punkt i idealnie pasowało z dużo mniejszą kopią, zapytała:
— Kim jest druga osoba na zdjęciu?
— To mój starszy brat Néstor.
Nie spodziewała się usłyszeć takiego zdania. Oboje posiadali starszych braci, co dawało do myślenia. Miała wrażenie, że Samuel próbuje jej przekazać podświadomie, że to wszystko posiada w sobie drugie dno.
— Żyje?
— Nie, utonął w przydomowym basenie. Podobno popełnił samobójstwo — odpowiedział Esteban i usiadł na ławce obok Reiny. — Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby... gdyby nie bał się panicznie wody, kiedy nie czuł pod stopami gruntu.
— Bardzo mi przykro. — Reina ścisnęła dłoń chłopaka, żeby dodać mu wsparcia nawet w tak małym geście. Opuściła rękę ze zdjęciem, a samą fotografię położyła na kolanach. — Śmierć naszych starszych braci jest dziwnie ze sobą powiązana.
— Co masz na myśli?
— Samuel zawsze bał się pomieszczeń bez okien. Został powieszony, a później to uznali, jako samobójstwo.
— Co to ma wspólnego z moim bratem?
— Obaj zmarli w sposób, którego najbardziej się bali. — Reina mówiła głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji, jakby docierała do niej najgorsza prawda. — Nie byłeś zaskoczony, kiedy pokazałam zdjęcie. Doskonale wiedziałeś, kto się na nim znajduje. Jakim cudem?
— Robiłem to zdjęcie. Mogę pokazać, ale musimy troszkę skręcić i nie wiem...
— Nie będzie to problemem.
Zaczynało do niej docierać, że przyjazd do Salabrii miał w sobie coś więcej, niż jedynie poznanie prawdy. Była to gra, i to niezwykle dobrze skonstruowana. Dlatego tak bardzo bała się wyjawić prawdę o połówce listu. Wolała milczeć i skupić się na zdjęciu, żeby móc to wszystko zrozumieć. A dopiero później spróbować przejść do kolejnego etapu. Wszystko małymi kroczkami i bez zbędnego pośpiechu.
~~
[1]Festival del Sendero de las Luces (hiszp.) – Festiwal Śladu Świateł.
* Wszystkie tłumaczenia znajdują się w komentarzach przy danym fragmencie.
Dzień dobry w niedzielę!
Wracam i to chyba na dobre. Przestałam tak się napinać, że muszę coś napisać, bo czas goni. Kiedy w głowie sobie to uporządkowałam, to zaczęłam pisać więcej i szybciej. Nie jest to szybkość mojej czytelniczki, ale to nadal dużo, jak na mnie.
Nie umiem opisywać miejscowości. Wyszło dość koślawo, ale naprawdę się starałam. Miasteczko jest wymyślone przeze mnie, ale jest wrzucone w miejsce, gdzie pojawia się podobna miejscowość.
Pojawiło się kilka ważnych elementów w rozdziale. Jestem ciekawa, jak odbieracie pierwsze spotkanie bohaterów i pierwsze wspomnienie z domu rodzinnego.
Zauważyłaś/eś błąd? Popraw!
Aktualizacja: 28.01.2025
Możecie mnie znaleźć na:
Instagram: i.j.piotrowska_autor
Twitter/X: barcelonowa07
Hasztag do reakcji na Twitterze/X: #ZniszczeniPL
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top