01. Kiedy wybierasz prawdę od kłamstwa

Rok później

89 dni do poznania prawdy

Reina

Nueva perspectiva[1] była miejscem niezwykle nowoczesnym. Przyjeżdżali do niej ludzie z całej Hiszpanii, o ile nie z całego świata, żeby podziwiać prace nieznanych artystów. Dla osób z zewnątrz miało to wydźwięk kulturalny, a debiutanci dostawali szansę, żeby pokazać swoje prace na wernisażu.

Jednak dla Reiny Salinas galeria sztuki miała całkowicie inne znaczenie. Znalazła się w miejscu, o którym wielokrotnie śniła. W końcu mogła je zobaczyć na własne oczy — to przestronne pomieszczenie utrzymane w odcieniach kremowej bieli. Zdjęcia zawieszono wzdłuż ściany w czarnych, cienkich ramkach, a pod każdym z nich znajdowała się krótka adnotacja na temat czasu jego wykonania wraz z kilkoma zdaniami o samym dziele.

Reina szczerze pragnęła pogrzebać w tym pomieszczeniu ból po stracie brata, który uderzał w nią każdego dnia z coraz większą siłą. Podejmowała się różnych sztuczek, nim zrozumiała, że najlepszą opcją będzie zorganizowanie wystawy. Chciała uhonorować Samuela za jego zasługi w świecie fotografii, a także za bycie najlepszym bratem i przyjacielem, jakiego mogła sobie wymarzyć.

Stała przed tryptykiem. Po jego lewej stronie zobaczyła zdjęcie brata na białym tle. Był odwrócony prawym profilem do obiektywu. Wyciągał rękę do przodu, jakby chciał jej dotknąć, mimo że było to niemożliwe. Reina nie umiała oderwać od niego wzroku — próbowała zapamiętać nawet najmniejszy detal jego osoby.

Gdy przeniosła spojrzenie na środkową część obrazu, stanowiącą główny jego element, zauważyła na nim dwie przytulone do siebie postacie. Najpierw zobaczyła dziewczynę z policzkiem przyciśniętym do klatki piersiowej Samuela. Obejmowała go swoimi drobnymi rękoma. Szczególną uwagę przykuwały błękitne oczy, w których dało się dostrzec głęboki smutek. Mężczyzna odwzajemniał uścisk. Robił to w taki sposób, jakby miał pod swoją opieką najcenniejszy skarb na świecie. To samo zauważało się w jego oczach i delikatnym uśmiechu. Reina mogła powiedzieć wiele o tej fotografii, ale najważniejszą rzeczą w tym wszystkim było to, że widziała siebie i brata razem.

Westchnęła. Na ostatniej części obrazu zobaczyła samą siebie, odwróconą lewym profilem, z wyciągniętą do przodu ręką, jakby również chciała dotknąć czegoś ważnego, a tym samym nieosiągalnego.

Całość stanowiła przełomowy moment w jej życiu. Na samym początku Samuel podjął decyzję o wyprowadzce z domu rodzinnego i opuszczeniu stolicy. Nie wyobrażał sobie utrzymywania kontaktu z rodzicami, dlatego zdecydował się na rozpoczęcie nowego etapu w życiu. W całkowicie nowym miejscu, gdzie zapewniłby sobie i młodszej siostrze długo wyczekiwaną wolność. Bez strachu przed ukaraniem za najmniejsze przewinienia. Jednocześnie nie umiał przekonać samego siebie, że nie podążał za nim koszmar, na który ciągle musiał spoglądać. Nie potrafił zaznać długo wyczekiwanego spokoju.

Reina słyszała w oddali przytłumione rozmowy. Dochodziły do niej z dużym opóźnieniem. Niby próbowała skupić swoje rozszalałe myśli na czymś konkretnym, ale coraz bardziej dochodziło do niej przeświadczenie, że była przez kogoś obserwowana. W momencie przekonywania własnego umysłu, że było to coś niestworzonego, usłyszała charakterystyczny chód.

Nie próbowała grać twardej, bo taką rolę pełnił jej brat, ale teraz została jedyną żywą z rodzeństwa, przez co musiała zacisnąć zęby i przezwyciężyć swój strach. Odetchnęła z ulgą, mimo że nadal odczuwała napięcie w każdym skrawku swojego ciała.

— Samuel miał talent, ale kiepsko skończył — powiedział Ramiro Salinas, znany madrycki notariusz.

Na sam jego głos Reinie zaczęły drżeć ręce.

— J-jak to? — zapytała z zająknięciem i szybko odwróciła głowę w jego kierunku.

Na twarzy ojca nie sposób było doszukać się choćby ułamka emocji. Jakby był robotem.

Wpatrywała się w niego bez jakiegokolwiek wyrazu na twarzy, mimo że wewnątrz paraliżował ją strach. Przeniosła swój wzrok na trzęsące się dłonie, które zacisnęła w pięści.

— Wiesz, artysta ma dość słabą psychikę — zaczął wypowiedź ze spokojem. — Żeby udźwignąć ciężar sławy, wymaga się od niego niewyobrażalnego samozaparcia. Musi mieć przy swoim boku osobę, która będzie go wspierała w momentach załamania. Twój brat natomiast był samotnikiem i wolał walczyć ze swoimi demonami w pojedynkę, w rezultacie czego stał się cieniem samego siebie. Nie miał siły, żeby się podnieść i walczyć, więc postanowił zakończyć swoją egzystencję w tym wielkim świecie. Mimo że tak głupio.

Wypowiadał słowa w taki sam sposób, w jaki karał swoje dzieci za najmniejsze przewinienia. Byli dla niego jedynie ładnym dodatkiem do świata, w którym wszystko było na pokaz.

Reina wpatrywała się w obraz i bez jakiegokolwiek zawahania powiedziała:

— Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. — Zaciskała zęby przy wypowiadaniu poszczególnych wyrazów. — Próbujesz oczernić Samuela, bo tak będzie ci najłatwiej. Przecież martwy nie będzie mógł się bronić. Jest ci to na rękę, żeby mówić takie rzeczy o jedynym synu, którego zniszczyłeś.

Podeszła do kolejnego zdjęcia. W pierwszej kolejności dostrzegła błękit nieba. Barwy zachodzącego słońca przenikały się nad horyzontem. Na samym środku obrazu znajdowały się dwa budynki. Przypominały małe chatki z piernika, których dach zdawał się być polany błyszczącym lukrem niczym w słynnej bajce o Jasiu i Małgosi. Jednak to ławka wzbudzała największy zachwyt. Wykonano ją z ceramicznych, potłuczonych płytek ułożonych w formie mozaiki. Siedzisko pozostawiono w kolorze białym, a struktura oparcia była paletą wyrazistych odcieni żółtego, niebieskiego i zielonego. Całość stanowiła drogę do całkowicie obcego świata, zachwycającego swoim wyjątkowym klimatem.

— Nie będę ci udowadniał na siłę, że Samuel troszkę minął się z prawdą. — Ramiro założył jej kosmyk rudych włosów za ucho. — Uwielbiał szperać w przeszłości. Nie umiał odpuścić, nawet w momencie, kiedy opuściliście dom rodzinny w Madrycie. Tak długo babrał się w tej sprawie, że w którymś momencie przekroczył pewną granicę. Nie skreśliłem go, bo był moim synem. Dałem mu szansę. Mógł się wycofać. Nie posłuchał, więc zrobiłem wszystko, żeby przystopować jego rozszalałe ambicje.

Reina stała w osłupieniu i starała się przyswoić sens jego słów. Miała zbyt mało informacji, jednak intuicja podpowiadała jej, że coś było na rzeczy – ale nawet to nie sprawiało, że mogła wierzyć swoim przypuszczeniom.

— Zamordowałeś go?!

— Naoglądałaś się za dużo filmów, córeczko.

— Zawsze umiałeś ładnie operować zdaniami, żeby przekonać do siebie ludzi — powiedziała na głos słowa, których nie przewidywała wcześniej wypowiedzieć.

Niby wyobrażała sobie taki rozwój wydarzeń, ale zdawało się to mało realne. Nie była na tyle odważna, żeby postawić się ojcu, ale zrobiła to i zaczęła odczuwać strach. Nie wiedziała, jakich może się spodziewać konsekwencji, dlatego przełknęła ślinę, po czym dodała:

— Nie uwierzę w bajeczkę, którą mnie karmisz. Mieszkałam z Samuelem pod jednym dachem. Zbyt dobrze go znałam, żeby nie zobaczyć zmiany w jego zachowaniu. Zawsze czytaliśmy z siebie jak z otwartej księgi.

Ramiro spojrzał na córkę przymrużonymi oczami i zacisnął mocno szczękę.

— Może powinnaś uwierzyć.

Mężczyzna pokręcił głową i złapał ją mocno za nadgarstek. Reina poczuła przeszywający ból. Nie próbowała jej wyszarpnąć, gdyż byłaby uznana za osobę słabą. Wolała nadal odgrywać swoją rolę i czekać, aż w pewnym momencie uścisk osłabnie. Nadal musiała uczestniczyć w idealnym świecie, gdzie kontrola stanowiła fundament wzorowej rodziny.

— Nie wydaje mi się — rzekła i spojrzała na ojca z wyrzutem.

— Samuel cię okłamywał. Żyjesz w świecie ułudy, gdzie wszystko jest czarno-białe.

Wypowiadał każde słowo bez pośpiechu, jakby wcześniejsze zdenerwowanie nie miało miejsca. Doskonale wiedział, co powinien powiedzieć, żeby zostać wysłuchanym. Reina przybliżyła się do niego, żeby wyszeptać:

— Mówisz głupoty. — Po czym wróciła do poprzedniej pozycji. — Bardzo dobrze umiem odróżnić dobro od zła i kłamstwo od prawdy. Wiem, kiedy człowiek popełnia błędy, bo na tym polega życie.

Dłoń ojca zaciskała się i otwierała kilkukrotnie na jej ręce. Ostatecznie wzmocnił uścisk tak bardzo, że Reinie zaszkliły się oczy. Próbowała odgonić łzy szybkim mruganiem. Zacisnęła lekko zęby, żeby zminimalizować ból i nie krzyknąć.

— Jesteś ślepo zapatrzona w Samuela. Pokazywał się w taki sposób, w jaki chciał, żebyś go widziała.

— Musisz się bardziej postarać, żebym ci uwierzyła — powiedziała z pewnością w głosie i wyszarpnęła rękę z mocnego uścisku.

Odeszła. Postawienie się ojcu było równoznaczne z dokonaniem zdrady, której konsekwencji mogła się spodziewać w najmniej odpowiednim momencie. Coraz bardziej ją to przerażało. To, że osoba, którą przez wiele lat traktowała jako najukochańszego ojca, teraz stała się kimś całkowicie obcym. Pozbawionym ludzkich odruchów.

Niespodziewanie usłyszała za sobą trzeszczenie, jakby ktoś włączył mikrofon, po czym odcięła się od dźwięków dochodzących z zewnątrz.

— Señora[2] Salinas?

Głos mężczyzny dochodził do niej z bardzo daleka. Słowa były niewyraźne, więc próbowała domyślić się ich sensu.

— Sí[3] — odpowiedziała automatycznie i się odwróciła. Zobaczyła przed sobą osobę z obsługi.

— Es la hora[4].

Przytaknęła i ruszyła w stronę tłumu. Zobaczyła, jak ludzie gromadzą się przed podestem. Próbowała przedostać się między nimi jako osoba anonimowa, wypowiadając ciche: perdón[5]. Czuła, jak stres przejmuje nad nią kontrolę, ale próbowała z tym walczyć, mimo że dość nieporadnie. Dopiero w momencie, w którym stanęła przed mikrofonem, zdecydowała się zamknąć oczy i unormować przyspieszony oddech. Następnie spojrzała na osoby, które czekały, żeby usłyszeć nawet najkrótsze zdanie. Zabrała mikrofon, a z kieszeni sukienki wyjęła kartkę.

— Samuel Salinas uwielbiał otaczać się ludźmi, których cenił w swoim życiu — zaczęła czytać. — Nie oceniał. Jego bezgraniczna dobroć sprawiała, że oddawał swoje serce i zaangażowanie nawet w momentach najbardziej kryzysowych. — Reina zamilkła na kilka sekund, żeby kontynuować: — Bardzo często nasz dom stawał się bezpieczną przystanią. Nie było miejsca na brak czasu. Każda osoba dostawała jego zainteresowanie, jeśli tego potrzebowała. Samuel miał dar cierpliwego słuchania. Jednak to dawanie trafnych rad decydowało o sukcesie. Oczywiście, nie stanowiło to czegoś przypadkowego, bo wypytywał nawet o najmniejsze szczegóły. Pytania bardzo często zadawał po wcześniejszym przemyśleniu, jakby z góry wiedział, czego będzie dotyczyć sprawa.

Spuściła wzrok na kartkę, którą delikatnie zgniotła, żeby zmieściła się w kieszeni.

— Zawsze mówił, że jest dobrym obserwatorem i słuchaczem, a dopiero na samym końcu określał siebie niezwykłej klasy fotografem. Przez wiele lat uważał siebie za kogoś przeciętnego i nawet prestiżowe nagrody w konkursach nie zmieniły jego zdania. Za bardzo onieśmielał go wielki świat, mimo że bardzo ciężko pracował we Florencio Delafeunte.

Reina stała wyprostowana. Jej ciało przypominało sobie, że cały czas musi być idealna. Wszystko robiła dokładnie, jakby strach przed ojcem przejmował nad nią kontrolę. Nie umiała nad tym zapanować i wyrzucić z głowy. Nadal czuła się jak mała dziewczynka, której wpojono, że zostanie ukarana, jeśli nie będzie zachowywać się w odpowiedni sposób.

— Można wiele powiedzieć o Samuelu, ale jedno trzeba przyznać. Zmarł za wcześnie — rzekła i zamilkła, jakby zastanawiała się, jak dalej pociągnąć monolog. Próbowała skupić myśli na bracie, ale wtedy poczuła łzy, które wypłynęły z błękitnych oczu na rozgrzane policzki. — Nie powinien umierać w taki sposób. Miał tyle planów do zrealizowania i zostało mu to brutalnie odebrane. Pozostały po nim jedynie wspomnienia. Niestety, to wszystko zacznie blednąć z kolejnymi latami, żeby w rezultacie zostawić czarno-białe zdjęcia wraz z historią Florencio Delafuente.

Upuściła mikrofon i upadła na kolana. Podparła się trzęsącymi dłońmi o zimną podłogę. Spuściła głowę w kierunku czarnej sukienki. Dało się usłyszeć cichutki szloch, a słone łzy spadały wprost na ubranie. Nie umiała się uspokoić. Potrafiła jedynie łapać krótkie, urywane hausty powietrza.

Niespodziewanie została pociągnięta do góry, a później przyciśnięta do boku i objęta ramieniem. Był to mężczyzna, co rozpoznała po zapachu perfum. Nie umiała jednak rozszyfrować jego tożsamości. Ba, gdyby nawet próbowała tego dokonać, to zamglone od łez spojrzenie dość mocno jej to utrudniało.

— Jesteś bezpieczna, Reina — wyszeptał wprost do jej ucha.

Rozpoznała ten głos. Wiedziała, do kogo należał. Stanowił on ostoję, kiedy przechodziła najgorszy etap w swoim życiu. Po śmierci brata dopadały ją koszmary, i to właśnie przyszywany wujek przejął obowiązki, które wcześniej pełnił Samuel. Był jej wsparciem. Trwał przy niej, ocierał łzy i przytulał, żeby mogła się uspokoić. A teraz z rozluźnieniem stawiała kroki, gdyż czuła się przy nim bezpiecznie.

Znalazła po omacku jego rękę i delikatnie ścisnęła, co miało przekazać słowo dziękuję za bezustanną pomoc. Wolała wykonać ten drobny gest, niż mówić frazesy, które średnio odzwierciedlały jej stan emocjonalny.

Ciężkie, drewniane drzwi zaskrzypiały, gdy przez nie przeszli. Echo kroków rozniosło się po pustym pomieszczeniu. Nie musiała się zastanawiać, w którym kierunku zmierzali, gdyż w jego obecności mogła pójść wszędzie. W pewnym momencie zatrzymali się. Wyswobodziła się z uścisku. Jej oczom ukazał się jasny pokój z zawieszonymi czarno-białymi zdjęciami portretowymi w białych ramkach. Każda z nich przedstawiała kogoś, kogo Samuel znał osobiście. Reina stanęła akurat obok fotografii, na której był jej wujek.

— Reina, mógłbym powiedzieć wiele mądrych słów, żeby podnieść cię na duchu — odezwał się i położył swoje dłonie na jej ramionach, ale zrobił to na krótką chwilę. — Zapytam jednak o coś całkowicie innego. Czy pamiętasz pokaz mody we Florencio Delafuente?

Zamrugała oczami, próbując zrozumieć, o co pytał ją wujek. Starała się przypomnieć sobie czasy, kiedy była jeszcze zahukaną nastolatką z rozdziawioną buzią na widok pięknych modelek i modeli.

— Nie mogłabym zapomnieć pierwszego pokazu mody, na którym zrobiłam spektakularne wejście — zaśmiała się, jakby przypominała sobie, co konkretnego wydarzyło się tego wieczoru. — Najpierw nadepnęłam na tren sukienki i pamiętam, jak byłam przerażona. A później wylałam sok z mango na nieskazitelnie białą kreację, co było idealnym dopełnieniem wieczoru.

— Zapomniałaś o momencie, kiedy uciekłaś do mojej pracowni. Zaczęłaś tańczyć do muzyki w swojej głowie i tak zajęłaś się podskakiwaniem, że większość tiulu w różnych kolorach znalazła się na podłodze. Postanowiłaś jakoś to zatuszować, więc usiadłaś w samym ich środku, a po bokach robiłaś malutkie kokardki.

— Pamiętasz o tym? Jakim cudem?

— Jestem za bardzo sentymentalny — powiedział i dało się wyczuć, jak bije od niego pozytywna energia. Nawet ton jego głosu miał w sobie zerową ilość stresu. — Podpatrzyłem, jak sobie radzisz po podwójnym wypadku, i zauważyłem, że posiadasz w sobie taką naturalną swobodę. Samotność była dla ciebie odpowiedniejsza niż przebywanie w dużym gronie obcych osób.

Wyciągnęła ramiona na boki, jakby chciała się zakręcić wokół własnej osi. Odpuściła i opuściła ręce wzdłuż tułowia. Uśmiechnęła się, a gdzieś w myślach przypominała sobie momenty ze starszym bratem, kiedy tańczyli do klasyków czy śpiewali razem z bohaterami ulubionych bajek. To wszystko było tak magiczne, kiedy zachłystywała się wolnością, którą odzyskała w momencie postawienia pierwszych kroków z dala od rodziców.

— Chyba bardziej próbowałam przekonać samą siebie, że tak trzeba zrobić, żeby dodać pewności siebie Samuelowi. Nie chciałam niszczyć jego marzeń, dlatego przychodziłam na te pokazy mody i za każdym razem kończyło się jeszcze większą katastrofą w moim wykonaniu.

— Przynajmniej przestawało być nudno! — odpowiedział ze śmiechem Leonardo.

— Uwielbiam, kiedy próbujesz rozładować atmosferę, ale czasami za bardzo próbujesz tuszować poważniejsze rozmowy — zaczęła, by przejść do czegoś dużo ważniejszego. — Dlaczego unikasz tematu Samuela?

— Nie chciałem rozmawiać o twoim bracie, gdyż widziałem, z jaką trudnością przychodziło ci pozbieranie się po jego śmierci. Nadal masz koszmary nocne?

— Co? Skąd...?

— Przeczucie, Reina — odezwał się. — Znamy się jak dwa łyse konie, więc nietrudno dostrzec w tobie jakąś zmianę.

Zdawała sobie sprawę, że robił to z troski, bo się martwił, jednak ona sama odczuwała jedynie obezwładniający lęk, przed którym nie umiała uciec. Za bardzo i za często dopadały ją myśli związane z Samuelem. A szczególnie te dotyczące momentu jego śmierci.

Cofnęła się o kilka kroków, przez co wpadła na kogoś. Próbowała utrzymać równowagę, ale wychodziły z tego jedynie koślawe tańce. Doszedł do niej dźwięk tłuczonych kieliszków i zapach szampana, a dopiero później została uratowana przed upadkiem. Spojrzała na osobę z obsługi. W niemy sposób próbowała przeprosić za incydent, co spotkało się z delikatnym uśmiechem ze strony mężczyzny i kiwnięciem głową jako zgodę na przyjęcie przeprosin. Została podniesiona i stanęła w szpilkach pośród odłamków tłuczonego szkła.

— Dobrze wiesz, że... — zaczęła, ale w pewnym momencie zamilkła. Zaczęła przeskakiwać wzrokiem po pomieszczeniu, a gdy nikogo oprócz nich w nim nie zobaczyła, zaczęła mówić dalej: — ...nigdy nie pogodziłam się z jego odejściem.

Odwróciła się i podeszła do ogromnych okien. Rozciągał się przez nie widok na Plaça de Catalunya[6]. Wpatrywała się w niego i zaczynało do niej docierać, że nie była sama ze swoją żałobą. Nadal posiadała przy swoim boku osobę, na którą mogła liczyć, nawet jeśli kończyło się to na samym myśleniu. Była zbyt dumna, żeby poprosić o pomoc.

— Samuel był najlepszym starszym bratem, jakiego mogłam mieć. — Każde słowo wypowiadała bez większego pośpiechu. — Zawsze chronił mnie przed rodzicami. Często brał na siebie moje przewinienia.

Mężczyzna podszedł do niej w ciszy. Spojrzała na Leonardo kątem oka i poczuła wewnętrzny spokój, że nie musiała udawać kogoś, kim tak naprawdę nie była.

— Mieliście to nieszczęście, że przeżyliście koszmar, będąc małymi dziećmi — zaczął Leonardo. Był on porównywany do kolorowego ptaka, który idealnie łączył się z zawodem projektanta mody. — Wyszliście z tego wszystkiego z poharataną psychiką i jeszcze większą traumą. Nic dziwnego, że teraz tak źle znosisz jego odejście.

Wujek odwrócił ją do siebie. Dotknęła jego dłoni, żeby dodać sobie odwagi. Samo myślenie o nim powodowało strach. Zaczęły drżeć jej dłonie, a pod powiekami zbierały się łzy, które próbowała odgonić poprzez szybkie mruganie.

— Reina, Reina... — powtarzał jej imię, jakby zastanawiał się, jak powinien ubrać w słowa to wszystko, co chce jej przekazać. — Wiem, jak ciężko przechodzi się śmierć najbliższej osoby. Nie chcę, żebyś cokolwiek przyspieszała, więc powiem jedynie, że jestem obok ciebie, gdybyś chciała porozmawiać lub po prostu posiedzieć w moim towarzystwie w milczeniu.

— Dlaczego to powiedziałeś? Czy coś się stało?

— Samuel przyszedł do mnie i przekazał mi list, który był adresowany do ciebie. Miałem wspomnieć o nim w momencie, w którym pogodzisz się z jego odejściem. Kiedy wszystko się wydłużało, uznałem, że pierwsza rocznica jego śmierci będzie idealną datą. Przepraszam, że nie powiedziałem tego wcześniej. Nie chciałem, żebyś ponownie cierpiała.

Mogłaby się wściekać i tupać nogami, jednak zdawała sobie sprawę, że Leonardo Cervantes działał z dobroci serca. Zawsze to robił. Za każdym razem podziwiała, że działał w taki sam sposób, co ona. Wolał wszystko rozkładać na czynniki pierwsze, niż podejmować ważne decyzje pod wpływem chwili.Usłyszała szelest i podniosła wzrok na Leonardo. Wciągnął kremową kopertę z wewnętrznej części marynarki. Reina włożyła ręce do kieszeni czarnej sukienki. Był to jej nerwowy odruch. Nieświadomie zaczęła bawić się znajdującym w środku przedmiotem. Wyczuła pod palcami śliską powierzchnię i szpic na końcu. Nie umiała rozszyfrować, co to było, dlatego szybko na to zerknęła. Z niedowierzaniem popatrzyła na pendrive'a w kształcie złotego naboju. Bez słowa schowała go z powrotem.

Podniosła głowę, by zobaczyć wyciągniętą dłoń wujka. Spoczywał w niej list. Bała się go zabrać, jakby miała odnaleźć w nim ostatni, nieodnaleziony od momentu śmierci Samuela element. Teraz mógł zostać dopasowany, chociaż to wszystko wydawało się mało realne. Przełknęła ślinę i zabrała list. Na przedniej stronie koperty znajdowało się słowo Año[7], a pod nim, równo na środku: ½. Każdy z napisów stanowił zagadkę. Było to coś zakazanego, co mogła rozwiązać jedynie w momencie przeczytania listu. Nie wiedziała, czy była gotowa, żeby zmierzyć się ze swoimi największymi lękami. Chciała podjąć decyzję zgodnie ze swoim sumieniem i bez działania wbrew samej sobie.


~~

[1] Nueva perspectiva (hiszp.) — nowa perspektywa.

[2] Señora (hiszp.) — Pani.

[3] (hiszp.) — Tak.

[4]Es la hora (hiszp.) — Już czas.

[5] Perdón (hiszp.) — przepraszam w odniesieniu, kiedy komuś przerywamy, żeby zapytać lub prosimy drugą osobę o przesunięcie się.

[6] Plaça de Catalunya (hiszp.) — Plac Kataloński.

[7] Año (hiszp.) — rok.

* Wszystkie tłumaczenia znajdują się w komentarzach przy danym fragmencie.


Dobry wieczór w piątek 😘

Przyznam szczerze, że rozdział mnie wymęczył. Nie tyle samo pisanie, co późniejsze poprawki. Znalazła się w nim moja ulubiona scena, którą możecie przeczytać na samym końcu. Oczywiście jestem ciekawa, co sądzicie o relacji ojca z córką lub jakie macie przypuszczenia, jeśli chodzi o śmierć Samuela.

Dedykację kieruję do tacoukradlaksiezyc, która zostawiła 50 gwiazdkę. Jest to malutko, ale dla mnie znaczy naprawdę wiele.


Znalazłaś/eś błąd? Popraw. Dziękuję.


Aktualizacja: 28.01.2025


Możecie mnie znaleźć na:

Instagram: i.j.piotrowska_autor

Twitter/X: barcelonowa07

Hasztag do reakcji na Twitterze/X: #ZniszczeniPL



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top