Rozdział II
Pia lubiła swoją wakacyjną pracę w Havnen*, która polegała na staniu na kasie, krojeniu ciasta i sporządzaniu koktajlów. Dziewczyna miała być miła, służyć dobrą radą i nieustannie się uśmiechać. Czasem miewała trudności z tym ostatnim, szczególnie wtedy, gdy do środka wlewała się fala nieznośnych rówieśników i zmieniała swoje zamówienie szybciej, niż było to możliwe.
Przystań cieszyła się dużą popularnością. Ciasta domowej roboty, ręcznie wyciskane soki i klimatyzacja przyciągały tłumy ludzi, a w szczególności nastolatków. Ile się Pia napatrzyła na nowe miłostki i złamane serca rówieśników. Gdyby bardzo jej zależało, potrafiłaby napisać całą książkę, ba!, nawet serię czy scenariusz do opery mydlanej, ale uważała, że w jej życiu były sprawy, na które powinna nałożyć większy nacisk.
Nie ukrywała wdzięczności, że nie pracuje przy zbiorze owoców, czy co gorsza połowie ryb! Praca w klimatyzowanej kawiarni dla większości nieosiągalna, stanowiła swego rodzaju rarytas. Przez mieszkanie w Jondal już prawie szesnaście lat, zapach ryby nie opuszczał jej na ani jeden dzień, więc moment, w którym znajdowała się w zamkniętym pomieszczeniu bez owego odoru, był na wagę złota.
Usłyszała dzwonki na drzwiach, które oznajmiły nowego klienta.
– Co podać? – zapytała odruchowo, nie patrząc na zainteresowanego. Zgarnęła okruszki z resztek owocowej tarty. Chyba największym plusem tej pracy była możliwość jedzenia wypieków do woli, a właściwie do momentu, kiedy jej żołądek się buntował i nie przyjmował już żadnych pokarmów. Parę razy zdarzyło się, że musiała wcześniej wyjść, bo słodki zapach ciast nie wpływał na nią dobrze. Z czasem opamiętała się i sięgała po słodkości tylko raz w tygodniu.
– Mam do ciebie sprawę.
Podniosła wzrok i ujrzała niedoszłego topielca. Tym razem blond włosy sterczały we wszystkie strony na jego głowie, a blizna na nosie była niemal niewidoczna. Przypomniała sobie sytuację sprzed kilku dni i nie sama nie mogła się powstrzymać, by złośliwy uśmieszek zagościł na jej twarzy, a do rozmowy wkradł się złośliwy ton.
– Niestety, ale nie oferujemy potrawy o nazwie Mam do ciebie sprawę, ale mogę polecić fantastyczny sernik na kruchym cieście.
– Nie pajacuj, dobra? – Zniecierpliwił się Halvor. – Możesz teraz ze mną porozmawiać?
– W ofercie jest też pyszny koktajl truskawkowy. Oprócz tego rekomenduję tartę owocową. Idealna na upalny dzień.
Pia pozostawała nieugięta. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że widok rozdrażnionego chłopaka nie sprawiał jej przyjemności. Upajała się momentem, w którym to ona przejęła stery nad rozmową. Była na swoim terenie i w każdej chwili mogła skinąć na ochroniarza Patricka, jedzącego sernik w kuchni i próbującego uwieść kucharkę Nicolę, by wyprosił chłopaka z lokalu za utrudnianie pracy.
– Słuchaj, to naprawdę ważne.
– W lecie naprawdę ważne jest odpowiednie nawodnienie organizmu. Chciałbyś spróbować lemoniady? Przepyszna!
– Czy jeżeli zamówię ten przeklęty sernik, porozmawiasz ze mną?
Halvor wywiesił białą flagę. Zrozumiał, że przekomarzanie się z Pią było bezcelowe. Zrobiłby wszystko, tylko po to, aby zgodziła się go wysłuchać.
– Czy coś jeszcze? Może do picia...
– Tylko sernik! – wybuchnął.
Klienci odwrócili się zaniepokojeni. Starsza kobieta wskazała malutkiemu dziecku z ciemnymi włosami na Halvora i mruknęła „niedobry". Dziecko powtórzyło i zaklaskało rączkami. Pia uśmiechnęła się na ten widok pod nosem.
– Proszę zachowywać się kulturalnie, bo będę zmuszona cię wyrzucił – powiedziała z udawanym spokojem. – Czyli tylko sernik?
Halvor pokiwał głową. Nie miał już słów na całą tę sytuację. Wskazówka zegara pędziła z oszałamiającą prędkością, a każda chwila zwłoki odbijała się stresem nie tylko na nim. Dla pewności wyjrzał przez okno. Wszyscy byli na swoim miejscu.
– Dziesięć koron.
Dziewczyna wyłożyła talerz z ciastem na ladę. Nie martwiła się dekorowaniem sernika sosami i licznymi posypkami. Po pierwsze była w tym kiepska, a po drugie nie widziała sensu. Halvor nie wyglądał na klienta, który zostawi dziesięć koron więcej tylko dlatego, że dostał ładnie podany deser.
– To kiedy masz czas? – zapytał.
Pia spojrzała na zegarek – 09. 23. Uśmiechnęła się złośliwie, bo była pewna, że chłopak na pewno zrezygnuje ze spotkania.
– Jak skończę pracę, czyli o czternastej.
Halvor pokiwał głową. Jeżeli w ciągu wakacji jego matematyczne umiejętności nie wyparowały całkowicie z głowy, oznaczało to, że będzie musiał spędzić w Havnen cztery godziny i trzydzieści siedem minut. Zagryzł od środka policzki, by nie wybuchnąć na rudą dziewczynę, która zapewne tylko na to czekała.
– Mam czas – mruknął i zabrał ciasto.
Gdy mijał stolik starszej kobiety, mały chłopczyk wyciągnął w jego kierunku małą rączkę i wskazał wprost na niego.
– Niedobry, niedobry! – krzyknął.
Babcia czym prędzej uciszyła go palcem, a jej policzki zapłonęły szkarłatem. Halvor czekał, aż wyduka ciche „przepraszam", ale ona zamiast tego podniosła się, wzięła dziecko na ręce i zostawiła Pii napiwek. Dziewczyna gorąco ją pożegnała i zachęciła do kolejnej wizyty.
– Mam nadzieję, że wtedy nie będzie nikogo niedobrego – powiedziała i spojrzał wymownie na Halvora.
Chłopak prychnął pod nosem. Postawił talerzyk z trzaskiem na stole, a mężczyzna w średnim wieku i śladami zarostu rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie. Klapnął na fotel, który okazał się wygodniejszy, niż sądził i wyciągnął telefon.
Kilka minut przed czternastą do Halvora dołączyło dwóch chłopaków. Benedikt od razu wskazał na nietknięty sernik. Halvor machnął na niego ręką. Chłopak dorwał się do ciasta i pochłaniał je z oszałamiającą prędkością. Axel wskazał ruchem głowy na Pię. Halvor nie miał mu na razie nic do powiedzenia.
Pia przyglądała się trójce ze zmarszczonym nosem. A oni tu po co? Kojarzyła ich ze szkoły, ale nie utrzymała bliskiego kontaktu. Zamówili po kawie mrożonej i czekali razem z Halvorem. Kiedy zobaczyła Evę, wchodzącą do kawiarni, ruszyła na zaplecze. Ściągnęła fartuch i kiczowatą bandamkę z głowy. Poprawiła włosy i ruszyła do paszczy lwa.
– Czego ode mnie chcesz? – zapytała bez owijania w bawełnę. Przesunęła krzesło od pustego stolika obok i zlustrowała nowo przybyłą dwójkę.
Chłopcy spojrzeli po sobie. Nie wiedzieli, jak zacząć. Znali Pię dłużej niż Halvor i wiedzieli, że przekonanie jej do planu, będzie trudne.
– To jest Axel i Benedikt – przedstawił ich Halvor. – Chcemy razem podjąć próbę... trudną próbę. W sensie...
– Słuchaj, albo mówisz o co ci chodzi, albo idę do domu – zaperzyła się Pia. – Nie mam czasu, ani chęci na wysłuchiwanie twojego jąkania.
– Potrzebujemy dobrego pływaka – odezwał się Axel.
– Halvor powiedział nam o wczorajszej sytuacji. To niesamowite, że go uratowałaś i w ogóle. – Benedikt wpatrywał się w Sagosen z nieskrywanym podziwem.
– Chcemy pływać w jeziorach w górach. Planujemy opłynąć każde w Jondal. Ale wiemy, że jeśli coś by się stało, nie mamy szans na ratunek. – Halvor wzruszył ramionami. – My spanikujemy, a ty zachowasz trzeźwość umysłu.
Pia lubiła słuchać komplementów na swój temat. Niemałą przyjemność sprawiło jej wyznanie Halvora.
– No tak, ale jeżeli coś się wam stanie, ja będę odpowiedzialna?
– Nie! Jeżeli coś się stanie, ty jak najszybciej znikasz, a my bierzemy wszystko na siebie – zapewnił Axel.
Sagosen udawała, że się zastanawia, ale podjęła decyzję jeszcze zanim usłyszała ich propozycję. Miała zamiar spokojnie spędzić ostatnie wakacje przed gimnazjum, a jej spokój, na pewno nie obejmował Halvora i spółki.
– A po co? Po co będziecie pływać po jeziorach górskich? Chcecie szybkiej śmierci?
– Nie. My chcemy zrobić to dla zabawy. Wyzwanie. Pokazać naszą odwagę – zapewnił Benedikt.
– Chyba głupotę. Odpowiedź brzmi: NIE.
Podniosła się z krzesła i ruszyła do wyjścia. Nastolatkowie siedzieli zdębiali. Jak to możliwe? Halvor wybiegł za dziewczyną niemal natychmiast. Ona jednak szybko szła przed siebie, a Ben z Axelem mogli zobaczyć ją zza witryny. Halvor był tuż za nią.
– Poczekaj! – Dziewczyna posłusznie przystanęła. – Dlaczego nie?
– Dlaczego nie? Ty się mnie jeszcze pytasz? – Pia nie sądziła, że ktoś może być aż tak głupi. - Chcecie się utopić dla kilku polubień?
– Ale właśnie ty temu zapobiegniesz! Uratujesz nas! – Ruszyła dalej. – I tak pojedziemy, wiesz o tym. Co ci szkodzi? Ten jeden raz!
Dalej nie widział żadnej reakcji, ale spróbował po raz ostatni:
– Jakbyś się zdecydowała, to jutro odjeżdżamy rowerami spod kościoła o siódmej.
Halvor nie był pewny, czy dziewczyna to usłyszała. Oddalała się niewzruszona. Miał tylko nadzieję, że to przemyśli.
* Havnen norks. Przystań
a/n Jak Wam się podoba?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top